PBF - Czarne złoto

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 22 stycznia 2014, 21:31

6 Katesh 608 OR, port morski w Clockers Cove

Krzyk mew niósł się ponad czerwonymi dachówkami kamienic i magazynów przylegających do kamiennych nabrzeży portu, mieszając się z pokrzykiwaniami robotników i marynarzy, wizgiem parowych gwizdków i basowym buczeniem sygnałowych rogów szytych ze skóry wrzaskunów. Dziesiątki przycumowanych do nabrzeża barków i slupów kołysało się lekko na falach, łopotało krawędziami zrolowanych żagli, skrzypiało naprężonymi linami. Na kocich łbach portowych ulic turkotały żelazne obręcze kół w zaprzęgach, dudniły przetaczane z miejsca na miejsce dębowe beczki, szczekały ganiające się z dziećmi bezpańskie psy.

W pogodne niebo bił dym w niezliczonych odcieniach czerni i szarości, unoszący się nad kominami kwartałów mieszkalnych, dachami wielkich odlewni i pokładami zakotwiczonych w głębi akwenu parowców. Clockers Cove tętniło życiem, wibrowało hałasem i przyciągało oko mnóstwem barw, przypominając wzniesione tuż nad brzegiem kałuży mrowisko. Ciemnoniebieska tafla Zatoki Cygnarskiej ciągnęła się aż po horyzont, zaciągnięty odległymi i nie budzącymi większego niepokoju wstęgami nisko zawieszonych chmur. Po przeciwnej stronie miasta w niebo strzelały strome zbocza wschodniego Wyrmwallu, majestatyczne i budzące mimowolny szacunek swym ogromem, skrzące się w promieniach słońca lodowymi czasami i jednolite w ciemnej zieleni lasów porastających ich niższe partie.

Przybywający z odległego Ordu żeglarze, opływający w drodze do Zatoki Cygnarskiej Potrzaskane Wybrzeże oraz Mercir, nie potrafili dostrzec w Clockers Cove śladu atmosfery królestwa uwikłanego w wojnę. Od czterech lat cygnarscy żołnierze przelewali swą krew na bitewnych polach od Potrzaskanego Wybrzeża po ulice dumnego Sulu, broniąc wpierw sojuszniczego Llaelu, potem zaś Ciernistej Puszczy i samej Caspii, ale wzniesione na brzegach rzeki Murkham miasto znajdowało się dość daleko od wszystkich linii frontu, by jego mieszkańcy nie musieli zasypiać przy dźwiękach odległej artyleryjskiej nawałnicy czy huku karabinowych wystrzałów. Przynoszone z północy wieści budziły oczywisty niepokój, ale nie burzyły codziennego porządku, nie zakłócały zwyczajnego trybu życia.

A przynajmniej tak się Ordyjczykom wydawało. Żaden z nich nie zauważał, że wielu obecnych mieszkańców Clockers Cove nie pochodziło z południowych prowincji, że gros wynajmujących kiepskie czynszówki ubogich mieszczan była uchodźcami z północy kraju desperacko szukającymi schronienia przed pustoszącymi północny Midlund i Caspię działaniami wojennymi. Witani w karczmach z szeroko otwartymi ramionami Ordyjczycy rzadko zwracali uwagę na to, że wiele z nich świeciło na co dzień pustkami, że rodzimi mieszkańcy Clockers Cove coraz rzadziej mogli sobie pozwolić na radosne świętowanie w gronie znajomków obciążeni wysokimi podatkami finansującymi walczące na trzy fronty wojsko Korony.

W portach miasta, zarówno tym morskim jak i rzecznym, ruch nie ustawał nawet nocną porą. Przybywające z góry rzeki barki górników dostarczały do słynnych odlewni Clockers Cove cynk i miedź, żelazo i węgiel, a także w mniejszych ilościach srebro, złoto i szlachetne kamienie. Handlowe statki z Merciru i Caspii zawijały do miasta po brąz i miedź, po mięso i skóry i dziesiątki innych wytworów rąk miejscowych Caspian. Pracujący w dokach ludzie walczyli o pierwszeństwo do załadunku z klanami trollaków, górujących nad nimi krzepą i częstokroć zadowolonych z podłego w mniemaniu ludzi wynagrodzenia, ale i tak rzadko mieli sposobność do odpoczynku.

Portowe miasto żyło dzień i noc, a mieszkańcy dość sprytni i obrotni bogacili się na jego błotnistych uliczkach i tłocznych jarmarkach, na kamiennych nabrzeżach i sławnych na cały Cygnar odlewniach.
Panowie, jeśli nie macie innych planów, jestem w zasadzie gotowy na rozpoczęcie przygody!

maciej
Reactions:
Posty: 1374
Rejestracja: 29 marca 2012, 21:53

Post autor: maciej » 23 stycznia 2014, 16:12

Phinneas Fogg obserwował przewijających się po nabrzeżu ludzi z okna swej ulubionej tawerny. Była to miejscowa mordownia,do której strach było wejść za dnia a co dopiero po zmroku. Swiadomie zagladały tu tylko miejscowe oprychy oraz rajfurzy wraz z dziwkami,nierzadko podlejszego sortu. W porcie o tej porze kręciło się sporo dokerów,również trollackich. Robotnicy portowi groszem nie smierdzieli,wg Phinneasa dzisiejszy dzień miał być jednym z tych nieudanych. Na szczęscie z ostatniej roboty zostało mu trochę godziwego grosza,na razie więc nie musiał się martwić o wikt i kąt do spania.
Ostatnio zmieniony 23 stycznia 2014, 23:58 przez maciej, łącznie zmieniany 1 raz.
"Mieli do wyboru wojn? lub ha?b?, wybrali ha?b?, a wojn? b?d? mieli tak?e"

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 24 stycznia 2014, 22:06

6 Katesh 608 OR, siedziba "Grzmocicieli" na Małym Ostrowie

Dwupiętrowy murowany budynek o przeciekającym dachu i częściowo pozbawionych szyb oknach wciśnięty był pomiędzy stary skład garbowanych skór i podniszczoną kamienicę. Należał do rodziny Natha Strykera i swego czasu służył do podnajmu dla bardziej ubogich mieszczan, dopóki nie podupadł dość znacząco, by zainteresowani mieszkaniem w nim były tylko niechętnie widziane w okolicy trollaki. Mały Ostrów i bez trollaków cieszył się kiepską opinią, zasiedlony przez niezbyt zamożnych ludzi zdradzających czasami nadmierne zainteresowanie cudzą własnością i zbyt ochoczo szukających okazji do zwady. Pozbawione bruku błotniste uliczki dzielnicy opadały w dół łagodnych wzgórz otaczających morski port w Clockers Cove, przechodząc w pewnym momencie w nieco bardziej zadbane kwartały kupieckich składów i kamienic bogatszego mieszczaństwa.

Na Małym Ostrowie za dnia dzieci bawiły się w błocie razem z hałaśliwymi psami, tęgie kobiety prały ubrania w drewnianych baliach i złorzeczyły na mężów-pijaków, a ogorzali od słońca staruszkowie wygrzewali się na wystawionych przed sienie zydlach. Po zmroku kwartał pustoszał, zamykał się w czterech ścianach mieszkań ustępując pola przemykającym w mroku ludzkim kształtom, konferującym w zaułkach, wymieniającym jakieś pakunki bądź ciosy sztyletów. Dźwięk bijących na nabożeństwo świątynnych dzwonów docierał na usłane śmieciami i odpadkami placyki, ale nie pozostawiał po sobie uroczystej atmosfery. Strażnicy miejscy bywali tu czasami za dnia, bardziej dla zasady niż w celu zapewnienia okolicy większego bezpieczeństwa, po zmierzchu zaś wydawali się Mały Ostów skrzętnie unikać.

Clockers Cove nie bez powodu uchodziło za kryjówkę dla łajdaków wszelkiej maści, przemytników, zbirów do wynajęcia, handlarzy kontrabandą, piratów i złodziei. Bogacący się na handlu ratusz dbał o porządek i czystość w portowych dzielnicach miasta, niewiele robiąc sobie z położonych wyżej na wzgórzach kwartałów biedoty i oddając w nich władzę przemytniczym szajkom i samozwańczej straży obywatelskiej - częstokroć w niczym się od przemytniczych szajek nie różniącej.

Lecz przy wszystkich swoich wadach Mały Ostrów miał pewną niezaprzeczalną zaletę, docenianą co prawda przez niewielu - oferował przepiękny widok na całe położone w dole miasto oraz portowe baseny... o ile widoku nie przysłaniały akuratnie unoszące się nad odlewniami brązu kłęby gryzącego czarnego dymu.

Opuszczony na kilka lat dwupiętrowy budynek, początkowo zasiedlony na dziko przez przepędzoną później rodzinę gobberów, zyskał po pewnym czasie nowych lokatorów: gromadkę młodych mężczyzn o mocno poszlakowanej reputacji, budzących niepokój i zatroskanie innych mieszkańców ulicy swymi zadziornymi manierami i wyzywającym zachowaniem, obnoszących się otwarcie z bronią i sprawiających wrażenie ludzi, którzy wiedzą jak ze swej broni korzystać. Kręcący się po Ostrowie uliczni złodzieje szybko doszli do wniosku, że nowi lokatorzy nie są warci ryzyka, z jakim wiązała by się potencjalna próba ich ograbienia, co paradoksalnie podniosło poziom bezpieczeństwa na plądrowanej wcześniej regularnie ulicy.
Tyle w kwestii prezentacji Waszej bazy wypadowej! ;)

Araven
Reactions:
Posty: 8334
Rejestracja: 13 lipca 2011, 14:56
Has thanked: 1 time
Been thanked: 1 time

Post autor: Araven » 24 stycznia 2014, 22:10

Reynard Bannister rozejrzał się po mocno zrujnowanej kamienicy, na Morrowa pomyślał, gdzie ja kurwa mieszkam. Musimy coś zrobić by to zmienić.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 24 stycznia 2014, 22:43

6 Katesh 608 OR, siedziba "Grzmocicieli" na Małym Ostrowie

Nath Stryker podniósł wzrok znad talii trzymanych w dłoni kart i łypnął okiem na siedzącego po przeciwnej stronie stolika Księcia. Leto Bancroft zastukał palcami dłoni w porysowany czubkiem noża blat, przybierając przebiegły wyraz twarzy.

- Ty już tak nie dumaj, Książę, bo ci od tego myślenia łepetyna pęknie - prychnął Stryker, przegrywający dwie korony i coraz bardziej poirytowany zwycięską passą Bancrofta. Przyglądający się rozgrywce Rogan Vain podniósł palcem rondo opadającego mu na czoło kapelusza i splunął na trzeszczącą przy chodzeniu podłogę okazując swe narastające z każdą godziną bezczynności znudzenie. Niski i krępy Morridańczyk, pochodzący z mokradeł opodal Corvisu i osiadły w Clockers Cove dopiero od trzech lat, wciąż sprawiał wrażenie człowieka mającego kłopot ze znalezieniem własnego miejsca w wielotysięcznym porcie, gdzie na jednej ulicy żyło więcej mieszkańców niż na północy kraju w kilku bagiennych sadybach razem wziętych.

- A Fogg gdzie? - spytał Leto odrzucając jedną kartę i dobierając nową - Ktoś wie?

- Na mieście się pewnikiem kurwi, a co? - wzruszył ramionami Rogan - Lepiej dajcie mu spokój, może coś zwędzi na boku i dzięki temu nie będziemy się musieli wpychać do jakiegoś sąsiada na poczęstunek. Miejscowi i tak już na nas krzywo patrzą, jakbyście nie zauważyli.

Morridański łowca nagród podłubał palcem w nosie, wytarł go w nogawicę spodni, po czym podniósł się z rozklekotanego krzesła podchodząc do brudnego okna i przecierając dłonią szybę. Pora była wciąż wczesna, ale skromne śniadanie złożone z bochenka czerstwego chleba i kilku wędzonych ryb już zaprzątała myśli Vaina wyobrażeniem równie skromnego obiadu.
Na piętrze macie kilka niewielkich pokoików, w których sypiacie, na parterze strefę "rekreacyjną", magazyn na graty wszelakiego rodzaju oraz skąpą spiżarnię, w sąsiedniej szopie prowizoryczne boksy dla koni. Do grona lokatorów trzeba jeszcze doliczyć myszy, pająki i gnieżdżące się w dziurawym dachu gołębie!

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 24 stycznia 2014, 22:52

15 Octesh 608 OR, Mały Ostrów;

Noc na gościńcach otaczających Clockers Cove nie przyniosła dziś nic grupce młodzieńców szukających wrażeń. Obława w jakiej brali udział zakończyła się fiaskiem. Wracali do kwartału gdzie mieszkali, a podkute końskie kopyta tłukły bruk ulic niczym stado piekielników.

Wyjeżdzając zza węgła Nathaniel "Trzeci" Stryker dostrzegł coś co przykuło jego uwagę. Zręcznie pokierował wierzchowca w stronę, która tak go zaciekawiła. Kilkanaście metrów dalej patrol straży miejskiej aresztował kilku młodzieniaszków, na oko z pewnością sporo młodszych niźli którykolwiek z jeźdzców. Wyglądało, że łebki trochę przesadzili z kwaśnym winem i wybili szybę w mieszczącym się na parterze kamienicy sklepiku.

Trzeci zeskoczył z konia i machnął przyjaźnie ręką sierżantowi straży, którego zresztą znał co nieco. Spotkali się niejednokrotnie, gdy udzielali się w straży sąsiedzkiej, a jeszcze wiele więcej razy w okolicznościach bardzo podobnych jakie teraz były doświadczane przez złapanych przez straż. W końcu ani Stryker, ani żaden z jeźdżców święty nie był:

- Witajcie sierżancie Crowd.

- A Ty czegu tu chcesz Stryker? - spytał oficyjer, wymierzając jednemu z aresztantów kuksańca w ramię, za mniej lub bardziej wyimaginowaną niesubordynacje.

Nathaniel popatrzył na złapanych chłopaków, którym pójście do zapewne przepełnionego o tej porze nocy miejskiego loszku jawiło się gorzej niźli wieczne thamaryckie potępienie.

- Poniechajcie ich panie Crowd.

- Jakże to? - nieco rubasznym tonem odparł sierżant: - Przecie nie mogę tak. Coś Ty taki wspólczujący jak św Rowan?

- No bo widzicie Sierżancie. Te kapuściane łby to pociotki moje dalekie. - skłamał gładko Trzeci, wzbudzając na ułamek sekundy na twarzach dzieciaków wielkie zdziwienie, szybko zamaskowane gorliwym przytakiwaniem.

- Zaprowadze nicponi do domów. Ojcowie im pasami rzyci obiją, a ja dopilnuję, co by jutro za szkody zapłacili co do złamanego farta. Ale po co ich do loszku pomiędzy tych wszystkich bandziorów?

- Stryker ja mam normy do zrobienia. Kapitan mnie udupi jak mu tylu a tylu gagatków nie złapie...

- Dyć kapitanowi jeno na tym zależy co by mu dziewka dobrze wymamlała, a nie na lochu pełnym. - Do rozmowy wtrącił się "Książe".

Stojący strażnicy zarechotali, szybko uciszeni złowrogim spojrzeniem sierżanta. Trzeci podszedł do Crowda częstując go grubym cygarem wyjętym ze zdobnego drewnianego pudełka:

- Zapalcie se panie Crowd... Dobre, llaelskie.

- Kurwości, ani chybi z kontrabandy. - sierżant pogroził palcem Młodzieńcowi, równocześnie delektując się aromatem pierwszorzędnego wyrobu.

- To jak będzie?

- Tak żeś mnie przechero zagadał, żem już zapomniał o tych tu łobuzów przewinach. Idziemy chłopcy. - Crowd machnął ręką na swych podwładnych i po chwili patrol oddalał się z sierżantem dumnie pociągającym zdobyczne cygaro.

Gdy tylko zniknęli, wciąż jeszcze nie mogący uwierzyć w swoje szczęście młode łobuzy chciały zniknąć w ciemnościach, ale w mig otoczył ich zwarty kordon koni dosiadanych przez Fineasa, Rogana, Leto i Reynarda. Jeźdźcy i stanowcze słowa wypowiedziane gardłowym głosem Strykera, nie pozostawiły złudzeń:

- A wy dokąd głupie capy?

Chłopaki nagle przypomnieli sobie o dobrym wychowaniu i o tym kto ich ichronił od niezbyt kuszącej nocy w miejskim areszcie. Toteż poczęli wylewnie dziękować swemu wybawcy, ale Trzeci spojrzał tylko obojętnie:

- Kurwości rzyci Wam ratuje cygarem za pięć Łabędzi, a wy mi tu z dziękuję? Jutro ma być szyba zrobiona, bo będziemy innaczej rozmawiać! A ty... - Nathaniel wskazał na jednego z nastolatków, którego kojarzył z rodzimego kwartału: - jak cię kiedy zooczę, że się przy mojej siostrze kręcisz, to marny twój los. Rozumiesz? A teraz poszli w cholerę, nim was zdecyduje z waszych ostatnich fartów oskubać, żeby sobie powetować stratę!

Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Młodzieńcy zniknęli niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Trzeci wskoczył na konia. do Zrównał się z nim Reynard, nie mogąc wyjść ze zdziwienia z transakcji jakiej dokonał Nathaniel:

- Tylko mi nie mów, że Ci nie szkoda było wymienić to przemycane cygaro na tych szczyli.

Stryker zaśmiał się głośno: - no coś ty? Cygaro jest zwykłe, popularne po pięć fartów, co je można u każdej przekupki zdobyć. Jeno skołował ja kiedyś banderoli przemycanych z pudełkiem i tak spreparował kilka cygarów na takie okazje. Przecież ten baran się nie połapie, że zwykłego popka ciągnie.

Grzmociciele podśmiewując się wrócili do domu...

Wątek techniczny

Taka mała retrospekcja, żeby przedstawić sposoby działania Trzeciego:)
Ostatnio zmieniony 24 stycznia 2014, 23:01 przez 8art, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 stycznia 2014, 00:37

6 Katesh 608 OR, siedziba "Grzmocicieli" na Małym Ostrowie

Za jednym z okien wychodzących na uliczkę przemknął jakiś rozpędzony kształt, wzbudzając przelotne zainteresowanie wciąż stojącego przy parapecie Rogana Vaina, lecz wbrew oczekiwaniom Morridańczyka biegacz wcale nie zniknął w plątaninie pobliskich zaułków. Zamiast tego tupot obutych w liche sandały stóp urwał się przed niezbyt szczelnymi drzwiami wejściowymi, zastąpiony desperackim łomotaniem pięści w pomalowane obłażącą farbą drewno.

Stryker i Bancroft unieśli jednocześnie brwi, wymienili szczerze zdziwione spojrzenia odkładając karty na stolik w taki sposób, by nie dać przeciwnikowi okazji do ich podejrzenia.

- Kogo tam licho niesie?! - huknął Reynard Bannister, oparty o jeden z drewnianych wsporników stropu i dłubiący w nim nożem z grymasem zdradzającym wyjątkowo paskudny humor - Czego?!

Szorstki ton mężczyzny bynajmniej nie zachęcał do zwierzeń, ale drzwi uchyliły się natychmiast, a w szczelinie między nimi i futryną pojawiła się głowa Alnora Grimesa. Kilkunastoletni chłopak z sąsiedztwa zawarł znajomość z Grzmocicielami miesiąc wcześniej, uwolniony przez Strykera z łap strażników miejskich i przymuszany od czasu do czasu w ramach odnawianego długu wdzięczności do drobnych przysług, polegających głównie na czyszczeniu butów, czesaniu koni i skręcaniu podłej jakości cygaretek.

- Panie Stryker, pomiłujcie! - zakrzyknął Alnor, z trudem łapiący oddech i poczerwieniały po pyzatej okrągłej twarzy - Tatka w porcie leją, trollaki przebrzydłe! Okrutnie go leją! Poratujcie, panie Stryker!
I co Wy na to? ;)

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 25 stycznia 2014, 06:12

Strykerowi dwa razy nie trzeba było powtarzać. Rzucił karty i porwał z ławy pochwę z rapietem oraz rewolwer:

- Na co czekasz? Prowadź!!!

Młodzieniec nie lubił, gdy działa się krzywda miejscowym, lub swoim ludziom, a do takich już zaczął powoli zaliczać Alnora. I choć ojca chłopaka na oczy nie widział, to poczuł nie dające się wytłumaczyć uczucie lojalności wobec rodziciela Arnolda, lub może ukłucie współczucia, do katowanego nieznajomego.

Zresztą dawno już nie brali udziału w żadnej rozróbie, a Trzeciego już trochę swędziały łapska do małej zwady.

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 25 stycznia 2014, 10:13

Rogan Vain podrapał się po nieogolonym policzku. Mierziło go strasznie mieszkanie w tak wielkim mieście. Tutaj wszędzie kręcili się obcy ludzie i nieludzie. Nie to co na mokradłach Morridan. Tam, każdy każdego znał i wiedział co o kim myśleć. Kto zły, kto dobry, kto rżnie czyją żonę i za co i od kogo w mordę powinien dostać, a komu dać. Tutaj było wszystko popieprzone. Ot leją trolloki jakiegoś chłopa. Może w ryj powinien dostać, a może nie. Może ich okpił, za robotę nie zapłacił, albo na odwrót mu nie zapłacili a jak się upomniał to w ryj dostał.

Vein splunął po raz kolejny na podłogę, a plwociny roztarł czubkiem buta.

- Na co czekasz? Prowadź!!!
- od razu zakrzykną Trzeci.

Może on się rozeznawał w tych sprawach, przecież to jego miasto. Może lany sypnie groszem, albo nakręci jakąś robotę.
Zresztą i tak mu się cniło, a tak przynajmniej rozrusza kości i zazna trochę zabawy.

- Wiela tych trolloków? - zapytał zabierając ze sobą tęgą dębową pałę.

Araven
Reactions:
Posty: 8334
Rejestracja: 13 lipca 2011, 14:56
Has thanked: 1 time
Been thanked: 1 time

Post autor: Araven » 25 stycznia 2014, 11:15

Nareszcie można rozruszać kości, wszak ruch to zdrowie jak mawiał mój sierżant dawno temu.
Rzekł Reynard dołączając do towarzyszy. Broń zabieram.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 stycznia 2014, 17:22

6 Katesh 608 OR, tawerna "Złoty Róg"

Fineasz Fogg przesunął się po ławie bliżej okna, spozierając leniwie na przybijający do nabrzeża jednomasztowy slup o wielokrotnie cerowanych żaglach. Uwijający się na pokładzie żeglarze rzucili cumy w ręce czekających już dokerów, wymieniając z nimi pozdrowienia i żarty. Caspianin otaksował uważnym spojrzeniem ubiór marynarzy oraz stan ich statku, nie pomijając wzrokiem nadłamanych relingów, łuszczącej się farby nadburcia i zardzewiałych ogniw podniesionej wysoko kotwicy.

Jeśli statek znajdował się w tak kiepskim stanie, nie mógł przewozić żadnych wartościowych towarów, a przynajmniej drogich i jednocześnie dość niewielkich, by Fogg mógł sobie poradzić w pojedynkę z ich upłynnieniem.

Reszta Grzmocicieli zabijała zapewne czas w swej mordowni na Małym Ostrowie, ale Fineasz nie zamierzał tam wracać przed zmierzchem. W przeciwieństwie do kwartału biedoty na wzgórzach port oferował całkiem interesujące perspektywy dla każdego, kto miał zwinne palce i nie obawiał się skorzystać z dogodnej okazji do przejęcia czyjejś własności.

Drzwi niemal opustoszałej tawerny stanęły znienacka otworem wpuszczając do środka gromadę ogorzałych żeglarzy. Przysypiający za kontuarem barman podniósł się czym prędzej z zydla, jął pucować mokrą szmatką kufle gotowiąc się na rychłe zamówienia.

Fogg przyjrzał się przybyszom baczniejszym wzrokiem, machinalnie już szacując ich stopień zamożności i beztroski. Ośmiu mężczyzn o wielodniowym zaroście wyglądało mu na przybyszów spoza Caspiańskiej Marchii, a charakterystyczny akcent pozwalał domniemywać, że przypłynęli z Wysokiej Bramy.

Goście stłoczyli się przy kontuarze rozpychając się wzajemnie łokciami pośród żartobliwych docinków i przechwałek.

- Dawaj piwo, dobry człeku, a żwawo, bo nam całkiem w gardłach zaschło - zażądał jeden z nich wyciągając zza pazury całkiem sporą sakiewkę - Towar sprzedany, a do domu odpływamy jutro, tedy gadaj, czy się tu u ciebie da zabawić!

- Teraz jeszcze za wcześnie, ale wieczorem jest nader wesoło - zapewnił pośpiesznie barman - Będzie muzyka i załatwię wam świetne dziwki, prawdziwe piękności i tak wyborne w swym fachu, że was bez tchu pozostawią.

- Takiej mi właśnie trza! - zakrzyknął inny z żeglarzy, rosły drab o złotych kolczykach w uszach - Nawet nie wiesz jak żeś tymi słowami ucieszył me serce!

- Żeby jeno serce - zarechotał niski mężczyzna o czarnej przepasce na lewym oku - Ledwie co rzekł, mało ci porty nie rozerwało, jebaku jeden niepospolity! Aż strach z tobą po piwie na jednej ławie siadać!

Wnętrze tawerny wypełnił dźwięk rubasznych śmiechów i pokrzykiwań, ale Fogg nie wsłuchiwał się już w ich treść, tylko rozważał w myślach pewne wymagające szybkiego działania plany.
Goście wyglądają na zasobnych w gotówkę - pytanie, czy Fineasz nie chciałby bliżej się zaznajomić z ich sakiewkami?

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 25 stycznia 2014, 18:45

Watek techniczny

Pytanie, na ktore Trzeci zna odpowiedz, ale ja nie;) Czy do portu szybciej bedzie konno czy z buta? Bo jak ten port daleko, to zanim tam wpadniemy, to trolaki ojczulka w bruk wdeptaja.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 stycznia 2014, 18:51

Do Rdzawego Molo (bo stamtąd przybiegł Alnor) chyba szybciej będzie na piechotę, jeśli puścicie się od razu sprintem; w przeciwnym razie będziecie musieli pobiec wpierw do przerobionej na stajnię szopy, osiodłać wierzchowce i wyprowadzić je na zewnątrz... po namyśle stwierdzam, że wyścig z czasem na piechotę będzie bardziej wskazany!

Herudaio jeszcze do nas dołączy, więc Hawke jest w tej chwili nieobecny w siedzibie gangu, a Fineasz przebywa w porcie - tym samym na odsiecz dla pana Grimesa składają się Stryker, Bancroft, Bannister i Vain! Przyjmuję też, że wszyscy macie na sobie zbroje z pakietu startowego, a broń palna jest nabita!

maciej
Reactions:
Posty: 1374
Rejestracja: 29 marca 2012, 21:53

Post autor: maciej » 25 stycznia 2014, 22:05

Fineasz zaczeka aż ci majetni jegomoście trochę zaszaleją i stracą na czujności. Czekam cierpliwie aż ktorys bedzie sam na sam z dziwką lub skorzysta z wychodka.
"Mieli do wyboru wojn? lub ha?b?, wybrali ha?b?, a wojn? b?d? mieli tak?e"

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 26 stycznia 2014, 09:46

6 Katesh 608 OR, uliczki Małego Ostrowu

Porwawszy swą broń Grzmociciele pognali błotnistymi uliczkami kwartału w dół wzgórza, w stronę wrzynającej się głębiej w ląd części doków zwanej Rdzawym Molem. Było to nabrzeże omijane przez szanujących się szyprów, zbyt płytkie dla wielu statków pełnomorskich i oferujących liche magazyny, zaniedbane i obfitujące w zwady i bójki nawet za dnia. Po prawdzie znacznie częściej przybijali tam rybacy niż kupcy, toteż nawet wysłużony stary slup musiał budzić na Rdzawym Molo gorące zainteresowanie ładowaczy.

- Za co go leją?! - wyrzucił w biegu Stryker, nie odwracając głowy w stronę biegnącego u jego boku Alnora - I ilu ich jest?!

- Panie Stryker, za nic, prawdziwie za nic! - odkrzyknął piskliwym z przejęcia głosem chłopak - O prawo do rozładunku poszło, bo się trollaki wciskać poczęły do roboty! Za niższą chcieli robić stawkę! Tatko się jął ciskać i pewnikiem co złego im powiedział... wiecie, on taki już jest, że czasami słowo za wiele rzeknie... a tamci się unieśli gniewem i zaczęli go lać! Na świętą Rowan, żebyśmy tylko zdążyli na czas!

- Nath pytał, ilu ich jest?! - wtrącił lekko zdyszany Reynard, niemal obalając w biegu jakąś mieszczkę niosącą od strony portu wiklinowy kosz roztaczający wokół ostry rybi zapach. Ścigany wyzwiskami mężczyzna uniósł w geście wymuszonych przeprosin rękę, ale mieszczka najpewniej nie zdążyła już tego zauważyć. Na grząskich po nocnym deszczu uliczkach kręciło się więcej ludzi, ale przeważająca większość usuwała się z drogi na widok pędzących w ewidentnym pośpiechu uzbrojonych mężczyzn, odprowadzając ich niespokojnymi spojrzeniami i wymieniając między sobą ściszone uwagi.

- Panie Bannister, skąd mnie to wiedzieć? - pisnął młody Grimes omijając zwinnie jakąś wystawioną na skraj uliczki beczkę - Ja nie uczony w szkołach, rachować nie potrafię!

- Ale do trzech rachować chyba potrafisz, nicponiu? - sarknął Caspianin grożąc chłopcu w biegu palcem - Było ich więcej jak trzech?!

- Oj, chyba tak... na pewno tak... raczej...
Drużyna w drodze! Muszę teraz szybko dokończyć karty dla Deliada i Macieja, żeby już nic nie przeszkadzało nam w cieszeniu się rozróbą i kradzieżą!

ODPOWIEDZ