Blask krwawej purpury nikł powoli za widnokręgiem wraz z odchodzącym słońcem. Ustępował miejsca na niebie granatno-purpurowym chmurom, ciężkim od chłodnego deszczu, które nieuchronnie sunęły by zakryć ciemnością nieboskłon. Z szarug wilgotnych chmur sączył się deszcz. Wiatr lekko naginał konary drzew, pochylał trawę i szeleścił w gęstwinach nierówno przystrzyżonego żywopłotu. Ostatnie zwiędłe jesienne liście uciekały pchane podmuchami przed zbliżającą się nawałnicą. Nie błyskało się jeszcze.
http://migdael.wrzuta.pl/audio/3Wm0CkEQ ... ss_tremere
Baart de Jong kończył papierosa. Niedopałek zatoczył krótki łuk i wylądował w kałuży gasnąc z cichym sykiem protestu. Żwir nasiąkał od dżdżystego deszczu, który zdawał się co raz bardziej nasilać. Mężczyzna wypuścił ostatni kłąb dymu, który szybko rozwiał chłodny jesienny wiatr. Przez chwilę zastanawiał się, jakim cudem tutaj trafił, jednak żadna rozsądna myśl nie przychodziła mu do głowy. Ściągnęli go z urlopu i to tuż przed świętami La Toussaint. Miał wielką ochotę obrócić się teraz na pięcie, wsiąść do samochodu i kazać im wszystkim spieprzać. Tyle, że wtedy straciłby robotę, a szukanie nowej nie wchodziło w jego sytuacji w grę.
Lekki błysk pochodzący z odległych gór przerwał rozmyślania i obudził w nim nagłą potrzebę ruchu. Cichy grzmot, który przetoczył się chwilę później, zatarł w mężczyźnie resztkę wahania. Zwiastował rychłe nadejście silniejszych opadów. Baart był tego pewien, bowiem od kilku dni tutaj w Grenoble działo się tak co wieczór. Samochód mrugnął na pożegnanie zatrzaskując zamki w cichym szumie przybierającego na mocy deszczu. Ręka z kluczykiem od samochodu zanurkowała do kieszeni kurtki szukając bezpiecznego schronienia przed wzmagającą się wilgocią i chłodem górskiego wiatru.
De Jong rzez chwilę miał wrażenie, że ktoś się mu przygląda. Spojrzał na posępny gmach budynku, który jak przypuszczał musiał być prawie opustoszały, ponieważ jedynie w trzech oknach widać było nikłe światła. W jednym z nich, w tym na trzecim piętrze widniała sylwetka. Zadawało się należąca do mężczyzny, ale tego Baart nie był pewien. Nie potrafił dostrzec, czy była obrócona w jego kierunku czy do wnętrza swego gabinetu. Coś jednak mówiło mu, że patrzyła wprost na niego.
Zapewne już wszyscy czekają na mnie w środku.
[center][/center]
Dalsze oglądanie bryły budynku pod lichą osłoną drzewa, które już prawie nie zatrzymywało deszczu, wydawało mu się bez sensu. Przecież decyzję podjął, kiedy zaakceptował kontrakt a więc i wszelkie związane z nim niedogodności. Kolejny błysk i dużo głośniejszy odgłos gromu pospieszały do działania. Buty zachrzęściły na wysypanym kamykami podjeździe, kiedy Baart ruszył decydowanym korkiem przez szybko tworzące się kałuże wody. Za sobą pozostawił czarnego Renault Fluance, którego nagrzana od silnika maska jeszcze przez chwilę parowała, przegrywając nierówną walkę z narastającym deszczem.
Baart de Jong szybkim krokiem minął nie pilnowaną stróżówkę i stalowe ogrodzenie z podrdzewiałą metalową tablicą, na której gotycką czcionką wypisano: Witamy w Serenite. Poniżej, znacznie skromniejszymi i prostymi literami, widniała zaś informacja: Szpital Prywatny dla Psychicznie Chorych...