PBF - Wybawiciel

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 22 marca 2016, 21:45

Co do Umbry.
Codziennie miliardy ludzi chodzą po ulicach miast nawet nie wiedząc, że w tym czy tamtym momencie przeniknął przez nie jakiś duch, który na marginesie mówiąc również może nie być tego świadomy. Te dwa światy nakładają się na siebie ale możliwość jakiegokolwiek kontaktu pomiędzy jednym a drugim jest bardzo nikły. Jedynie bardzo silne duchy mogą starać się przejąć jakąś osobę, przedmiot albo w ekstremalnych przypadkach zamanifestować się w formie fizycznej. Innymi słowy świat realny nie jest dla nich.
I tak samo w drugą stronę. Śmiertelnicy nie widzą świata duchów, nawet dla magów jest to problem. Niewielu bowiem z przebudzonych posiada arkanę Ducha która jest do tego dedykowana. Ahmed użyczył wam jedynie swojego wzroku lecz nic więcej. Dotykanie, łapanie itp. jest poza zasięgiem Erwina i Baarta i na granicy umiejętności Ahmeda.
Ale... cokolwiek widzi mag może być przedmiotem jego woli a wola kształtuje paradygmat (całość prawdziwego świata) za pomocą arkan jakie posiada...

Odpowiadając na wasze pytanie krótko nie, nie możecie. Kombinujcie dalej.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 23 marca 2016, 00:00

Okejo, nie byłem do końca pewien, czy karły wyskoczyły w realu czy w umbrze. A zatem potraktuje je Losem najprawdopodobniej. Jutro pomyślę, co dokładnie chce zrobić, ale chyba jakoś postaram się ustawić ich pod arkana Ahmeda.

Czy mógłbym np Losem spowodować, żeby goście "wypadli" z Umbry do naszej reality? Spowodować, żeby mieli małego peszka i wpadli w jakąś międzywymiarową bramę niczym wilkołaki w talę lustra?
Ostatnio zmieniony 29 marca 2016, 16:22 przez 8art, łącznie zmieniany 1 raz.

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 04 kwietnia 2016, 18:31

Mistrzu, napisałeś, że dotykanie czegoś w świecie duchów jest na pograniczu możliwości Ahmeda. Czyli dam radę coś przestawić w umbrze? Czy Ahmed w ogóle czuje, że jest to możliwe, czy póki co może jedynie biernie obserwować tamtą rzeczywistość i porozumiewać się z duchami?
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 18 kwietnia 2016, 22:38

Ręka Pascala przeleciała po pulpicie z cyframi znacząc ślad na klawiaturze. Kombinacja kodu zajaśniała światłem a potem cała błysnęła czerwienią sygnalizując błąd w szeregu cyfr i zgasła.

Pascal przyłożył palec do ust i zamyślił się, starając sobie przypomnieć dokładnie powtarzany przez rękę deJonga kod.

[center]***[/center]
Próba pochwycenia, lub kapnięcia rozpędzonych karzełków spełzły na niczym. W ostatniej chwili Ahmed rozłożył ręce w wydawałoby się beznadziejnej próbie powstrzymania ich przed ucieczką.

Erwin uznał, że wyglądał zupełnie niczym bramkarz, który w desperacji daje z siebie wszystko tuż przed golem.

Rzeczywistość umbry zafalowała, tworząc w przejściu barierę przypominającą nieco powierzchnię mydlanej bańki.
Karzełki wpadły na nią i odbiły się niczym piłki, wytracając swój pęd.

Przez chwilę stały nieco oszołomione na środku pomieszczenia. Jeden nosił okulary o grubych oprawkach i lekarski fartuch ubrudzony teraz sadzą. Drugi zaś, ten którego widzieli na kamerach odziany był w niegdyś zapewne elegancki surdut bądź jakiś rodzaj liberii. Czas jednak dokonał na nim swego dzieła i teraz już trudno było rozpoznać jakiego dokładnie jest kroju. Oba miałuy lekko zmierzwione włosy i grube nosy. Mimo iż ich wtarze były pokryte w różnych miejscach brodawkami, wydawały się w jakiś sposób jednak obrzydliwie podobne.

Karły zbiły się w kupkę spoglądając z nieufnością na trzech mężczyzn.

- Obawiam się, że nie wyjdziemy. - mruknął do towarzysza ten w surducie gaszą niewielkie tlące się źródło dymu na swoim rękawie.

- To przez ciebie, mówiłem że by nie leźć za nimi... - powiedział z wyrzutem karzeł w fartuchu poprawiając przekrzywione od uderzenia okulary. Pierwszy karzełek tylko machnął na niego ręką nie zwracając większej uwagi.

- No dobra, czego ty chcesz... - powiedział patrząc Ahmedowi w oczy.

[center]***[/center]
Tymczasem Pascal zaryzykował po raz drugi. Przeciągnął ręką po klawiaturze w sposób idealnie naśladujący gest powtarzany przez deJonga. Tablica zajaśniała zielenią. Drzwi jęknęły uchylając się lekko. Nikłe pomarańczowe światło biło z wnętrza. Zaciekawiony Pascal przecisnął się do środka i zniknął we wnętrzu.
Kaleka kobieta zaskamlała zostając sama na pustym korytarzu. Ale chyba nie to wzbudziło jej prawdziwy niepokój...
Sorry za laga. Gra ktoś w ogóle jeszcze?
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 20 kwietnia 2016, 19:33

- Kim jesteście i dlaczego nas śledzicie? - rzucił władczym tonem Ahmed, zupełnie do stażysty w korpo, by pokazać kto tu karty rozdaje i kto ma pierwszeństwo przy automacie do darmowej korpokawy.

Egipcjanin spokojnie oddychał, oczekując na odpowiedzi, zaś z tyłu głowy przelatywało uczucie satysfakcji i władzy oraz mocy, której tak bardzo pożądał...
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 20 kwietnia 2016, 22:48

Zapadła niezręczna cisza, przerywana tylko cichymi trzaskami dobywającymi się z wciąż palącego się pieca.

Na twarzach obu karłów odmalowało się zauważalne zdumienie. Spojrzeli na siebie na wzajem jakby upewniając się, że obaj na własne uszy słyszeli słowa wypowiedziane przez Ahmeda.

Karzełek w lekarskim fartuchu wyglądał na lekko zakłopotanego. Ten drugi w zniszczonej liberii szybciej odzyskał rezonans. Spojrzał z bystrością w oczach na Ahemda.

- Jesteśmy elfami, to chyba oczywiste. - powiedział grzecznie, z lekkim uśmiechem. Jego oczy jednak bacznie śledziły reakcję Assada.

Zapadła krótka niezręczna cisza, kiedy odpowiedź zawisła przez chwilę w powietrzu.

Karzełek w surducie najpierw zasłonił twarz ręką jakby ją przecierał z sadzy. Potem jego ramionami targnął jakby jakiś spazm. Po chwili wszyscy usłyszeli jego cichy chichot.

- Ja przepraszam, na prawdę, wiem że nie powinienem ale... - rzucił przez śmiech w stronę Ahmeda i spojrzał na wyraz zdziwienia malujący się przez ulotną chwilę na twarzy maga. Chyba rozbawiło go to bardziej, ponieważ niemal od razu wybuchł swobodnym rechotem.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 22 kwietnia 2016, 15:40

- Gdzie leziesz? - rzucił za Pascalem deJong. Nawet nie był pewien, czy jego zmysły są jeszcze w umbrze czy już widzi wszystko w realnym świecie. Kaleka jęczała zaniepokojona, a Baart nie wiedział kompletnie co robić dalej. Ahmed coś mamrotał pod nosem, patrząć się szklistymi oczyma w nicość. Sytuacja coraz bardziej wymykała się spod jakiejkolwiek kontroli. O ile kiedykolwiek mieli wpływ na to co działo się wokół. Nawet nie wiedział kim jest. Był tu egipski łowca dusz, musiał go znać. Znał też Erwina i Pascala, ale mimo prób, nic nie potrafił sobie przypomnieć.

W końcu ruszył z Pascalem.
Staram się w coś uzbroić, nogę od krzesła, cokolwiek i idę za Francuzem.

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 22 kwietnia 2016, 17:59

- Taki zabawny jesteś, naprawdę - wycedził Ahmed, mrużąc nieco oczy. - Idealnie byś się nadawał do cyrku... Więc jeszcze raz: dlaczego nas śledzicie? I mówcie lepiej, bo moi towarzysze nie są tak wyrozumiali, jak ja... - dodał, próbując wzbudzić w głosie gniew i żądze mordu. Był pewny, że sam na tych nie dałby rady, ale ze wsparciem swoich towarzyszy... o ile w ogóle mogą coś zrobić w tym dziwnym świecie duchów.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 04 maja 2016, 23:18

Ahmed rzucił swoje pytanie i przez chwilę zapadła niezręczna cisza.
Przerwał ją cichy rumor wydobywanej z rumowiska gazrurki jaką deJong porwał i nie zwracając uwagi na pozostałych poniósł w kierunku otwartego przez Pascala przejścia.

Obok stal Erwin ale nic nie mówił. Był wpatrzony gdzieś w ścianę. Zdawał się być zupełnie nieobecny. Cienka wąska strużka śliny ściekała mu z brody. Uśmiechał się dziwnie do siebie.

Przez chwilę Ahmed poczuł jakby faktycznie był pomiędzy szaleńcami. Zimny pot spłynął mu po plecach, kiedy w cichości swego umysłu sobie to uświadomił.

Ahmed zdał sobie sprawę, że tak naprawdę właśnie został pozostawiony samemu sobie. Z przeklętymi karzełkami. Kiedy spojrzał na karły ich lśniące czerwienią oczy zdawały się mówić, że wiedziały co sobie właśnie pomyślał. W ciemności błysnęły dwa rzędy białych złośliwych uśmiechów. Porozumiewawcze spojrzenia karłów między sobą nie wróżyły nic dobrego.

Ten w liberii zrobił powoli krok do przodu i przemówił. Tymczasem drugi z karłów z szyderczym uśmiechem z wolna zaczął obchodzić Ahmeda, zachodząc od jego lewej strony. Dwie pary czerwonych oczu bacznie śledziły każdy ruch Egipcjanina.

- Twoi towarzysze... - powtórzył z kpiną w głosie. - Twoi towarzysze, twoja kabała magu to już tylko cień tego czym byliście nim tu przybyliście prawie trzy dni temu. TRZY DNI! Czy wiesz magu, że już mieliśmy tą rozmowę? A czy wiesz ile razy? - zachichotał spoglądając na towarzysza. - On nic nie pamięta. - zachichotał ponownie. - Źle trafiliście tym razem. Po tylu latach spotkaliście w końcu mocniejszego od siebie. Niż wy wszyscy razem wzięci. Złamać wasze umysły dla niego to jak złamać zapałkę. Więc chodzicie jak w zaklętym kole. Trzy dni. - ciągnął z wyraźną złośliwością i kpiną. - Jak mucha, której wyrwało się jedno skrzydło tylko po to by sprawdzić dokąd chciała poleźć. Ale tym razem doszliście za daleko. A to nie ładnie. Takie rzeczy się karze i to surowo - cmoknął. - Tym razem wycisną wasze mózgi jak świeżą cytrynę. Za chwilę go spotkasz i nie będziesz pamiętał. Nic nie zostanie po kolejnej ekstrakcji. Nic, tak jak byś nigdy nie był magiem. Chcesz bym ci powiedział więcej co się tu tak naprawdę dzieje? - zapytał złośliwie. - Jasne mogę to uczynić. Jeszcze raz. Ba, nawet wielkodusznie pozwolimy wam odejść bez dalszego uszczerbku. - uśmiechnął się z błyskiem w oku. - Ale po tym jak ci ponownie wszystko opowiem będziemy zupełnie kwita. Pasuje ci to... magu? - wycedził z pogardą ostatnie słowo.

- Musisz się spieszyć z decyzją, bo to za chwilę nie będzie miało żadnego znaczenia. Na scenie pojawił się jeszcze jeden duży gracz. I to przez was! - rzucił z gniewem. - Więc ten wasz zaklęty cykl się właśnie kończy. To ostatnie koło. Czas już jest bliski. Niebawem, jeszcze tej nocy, gwiazdy ustawią się we właściwiej koniunkcji a wtedy... Wtedy będziesz miał szczęście jeśli skończysz jak twój towarzysz, który z kawałkiem złomu w ręce wszedł po swoją śmierć.

[center]***[/center]
Duchowy wzrok już do kilku chwil mieszał się z realnymi zmysłami i deJong czuł wyraźnie, że moc widzenia niematerialnych szybko go opuszczał. Nie dało się długo funkcjonować pomiędzy światami. To mogło doprowadzić do szaleństwa. Przetarł ręką oczy mając nadzieję, że to pomoże i ruszył korytarzem.

DeJong minął kobietę bez rąk i przekroczył próg nie zwracając uwagi na narastającą nerwowość jej ruchów i coraz to bardziej paranoiczne pojękiwania kaleki. Mając oparcie w lichej co prawda ale przydającej nieco odwagi gazrurce ostrożnie wkroczył do pomieszczenia za Pascalem.

Wewnątrz było ciemnawo. Paliła się jedynie jedna luźno zwisająca żarówka o lichej mocy. Jakby cała energii była skierowana w inne bardziej potrzebne miejsce. Pod nią leżały kawałki świeżo rozpryśniętego szkła i kawałki żyrandola.

https://www.youtube.com/watch?v=Ya_75tUI7-o

Kiedy wzrok nieco się przyzwyczaił do nikłego pomarańczowego realnego światła, Baart zaczął rozpoznawać kształty. W środku pomieszczenia była dziwna aparatura migocąca światełkami. Do niej z jednej strony biegł z pęk różnobarwnych kabli, wśród których był również ten żółty. Aparatura cicho buczała migając światłami jakby pracowała na granicy swoich możliwości. Z drugiej strony aparatury wybiegał kolejny pęk różnobarwnych kabli. Część z nich leciała wprost do dziwnego koncentrycznego metalowego urządzenia pomiędzy prętami którego dziwnie falowała rzeczywistość. A może to tylko rozchybotany jeszcze zmysł wzroku po przejściu ze świata duchowego płatał figle. Pozostałe dwa kable prowadziły do stołu na którym leżał David. A konkretnie do jego głowy na której znajdowała się metalowa obrecz, przykręcona do tyłu głowy za pomocą zardzewiałej śruby. Musiała być wkręcona bardzo mocno w ciało Davida i wyglądało jakby przebijała czaszkę.

Kolejne dwa kable tego samego koloru co u Davida biegły do dziwnego metalowego sarkofagu. W którym coś rzucało się co chwilę. Dziwnie rytmicznie.

Dopiero po chwili deJong zauważył sylwetkę siedzącą w zupełnym bezruchu na krześle. Był to doktor Gayet. Oczy miał zamknięte. Postać jego była wyprostowana w nieco sztywny sposób. Ręce leżały na kolanach. Doktor zaciskał je co chwilę nerwowo. Po skroniach ściekały mu stróżki potu, jakby intensywnie się właśnie forsował.
Wydawało się, że nawet nie zauważył wejścia ani deJonga ani szwędającego się koło stołu z płytami CD Pascala. Francuz przeglądał z dziwnym obłąkańczym uśmiechem płyty i zapiski które się znajdowały obok.

[center]***[/center]
Tymczasem górą piwnicznego korytarza szedł gęsty czarny dym z piecyka, który jak wyglądało nie miał podłączenia do jakiegokolwiek komina. Czarne kłęby wypełniały przy suficie coraz bardziej piwnicę. Dusząc, dławiąc, gęstniejąc powoli i nieuchronnie. Czasu nie było zbyt wiele.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 06 maja 2016, 14:24

Boże... Co tu się dzieje... - pomyślał. Który to już raz to pytanie tłukło się w głowie deJonga. Kaleka drżała ze strachu, David leżał podpięty do dziwnej maszyny. Gayet był pogrążony w oglądaniu taśm video. Przez ułamek sekundy inne pytanie rozbrzmiało w umyśle concierge'a:

Co robić? Może w innych warunkach wahałby się czy pomóc wpierw Davidowi, czy rozpieprzyć łeb demonicznego lekarza. Ale teraz znał odpowiedź. Kurewsko dobrze wiedział co ma zrobić. Palce zbielały mocniej naciskając zimną, metalową rurkę, a deJong modlił się do wszystkich znanych mu świętych, żeby zdołał zabić skurwysyna w lekarskim kitlu, nim ten się zorientuje co się dzieje wokół.
ok. Szybko do Gayeta i tłukę go po łbie gazrurką aż zemdleje (on, nie Baart), ale możliwe, że deJong nie spocznie aż zrobi z głowy Gayeta dżemik. Modląc się używam nieświadomie Losu, żeby szczęście pomogło. Potem jeśli się uda concierge będze ratował Davida.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 12 czerwca 2016, 23:55

DeJong zrobił kilka sprężystych kroków i uniósł nad głowę metalową rurkę. Ręka zawisła w powietrzu. Wyraźne drżenie sugerowało niepewność.
Baart miał zamiar uderzyć lecz co innego mieć zamiar a co innego faktycznie to zrobić. Gayet siedział nadal bez ruchu jeśli nie liczyć fali skurczy na jego twarzy i szyi.

A co jeśli przesadzę? Co jeśli go nie ogłuszę ale skrzywdzę tak że wywołam jakiś nie daj Boże trwały uraz.

Ręka zaczynała się pocić. De Jong poprawił raz i drugi uchwyt na rurce. Ramię wahało się wisząc nad doktorem niczym miecz Demoklesa.

W tym czasie Pascal uwalniał powoli Davida. Mocowania wychodziły ciężko zwłaszcza ostatnia z tyłu głowy.

- Ciężko wyciągnąć to cholerstwo... - wysapał Pascal - Coś trzyma... Merde, oni mu wkręcili w głowę śrubę. Panie deJong pomocy!

Baart na chwilę odwrócił głowę w kierunku Davida. Widział uwijającego się przy jego wezgłowiu Pascala, który mocował się z czymś. Francuz otarł czoło z wysiłku zostawiając na nim szkarłatny ślad. Sapnął i w końcu lepkie od krwi place przełamały opór wkręconej w czaszkę śruby. Coś trysnęło mu na garnitur. Szybko zaczął zdejmować Davida z łoża, odczepiając przy tym ostatnie kable do których był podpięty. Baart podrapał się bezwiednie w tył swojej głowy. Wyczuł tam niewielkiej wielkości strup. Jeszcze dosyć świeży...

- Ni... - zaczął mówić Gayet kiedy ostatni z kabli wyskoczył z ciała Davida ale nie skończył. Lepka od potu rurka zakreśliła szybki łuk w powietrzu.

[center]***[/center]

Dr. Wiktor Markov szedł piwnicznym korytarzem prowadząc ze sobą dwóch sanitariuszy. Połowa lekarskiego kitla była ubrudzona w krwi policjantów. Lewe ramię paliło go do żywego, zwisając w pół luźno wzdłuż ciała. Mógł jednak śmiało powiedzieć, że i tak miał dużo szczęścia po tym co napotkali w bloku wschodnim. Tylko lata pracy nad własnym umysłem Markov pozwoliły mu nadal panować nad sobą w sposób chłodny i racjonalny.

Nagle zatrzymał się.

- Co jest? - zapytał niższy wytatuowany sanitariusz.

- Coś jest mocno nie w porządku... do pracowni, szybko!

Trzej mężczyźni puścili się w dół klatki schodowej prowadzącej do szpitalnej piwnicy.

[center]***[/center]

Baart oślepł. Nie było pomieszczania. Nie było ludzi. Tylko nieprzenikniona czerwień i ciepło. Zamrugał ale niewiele pomogło. Przetarł ręką twarz zostawiając na marynarce smugę gęstej krwi. Zobaczył Pascala jak z otwartymi ustami na niego patrzy. Obrócił się w stronę Gayeta. Leżał tam. W powiększającej się kałuży krwi. Czaszka pękła od uderzenia odsłaniając mięsiste wnętrze.

Uderzenie było mocne. Za mocne. Kawałki kości z czaszki poszybowały po laboratorium zostawiając tu i ówdzie krwawe krople. Z rurki na podłogę powoli kapała krew. Tak oto renomowany Concierge zabił prawdziwego żywego człowieka.

- Zabiłeś go! - syknął Pascal - Merde, merde! Nawet się do nas nie zbliżaj.... - rzucił z wyraźnym strachem w głosie, jedną ręką trzymał Davida a drugą drżącą dzierżył kuchenny nóż zabrany z pomieszczenia ochrony. Zaczął się przesuwać z mozołem w stronę drzwi gdzie w coraz bardziej chorym pojękiwaniu pląsała kaleka dziewczyna.

W całym budynku przygasły na moment światła. W pomieszczeniu z sarkofagiem zajęczała jakaś maszyna. Jakby ktoś nieprzepisowo zwolnił lub wyłączył jej nagle bieg.

Na początku nie stało się nic...
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 16 czerwca 2016, 21:25

Ahmed czuł się totalnie skołowany. Nie miał zupełnie kontroli nad tym, co się działo wokoło i był tym przerażony. Zupełnie tak, kiedy suma w ogromnych słupkach liczb w sprawozdaniu finansowym się nie zgadza, i audytor nie miał pojęcia gdzie mógłby wystąpić ewentualny błąd. Czy to przez zaokrąglenia? A może firma ukryła jakiś składnik majątku, bądź został on źle wyceniony?

Trzy dni. Karły. Dziwne wydarzenia. A wszystko zaczęło się od wejścia do tej przeklętej, ukrytej komnaty. W dodatku zdaje się, że ktoś tu dostanie wpierdol i z dużą dozą prawdopodobieństwa, będzie to biedny Ahmed. Już dawno miał się zapisać na sztuki walki... cóż, teraz chyba poniesie kare za swoje lenistwo.

- Opowiadaj. Po raz ostatni i będziemy kwita. A ty tam, stój w miejscu - zwrócił się ostro do drugiego, otaczającego go człowieczka. - Mów więc, ja chętnie posłucham, a potem zobaczymy, co z wami zrobimy - dodał nieco już mniej pewnym głosem i krzyżując ręce na piersi, bacznie obserwował obu kurdupli, czekając na opowieść, która być może rzuci nieco światła na obecną, przejebaną sytuację...
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 23 czerwca 2016, 22:23

Karzeł liberii spojrzał poważnie na
- Żeby nie było później... Więc nasz układ jest taki, ja płacę ci wiedzą i cały nasz układ jest domknięty i zakończony jak rozumiem. - zapylał karzełek uważnie przyglądając się reakcji Ahmeda, który przytaknął jego słowom.

- Dobrze, zatem. Powiedz mu...- rzucił do swojego bliźniaka w lekarskim kitlu.

Tamten poprawił okulary i zaczął mówić w nudny sposób niczym lekarz tłumaczący tysięcznemu pacjentowi na co cierpi.

- Ten ośrodek założono dla obłąkanych z rodzin, których pozycja była wysoka. Ich wizerunek mógł podupaść gdyby na jaw wyszło, że ktoś z ich rodziny jest szalony. Z czasem jednak cały ośrodek zaczął podupadać...

- Ekhem... - rzucił zniecierpliwiony karzeł w liberii.

- Dobra, dobra już się streszczam. Otóż ponowny renesans tego ośrodka nastąpił nie dawno. Kiedy mało znany lekarz jakim był wówczas Gayet objął posadę dyrektora tego ośrodka. Jest on magiem tak samo jak wy. Mistrzem umysłu, takim jakim był jeszcze do niedawna wasz kolega Meksykanin. Tyle, że moc Gayeta jest znacznie większa. Kilkanaście lat temu kiedy trafił tu jako pacjent pierwszy mag, złamał jego wolę. W jakiś niepojęty sposób pozbawił go mocy, wprowadzając w jak wy to mówicie Ciszę. A na koniec wymazał mu pamięć o jego przebudzeniu.

Karzeł zawiesił głos oczekując na jakiś efekt grozy na twarzy Ahmeda. Egipcjaninowi jednak słowa Cisza i starta mocy, niewiele mówiły. Nie doczekawszy się tedy na wyczekiwany efekt kontynuował z pewnym wyczuwalnym w głosie rozczarowaniem.

- Od tamtego czasu zajmował się tylko tym. Sprowadzał magów i pozbawiał ich wszystkich atrybutów Przebudzonych. Jego moc w jakiś sposób przez to urosła. Podejrzewam, że sprzymierzył się z kimś lub znalazł jakiś sposób by drenując innych magów z mocy zwiększyć nieco własną. I tak to trwało latami. Ostatnio jednak zdarzyły się dwie bardzo dziwne rzeczy. Po pierwsze do naszego przybytku przyjechali nietypowi goście. Niczego nie świadoma grupa Przebudzonych udająca ekipę budowlaną...

Drugi karzeł zachichotał złośliwie, jakby podkreślając głupotę tego pomysłu.

- Po drugie.. - kontynuował monotonnym głosem karzeł - Niecałe dwa tygodnie przed waszym pojawieniem się do doktora przywieziono bardzo specjalnego pacjenta. Kogoś kto skupił całą jego uwagę przez co takie nędzne zabawki jak ty prawie przestały go interesować. I to mało co nie kosztowało go to bardzo drogo. Doktor od trzech dni pozwala wam "remontować" wschodnie skrzydło. Myślę, że dlatego, że jest trochę ciekawy czego tam tak naprawdę szukacie. Pewnie gdyby nie to już dawno przemieliłby wasze umysły jak czynił to z innymi. A może to wasz kolorowy kolega jest sprytniejszy jednak niż się wydaje. Wygląda mi na to że udało mu się poumieszczać w zakamarkach waszych umysłów jakieś wskazówki, bo udało się wam w jakiś niepojęty sposób odzyskać pamięć. A przynajmniej jej cześć. Pierwszy chyba raz się to komuś udaje.

Drugi karzełek nie mogąc dłużej wytrzymać wszedł w słowo ciągnąc opowieść dalej.

- Ale coś poszło chyba w tym waszym zrywie nie tak bo, zbiłeś zapieczętowany garniec w którym miałem czekać aż znajdziesz dla mnie nowe loku. Teraz kiedy to się stało a ja spłaciłem dług jesteśmy kwita...

Karzeł w szpitalnym kitlu i grubych jak denka od butelek okularach znów przepchnął się energicznie machając rękami.

- No i właśnie to jest pewien problem bo przecież nie może być dwóch takich duchów opiekunów w jednym...

- Cicho! - rzucił nagle karzeł w liberii. - Słyszycie? Walenie, ucichło.

Oba karzełki jak jeden mąż otworzyły na raz usta nasłuchując lekko spiczastymi, pełnymi włosów uszami. Faktycznie mrożący krew w żyłach zew wydobywający się do tej pory z pomroków łazienki bloku wschodniego ustał nagle i zupełnie. Nastała dziwnie niepokojąca cisza.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 25 czerwca 2016, 22:17

Serce concierge'a waliło jak oszalałe, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi De Jonga.

O ja pierdolę... ja pierdolę... pierdolę... Boże Święty co ja narobiłem? Kurwa... - DeJong zaczął natarczywie wycierać dłonie w marynarkę, a jego świadomość zaczęła nieświadomie szukać usprawiedliwienia strasznego czynu jakiego właśnie dokonał.

- Zabiłby nas jakbyśmy go nie zajebali - Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że powiedział to bezwiednie i podświadomie zrzucił odpowiedzialność na całą grupę. Zrobił przecież tylko co musiał. Gayet był potworem, nieludzkim potworem rządnym ich śmierci. Gdyby mu nie rozwalił czaszki, to sami leżeli by teraz w kałuży krwi.

Ściągnął zakrwawioną marynarkę i rzucił na ciało Gayeta, który przyglądał się się im spod martwych oczu.

Znów zaczął wycierać dłonie, które choć były już niemal czyste, to nadal wydawałty się Baartowi pokryte krwią. Najpierw potarł nimi spodnie, ale uznając, że to nie pomaga potarł rękoma ceglany mur. Raz, drugi, coraz szybciej i bardziej natarczywie. Dopiero po chwili spojrzał na dłonie. Były całe we krwi, ale teraz to była jego własna krew.
I co teraz panowie?

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 26 czerwca 2016, 00:43

Tajne laboratorium Dr Gayeta

Pascal powoli opuścił długi kuchenny nóż trzymany w drżących rękach. W jego oczach palił się jakiś żal ale również i wyraźnie widoczne zrozumienie dla słów wypowiedzianych przez deJonga. Podchwycił mocniej Davida, jego ciało wyraźnie ciążyło małemu Francuzowi nie przyzwyczajonemu do tego typu wysiłków.

- Możliwe... możliwe, że masz rację. Trudno stało się... Pomóż mi z nim i zabierajmy się w cholerę z tego przeklętego miejsca.

https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q= ... 6728,d.bGs

Baart ledwo zdążył podchwycić Davida kiedy metalowy sarkofag zamykający ostatniego uwięzionego w pomieszczeniu pacjenta zaczęła podskakiwać niczym szalony. Choć siła działająca od środka szarpała metalowymi zatrzaskami jakimi był zamknięty sarkofag, nie mogła go jednak sforsować. Mimo to deJong z łatwością wyuczył olbrzymie zakłócenie mocy jakie teraz swobodnie rozprzestrzeniało się z wnętrza dziwnymi wibrującymi falami. Miał wrażenie jakby była to boja morska odpowiadająca na zew kapitana, który był gdzieś bardzo blisko.

[center]***[/center]
W umyśle doktora Gayeta.

Ciemniało. Jaźń powoli kończyła swój byt wraz ze śmiercią obumierającego ciała. Umysł gasł szybko. Jeszcze chwilę temu Gayetowi wydawał się, że docierał do źródła umysłu Pacjenta X, teraz jego siły szybko go puszczały i czuł jak traci każdy z trudem zdobyty przyczółek w chorym umyśle wynaturzonego. Wracał do swej jaźni, bardzo pośpiesznie, porzucając przy tym okowy jakie założył Innemu. Gdy dotarł do swego umysłu z przerażeniem stwierdził, że oto jego koniec. Kolejne fragmenty umysłu obumierały i doktor miał wrażenie, jakby w tysiącu jasno oświetlonych pomieszczeń jego umysłu ktoś zaczął gasić światło jedno po drugim. Zanikały jego wspomnienia, wiedza którą gromadził przez lata, znikały umiejętności i kontrola nad ciałem... Niee!! - wrzasnął z całych sił w swym umyśle doktor, próbując po raz ostatni swą nadludzką wolą przedłużyć nieuniknione.

[center]***[/center]
Pomieszczenie piwniczne z kominkiem, dwoma karzełkami i jednym Egipcjaninem.

Ahmed z coraz większą siłą odczuwał barak tlenu, Gryzący dym z kominka w realnym świecie dawał mu jasno do zrozumienia, że jego ciało wymaga pilnej atencji.

- To przez was skurwysyny! - wydarł się karzełek w kitlu. - Teraz pojąłem. Zdjęliście zabezpieczania z pracowni doktora a ten czub ze wschodniego skrzydła właśnie odkrył to co było schowane. To czego cały czas szukał! On tu już idzie... Idzieee!! - wrzasnął piskliwym głosem i złapał się za głowę w jakimś dziwnym amoku.

To było ostatnie co usłyszał Egipcjanin nim jego zmysły wróciły do ciała. Leżało już na podłodze. Z trudem łapał oddech, całe pomieszczenie pełne było dymu. Szybko zaczął wycofywać się do korytarza. Tam natknął się na dziwną scenę.

W jednym końcu korytarza zobaczył plecy czarnoskórego sanitariusza i doktora Markowa , który wbiegając do sekretnego laboratorium wrzasnął do kogoś w środku słowa

- Nie odejdziecie tak łatwo gnoje!

Obróciwszy zaś głowę w drugą stronę korytarza Ahmed natrafił na barczyste plecy Meksykanina, który sprawnie wydobył schowany nóż. Naprzeciwko niego stał drugi z sanitariuszy, mierząc z rewolweru.

- Och.. widzę, że masz kosę i tatuaże... - zachichotał wytatuowany sanitariusz. - Dobrze może zatem zrobimy to klasycznie? - Szybko zaczął zrywać kitel sanitariusza pokazując silnie wytatuowane ciało. - Widzisz? Ja też mam dziary. Mam ich więcej od ciebie a każda to pamiątka po kimś kogo pociąłem. Kobiety, dzieci.... każde mam tutaj na sobie. Prawie nie było miejsca kiedy w końcu mnie złapali i zamknęli tutaj. Ale dla ciebie jedno się jeszcze może znajdzie, tam na dole... - zakręcił biodrem chichocząc. Jednym ruchem zrzucił rozdarty, ubrudzony krwią fartuch i cisnął rewolwerem w kierunku Meksykanina. W jego ręce szybko błysnął sprężynowy nóż. Didier rzucił się do ataku mierząc ostrzem w serce Erwina ruszając w ślad za rzuconą w niego bronią*.

W oddali, w niedawno odwiedzone celi wrzasnęła rozrywana na strzępy kobieta. Tak oto ze wschodniego skrzydła nadciągał w pełni swej chwały ostatni z graczy dramatu. A wraz z nim nadchodziła smolista ciemność, w której...

CDN...
* Erwin rozpoznaje swoją zgubę.
Czekam chwile na deklaracje Panowie, kończę w przyszłym tygodniu sesję.
Ostatnio zmieniony 20 sierpnia 2016, 22:40 przez Suriel, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

ODPOWIEDZ