PBF - Cedar Creek by Night

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 czerwca 2018, 17:25

Posterunek strażniczy Ligi, drugi dzień

Kimkolwiek byli tajemniczy mieszkańcy ścieków, zniknęli bez śladu pod nieobecność Śmierdziela - fakt, który napełnił toksyka ogromnym smutkiem i rozczarowaniem. Oświetlając sobie przestrzeń światłem wsadzonej w usta latarki, doświadczony w temacie zapchanej kanalizacji mutant szybko pojął, co takiego stało się z toaletami na posterunku.

Ktoś zatkał wyloty ich rur kawałkami gruzu, złomu i ziemi, podobnie jak dużo większe rury ściekowe dochodzące do podziemi z kilku innych miejsc, zapewne sąsiednich budowli. Ktoś zrobił to w opinii Śmierdziela z premedytacją i ogromnym zacięciem. W pierwszym momencie specjalista nie potrafił zrozumieć powodu tak oburzającego aktu wandalizmu, jednakże po dłuższej chwili znienacka go olśniło.

Zatykając odpływy części ścieków do kanału zbiorczego, tajemnicza społeczność doprowadziła do obniżenia poziomu fekaliów i wody w samym kanale, odsłaniając zatopiony dotąd w gównie i zakratowany odpływ na zewnątrz miasta.

Wyrwana desperackim wysiłkiem żywych mięśni, krata wystawała czubkami prętów z kleistej brei w kanale, a broniony przez nią otwór kanału ział smrodliwą czernią odsłoniętego tunelu. Dumający nad powodami całego tego dzieła zniszczenia Śmierdziel konsekwentnie odtykał kolejne rury pozwalając, by skondensowana w nich maź wypłynęła do kanału.

- Daje się spłukać! - z góry dobiegł go stłumiony podłogą okrzyk radości - Spłuczki działają!

Z jednej z toaletowych rur trysnęła struga wody, obryzgując toksykowi i tak całkowicie zawilgocone płynnymi ekskrementami spodnie.

- Ty, specjalista! - w sufitowym otworze pojawiła się szczerze uradowana twarz Rufusa - Dobra robota! Jak skończyłeś, wyłaź!

Wygląda na to, że wandalami od zatkanych toalet byli ci tajemniczy ktosie z kanału, którzy obniżyli poziom ścieków, wyrwali kratę w tunelu odpływowym i czmychnęli bez śladu.
Śmierdziel dostanie za swoją robotę pięć kuponów, podanych mu za pomocą bardzo długiego kija. Gratuluję, doskonała robota!

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 czerwca 2018, 17:43

Panowie (i Pani), drugi dzień pobytu w Cedar Creek dobiega końca. Zoperowany przez Rippera Gura dochodzi do siebie w knajpie Slammera, cały czas rozglądając się w poszukiwaniu łaciatych asasynów. Osa u siebie na górze, wciąż wypatruje spóźniającego się Coltraina. Indianin wróci bez przeszkód z wyprawy za miasto i jeśli chce, może zahaczyć o wuja Osy, by go podpytać o pastora. Śmierdziel przywlecze się osowiały z posterunku, bardzo nieszczęśliwy z tytułu nieudanego kontaktu z obcymi z głębin ścieków.

Jeśli o dzień trzeci idzie, Duch ma się spotkać z pastorem Goodwillem, Osa pójść do Szpitala Świętej Rodziny (o ile nie zadowoli się łapówką), a Gura teoretycznie z powrotem do roboty w rzeźni.

Przypominam też, że macie sporo łupów przyniesionych z Hedlar - chcecie to upłynnić? Jeśli tak, Slammer jest też niezłym paserem, chętnie Wam pomoże.

Powinienem wiedzieć coś jeszcze, zanim Was położę spać?

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 25 czerwca 2018, 22:59

Pomysł z opendzlowaniem rzeczy przez wujostwo jest bardzo dobry, pewno wielu klientów płaci mu rzeczami więc nie będzie to nader podejrzane, ot zebrało się i upłynnia. Niech kazdy wybierze co jeszcze podbeira ze skarbów, resztę puszczamy do ludzi i po odpaleniu doli wujowi dzielimy się hajsem. Zbieram na buty trackingowe.

Technicznie. Zostawiam sobie ze skarbów:
plecak wojskowy na skarby, trzy konserwy bo dwie dostanie Śmierdziel (jak równo to równo), buzzera na rano (drugi miał mieć nasz mistrz od rur), zapałki (bo nie mam), krzesiwo, koc i pięć manierek z wodą (trzeba sprawdzić czy bzyczy licznik), harmonijkę (jeśli nie chce jej Toksyk)
pięć talonów Unii Handlowej (wartych 5 ammo w Cedar Creek), dwie puszki fasoli z wołowiną oraz plastikową butelkę wody. Dodatkowo Medex od Grzmota


Reszta może być na sprzedaż. Muszę kupić kulę do '44 bo mi jedna wyszła.

Spis pozostałych przedmiotów:

cztery cywilne plecaki, pas z pochwą na nóż (ma też oczywiście zdobyczny nóż), podróżne buty, paczkę czegoś przypominającego od biedy tytoń, fajkę i zapałki,

sprężynowiec, dwie kartki Unii, śrubokręt, Śmierdziel przy swoim więźniu wymacał sztuczną szczękę, kilka pasków suszonego mięsa

Zestaw narzędzi i zestaw części zamiennych (można oddać Duchowi za coś, zarobi u pastora to zapłaci). Paczka papierosów. Wełniane koce, kilka zestawów odzieży na zmianę. Dwa krzesiwa. Zawinięty osobno w folię strój mundurowy, mocno znoszony, ale pocerowany, ze świeżymi plamami krwi i dziurami po nożu na brzuchu.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 25 czerwca 2018, 23:15

Noc dnia drugiego, Cedar Creek

Noc upojnie głaskała zmysły Indianina, obiecująca rozpadlina nie wypluła jednak żadnej tajemnicy. Mając zapas czasu albinos wracając do swej cysterny zahaczył o knajpę Slammera. W środku było już luźno, mechanik nie widział jednak ochraniarza. Podszedł wolno do kontuaru, ułoży ostrożnie pakunek na wolnym stołku.

-Jak Gura? Mam grzechotnika, można mu węża do piersi przyłożyć, tylko trzeba by jeszcze mrówek nałapać, dobrze rany szyją i złą krew zabijają.
-Czy cię człowieku ruskie po łbie bili za młodu? W dupę se tego grzechotnika wsać, albo koledze. Pijesz czy wypadasz?
-Nie mogę, klienta będę miał. Słyszałeś o pastorze Godwill'u, ponoć chce albinosów do raju wysyłać. To jest gdzieś na zachodnim wybrzeżu?
Coś Slammer powie o szalonym pastorze?
-Bywaj zdrów i tego życz Gurze. - pożegnał albinos mężczyznę, po cichu dodał - Jak będę miał robotę mogę puścić "niepotrzebne" części.
Zakładam, że nikt nie rozlicza mechanika z części, które sam montuje do naprawianych maszyn, więc jak wsadzi coś z czarnego rynku nikt nie będzie dociekał skąd je miał.

Dalej jak wcześniej, jad, czary i przywoływanie ducha pokonanej wilczycy. Następnie będzie czekał na pastora. Nie zapomni też o płachtach do zbierania rosy.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 26 czerwca 2018, 16:49

Knajpa Slammera, wieczór drugiego dnia

Knajpa Slammera była tego wieczoru pełna topiących smutki w alkoholu miejscowych. Duch wślizgnął się do niej już po zapadnięciu zmierzchu, przystanął w półmroku opodal drzwi wodząc spojrzeniem ukrytych pod rondem kapelusza oczu po zgromadzonych w środku gościach. Szarzy ludzie w szarych ubiorach, naznaczeni piętnem ciężkiego życia i nie oszczędzających zdrowia używek, w przeważającej mierze mężczyźni, chociaż były tam równie trudne do odróżnienia od facetów kobiety. Wszyscy sprawiali wrażenie mniej lub bardziej zaniepokojonych wydarzeniami ostatnich godzin, chociaż niektórzy ekscytowali się nad poszczerbionymi szklankami opowieścią o najnowszych szczęśliwcach z Karmazynowej Loterii.

Przysłuchując się pozornie od niechcenia ich rozmowom, Indianin poznał rozliczne hipotezy związane z pożarem na Placu Eisenhowera, wśród nich zaś najczęściej powtarzane teorie o spisku ukrytych w Cedar Creek komunistycznych wywrotowców. Na to wszystko nakładała się coraz szerzej znana historia karawaniarza, którego grupę napadli w Hedlar i pożarli zdegenerowani kanibale, najpewniej wciąż kręcący się wokół miasta. Ktoś szepnął też komuś na ucho, że w elektrowni doszło do jakiegoś utajnionego wypadku i w rezultacie rozszczelnienia wentylacji. Ktoś inny zarzekał się, że kiedy z samochodu przed rozgłośnią Radia Nadzieja wysiadał czcigodny patriarcha Kościoła Olivier Moon, na pustkowiach wokół Cedar Creek zapłakały zmutowane szarańcze, a błyskawice nad Salt Lake City zmieniły kolor z czerwonego na złoty.

Albinos słuchał tego wszystkiego przez dłuższą chwilę, potem zaś podszedł do kontuaru, zza którego pracująca na pełnych obrotach Osa wydawała kolejne szklanki bełtów i inkasowała kolejne porażające gruboskórnością komplementy. Gura tkwił w siłowni podnosząc hantle, zdumiał jednak Indianina swą przebiegłością - wystawił bowiem popękane lustro na korytarz w taki sposób, by stojący przy kontuarze klienci widzieli w nim poruszające się odbicie olbrzyma i wiedzieli, że wszczęta głupio bójka potrwa tylko tyle czasu, ile potrzebne będzie cargo do wyskoczenia z salki.

- Brat twej matki gdzie? - spytał rudowłosą przepychając się między parą mocno podpitych złomiarzy.

- Na zapleczu - odpowiedziała dziewczyna odkorkowując kolejną flaszkę z grubego zielonego szkła - Ze znajomym. Możesz wejść.

Duch podziękował jej skinięciem głowy, wślizgnął się w wąski korytarzyk zakończony drzwiami od strony podwórka. Slammer siedział w ciasnym kantorku razem z paserem, którego Duch kojarzył z gęby, śliskim w słowach i spojrzeniu południowcem o zyskownych dojściach.

- Dobra, biorę wszystko po umówionej cenie - oznajmił Latynos dostrzegając kątem oka gościa, podniósł się ze stołka - Przyjdę po towar jutro rano z jednym chłopakiem, nie będę wszystkiego sam targał.

Slammer pożegnał pasera i przeniósł spojrzenie na sadowiącego się na zwolnionym stołku Ducha.

- Jeśli masz zamiar pogadać o wyższych cenach za żarcie, nic z tego - westchnął wuj Osy - Nie będzie mnie stać. Zresztą twoja szarańcza była ostatnio dość mizerna, a węże suche i twarde jak guma.

- Chcę pomówić o pastorze Goodwillu - odpowiedział Indianin wywołując na twarzy kulawca mieszaninę zdumienia i konsternacji - Wielki szaman białych chrześcijan. Co o nim wiesz?

- Tyle, co inni - wzruszył niepewnie ramionami właściciel knajpy - Skąd on ci przyszedł do głowy? Radia słuchałeś? Tej dziwnej gadki o bożej transformacji kolorowych w białych?

- Szaman przybył dziś do mego podziemnego wigwamu - Duch przechylił się w stronę Slammera zniżając konspiracyjnie ton - Chce uczynić mnie zbawcą Murzynów. I Latynosów. Chyba drugim Chrystusem. Uważa, że wasz Bóg ma wobec mnie wielkie plany. Nie znam się na tym, potrzebuję pomocy kogoś, komu ufam. Znasz się na waszym Bogu?

- Coś tam niby wiem - kulawiec nadal sprawiał wrażenie totalnie zbitego z tropu - Goodwill do ciebie przyszedł? We własnej osobie? Do warsztatu?

- Chce wszystko o mnie wiedzieć, co jem, jak śpię, czy dzielę łoże z kobietą - wyznał nieco skrępowany Indianin - Mam mu opowiedzieć?

- To jest ważny człowiek - przyznał po chwili namysłu Slammer - Szycha w Kościele Moona. Dużo może, pewnie ma dużo kasy. Pociągnij go po kasie. Kościół Moona ma kasy w diabły. Tylko nie przyznawaj się do spania z kobietami, to może być niemoralne... chyba, sam nie wiem. Nie, lepiej się nie przyznawaj.
Nanatar, tyle Ci wystarczy czy ciągniesz dalej za język?

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 26 czerwca 2018, 21:41

Późna noc dnia drugiego, Cedar Creek

-Dużo kasy. - powtórzył albinos- Wszyscy płacą szamanowi Moona? Ty też mu płacisz? Dlaczego on miałby płacić Duchowi?

Indianin wracał do swego lokum sporo zasępiony, wiedział że pastor to ważny człowiek, ale ton głosu i grymasy twarzy Slammera mówiły więcej niż słowa. Ważny i niebezpieczny, zmieniał kolory błyskawic i zaklinał szarańczę, znaczyło to że przygotowuje swoje czary. Albinos zaczął się obawiać, czy jego pokonany wojownik podoła duchom pastora. Może to już nie była ziemia Indian, najpierw zabrali ją biali, może ich bóg był już tak silny żeby zmienić go w Amerykanina. Do tej pory nie traktował słów duchownego poważnie, ale teraz perspektywa ich prawdziwości mroziła mu krew w żyłach, bardziej niż nierówna walka z białym szamanem i jego wojownikami. Gdyby zginął w walce z nimi, trafiłby na autostradę, nocami nękałby swych zabójców, jeśli jednak na prawdę zmieni się w białego chrześcijanina...po śmierci będzie chodził w białej sukience jak kobieta i grał na dziwnych instrumentach, a może nawet każą mu śpiewać. Przez chwilę myślał nawet by ukryć się w sadzawce toksyka, zrozumiał jednak że nie wytrzymałby w niej tak długo jak właściciel, a mógłby narazić przyjaciela na niezręczne sytuacje. Wcale nie już tak pewny swego jak przedtem, doszedł do swej kryjówki. Ze złością popatrzył na niekompletny motocykl, na nogach nie ucieknie.

Chwilę później skrapiał czaszkę wilczycy świeżym jadem grzechotnika, wąż zaś spoczywał w cembrowanej miednicy przykryty dechą i zabezpieczony kamieniem.

- Szara wojowniczko stepu, matko pięciu miotów silnych szczeniąt - naciął skórę na ręce, dawkując sobie szczyptę jadu - pokonana w walce na kły i nóż. Przybądź dziś by strzec Ducha przed szamanem białych, bądź moimi oczami, bądź trucizną, którą cię obdarowałem, którą z tobą dzielę, przestępując jedna nogą do świata cieni, wpuszczam vaderę do swego. Chodź suko.

-Mmmmmuuuuu, mmuuuuu, mumumu, ymmmm, ymmmm. - mruczy mechanik, by lepiej zrozumieć się z szarą suką.

- "Jeśli wejdziesz między węże, sycz jak one syczą, wij się i kąsaj, a nie poznają się na tobie" - taką odpowiedź dostał
Zdecydowanie wystarczająco usłyszał albinos, żeby nieco zbić go z pantałyku, liczy że przywołanie pokonanego wojownika podniesie jego morale. Będzie robił co zaplanował, choć to gra ryzykowna, bo nie wiedzieć czego chce od niego Goodwill.

koszal
Reactions:
Posty: 2787
Rejestracja: 15 marca 2012, 13:35
Been thanked: 1 time

Post autor: koszal » 27 czerwca 2018, 12:40

Nie!- trudno określić, który to już raz tej nocy toksyk gwałtownie wyprostował się w półsiadzie. Prycza i tym razem zaksrzypiała pod nim, jak gdyby próbowała wydobyć z siebie jawne niezadowolenie. Mutant wiercił się i przekręcał z boku na bok, nie mogąc usnąć. Przebijające przez dziury w dachu światło księżyca dodatkowo nie ułatwiało mu zadania. Raz jeszcze spojrzał w ściskane w dłoni kupony unii.

Których było sześć. Zaabsorbowany myślami o mieszkańcach podposterunku Śmierdziel z obojętnością przyjął przybitą do kija zapłatę. Był wtedy całkowicie nieobecny, ale po powrocie, gdy siedział już na posłaniu nie zapominając oczywiście o tradycyjnym wieczornym niemyciu ciała wypowiedziane "kaczym tonem" słowa oficera dotarły do jego umysłu z całą swoją wyrazistością: "Bierz tu swoje pięć kuponów i spierdalaj, bo się zaraz porzygam". Wspominał teraz jego roztrzęsione ręce i dziwnie rozbiegane oczy, kiedy przytwierdzał zapłatę. A właściwie jedną rękę, bo kij schwycił między kolana usiłując zatykać jednocześnie nos. I się pomylił. Biedny, uczciwy człowiek poświęcający swe życie dla ochrony innych. Pomylił się o jeden kupon i ta właśnie różnica stała się powodem głębokiej wewnętrznej walki toczącej się w sumieniu zleceniobiorcy. Tej nocy niejednokrotnie założył buty planując natychmiastowy zwrot nadpłaty, z drugiej strony rozumiał, że samotny wieczorny spacer po mieście groził zamachem na jego życie ze strony sowieckich dywersantów przebranych za miejscowych. Nocne wypady po mieście bywały niebezpieczne. A jednak nadmiarowy kupon wzbudzał na zmarszczonym z wysiłku czole kolejne fale potu, a w krytycznym momencie około północy doprowadził go nawet do krótkotrwałego ataku chronicznego bólu. Tymczasem mijały kolejne nieprzespane minuty, kwadranse i półgodzinki. Wymiętoszony, przepocony kupon rozlazł się w dłoni na dwoje, a toksyk nadal nie spał. Patrząc w półmroku na zawartość otwartych dłoni wspomniał przez chwilę, jak to razem z Gurą kiedyś zjedli pierwsze zarobione kartki żywnościowe, zaraz po ich otrzymaniu. W sumie to przecież głupie, że ktoś je tak nazwał i każdy normalny by się naciął. Do tego wcale nie były dobre, nawet posolone. Po jakimś tygodniu roboty u Slammera, czyli tak prawie od razu się połapali, że nie trzeba ich jeść, tylko można powymieniać na coś smaczniejszego, ale śmiechu było sporo, jak odkryli, że głupi lokalsi dają za papierki jedzenie. Ech, stare czasy.. Toksyk spędził w mieście już tyle dni, że sam nie wiedział ile to trwa. Coś znowu zaszeleściło za oknem, lecz tej nocy był już zbyt zmęczony, by się bać, a zarazem wciąż zbyt przejęty, by zasnąć. Zaczął liczyć w myślach barany, tak jak mu kiedyś poradził Slammer..
...Gura... Osa... Duch.... on sam... - mało ich znał, a wiedział, że nie każdego można za takowego uznać, gdyż tylko jemu, jako rozpoznawalnemu profesjonaliście zdarzało się słyszeć na mieście takie określenie. No, ale w końcu nie był przecież zazdrosny i z przyjaciółmi dzielił się wszystkim, co posiadał, w jakiejkolwiek formie posiadania. Natomiast nie wahał się w myślach pożałować nazywania baranami mniej znanych mu osób. Sen nie nadchodził, więc po chwili zaczął od nowa..
... Gura dwa... Osa dwa... Duch dwa... on sam dwa...
i nic, choć zauważył, że jedno oko zaczęło się nieco kleić. Wybałuszył drugie. Spojrzał na zmiętolone, rozmoknięte od potu i przywierających do dłoni efektów uczciwej pracy kupony i niewiele się zastanawiając włożył sobie jeden- dokładnie ten będący powodem rozterek- do ust.
Za stare dobre czasy... - uśmiechnął się do wspomnień i zaczął powoli żuć. Po chwili ziewnął błogo i zasnął.
Ostatnio zmieniony 27 czerwca 2018, 23:08 przez koszal, łącznie zmieniany 1 raz.
Malauk winien mie? opisan? w bestiariuszu cech? specjaln?- Malauckie szcz??cie.
Opis- masz szcz??cie, jeste? Malaukiem.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 27 czerwca 2018, 17:06

Lokal Slammera, dzień trzeci

Gura spał jak zabity, podobnie jak jego miewający na co dzień problemy z bezsennością bracia. Spał niczym niemowlę, przewrócony na bok w swej wnęce na materace i chrapiący przez zapchane flegmą nozdrza. Pogrążony w świecie fantastycznych snów pełnych pościgów, wybuchów, łaciatych zabójców i prężących pośladki córek bogaczy, potrzebował całej serii solidnych kuksańców i uszczypnięć, aby powrócić do szarej nijakiej rzeczywistości.

Przez chwilę łudził się nadzieją, że ujrzy nad sobą ślicznie nadąsaną Osę, którą być może weźmie na litość i nakłoni do rozmasowania zesztywniałych muskułów. I tym razem rzeczywisty świat sprawił mu ogromny zawód, za kuksańce odpowiadał bowiem znacznie mniej w oczach Gury atrakcyjny wuj rudowłosej.

- Jak z twoją robotą? - spytał półgłosem Slammer, pokazując jednocześnie wymownie oczami na salę pijalną - Miałeś iść czy nie miałeś? Ktoś po ciebie przyszedł.

Olbrzym nieco się zdenerwował słysząc taką nowinę, nie pamiętał bowiem, aby się umawiał z Erollem na kolejny odbiór z mieszkania. Co więcej, miał wciąż do Erolla zapiekły uraz o podstęp na arenie. Bolące jak diabli żebra zatrzeszczały w klatce piersiowej wstającego z materaca cargo, z miejsca pogłębiając ów uraz.

Zapomniawszy jak zwykle o wciągnięciu na siebie ubrania, Gura wyskoczył z siłowni i warcząc głucho przecisnął się przez korytarzyk do sali jadalnej.

- Zawsze latasz z fajfusem na wierzchu? - Grzmot oderwał wzrok od brudnych okien lokalu, przeniósł spojrzenie na robiącą wrażenie posturę olbrzyma - Na kobiety to działa?
A tak się Gura cieszył, że będzie mógł zbić Erolla!

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 27 czerwca 2018, 19:19

Lokal Slammera, dzień trzeci

- Nie wiem czy robi wrażenie, czy nie robi ale... jak dla mje, to liczy siem przewiewność. Bo jak raniuśko wiater nie przedmucha po jajach, to smród niemożebny przez cały dzionek siem wlecze. Ale to pewno u każdego jest z tym różnie. I jak to mawia pastor Goodwill przez radiofon, każdy swój krzyż przez życie niesie. Cześć Grzmot. - Powiedział na powitanie Gura i podał prawicę.

- Strasznie mnie się dobrze sapało po tej wczorajszej akcji... - powiedział spoglądając na dziury w swoim ciele. Mam iść do roboty dzisiaj, co nie? Poczekaj moment założę jaki garnitur, żeby siem lepiej prezentować wśród tego bydła z roboty.
Szanowny MG, jakże tam moje stany zdrowia bo nie wiem co pisać dalej.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 28 czerwca 2018, 22:17

Lokal Slammera, dzień trzeci

Grzmot machnął ręką, kiedy Gura wspomniał o pracy, wskazał w zamian trzecią kończyną na najbliższy ze stołów.

- Krowy nie uciekną - powiedział z pobłażliwym uśmiechem - Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko z tobą dobrze. Czasami zdarza się, że jakiś rzeźnik oberwie od bydlęcia i niby wszystko jest z nim dobrze, a następnego dnia ktoś go sztywnego znajduje. Ale dobrze wyglądasz.

Gura przysiadł się do stolika mile połechtany świadomością, że oto ledwie co poznany kolega okazał mu takie zatroskanie.

- Byłem żem u takiego jednego medykusa, ale ani miau miau - oznajmił dostrzegając kątem oka ostrzegawcze spojrzenie wciśniętego za kontuar wuja Osy - I tak se myśle, że może jeszcze pójdę do tej roboty, a może nie. Trochę mnie w środku kłuje... tylko sobie nie myśl, że to jaki obcy od tego Ryja Scotta!

Grzmot uniósł nieco jedną brew, być może nie rozumiejąc do końca nieskładnych wyjaśnień Gury, ale wyraz topornego oblicza cargo sugerował, że ten bierze słowa nowego kolegi za dobrą monetę.

- Nie gadajmy o robocie - powiedział Grzmot pokazując Slammerowi dłonią, że chciałby coś do picia - Chciałbym, żebyś się dzisiaj ze mną gdzieś przeszedł. Kogoś poznał.

- Krowę? - Gura wzdrygnął się mimowolnie nie mogąc powstrzymać grymasu trwogi - Łaciatego zabójcę od ruskich laboratorów?

Brew Grzmota znowu powędrowała w górę.

- Nie, jednego z naszych - wyjaśnił spokojnie niczym dziecku gość o trzech rękach - Ktoś bardzo chciałby cię poznać.
Przypominam niejako przy okazji, że Gura siedzi w sali całkowicie golusieńki! :P

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 29 czerwca 2018, 12:44

Lokal Slammera, dzień trzeci

Gura w końcu zaskoczył. Wprawdzie wpierw nie bardzo zrozumiał ale teraz jego wątpliwości zostały w całości, w cudowny sposób rozwiane. Skoro nie chodziło o szpiegowskie krowy, to tym razem już na pewno musiało chodzić o...

Obrazek

...kobiety.

- Kto? Kto mję chce poznać? Laski jakieś? Chcom razem ze mną poćwiczyć na drążku? – zapytał wyraźnie podekscytowany. Obraz jaki wytworzył mu się w umyśle był bardzo sugestywny. Na tyle mocno oddziaływał na słaby umysł cargo, że nie zapanował nad swoim podnieceniem. Gdyby miał spodnie na pewno otworzył by mu się wigwam w jednej chwili. Ale nie miał. Siedział przy stoliku nagusieńki, tak jak stworzył go Pan Bóg… i promieniotwórczy opad Obcych. Od spodu stołu przy którym siedzieli naraz dało się usłyszeć lekkie stuknięcie w dębowy blat. Gura zgiął się wpół łapiąc za krocze.

- Poczekaj, muszem się ubrać bo jak jeszcze Osa wróci to już w ogóle nie zdzierżę...

Nieco speszony popędził po ubranie, zgięty lekko w pół, zasłaniając rękami krocze.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 29 czerwca 2018, 17:55

Warsztat Ducha, dzień trzeci o poranku

Pastor Anthony Goodwill zjawił się pod warsztatem Ducha pięć minut przed wschodem słońca, swą nieludzką punktualnością wzbudzając w Indianinie zrozumiałą trwogę. Co więcej, tym razem też nie był sam, towarzyszyło mu bowiem czterech noszących się groźnie żołnierzy Kościoła Moona oraz dwóch mężczyzn w czyściutkich jak łza białych kitlach.

- Pochwalony Jezus Chrystus - oznajmił z jowialnym uśmiechem duchowny, gdy zbity z pantałyku Indianin oglądał z rosnącą paniką sterczący przed warsztatem pochód - Pozwoliłem sobie zabrać kilku asystentów, którzay przyśpieszą całą procedurę wstępnego spotkania. Lecz nie sterczmy tak na widoku, po co czynić tutaj zbyteczne widowisko. Wejdźmy do środka, usiądźmy, porozmawiajmy. Doktorze Bullock, proszę o asystę.

Młody przystojny człowiek o wyglądzie ucywilizowanego szamana ujął albinosa pod ramię gestem świadczącym o życzliwej poufałości, wskazał mu drugą dłonią uchylone wejście do warsztatu. Któryś z żołdaków Moona chrząknął znacząco, najpewniej ten noszący na rękawie najwięcej dystynkcji, chociaż Duch nie był tego całkowicie pewien - tak czy owak, chrząknięcie owo musiało być formą dalszej zachęty do wejścia pod dach.

- Niezmiernie się cieszę na myśl o naszej współpracy - ciągnął dalej pastor Goodwill - Wiele sobie po niej obiecuję. Razem możemy ocalić tak wiele chrześcijańskich istnień, mój przyjacielu.
Przyszło więcej gości, więc może spotkanie potrwa krócej niż Duch zakładał!

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 30 czerwca 2018, 23:51

Warsztat Ducha, dzień trzeci o poranku

Pojawienie się Goodwila było tak nagłe, a przecież niespieszne, że blade ciało mechanika przeszedł dreszcz. Było coś demonicznego w niepozornej postaci pastora, a mnożące się sługi, przywodziły na myśl upiory zacofania. Wiedząc, że lepiej zginąć w walce, niż dać się zarżnąć jak krowa, Duch opanował oddech i pospiesznie przyjrzał się wyposarzeniu świty białego szamana. Zdawał sobie sprawę że może zabiorą z waderą połowę do krainy cieni, ale nie wszystkich. Zaiste zły był na siebie, że wcześniej nie przygotował kilku pułapek i tak łatwo dał się zmanipulować demonicznemu szamanowi. Wciąż jednak był na swoim terania.

Przyglądając się facetom w kitlach przeszło mu przez myśl, że mogą go tej nocy pokroić nas części, ubawiło go to skojarzenie z nożami i patroszeniem, nic gorszego niż zawisnąć na haku i patrzeć jak po cięciu bebechy lecą na glebę. To jeszcze nie mogła być ta chwila, chyba że wredna wilczyca go zdradziła. Może wytną mu serce i wstawią porządny silnik, wizja stania się półmaszyną nie wydawała się taka zła.

Goodwil pochwalił Jezusa, tego też Indianin nie rozumiał, znał kiedyś jednego Jesusa i ten był beznadziejnym kierowcą. Ale stanęły mu w głowie słowa przepowiedni.

- Pochwalony -odpowiedział. I znów przybysze zachęceni ową pochwałą zaczęli się wpraszać jak do siebie, a przecież mechanik płacił za grunt pracą, więc ten był jego. Na nieszczęście spoufalony doktor, niejaki Bullock, zapamiętał to dobrze, obejmował go jak kobieta. Wojownicy zaś wyraźnie starali się albinosa zastraszać.

Gdy otworzyli drzwi do blaszaka, ze środka niespodziewanie wyleciała rozbudzona chmara much, albinos, odwrócił się do doktorka w białym płaszczu, złapał za druga rękę i uszczypnął wyrywając włos, który prędko schował w kieszeni.

- Giez, ugryzł pana. Usuwałem kupy z pickupa, nie zdążyłem wyczyścić garażu. Śmierdzi jak cholera, pochwalony, przepraszam. - Indianin przeniósł malinowe oczy z doktora na pastora, przez chwilę wola białego szamana zamykała usta albinosa, nagle chmura oparów z fabryki skryła słońce, a przez posesje zawiało zgniłymi jajami. - Może przejdziemy do cysterny pastorze Goodwill? I ja wolę porozmawiać w mniejszym gronie, pańscy strażnicy mogą poczekać tu nieopodal, na posesji obok. Wolałbym porozmawiać z pastorem najpierw w cztery oczy, ale nie będę uparty.

Już do doktora Bullock'a - Trzeba by to opatrzyć, gówniany był ten giez. Słyszałem o takim cowboyu spuchł jak bania od ugryzienia, a później wylazły z niego robale.

Duch miał wrażenie, że syczy jak białe węże, lecz nie był pewny efektu, gotowy był każdej reakcji, wiedząc że ma przy sobie tylko jeden nóż.

- Pastorze, zapraszam, jeśli trzeba krew oddam w szpitalu.
Mechanik gra na sprowadzenie pastora do cysterny z jak najmniejsza świtą. Ostatecznie powoła się na prawo do ziemi którą wynajmuje legalnie i wyprosi ochraniarzy.

Co oni wszyscy maja ze sobą?

MG:
Spoiler!
Jeśli przyjdzie mu rozmawiać z Goodwillem poprosi o szczegóły i przedstawi swoją propozycję, którą ma przygotowaną.
Jeśli będą chcieli go pochwycić i wypatroszyć, będzie się bronił, próbując wziąć za zakładnika doktorka, a lepiej samego pastora.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 02 lipca 2018, 09:31

Lokal Slammera, dzień trzeci o poranku

Osa obudziła się o poranku, chociaż do późna nie potrafiła zasnąć. Leżąc w podkoszulku i szortach na przepoconym prześcieradle, zapatrzyła się w blaszany sufit pokoiku. Przez uchylone drzwi balkonu do wnętrza niewielkiego pomieszczenia sączyło się słabe światło poranka, nijakie i pozbawione życia, zapowiadające pochmurny dzień.

Pochmurne dnie w niczym rudowłosej nie przeszkadzały, wręcz przeciwnie - jej pokój nie nagrzewał się wówczas niczym piekarnik.

Pozwalając swym myślom błądzić leniwie wokół najbliższych planów, tropicielka nadstawiła uszu próbując wyłapać coś zrozumiałego z toczonej na parterze rozmowy. Wuj rzadko miewał gości z samego rana, ale i tacy się czasami trafiali, najczęściej szukający taniego śniadania robotnicy. Najważniejsze było to, że z dołu nie dobiegały żadne krzyki ani pohukiwanie Gury - nic, co wieściłoby jakąś burdę i niejako obligowało Osę do wyjścia z łóżka.

Radiowęzeł obudził się przy wtórze serii suchych trzasków, z rozrzuconych po slumsach głośników popłynęły dźwięki "Gwiaździstego sztandaru". Osa przeciągnęła się niczym zaspany kot, usiadła na łóżku. W jej głowie uparcie powracał pomysł utarcia nosa bezczelnej krótkowłosej, która dzień wcześniej z niesłychaną butą cisnęła Osie w twarz dwieście kuponów. Wrodzona przekora oraz całkiem spora dawka zwyczajnej złośliwości kusiły tropicielkę obrazem wściekłej miny tamtej suki na widok rudowłosej robiącej maślane oczy do Bullocka.

Przecież koniec końców powiedziała, że Osa forsę może zatrzymać tak czy owak, prawda?

- Drodzy słuchacze, praworządni amerykańscy obywatele, bracia i siostry w wierze - ponad uliczkami i dachami Commonsów popłynął przejmująco smutny głos spikera - Izba Reprezentantów podjęła wczoraj wieczorem jednomyślną decyzję o ogłoszeniu trzydniowej żałoby dla uczczenia ofiar tragicznego pożaru. Łączymy się w bólu z rodzinami i przyjaciółmi trzydziestu amerykańskich patriotów, którzy oddali życie w płomieniach. W tej ciężkiej chwili i w potrzebie duchowego ukojenia zwracamy się ku naszemu najwyższemu autorytetowi. Panie i panowie, oto nasz dzisiejszy gość, czcigodny Olivier Moon.

Siedząca na skrzyżowanych nogach Osa przechyliła nieco głowę, wbrew sobie samej czując pewne zainteresowanie poranną audycją. Czcigodny Olivier Moon, wiekowy patriarcha Kościoła Moona, był niekwestionowanym przywódcą Cedar Creek, chociaż oficjalnie zawsze się od tego odżegnywał. Jego wpływy sięgały na wiele mil we wszystkich kierunkach świata, a setki fanatycznie lojalnych współwyznawców były gotowe oddać życie na jeden rozkaz głowy kultu. Osa nie bez powodu podejrzewała, że obsadzona politykami czterech frakcji Izba Reprezentantów pomimo ideologicznych różnic i sporów grała koniec końców tak jak jej grał czcigodny Moon.

- Bracia i siostry, przyjaciele, ukochane dzieci Boga - miejsce spikera zajął w eterze inny głos, poważny i ciepły zarazem, pełen smutnej życzliwości - Strata tak wielu oddanych patriotów musi boleć. Lecz niechaj ten ból stanie się kowadłem, na którym ocaleli wykują pancerz determinacji i siły woli. Niechaj z naszej wiary i miłości wyłoni się fundament nadziei, że Bóg ma wobec nas wielkie plany, podobnie jak wobec tych, których powołał niedawno do siebie, aby w niebiańskich armiach stawiali czoła wraz z aniołami zastępom szatańskich komunistów i bezbożnych kosmitów.

Osa podniosła się w końcu z łóżka, wyszła na balkonik obrzucając badawczym wzrokiem zagracone podwórko i szopę Śmierdziela. Radiowa audycja przypomniała jej nieuchronnie o Coltrainie i jego nieznanym wciąż losie. Odpowiedź na najbardziej oczywiste pytanie tropicielki znajdowała się najpewniej w szpitalu, ale na drodze stała jej rzecz jasna sprzedajna krótkowłosa nieznajoma.

- Przeszłość nauczyła nas jak obracać poczucie straty w duchowe zwycięstwo. Wystarczy wspomnieć poświęcenie i oddanie Domu Shangów w '67. Stojąc na skraju wojny domowej, w obliczu ryzyka tragicznego i zupełnie niepotrzebnego rozlewu braterskiej krwi, nasi współzałożyciele oddali w geście wielkiego poświęcenia udział w rządach nad Cedar Creek. Odrzucili bezpieczne i dostatnie życie, by dzięki osobistemu poświęceniu uratować resztę naszej wspaniałej amerykańskiej społeczności.

Osa znała historię Wielkiego Rozłamu i Odejścia Stu Osiemdziesięciu Ośmiu tak samo dobrze jak wszyscy inni mieszkańcy Cedar Creek, toteż przestała się wsłuchiwać w monolog czcigodnego Moona, ubierając się nieśpiesznie.

- Dzięki temu nasze miasto rozkwita i bogaci się wychowując nowe pokolenia patriotycznych i pobożnych obywateli. Obywateli, którzy niechybnie otrząsną się ze smutku i żalu po stracie bliskich wiedząc, że nasza wspólna misja nie dobiegła jeszcze końca. Pamiętajcie! Tylko wspólnie możemy odbudować wspaniałą i potężną chrześcijańską Amerykę! Bóg z wami, bracia i siostry!
Osa już wstała i zaraz pewnie zejdzie na śniadanie.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 02 lipca 2018, 13:43

Lokal Slammera, dzień trzeci o poranku

Kiedy ubrany już Gura powrócił do sali jadalnej, Grzmot siedział na swoim miejscu popijając niewielkimi łyczkami podany mu przez wuja Osy bimber. Cargo dosiadł się czym prędzej do nowego przyjaciela, nieco trapiąc się widokiem obrzmiałej męskości wciąż napinającej mu materiał sfatygowanych spodni.

- To co to za laski? - zapytał próbując bezskutecznie przybrać pozę niezainteresowanego tematem - Twoje znajomki?

- Nie chodzi o kobiety jako takie - wyjaśnił spokojnie Grzmot - Znaczy się, nie miałem na myśli aspektu seksualności.

Grzmot miał okropnie zdeformowane ciało i szpetną gębę, a na dodatek jak gdyby nic ciągle drapał się pod pachą swoją trzecią ręką. A mimo to - chociaż spełniał wszystkie normy dla szkaradnego odmieńca - wysławiał się w sposób zupełnie nie przystający do jego aparycji, co jeszcze bardziej zbiło z tropu Gurę. Grzmot przemawiał nie tylko powoli, ale pełnymi zdaniami i mądrze, a przynajmniej używając mądrych słów.

Zapatrzony w niego Gura postanowił, że chce być taki jak Grzmot.

- Mam paru znajomych, których przyjaźń ogromnie cenię - ciągnął dalej gość - Jest wśród nich również pewna mądra kobieta, Eleonora. Chciałbym, żebyś ją poznał.

- A... po co? - Gura zdążył już zrozumieć, że Grzmot nie uważa za stosowne obnosić się publicznie z erotycznymi fantazjami, toteż ugryzł się w język zamiast z miejsca zaproponować, co chciałby zrobić z rzeczoną Eleonorą.

- Mógłbyś się od niej wiele nauczyć. Od niej i reszty moich przyjaciół.

- Znaczy się, jak szlachtować krowy? Albo... nie gadaj, już wiem, co kombinujesz. Wy mnie tera chcecie wypuścić na te byki, co? Kulki się wam do maszynówek pokończyły, to mnie chceta wydymać?

- To nie ma nic wspólnego z panem Dougiem i jego rzeźniami - Grzmot westchnął głośno i spojrzał na Gurę niczym obdarzony nieskończoną cierpliwością do tępych uczniów nauczyciel - To sprawa prywatna. I zaszczyt w pewnych kręgach. A także przejaw dużego zaufania do ciebie z mojej strony. Wierzę, że nie pożałujesz tej zmiany w swoim życia, tego otwarcia się na nowe horyzonty. Zgodzisz się na spotkanie?
Brzmi to trochę kiepsko, bo chyba faktycznie nie będzie tam okazji do ruchania... ale może Grzmot tylko tak ściemnia, a panienki już czekają?

ODPOWIEDZ