Drakwald, późna zima roku 2509
Gunter oblizał spierzchnięte usta i przymknął oczy, pamiętny tego, by nie wychylać się zbytnio za parapet wąskiego okienka. Któreś ze zwierząt zdążyło już zwietrzyć człowieka, rzuciło się z odsłoniętymi kłami w kierunku otworu, który na szczęście pozostawał poza zasięgiem wilczego pyska.
Smoliście czarny drapieżnik stanął na tylnych łapach pod okienkiem w tej samej chwili, w której niebiosa nad puszczańskim pałacykiem zadygotały wprawione w poruszenie ogłuszającym hukiem. Donośny grzmot przetoczył się przez zakamarki posiadłości budząc ślepą panikę wśród wilków i koni pospołu. Zgraja próbująca dostać się do stajni runęła w ułamku chwili ku otwartej szeroko bramie, skomląc rozpaczliwie i podwijając ogony.
Hummel był przygotowany na efekt swego zaklęcia, w przeciwieństwie do obu żołdaków. Kiedy uczeń czarodzieja odwrócił się w ich stronę, ujrzał obu ludzi na kolanach, ściskających uszy rękami. Na ich wykrzywionych obliczach rysował się grymas nieudawanego bólu.
- W siodła! - krzyknął Stirlandczyk, na wszelki wypadek wskazując dłonią gotowe do drogi konie. Wszystkie wierzchowce przewracały w bezrozumnej trwodze oczami, ale Gunter liczył na to, że zdoła nad swoim wybrańcem zapanować - Żwawo, póki stado w popłochu!
Żołnierze zerwali się niezgrabnie z klęczek, ten z przeciętym policzkiem odrzucił rygiel wrót. Wejście stajni stanęło otworem. Uczeń czarownika miał już nogę w strzemieniu, pierwszy znalazł się w siodle zmuszając konia do opuszczenia budowli. Jego spojrzenie omiotło opustoszały dziedziniec, upstrzony plamami krwi, zatrzymało się na purpurowej sylwecie skulonego w bezruchu martwego brodacza.
- Sigmarze, pomiłuj! - wrzasnął znienacka jeden z żołnierzy, ledwie tylko wyjechał śladem Guntera ze stajni. Hummel poczuł lodowaty ścisk w żołądku pojmując w mgnieniu oka, co tak zatrwożyło jego towarzysza.
W szeroko otwartych drzwiach pałacyku po drugiej stronie dziedzińca pojawił się wielki zwierzęcy kształt, stojący na podobieństwo człowieka na dwóch nogach i trzymający w swych pazurzastych łapach Johana Feldmanna.
Droga ucieczki stoi otworem, brama dziedzińca szeroko rozwarta, spłoszone magicznym hukiem stado uciekło (czar Odgłosy ma poziom trudności 4, wyrzuciłem w teście 1k10 wynik 6). Na flance pojawił się niosący Johana wilkołak, budząc swym widokiem panikę w żołdakach. Co na to Gunter?