No dobra pora ruszać z pojedynkiem snajperów. Najpierw proszę przeczytać schowany tekst w poście nr 134 oraz 137, teraz już wolno wzystkim, a potem zapraszam do czytanie tego co poniżej.
Czy już?
Jeśli tak, to lecimy z mechą. Półelf zeskakuje z murku nad stołbem, gdzie miał kryjówkę. Rozgląda się przy tym dookoła, ponieważ uważa że "może ich być więcej" i ma rację. Rzucam mu na spostrzegawczośc. Wypada 05, naturalny wynik który zawsze zapewnia sukces. Miał znikome szanse ale jakimś cudem dostrzegł Siwego. Strzela z łuku do naszego gwardzisty i biegnie dalej. Siwemu nawet nie rzucam na spostrzegawczośc, pólefl jest co najmniej widoczny. Zakładam zgodnie z deklaracją Siwego, ze bierze kuszę i z niej wali . Porównuję szybkości, są podobne. Jednak zaczyna Siwy ponieważ krótki łuk ma więcej opóźninia niż naciągnięta i gotowa do strzału kusza. Rzut na trafienie 43, tak sobie ale wystarcza by trafić. Pozwalam łuczkowi rzucić na unik, jednak ze względu na okoliczności modyfikuję szansę powodzenia o połowę w dół (spodziewa się ataku, jednak nie jest on długi i sygnalizowany). Wypada 63 to trochę za dużo by się udało. Rzut na obrażenia +23... odliczam zbroje ale, to chyba nam wyjaśnia starcie. Fabularka poniżej.
Zakapturzony w zielony zlewający się z otoczeniem elfi pled żwawo zeskakiwał z kamienia na kamień. W jednej chwili serce Siwego zamarło kiedy sprawdzał słońce lusterkiem. Jednym sprawnym ruchem poderwał kuszę do podbródka i złożył się do strzału. Wciągnłą szybko powietrze i powoli je wypuszczając wiódł wzrokiem poprzez szczerbinę w kuszy za chyżym przeciwnikiem. Siwy z trudem opanował pokusę szybkiego naciśnięcia na spust typową dla młodzieniaszków, wiedział że ma tylko jeden strzał i nie wolno mu tego spierdolić. Zaczął szybko liczyć w myślach, to go zawsze uspokajało.
Jeden...
Błysk lusterka musiał chyba jednak przyciągnąć uwagę, poruszającego się z niebywałą gracją łucznika bo tamten w biegu sięgnął przez ramię do kołczanu po strzałę. Pędził niebezpiecznie szybko zbliżając się do wejścia do stołbu za którym nie było szans go trafić.
Choć palec bardzo chciał pociągnąć za spust, lata wojaczki mówiły gwardziście, że tamten na to liczy, że ma coś specjalnego na tą okazję.
Dwa...
Półeldf nie strzelił.Wybił się za to mocno z nóg robiąc w powietrzu salto w przód nie wypuściwszy z rąk boni. Wylądował zgrabnie i jeszcze w będąc w lekki przysiadzie po lądowaniu, jednym płynnym ruchem skręcił ciało napinawszy łuk do strzału. Ich oczy przez chwilę się spotkały.
Trzy...
Palec zwolnił języczek spustu kuszy. Jęknęła zwalniana cięciwa łuku. Wszystko trwało zaledwie kilka uderzeń serc ale gwardziście zdawał się ten czas niemal całą wiecznością, jak w zwolnionym tempie. Znów poczuł, że żyje dla takich właśnie momentów.
TŁAK!
Bełt wbił się głęboko w okolicy mostka, przebijając się przez skromną zbroję aż na wylot. Siła impetu była na tyle duża że poderwała ramię z łukiem w górę. Wypuszczona w powietrze strzała pomknęła niegroźnie w przestworza. Pólelf upadł na czworaka. Poderwał się z trudem i wpół przytomny zdołał zrobić jeszcze parę kroków w kierunku czerniejącego mrokiem wejścia do budowli. Ale nie dotarł. Ciało odmówiło mu posłuszeństwa i runął na twarz wzbijając tumany wiekowego kurzu wśród ruin.
Było po wszystkim.
Cisza. Ciepłe powiewy wiosennego wietrzyku lizały twarz starego gwardzisty. Ostatnie promienie pomarańczowego słońca padały pomiędzy prześwitami jeszcze słabo ulistowionych drzew. Gdzieś w oddali słychać było śpiew ptaków. Nadchodziła wiosna. Wszystko budziło się do życia w swoim naturalnym i niczym nie zakłóconym rytmie.
Co dalej? Możecie pisać śmiało dłuższe działania i opisywać ich efekt, na razie jest spokojnie...