PBF: DrecarE - Cienie na Śniegu

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 20 października 2016, 20:20

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.[/center]
[center]Podkład: Beyond the North Waves[/center]
Kyariel odwrócił się i rzucił się biegiem w stronę przewróconej łodzi. Było już jednak za późno. Demony dopadły go w mgnieniu oka. Nie zdołał nawet poczuć bólu, jedynie coś w rodzaju potężnego szarpnięcia. Usłyszał czyjś odległy krzyk. Lecz nim zdążył zrozumieć, iż był to jego własny głos, zobaczył leżące na lodzie ciało. Jego ciało... I rosnącą szybko kałuże szkarłatnej krwi... Wizja oddalała się z każdą chwilą i Alfr przez chwilę nie potrafił zrozumieć, co się dzieje. Czy ja śnię? pomyślał oszołomiony. Tuż nad sobą słyszał uderzenia potężnych skrzydeł. Spojrzał w górę i dostrzegł grafitowe pióra kruka O'halna, który unosił go nad polem bitwy. Zrozumiał wtedy, że to już koniec. I tak dusza dzielnego maga, który zamknął przeklęte wrota do krainy Ciemności opuściła Torgeth, by połączyć się z Bogami. Choć imię jego nie raz jeszcze powrócić miało w opowieściach i pozostać na zawsze w sercu jego towarzyszy.

[center]Obrazek[/center]

[center]***[/center]
Nim ukryci w łodzi ludzie pojęli, że nie ma z nimi czarodzieja, usłyszeli jego przerażający krzyk, który utonął w triumfalnym wyciu bestii. Chwilę później jednak powietrze przeszył nowy odgłos - donośny, niczym grom. Coś uderzyło w łódź. Trzymający ją Olaf i Vidgar poczuli, jak długie szpony drapią w chroniącą ich barierę z kości. Nagle huk rozległ się ponownie. Powierzchnia lodu na której leżeli drgnęła gwałtownie i przechyliła się lekko. Norlaug ujrzała wreszcie istotę, poruszającą się pod lodem. Potężny kształt zdawał się przypominać lodowego żmija, był jednak o wiele większy, niż potrafiłaby sobie wyobrazić.

[center]Obrazek[/center]
Vidgar poczuł, jak kości nad nim poddają się pod potężnymi uderzeniem szponów. Wiedział, że łódź nie wytrzyma już długo... Zamrugał, gdy ostre odłamki sypnęły mu w oczy. W szczelinie nad sobą widział płomienie i poczynał już czuć zabójcze gorąco emanujące z ciała ogarów Pana Agonii. Kolejny huk jednak nie pozostawiał złudzeń. To pękał lód na jeziorze.

Asurowie zawyli nagle niczym legion potępionych duchów, a podłoże przesunęło się ostro w dół. Olaf błyskawicznie wyciągnął miecz i wbił go w pokrywę lodu, jedną ręką łapiąc osuwającą się obok Norlaug. Vidgar uczynił podobnie, choć zdołał wbić ostrze dopiero w ostatnim momencie, zawisając w połowie nad czarną, przeraźliwie mroźną topielą, która otworzyła się tuż pod nimi. Częściowo zniszczona przez Asurów łódź runęła na bok i poczęła szybko nabierać wody. Tuż obok Vidgara przejechała jego tarcza, a za nią skamlący rozpaczliwie Tańczący, który na próżno próbował utrzymać się na zdradliwej gładzi, drąc ją pazurami. Wojownik nie wahał się jednak i schwycił wylkołka za kark, chroniąc go przed upadkiem w głębiny. Asurowie nie mieli tyle szczęścia. Lód rozstąpił się tuż pod ich stopami. Gniew żywiołu porwał ich, gasząc ogniste aury i płomienie tlące się w ślepiach demonów. Woda zabulgotała złowieszczo, a wznosząca się z sykiem para skryła potworne postacie. Oszołomieni Nardlens zdążyli jeszcze ujrzeć szpony, wyciągające się z mgły i na próżno szukające oparcia na zdradliwym lodzie. Woda wzniosła się jednak ciemną falą, pochłaniając pomiot Ciemności. Jej mroźne krople opryskały próbujących utrzymać się na lodzie wędrowców. A później wszystko ucichło.

Tak samo nagle, jak uprzednio się przechyliła powierzchnia kry powróciła bezwładnie do pozycji pionowej, pozostawiając ocalonych na środku spękanego jeziora. Cisza zdawała się dźwięczeć w uszach. Jedynie tam, gdzie toń pochłonęła demony ognia, wznosiła się lekki opar. Vidgar wstał ostrożnie i rozejrzał się. Nie do końca jeszcze wierzył, iż udało im się przeżyć. Tańczący także zerwał się na nogi i począł węszyć. Nie wyczuł jednak niczego poza krystalicznie czystym zapachem mrozu. Woń krwi i ognia zniknęła, tak jak i jej ślady na śniegu, zmyte przez fale rozszalałego sztormu, który pojawił się niespodzianie i tak samo zniknął... Norlaug spojrzała w niebo, dziękując Bogom za ocalenie. Szare chmury rozpraszały się, ukazując wyblakły błękit i słońce, które świeciło na nią ponownie - świeciło na nich wszystkich. Mimo, że tego dnia stracili już nadzieję, że ujrzą je jeszcze.

- Kyariel... Ocalił nas... - powiedział cicho Olaf, wskazując na leżące w pewnej odległości ciało, które unosiło się na niewielkiej, lodowej krze. Mag leżał na plecach i wyglądał, jak gdyby spał. Tylko nienaturalna bladość jego lic kazała domyślać się prawdy... Tuż obok niego spoczywało coś jeszcze, co rozpoznali dopiero po chwili. Była to torba Brnjara. W środku dało się dostrzec jeszcze kilka feralnych, czarnych kamieni...
Spoiler!
Inicjatywa:
[olist=1]Asurowie
Kyariel[/olist]
[center]RUNDA I[/center]
Asur 1 - szarża: trafienie
Obrażenia 4 + 12 - 1 = 15. Kyariel spada na -6 i umiera.
Asur 2 - szarża: brak trafienia

[center]RUNDA II[/center]
Asurowie próbują złapać duszę Maga, ale błogosławieństwo Ridviny uniemożliwia im to.

[center]KONIEC WALKI[/center]
Norlaug: Tracisz wszystkie punkty Energii oprócz 1. Dopisz sobie też, że jesteś o rok starsza.

Wszyscy co przeżyli: test Zwinności na utrzymanie się na lodowej krze:
Olaf: 40; Rzut:24. Zdążysz wbić miecz i złapać się go by nie wpaść do wody.
Vidgar: 33; Rzut: 32. W ostatniej chwili zdążysz wbić miecz i złapać się go by nie wpaść do wody.
Norlaug: 24; Rzut: 92; Zsuwasz się do wody, nie możesz nic na to poradzić. Na szczęście Olaf złapie cię w ostatniej chwili.
Tańczący: 32 - 20 (za brak rąk) = 12; Rzut:36. Zsuwasz się do wody. Na szczęście Vidgar zdoła cię złapać.
Kyariel: otrzymujesz 15 obrażeń. Spadasz na -6, co oznacza, że umierasz.
Rzut na zostanie nawką (25%) = 32. Nie udany. Dusza maga opuszcza świat żywych.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 22 października 2016, 16:07

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.[/center]

W przeciągu kilku chwil gruba pokrywa lodu pękła pod naporem monstrualnych rozmiarów istoty... wszystko stało się tak szybko... zmarznięta tafla jeziora pękła... kra przechyliła się gwałtownie i wiedźma poczuła jak szybko osuwa się w dół... w lodowatą toń jeziora. Bogowie jednak nad nimi czuwali, gdyż Olaf w porę wbił silnie miecz w powierzchnię kry i schwycił młodą czarownicę ratując przed pewnym jak głód wiczośpiewców utonięciem. Do umysłu dotarło jeszcze mrożące krew w żyłach wycie topiących się szybko demonów Władcy Bólu. Nagle poczuła szarpnięcie. Lód przechylił się znów z nimi wszystkimi z trudem utrzymującymi się przy gładkiej powierzchni kry. Wiedźma poczuła jak żołądek niemalże unosi się do przełyku i przykleja do kręgosłupa. Z głośnym pluskiem grunt znów wrócił do układu horyzontalnego. Czarownica przez chwilę trwałą w bez ruchu. Ciało dochodziło do siebie po szoku, którym była nagła zmiana położenia kry. Wiedźma ostrożnie wstała i rozejrzała się po okolicy. Wszystko się, uspokoiło. Delikatne promienie słońca ogrzewały jej skórę, a lekki wiatr rozwiewał kruczoczarne włosy.

Wtedy usłyszała słowa Olafa... Przypomniała sobie... Dotarł do niej odległy krzyk... krzyk bólu, zadawanej śmierci... Głos rozdzierający serce w przerażeniu... Zobaczyła jego ciało... wyglądał tak spokojnie... niemalże jakby spał... jednak jego blada skóra przypominała gładkie lico kamiennego posągu, a... dookoła lśniący lód pokrywała szkarłatna krew.

Tak... - przytaknęła słowom Olafa w myślach - On nas uratował... oddał swe życie, gdy my ledwo zdołaliśmy schornić się w łodzi... wiedźma czuła pustkę w sercu... w umyśle pojawiły się nieme myśli... czy jeśli byłaby bardziej stanowcza, to on by zrozumiał? W porę przygotował się na to co miało nastąpić? Może gdyby wcześniej skierował się do łodzi... tak jak planował...

Czuła jakby stalowo szare chmury przygniotły jej ciało, jej ducha i serce... Przeszła kilka kroków w kierunku tej samotnej, niewielkiej kry, na której spoczywało ciało maga. Przez tą krótką chwile przemknęły przed jej oczami wspomnienia... walk, które razem stoczyli... ciepłych posiłków przy radosnym trzasku płomieni ogniska... Do jej oczu podeszły gorące łzy, a usta zdołały cicho wypowiedzieć:

- Kyarielu wybacz...

Alfr chciał jej jednak pomóc... a pomógł im wszystkim... Nie uciekł sam do łodzi jak niegodny zaufania tchórz, który ceni nad wszystko tylko własną skórę. Nie zawahał się stanąć do walki z synami Plugawego Bóstwa... A teraz leżał tam, blady... pozbawiony krwi... rozdarty jak szmaciana zabawka...
Rękawem otarła łzy i dodała cicho:

- Niechaj O'haln ma Cię w swojej pieczy, a duch zazna ukojenia wśród twych braci i sióstr...

Wciągnęła mroźne powietrze do płuc oddychając ciężko. Odezwała się do swych przyjaciół... tych, którzy zdołali przeżyć:

- Potrzebna będzie lina...Trzeba będzie wziąć z stamtąd Kyariela...

Odwracając się do swych towarzyszy kątem oka dostrzegła jeszcze czarne jak rybie ślepia kamienie...

- I zepchnąć te kamienie w najgłębszą toń... gdzie już nikt ich nie zobaczy...
Wiedźma chce, aby Kyariel był należycie pochowany. Jeśli przyciągniemy krę, to trzeba zepchnąć te czarne kamienie do wody, niech utoną... Nim wyruszymy dalej i zaczniemy poszukiwać koni, czarownica pragnie też odmedytować energie, której nie ma prawie po oddaniu jej Strażnikowi Jeziora...
Ostatnio zmieniony 22 października 2016, 16:30 przez TatTvamAsi, łącznie zmieniany 1 raz.

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 23 października 2016, 13:46

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Słysząc agonalny krzyk alfa, Tańczący zaklął w duchu. Po trochu z niemocy, lecz w znacznie większej mierze przez własne niedopatrzenie. Wszak mógł, gnając do łodzi zawołać Kyariela. Z drugiej strony, skąd mógł przypuszczać, że mag ma skłonności samobójcze... Nie, raczej odwagę, której jemu samemu tak często brakowało.

W kilka chwil później wszystko przestało mieć znaczenie, gdy tafla lodu przechyliła się gwałtownie usuwając się spod jego łap. Runął w ciemną czeluść nie mogąc znaleźć sobie żadnego oparcia. Przerażenie w jakie popadł, sprawiło, że chwila ta zdawała się trwać dlań wieczność. Dopiero silne szarpnięcie, gdy ktoś chwycił go za futro na karku przywróciło normalny bieg czasu.

Gdy wszystko się skończyło stanął na równych, choć drżących łapach. Rozejrzał się, licząc ocalałych. Nie brakowało nikogo, z tych którzy przeżyli. Wciągnął gwałtownie powietrze przez nozdrza, lecz nie poczuł nic prócz zimnego powietrza i wilgoci. W niekontrolowanym odruchu wdzięczności polizał Vidgara po twarzy.

Gdy chwilę później odezwała się Norlaug, wyszukał leżące nieopodal na jednej z lodowych tafli ciało Kyariela. Chciał powiedzieć, że może obejdzie się bez liny, wszak kry były pokaźnych rozmiarów i o ile ktoś nie postanowi na nich tańczyć, nie powinno być problemu by się dostać do maga "suchą stopą". Nie odezwał się jednak a tylko zawarczał z cicha, dostrzegając leżącą kawałek dalej torbę fałszywego kupca.
Tańczący po czarnej spirali pójdzie po torbę Brnjara, ostrożnie stąpając po spękanym lodzie. Liczy na to, że ciało Kyariela weźmie ktoś posiadający ręce.
Wcale nie podoba mi się ten post, wic mam zamiar go póóźniej poprawić. Formę, bo terść pozostanie ta sama.
Ostatnio zmieniony 23 października 2016, 14:09 przez Frater_Terry, łącznie zmieniany 1 raz.

zapalki_chaosu
Reactions:
Posty: 167
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 11:57

Post autor: zapalki_chaosu » 23 października 2016, 14:13

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Kiedy nakryli się łodzią i zabrakło wśród nich Alfra, Vidgar poczuł mieszankę złości i frustracji. Czemu on co i rusz musiał coś robić po swojemu? Czy przez lata studiowanie ksiąg stracił zdolność współdziałania z innymi istotami? Gdyby miał więcej czasu przypomniałby sobie te sytuacje w których Kyariel jednak wykazał się dobrą współpracą. W tej sytuacji jednak nie myślał zbyt jasno. Przyłożył więc twarz do ziemi i przez szczelinę obserwował demony pożerające ciało nieszczęsnego kupca i nogi Alfra, które stały w miejscu mimo, że zdrowy rozsądek powinien nakazać im ruszyć do towarzyszy. Potem ujrzał wybuch ognia i zobaczył jak demony podnoszą swoje głowy w kierunku maga. To był śmiertelny błąd. Czemu ach czemu on chciał je pokonać ogniem? Czemu nie pozostawił ich w spokoju, kiedy pożywiały się truchłem zdrajcy? Czemu musiał zwrócić ich uwagę na siebie? Tego Vidgar miał nigdy nie zrozumieć.

Śmierć nastąpiła szybko i młody wojownik odwrócił wzrok zanim mógł to zobaczyć. Wystarczyło mu, że widział jak szybko go doganiają. Ostatni raz kiedy słyszał głos Alfra sprawił, że całą złość i frustracja zniknęły. Pozostał żal i smutek oraz szacunek do tego młodego obcego Alfra, który przecież w tak krótkim czasie zdołał dokonać być może więcej niż ktokolwiek z nich? Wszakże to on zamknął tamte przeklęte wrota. To on rzucał płonącymi pociskami, które wielokrotnie okazały się kluczowym atutem w walce i do tego potrafił leczyć. W tym momencie młody Nardlens zrozumiał także, że właśnie nie zginął jakiś arogancki, zarozumiały, nierozsądny adept ale po prostu jego przyjaciel. Łza spłynęła mu po policzku. Teraz wszystko pozostało w rękach wiedźmy a raczej duchów, które błagała o pomoc.

Kiedy tworzywo łodzi zaczynało ustępować pod uderzeniami demonów, Vidgar szykował miecz aby chociaż przez szczelinę ciąć w pazurzastą dłoń, któregoś z napastników. Wiedział, że to nie zabiło by wroga ale teraz każda sekunda miała znaczenie. W końcu stało się. Tafla pękła i lodowate odmęty pochłonęły plugawe pomioty. Wbił miecz i wisząc na nim patrzył jak płonące sylwetki znikają w kłębach pary a zaraz za nimi jego tarcza. Tej jednak nie poświęcił wiele uwagi, gdyż coś znacznie bardziej cennego zjeżdżało po lodzie, tuż za nią. Chwycił wolną ręką Tańczącego. Demony niech pochłoną tarczę, znajdzie drugą ale takiego o takiego Wilkołka jak Tańczącego po Czarnej Spirali to chyba nie ma drugiego na świecie.

Kiedy to co powinno być płaszczyzną poziomą, wróciło do normy, w wyniku niepohamowanej radości wyczochrał obiema rękami Tańczącego za uszami. Po radosnej chwili przyszedł jednak, krótki moment zakłopotania i wojownik wstał rozglądając się za ciałem o którym wspomniała wiedźma.

- Kamienie musimy zabrać ze sobą. Oddać je jakimś potężnym kapłanom. Jeśli zrzucimy je w głąb jeziora to znajdzie je ktoś kiedyś, za 500 czy za 2 000 lat. Trzeba oddać je komuś, kto będzie wiedział jak unicestwić ciemność w nich ukrytą. No i jest tu jeszcze to plugawe pudełko, dziwne jakieś..., co o tym sądzicie?

To rzekłszy ruszył ostrożnie po te smętne okrwawione strzępy, które zostały z Kyariela. Uaktywnił moc widzenia duchów, gdyż miał nadzieję, że zdąży się z nim pożegnać.
Ostatnio zmieniony 25 października 2016, 17:26 przez zapalki_chaosu, łącznie zmieniany 1 raz.

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 26 października 2016, 16:09

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.
[/center]
Vidgar wspomniał naraz o jakimś pudełku. Z początku słowa młodego wojownika nie dotarły do wiedźmy, gdy jej umysł zaprzątnięty był sprawą jak najrychlejszego opuszczenia tej okolicy, wyruszenia w dalszą podróż do utęsknionego domu... a także ostatniego pożegnania przyjaciela... który miał spocząć wśród tych przełęczy skutych lodem i szczytów gór smaganych wichrem... Gdy informacja zagościła w końcu w jej umyśle, wiedźma spojrzała na to, o czym wspomniał Einherier. Istotnie... w torbie było pudełko. Nie takie zwykłe... lecz pokryte wzorami, których wzrok śmiertelnika w ogóle nie powinien widzieć. Symbole niemal poruszały się, splatały ze sobą niczym pozbawione skór istoty wijące się w agonii. Umysł przyspieszył... wiedźma zastanawiała się szybko co uczynić z przedmiotem, który nigdy nie powinien zagościć na tej ziemi... Czy powinni to opieczętować i oddać kapłanom? Utopić w najgłębszych odmętach tego jeziora, żeby nie ujrzało światła dziennego? Ale coś... coś mogło stamtąd się wydostać...

Nie... wiedziała co tam jest... nie mogło być inaczej... jej ciało przeniknęło nagle nieprawdopodobne zimno, a serce niemal podeszło do gardła. Na samą myśl o tym, odczuła mdłości... ale szacunek i więzy przyjaźni, a także powinność względem zmarłych były silniejsze. Czarownica ujęła wiec swój sztylet i podważyła haczyk zamykający wieko feralnej szkatuły...
Wiedźma ostrożnie otwiera pudełko... nie dotyka go gołą dłonią. Jeśli odmedytowałam wcześniej energię, to właczę też Widzenie Duchów.
Ostatnio zmieniony 26 października 2016, 16:43 przez TatTvamAsi, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 27 października 2016, 17:27

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.[/center]
Norlaug drżącymi dłońmi otworzyła pokrytą magicznymi znakami skrzynkę. Mimo, iż była przygotowana na przerażający widok, o mało nie krzyknęła dostrzegając, co znajdowało się w środku. Wewnątrz pudełka, w słojach o grubych ściankach spoczywały trzy wyrwane ludzkie serca. Nikt z obecnych nie musiał pytać skąd się tam wzięły i do kogo należały. Wiedzieli to wszyscy. Tkanki wciąż jeszcze były czerwone, choć znajdująca się w naczyniach krew zdążyła już skrzepnąć.

[center]Obrazek[/center]
Coś poruszyło się poza granicą zmysłu widzenia i Vidgar wraz z Wiedźmą odruchowo podnieśli wzrok. Przed nimi, nie dalej niż kilka metrów stały widmowe postacie ich dawnych towarzyszy. Widzieli ich doskonale: Joosa, który zawsze znajdował czas by wyrzeźbić jakąś niewielką figurkę i obdarować nią kogoś w otoczeniu. Hattra, który wiecznie obawiał się złego losu, a jednak nie zdołał mu ujść. I Gunlid, której rude włosy nawet teraz lśniły płomieniem na tle śniegu i lodu.

- Dziękujemy wam za pomoc - rzekła Zwiadowczyni, a jej głos był ciszy niczym szelest wiatru w gałęziach brzozy. - Ten pies uwięził nasze dusze i nie mogliśmy stąd odejść. Służące mu demony żywiły się naszą energią, choć nie pozwalały nam umrzeć... Teraz jednak jesteśmy wolni. I za to dzięki niech wam będą po tysiąckroć!

[center]Obrazek Obrazek Obrazek[/center]
Zjawy widzi tylko Norlaug i Vidgar. Odpiszcie sobie 1 punkt energii za zdolność Widzenie Duchów i kolejny, jeśli chcecie użyć Mowy Duchów by porozmawiać ze zmarłymi.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 30 października 2016, 16:48

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok ery Silniri.[/center]

Wieko pudełka otworzyło się... jej oczom ukazał się makabryczny widok... trzy wyrwane, ludzkie serca. Jedno oczywiście należące do drogiej Gunlid, dwa pozostałe bez wątpienia do Hatra i Joosa. Przez chwilę zalała ją fala mdłości gdy za grubym szkłem słojów dostrzegła fioletowe żyły, a w nich czarną, zakrzepłą krew i wciąż nieprawdopodobnie świeże tkanki. Wiedźma zebrała się w sobie... odetchnęła kilkukrotnie wprowadzając swoje ciało, a szczególnie bicie własnego serca w niemal normalny stan. Tak jak przypuszczała.... otworzenie magicznej szkatuły pozwoliło duchom przyjaciół uwolnić się spod władzy sił Ciemności i cierpienia. Skupiła swój wzrok na subtelnej rzeczywistości świata astralnego. Przed nią stały postacie zmarłych towarzyszy... ich sylwetki były przejrzyste lecz wyraźne.

Rudowłosa Gunlid... stała tam... z jasną niemal jak śnieg skórą... dumnie wyprostowana i gniewna, a jej oczy wciąż lśniły płomieniem niedawnych krzywd i uwięzienia...

Czarownica odetchnęła z ulgą... mimo utraty bliskiego im wszystkim Kyariela, udało się pomóc duszom trójki przyjaciół. Mogli już
odejść do swych przodków... do domeny Oha'lna, daleko poza wody oddzielające świat żywych i umarłych... i nie mogły już im przeszkodzić żadne zaklęcia plugawej magii, ni wyznawcy nienawistnych bóstw. W tym momencie wiedźma odczuła spokojną, cichą radość... mogli się pożegnać z tymi, których darzyli braterska więzią i zaufaniem... powiedzieć im jak drodzy są ich sercom... zapewnić o swojej pamięci... pozdrowić ich przed ostatnią podróżą do owianej siwym woalem krainy zmarłych...

- Gunlid... Hatrze, Joosie... wiedźcie, że wasza krzywda została pomszczona. Zdrajca przypłacił życiem swe plugawe czyny, a demony pożarły głębiny wód... - jej głos przybrał ostrzejszy ton na wspomnienie o Brnjarze, jowialnym kupcu, którego uważali... traktowali jak przyjaciela, a który okazał się zdrajcą... bluźniercą profanującym nawet formę, którą zapewniał duch totemiczny... Teraz jednak dostał to na co sobie zasłużył... pożarły go te same demony, z którymi tak bardzo pragnął się bratać... Czarownica miała ochotę splunąć na imię tego bluźniercy... opanowała się jednak... niegodny był nawet wspomnienia...

- Dokonaliśmy tego, po co wyruszyliśmy na wyprawę... dusze naszych zaginionych również zostały uwolnione... dołączyły do swych przodków... do domu O'gena i mglistych światów Oha'lna - na wspomnienie kruczego bóstwa szybko przytknęła pierścień do ust...
Chwała Ci, który rozrywasz okowy niewiedzy... chwała Temu, którego oko objawia prawdę...

- Będziemy o was pamiętać, o tych chwilach, które spędziliśmy razem przy ogniu wśród leśnej głuszy... a opowieści i pieśni wspomną wasze imiona... jako tych, którzy przejrzeli zamiary zdrajcy... Gunlid, Hatrze i Joosie bądźcie pozdrowieni... udajcie się w swą ostatnią podróż pamiętając i o nas...
Ostatnio zmieniony 02 listopada 2016, 20:58 przez TatTvamAsi, łącznie zmieniany 1 raz.

zapalki_chaosu
Reactions:
Posty: 167
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 11:57

Post autor: zapalki_chaosu » 03 listopada 2016, 22:32

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok ery Silniri.[/center]

Sposób myślenia Vidgara nie skupiał się na różnicach między zmarłymi a żywymi. Widział ich jako te same istoty tylko po dwóch stronach jakiejś efemerycznej zasłony, którą przekracza się tylko raz. Ewentualnie podobno niektórzy odradzali się, więc przekraczali ją stamtąd do świata żywych ale wtedy byli jednak kimś innym. Nie oznacza to, że żywi i martwi byli dla niego tacy sami, były oczywiste różnice. Nie traktował ich jednak inaczej.

Widząc trójkę duchów przed sobą poczuł więc jak jakiś kamień, który ciążył tam od pewnego czasu spada mu z serca. Mimo to czuł wciąż trochę bólu fizycznego oraz rozgoryczenia po tym, że Kyariel tak szybko ich opuścił i że nie zdążył zamienić z nim nawet jednego słowa pożegnania. Spojrzał więc z częściową ulgą na nich i nie mógł znaleźć słów innych niż proste:

- Ufff, cieszę się, że jesteście wolni a przede wszystkim cieszę się, że Was poznałem to była prawdziwa przyjemność i zaszczyt podróżować z wami. Idzie w pokoju i pozdrówcie proszę Kyariela jeśli spotkacie go gdzieś, przekażcie mu proszę, że jemu też dziękuję. Będę co roku pić po kuflu miodu za pamięć każdego z was a to przekażę swoim dzieciom, jeśli będę jakieś miał - powiedział wskazując na jedno ze zwierzątek wyprodukowanych przez Joosa - Czy mamy komuś przekazać Twoje kuce Gunlid?

Zmęczenie leżało już na jego barkach i mimo szczęśliwego zakończenia czuł smutek i nostalgię wewnątrz. Od tego dnia już zawsze wiedział, że nie rany fizyczne czy poczucie straty, ale zdrada boli najbardziej.
Ostatnio zmieniony 04 listopada 2016, 14:29 przez zapalki_chaosu, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 04 listopada 2016, 16:56

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok ery Silniri. [/center]
Duchy zmarłych wysłuchały z uwagą słów Vidgara i Norlaug.

- Dziękujemy wam za te zacne słowa, przyjaciele - rzekła Gunlid. - Możemy odejść w pokoju wiedząc, że nasza śmierć została pomszczona. Zachowajcie proszę moje kuce. Dzielnie nosiły was na grzbietach, a i wy dbaliście o nie na pustkowiach... Nie ma nikogo, kto mógłby się nimi zając, lecz oddając je w wasze ręce, jestem spokojna o ich los - odgarnęła z czoła pasmo włosów ruchem, który znali tak dobrze i dodała, spoglądając Vidgarowi w oczy.

- Weź nieco mej krwi z naczynia. Gdy nadejdzie czas, w którym Twa moc wzrośnie wezwiesz me imię, a ja przybędę. I z błogosławieństwem Ridviny raz jeszcze staniemy ramię przy ramieniu, do walki ze stworami Ciemności. Do tego czasu będę czekać aż nasze drogi znów się połączą.

- Szkoda, że nie mogę was na koniec uściskać - rzekł Joos. - Ech, dziwnie to teraz, być jakby Cię nie było... Może tam, po drugiej stronie jakoś bardziej mi się to wyda normalne. Żegnajcie i niech Bogowie mają was w opiece. My też będziemy o was pamiętali.

- Widać nie umknie z sieci Jezzy nikt, na którego zastawiła pułapkę -westchnął Hattr - Wszakże dzięki wam nie popadliśmy w gorsze jeszcze nieszczęście. Ja takoż będę o was pamiętał i jeśli bogowie dadzą zjawię się przy was w Duchową Nockę. Żegnajcie!

Wiatr wzmógł się, porywając ze sobą eteryczne cienie i pozostawiając czwórkę ocalałych wędrowców samotnie, na środku spękanego jeziora. Czarownica i młodo wojownik poczuli, jak jego zimne tchnienie zamraża łzy, które spłynęły gdzieś, podczas tego pożegnania. Nawet Tańczący i Olaf poczuli dziwne wzruszenie i choć nie mogli ujrzeć zmarłych, przez jedną którą chwilę poczuli ich obecność, jakby stali tuż przy nich. Później powróciła pustka śnieżnej dziczy, tym razem jednak cisza nie niosła w sobie groźby, lecz ukojenie.

- Pochowajmy Kyariela - rzekł Olaf cicho.

[center]***[/center]
[center]Podkład: Home of Once Brave[/center]
Zbudowali wąską tratwę z rosnących nad brzegiem brzóz, związując ich gałęzie sznurem. Woda na jeziorze poczynała już zamarzać, gdy puścili na wodę ciało Alfra. Pokrywa lodu wciąż jednak była na tyle cienka, iż pozwalała na pochówek. Tuż obok zwłok, które złożyli na jednym z koców, umieścili serca swych dawnych towarzyszy. Całość polali resztką oleju i wódki, jaką jeszcze znaleźli w jukach. Pomodlili się wspólnie w ciszy, a później każdy powiedział kilka słów pożegnania. Potem Olaf podpalił tratwę za pomocą strzały. Płonęła jasno, niczym znak dla zagubionych duchów... Odchodząc wszyscy czuli, iż na brzegu jeziora pozostawili nie tylko ciało przyjaciela, lecz i jakąś ważną część siebie... Wyprawa dobiegła końca. Pozostało tylko wrócić do domu.

[center]Obrazek[/center]
I tu kończy się przygoda Cienie na Śniegu. Dziękuję wszystkim za udział w grze. Mam nadzieję, że mój debiut jako MG PBF nikogo nie rozczarował i że bawiliście się dobrze. Rozdanie PD już za chwilę w wątku technicznym!
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 05 listopada 2016, 12:59

Bardzo dobrze mi się grało i z chęcią wracam do przygody, aby po prostu ją poczytać. Najbardziej podobał mi się w niej język - sposób wysławiania postaci neutralnych, który myślę, ze bardzo dobrze oddawał i realia świata/kultury i heroiczny charakter systemu; ale prócz samego wysławiania oczywiście dochodzą do tego opisy. No i oczywiście jest jeszcze sprawa Brnjara i tego zwrotu akcji... którego nikt się chyba nie spodziewał, a wywoływał naprawdę silne emocje. Co do wymęczenia... to miałam tylko wrażenie, ze feralna noc śmierci Vilberga i walki z ćmami w ciemności i mrozie się nigdy nie skończy... a energii coraz mniej i mniej....

voodoochild
Reactions:
Posty: 71
Rejestracja: 07 kwietnia 2016, 11:38

Post autor: voodoochild » 12 listopada 2016, 00:43

Mistrzu gry, dziękuję za naprawdę dobrą przygodę, cieszę się że mogłam w niej uczestniczyć i przeżywałam prawdziwy smutek kiedy moja rola dobiegła w niej niespodziewanego końca. Ale też godnie zaopiekowano się moją postacią po śmierci za co również dziękuję :) Opisy wsparte obrazami i muzyką - bardzo fajny motyw sprawiający że słowo stawało się żywsze. Same opisy też bardzo fajnie i plastycznie oddawały atmosferę przygody. Pomimo że to był heroic fantasy, mroczne momenty które się pojawiały były niezwykle wyraziste i mocno oddziaływały na mnie. Mam nadzieję że poprowadzisz więcej podobnych przygód, ponieważ nawet jeśli nie wezmę w nich udziału z chęcią zagłębię się w ich lekturę!

ODPOWIEDZ