PBF - Łącznik z południa

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 21 października 2013, 00:43

Prolog

Merywyn; Maleus 11 Cinten 605 OR


Merywyn wywiesił białą flagę. Skrwawione niedobitki llaelskiej armii nie mogły już stawiać dłużej odporu khardzkiej potędze stali i ognia. Miasto bombardowane od trzech miesięcy odparło wiele szturmów, ale narastający w stolicy głód, a przede wszystkim bezcelowość oporu zakończyły oblężenie. Cały kraj był opanowany. Dalsza obrona kilkusettysięcznego Merywynu nie miała żadnego celu. Ekspedycyjny Korpus Cygnaru, który miał bronić llaelskich ziem wycofał się bezpiecznie na południe zostawiając sojuszników samych sobie. Szalę goryczy Llaelczyków przelał premier Deyar Glabryn, zaprzedając swoją ojczyznę w niewolę. Jutro o świcie, dwunastego dnia Cintenu do miasta miały wkroczyć gwardyjskie oddziały zimowe i przejąć kontrolę nad ostatnim niepodległym skrawkiem Llaelu.

Okopcone, na poły spalone domostwo, w który kilka tygodni temu trafiła bomba, powodując pożar stało teraz puste. Dotychczasowi mieszkańcy, miejscowa klasa niższa opuściła w pośpiechu budynek, bojąc się zawalenia. Górne piętra zniszczył wybuch, a reszty dokonał ogień. Trzy dolne kondygnacje wydawały się jednak solidnie trzymać. W pomieszczeniach stała wciąż woda którą hufiec straży gasił pożar. Oprócz smrodu spalenizn coraz wyraźniej czuć było stęchliznę.

Ani niebezpieczeństwo zawalenia, ani odór, nie przeszkadzały pięciu niepozornym osobom słuchać słów wypowiadanych półgłosem przez szóstego mężczyzne - wędrowca, skrywającego twarz w cieniu rzucanym przez ogromny kaptur skórzanego płaszcza.

Ta piątka dopiero niedawno przedostała się do obleganego Merywynu, choć dla większości z nich miasto było ich rodzinnym domem. Do tej pory kilka miesięcy prowadzili działania wywiadowczo dywersyjne na tyłach armii Carycy Ayr Vanar, odnosząc kilka całkiem znacznch sukcesów.

Falko słuchał zakapturzonego mężczyzny powoli domyslając się dlaczego nakazano im ryzykować życie i wbrew zdrowemu rozsądkowi przemknąć się przez kordon oblężenia i wejść do głodującego Merywynu:

- Większość siatki w kraju już nie istnieje. Jak sami wiecie, nasze oddziały wycofały sę do Corvisu, a Merywynie pozostało tylko jeszcze kilku mało istotnych pracowników ambasady. Wraz z nimi muszę się ewakuować. Wedle danych wywiadowczych Khardowie całkiem dobrze orientują się w sytuacji i będą nas szukać. Nie sądzę jednak, żeby wiedzieli cokolwiek o was.

Botmistrz zamyślił się na chwilę hipnotycznie wpatrzony w przemawiającego mężczyzne. Lord Rualher Longbottom był oficjalnie ambasadorem Cygnaru w "zaprzyjaźnionym Królestwie Llaelu", ale tajemnicą poliszynela było, że odpowiadał za rozległą siatkę wywiadowczą CRS. Bogaty arystokrata z Caspii odbiegał nieco obiegowego wizerunku lorda. Miał po prostu jaja. Spędził wiele lat w armii Cygnaru, dowodząc niebywałego męstwa na polach bitew i był szermierzem jakich mało. Ale przede wszystkim nie traktował nikogo z góry i za to kochali go jego podwładni. Młody oficer cygnarskiej armii, którego los rzucił do okupowanego Llaelu też czuł lekko skrywany podziw do charyzmatycznej postaci Lorda.

Longbottom miał też sporo dystansu do siebie, żartując, że swoim długim dupskiem mógłby spiąć oba brzegi Czarnej Rzeki, ale nikt inny nie ośmielił się nigdy w obecności ambasadora podchwycić jakąkolwiek krotochwilę o jaśnie lordowskim nazwisku. Botmistrz ocknął się z zadumy, ambasador zaczynał mówić najważniejsze szczegóły:

- Macie rozkaz zadekować się w mieście i pozostać uśpionymi na nieokreślony czas. Nie podejmujcie żadnych ryzykownych działań na własną rękę i nie wyróżniajcie się niczym spośród miejscowych. W każdy parzysty wtorek ktoś z was ma czekać w Łysym Łbie na kogoś od nas. Kontakt użyje hasła: Kupię chętnie trollowych żołądków, odzew: Mam pare ale z Kosu.

- Aye aye sir! - przytaknął odruchowo cygnarski Botmistrz. Nie brzmiało to dobrze. Wylizał już rany, był znów w akcji, ale od teraz miał siedzieć na zadku i nie robić nic. Domyślał się, że jego, jako obcego, ten rozkaz tyczy szczególnie i będzie go tu czekać nudne czekanie, bez cygar, dobrej mercjańskiej herbaty, nie wspominając już o ginie.

- To nie wszystko. W każdy ostatni poniedziałek miesiąca w godzinach popołudniowych, ktoś może odwiedzić manufakturę Falka i poprosić o tuzin ordyjskich guzów piechoty. To będzie mój człowiek. Ktoś ma dyżurować wtedy, nawet jeśli skontaktuje się z Wami ktoś wcześniej. Niewykluczone, że zbudujemy podwójną strukturę. A teraz komu w drogę temu czas. Take care and good luck. We'll be in touch lads. - Longbottom zakończył po cygnarsku.

Przynajmniej te ostatnie słowa zabrzmiały w uszach Drake'a znajomo. Llaelski język, choć rozumiał go dość dobrze, był niemal jak barbarzyński dialekt w porównaniu z miło dla ucha brzmiącym cygnarskim. Cień już niemal zapomniał o ojczystej mowie, łapiąc się od pewnego czasu, że w swoich snach gada po llaelsku. Był tu już tak długo i nic nie wskazywało, że wróci wkrótce do rodzinnej Caspii. Zamienił wyrok śmierci na dożywocie w CRS, które i tak pewnie zakończy brutalna śmierć gdzieś w jakimś śmierdzącym rynsztoku.

Longbottom uścisnął mocno dłoń każdego z zebranych w zrujnowanym domu mężczyzn i wyszedł na zewnątrz, dyskretnie rozglądając się w okół. I tyle widziano Ambasadora Cygnaru w Merywynie...
Panowie,

Powoli będziemy zaczynać. to tylko prolog. Właściwe zdarzenia będą działy się nieco póxniej, ale mam nadzieję, że powyższe kilka zdań pozwoli Wam się nieco zoorientować w co będziemy się bawić. Już wkrótce kolejne posty.

Proszę o uzupełnienie w wątku organizacyjnym brakujących danych, tak szybko jak to możlowe.
Ostatnio zmieniony 09 stycznia 2014, 12:13 przez 8art, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 21 października 2013, 21:08

Merywyn; Wtorek; Gorim 20 Ketash 606OR, popołudnie

Dwudziesty dzień Gorima - czwartego tygodnia dziewiątego miesiąca roku - Ketasha był wyjątkowo upalny, potegując smród zmieszanych węglowych spalin z miejskich faktorii, odoru glonów zakwitłych obficie w porcie, oraz woni bytności człowieka. Dwustudwudziestotysięczne miasto i ogromny garnizon Gwardii Zimowej produkowało tony naturalnego nawozu, który choć nie zalegał zbytnio w miejskich rynsztokach, to dość mocno obciążał wiekową kanalizację.

Upał i drażniący powonienie zapach miały tylko jedną korzyść. Miasto było spokojne. Falko nie słyszał dziś tupotu ciężkich, podkutych butów gwardzistów. Na ulice nie wychynęli też chyłkiem bojókarze ruchu oporu. Ulice zdawały się zupełnie puste, jesli nie liczyć gromad umorusanych dzieciaków biegających po brukowanych ulicach. Ale te były na ulicach zawsze bez wzgledu na jakiekolwiek okoliczności: w zimie, w lato, w dni targowe, świąteczne, a nawet w tych stosunkowo rzadkich chwilach, gdy ulice wypełniali walczący gwardziści i partyzanci.

Falko upił chłodnej herbarty ze starego cynowego kubka i zabrał się do pracy. Nie zostało mu wiele czasu do wyjścia do Łysego Łba - przeciętnego wyszynku dla przeciętnych ludzi z przeciętnie chrzczonym piwem, a miał jeszcze dokończyć wytaczanie kilkunastu rurek, które zamówił lokalny alchemik do swojego laboratorium.

Od ponad roku co dwa tygodnie, ktoś z barwnej grupy zanudzonych na śmierć agentów dyżurował wyszynku, racząc się wodnistym piwem w próżnym oczekiwaniu na kontakt. Z początku mieli nadzieję, że w mieście pojawi się nowy rezydent w najbliższych dniach, tygodniach. Tygodnie zamieniały się tymczasem w miesiące i ani się obejrzeli minął ponad rok. Dziś wypadała kolej na dyżur Falka i Dennisona. Były oficer llaelskiej armii czekał w swoim kantorku na młodego Kendrika, który choć wydawał się być całkiem utalentowanym śledczym, to przez ostatni rok marnował się jako robotnik najemny w lokalnych faktoriach licznie rozsianych w ubogich zaułkach Rue Coutan. Rozkazy Longbottoma były jednak wyraźne. Siedzieć cicho i nie wychylać się zbytnio. Dennison i tak miał o wiele więcej szczęścia niż cygnarski botmistrz, którego sidła wojny zamknęły okupowanym Merrywynie. Biedak od roku nie wychylił nosa z kwatery wynajmowanej przez Magnusa, siedząc wpatrzony w niewielkie okienko na poddaszu, które od kilkunastu miesięcy było całym światem Cygnarczyka.

Drzwi do zakładu Tadiriego otworzyły się, ale stojący przy swoim warsztacie magianik dostrzegł zamiast spodziewanego Dennisona, dwóch innych towarzyszy niedoli: Ivana i Drake'a. Obaj ostatnimi czasy zajmowali się sprzedażą skór, ale wyglądało, że myśliwi nie mieli dziś dobrego dnia. Żaden z nich nie niósł żadnej zdobyczy:

- Wrócilismy dziś wcześniej. - Drake kwinął niedbale ramionami: - Idziemy z wami, trzeba nam się pienistego napić, bośmy strudzeni a skwar dziś niemiłosierny. Podolski dziś nas chyba pod sam Kos zaprowadził.

- W rzyć a nie do Kosu. Kurwości, jakiś szubrawiec nam wszystkie wnyki pociął. Jakbym dopadł to nogi bym z dupy powyrywał. - Syknął kąśliwie Ivan, wyraźnie zdenerwowany tym co się stało: - Kendrika nie ma?

Tadiri spojrzał na stojący w kącie wielki czasomierz, który zakupił niegdyś zniszczony i udało mu się go jakoś doprowadzić do stanu względnej używalności, bo zegar chodził w zasadzie tak jak chciał, czasem spóźniając się, a czasem śpiesząc kilkanaście godzin.

- Powinien zaraz przyjść, bo mus nam zaraz wychodzić.

Denisson pojawił się ledwie pół pacierza, po tym jak Falko spojrzał na czasomierz. Nieco zdzwiony przywitał się z niespodziewanymi gośćmi Tardiriego. Usłyszawszy historię Ivan kiwnął głową ze zrozumieniem i wymamrotał kilka przekleństw. Falko niemal wypchnął wszystkich z chłodnego warsztatu, po czym zamknął drzwi wielkim żelaznym kluczem. Cała czwórka ruszyła do wyszynku.
Powoli zaczynamy, ale jeszcze bez Waylandera i Magnusa, od których nie mam jeszcze kompletu danych. Także do karczmy uda się Wasza czwórka,a Ci których nie ma niech żałują;p

Araven
Reactions:
Posty: 8334
Rejestracja: 13 lipca 2011, 14:56
Has thanked: 1 time
Been thanked: 1 time

Post autor: Araven » 21 października 2013, 21:27

Ivan, zaczął myśleć, że jego nieufność wobec Cygnarczyków, nie była taka bezpodstawna.

Minął ponad rok, a oni nie doczekali się wizyty obiecanego łącznika z cygnarskiej strony.

Jakoś sobie radzimy, rzeczywiście ze zwiadowcy zmieniłem się w myśliwego.

Miast jednak na zwierzynę polować, wolałbym zabijać Khardów.
Takie przemyślenia krążyły po głowie Ivana.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 21 października 2013, 21:31

Merywyn, Gorim 20 Ketash 606 OR, popołudnie

Falko Tadiri rozpiął poły swego długiego czarnego płaszcza i odciągnął w tył kołnierz, momentalnie czując występujący na skórę pot. Słoneczne promienie złociły się na miedzianych rynnach okolicznych kamienic, lśniły w szybach drewnianych okien. Na rozpiętych pomiędzy balkonami sznurach schło pranie, ciesząc oczy przechodniów wielobarwną mozaiką kołysanych wiatrem tkanin.

Wielkie dzwony wiszące na wieżach katedry pod wezwaniem świętego Rowana odezwały się znienacka, wypełniając przestworza ponad dachami i kominami miasta przenikliwym zaśpiewem spiżu wieszczącym wybicie trzeciej godziny popołudnia i wzywając wiernych do udziału w codziennym nabożeństwie.

Idący szybkim krokiem Tadiri nakreślił na piersi mimochodem znak Morrowa, odprowadzając wzrokiem stado gołębi, które dźwięk dzwonów wypłoszył z okolicznych dachów. Czujne oczy magianika szybko powróciły na ulicę, przeczesując ją w poszukiwaniu krążących po mieście żołnierzy nieprzyjaciela. Khadoriańscy okupanci trzymali Merywyn w żelaznym uścisku, restrykcyjnie przestrzegając reżimu godziny policyjnej, ale też nie stroniąc od aresztowań i przeszukań przechodniów zatrzymywanych o dowolnej porze.

Nie chcąc zwracać na siebie uwagi, Falko wychodził na ulice bez skórzni i uzbrojony jedynie w ukryty pod odzieniem nóż, bo każdy człowiek rzucający się w oczy patrolom, a nie posiadający khadoriańskiej przepustki ryzykował wtrąceniem do któregoś z licznych miejskich garnizonów najeźdźcy.
Chodźmy do knajpy, ale unikajmy wrogich patroli...

maciej
Reactions:
Posty: 1374
Rejestracja: 29 marca 2012, 21:53

Post autor: maciej » 22 października 2013, 06:19

Dennison Kendrik żwawym krokiem zmierzał w stronę manufaktury Falka by dotrzymać druhowi towarzystwa na dyżurze. Upał był solidny,do tego zapchane khadorskim gównem i pomyjami podmiejskie kanały tworzyły wespół z portem niezbyt urokliwą mieszankę aromatów. Obszerny kapelusz dawał trochę cienia i powodował że niedoszłego śledczego o barwnej przeszłości słońce nie raziło w oczy. Szerokim łukiem ominął uliczkę w której patrol okupanta urządził sobie akurat obchód i niemal na czas dotarł do warsztatu Falka. Z pewnym zdziwieniem usłyszał głosy rozmowy dochodzace zza drzwi,z nadzieją wszedł do srodka,rad ujrzeć obce oblicza które mogły nieść dobrą nowinę w postaci kontaktu od ambasadora. Zamiast tego ujrzał oblicza Drake'a-zakapiora którego lepiej było spotkać w dzień niż w nocy a i tak był strach oraz Ivana,myśliwego i obwoźnego handlarzynę skórkami.
Wysłuchawszy na szybko historii o poprzecinanych wnykach z radością udał się na kielicha z kompanami by przy procentach doczekać wieczoru kolejnego nudnego dnia.
"Mieli do wyboru wojn? lub ha?b?, wybrali ha?b?, a wojn? b?d? mieli tak?e"

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 22 października 2013, 14:18

Cholera. Znam ich już ponad rok, i dalej irytuje mnie sposób, w jaki chodzą. Niechlujny, nonszalancki, jakby szli na kurtyzany. Żałość... myślał Drake, idąc kilka metrów za towarzyszami i przyglądając się ich ruchom. Postanowił, że będzie szedł zawsze sam, parę metrów od agentów, by się z nimi nie kojarzyć i pilnować, czy aby nie mają ogona. Drake po prostu wolał dmuchać na zimne, i mimo nudnej codziennej rutyny próbował chociaż dla siebie udawać, że zaraz może się wydarzyć coś niezwykłego. Kiedy pracował dla organizacji przestępczej nie narzekał na nudę. Codzienna dawka adrenaliny sprawiała, że mężczyzna czuł że żyje.

Cień pomacał jeszcze okolicę ukrytego pod zwiewną koszulą noża i upewniając się po raz tysięczny, że wszystko ma na miejscu, zwiększył dystans do siedmiu metrów i rozejrzał się leniwie. Nie widząc zagrożenia, ruszył dalej do umówionego punktu zbornego.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 22 października 2013, 21:32

Merywyn; Wtorek; Gorim 20 Ketash 606OR, popołudnie

Idący przodem Falko kiwnął ostrzegawczo ręką. Idący z tyłu Kendrik, Banderas i Podoski, zatrzymali się, nagle zwracając niebywałą uwagę na stoisko z warzywami, której właścicielka, w ten upał nawet nie próbowała zachwalać ryńskim zwyczajem towarów.

Tardiri stanął na rogu ulicy, skąd rozciągał się dobry widok, na przecznicę, przy której stał wyszynk, gdzie mieli spędzić resztę dnia. Na niemal pustej ulicy, na rogu budynku Łysego Łba stał ogromny, nieruchomy niczym posąg, khadorski armibot. Magianik mógłby niemal uwierzyć, że stalowy kolos, naprawdę tylko emaliowaną na czerowno statuą, gdyby nie co jakiś czas buchający z komina na plecach mały kłąb czarnego dymu i święcące bursztynowym blaskiem oczy, zdradzające nieludzką inteligencję kryjącą się w cudzie magianiki - korteksie, czyli mózgu armibota. Falko wiedział, że parowa maszyna nie może stać sama, pozostawiona bez opieki. Do magianika podszedł Cień. Jak zwykle niepostrzeżenie. Jakby przeczytał co chodziło Tardiriemu po głowie:

- Napewno nie może być sam. Sprawdzę to. - Nim Llaelczyk zdołał cokolwiek powiedzieć, cygnarski rzezimieszek jakby nigdy nic wyszedł na ulicę.

Banderas przeszedł obok parobota dyskretnie rozglądając się. Tardiri nie mylił się. W wąskim przejściu pomiędzy karczmą, a sąsiadującym z nią budynkiem stało czterech gwardzistów. Przez chwilę, zrobiło mu się nawet szkoda wrogich żołnierzy, domyślając się jakie katusze muszą cierpieć w taki upał w pancerzach jakie nosili. Nie byli jednak kompletnymi głupcami. Cygnarczyk uśmiechnął się przelotnie, widząc jak młodzi poborowi mieszają zawartość glinianego dzbanka w garnku z lemionadą.

- Shandi - przemknęło przez myśl skrytobójcy. Popularny napój z południowego Cygnaru, którym Drake raczył się w każdy upalny dzień, gdy jeszcze mieszkał daleko na południu i nie był wyjętym spod prawa bandytą. Llaelczycy szybko dostrzegli zalety południowego specjału, a teraz i nieprzyzwyczajeni do takich upałów Khadorczycy docenili pomysłowość Cygnarczyków.

Nim Cień zdążył wrócić do swoich towarzyszy, gwardziści musieli już wypić zawartość niskoprocentowego alkoholu, bo patrol wyszedł na ulicę, popędzając armibota. Khadorczycy nazywali je Awtomaticzeskimi Sołdatami, ale cześciej ASami, lub Gierojami. Piątka żołnierzy minęła magianika, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Dopiero teraz Falko dostrzegł, że cała lewa strona armibota: wielka tarcza i noga kończyna są świeżo pomalowane, albo zupełnie nowe. Dla Llaelczyka świadczyło to jednym. Robot pewnie był celem ataku Llaleskiego ruchu oporu. Tardiri nie chciał się jednak zbyt natarczywie przyglądać "gierojowi", żeby nie przyciągnąć niepotrzebnej uwagi. Gdy tylko patrol oddalił się kilkanaście metrów z pobliskiej bramy wychynęli Ivan z Dennisonem, a z drugiej strony pojawił się Drake, powracający z rekonesansu:

- Żołdaki się spociły i pić im się chciało. - uśmiechnął się Banderas: - Nie ma się czym przejmować.
Taka mała wstaweczka z okupowanego Merywynu.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 23 października 2013, 17:24

Merywyn; Karczma Łysy Łeb; Wtorek; Gorim 20 Ketash 606OR, wieczór

Dzwony świątyni Morrowa miały wkrótce obwieścić godzinę dziesiątą i tym samym rozpoczęcie godziny policyjnej. Kendrik kończył piwo. Banderas zmęczony poranną wyprawą, a także znudzony bezowocnym siedzeniem, przysypiał na ławie. Zresztą Ivan miał chyba zamiar zrobić to samo, bo ziewał co chwilę, szeroko otwierając usta. W karczmie było dziś wyjątkowo nudno. Z reguły wybuchała jakaś bójka, albo chociaż ostra kłótnia, ale nie dziś. Gorący i ciężki od wilgoci wieczór zamienił kłótliwych na co dzień rzecznych marynarzy, flisaków i miejscowych Llaelczyków w powolne muchy ledwo ruszające się w ukropie. Mieszczanie, którzy dość licznie przybyli dziś do Łba, siedzieli dziś gadając mało i spędzając większość wieczora przypatrując się wnętrzu drewnianych kufli. Nawet karczmarz, i jego pomocnik siedzieli dziś skwaszeni za szynkwasem, nawet nie racząc posprzątać tuzina kufli ze stolika zajmowanego przez czwórkę, gości, którzy niekoniecznie byli tymi za których się podawali.

- Na Morrowa... Dawno tu tak spokojnie nie było. Jak na jakiejś stypie. - Denisson skwitował wieczór, obwieszczając wszystkim bardzo oczywistą prawdę.

- Faktycznie. - potwierdził Falko, po czym zakrywszy ręką usta beknął najciszej jak potrafił: - Chyba przez tą pogodę. Trzeba się zbierać zaraz, bo już niedługo będziem musieli po ciemnicy jak bandziory do domów iść.

- Może jeszcze po kufelku na odchodne? - Rzucił nagle Podolski wybudzając ze snu Drake'a, na którego słowo piwo działało lepiej niż poranna pobudka wiadrem zimnej wody.
Spoiler!
W tym samym momencie Denisson, łypnął niedbale wzrokiem w stronę szynkwasu. Od jakiegoś czasu miał wrażenie, że są obserwowani, przez jednego z klientów. Teraz był już pewien, że stojący pod kontuarem mieszczanin przygląda im się dyskretnie. Mężczyzna miał może czterdzieści lat, był dość otyły. Miał czarne, łysiejące od czubka głowy włosy i ubrany był w obszerny, nabijany zdobnymi guzami płaszcz. Strój choć może dość szykowny nie sprawiał jednak wrażenia aby osoba ta była bogata.

Wątek techniczny
Jesteś już 100% pewien, że mężczyzna was obserwuje.Czy masz zamiar coś z tym zrobić?
To co jeszcze po kufelku? Czy grzecznie do domów przed godziną policyjną?
Ostatnio zmieniony 24 października 2013, 12:01 przez 8art, łącznie zmieniany 1 raz.

Araven
Reactions:
Posty: 8334
Rejestracja: 13 lipca 2011, 14:56
Has thanked: 1 time
Been thanked: 1 time

Post autor: Araven » 23 października 2013, 17:31

Drake, nie śpij, bachnijmy, jeszcze po kufelku, potem czas spadać, godzina policyjna niedługo.
Co za czasy, nawet w knajpie posiedzieć nie można, tyle ile ma się ochotę.
Wasze zdrowie Panowie.

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 23 października 2013, 17:40

- Zdecydowanie, spadamy stąd. Nie uśmiecha mi się dekonspiracja przez taką głupią wpadkę. Chodźmy już, niech ten kolejny nudny dzień się zakończy - odpowiedział Cień głosem zupełnie pozbawionym emocji. Jakby czytał fakty o życiu mrówek.

- Pójdę pierwszy, zbadam teren. A nóż coś się wydarzy... - dodał po chwili, opuszczając bar jako pierwszy i kierując się do domu.

maciej
Reactions:
Posty: 1374
Rejestracja: 29 marca 2012, 21:53

Post autor: maciej » 23 października 2013, 20:46

-Panowie,mamy wielbiciela-konspiracyjnym szeptem powiedział Dennison,pochylając sie nad kufelkiem,dyskretnym zaś gestem wskazujac kierunek,gdzie siedzi podejrzany mieszczanin.
Mężczyzna miał może czterdzieści lat, był dość otyły. Miał czarne, łysiejące od czubka głowy włosy i ubrany był w obszerny, nabijany zdobnymi guzami płaszcz. Strój choć może dość szykowny nie sprawiał jednak wrażenia aby osoba ta była bogata.
-Jestem pewien że że stojący pod kontuarem mieszczanin przygląda im się dyskretnie-dodał,również konspiracyjnym szeptem.
Do MG : staram się to zrobić naprawdę mega dyskretnie
"Mieli do wyboru wojn? lub ha?b?, wybrali ha?b?, a wojn? b?d? mieli tak?e"

Araven
Reactions:
Posty: 8334
Rejestracja: 13 lipca 2011, 14:56
Has thanked: 1 time
Been thanked: 1 time

Post autor: Araven » 23 października 2013, 21:05

Czyli obserwuje nas dwóch tak. Grubas siedzący i drugi typ przy kontuarze tak?
Bo nieco zawile to przedstawiłeś.
Spoglądam za chwilę najpierw na jednego, potem za kilkadziesiąt sekund na drugiego, starając się by wypadło to możliwie naturalnie.

maciej
Reactions:
Posty: 1374
Rejestracja: 29 marca 2012, 21:53

Post autor: maciej » 24 października 2013, 05:35

Nie nie Aravenie,jeden. Tylko wykorzystałem opis podany mi przez 8arta.
"Mieli do wyboru wojn? lub ha?b?, wybrali ha?b?, a wojn? b?d? mieli tak?e"

Araven
Reactions:
Posty: 8334
Rejestracja: 13 lipca 2011, 14:56
Has thanked: 1 time
Been thanked: 1 time

Post autor: Araven » 24 października 2013, 10:23

W takim razie dyskretnie, przyglądam się jednemu. :/uklon

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 24 października 2013, 19:28

Czemu jeszcze nie wychodzą? pomyślał Drake, kryjąc się w cieniu. Punkt obserwacyjny był idealny; mała uliczka między dwoma domami była nieoświetlona, dając stojącemu weń człowiekowi widok z ukrycia na całą ulicę, w tym na tawernę, w której siedzieli jego współagenci.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

ODPOWIEDZ