PBF - Charleston by Night

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 23 września 2017, 21:23

Beckely WV, Harper Rd, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

- Ya Kahba, sayeb zebi!* - warknął Morderca, potrząsając głową - Air il'e yeba'atak!**

Nie znosił tego rodzaju sytuacji. Do cholery, żaden Niewierny nie miał prawa siedzieć mu w głowie. Przełknął kolejne przekleństwo i skoncentrował się na symbolu, którego nauczył go Akramah, a który służył do obrony właśnie w takich przypadkach. Głos szepczący w jego głowie ucichł, jak ucięty ostrzem khanjar. Łowca rozluźnił się lekko, nie puszczając jednak kolby skrytego pod kurtką Desert Eagle. Korzystając z chwili upragnionej ciszy, rozejrzał się uważnie dookoła.
Wydaję 1 S.W. aby zerwać połączenie telepatyczne z panią Tzimisce.
Nadwrażliwość:1 - poprawiam sobie wzrok i rozglądam się, szukając zagrożeń.
* arab - Odpierdol się, dziwko, zostaw mnie do kurwy nędzy!
** arab - Obyś została zakołkowana chujem!
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 27 września 2017, 17:10

Beckely WV, Harper Rd, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

Wellington otrząsnął się ignorując wibrujący żenski głos w głowie.

Nie musisz tego słuchac Bernardzie - powiedziął do siebie sam w myślach: I tak nie masz możliwości aby spróbować nawiązać nić konwersacji. Dalsze słuchanie tego głosu nie przyniesie żadnych, wymiernych korzyści

Z pomocą słów Horacego szybko zorientował się, że mają do czynienia z magią kołduniczną, przeżywająca renesans pośród współczesnych kaintów klanu Tzimisce. Już sama osoba budziła zawodową ciekawość Brujaha, w szczególności, jeśli kobieta dysponowała mocą Zniekształcenia. Na kalkulacje było jednak zbyt wcześnie, a ze względu na okoliczności nie bedzie miał możliwości testów na sabatniczce. Póki co, na razie sami dostali solenną, trochę rzuconą na wyrost obietnicę, że skończą jako maski jej bestii. Uzyte słowo 'bestia' sugerowało potomkowi Artahsisa, że kainitka mogła być zakażona Zniekształceniem.

Brujah zaczął analizować użytą moc kalkulując czy będzie potrafił coś na to zaradzić.
Wydam 1 SW aby powstrzymać głos.
Ostatnio zmieniony 27 września 2017, 17:15 przez 8art, łącznie zmieniany 1 raz.

Zin-Carla
Reactions:
Posty: 162
Rejestracja: 06 maja 2015, 15:12
Kontakt:

Post autor: Zin-Carla » 03 października 2017, 20:48

Beckely WV, Harper Rd, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

Lasombra musiała przyznać, że opiekunka tej sabatniczej domeny miała polot niespełnionego poety. Nie lubiła gróźb rzucanych w jej stronę. I zawsze traktowała je jako wyzwanie. Gdy, ktoś zbyt wiele mówi i obiecuje... No zobaczymy czy Domecritus uklęknie... pomyślała drwiąco... ale, rzeczywiście Tzmisce na tej ziemi był dal nich realnym problemem. Jeśli mają szukać kruka, muszą wejść do parków i przestrzeni naturalnych gdzie podłożem będzie ziemia... Zaklęła pod nosem....

- Ferme ta gueule!* Co za bezczelność! Co w ogóle Tzimisce robi na tej ziemi? Nie powinien siedzieć gdzieś w Transylwanii, w ponurym zamku patrząc w swe szpetne, zdeformowane odbicie! - Vikctoria była wyraźnie wzburzona i podirytowana - ah Merde! Kolejna rzecz wśród tysiąca innych do rozwiązania! CZy to się nigdy nie skończy? - zapytała się reotrycznie.

- No dobrze - poprawiła szybko ton głosu i przeszła do konkretów opanowując krótki atak zrezygnowania - CO wiemy o tym cholerstwie. Ktoś ma jakiś pomysł? Niech pomyślę co też sama o tym wiem... Tzmisce! Kto by pomyślał.

wydaje 1 pk siły woli przerywając połączenie, Używam swojej wiedzy o okultyzmie i rozwiązywania zagadek jak możemy przeciwdziałać magii koudunicnzej. Jakie mamy umiejętności, które mogą nam pomóc. Viktoria nie spotkała jeszcze Tzymisce na swojej drodze w takiej sytuacji czuje się challenged by przetestować swoją wiedzę o sztukach tajemnych.
*zamknij gębę
The oldest and strongest emotion of mankind is fear, and the oldest and strongest kind of fear is fear of the unknown

H.P. Lovecraft

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 17 października 2017, 17:04

Beckely WV, Harper Rd, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

Nieznośny głoś Tzimisce ucichł w głowach członków koterii pozwalając skupić się na otoczeniu. Na cmentarzu rozległy się strzały z broni palnej, a zgromadzenie znajdujących się tam osób zaczęło zachowywać się nerwowo. Kilku mężczyzn oddzieliło się od grupy udając się w kierunku przeciwnym do drogi, na której stał samochód koterii. Płomień ogniska stał się na chwilę jeszcze większy, zupełnie jakby ktoś dolał benzyny. W oddali rozległy się wrzaski i krzyki, które musiały wpłynąć na tych obywateli, którzy znajdowali się bliżej ulicy. Ludzie zaczęli uciekać w popłochu. Nagle w całym mieście rozległo się głośne wycie syreny straży pożarnej.

Na dźwięk alarmu, grupy ludzkich bojowników zaczęły oddalać się jak najdalej od limuzyny. Niektórzy zaczęli biec, inni wsiedli do samochodu w wielkim pośpiechu. Siedzący za kółkiem Terry miał szklany wzrok i mamrotał coś pod nosem, kompletnie ignorując wszystkich w samochodzie. Ostatnie słowa Tzimisce wciąż brzmiały echem w jego głowie:

- Jesteście na mojej ziemi. Wasze truchła czeka ogień, który oświetli mi drogę do zwycięstwa...

Wykorzystując zainteresowanie Malkavianina, bezcielesny głos kontynuował przemowę.

- Neik, ruszmy się stąd - warknął Assamita.

- Terry! - krzyknęła Victoria do siedzącego za kierownicą Malkaviana, ale ten niespecjalnie się tym przejął.

Kilkanaście sekund później Namtar zobaczył na końcu ulicy skręcający z dużą prędkością nowoczesny wóz strażacki. Jego mrugające na niebiesko światła i brak włączonej syreny nie były czymś normalnym.
Spoiler!
Tzimisce mówi dalej:

- Terry... Tylko ty masz odwagę mnie wysłuchać? Widocznie pozostali lękają się samego brzmienia mego głosu i wolą ukryć się przede mną. Ucieczka jest oznaką strachu! Gardzę słabymi, a nieudacznicy sczezną, ogień oczyści ta ziemię z chwastów! Śliniący się do swoich gości Redondo zrobił z was swoich nowych pupili i wydaje mu się, że może decydować o hierarchii wśród Starszych. Głupiec! Jego próżność sprawia, że zbiera mi się na wymioty. Dla mnie jednak nadal jesteście nikim i pozostaniecie nikim. Wspomnienia po was znikną zaraz po tym, gdy tylko wiatr rozwieje pył waszych nędznych kości...

Test Ścieżki za brak jej założeń. Chodzi o napady świętości i realizowanie nowej misji. Nie odegrałeś tego, a jest to grzech na twojej ścieżce.

Test Sumienia ST:8 = 0 sukcesów. Tracisz punkt ścieżki, czyli teraz masz 6.
Spoiler!
Wyczucie Niebezpieczeństwa ST:8 = 3 sukcesy.
Niebezpieczeństwo, Sfora Sabatu, wóz strażacki.
Wóz dojedzie do was za 3 rundy.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 19 października 2017, 10:15

Beckely WV, Harper Rd, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

Nie miał czasu przyglądać się Świrowi, ani oceniać jego stanu psychicznego. Nadjeżdżający wóz strażacki skupił na sobie całą jego uwagę.

- Sabat. Sfora - rzucił na tyle głośno, by słyszeli go siedzący w limuzynie członkowie koterii. Jednocześnie płynnym ruchem wyszarpnął skrytą pod kurtką broń. Dwa strzały zlały się praktycznie w jeden, gdy lufa Desert Eagle rozbłysła ogniem.
Używam Szybkiego Dobycia (pistolet mam przygotowany, trzymam kolbę pod kurtką). Strzelam dwa razy w przednie opony wozu strażackiego.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 22 października 2017, 22:23

Beckely WV, Harper Rd, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

Horacy nie wiedział, jaka była przyczyna tego dziwnego zachowania w ich koterii ale na intensywne wnikanie nie bardzo miał czas. Jedno było pewne coś solidnie nie tak było z głowami jego współtowarzyszy. A biorąc pod uwagę reakcję Namtara i brak reakcji Świra, z całą pewnością mógł dodać, iż z głowami było nawet gorzej niż zwykle.
Dał im chwilę aby się ogarnęli ale błysk ogniska, zapewne oznajmiający gdzie się znajdują, a także pędzący na sygnale wóz ze strażakami z jakiejś specjalnej jednostki Sabatu do załatwiania takich problemów jak ich koteria, wymusił na Horacym natychmiastowe działanie*. Wprawdzie były to jedynie jego zgadywanki, kogo tu przysłali ale nie miał najmniejszej ochoty sprawdzać swojej teorii w praktyce.
Uderzył z siłą potencji w tył zagłówka kierowcy ich auta.

- No jedź! Kurwości, Terry ile mamy na ciebie czekać, później się będziesz modlił.
Spoiler!
Zmieniam wygląd naszych bohaterów na przestraszonych mieszkańców miasta podobnych do tych co w okolicy.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 01 listopada 2017, 18:31

Beckely WV, Harper Rd, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

Pod naciskiem pięści Horacego zagłówek z łatwością oderwał się od reszty siedzenia uderzając z ogromną siłą w tył głowy Malkaviana. Głowa Terrego niebezpiecznie blisko zbliżyła się do kierownicy, gdy w ostatniej chwili zadziałały pasy bezpieczeństwa zatrzymując ciało w jednym miejscu.

- No jedź! Kurwości, Terry ile mamy na ciebie czekać, później się będziesz modlił - wrzasnął Nosferatu, ale nie przyniosło to żadnego efektu. Świr wydawał się być nieprzytomny.

W tym samym momencie Namtar wyciągnął pistolet i strzelił kilka razy celując w koła nadjeżdżającego wozu strażackiego. Opony strzeliły głośnym hukiem zmieniając gumę w poszarpaną masę kołująca się na stalowych felgach. Kierowca jednak nie poddawał się i próbował jechać dalej. Z mizernym wszakże skutkiem. Wóz szybko stracił rozpęd, a przednie koła coraz głębiej wrzynały się w asfalt.

Horacy postanowił zmienić wygląd wszystkich w aucie na normalnych cywilów, aby mieć większe szanse na przeżycie. Victoria w tym czasie dokładnie przyjrzała się Terremu, po czym rzuciła do pozostałych:

- Terry odleciał. Ktoś z was umie prowadzić?

Wszyscy w samochodzie pokiwali przecząco głowami zdając sobie sprawę z kiepskiego położenia. Wóz strażacki ostatecznie zatrzymał się jakieś czterdzieści metrów przed limuzyną Victorii. Ktoś wewnątrz wozu wyłączył silnik oraz mrugające światła. Chwilę później wysiadło z niego czterech uzbrojonych w broń palną Sabatników. Wyglądali na zbirów mieszkających na ulicy, którzy nie przejmowali się stanem zniszczeń jakie posiadały ich ubrania. Tylko jeden z nich miał spodnie i koszulkę bez żadnych dziur. Czarne ślady po zaschniętej krwi na ich ubraniu świadczyły o niejednej bójce stoczonej na ulicach miasta.

Namtar nie czekał na lepszą okazję. Gdy tylko dostrzegł wroga wystrzelił dwa razy. Kule bezbłędnie trafiły przeciwników, posyłając ich w wieczną ciemność. Pierwszy sabatnik padł na asfalt z rozłupaną czaszką, powoli zmieniając się w wysuszone zwłoki. Drugiemu kula oderwała od ciała rękę wraz z trzymanym w dłoni pistoletem, który przy upadku na ziemię wystrzelił, trafiając w boczne drzwi wozu strażackiego.

Pozostała przy życiu dwójka ruszyła do przodu otwierając ogień w kierunku Assamity, stojącego tuż obok drzwi limuzyny. Moc Akceleracji pozwoliła Namtarowi na szybkie przesunięcie się na tył auta, które stało się idealną kuloodporną osłoną. Kilka pocisków wystrzelonych z pistoletów dwójki odważnych Sabatników odbiło się od polakierowanej na czarno blachy, nie pozostawiając na niej żadnego śladu. Widząc ten efekt, jeden z nich krzyknął:

- Pieprzone limuzyny paniczów z Camarilli!

- Spalimy was żywcem, kurwy! - wrzasnął ten drugi.

Żadna kula nie zdołała sięgnąć nadnaturalnie szybkiego Mordercy, który korzystając z tych kilku sekund przeładował broń. Chwilę później wychylił się i znów wystrzelił dwa razy z śmiertelną precyzją. Wystarczyła jedna kula, by powalić pojedynczego członka Sfory. Rozerwana na strzępy klatka piersiowa buchnęła fontanną krwi, pozbawiając nieśmiertelności żołnierza Miecza Kaina. Czwarty z przeciwników oberwał w biodro. Kula z miękkim rdzeniem rozrywała kości miednicy. Zabójca był pewien, że facet nie żył zanim upadł na asfalt.

Nie wychodząc zza limuzyny odpalił moc Akceleracji i rozejrzał się wypatrując kolejnego przeciwnika. Zobaczył go, gdy tamten majstrował przy czymś na dachu wozu strażackiego, po czym zeskoczył na jego tył, znikając całkiem z pola widzenia Assamity. Nie czekając, Morderca ruszył w kierunku wozu. Dzięki niesamowitemu przyspieszeniu, stał się całkiem niewidoczny dla możliwości percepcyjnych członków koterii. Pokonanie czterdziestu metrów z taką szybkością trwało zaledwie kilka sekund, a cały rozpęd został przez Namtara przeznaczony na wykonanie skoku z saltem, aby znaleźć się od razu na dachu wielkiego auta. Wylądował na nim niczym zwinny drapieżnik, gotowy do kolejnego ataku na upatrzoną ofiarę.

Natychmiast rozejrzał się z góry w poszukiwaniu przeciwnika. Nie odnalazł go nigdzie, więc postanowił wyciszyć swe działania dzięki mocy dyscyplinie Śmierci i zeskoczyć z boku auta. Podejrzewając, że wróg schował się pod pojazdem, zeskoczył w miejscu, gdzie znajdowały się wielkie koła, aby nie pozwolić się zauważyć. Schylił się, ale pod wozem nikogo nie było. Moc Akceleracji przestała działać.

Podszedł do kabiny, ale również okazało się że jest pusta. Obszedł wóz z drugiej strony i zauważył opuszczoną aluminiową kotarę, na bocznej ścianie samochodu. Przykleił się plecami do krawędzi wozu, tak by nie stać się łatwym celem i zaczął podnosić roletę. Wtem kilka kul przedziurawiło aluminiową zasłonę. Strzały były na tyle celne, że powaliłby każdego kto stałby przed lukiem na sprzęt przeciwpożarowy. Widzący doskonale w ciemnościach Namtar podniósł kotarę do końca, po czym sięgnął drugą ręką do środka po ściśniętego między toporkami sabatnika i z przerażającą siłą wyciągnął go na zewnątrz.

Nim facet zdążył cokolwiek zrobić, Namtar zatopił w nim swoje kły i zaczął pić. Słodka Vitae na nowo zaczęła wypełniać martwe serce Assamity , odżywiając go i uzupełniane zapasy zużyte na aktywację dyscyplin. Sabatnik był słabej krwi i okazał się być przemienionym w ostatnich nocach. Jego ciało wyglądało całkiem świeżo, nawet po tym jak Namtar dokonał aktu diabolizacji.

W tym czasie Terry ocknął się, a pozostali nie czekając na wyjaśnienia kazali mu jechać. Malkavian przeżegnał się pospiesznie, po czym włączył bieg i ruszył w kierunku wozu strażackiego włączając lewy kierunkowskaz, aby ominąć przeszkodę.
Spoiler!
Liczby oznaczają sukcesy.
I Runda:
Inicjatywa:
Sfora 1
Namtar 3

Namtar odpala Akcelerację.

Trafienie
1 akcja 8 + 7 - 4 = 11 (zabity)

2 akcja 4 + 7 - 4 = 7 (zabity)

3 akcja (czekanie na przeciwników)

Strzały Sabatników

Trafienie
Trzeci Sabatnik 4
Czwarty Sabatnik 2
Unik Namtara jako trzecia akcja 6

4 i 5 akcja: Przeładowanie broni.
II Runda:
Inicjatywa
Sabat 3
Namtar 6

Namtar odpala Akcelerację.

1 i 2 akcja
Namtar strzela
8 + 7 - 4 = 11 (zabity)
8 + 7 -3 = 12 (zabity)

Pozostałe akcje na rozejrzenie się, przeładowanie i zmianę broni.

5 Sabatnik na dachu zeskakuje za tył wozu strażackiego.


III Runda:
Sabatnik 3
Namtar 5

Namtar odpala Akcelerację.

3 akcje na dobiegniecie do wozu i wskoczenie na dach (8 sukcesów na zręczność)
2 akcje rozejrzenie się z góry dookoła samochodu

IV Runda:
1 akcja: Namtar używa Ciszy.
2 akcja: zeskoczenie obok kol,
3 akcja: spojrzenie pod wóz
4 i 5 akcja: znalezienie wroga
Ostatni typ zjedzony.


Gdzie chcecie jechać? Tylko Horacy zna okolicę i może nawigować.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 06 listopada 2017, 13:32

Beckely WV, Harper Rd, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

Neik, powinniśmy stąd znikać - myśl ta pojawiła się w głowie Mordercy przyjmując postać równie nagłą, co naglącą. Przełknął ostatni łyk czerwieni. Wiedział, że ci gówniarze Sabbatu, których zwłoki wciąż śmierdziały cmentarną ziemią, nie stanowili prawdziwego zagrożenia. Dziwka Tzimisce rozpoznała koterię klienta jako Starszych, po czym wysłała tą sforę szczeniaków, nie po to, by ich zgładzić, lecz by sprawdzić ich możliwości. Ktoś jeszcze był w okolicy, obserwował i oceniał. Kolejny atak będzie o wiele lepiej przygotowany, to była jedynie rozgrzewka...

Wstał płynnie, upuszczając ciało żołnierza Miesza Kaina na asfalt. Osunęło się niemal bezgłośnie, niczym bezwładny wór niepotrzebnych już ścięgien i kości, przypominający istotę ludzką jedynie z wyglądu. Limuzyna ruszała właśnie, najwyraźniej starając się wyminąć wóz strażacki. Nie tracąc czasu Łowca ruszył biegiem w kierunku motoru. Smak krwi w ustach i zapach prochu w powietrzu wprawiały go w znakomity nastrój: coś pomiędzy świadomością, którą mogłoby posiadać ostrze brzytwy, a ekscytacją drapieżnika, który zwęszył ofiarę. Od pełnego szczęścia oddzielała go wszakże cienka niczym włos świadomość, że nie jest tutaj sam. Był odpowiedzialny za przetrwanie wybrańców Atra-hasisa, a ich bezpieczeństwo zdecydowanie malało z każdą chwilą, jaką spędzali w tej zapomnianej przez demony dziurze. Miał jedynie nadzieję, że Kuffrowie istotnie, mieli jakiś plan... Klnąc odpalił motor i wyszczerzył zęby, słysząc ryk silnika hondy. Zapowiadała się kolejna krwawa noc.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 08 listopada 2017, 22:10

Beckely WV, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

Horacy jeszcze parokrotnie obejrzał się za siebie o dokoła wypatrując podłych podglądaczy, którzy mogli obserwować ich jakże brawurową ucieczkę z miejsca incydentu.

- Niech to... szkoda że nie dałem rady sprawdzić tego napisu, mógłby coś powiedzieć o tym kto go pisał, czy coś... Jedź w tamtą stronę. - dług paluch wyprzedził twarz ojczulka wskazując kierunek. - Tam jest Arch Coal Beckley założę się o dolara, że ta jebana suka z Sabatu ma w tych kopalniach kryjówkę dla tych swoich powykręcanych abominacji, nie przypominających ideału kainitów - Nosferatu położył rękę na sercu, mając na myśli oczywiście siebie - ale nie tylko dla tego tam. Jest tam skrzyżowanie Old Cort z Pld Cort, i kilka bocznych dróg. Jeśli będą chcieli nas zatrzasnąć będą musieli mocniej podzielić siły żeby wszystko obstawić. No i jest tam lądowisko, gdzie przy odrobinie szczęścia moglibyśmy... - zabębnił palcami w oparcie fotela z przodu chcąc tymi słowami dodać sobie otuchy. - Pieprzone zadupie... a w ogóle to czemuż to właściwie przyjechaliśmy akurat w to miejsce Terry?

Szczur spojrzał w lusterko kierowcy szukając wzroku Świra.

Obrazek

- Niezbadane są wyroki boskie, a tym bardziej ścieżki jakimi Pan nas prowadzi. Jednakże powiadam wam, iż jedziemy ciemną drogą pośród przeklętego lasu... prosto ku wiekuistej światłości. Czyż nie tako rzecze pismo święte? Czyż nie tak zostało zapisane? Jechanie do Princeton, gdy Sabat ma Vasco będzie rzucaniem ziarna na jałowy teren i nie wyda żadnego owocu. Plon naszej podróży jest blisko, czuję go... - przeżegnał się jeszcze raz, po czym wcisnął pedał gazu.

- Ja tam czuję tylko moje obolałe stopy... - powiedział ściszonym głosem i raz jeszcze zaczął się bacznie rozglądać.
Spoiler!
Oczywiście rozglądam się używając wyostrzonej odpowiednio nadwrażiwości.
Ostatnio zmieniony 09 listopada 2017, 14:56 przez Suriel, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 15 listopada 2017, 17:41

Beckely WV, Okolice starej kopalni, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

Jechali dalej w mrok opanowanego przez Sabatników miasta. Ciemna ulica wiła się przed nimi, niczym przejście wiodące w głąb groźnego labiryntu, coraz dalej i dalej w mrok. Otoczenie spowijała czerń, a brak świateł w pobliskich domach sprawiał, iż cała okolica zdawała się wyludniona, jak gdyby po przejściu jakiegoś kataklizmu. Nawet księżyc schował się za gęstymi chmurami pozbawiając mieszkańców Zachodniej Wirginii swego przewodnictwa we wszechogarniającej ciemności.

Victoria wyrwała się z zamyślania nad tym co powiedział Nosferatu, po czym przemówiła:

- Jedziemy tam, gdzie wskazał Horacy. To jedyne co mamy w tej chwili.

Horacy szepnął do kierowcy:

- Terry, zawracaj, to w drugą stronę.

Malkavian wjechał na chodnik, włączył bieg wsteczny i zawrócił omijając przy tym obszary z surową ziemią. Namtar szybko dogonił limuzynę. Czujne spojrzenie Mordercy lustrowało drogę i otoczenie. Wszyscy gdzieś zniknęli, jakby czekali na odpowiedni moment, by zaatakować. Terry nigdy wcześniej nie jechał tak szybko, wola Pana nie pozwalała bowiem jego słudze zdjąć nogi z pedału gazu. Z minuty na minutę zagłębiali się jeszcze większy mrok, który po przejechaniu wiaduktem nad autostradą, przykrył cały obraz przed nimi. Tylko światła limuzyny oświetlające drogę umożliwiały jakąkolwiek orientację w terenie.

Uliczne lampy nie działały po tej stronie miasta. Wszystko wskazywało, że jadą w dobrym kierunku - prosto w paszczę szaleństwa. Nikt nie powiedział tego głośno, ale każdy czuł wewnątrz siebie, iż w tej właśnie chwili rozpoczęło się coś wielkiego, niesamowitego i potwornego, czego jednak nie potrafili nazwać nawet w myślach. Coś czego nie mogli wytłumaczyć, ale gdzieś głęboko w każdym z nich, w ich krwi budził się zew.

- Blood calls to blood. Panie, miej nas w opiece - powiedział posępnym tonem Terry nie spuszczając drogi z oczu.

Chwilę później zauważył, czyjąś postać stojącą przy szosie. Nie zwolnił, bojąc się o kolejny atak. Gdy limuzyna podjechała bliżej, okazało się że był to półprzezroczysty Upiór kobiety ubranej w długą, karmazynową suknię. Miała krwisto czerwone usta, którymi posłała pocałunek w kierunku jadącego wozu, po czym rozpłynęła się w powietrzu.

Jechali dalej wjeżdżając w gęsty liściasty las. Przez całą podróż nie minęli żadnego innego pojazdu, co dodatkowo potęgowało poczucie niepokoju. Ta niepewność, tego co mogło wydarzyć się w niedalekiej przyszłości zajmowała uwagę całej koterii. Malkavian odezwał się, kontynuując swoją poprzednią myśl:

- Nie ma zbiegów okoliczności, które są następstwem śmierci Red'a. Wskutek tych niewyobrażalnych wydarzeń, po nich i przed nimi, fizyczne detale dostają chwilowego spazmu. Widzę je wyraźnie. Wyzwalają się, można by rzec, a gdy ponownie nabiorą ostrości, zaczynają się w dziwny sposób zbiegać. Nazwy ulic, daty, drugie imiona, wszystkie zbyteczne drobiazgi okazują się być ze sobą powiązane. Jesteśmy światkami ruchu niewidzialnej ręki Boga, która sprawia, że przed nami rośnie fala, która zapoczątkuje efekt lawinowy.

- Co to znaczy Terry? - zapytała Victoria.

- Cóż... Tylko tyle, że coś się wydarzy. Coś wielkiego. Z drugiej strony... Przecież zawsze coś się wydarzy nieprawdaż? - zakończył zdanie z uśmiechem na twarzy, po czym szybko przeżegnał się.

W końcu dojechali do miejsca, które opisał Horacy. Droga kończyła się wielkim parkingiem otoczonym z każdej strony przez posępne dęby. Po prawej stronie znajdował się dwupiętrowy budynek biurowy, oświetlony przez dużej mocy reflektor umieszczony na drewnianym stojącym nieopodal słupie. Widoczna po lewej stronie szutrowa droga prowadziła dalej w las, a znajdujący się znak drogowy, wskazywał, iż do głównego wejścia do kopali jest niecałe sto metrów. Przed zabudowaniami stał znajomy opuszczony samochód, dwójki Nosferatów - Brayana & Baxtera.

Jednak uwagi koterii nie przykuł, samochód należący do członków Camarilli, a coś zupełnie innego. W wysuniętej najdalej przed nimi części placu, znajdowały się wbite w ziemię krzyże sporych rozmiarów. Wykonane z ciosanego na szybko drewna, podtrzymywały przywiązane drutem kolczastym nieruchome postacie. W centralnej części, na największym z nich wisiał nieprzytomny Democritus. Wszystkie postacie, które wisiały wokół Księcia, były z nim połączone drutem kolczastym. Ociekająca od krwi bolesna więź, biegła od nadgarstków władcy Charleston, kończąc ciasno owinięta na szyi poszczególnych osobników. Żaden z Kainitów nie mógł się ruszać, gdyż każdemu z nich wystawał kołek z piersi. Na krzyżu, tuż nad głową Democritusa wisiał bardzo jasny reflektor z namalowanym krwią tym samym symbolem, jaki pokazała im Furia. Horacy natychmiast zaczął liczyć każdego z nich:

- Richard... Pięć, sześć... To oni... Jego dzieci... Porucznicy Zachodniej Wirginii - powiedział cicho.

Było bardzo cicho. Brak choćby najmniejszego powiewu wiatru, sprawiał że czuli się jak w śnie. Wszystko wydawało się nienaturalne i w pewien sposób wypaczone. Jak gdyby sama rzeczywistość buntowała się, by brać udział w tej przerażającej grze.
Co robicie? Jakieś deklaracje? Dodatkowe pytania odnośnie otoczenia można zadawać na PW.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Zin-Carla
Reactions:
Posty: 162
Rejestracja: 06 maja 2015, 15:12
Kontakt:

Post autor: Zin-Carla » 16 listopada 2017, 15:25

Beckely WV, Okolice starej kopalni, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

Lasombra szybko taksowała wzrokiem otoczenie. Gdy jej uwaga zatrzymała się na księciu, i jak oznajmił Horacy, jego dzieciach, chwila zatrzymała się w czasie. Symbol rzucający cień na parking był niewątpliwie symbolem demona, o którym rozmawiali. Namtar podjechał do limuzyny pukając w okno, chcąc usłyszeć od koterii, co dalej. Viktoria odsunęła szybę w 1/4 tak by widzieć ochroniarza lecz by nie odsłonić sie w całości. Była pewna, że ktoś już ich obserwuje.

Zaczęła chicho, tak by wszyscy słyszeli ale jednocześnie mając nadzieje, że nie za głośnio w przypadku niechcianej pary uszu w okolicy.

- Oczywistym jest, że ktoś zdemaskował księcia przed nami i chcę naznaczyć całą jego rodzinę za zadawanie się z bytami z poza tego świata. Nie zabili ich, chcą by cierpieli. Wystawieni jak na pośmiewisko w jakże groteskowy sposób, nawiązując do kultury chrześcijańskiej. Może to nam dać pewien trop. Za dużo tu światła i jeśli spróbuje przywołać to ciemność, ktokolwiek kto obserwuje to miejsce będzie wiedział o naszej obecności. Ktokolwiek zdołał pojmać księcia i jego dzieci musiał być też odpowiednio silny ... albo posiadać wiele mięsa armatniego. Nie wiem czy powinniśmy ściągnąć któregoś z nich. Nie są naszymi przyjaciółmi ale może mogli by na pomóc w dowiedzeniu się... kto tu przesuwa pionki. Podejrzewam jednak, że jeśli tylko sie zbliżymy... ktoś niechybnie nas ugości.

- Może Horacy może sprawdzić to miejsce...? tak jak chciałaś napis? Możemy po prostu ich ominąć i w cieniach przemieścić się do kopalnie... ale coś mi mówi, że powinniśmy dla własnego dobra dowiedzieć się trochę więcej.... zanim tam wejdziemy...
The oldest and strongest emotion of mankind is fear, and the oldest and strongest kind of fear is fear of the unknown

H.P. Lovecraft

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 19 listopada 2017, 21:47

Beckely WV, Okolice starej kopalni, Miasto okropnego Sabatu, Po północy 13.08.1993

Podkład muzyczny
https://www.youtube.com/watch?v=bnz58rF9j0s

No i dojechaliśmy do końca naszej drogi.

Horacy nie spodziewał się takiego widoku. Każdą komórkę w ciele ściął strach, przed tym który miał moc rozgromić w ten straszliwy sposób potężnego Democritusa. I szóstkę jego dzieci. Światło reflektora ze znakiem demona oświetlało ciała zdrajców. Zdrajców, czy pechowych przegranych? Jakaż wina skryta była w krwi Democritusa, czy kierował anim jego własna wola czy też może został opanowany przez siłę starszą i potężniejszą niż on sam. Siłę która pchała go na przekór woli do działania jak kolejnego pionka, na wielkiej szachownicy przedpotopowców na której toczył się odwieczny Jyhad. Mogli tu być, mogli obserwować. Ciemność wkoło wydała się Szczurowi dojmująca, nie miał ochoty w nią wkraczać. Rozejrzał się uważnie ale niczego nie dostrzegł. Co nie znaczyło, że z całą pewnością nikogo tam nie było. W tle stał jedynie milczący samochód Bryana i Baxtera.

Nosferatu, zdrajcy czy... - szczur potrząsnął głową przypominajać sobie słowa Namtara*, znał już odpowiedź jakie podsuwało mu serce. Nie było przypadków, a to co się stało w kostnicy nie było zwykłym zbiegiem okoliczności. Pomijając to dobrze by było dostać się do ich samochodu i poszperać nieco. Furgonetka mogła zawierać w najgorszym przypadku trochę rzeczy niezbędnych do zejścia do kopalni.

Chociaż, czy my tam naprawdę damy radę zejść? Tam w sztolni przecież nie będzie na czym stanąć stopą by nie dotknąć ziemi. Nie damy rady. Nie ma na to szans. Tak czy inaczej trzeba wycisnąć więcej informacji.

-...Wystawieni jak na pośmiewisko w jakże groteskowy sposób, nawiązując do kultury chrześcijańskiej. Może to nam dać pewien trop... - ciągnęła Victoria jakby wypowiadając na głos część myśli Horacego.
Szczur zapragnął strzelić otwartą ręką w tył głowy Terrego, tak jak uczniowie robią to w klasach, boleśnie i złośliwie. Bez konkretnego powodu. Tak na wszelki wypadek. Wizja uczynku nie poprawiła mu jednak humoru, nie tym razem przynajmniej. Wprawdzie Victoria oddała tylko część prawdy. Ukrzyżowanie bowiem było starożytną metodą praktykowaną przez rzymian na długo przed narodzeniem Chrystusa. Była to kara zwykła, upokarzająca i powszechna rzec by można. Zwłaszcza dla istot które wiodły swe korzenie z tamtego starożytnego okresu, i żyły nadal...

[center]Obrazek
[/center]
Dalsza część wypowiedzi Lasombry o sprawdzaniu znaku, nieco zaniepokoiła Horacego.

- Chcesz powiedzieć madame, że ktoś tam na nas czeka i posyłasz Mnie? Znaczy mnie? - opuścił nieco skrajnie zdziwiony ton głosu w ostatnim zdaniu. - Ja nie skorzystam. Pierdole. Dobrze mi tutaj, w dużym, blaszanym, pancernym samochodzie. Może ten gościu na motorze mógłby najpierw... - machnął parę razem kciukiem wstecz wskazując na Namtara z nadzieją na rekonesans w wykonaniu Asamity. W między czasie jednak przyglądał się coraz intensywniej scenie krucyfikacji. Coraz bardziej coś mu nie pasowało w tej scenie a nie było dobrym pomysłem pchać ich jedynej ochrony w miejsce nie zbadane choćby wzrokiem.

Poprzez mrok w światłach cicho pracującego samochodu H. przyglądał się uważnie analizując fragmenty dramatycznej scenografii tego miejsca. Wyraźnie czuł w tej okolicy obecność jakiejś trudnej do skonkretyzowania złej energii. Dogłębne i nieustające wrażenie wygrywające ciągłe vibretto u nasady czaszki mówiło mu, że całe okolica, z powietrzem jest przesiąknięta czymś złym, nienaturalnym i potwornym. Od symbolu namalowanego krwią na przedniej ścianie reflektora, biła z siłą mroczna energia. Szczur miał pewności, że cień jaki rzucał symbol z reflektora na ziemię, wyznaczał obszar do którego lepiej się nie zbliżać. Siła bijąca od znaku była duża i szczur wolał nie kierować w jego stronę wzroku.

Z każdej dłoni księcia biegły po trzy dziwne druty oplatające kilkakrotnie szyje jego dzieci, niczym nieme marionetki. Nie był to jednak zwykły drut kolczasty jak się mu na pierwszy rzut oka wydawało, nie była to stal, ani nawet jakakolwiek materialna rzecz. Owijała ich ciemność, mrok i zło, przywdziewające jedynie pozorną materialną postać. Ciarki przeszły szczurowi po karku, gdy uświadomił sobie wagę swego odkrycia.

Ciche kliknięcie zamka drzwi i Szczur już sprawdzał czy w razie co, można postawić bezpiecznie stopę na czymś twardym. Kiwnął na Namtara by ten się zbliżył, po czym opowiedział konspiracyjnym tonem koterii o swoich odkryciach.

-... nie ma żadnych zwierząt w okolicy. I zwróćcie uwagę, że na krzyżu nie ma Bell, jedynej spoza linii. Poza tym myślę, też że jeśli, podkreślam jeśli byśmy chcieli wyzwolić tych sługusów demona, by zasięgnąć języka to musimy pozbyć się wpierw znaku. Strzał w reflektor jest zbyt głośny, nawet z tłumikiem zwróci uwagę na nagłe zgaśnięcie światła. Może jest jakiś sposób by zmazać znak bez dotykania go. Nie wiem z czego jest on wymazany na reflektorze ale może deszcz mógłby... - spojrzał z nadzieją na Viktorię. - No i pytanie czy naprawdę tego chcemy. Czy chcemy zluzować kogoś kto ma ten znak na sobie. Po której naprawdę stronie stoi książę. Czy światło na reflektorze zamontował jakiś inny duży gracz by ujawnić sługi demona. Czy przeciwnie, jest to upokarzająca kara demonicznej istoty, która w innej formie dosięgła już reszty archeologów oprócz Democritusa, przecież. Co o tym myślisz ojczulku? Może któryś z nas powinien wyjść z ciała by spojrzeć na to z innej perspektywy. - przełknął ślinę na myśl o tym - Tak czy siak, da się sucha stopą przejść do transportera Nosferatu i od tego bym chyba zaczął.
Spoiler!
Post 620:
"- Tam, w domu śmierci ktoś odprawił rytuał. Jakiś rodzaj kanibalistycznej uczty, bezapt kidda.*** Miał ze sobą cztery śmiertelne kobiety. Używał ich krwi kreśląc znaki na ścianach. Zaklęcia wskazują na Baali. Później przyszło dwóch Nosferatu z Camarilli. Mieli posprzątać ten burdel. Jeden z nich używał do tego prostej Magii Krwi. Ale to wyzwoliło pewnego rodzaju reakcję w pomieszczeniu i Szczur przypadkiem wezwał Djina. Widziałem go i rozpoznałem jego naturę. To był demon służący Klanowi Czarnoksiężników. Nie znam imienia tego Ya Ibn el Sharmouta.**** Odesłałem go, niszcząc jego więź ze światem materialnym. Ahraman akbar!***** Nosferatu nic nie powiedzą. Ale i niech to co tu mówię, zostanie między nami. Obiecałem dyskrecję, to jest sprawa Honoru. Hal tafhamuni?******"
Dzięki Sigilu :/uklon
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 20 listopada 2017, 16:39

Beckely WV, Okolice starej kopalni, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

- Horacy ma rację. Zło czai się w ciemnościach. Cała ziemia, las, powietrze jest nią przesiąknięte... Niestety nie wiemy kto dopuścił się tak głębokiego grzechu, ale musimy być czujni. Ten kto to uczynił jest bardzo niebezpieczny. Nie chcę zgadywać, czy uczynił to osobiście, czy przy pomocy innych członków Rodziny. Są tutaj tylko jego dzieci, nie ma wnuków. Przeczucie podpowiada mi, że w wszystko zamieszany jest Martin Schackler, jego potomek który upozorował swoją śmierć. Z drugiej strony Democritus należał do kultu Gehenny, który za cel obrał sobie zniszczenie Przedpotopowców. Na wszystkie łzy Pana... Dlaczego? Dlaczego tak mało wiemy... - Terry zacisnął mocniej palce na kierownicy.

Malkavian zaczął gorączkowo modlić się do Najświętszej Panienki o pomoc. Gdy tylko rozpoczął modlitwę, jego oczy nagle otworzyły się bardzo szeroko. Odwrócił się do pozostałych w samochodzie i powiedział:

- Zbliżanie się do Democritusa jest... Zaraz... To pułapka... Nie... To prezent... Powitalny prezent. Nie powinno nas tutaj być. Ten widok nie jest przeznaczony dla naszych oczu. W rozumieniu oprawców profanujemy tą chwilę. Żadne życie ma prawa tutaj być. Ta scena jest ukryta i wyjątkowa. To hołd dla Nieumarłych i Nieśmiertelnych. Im dłużej tutaj jesteśmy, tym bardziej się narażamy. Ktoś zapomniany przez czas przybędzie tutaj na skrzydłach żywego mroku... Mamy kwadrans... Niech Pan na wysokościach ma nas w swojej opiece.

Ojciec Terry spojrzał na Victorię i zapytał:

- Co robimy czarna Madonno?
Dodałem wypowiedź Malkaviana.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 21 listopada 2017, 13:14

Beckely WV, Okolice starej kopalni, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

Wyczuł to, zanim jeszcze pozostali zdołali nazwać w myślach nawiedzające ich uczucie. Przypływ. Ciemność, oczekująca poza barierą fizyczności, wznosiła się poruszona jakąś niewidzialną siłą. Uderzała falami w filary realnego świata, topiąc otoczenie w czerni, która nie miała nic wspólnego z szatą ziemskiej nocy. Widział ją, wzbierającą w cieniach, pożerającą elektryczne światła, falującą niczym wielki, wiecznie głodny ocean, rozciągający się pomiędzy granią zmierzchu i świtu. Teraz wiedział, że nie jest już sam. Uśmiechnął się. I wyłączył światła hondy. Jedynie blask reflektorów limuzyny pozostał za nim, rozświetlając drogę, którą zagłębiali się w czerń. Przez chwilę oczekiwał, że także to światło zgaśnie, pożarte przez siły starsze, niż czas. Tak się jednak nie stało. Pozwolił, by fala irytacji pojawiła się i również zgasła, zmyta przez wzbierający w jego żyłach mrok. Wiedział bowiem, że Niewierni będą potrzebowali światła. A przynajmniej jeszcze przez chwilę. Zanim to, co kryło się w łonie ciemności powstanie, zalewając świat... Ta myśl wprawiła go w ekscytację. Poczuł dreszcz oczekiwania na coś... Nie, nie umiał nadać temu imienia. A później usłyszał szepty: Kur-su-na a-ni-za-dub... Gizzu, semu, annitu... Ku-kuga Zig... Gi Ai...* Porwane, prastare słowa, płynące poprzez arterię nocy, zlewające się w jeden nurt, którego tętno stopniowo poczynało wypełniać cała jego istotę. Nim wjechali do lasu zorientował się, że sam szepcze wraz z nimi. A jego głos przechodził chwilami w stłumiony zaśpiew - tworząc upiorną litanię zaćmienia.

[center]***[/center]
Zatrzymał motor tuż obok limuzyny i wyłączył silnik, aby móc słyszeć wypowiedzi Niewiernych. Jego wzrok krążył nerwowo po otoczeniu, z jednej strony przyciągany zapachem krwi ku scenie ukrzyżowania, z drugiej zaś odrzucany przez nienawistne światło. Odkrył, że trudno mu się skupić na tym, co mówili pozostali. Ich słowa powoli przestawały mieć znaczenie. Zamiast tego, słyszał inne przesłanie - rozbrzmiewające głucho w ciemnych komnatach jego serca niczym głęboki dźwięk rytualnego bębna, który odmierzał powoli tą resztkę czasu, jaka im jeszcze została:

[center]Tiamatu Elu, Nar-Mattaru Elu! Asbu Ilat Elu! Etutu Rabum Elu!**[/center]
- Ona tu jest - wyszeptał, dopiero po chwili - Słyszycie? Tak blisko... Ningal da-da-sa, nu-a da, nu-a mu...*** - zaśmiał się cicho i urwał nagle, orientując się, że odpowiadają mu cztery pary zdziwionych spojrzeń.

Potrząsnął głową, starając się wrócić do rzeczywistości. Czuł się tak, jakby z każdą sekundą zanurzał się głębiej w czerń i upiorną pustkę, w której barwy i dźwięki stają się jedynie wspomnieniami. Wiedział, że to, co skrywał na co dzień, za zasłoną skóry, za zasłoną myśli, słów i wrażeń czekało tam na niego... Aby powrócił... Tak, teraz powracał do miejsca, gdzie ciemność i to widmo, które uparcie nazywał sobą, łączyły się ponownie w jedno...

- Symbol Lilitu kontroluje ciemność, która ich pęta - wychrypiał w końcu. Przełknął ślinę, starając się zapanować nad głosem. Najwyraźniej komunikacja zaczynała sprawiać mu spore trudności. - Jeśli go zniszczymy... Jakkolwiek... Moce w kręgu zostaną wyzwolone i zaatakują was. A ja... Nie dam rady pokonać ciemności... Laa... Nikt z was nie może tam wejść. Nawet cień. Nawet ja... To jest dar... Ofiara, dla kogoś... Czegoś... Co przybędzie tutaj... Urbat, mulu-kin-ga-a lil-la-da-ra a-mes**** - zaśmiał się ponownie w sposób, który zdradzał, iż Morderca wykonuje właśnie złożoną ekwilibrystykę ponad przepaścią obłędu, aby móc przekazać im wiedzę, którą czerpał z pokrewieństwa z Ciemnością - Oto jest to, co nie kroczy pośród żywych... Przybędzie na skrzydłach nocnego wichru... Aihtaras!**** Nie próbujcie oszukać śmierci, przywołując ciepło życia, nie profanujcie tego miejsca jego ohydą... Za to bluźnierstwo... Musiałbym zabić... To co widzicie... Tutaj... To pradawny rytuał, którego wy, Niewierni, nie będziecie w stanie pojąć... Niech będzie przeklęte fashkh****** światło! Neik, ana 'atshaan!******** Na demony! Gdyby nie ono, sam osuszyłbym żyły Amira i jego synów!

W półmroku błysnęły kły i Morderca zacisnął gwałtownie ręce na kierownicy, starając się dojść do siebie. Zadrżał, walcząc najwyraźniej z dojmującym pragnieniem krwi, które powoli i konsekwentnie zatapiało resztki tego, co wciąż jeszcze można w nim było uważać za ludzkie. To nierówne starcie przyciągnęło spojrzenia pozostałych członków koterii. Instynktownie wyczuwali, iż to, co działo się w tej chwili z Assamitą posiada ogromne znaczenie nie tylko dla powodzenia misji, ale także dla ich własnego przetrwania. Przynajmniej w obrębie najbliższych kilku minut. Tak jakby obecne w okolicy, niewidzialne siły rozpoczęły już własną grę, nie czekając na zaproszenie koterii.

- Zaklęcia Tzimisce nie sięgają tutaj... - szepnął Łowca po dłuższej chwili. Mówił powoli, tak, jakby musiał walczyć o wypowiedzenie każdego kolejnego słowa. - Akrooteh******** Sabbatu nie wie, co się tu dzieje... Jej nie musicie się lękać. Już... Słyszycie wezwanie nocy? On przybędzie tutaj... Kalu immaru ikul...********* Na demony, słyszę to.. Pieśń w mojej krwi... Jest jak ana harrani sa alaktasa la tarat...********** Nie próbujcie dotykać ofiar, ani wchodzić do kręgu... - ostrzegł ponownie, jakby zapominając, że już to zrobił. - On nadchodzi, Mamy niewiele czasu... Tiamatu, mu asta za e...***********

[center]Obrazek[/center]
Nawet bez posiadania wysokiej empatii można od razu wpaść na to, iż Namtar znajduje się na krawędzi obłędu. Najwidoczniej ciemność, która jest wokół oddziałuje na niego silniej, niż na pozostałych członków koterii.
* sumer Kruk, który porusza skrzydłami... Cieniu, bądź posłuszny i ujrzyj... Ciemność powstaje... Czarne skrzydła...
** akkad. Powstań Tiamat, powstań Otchłani, powstań Pierwotna Ciemności, powstań Potężny Mroku!
*** sumer. Umiłowana królowa, bez twarzy, bez imienia...
**** sumer. Pies śmierci, herold zarazy
***** arab. Strzeżcie się!
****** arab. pierdolone
******* arab. Kurwa, chce mi się pić!
******** arab. Dziwka
********* sumer. Pożre wszelkie światło...
********** akkad. Droga z której się nie wraca...
*********** sumer. Tiamat, moje serce należy do ciebie...
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 24 listopada 2017, 22:31

Beckely WV, Okolice starej kopalni, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993

Gdy wraz z innymi dostrzegł Księcia Charleston rozciągniętego na krzyżu, pierwszą myślą jaka przeszła mu przez głowę był fakt, że ma jeden kłopot z głowy. Rzadko mówił szybciej myślał, ale tym razem wymsknęło mu się faux paus, które jednak z uwagi na kainitów jacy mu towarzyszyli zapewne miało mu ujść na sucho. Szepnał niemal bezwolnie:

- Wygląda, że nie muszę się martwić, że jeszcze nie przedstawiłem się Democritusowi...

Ugryź się w język Bernardzie! Nie przystoi mówić takich osobistych bredni! – skarcił się w myślach i skupił uwagę na otoczeniu i na tym co mówili inni, ale dość szybko zatracił się w słowach Victorii, Horacego i coraz bardziej pogrążajego się w podobnym Malkvianom szaleństwie Namtara.

To co zaczynał wyczuwać przyprawiało go o przysłowiowy zawrót głowy. Brujah zaczynał się coraz bardziej denerwować, a wtedy chciał chodzić w kółko. Teraz jednak ograniczało wnętrze pancernej karoserii. Bernard chciał otworzyć drzwi niemal bezwolnie drzwi i wyjść na zewnątrz, ale siedział pomiędzy Horacym a Victorią. Zaczął nerwowo chodzić w kółko w myślach i tylko jego nogi zaczynały bębnić coraz szybciej o podłogę limuzyny. Zaledwie trzy godziny i dwadzieścia dwie minuty temu robił dokładnie to samo, gdy widmo śmierci stało na Terrym. Ale teraz stresowała go przerażająca świadomość tego co działo się wokół i było częścią osobliwych zdolności Elois.

Taka manipulacja czasem nie jest możliwa tylko przy użyciu Temporis. Zakrzywienie czasu jest potężne. To jest daleko poza moimi zdolnościami, tu mieszają się wpływy innych. Dokąd to zmierza? Jak to określić zredukowaną stałą Plancka? Boże przenajświętszy to niesamowite...

Docierały do niego słowa coraz bardziej unoszącego się w oparach szaleństwa Namtara. Ale wyglądało, jakby spokojny i opanowany Brujah niewiele różnił się teraz od Assamity. Z tym, że Zabójca mówił, a Elois zagłębiał się w wystukiwanym podeszwami staccatto.

To różnica dwóch tysięcy stu trzydiestu dziewięciu lat, trzech miesięcy i osiemnastu dni. To prowadzi do daty dla każdego Prawdzwiego Brujah i dla pomiotu Troile oczywistej... Ta brama prowadzi... Wiesz dokąd prowadzi, ale konsekwencje mogą być niezmierzalne miarami nawet nieumarłych...Efekt Motyla może zmienić, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Gdzieś w jestestwie Brujaha odzwywały się uczucia. Smutek, żal, gniew, ale zarazem świadomość, ekscytacja i paraliżujący strach tego czego można dokonać za siedem minut.

SKUP SIĘ! Znów przynosisz wstyd swoim zachowaniem... STOP!

Myśli o chodzeniu zatrzymały się w pół kroku i stukanie butami ucichło momentanie. Bernard odezwał się w końcu śmiertelnie poważnie:

- Ktoś złożył Democritusa i jego progeniturę jako ofiary. Jest siedemdziesiąt dwa procent szansy wedle znanych mi faktów, że to poplecznicy Sukkuba. Ktoś używa Sfery Czasu magów, Temporis i całkowicie dla mnie enigmatycznych demonicznych mocy, aby za sześć minut i pięćdziesiąt sekund ustabilizować bramę do wielkiej bitwy pod Kartaginą w roku sto czterdziestym szóstym przed naszą erą. Na tę chwilę, biorąc pod uwagę doychczasowe stałe, uważam, że Sukkub, próbuje doprowadzić do tego aby nie został uwięziony przez Red Wisdoma i tych co mu pomogli. Biorąc pod uwagę słowa jedngo z Nosferatu i treści przepowiedni Malakvian, można przyjąć hipotetycznie, że awatar Żmija wyjdzie z kopalni i cofnie się w czasie dwa tysiące sto trzydzieści dziewięć lat i osiemnaście dni. Oczywiście jest jeszcze dwadzieścia osiem procent szansy, że to może być ktoś inny...
Przez chwilę można zauważyć, żę nie tylko Namtar świruje. A trzech Świrów w jednej koterii, to już za dużo...:o

ODPOWIEDZ