- To bardzo szczodra propozycja... - zaczął Garro, kończąc opatrywać swoich rannych towarzyszy. - Ale wydaje mi się, że mamy dla ciebie lepszą propozycję... - dodał z cwaniackim uśmieszkiem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że teraz nikt im tutaj nie podskoczy - głównie za sprawą przeładowanych testosteronem barbarzyńców.
Sigurd powielił uśmieszek zielarza i skinął ręką na Orlando, by podszedł bliżej. Adoth również się uśmiechnął i opierając dłoń na rękojeści miecza, leżącego bezpiecznie w pochwie przywiązanej do pasa, wyszedł na przeciw alfonsowi alfonsów. Orlando dalej się uśmiechał i rozkładając ręce zszedł ze schodów i zrównał się z cymmeryjczykiem.
- Tak? Wiem! Założymy drugi burdel, gdzie będziemy okrada...aaaaaać... ech - zakończył z jękiem bólu i zastygł w śmiertelnej pozie. Nawet nie był świadomy, gdy Adoth z prędkością atakującego węża wyciągnął miecz i nadział serce argossańczyka niby kurczaka na ruszt.
- Od teraz my rządzimy tym przybytkiem! - huknął Sigurd na pozostałych, patrzących ze zgrozą alfonsów na scenę przed nimi. - I zapamiętajcie to dobrze... bo inaczej skończycie jak ci czterej! - dodał tonem ojca karcącego niesworne dzieci.
- Orlando ma wiele przyjaciół w tym mieście... - zaczął niepewnie jeden z ochroniarzy, ale pod zdwojonym, piorunującym spojrzeniem Garro, Adotha i Sigurda umilkł.
- No więc... kto jest głównym zarządcą? - zagaił drugi.
- I co mamy teraz robić? - dodał trzeci, odkładając dębową pałkę do rogu korytarza na znak rozbrojenia i poddaństwa. Widocznie nie uśmiechało mu się skończyć jak jego poprzedniego pracodawcy.
***
Pijany korsarz wił się z bólu i przerażenia. Nie był w stanie wydusić słowa przy obecności Galvata. Kilka chwil później to Nehaher grał rolę tego "dobrego", przez co oszołomiony marynarz uspokoił się nieco i zaczął gadać.
- Ja nic nie wiem! Miałem tylko sprawdzić, czy ta kobieta żyje! Tylko tyle! Mój kapitan, Servio, kazał mi tylko sprawdzić, czy ona żyje...! - niemal płakał, powtarzając kolejne frazy. Mówił niezbyt wyraźnym zingarskim, co oznaczało, że był to prawdopodobnie korsarz z Argos lub - bardziej wątpliwe - z Shem.
- W razie jakby nie żyła... to miałem tylko poinformować kapitana... jeśli żyje, to tylko zamknąć klapę i pilnować dalej... ewentualnie podać trochę wody... Puście mnie już, zniknę z tego przeklętego portu, obiecuję, obiecujęęęęęę! - łkał żałośnie mężczyzna, szarpiąc się z więzów.
Przez te łkania i krzyki zarówno Galvat, jak i Nehaher nie usłyszeli, że ktoś jeszcze był w budynku.
- Hej, Morel, co się drzesz jak gwałcona małpa?! - ktoś ryknął z góry, na co Morel...
Galvat: Możesz wydać 1 Punkt Losu by Morel nie zdążył nic krzyknąć. Jeżeli nie wydasz punktu, Morel zdąży coś krzyknąć (inicjatywa wypadła na waszą niekorzyść).