Otóż przed pięćdziesięciu laty ów kupiec wyruszył z karawaną wzdłuż południowego wybrzeża Zatoki Niewolniczej. Kupowali perły. Na pustynię udali się pod wpływem opowieści o klejnocie cudownej urody.
Owa perła, jak głosiły plotki, wyłowiona przez jakiegoś nurka, została skradziona przez któregoś z szejków z głębi pustyni. Ludziom z karawany nie udało się jej odnaleźć. Spotkali za to rannego w udo Turańczyka, konającego z głodu i pragnienia. Umierając opowiedział im, bełkocąc w malignie, niesamowitą historię o milczącym, martwym mieście z czarnego kamienia, wznoszącym się pośród ruchomych piasków pustynii gdzieś daleko na zachód, oraz o płomiennym klejnocie, tkwiącym w zaciśniętych kościstych palcach szkieletu siedzącego na starożytnym tronie.
Turańczyk nie śmiał zabrać tego klejnotu. Nie umiał stawić czoła straszliwej nieprzepartej grozie panującej w owym miejscu. Pragnienie pognało go na pustynię, gdzie ranili go Beduini. Uciekł im jednak. Gnał co sił, póki koń nie padł pod nim z wyczerpania. Umarł nie wyjaśniwszy, jak dotrzeć do mitycznego miasta. Stary kupiec sądził jednak, że Turańczyk trafił tam z północnego zachodu, że był dezerterem z turańskiej armii, który podjął szaleńczą próbę dotarcia do Zatoki.
Ludzie z karawany nie zamierzali szukać miasta w głębi pustyni. Wierzyli, twierdził stary kupiec, że chodzi tu o bardzo stare siedlisko zła, o którym wspomina Necronomicon szalonego maga Alhazreda, o miasto umarłych, na którym ciąży pradawna klątwa. Legendy mgliście określały to miejsce: Nomadzi nazywali je Beled el Djinn, Miastem Demonów, Turańczycy zaś Kara Shehr, Czarnym Miastem. Klejnot zaś był własnością dawno zmarłego władcy, który przez Stygijczyków nazywany był Sardanapalusem, a przez ludy semickie Assurbanipalem.
W Czarnym Mieście, o olbrzymich, rzeźbionych w kamieniu bestiach i był szkielet sułtana ściskający w dłoni płomienny klejnot.