PBF: DrecarE - Cienie na Śniegu

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 01 września 2015, 16:27

[center]PROLOG
Beran, 27 Sadnik (Vajni), 360 rok Ery Silniri.*
[/center]
[center]Obrazek[/center]
[center]Podkład:https://www.youtube.com/watch?v=yNU9oQWe7cc[/center]
Beran tonęło we mgle. Ostatnie refleksy zachodzącego słońca barwiły na czerwono rzeźbione krokwie najwyższych budynków. Wiatr wiał od morza, przynosząc ze sobą woń soli i długie wilgotne pasma oparów, które stopniowo wpełzały coraz dalej, zagarniając kolejne ulice, niczym macki jakiegoś upiornego krakena. Krople wilgoci osadzały się na drewnianych ścianach, spływały z żłobionych belek i kamiennych podmurówek. Czasem zaś przysiadały niepewnie na szybach, lśniąc zimnym blaskiem, podobne drogocennemu, diamentowemu pyłowi Alfrów.

A jednak, nawet tego jesiennego wieczoru, w przededniu zimy Miasto Niedźwiedzia prezentowało się oszałamiająco. Niczym klejnot połyskujący w gęstniejącym mroku. Ulice były szerokie i proste, wyłożone gdzieniegdzie mamucim cedrem, gdzie indziej zaś dębowymi belkami. Jedynie najbardziej te liche nie posiadały tego rodzaju nawierzchni, tonąc w marznącym błocie. Niewielu jednak chciało się tam zapuszczać. Główny plac przed domem Jarla wybrukowany był bazaltem, przywiezionym aż z południowego wybrzeża. Ozdabiała go ogromna, kamienna rzeźba niedźwiedzia, z paszczą otwartą w niemym ryku. Była mona symbolem miasta i jego patrona - Hanara. Ślepia zwierza lśniły jak żywe, w każde bowiem wprawiony został brylant, wielkości drekarskiego denara.

Figurę otaczało trzynaście rzeźbionych, kamiennych steli. Wyryto na nich obrazy przedstawiające zajęcia tradycyjnie powiązane z każdym z miesięcy, tak, iż cały krąg przedstawiał obieg roku: prace polowe i wypłynięcie długich łodzi wiosną, wyprawy handlowe i korsarskie, strzyżenie khas i jesienne zbiory, powrót statków z rejsów przed jesiennymi sztormami i budowę nowych. Były tam przedstawione także narodziny i śmierć, wojna, śluby i składanie ofiar Bogom - słowem wszystko co stanowiło codzienną rzeczywistość Nardlens - bitnego i dumnego ludu Zachodu. Jedynie trzynasty głaz pozostawał prawie gładki, pokryty nielicznymi glifami związanymi ze składaniem ofiar... W rowkach rzeźbień widać było rudo-brązowe plamy, ślady przelewanej tutaj co roku krwi jeńców, która oddalić miała panowanie sił Ciemności i przyczynić się do ponownego nadejścia wiosny.

Szyby w domu Jarla lśniły błękitnawo, kosztownym odcieniem Śpiewającego Kryształu. Dym wydobywający się z komina oraz odgłos chóralnych pieśni świadczyły o tym, iż wewnątrz trwa bogata uczta. Jednak i inne domostwa prezentowały się godnie. Wiele z nich wsparto na kamiennych podmurówkach. Nie znalazłbyś też w mieście dachu, który nie byłby pokryty drewnianym lub kamiennym gontem. Belki i framugi rzeźbione były bogato, w kształt niedźwiedzich i wilczych pysków. W oknach połyskiwały grube, wielobarwne szybki szklane, umieszczone zmyślnie w oplocie z ołowiu. Ulice oświetlone były za pomocą symboli runicznych, wyrytych na kamiennych płytach i wprawionych w ściany domostw. Ich srebrzysty, chłodny blask zdradzał, iż korzystały z mocy Elektry. Wysoko, ponad miastem, na wzgórzu opadającym stromo ku wschodniemu brzegowi, wznosił się chram Hanara, pokryty dachówką z błękitnego kamienia. Prowadziły ku niemu potężne kamienne stopnie, zaś widok z góry zapierał dech w piersiach, pozwalając objąć spojrzeniem całe miasto i okolice. Daleko, na zachodzie falowały łagodnie Szare Grzbiety, za których grań chowało się właśnie słońce. Ocean na wschodzie był ciemny i wzburzony, zakryty woalem mgły. W taki czas ludzie powiadają, iż Jezza ze swych długich włosów plecie sieci, by schwytać dusze topielców...

Port leżał poniżej świątyni, lecz teraz zdawał się dziwnie pusty. Jakieś sto metrów od brzegu z wody wystawały dwie potężne, kamienne wieże, na których szczycie ustawicznie płonął ogień. Była to Brama Beran - największego portu Torgeth. Teraz jednak ta osławiona przystań Beran, z którego długie łodzie wypływały więcej razy niż zdołaliby wyśpiewać bardowie, przygotowywała się powoli do zimy. Większość statków powróciła już przed jesiennymi sztormami, tłocząc się wzdłuż wybrzeża. Brakowało nielicznych, wkrótce jednak oddech Hanara przywiedzie je do portu... O ile wcześniej nie schwytają ich podstępne czary Jezzy lub szczęki potworów morskich - synów O'gena.

[center]Obrazek[/center]
Teraz zaledwie garstka osób - przede wszystkim kobiet i dzieci - oczekiwała na wybrzeżu. We mgle majaczył bowiem kształt statku, a wiatr niósł poskrzypywanie wioseł i szorstkie nawoływania załogi. Wielu oddychało z ulgą, wielu dziękowało bogom, za bezpieczny powrót swych bliskich, gdy smocza łódź z Ars-Ardy zawijała powoli do portu. Wkrótce o drewniany pomost zadudniły ciężkie kroki wojów z plemienia Niedźwiedzia i Wilka.



* Beran, 27 Września, (Trzeci dzień tygodnia poświęcony Mocy Wiatru), 360 rok Trzeciej Ery.
Wszyscy jesteście w mieście. Olaf czeka właśnie w porcie na swego kuzyna - Vidgara, który przypłynął na opisanym statku. Reszta może być gdziekolwiek. Tego wieczoru jednak macie udać się wszyscy do karczmy Morska Komnata w celu wam wiadomym. Przybytek ten znajduje się w bogatszej dzielnicy, w okolicach głównego placu. Znacie jego położenie (nie będziecie się więc błąkać po mieście). Zapada zmierzch i pora spotkania zbliża się właśnie.
Co do relacji w drużynie - nie znacie się osobiście (poza Vidgarem i Olafem, którzy są rodziną). Na razie proszę o posty wprowadzające: opis i przedstawienie postaci.
Przed przystąpieniem do pisania postów proszę koniecznie zapoznać się w postem nr. 10 w wątku technicznym!
Ostatnio zmieniony 23 września 2015, 22:59 przez Sigil, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

zapalki_chaosu
Reactions:
Posty: 167
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 11:57

Post autor: zapalki_chaosu » 01 września 2015, 19:11

Vidgar był przeogromnie podekscytowany. Właściwie to był wielokrotnie podekscytowany. Po pierwsze wizytą w Największym Mieście, był tu już kiedyś ale to wciąż było Największe Miasto, najbogatsze i w ogóle. Po drugie spotkaniem ze swoim kuzynem Olafem, nie widzieli się już dwa lata ale wcześniej wiele czasu spędzili razem, rzucając kamieniami w babcię Vidgara i szukając potem sposobów na uniknięcie ciskanych przez nią klątw. Zawsze sprowadzało się to do jakiegoś bohaterskiego czynu, trzeba było zaimponować bogom, bo tylko ich moc umiała zdjąć taką klątwę. Po trzecie, było to preludium pierwszej w jego życiu prawdziwej wyprawy. Prawdziwej Wyprawy! Po czwarte wreszcie tym, że w Beran stała wspaniała Świątynia Ridviny, której siła i mądrość porwały całkowicie jego serce, umysł i młodzieńczy zapał. Widział co prawda wszystkich bogów, O'gena który był samą tonią morską pochłaniającą tonące statki, był świadkiem jak mierzy się wzrokiem ze swoim bratem Hanarem podczas potężnej burzy na morzu, słyszał i nieraz obserwował podczas burzy śnieżnych, przerażającego wilka mknącego przez przestworza, niosącego potężnego Aurena. Nigdy nie udało mu się co prawda dostrzec żadnego z oczu Sol'sed, ale czuł jej wzrok na sobie wiele razy i umiał go już rozpoznawać. Oha'lna widział kiedyś we śnie jako starca w karczmie przy porcie. Starzec podszedł do niego i przywitał się jakby się znali, zapytany o powód tej poufałości powiedział, "przecież znam cię doskonale, ja cię przyprowadziłem do tego świata i ja cię z niego odprowadzę" - kiedy zapytał o to swoją matkę, ta wyjawiła mu tożsamość tego o którym śnił i wyjaśniła, że skoro został przez niego przyprowadzony to znaczy, że w poprzednim wcieleniu był wojownikiem i pisane mu widywać się ze śmiercią tak często jak z przyjaciółmi. Jezzę natomiast, mimo wszelkich starań i wyrzutów swojej rodzicielki widział w swojej babci i nic nie mógł na to poradzić. Ridvina natomiast..., to byłą dla Vidgara miłość od pierwszego wejrzenia, jej rude włosy jak pożar trawiący bramy zdobywanego grodu, jej gwałtowność, która powaliłaby najsilniejszego wojownika, bystrość jej oczu, które potrafiłyby policzyć pióra strzał wystrzeliwanych salwą w trakcie bitwy. Silna, piękna i mądra. Vidgar wiele razy marzył o wspaniałych wyprawach jakie odbędą razem po jego śmierci, kiedy niechybnie stanie się jednym z jej wybranych wojowników. Co prawda czasem mówił sobie, że jeżeli nie w tym życiu to w następnym a zdarzało mu się to zwłaszcza kiedy dostawał ostrą szkołę od swego ojca podczas nauki szermierki, jednak kiedy przepełniał go entuzjazm, tak jak tego dnia, był pewien że to wydarzy się teraz, to znaczy niedługo, za parę lat, kiedy udowodni swym męstwem i bitnością, że będzie z niego pożytek w Hufcu Ridviny.

Ostatnie chwile na morzu, kiedy z mgły zaczęły wyłaniać się kształty, z początku nieśmiałe - zacumowanych statków a następnie poważne i wyniosłe - potężnych budynków, Vidgar spędził na modlitwie. Przypomniał mu o tym obowiązku stary żeglarz, który stał tuż obok i śpiewnym głosem nucił jakąś pieśń o O'genie.
[center]
Potężny O'genie, który jesteś tonią morską
Wszystkie wody do Ciebie należą
Ty nosisz statki i topisz je jeśli taka Twoja wola
W ruchu fal widzę Twoją sztukę,
Słyszę Twoją mądrość w ich szumie,
Jeśli kiedyś zapragniesz mojego życia,
Pochłaniając moje ciało i rzucając je na pastwę swych dzieci w Głębinach
Odejdę z radością i z szacunkiem spojrzę w Twe oblicze
Jeśli tak się stanie jednak, proszę Cię O'genie,
Oddaj później mego ducha Ridvinie
Abym mógł opowiedzieć jej o Twej potędze i mądrości[/center]

Vidgar zdawał sobie sprawę, że jego modlitwa może jest nieco zuchwałą, lecz entuzjazm przepełniał go do takiego stopnia, że nie pozostało tam wiele miejsca na wątpliwości. Zszedł mężnie na brzeg, niosąc na plecach dwie tarcze, tobół z prowiantem i podstawowym ekwipunkiem, miecz ciążył przy jego pasie dając poczucie dumy i siły. Starał się wyglądać poważnie i groźnie, jednak kiedy ujrzał swego kuzyna, twarz rozpromienił mu ogromny uśmiech, po policzkach pociekły dwie łzy radości a gardło wydobyło bliżej nieartykułowany okrzyk radości, nogi tymczasem znacznie przyspieszyły a ramiona objęły Olafa i podniosły. Poziom ekscytacji u młodego Nardlens nie pozwalał mu na sensowne wypowiedzi i po prostu cieszył się jak dziecko w wielkim porcie, nie przejmując się poważnymi, doświadczonymi wojownikami i żeglarzami, którzy mijali go idąc w stronę miasta.

[center]Obrazek[/center]
Ostatnio zmieniony 01 września 2015, 20:24 przez zapalki_chaosu, łącznie zmieniany 1 raz.

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 02 września 2015, 08:44

- Ha! Kogóż to moje oczy widzą! - ryknął Olaf, rozkładając ręce do rytualnego powitania Vilbergson'ów, czyli potężnym uścisku z udawanymi zapasami. - Młody Vidgar! Kopę lat! Na szczęście O'gen czuwał nad twoją wyprawą i szczęśliwie dopłynąłeś do brzegu! Chodź zatem, mój ojciec a twój wuj na nasz czeka Morskiej Komnacie, jeden z lepszych tutejszych tawern! - Olaf klepiąc kuzyna w ramię obrócił się i pomaszerował wesoło, podgwizdując jakąś starą pieśń. Noc była na swój sposób pikęna, a wizyta kuzyna i spotkanie w tawernie było zapowiedzią srogiego chlania, o którym Olaf marzył już od tygodnia. Specjalnie na tą okazję nauczył się nowej pieśni granej na krowim rogu - jego ulubionym instrumencie.

- Co tam słychać za wielką wodą, hm? Cioteczka w zdrowiu? - pytał Olaf, przestępując progi Morskiej Komnaty.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

zapalki_chaosu
Reactions:
Posty: 167
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 11:57

Post autor: zapalki_chaosu » 02 września 2015, 10:23

- Jaka cioteczka? Która cioteczka? A moja cioteczka! To znaczy matka! Tak! Zdrowa, pewnie że zdrowa! A dzieje się to co zwykle, morze szumi, wicher wieje że łeb urywa, śnieg pada, nic nowego. Chodźmy czym prędzej to tej tawerny, czuję że po takiej podróży mam dług wobec O'gena. Kilka dzbanów piwa na jego cześć powinna być należytym zadośćuczynieniem. - To rzekłszy, ruszył za swym kuzynem do Tawerny.

- A mówił wuj, kiedy ruszamy? A daleko to będzie? Będziemy płynąć czy ruszymy lądem? Będziemy mieć rano czas na wizytę w świątyni prawda? Nie możemy przecież wyruszyć, nie odwiedzając świątyni... - gadał po drodze entuzjazm Vidgara.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 02 września 2015, 10:54

[center]Beran, karczma Morska Komnata, 27 Sadnik (Vajni), 360 rok Ery Silniri.[/center]
Vidgar rozglądał się ciekawie dookoła, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów z wizyty w Beran. jednak gęstniejący mrok i mgła skutecznie mu to utrudniały, przekształcając otoczenia w odrealniony świat widm i cieni. Czy podobnie jest w Nawii? - przemknęło mu przez głowę. Panująca aura jednak nie przeszkadzała Olafowi, który znakomicie orientował się w mieście i bez trudu dotarł do karczmy. Morska Komnata była pokaźnym budynkiem, osadzonym na kamiennej podmurówce. Główne belki szkieletu wykonane były z mamuciego cedru - białego jak kość, podczas gdy reszta budynku zrobiona była z ciemnego drewna czerwonego buka. Dawało to całkiem interesujący efekt. Młodzi Nardlens musieli na chwilę przerwać rozmowę, gdyż po przestąpieniu progów tawerny ich głosy natychmiast zniknęły w panującym wewnątrz rozgwarze. Ludzi było co niemiara. Zdaje się zresztą, iż zanosiło się na koncert jakiegoś barda, który właśnie rozgrzewał się na podwyższeniu. Sądząc po głosie był Elfem zza oceanu, być może nawet z Cesarstwa Kamienia - nic więc dziwnego, że jego występ ściągnął tak wielu słuchaczy. W karczmie, prócz ludzi można było zauważyć kilku Alfrów, a nawet Elfów Żałobnych. W jednym z kątów siedziała także grupa Zimowych Krasnoludów, rozmawiając ściszonymi głosami we własnym gronie. Ich białe brody i krzaczaste brwi upodabniały ich do żywiołaków mrozu.
[center]Podkład https://www.youtube.com/watch?v=LCj-3m7shJE[/center]
Olaf rozejrzał się zdezorientowany, jednak karczmarz zauważył go szybko i dał mu znak ręką, przywołując go do siebie. Obaj młodzieńcy zaczęli torować sobie drogę przez tłum. Oberżysta poczekał na nich, po czym otworzył kolejne drzwi, prowadzące do nieco mniejszej izby. W środku panował półmrok, rozświetlony jeno przez drwa palące się na kominku i rozstawione na stole świece. Przy długim stole, niedaleko paleniska siedział ojciec Olafa, Vilberg Alfergson. Mąż potężnej postury, pomimo wieku, który kładł się już na jego brodzie i skroniach pasmami siwizny. Obok niego siedziało dwóch innych wojów, których Olaf rozpoznał natychmiast jako druhów ojca. Karczmarz zatrzymał się przy drzwiach, gdy młodzi Nardlens weszli do pomieszczenia. Gwar z głównej komnaty docierał tutaj słabo, stłumiony przez grube, drewniane belki. Ściany zdobione były tarczami, na których wymalowano różnorakie morskie stworzenia: ryby, kraby i ośmiornice. Vilberg dźwignął się z krzesła na widok syna i siostrzeńca:

- Vidgarze! - ryknął, rozkładając szeroko ręce. - Chodź no, niech cię uściskam!

[center]Obrazek[/center]
Zawołany nie dał na siebie długo czekać. Wuj porwał go w niedźwiedzi uścisk, puścił i przyjrzał mu się uważnie w świetle świec:

- Na O'gdena! Widzę, żeś wyrósł na mężczyznę. Jak mój Olaf! Ha, masz oczy mego ojca! - rzekł poklepując go po ramieniu - Vilde* to szlachetna kobieta, taki syn to skarb! Niech jej Angar błogosławi! No, ale siadajcie - rzekł, powracając na miejsce. - Pewnoście obaj głodni. Karczmarzu! - ryknął na powrót. - Co tam macie dziś dobrego, co by wzmocnić tych dzielnych wojowników?

Oberżysta nie dał długo czekać na odpowiedź:

- Dzika z rożna, polewanego przednim drekarskim winem, piwo jęczmienne na miodzie i kaszę, suto okraszoną - rzekł szybko.

- Zacnie to, przynieście więc jadła! - zawołał Vilberg - a wy siadajcie, no, nie stójcie tak! Opowiadaj Vidgarze co u ciebie? Jak rodzina? Ojciec twój to zacny wojownik, pamiętam czasy, gdy wypływaliśmy razem. Sprawialiśmy, że ocean spływał krwią!

Przez chwilę rozmowa zeszła na tematy rodzinne. Karczmarz uwinął się szybko, przynosząc wraz z córką półmiski pełne jadła i dzbany ciężkie od piwa. W izbie zapachniało czosnkiem, rozmarynem, jałowcem i pieczonym mięsem. Kolejne kilka kwadransów opłynęło więc w milczeniu, przerywanym jedynie toastami i odgłosem przeżuwania. Zarówno bowiem Olaf jak i Vidgard byli głodni jak wilki, które patronowały ich plemieniu. Mimo to jednak młody zwiadowca nie mógł się oprzeć wrażeniu, że pod pozorem wesołości ojciec ukrywa trapiące go smutki. Zbyt często bowiem spoglądał na drzwi i nerwowo podkręcał wąsa, co zwykł czynić zawsze, gdy coś go martwiło. Olaf podejrzewał, iż przyczyną jego trosk jest zaginięcie wuja. Tym szybciej wiec starał się uporać z jadłem, aby przejść do interesujących go tematów.

Także Vidgar był niesłychanie podekscytowany sytuacją i jedynie z trudem zachowywał milczenie, przeznaczając gębę do lepszych celów. Rad byłby jednak usłyszeć nowiny o wyprawie. Wkrótce obaj młodzieńcy uwinęli się z dzikiem i sięgnęli po kufle piwa...



* Vilde - siostra Vilberga, matka Vidgara i ciotka Olafa.
Nawia - astralna kraina, do której trafiają dusze zmarłych.
Elfy Żałobne - czasami najmują się także jako korsarze, stąd ich obecność w Beran nie powinna dziwić.
Spoiler!
Towarzysze ojca to: Hattr Birkirson, ponury korsarz, ale znany ze swej waleczności i Joos Nasarson, który jest wojownikiem, lubi sporo wypić i dobrze zjeść. Hattr jest z plemienia Wilka a Joos z Niedźwiedzia.
Ostatnio zmieniony 23 września 2015, 23:00 przez Sigil, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 02 września 2015, 18:29

Tańczący Po Czarnej Spirali człapał zamglonymi ulicami Beran, starając się nie znaleźć na niczyjej drodze. Nie lubił miast, zbyt gwarne i zbyt... miejskie. Wszędzie dookoła było pełno wszystkich. I wszystkiego. Nadmiar zapachów i dźwięków drażnił jego nozdrza i bolał uszy. Najchętniej znalazłby się w lesie, ale wiedział, że w lesie nie znajdzie zajęcia. Przynajmniej nie takiego, za które mu zapłacą.

Dzień coraz wyraźniej przywdziewał szaty nocy, kiedy dotarł w pobliże głównego placu. Spojrzał spode łba na drzwi gospody, w której to miał spotkać swojego pracodawcę. Wywarczał kilka przekleństw pod nosem, który wewnątrz miał dostać jeszcze większego szoku, po czym naskakując przednimi łapami, uchylił drzwi i wślizgnął się do środka.

W środku było znacznie więcej osób, niż miał ochotę tu spotkać. Chwilę zajęło mu, zanim zdołał dotrzeć do stojącego za szynkwasem karczmarza. Kiedy ten w końcu raczył zwrócić na niego uwagę, bez chwili zwłoki zawołał w jego kierunku.

- Vilberg Alferson.

Gospodarz ze zrozumieniem kiwnął głową i machnął ręką, gestem tym pokazując Tańczącemu, by ten poszedł za nim. Ruszył z miejsca, przepychając się między zebraną gawiedzią, szybko docierając do drzwi, za które karczmarz wpuścił go bez słowa.

Kiedy znalazł się w środku, przebywająca tam piątką mężczyzn spojrzała na niego bez słowa, za to wyraźnie oczekując usłyszeć jakieś z jego strony. Przechyliwszy lekko łeb, badając zebranych przeciągłym spojrzeniem odezwał się.

[center]Obrazek[/center]

- Jestem Tańczący Po Czarnej Spirali, z Kruczego Lasu. Przysyła mnie tutaj Hugbard syn Nojdra. Powiedział mi, że jego przyjaciel, Vilberg Alferson, szuka tropiciela. Ja jestem tropicielem. Który z was to Vilberg?
Ostatnio zmieniony 02 września 2015, 19:14 przez Frater_Terry, łącznie zmieniany 1 raz.

Hel
Reactions:
Posty: 54
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:11

Post autor: Hel » 02 września 2015, 20:59

- Morska Komnata, Morska Komnata...- powtarzając te słowa pod nosem, zakapturzony wysoki młodzieniec szedł przez Beran w którym powoli zapadał zmierzch.

[center]Obrazek[/center]
Wiedział, że z łatwością rozpozna karczmę, gdyż takie przybytki wyglądają podobnie, niezależnie od krainy czy miasta w którym się znajdują. Co prawda do tej pory nie zwiedził świata, poza swoim rodzinnym Riv'ler, ale slyszał opowieści starszych od niego wojowników oraz podróżnych. Był świadomy tego, że wkrótce wiele się moze zmienić. Ma szanse wyruszyć dalej, niż miasto w którym obecnie się znalazł. A tam kto wie co go czeka, oprócz zarobku na który liczył. Może Ridvinia pozwoli sprawdzić swoje siły w walce. Uśmiechnął się za sprawą tej ostarniej myśli, a w jego żyłach szybciej zawrzała krew.

-Tylko znaleźć tą cholerną karczmę...-zaklął cicho.

Wtem, do jego uszu zaczął dobiegać stłumiony gwar z oddali. Wiedział już, że zbliża się do celu.

Mocno przyśpieszył kroku i niedlugo już stał przed miejscem w którym miał czekac na niego jego możliwy pracodawca.
Z niecierpliwością pchnął mocno ciężkie drewniane drzwii.
Rozejrzał się po izbie i tam zebranych, a następnie skierował swoje kroki do karczmarza, który jak się spodziewał będzie najlepiej poinformowany

Za chwilę przekroczył kolejne drzwii, za którymi byl ten, którego szukał. Bez trudu go rozpoznał w nastarszym i o najbrdziej imponującej posturze mężczyźnie, który bez dwóch zdań wyglądał jak zasłużony wojownik.

-Bądź pozdrowiony Vilbergu Alfersonie- odezwał się z szacunkiem. Nazywam się Kyariel syn Varissa z Riv'ler i znam się na magii. Slyszalem, że organizujesz wyprawę.
Ostatnio zmieniony 03 września 2015, 11:57 przez Hel, łącznie zmieniany 1 raz.

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 03 września 2015, 08:30

Olaf był srogo najedzony. Gdy zauważył strapionego ojca, postanowił nie wypijać zwyczajowo do porzygu, tylko nieco mniej, aby zachować pełną trzeźwość umysłu. Porozmawiał jeszcze chwilę ze swoim kuzynem i sprawiając przyjemność podniebieniu pił piwo warzone na miodzie. Był to przysmak młodego zwiadowcy i gdzieś w głębi duszy przeczuwał, iż przez długi czas nie będzie dane pić mu tak zacnego trunku. Rozmowy przy stole przerwały wejście niespodziewanych gości.

Wylkołek. Olaf nie lubił tych przeklętych stworzeń. W jego mniemaniu plugawiły one wilczą naturę i stanowiły chichot złego losu.

- Ojciec wie, jaki mam stosunek do wylkołków. Z pewnością sprawa musi być poważna, skoro sprowadził tutaj jednego z nich. Ta myśl zmartwiła młodego nardlens. Z tym większym szacunkiem upił kolejny łyk piwa, trzymając go chwilę w ustach, rozpaczliwie próbując zapamiętać smaki.

- Ojcze, cóż cię trapi, że sprowadzasz do nas takie osobistości? - szepnął Olaf, trącając lekko ojca pod bok.
Ostatnio zmieniony 03 września 2015, 08:52 przez Dobro, łącznie zmieniany 1 raz.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

zapalki_chaosu
Reactions:
Posty: 167
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 11:57

Post autor: zapalki_chaosu » 03 września 2015, 10:08

Vidgar nie przepadał za bardzo za rozmowami o rodzinie. Nie dlatego, że nie miałby o czym mówić, po prostu miał taki charakter, że bardziej interesowało go to co przed nim i co nowe niż to co znał. Ciepło Tawerny, piwo, wyśmienite jedzenie i ekscytacja, sprawiły jednak, że rozwiązał mu się język i jął gadać jak najęty. Poczuł się pewnie w tym towarzystwie a opowieści i alkohol szybko sprawiły, że krzyczał zamiast mówić, walił ręką w stół zamiast gestykulować i czuł się silniejszy, większy i groźniejszy. Tylko jedna rzecz uratowała go przed przepiciem. Chciał dowiedzieć się wszystkiego o wyprawie. Musiał więc być w stanie pamiętać i myśleć choć trochę trzeźwo. Z jednej strony nie było to łatwe, jedzenie było wspaniałe a piwo! O bogowie co to było za piwo! Z drugiej jednak, ciekawość dodawała determinacji i przypominała, że jest to poświęcenie warte swej ceny.

Mimo to kiedy wilkołek pojawił się w izbie Vidgar, dając ujście swej młodzieńczej fantazji zerwał się i wrzasnął
- a co to kurwa jest!? - milczenie jakie zapanowało, szybko uprzytomniło mu, że zapłynął za daleko na fali entuzjazmu - A! Żeberko - powiedział nie tracąc werwy i chwycił porcję mięsa z tacy na środku stołu - Wyśmienite, myślałem, że już się skończyły - dodał, przeżuwając już.

Czuł się trochę głupio, zwłaszcza, że osobiście nie miał nic przeciwko Wilkołkom. Tak naprawdę to nie miał w ogóle zdania na ich temat. Od tej chwili postanowił już nie pić, no prawie nie pić. Właściwie to nie wolno nie pić podczas uczty, bo przecież piwo pomagało na trawienie. Skupił się jednak i zaczął baczniej obserwować co dzieje się dookoła niego.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 03 września 2015, 10:13

[center]Beran, karczma Morska Komnata, 27 Sadnik (Vajni), 360 rok Ery Silniri[/center]
[center]Podkład:https://www.youtube.com/watch?v=iCP9B7e6idE[/center]
Vilberg zignorował chwilowo pytanie Olafa i spojrzał znacząco na Vidgara. Pod wpływem tego spojrzenia młody wojownik przygarbił się nieco, zdało mu się bowiem nagle, iż powietrze zaczęło ważyć nieco więcej niż zwykle. Na szczęście jednak wuj poprzestał jedynie na tym i nie rzekł więcej ani słowa, odnośnie zachowania młodzieńca.

- Witaj, Tańczący Po Czarnej Spirali. Jam jest Vilberg, kapitan Poskramiacza Burz - zwrócił się starszy Nardlens do Wylkołka. - Jako rzekłeś, Hugbard syn Nojdra jest mi druhem. I zaiste, prosiłem go o znalezienie dobrego tropiciela. Skoro więc zjawiłeś się, ufam, że posiadasz talenta w tej dziedzinie. Rad więc jestem, iż dołączysz do naszej wyprawy.

Dźwignął się z krzesła i własnoręcznie nalał nieco piwa do jednej ze stojących na stole pustych mis. Gest ten był wyraźny zaproszeniem do stołu, a także znakiem akceptacji i poważania. Vilberg zwrócił się teraz do wysokiego Alfra, który przez cały ten czas stał nieporuszony, obserwując wydarzenia.

- Twe miano, Kyarielu synu Varissa z Riv'ler, jest mi obce. Nie przypominam sobie nadto twej twarzy a nie lubię rozmawiać z obcymi o sprawach mego rodu. Rzeknij więc, kto cię tu przysłał?

- Selvir syn Coina z Riv'ler polecił mi udać się do ciebie. Szukam pracy - odparł spokojnie Mag.

- Tak, znam Selvira. Wiele razy wpływaliśmy razem. Witaj zatem Kyraelu i zechciej spocząć - Vilberg wskazał gestem miejsce przy stole. - Twoja znajomość sztuki magicznej z pewnością okaże się przydatna...

Przerwał na chwilę wracając do trapiących go myśli. Podświadomie sięgnął ku wąsom, przygładzając je nieco zbyt nerwowym gestem. W tym czasie zaproszeni zajęli miejsce przy stole.

- Pytałeś synu, co mnie trapi - zwrócił się wreszcie do Olafa - Ano, w istocie martwi mnie los mego brata, a twego wuja Vesteina. Mijają już cztery przeklęte miesiące, odkąd wyruszył poza Szare Grzbiety. I jak dotąd nie dał znaku życia - dodał ponuro.

- Tak więc organizuję wyprawę, aby odnaleźć mego brata i ludzi, którzy się z nim udali. Lub też przynajmniej znaleźć ich ciała i pomścić ich, jeśli będzie trzeba... - znów przerwał i sięgnął po kufel. Widać było, iż te niewesołe myśli wpędzają go w ponury nastrój. - Ci, których tutaj widzicie, wyruszają wraz ze mną. Oto moi waleczni druhowie: Joos Nasarson i Hattr Birkirson. Pływają ze mną i nie raz służyli mi pomocą w czas bitwy i pokoju.

[center]Obrazek Obrazek[/center]
Przedstawił obu, siedzących przy stole mężczyzn wskazując ich dłonią. Na ten gest brodaty Joos wzniósł pełen kufel piwa i uśmiechnął się szeroko. Hattr zaś odpowiedział zebranym udającym wesołość skrzywieniem ust i ponurym spojrzeniem.

- Ci dwaj zacni młodzieńcy, pochodzą z mego rodu - kontynuował Vilberg wskazując młodszych Nardlens. - Oto Olaf, mój pierworodny. Ten zaś młodzian o wielkim apetycie na żeberka, to Vidgar, syn mej siostry. Wkrótce dołączy do nas jeszcze Brnjar Stoyanson z Rodu Niedźwiedzia. Jest to kupiec, którego znam od lat i który zgodził się finansować nasze przedsięwzięcie. Czeka nas bowiem długa droga, a ocean w tym roku nie był dla mnie łaskawy... - sapnął i opadł z powrotem na krzesło, dopijając kufel trzymanego w ręku piwa.
Dla wszystkich: zauważycie, że Vilberg wyraźnie utyka na prawą nogę.

Generalnie, to dobry moment, aby zadać Vilbergowi trochę pytań odnośnie wyprawy.
Ostatnio zmieniony 23 września 2015, 23:01 przez Sigil, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 03 września 2015, 14:38

Olaf zdziwił się ale i zmartwił nieco. Wuj wujem, ale zatroskany ojciec był złym zwiastunem. Z pewnym żalem odłożył w połowie pełny kufel piwa i wstając zwrócił się do gości:

- Witajcie w Beran, przybysze. Ze słów ojca wnioskuję, że jesteście towarzyszami godnymi zaufania. Tak więc i wy wiedzcie, że możecie polegać na mnie i w trudnych chwilach wspomogę was najlepiej, jak potrafię - Olaf miał już zakończyć powitanie, ale nagle skrzywił się, jakby szukał czegoś w odmętach pamięci. nagle wyprostował palec wskazujący i z poprzedzającym mlaśnięciem kontynuował przemowę. - Jeno baczcie na jedno. Nikt, ale to nikt! - spojrzał po zebranych. - Nie ma prawa podkradać mi piwa miodowego i kazać mi przestać grać na moim rogu! - dodał z poważną miną, po czym usiadł i uśmiechnął się od ucha do ucha.

Upił kolejny łyk piwa i podniósł rękę, dając znać, że będzie mówić dalej.

- Ojcze, a jaki był cel podróży wuja? Liczną miał drużynę? Opowiedz nam wszystko, co na ten temat wiesz. Każda informacja może być cenna i wspomoże nasze poszukiwania.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 03 września 2015, 14:49

Wielki, czarny wilkołek podszedł do postawionej dla niego misy i wychłeptał parę solidnych łyków piwa, słuchając pytań Olafa. Oraz jego zastrzeżeń, co do których zastrzeżeń właśnie nie miał.

Dziwne uwagi pod swoim adresem puścił mimo uszu, wszak był tu w interesach a zdążył się już nauczyć, że dystans w takich chwilach pomaga. Poza tym, nie przybył tu zawierać przyjaźnie. Zanotował jednak w pamięci nieuprzejme słowa, jak i ich autorów. Kiedy zaspokoił pragnienie wilgoci, podniósł łeb znad misy i patrząc Vilbergowi w oczy, odezwał się swym warczącym głosem.

- Oto moje pytania. Jakie są twoje plany, odnośnie poszukiwań o których wspomniałeś, oraz na ile wyceniasz moją pomoc? Jak wielką grupą podróżować będziemy i jaki jest haczyk? - zakończył oblizując nos.

Hel
Reactions:
Posty: 54
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:11

Post autor: Hel » 03 września 2015, 21:34

-Dziękuję za Twą gościnę, Vilbergu- odpowiedział Alfr, gdy już przełknął ostatni kęs pieczonego mięsa i zaspokoił pragnienie piwem. -Oraz witajcie również, mam nadzieję przyszli towrzysze wspólnej wyprawy- rzekł z radością patrząc na pozostalych zebranych przy stole.

-Jeśli o mnie chodzi jestem zdecydowany wyruszyć z Wami i nie mam za wielu pytań. Jedynie chciałbym byś podzielił się wszystkimi istotnymi informacjami, Vilbergu, jakie masz o wyprawie swojego brata, oraz czy masz domysły co mogło się mu przytrafić.

Zamyślił się na chwilę po czym dodał:
-Oraz nie ukrywam interesuje mnie również kwestia wynagrodzenia za pomoc, którą ze swojej strony obiecuję.
Kyariel stara się wywrzeć dobre wrażenie, oraz podejść rzeczowo i poważnie do stojącego przed nim zadania. Stara się więc ukryć, że jest podekscytowany ideą wyprawy i że będzie to jego pierwszy raz;)

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 04 września 2015, 10:21

Mgła otulała gęstym całunem samotną postać wpatrującą się w nieskończoną, morską toń. Wiatr delikatnie owiewał jej skórę, dźwięczał głuchym klekotem niewielkich kości, zawieszonych u pasa wiedźmy.

Gdzie jesteś? Cóż się mogło stać?

Pojedyncze myśli wibrowały echem, przerywając kojącą, aksamitną ciszę. Zaginięcie drogiego wuja i nauczyciela było niczym tętniące rozdarcie w jej sercu, a jednak...czuła, że nie jest to przypadek, a znak. Początek nauki zrozumienia ścieżek, które wyznacza istotom Jezza...

Muskając delikatnie drewniany medalion, imitujący maleńką czaszkę kruka, kobieta udała się wąską dróżką w głąb osławionego wieloma opowieściami miasta. Samo Beran pojawiało się nie raz w jej snach - jako mgliste wspomnienie z podróży w dzieciństwie, odczucie ekscytacji na widok czegoś tak odmiennego od znanych jej leśnych ostępów, oraz nagich, postrzępionych klifów.

Mając wcześniej czas na zapoznanie się z miastem, wiedźma niebawem znalazła się przed drzwiami karczmy. Popchnęła lekko drzwi, wchodząc do pomieszczenia rozświetlonego miodowym blaskiem. Nie czuła się dobrze w tak licznym tłumie, czuła, że w pewien sposób takie miejsce jest potrzebne. Muzyka, radosny gwar, mnogość zapachów - wszystko to zdawało się płomieniem pośrodku morza ciemności. Płomieniem, który jednoczy społeczność, przy którym pieśni bardów rozbrzmiewają szczękiem stali, krwią poległych wojowników - synów, braci, ojców - którzy oddali wszystko za to, co kochali.

Mijając grupy rozśpiewanych wojów, czarownica dotarła do szynku. Jako, że przybyła do Morskiej Komnaty wcześniej tego samego dnia, miała okazję zapoznać się z karczmarzem, który to bez zbędnych pytań wskazał drzwi do kolejnego pomieszczenia. Norlaug, przystępując próg komnaty, skłoniła się lekko przed siedzącym na honorowym miejscu mężczyzną, który bez wątpienia był osławionym, walecznym Vilbergiem Alfergsonem.

- Pozdrawiam Was Vilbergu Alfergsonie, zwę się Norlaug, córka Hidolfa Thorvalsona i Audgerd z Kruczego Lasu. Słyszałam, iż organizujecie wyprawę, aby znaleźć Waszego brata, Vesteina. Podróżowała z nim osoba droga mojemu sercu, mój wuj Harald Kvedrson. Pragnę znaleźć tego, który mnie tak wiele nauczył i mam nadzieje, że ta wiedza pomoże również w odnalezieniu Waszego brata.

- Niestety nic mi nie wiadomo o planach wuja, więc czy moglibyście przybliżyć cel podróży zaginionych?

[center]Obrazek[/center]

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 04 września 2015, 11:00

[center]Beran, karczma Morska Komnata, 27 Sadnik (Vajni), 360 rok Ery Silniri[/center]
Vilberg otwierał już usta, by odpowiedzieć na pytania zebranych, gdy w drzwiach pojawiła się młoda niewiasta. Kolor jej włosów oraz odzienie pozwalały domyślić się, iż pochodzi z Plemienia Kruka. Była dość urodziwa, a piwo krążące w żyłach obu młodych wojowników, zdecydowanie dodawało jej czaru, sprawiając, że zarówno Olaf jak i Vidgard natychmiast wyprostowali się, przybierając najbardziej godne i męskie pozy na jakie tylko było ich stać. Widząc to Joos puścił do nich oko znad kufla, Vilberg zaś uśmiechnął się jedynie, w gęstwinie swej brody.

- Witaj Norlaug Hidolfdottir, zechciej spocząć wraz z nami - rzekł, wstając i zachęcając ją gestem by usiadła. Olaf przesunął się od razu, bez szemrania, zwłaszcza, że wizja spędzenia wieczoru przy boku pięknej dziewczyny niezwykle przypadła mu do gustu. Vidgard także nie narzekał, gdyż Norlaug zajęła miejsce za stołem, naprzeciw niego.

- Przyznam, że nie oczekiwałem już nikogo tej nocy - rozpoczął starszy korsarz, nalewając przybyłej kufel piwa. - Jednak cieszę się widząc cię wśród nas. Zaiste znam twego wuja, Haralda. Jego sztuka zresztą ocaliła moją nogę - uśmiechnął się. - Krewni Haralda są więc bliscy memu sercu. Ha! Na O'gdena! Musiałaś odbyć długą drogę z Kruczego Lasu. Przybyłaś tutaj całkiem sama?

- Tak - odparła młoda czarownica, siadając. - Wuj nie posiada męskich krewnych, którzy mogliby podjąć się tej misji w moim zastępstwie. Tak więc przybyłam sama.

- W takim razie skoro jesteśmy już wszyscy, myślę, że najlepiej będzie jeśli opowiem wam cała historię - rzekł Vilberg rozpierając się wygodniej na krześle.

- Nie ma Brnjara - rzucił zdawkowo Hattr.

- Nie szkodzi - Alferson machnął ręką - On zna już tą opowieść, więc nudziłby się tylko. Poza tym wysłałem go by załatwił nam khas, więc ma ważniejsze sprawy na głowie.

Przerwał na chwilę zbierając myśli. Jego ręką znów odruchowo powędrowała do brody, którą targnął kilka razy w zadumie.

[center]Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=Xwvtc-Io3f8[/center]
- Działo się to gdzieś we łżykwiat* - rozpoczął - Zaraz po tym jak zeszły śniegi. Żadna z długich łodzi nie opuściła jeszcze portu, gdy do Beran przybył tropiciel. Farhard Savardson, tak się zwał. Farhard Savardson z Plemienia Kruka. Przybył sam z dalekiej północy, powiadam wam, skóra i kości. Widać było, że Auren nie był dla niego łaskawy i zima dała mu się ostro we znaki. Przysięgał jednak, iż daleko, za Szarymi Grzbietami widział coś, co uczyni go bogatym...

[center]Obrazek[/center]
Vilberg przerwał na chwilę i pociągnął długi łyk piwa. A gdy znów podjął opowieść, jego słowa zabrzmiały donośnie w panującej w sali ciszy, kreśląc historię zaginionej wyprawy:

- Ponoć gdzieś poza wzgórzami, w kierunku Kłów Oris widział dolinę, porośniętą drzewami i spowitą oparem gorących źródeł. Sami więc rozumiecie, iż takie odkrycie przyniosłoby mu sławę i srebro. Czy bowiem Fomorii nie wzniesiono na podobnym miejscu? Na O'gdena! Gdyby w tych okolicach znajdowały się gorące źródła, łacno można byłoby je wykorzystać by wznieść tam gród lub miasto. Położenie nadto dobre, pozwoliłoby wytyczyć przez nie szlak do Riv'ler, przez który przesypywałoby się srebro i diamenty. Teraz więc widzicie, iż Farhad był w posiadaniu wielkiego skarbu. Tylko on bowiem znał położenie owej doliny.

- Szybko oczywiście zainteresowano się nim. Zewsząd posypały się hojne oferty. W końcu gnom Harmoniusz syn Baltazara, wnuk Archibalda z Fomorii, znany ze swego kunsztu alchemicznego, przebił je wszystkie i zaczął organizować wyprawę. Potrzebował do niej zacnych wojów, a że od lat był przyjacielem naszej rodziny, zwrócił się z tym do mego brata, Vesteina. Vestein zgodził się mu towarzyszyć, wraz z szamanem, twym wujem Hareldem - tu na chwilę zwrócił się do Norlaug. - oraz czterema bitnymi wojownikami z Plemienia Wilka. Tak więc wyruszyli w osiem osób: Harmoniusz, mój brat, wuj Norlaug, Farhad i czterej towarzysze mego brata: Junge Allerson, Hint Joneson, Hogar Olfarson i Iwen Knarrson zwany Lodowym Grotem. Wyruszyli jakoś w połowie trawienia**. Mieli ze sobą konie i juczne khas. Wiem, że bezpiecznie dotarli go Szarych Grzbietów, bowiem Vestein wysłał stamtąd do nas list. A później ślad po nich zaginął...

Vilberg znów przerwał i targnął się za brodę w zamyśleniu. Ogień na kominku strzelił nagle iskrami i przygasł gwałtownie, a w gęstniejącym mroku opowieść starego korsarza zaczęła nabierać nowych, mroczniejszych odcieni.

- Ja sam wypłynąłem na morze na pod koniec drzewokwiećca***. I od tego czasu noga moja nie postała w Beran, aż do sadnika. Tak więc nie wiedziałem, co dzieje się na lądzie. Wróciłem dwa tygodnie temu. I ledwom zszedł na ląd złe przeczucia opadły mnie, niczym stado wygłodniałych wron... W nocy zaś miałem zły sen - postać Vilberga zgarbiła się nieco na wspomnienie o marze. - Byłem w jakimś miejscu zimnym i pustym. Nie widziałem jednak niczego. Mrok gęsty jak krew z rany trupa zasnuwał okolicę. W i tej zatrutej ciemności usłyszałem nagle głos mego brata. Wołał mnie po imieniu. Prosił, abym go odnalazł i pomógł wrócić mu do domu! Próbowałem iść za nim, lecz głos oddalał się. Wciąż oddalał... Na Hanara! - uderzył pięścią w stół - Nie wiem jak długo błądziłem w tej przeklętej ciemnicy! Jednak gdym tylko zbudził się, wiedziałem, iż coś złego spotkało Vestaina. Zerwałem się więc z łóżka i poszedłem na targ, kupić czarnego kura. Wybrałem pięknego ptaka z czerwonym ogonem i głową i zaniosłem go na Kościej****, do Mądrej, kapłanki Jezzy...

[center]Obrazek[/center]
Pięciu siedzących w izbie mężów z rasy Nardlens, wzdrygnęło się słysząc imię Bogini-Wiedźmy. Hattr sięgnął ku jakiemuś talizmanowi, noszonemu na szyi i odmówił cicho modlitwę na oddalenie złego losu. Nawet Wylkołek poczuł jak futro jeży mu się na karku. Wydawało się, iż jedynie Alfr zachował spokój w tej sytuacji. Vilberg dopił piwa i odchrząknął, dla dodania sobie animuszu.

- Zaniosłem przeto koguta do widzącej niewiasty. Ona zaś poderżnęła mu gardło, a krew spuściła na ziemię, by nakarmić umarłych. Pióra rzuciła na wiatr, zaś mięso ugotowała i zjadła, obgryzając je pożółkłymi zębami. Aż w końcu z kura została jeno garść gnatów...

Olaf zamknął oczy. Brzmiący w jego uszach głos ojca zdawał się sprawiać, iż widział wszystko o czym tamten opowiadał. Rozczochraną kapłankę Jezzy w zadymionej chacie, w blasku gasnącego ognia, kapiącą na ziemię, ciemną krew ptaka, ręce, podobne do szponów, szarpiące jego mięso i czarne pióra wirujące na wietrze...

- Mądra rzuciła kości koguta na ziemię, mamrocząc i nucąc pieśni do Jędzy Ciemności - kontynuował ponuro Vilberg. - Przeciągnęła nad nimi dłońmi i rzekła mi tak: "Nie widzę twego brata wśród żywych. Ale umarli także nie mówią o nim." I powiedziała. "Wielka ciemność zasnuła jego serce. Wielka ciemność zakryła jego twarz." Chciałem już wstać z miejsca, wróżba bowiem była zła, lecz nic mi nie wyjawiła, kiedy wiedźma złapała mnie za rękaw swą kościstą dłonią: "Słuchaj mnie!" zaskrzeczała "Musisz wyruszyć tą samą drogą. To jest ci pisane. Twój brat potrzebuje cię bardziej niż zwykle. Odnajdź go. Pomóż mu wrócić do domu." I to było wszystko. Nie wydobyłem z niej nic więcej. W odpowiedzi na moje pytania uśmiechała się tylko, mamrocząc coś pod nosem... Wyszedłem stamtąd pełen mrocznych myśli i złych przeczuć.

Potrząsnął głową i przez chwilę siedział w milczeniu. Nikt z zebranych nie ważył się przerywać mu tej chwili zadumy. Olaf jednak dolał ojcu nieco piwa.

- Ano - rzekł w końcu Vilberg otrząsając się i z wdzięcznością sięgając po kufel. - ocean, jak mówiłem nie był dla mnie łaskawy w tym roku. Przeklęty okręt-widmo z K'sar napadł na nas w drodze powrotnej i uszkodził statek, tak, iż ratując się musieliśmy wyrzucić za burtę większą część łupu. Bogowie świadkiem, iż O'gden otrzymał tego dnia niezgorszą ofiarę! Także czterech naszych poległo w boju z plugawymi nieumarłymi, ich pieruńskie strzały zatrute były bowiem jadem Ciemności. Musieliśmy cisnąć ich ciała w odmęty. I choć pozostawiliśmy łajbę ożywieńców na pastwę ognia i fal, wracaliśmy do domów z ciężkim sercem. Wszakże jednak Brnjar, kupiec z Beran zgodził się wspomóc mnie, finansując tą wyprawę. Wiem, oczywiście, iż liczy na to, że odnajdziemy dolinę, o której mówił Farhad, jednak w tej sytuacji każda pomoc jest cenna...



* łżykwiat - kwiecień
** trawień - maj
*** drzewokwieciec - czerwiec
**** Kościej - rodzaj cmentarza kurhanowego na obrzeżu miasta, gdzie chowa się przestępców, banitów i obcych, a także inne osoby, które z jakiś powodów nie były godne tego, by zapewnić im odpowiedni pochówek w morzu. Znajduje się tam kaplica Jezzy. Generalnie lokacja ta cieszy się złą sławą i jest rzadko odwiedzana.
Dla wszystkich: Vilberg zdaje test Gawędziarstwa uzyskując 3 przebicia. Na wszystkich obecnych jego opowieść robi niezwykle mocne wrażenie. Cała historia zapadnie wam dobrze w pamięć.

Dla Olafa: test Etykiety = zdany, bez przebić.
Jesteś w stanie zachować się odpowiednio, by nie zrobić z siebie głupca w oczach nowo przybyłej niewiasty.

Dla Vidgara: test Etykiety = zdany, bez przebić.
Jesteś w stanie zachować się odpowiednio, by nie zrobić z siebie głupca w oczach nowo przybyłej niewiasty.
Nardlens przywiązują ogromną wagę do snów i wizji. Zwłaszcza totemiści uznają je za sposób, w jaki duchy komunikują się z nimi. Więc nikt z was nie będzie sobie lekce ważył opowieści Vilberga.
Spoiler!
Informacja o takiej dolinie - jeśli byłaby prawdziwa - mogłaby z pewnością zainteresować twój lud. Zwłaszcza, jeśli znajduje się ona w kierunku Kłów Oris.

Test: Teorii Magii = Niepowodzenie.
Nie masz pojęcia co ta kapłanka Jezzy miała na myśli. Kwestie dusz i duchów generalnie są daleko poza twoimi zainteresowaniami.
Spoiler!
Olaf jest nieco przystojniejszy od Vidgara. Jest też nieco szczuplejszy od niego i ma lżejszą budowę ciała. Vidgar za to ma bardziej muskularną sylwetkę.

Test: Kosmologii = zdany, bez przebić.
Jeśli Vestain nie znajduje się ani w świecie żywych ani umarłych to musi być gdzieś pomiędzy nimi. Możliwe że wpadł w jakiś letarg (np może być chory lub z wyczerpania), albo też jego dusza jest gdzieś uwięziona lub zagubiła się w Astralu.
Spoiler!
Test Kosmologii = Krytyczny Sukces!
Jesteś pewien, że dusza twego wuja jest gdzieś uwięziona i stara się on skomunikować z bratem, poprzez sny. Trudno jednak ci powiedzieć coś więcej, z uwagi na skromne informacje jakie posiadasz.
Ostatnio zmieniony 23 września 2015, 23:02 przez Sigil, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

ODPOWIEDZ