PBF - Mały Chłopiec

maciej
Reactions:
Posty: 1374
Rejestracja: 29 marca 2012, 21:53

Post autor: maciej » 08 marca 2013, 21:11

Radioaktywna burza przetaczała się nad górami Sierra Nevada. Gęste czarne chmury tworzyły na niebie nierozerwalną wręcz zasłonę,rozdzieraną co chwila trupiobladymi błyskawicami. Na wyniszczoną,toczącą sie od ponad wieku wojną,glebę padał kwaśny deszcz który wypalał mizerne resztki życia na tym i tak już jałowym,skalistym gruncie. Nikt,kto chociaż miałby resztki zdrowego rozsądku nie siedziałby teraz na zewnątrz...

Głęboko pod skałami życie jednak istniało. Dawno temu Amerykanie,których zapewne nazwisk nikt już nie pamiętał,zbudowali Azyl.Miał on chronić obywateli przed zagrożeniami III Wojny Światowej. Na początku wszystkim pomysł ten wydawał się zabawny,choć Zimna Wojna i zagrożenie ze strony komunistów istniało. Ale nikt nie spodziewał się że do tej wojny nerwów dołączy trzecia siła-Obcy. Przybyli na swych statkach z innego wymiaru i z niewiadomych przeciętnemu obywatelowi powodów wsparli Rosjan. Nastąpiła inwazja,nuklearne uderzenie i cały porządek rzeczy szlag trafił. Ale dzis nie pamiętał nikt tych czasów. Minęło 150 lat od tych wydarzeń. Wojna trwała w najlepsze,Ameryka broniła się jak mogła resztkami sił,wyniszczona ludzkość nadal egzystowała na wypalonym nuklearnym ogniem i zmianami pogodowymi świecie.Ale,jak mawiali starożytni,wojna nigdy się nie zmienia.

Azyl 13 zbudowany był wg takiego samego planu jak wszystkie inne tego typu kompleksy. Poczynając od najniższych poziomów gdzie znajdowała się segregacja odpadów i pnąc się w górę przez maszynownię,warsztat,laboratorium,szklarnie,przychodnie z klinika i szpital ,teatr i sale kinową,bibliotekę,szkołę,ośrodek kondycyjny,kuchnię,poziomy mieszkalne i administracyjne,biuro ochrony,odkażalnie wody,dosłownie wszędzie istniało życie w swej dawnej postaci. Żyjący tu ludzie funkcjonowali w zdrowiu i szczęśliwości z dala od promieniowania,chorób,wojny,komunistów i obcych. Wiedzieli że coś sie dzieje na zewnątrz ale były to wiadomości przekazywane przez FEDERALNE BIURO DOWÓDCZE,na czele którego stał demokratycznie wybrany Ojciec Dyrektor,zarządzający całym kompleksem.Pozornie nic nie mąciło spokoju bogobojnych obywateli,nawet garstka Innych,mieszkających i pracujących na chwałę Pana i Ameryki w najniżej połozonym poziomie gdzie znajdowała się sortownia odpadów. Aż któregoś dnia a był to 6 czerwca 2096 roku...
Ostatnio zmieniony 08 marca 2013, 21:18 przez maciej, łącznie zmieniany 1 raz.

maciej
Reactions:
Posty: 1374
Rejestracja: 29 marca 2012, 21:53

Post autor: maciej » 08 marca 2013, 21:55

6 CZERWCA 2096 ,AZYL 13

Na biurku zadzwonił telefon. Zaspany Faceman otworzył jedno oko,zły jak cholera. Przecież dopiero co zasnął. Kiedy tylko zobaczył że na urządzeniu mruga czerwona lampka,momentalnie otrzeźwiał. Dzwonił sam Ojciec Dyrektor T.Pearson albo jego sekretarz. Podniósł słuchawkę
-Faceman? Mówi Tomas Hamster-to był głos sekretarza.-Jesteście proszeni na rozmowę na górę-zanim zaspany człowiek zdążył wymruczeć najgłupsze DZIEŃ DOBRY dało się słyszeć trzask odkładanej słuchawki. -Zdaje się że góra wstała lewą nogą-pomyślał.

***

Na najniższym poziomie,gdzie mieściła się Sortownia Odpadów NR 1,tuż koło głównego pieca w spalarni,na zaimprowizowanej z pustych beczek i skrzynek ambonie,stał blady,siwowłosy duchowny i patrząc z góry na swą niewielką trzódkę,odprawiał mszę. Opowiadał o Narodzie Wybranym który podążał do Ziemi Świętej w poszukiwaniu lepszego życia i domu. Tych kilku Innych,odszczepieńców których przodkowie zostali lata temu wystawieni na Ogień Piekielny,słuchali z zainteresowaniem. Działo się to tak dawno że niewielu pamiętało Czystkę,jaka dotknęła ich dziadów. Kiedy wśród Obywateli Azylu zaczęły rodzić się zdeformowane dzieci,odizolowano wszystkich których dotknęło promieniowanie. Najbardziej chore i zdeformowane jednostki wyselekcjonowano i poddano eliminacji. Reszta ''dobrowolnie'' została zesłana na dół by tam dokonąć żywota. Ale ktoś wpadł na pomysł by RadOfów wykorzystać do pracy. I tak lata temu przydzielono im kwatery w Spalarni,racje żywnościowe i dostęp do podstawowego pakietu zdrowotnego. Przez wszystkie te lata uchowała się niewielka grupka albinosów nad którymi czuwał i przewodził im Starszy Kleryk-Brygadzista Lobo. I teraz on własnie stał na podwyższeniu i jak zawsze o stałej porze grzmiał z ambony. Każdy kto zgłębił tajniki Słowa Bożego z pewnością wyłapał by pewne subtelne zawoalowania umieszczone w kazaniu. Ale przeciętny Normal,jak nazywano mieszkańców kompleksu,który schodził czasem na dół,nie zwracał na to uwagi.Po prostu robili swoje i odchodzili,czasem zostawali by posłuchać kazania i pokrzepieni duchowo wracali na górę.Ale generalnie nie było nienawiści między obywatelami. Przynajmniej tak uważali wszyscy.
Ostatnio zmieniony 11 marca 2013, 08:40 przez maciej, łącznie zmieniany 1 raz.

maciej
Reactions:
Posty: 1374
Rejestracja: 29 marca 2012, 21:53

Post autor: maciej » 08 marca 2013, 22:12

6 CZERWCA 2096, GÓRY SIERRA NEVADA

Desmond klął na czym świat stoi. Ulewa zerwała się bez ostrzeżenia, w ułamku chwili, łapiąc przemierzającego górski szlak mężczyznę w połowie drogi. Pędzony rosnącą paniką, wędrowiec cudem znalazł niewielką jaskinię czerniejącą w pobliskim zboczu, schronił się w niej przed niosącymi bolesną śmierć lub przewlekłe choroby potokami toksycznej wody.

Deszcz padał coraz gwałtowniej. Przed wejściem zrobiła się cholernie duża kałuża i to w ciągu niecałej minuty. Tracker spoglądał na zewnątrz,wsłuchany w szum deszczu. Nie zapowiadało się że przestanie padać w najbliższym czasie. Była też i dobra strona tego całego bajzlu - pobliska siedziba tych kilku ludzi którzy żyli w cieniu gór odetchnie z ulgą gdyż Korsarze nie wyściubią nosa ze swej kryjówki. Wieśniacy złożyli się na zapłatę dla zwiadowcy by wytropił siedzibę bandziorów i jednocześnie wysłali posłańca na południe by sprowadził pomoc.

Ale była też jeszcze jedna sprawa która spowodowała że Desmond zawędrował w te góry. Ktoś gdzieś kiedyś przy dawno wypitym kielichu wspominał, że komuchy łaziły i szukały czegoś w tych stronach. A teraz kiedy już dotarł na miejsce,widział że latał tu cholerny spodek Ufoli. Widać było tu jednak coś ważnego. Więc Desmond postanowił to coś znaleźć.A teraz kwitł w jakiejś dziurze zalewanej przez toksyczną wodę. Wyciągnął z plecaka latarkę dynamo i naciskawszy regularnie dłonią na mechanizm oświetlił sobie grotę. Jaskinia okazała się większa niż sądził. Profilaktycznie przeładował zdezelowany model karabinu Mosin Nagant.

-Oby tylko żadna paskuda tu nie siedziała-pomyślał.
Ostatnio zmieniony 10 marca 2013, 20:24 przez maciej, łącznie zmieniany 1 raz.

Procjon
Reactions:
Posty: 1090
Rejestracja: 22 lutego 2012, 14:38

Post autor: Procjon » 09 marca 2013, 10:13

Po chwili zawodowa ciekawość zaczęła przezwyciężać ostrożność i tracker zaczął powoli iść wgłąb jaskini, trzymając w lewej ręce latarkę, a w prawej zwisający na pasku odbezpieczony karabin - jego wierny Mosin Nagant. Szczerze, to niemal żadne potworzysko nie było niebezpieczniejsze od trzymającego karabin Desmonda. Nie bez kozery mówiono że urodził się z gnatem w dłoni.
Witam wszystkich współgraczy.
Ostatnio zmieniony 10 marca 2013, 14:13 przez Procjon, łącznie zmieniany 1 raz.

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 09 marca 2013, 11:21

Faceman podniósł obolałe i niewyspane ciało, przetarł oczy. Podszedł do umywalki i przepłukał twarz, klepiąc się po policzkach.

- Hej przystojniaku, nieźle dziś wyglądasz! - uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze, szczerząc białe zęby i celując do odbicia palcem wskazującym prawej ręki, którą zgiął na wzór pistoletu. - Hmmm... Ciekawe, co chcą ode mnie... Założę się, że mają dla mnie jakieś super zadanie! Albo chcą posłuchać niezłego kawału? - dumał Faceman, poprawiając ostatni raz nienaganny ubiór i sprawdzając, czy ma przy sobie swoje ulubione rzeczy (zegarek, notatnik, ołówek, papierośnice i zapalniczkę) podreptał wesołym krokiem w stronę biura Ojca Dyrektora.
Witajcie :)

koszal
Reactions:
Posty: 2787
Rejestracja: 15 marca 2012, 13:35
Been thanked: 1 time

Post autor: koszal » 10 marca 2013, 22:14

Jeszcze raz wam powiadam: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego.

Dla was to moje wierne owieczki, Bramy Królestwa będą wiecznie otwarte. Nie ulegajcie wiec zawiści, nie pożądajcie wiele, albowiem w swym ślepym zapatrzeniu w posiadanie zbłądzicie.

Nie proście też bogatych, by dzielili się z Wami, albowiem wtedy sami nadto bogaci się staniecie, a szatan zaraz się Wami zainteresuje!


Potężnie zbudowany albinos o kruczoczarnych, nieuporządkowanych, długich włosach, białym ciele wytatuowanym w krzyże i symbole religijne powolnym, dostojnym krokiem zszedł z ambony. Lobo- przywódca duchowy Azylu odtroczył króki bat od skórzanego paska u spodni wręczając go jednemu ze zgromadzonych wiernych, po czym ponownie zwrócił się ku swej trzodzie:

Wczoraj po służbie, brat nasz Anzelm dopuścił się zatracenia, odbierając bogatemu dobra jego, lecz Pan w dobroci swej nieskończonej wejrzał na niego i zesłał skruchę. Dziś niech ten bat w dłoni Anzelma, ręką samego Pana prowadzony udzieli swej ziemskiej powłoce stosownej lekcji, a wyniesiona udręka i cierpienie niech na zawsze uszlachetnią jego charakter łaską, jakiej w swej dobroci udzielił mu Pan Nasz umiłowany...
Siemka Wszystkim, melduję się w Azylu.

maciej
Reactions:
Posty: 1374
Rejestracja: 29 marca 2012, 21:53

Post autor: maciej » 11 marca 2013, 14:26

-Mamy problem-odezwał się na widok wchodzącego Ojciec Dyrektor. Stojący obok Sekretarz Hamster potakująco kiwnął głową.

-Siadajcie, Faceman - gestem ręki T. Pearcon wskazał krzesło. Był wątłej budowy mężczyzną koło pięćdziesiątki, z siwym, starannie przystrzyżonym zarostem oraz krótkimi przerzedzonymi włosami. Nosił porządny garnitur i okulary o grubych soczewkach i ciemnej,rogowej oprawie.

Sekretarz Hamster natomiast był jego przeciwieństwem. Młody, atletycznie zbudowany,w spodniach na szelkach i koszuli z krótkim rękawem, prezentował swoją muskulaturę. Wyglądał bardziej na wojskowego niż biurokratę.

Faceman usiadł na wskazanym krześle, rozglądając się uważnie po gabinecie. Na ścianie za masywnym, eleganckim biurkiem widniała pasiasta, biało czerwona flaga z niebieskim narożnym polem wypełnionym gwiazdami. Na wielkiej tablicy z prawej strony,pokrytej różnokolorowymi karteczkami wisiała mapa dawnych Stanów Zjednoczonych. Północna jej część była zaznaczona na czerwono, podobnie spora część obszarów na wschodzie. Wschodnie wybrzeże miejscami miało też barwę zieloną,podobnie jak ogromny obszar w południowo-wschodniej części mapy. Na zachodzie i prawie całym południu dominował niebieski,gdzieniegdzie tylko widniały niewielkie czerwone bądź zielone plamy.

-Mamy problem - powtórzył z namaszczeniem Pearson, uważnie przyglądając się nowo przybyłemu.

-Podczas ostatniego wyjścia grupa zwiadowcza wróciła z ...czymś. Nasi Wiedzący badają, co to takiego, jednak kompletnie nie wiedzą z czym mają do czynienia. Problem jest tej natury że całą grupę wypadową wraz z rodzinami musieliśmy odseparować od reszty Azylu. Rzecz w tym że w naszych zapasach nie mamy żadnych specjalnych wymyślnych medykamentów i nasi naukowcy są, powiedzmy sobie szczerze, bezradni. Potrzebny mi zatem ktoś,kto nawiąże kontakt z innym Azylem i zorganizuje nam niezbędne leki bądź komponenty z których będzie można ów lek przygotować.

- Słyszałem o Was, Faceman, wiele dobrego zatem ze względu na wasz nienaganny wygląd, elokwencję i dar przekonywania zostajecie wyznaczeni na osobę odpowiedzialną za tę misję. Nie umiem powiedzieć, że macie tyle, a tyle czasu, bo sami nie wiemy ile go macie. Musicie zatem działać jak najszybciej. Każda w tej chwili odseparowana osoba jest cenna dla naszej społeczności i strata ich byłaby niepowetowana. Zbierzcie swoje rzeczy i zameldujcie się przy Włazie 3. Tu macie dodatkowe instrukcje
-na te słowa stojący z boku sekretarz niemal defiladowym krokiem podszedł i wręczył jeszcze nieco zdezorientowanemu Facemanowi kartę.

-Macie się z tym zapoznać i zniszczyć zanim opuścicie Azyl - rzucił jakby od niechcenia Ojciec Dyrektor. Jednocześnie delikatnie skinął dłonią w kierunku drzwi uznając rozmowę za zakończoną.

maciej
Reactions:
Posty: 1374
Rejestracja: 29 marca 2012, 21:53

Post autor: maciej » 11 marca 2013, 14:49

Brat Anzelm uklęknął przed misjonarzem,trzymając w ręku narzędzie swej pokuty. Ściągnął górną część odzieży odsłaniając blade wytatuowane plecy oraz tors. Na skórze albinosa splatały się w różne fantastyczne wzory ciemne linie tatuaży,nie brakowało też niewielkich żelaznych ozdób przebijających skórę. Gdy Anzelm, Brat-Palacz II Kategorii ujął w rękę trzonek bata,w głębi sortowni zapaliła się czerwona lampka i rozległ się ciężki metaliczny dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili dało się słyszeć zbliżające się miarowe kroki i pokasływanie.

- O żesz! Ale tu zaduch - zza rogu wyłoniły się dwie sylwetki ubrane w regulaminowe stroje BOA - Biura Ochrony Azylu. Jeden z nich stanął przy kilku metalowych stopniach podczas gdy drugi,przyświecając sobie latarką,pofatygował się na dół i stanął pośrodku zgromadzenia tutejszych pracowników.

- Biuro Ochrony Azylu - wskazał palcem na naszywkę,jakby dla poparcia swej ważności - Szukam tutejszego brygadzisty.
Ostatnio zmieniony 21 maja 2013, 22:04 przez maciej, łącznie zmieniany 1 raz.

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 11 marca 2013, 17:25

- Zrozumiałem - Faceman skinął głową i bez zbędnych ceregieli udał się z powrotem do swojej kwatery, chowając karteczkę do kieszeni marynarki. Uśmiechając się podreptał korytarzem nucąc sobie melodyjkę pod nosem. Po drodze pozdrowił paru mijanych mieszkańców Azylu i rozmyślając dotarł do swojego loku.

- Pamiętaj, Buźka. Zawsze bądź miły dla innych, zbieraj jak najwięcej kontaktów. Masz sprawić, by każdy w Azylu o tobie słyszał. Ba! Nawet więcej, żeby każdy POZA Azylem 13 o tobie słyszał. A wiesz dlaczego, mój synu?
- Nie wiem, tatko. Dlaczego?
- Bo kiedyś synu, przyjdzie taki czas, że będziesz potrzebował ich pomocy. I oni wtedy ci pomogą. Tylko głupcy myślą, że samodzielnie przetrwają. Liczą się znajomości, pamiętaj o tym!


Myśli rozpłynęły się niczym smuga dymu cygara, którego Faceman zapalił, by zaciągnąć się cztery razy (zawsze cztery razy, to szczęśliwa liczba). Następnie, siedząc za biurkiem sięgnął po karteczkę.

Rozłożył ją i przeczytał w skupieniu raz.

Drugi raz.

Trzeci raz spojrzał na nią, przeczytał w myślach, a następnie podpalił ją i położył w popielniczce, czekając aż się całkowicie spali.

- No no, zapowiada się całkiem ciekawie. Oby tylko nie było żadnych komplikacji... Trochę też szkoda, ale cóż. Tak trzeba - wymruczał do siebie pod nosem. Posiedział tak jeszcze przy biurku przez parę minut, po czym wstał i poszedł pakować swoje rzeczy. Gdy skończył, i wszystko było dopięte na ostatni guzik, wzdychając ciężko Faceman poszedł pod właz nr 3, gdzie miała go czekać przygoda życia.

koszal
Reactions:
Posty: 2787
Rejestracja: 15 marca 2012, 13:35
Been thanked: 1 time

Post autor: koszal » 11 marca 2013, 19:03

Modły swe i pokutę zakończcie w odosobnieniu. Albowiem Ojciec Nasz widzi i w ukryciu i oddaje swym wiernym sługom, co im pisane.

Starszy kleryk- brygadzista Lobo zakończył mszę znakiem krzyża błogosławiąc zgromadzonych. Po czym zwrócił się do przybyłych.

Jakież to utrapienia zsyłają w te progi zapracowanych braci Naszych BOA, skoro do urzędów odwoływać się wolą miast prostym, dobrym słowem posłuchania i rady wołać? Jam Lobo- brygadzista, którego szukacie.

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 11 marca 2013, 19:47

Faceman w pełnej krasie:
Obrazek

EDIT: no tak, krawat nie czerwony tylko powiedzmy... niebieski :) tak samo z tym dodatkiem. Ale reszta się zgadza idealnie z moim wyobrażeniem. PS dzięki Keth
Ostatnio zmieniony 11 marca 2013, 20:07 przez Dobro, łącznie zmieniany 1 raz.

Procjon
Reactions:
Posty: 1090
Rejestracja: 22 lutego 2012, 14:38

Post autor: Procjon » 11 marca 2013, 20:21

Desmond powoli szedł pochylony przez ciemną jaskinię, rozświetlaną jedynie blaskiem jego ręcznej latarki. Była taka cisza, że jedynymi słyszalnymi odgłosami były kroki i oddech trackera. Mogło się wręcz zdawać, że słychać szum deszczu wciąż zalewającego toksynami zatrutą ziemię daleko nad jego głową. Być w ruchu, powtarzał sobie Des. Ojciec zdążył wpoić mu tą jedną zasadę nim zginął razem z matką. Des nigdy nie dowiedział się co ich zabiło, choć po ranach, które widział na ich ciałach i zapamięta na całe życie, mógłby dziś podejrzewać że były to jakieś mutanty lub wkurzeni sąsiedzi. Wszyscy są celami... Ty bądź ruchomym! - Desmond przypomniał sobie maksymę jego drogiego ojczulka. Dlatego właśnie nigdy nie pozostawał w jednym miejscu ponad tydzień. Gdy ktoś pytał: Czemu? odpowiadał: Już ja tak mam i odchodził.

maciej
Reactions:
Posty: 1374
Rejestracja: 29 marca 2012, 21:53

Post autor: maciej » 11 marca 2013, 20:33

Jaskinie były większe niż tracker się spodziewał. Na jego oko można by tu swobodnie ukryć cały konwój ciężarówek komuchów. Uważnie lustrował ściany i podłoże. Od razu było widać że nie są to naturalne jaskinie. Na ścianach i podłodze było widać zatarte ślady odwiertów. Od strony wejścia wyżłobieniami w skałach spływały stróżki wody. Nagle światło napędzanej ręcznie latarki padło na coś błyszczącego,leżącego w strumyczku toksycznej deszczówki. Był to zegarek...

Procjon
Reactions:
Posty: 1090
Rejestracja: 22 lutego 2012, 14:38

Post autor: Procjon » 11 marca 2013, 20:40

Des rozejrzał się po okolicy w poszukiwaniu ewentualnej osłony. Dla pewności sprawdził czy karabin jest załadowany i powoli zaczął zbliżać się do zegarka.
Coś więcej o samym zegarku? Czy wygląda na nowy, konstrukcja USA/ZSRR/alieni?

maciej
Reactions:
Posty: 1374
Rejestracja: 29 marca 2012, 21:53

Post autor: maciej » 11 marca 2013, 20:45

Przedstawiciel BOA spojrzał z uwagą na jego rozmówcę. Zwalisty albinos prędzej pasował wyglądem na rasowego zapaśnika niż duchownego,jednak trzymany w ręku dziwaczny krucyfiks,w drugim zaś Biblia zdecydowanie czyniły z niego w oczach strażnika głosiciela Słowa.
-Przejdę do rzeczy-zaczął mundurowy- Zostaliście wyznaczeni do opuszczenia Azylu by towarzyszyć reprezentantowi Ojca Dyrektora w delikatnej misji dyplomatyczno-handlowej. Macie być odpowiedzialni za duchowe wsparcie wyprawy. Ale Twoja rola nie ogranicza się do tego. Jako że jesteście duchowym przywódcą mniejszości Azylu,bedziesz też reprezentował swoich. Po powrocie Ojciec Pearson wyznaczy wam kwatery mieszkalne na wyższych poziomach w ramach podziękowania za wkład w wyprawę. A teraz zbierz swoje rzeczy i zamelduj się przy włazie nr 3. Masz godzinę.

ODPOWIEDZ