Świąteczne Ryczenia

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 18 grudnia 2016, 22:35

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się co robią wasze postacie, kiedy nimi nie gracie? Nie ma ich? A może...

[offtopic]Wszelkie podobieństwa pomiędzy postaciami występującymi na niniejszym portalu a poniżej są... jak najbardziej zamierzone.
Jednak żadna część z poniższego tekstu nie ma na celu urażenia czyichkolwiek uczuć, wyśmiana ani obrażenia, kogokolwiek, czegokolwiek... etc.[/offtopic]

Ciemność objęła w posiadanie cały świat. Oko wykol. Słabe światła rzucane przez trzymane w dłoniach oświetlenie tylko jako tako dawało rozeznanie w drodze. Szli już długo ze swego Koronapanu. Mieli szczytny cel lecz teraz, biorąc pod uwagę okoliczności nie byli już pewni czy dadzą radę. Czy nie zwiodą. Nagle gdzieś z przodu błysnęło światło. Jakby z domostwa jakiegoś. Po chwili brnięcia w zupełnej ciemność, gdzie ni materia ni duch zdawały się nie istnieć dotarli do wrót. Mechanik walnął parę razy pięścią w drzwi.

Naraz drzwi się rozwarły i stanęła w nich ponad dwumetrowa postać posiadająca dodatkową parę ramion poniżej pierwszej.

- A niech mnie, jednak dobrze słyszałem że ktoś się znowu tłucze. - rzucił malauk. - Witamy w karczmie pod Pandorianką. No, nie gapcie się tak tylko właźcie do środka bo śniegu nachodzi. I mam nadzieję, że ostatni bo od tego ciągłego otwierania wrót już mnie wszystkie członki bolą.

- Ty to akurat o członkach nie powinieneś się wypowiadać. - Rzucił czarnoskóry lekarz i spojrzał raz jeszcze na interaktywne diagramy Mr Studa szukając opcji jak wyłączyć pewien feler który się wkradł przy instalacji cybernetyki. Obok stała sprytnie odnowiona torba lekarska Trauma Teamu, w której prawie nie było widać śladów po serii pocisków typu AP.

- A niech mnie... - powiedział jeden z wędrowców, zdejmując z nabożną czcią czapkę. Przez chwilę miętosił ją w dłoniach, nie mogąc wypowiedzieć słowa, wobec osobliwości jakie widział. Aż w końcu wypalił - Toż to chyba sam Wrocław jest!

- Raczej nie. - Powiedział zniesmaczony brakiem tak elementarnej wiedzy wytworny Mag Wzorca i wrócił do rozmowy z fixerem. Kolorowe, nienagannie ułożone tech-włosy młodziana i błysk białych zębów towarzyszyły mu w handlu. W dłoniach miał nawiasem mówiąc, mocno przechodzony smartfon Hjundaja. Taniej podróbki markowego sprzętu, którą miał nadzieję szybko opchnąć za pełną najprawdziwszych złotych monet sakiewkę przy pasie czarodzieja.

- O widzisz kolego, tak się sprawdza pogodę. A tutaj możesz odpalić stronę z gorącymi dziewczynami... takimi wiesz... - Uśmiechem fixer zignorował brzęczącą w tyle głowy informację, że z zasięgiem może być cienko, no i bateria długo nie wytrzyma na pustyniach.

- No co tak stoicie. - Powiedział malauk i położył przyjacielską dłoń na ramieniu każdego z czterech wędrowców. Na raz.- Idźcie się napić do baru. Dzisiaj samoobsługa. Pewnie znacie tego tłustego, łysego karczmarza który jest niemal w każdym lokal? Otóż w święta on zawsze bierze urlop. W ciągu roku, gra w tylu sesjach u tylu różnych MG na raz , że kosi gażę wyższą niż Lewandowski. Nie pytajcie mnie kim że jest ów Lewandowskki, pewnikiem mag jakowyś. Zatem w święta zawsze wszystko na jego koszt. Ja tylko pilnuję biznesu żeby nie było rozrób, wiec bez numerów.

Czteroręki wykidajło delikatnie popchnął nowych gości w stronę baru. Minęli kolejne dwie sylwetki rozmawiające ze sobą.

- Więc odmawiacie panie sojuszu? - zapytał paladyn, błogosławiony syn Holis.

- Obawiam się drogi przyjacielu, że wielki Orioni nie będzie mógł liczyć na pomoc Dziedzica - Powiedział gładko i z uśmiechem Seneszal. Położył uprzejmie rękę na świętym mężu i rozejrzał nerwowo dookoła. Nie lubił zostawać bez ochrony, wróg mógł być wszędzie. - Otóż użycie baterii tak strasznej siły mogło by zrównać zarówno oblegających Calli ale za jednym zamachem i połowę miasta... To jest właśnie przyczyna, a nie...

Przedzierali się dalej. Dotarli do baru i zasiedli na stołkach. Obok nich siedział ciemnowłosy jegomość o smagłej cerze.

- Pierwszy raz tutaj? - zagaił. A kiedy potwierdzili z wyraźny obrzydzeniem spojrzał na wyciągniętą dłoń. Egipcjanin nie lubił się witać. Ale tego dnia zdobył się na uprzejmość i wyciągnął ubraną w białą gumową rękawiczkę dłoń. Nie lubił gdy ktoś go dotykał, a samo wyobrażenia kontakt jego skóry z czymś lub kimś zewnętrznym budziło w księgowym dreszcz obrzydzenia. Niechęć przykrył niezdarnym uśmiechem.

- Daj spokój chłopakom, jeszcze nic nie wiedzą - powiedział siedzący obok niego Trejo i wrócił do filozoficznej rozmowy o naturze białkowców z siedzącym nieco dalej tech-kapłanem. Ten drugi szarpnął szkarłatnym, przydługim płaszczem, który znów ktoś przydepnął.

- Hej uważaj czym ciągasz, ja tu leżę... - warknął wylkołek.

- Przepraszam ale czy ktoś widział mój pierścień. Halo! - powiedział przedzierając się łokciami przez tłum Hobbit. - Kurde, zapiłem wczoraj z kumplami budzę się i go nie mam. Świetna się niedługo skończą a ja muszę go mieć. Mój jedyny, ssskarb. Pomóżcie koledzy, proszę. Ja po prostu muszę go gdzieś pilnie wrzucić. - zakończył łamiącym się głosem.

Ravnoski król złodziei zagwizdał na dźwięk tych słów swoją ulubioną sutrę i zacisnąwszy dłoń schowaną w kieszeni na pewnym, przypadkowo znaleziony, przedmiocie szybko oddalił się w drugi kąt izby do swoich. Wampiry objęły bowiem swym posiadaniem strategiczny punkt, to jest obszar choinki z leżącymi u jej stóp prezentami. Kilku knuło nowe spiski. Dwoje odciągało uwagę a reszta na niewidoczności rozpakowywały i podmieniał prezenty, zmieniając tym samym losy odwiecznego Jyhadu. Ciężki bolter właśnie powędrował pod nazwisko młodego nieznanego jeszcze bliżej Ventrue, który miał tendencję do zaciągania angielskimi zwrotami. Uwagę od niecnych knowań odciągały dwie osoby. Jeden w koloratce ciągnący długi monolog na temat fundamentalnej roli choinki w chrześcijaństwie. I czarnowłosa piękność, która zdawała się przyciągać wzrok więcej niż połowy bywalców lokalu. Lasombra uśmiechała się delikatnie kontestując zawartość swego pucharu.

- Suka... - sykneła zabójczyni na ten widok do dwóch operatorów inkwizycji. Powiedziała tak częściowo z obrzydzenia ale w dużej mierze również z typowej dla niektórych kobiet zawiści. - Jak by nie ten pilnujący ich Assamita, skryty tam w ciemnym kącie choinki, pomiędzy bombkami, to już dawno zadałbym im twarde pytanie czy mają stosowne zezwolenia ze świętej Terry. Pamiętajcie jakby broili to wzywamy wsparcie... - ciągnęła konspiracyjnym tonem, spoglądając ze słabą nadzieją na siedzącą bardzo daleko od nich grupę marines. Nie była pewna swego planu. Jeden zakonnik, ten najgrubszy nie dość bowiem że wypił i zjadł za czterech to jeszcze przyszedł "po cywilnemu". Czyli bez pancerza i o zgrozo, w prowokacyjnej czarnej koszulce z napisem Hells Angels...

- Niech strzeże! - krzyknęło kilka podchmielonych głosów wydobytych z masywnych żołnierskich gardeł, modyfikowanych genetycznie zakonników. Huknęły puchary z piwem.

Niniejszym tekstem chciałem jak co roku, na swój pokrętny sposób życzyć wszystkim portalowiczom

WESOŁYCH ŚWIĄT a innowiercom w staropolski sposób do siego roku!

Ps. Zapraszam chętnych Mistrzów Gry do subtelnego dopisywania dalszych fragmentów życzeń. ;)
Ostatnio zmieniony 18 grudnia 2016, 22:54 przez Suriel, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 16 kwietnia 2017, 13:52

Ciemności niczym oko wykol. Śnieżnemu elfowi zdało się że znajduje się po środku nicości gdzie istnieje jedynie ciemność, lecz nie... Nie tak daleko spostrzegł ledwo widoczny szyld który wraz z drzwiami do karczmy, jarzył się lekkim światłem. Jareh ścisnął mocniej pod pachą zawiniątko, było niezwykle ważne by dotarło jeszcze dzisiejszej nocy do miejsca wybranego na tajne spotkanie kultu. Przed wejściem rzucił raz jeszcze na szyld. Nazwa głosiła "Pod rozjechaną pandorianką". Naparł na drzwi i wszedł do środka.
Przyjemny zapach strawy uderzył w nozdrza. Na pierwszy rzut oka karczma wyglądała jak każda typowa tawerna, którą można spotkać na dowolnym trakcie w dowolnym miejscu. To co czyniło zasadniczą różnicę w porównaniu do innych przybytków tego typu, to różnobarwna grupa osobliwych klientów oraz wielkie jajo na środku głównej sali. Było białe, wielkości karla. Przemierzając szybko salę elf minął jajo i dotarł do kontuaru, gdzie czteroręki olbrzym spokojnie przemywal brudne kubki.

- Co cię tak ścięło elfie, pierwszy raz widzisz jak powinna wyglądać profesjonalna barmańska obsługa, czyli na cztery ręce? Co podać, strzelisz kielicha szpiczasty kolego?

Nim elf odpowiedział obok niego przy barze wylądował ktoś kto już na pierwszy rzut oka wyglądał na maga lub kogoś podobnej profesji. Mag wzorca, bo to był on, tryskał podekscytowaniem.

-Dla mnie kolejka. Widziałem właśnie coś niesamowitego. Byłem na osobności a kiedy skończyłem i nacisnąłem przycisk jako kazaliście w misce wody z białego kamienia, a właściwie w owdzie wodzie pojawił się wir, który w jednej chwili wciągnął wszystko co zrobiłem w głąb. Co za niesamowita magia! Jakże sprawnym magiem trzeba być by zakląć żywiołaka wody do tak nędznej pracy. Ciekawe jak się ów magiczny przedmiot zowie oraz ten co stworzył, może wiecie karczmarzu?

-Płuczka sedesu z bakalitu. - rzucił obojętnie malauk, stawiając kolejkę.

- Sedes z Bakalitu... -powtórzył jak echo mag - Zapamiętam to osobliwe imię, choć nie wiem gdzie ten cały Bakalit leży chętnie bym się tam udał by go odnaleźć. Znam mapy - powiedział z wyraźną dumą - i na nich nie ma Bakalitu, więc musi być to szmat drogi od Oxanu. - Naraz jakby dojrzał stojącego obok elfa. - To ty przywlekłeś to jajo? Nie? Szkoda, wszyscy się zastanawiają kto. Niektórzy nawet zaczęli się zakładać skąd się wzięło. Barman wie ale nie chce powiedzieć, nawet Dominacja tamtej wampirzycy nie podziałała. - rzucił spoglądając na stojąca w rogu Victorię. - Zamrugała tymi ślepudrami swoimi ale nici. Ten barman chyb jest odporny na tego typu sztuczki.

-Tajemnica zawodowa. Ale to prawda, ciekawość to pierwszy stopień do jaja. Niektórzy je nawet szpecić poczęli. - wtrącił ponuro malauk.

Dopiero teraz elf spostrzegł kilka wymalowanych sprayem na jaju pacyfek, napisów i rysunku które każda rasa z dowolnej krainy mogłaby śmiało nazwać jako "powszechnie uznawane za obelżywe".
Barman machnął do grupy dziwnych osób siedzących przy dalszym stoliku, której najwyraźniej przewodził dziwny typ w czerwonym irokezem na głowie. Najwyraźniej ktoś zauważył zainteresowanie, ponieważ zrobił się tam ruch a po chwili rozległy się okrzyki.

- Wiwat wolne stany i wolny seks!

-Wiwat wolne jaja!

- I uwolnić wszystkie krasnoludki ogrodowe! -dorzucił ktoś szybko cichnącym głosem.

Stolik dalej w wyraźnych nerwach poderwał się słyszący te wiwaty syn starożytnej rasy - krasnolud.

- Nie no ja nie zdzierżę, nie dość, że tylu umrzyków luzikiem tu tu mi się szwęda, jaja tajemnymi symbolami maluje, to teraz jeszcze mi tu porządny krasnoludzi lud obrażają!

-Spokojnie chłopcze. - rzucił przechodzący obok niego starzec. Mijając krasnoluda wywijał przed sobą laska by pomogla mu wytyczyć drogę między stolikami. -Jak dla mnie, to oni chcą uwolnić ten twój lud, bo w jakiejś krainie wyjątkowo źle mu się dzieje. Siadaj byś nie skończył gorzej niźli Reinwaldowy syn. Więc jeśli o mnie chodzi to tam nie widzę w tym problemu.

-Bo wy to nawet wywerny byście nie zobaczyli choćby przed wami stanęła. -zażartował Siwy. - Chodźcie starcze ja takoż do wodopoju zmierzam to was poprowadzę. Bo kolejka się tam robi.

Faktycznie przy barze coraz więcej postaci przybyło.

- Co dla was, browarek? -zapytał karczmarz kolejnego klienta.

Silvio potrząsnął przecząco głową.

- Jak dla mnie torebkusia, na ciepło, jeśli łaska... - Włoch zabębnił niecierpliwie palcami o blat stołu czekając.

Czerwona torebka wypełniona krwią pomknęła do mikrofali.

-Dla mnie to samo plus słomka mister lots of hands -rzucił dosiadając sie Richard. - To co? Powiesz w końcu czyje to jajo, bo jak Frater zauważył coraz bardziej przypomina pisankę.

-Nie jest to pisanka, zaraz sie dowiecie co. - rzucił malauk, przygotowując posiłek - Juz posłałem do właściciela niejakiego Eitharta z posługa, może go do zdrowia magią postawi.

Jakby na komendę gdzieś na pietrze skrzypnęły deski ucinając się po czyimiś stopami. Wszyscy zamarli w napięciu czekając na właściciela osobliwego jaja. Stawka zakładu o jajo urosła znacząco i większość obstawiała ze wielkie niczym krasnolud jajo pochodzi od smoka. Mimo iż karczmarz już raz zdementował obiegowe plotki mówiące że należy ono do drakolicza Shafugala. Podobno sam drakolicz był porządnym gościem, który wpadał tu na tygodniu by zalać robaka i pomstował a swoje przeznaczenie, żalił się baramnowi z nieudanych obrazów jakie malował.

Na schodach pojawiły się chwiejne włochate stopki. Hobbit powoli zaczął schodzić na dół trzymając się poręczy i rozglądając złowrogo po sali. Kiedy dotarł do baru w siedzących buchnęła fala wczorajszego alkoholu. Przekrwione oczy i włosy w nieładzie dopełnił obrazu najsławniejszego na świecie hobbita, jednakoż w totalnej rozsypce.

-Kolejka dla mnie. -Powiedział ochrypłym głosem. -Widzę. .. że już mi ktoś pomalował... jajo. Ale to nie ma znaczenia dla tego co z nim zamierzam zrobić.

-Czyli co konkretnie, jeśli można zapytać. -Powiedział Richard.

-Nie, nie można.. - burknął gburowato hobbit ale za chwilę jak upił z kufla i otarł piane rzucił. - mam zamiar wturlać go na szczyt wulkanu i wrzucić do jego srodka, zamiast pewnego pierścienia który ktoś mi poprowadził podczas ostatnich świąt tutaj. - powiedział nie ukrywając goryczy w głosie - Jajo mam od znajomego, profesjonalnego jajcarza.

W karczmie zapadła cisza jak makiem zasiał. A potem sala gruchęła śmiechem. Pierwszy rezon odzyskał karczmarz.

- To osbliwy plan hobbicie a co do jajcarza, to znam tez jednego, taki nowy zawód nieprawdaż? Był tu tez taki barbarzyńca co go strasznie los pokarał bo przez dwa lata zawód akuszerki uprawiał. Tak mi tu się z tego żalił i tak płakał, żem od niego dwa gobeliny kupił. Poodbno sam je zrobił. Chyba mnie na starość litość nadto bierze.

-Ekhem. .. - włączył się w rozmowę BJ mieszając gorący krwisty napar w filiżance. - Śmiem zauważyć, że szansa na wturlanie jaja do wulkanu wynosi około 0,0003% zaś że się nikt nie połapie ze wrzucono nie pierścień ale jakiś badziew jest... obawiam się że nie znam takiej liczby. Natomiast.. ciągnął dżentelmen - ma pan szansę równą 99% na to że za tak chamowate odpowiedzi zostanie pan wzięty za ostatniego...

Brzdęk zbitej szklanki zagłuszył ostatnie słowo Anglika.

- Przepraszam - powiedział karczmarz - to przez ten kalendarz. Strasznie mnie dekoncentruje.

-Nowy Pirelli? -Zapytał z nadzieją Silvio

-Nie nie.. to centaurki i makauczki w takich... wie pan.. pozach, choć ubiór zasłania to rozbudza wyobraźnie...

Elfowi było dość tego co usłyszał. Oderwał się od kontuaru i ruszył do stolika gdzie siedział Kethras i reszta. Tam dyskretnie odpieczętował zawiniątko, które mieli niedługo wysłać Katanowi.

-Czy juz rozpoczęliście inwazję? - Zapytał pozostałych.

- Nie zdarzyłessss w sssam rass...

Odwinął ostatni skrawek materiału. Pod nim znajdowała się srebrna tabliczka z napisem WESOŁYCH ŚWIĄT!
Ostatnio zmieniony 17 kwietnia 2017, 10:54 przez Suriel, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 06 grudnia 2017, 10:35

Czy przyszedł już do Was Mikołaj na mikołajki?


Obrazek
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 28 marca 2018, 18:02

[offtopic]Wszelkie podobieństwa pomiędzy postaciami występującymi na niniejszym portalu a poniżej są... jak najbardziej zamierzone.

Jednak żadna część z poniższego tekstu nie ma na celu urażenia czyichkolwiek uczuć, wyśmiana ani obrażenia, kogokolwiek, czegokolwiek... etc. W tym zwłaszcza graczy i portalowiczów. Potraktujcie proszę ten tekst jak co roku z dużym przymrużeniem oka. ;) [/offtopic]

Scena pociemniała w jednej chwili jakby ktoś wyłączył światło. Grupa postaci została sama w zupełnej ciemności. Scenografia w której się znaleźli zniknęła w odmętach mroku. Byli tylko oni.

- W porządku, gracze sobie poszli na święta. Spocznij. - powiedział dowodzący oddziałm, to jest najstarszy z stopniem specjals.

Pozostali gromowcy rozluźnili się w jednej chwili. Ktoś opuścił karabinek typu kosynier, ktoś w końcu poprawił uwierająca sprzączkę od kevlarowej kamizelki. Byli odrapani, pokiereszowani walką, ubrudzeni pyłem po eksplozji granatu a nader wszystko piekielnie zmęczeni.

- To gdzie teraz idziemy? - zapytał podkomendny Jaczkowski

- A co robi wojsko jak nie walczy, gdzie idzie? No gdzie? Do knajpy, na wódkę....

Nim dotarli do karczmy wspominali stare czasy. Wszystko stało się stosunkowo niedawno za sprawą szeregowego Szukalskiego. Ten pracując wówczas jeszcze jako bibliotekarz dokopał się do zamówionej jeszcze w 1974r pozycji książkowej wypożyczonej z wojskowej biblioteki narodowej. Książka została wypożyczona ale jakimś cudem nigdy nie została oddana temu kto ją zamówił i nikt tez się o nią nie upomniał. Liczne czerwone pieczecie z orłem, plus kilka stempli po rosyjsku, przybite na wewnętrznych stronach książki świadczyły o ścisłe wojskowym pochodzeniu znaleziska. Na okładce stał napis "Obcy, burżuazyjna kasta najeżdża" - praca zbiorowa. To wystarczyło by czułe oko bibliotekarza szybko wychwyciło z tekstu TOP SECRET, fragment o zestrzeleniu UFO w okolicy Warszawy w roku siedemdziesiątym. I to równo w rocznicę smoleńską. Kilka tygodni dokładnej analizy tekstu, określenie miejsca zestrzelenia a potem poszukiwania jakie niestrudzenie prowadził na wszystkich okolicznych złomowiskach, poskutkowały zniesieniem do domu całego mnóstwa dziwnych elementów. "Na początku ja myślałam, że on tak części do trabanta znosi nocami' powiedziała później w wywiadzie telewizyjnym jego żona celebrytka. Szuklaski, pozbierał elementy, zmontował i było już jasne że jest to UFO. W związku z czym niezwłocznie powiadomił stosowne wojskowe służby bezpieczeństwa. Co prawda części, przedstawione wojskowej komisji technicznej zostały pierwotnie zakwalifikowane jako elementy od trabanta, jednak już tego samego dnia wieczorem komisja zweryfikowała raport. Bowiem po zmierzchu złożony mechanizm zaczął się zachowywać nader dziwnie. Grupa najwyższej klasy fachowców technicznych w poprawionym już raporcie informowała, że "części te świeco, pogwizdujo, lewitujo, i w ogóle". Dokument dotarł do najwyższych kręgów partii, w tym do samego prezydenta Macierewicza. Kiedy kolejna grupa fachowców przetłumaczyła prezydentowi ten enigmatyczny i wysoko specjalistyczny techniczny żargon na język niefachowy, długo nie trzeba było czekać. Już po godzinie decyzja była podjęta. To wszystko zapoczątkowało praskiemu bibliotekarzowi niesamowicie szybką, choć trzeba przyznać nieco przymusową karierę w wojsku. Powołanie jednostki specjalnej i.. tak też trafili do karczmy między światami.

- O, obcy! - powiedział na ich wejście, pogodny czteroręki karczmarz lecz uśmiech szybko zszedł mu z twarzy.

- Co ty kurwa wiesz o UFO - wycedził przez zęby pogardliwym tonem Franz Maurer i zasiadł na drewnianym krześle zakłądając nogi na jakiś porzucony płócienny worek, szczelnie wypełniony czymś w środku. - Tak jest zdecydowanie wygodniej... - rzucił poprawiając raz po raz wojskowe trepy na worze.

- Ja przepraszam... - powiedział cicho Olf stając u jego ramienia gromowca i wskazując na buty. - ale to nasze ciało czarodziejki, którą zamierzamy wskrzesić i wlałabym żeby jej nie zabrudzić... eee... bardziej niż już jest ubrudzona.

Dopiero teraz specjals wychwycił rudawobrunatny dół wora pod którym zakrzepła krew.

- Wskrzesić! To jakieś totalne szaleństwo - parsknął przemykając obok Kapitan Galaktyka - przemierzyłem tyle wymiarów, tyle światów i nie widziałem by coś takiego się kiedykolwiek udało, tego się nie da zrobić!

- Niekoniecznie, niekoniecznie... - powiedział cicho Algol, idąc z pucharem pełnym krwi w kierunku swojej grupy nieumarłych.

- Jak to? Da się! To znaczy że nadal jest dla nas nadzieja najdroższa!- powiedział Gromowiec Marcin ustawiając kolejną świeczkę wokół świętego obrazka na której widać było uśmiechniętą Inkę, jego ulubionego psa.

Zaległ niezręczna cisza, którą postanowił przerwać wioskowy bard Rodan.

- To może ja coś zaśpiewam... ekhem... - uderzył w struny i zaczął.

[center]W czarnej urnie moich wszystkich czarnych lat
Czarna błyskawica spala czarny kwiat
Czarne słońca gasną, wschodzi czarny nów
Spieszmy się, nim czarny dzień powróci znów
Twoje ciało złote zwija się jak dym
Drga i złotym potem płynie, a ja w nim...*
[/center]

- Przestań! Zaprzestań natychmiast. – szybko powiedziała Nętka - Ten ich strażnik, jak mu tam... Eco - wskazała palcem na mężczyznę - ...naraz cały przez ciebie zesztywniał. Zieł mu naparze to mu odpuści i zmięknie, bo zdaje mie się, że ten wasz towarzysz jakowyś nader wrażliwy na takie frazy, zwłaszcza w obecności...

- Głowa, gdzie jest jej głowa... - zapytał nerwowo Ketras rozpychając się przy stoliku - Zostawiłem ją tylko na chwilę. Gdzie ona mogła się poturlać. Oj, coś czuję że będzie z tym problem. - mag szybko znurkował pod stół. Ale znalazł tam jedynie złoty pierścień z doczepioną karteczką na której stało napisane: Jeden dla Władcy Ciemności na czarnym tronie. W Krainie Mordor, gdzie zaległy cienie...

- Wy się lepiej swoim towarzyszem zajmijcie - Rzucił na odczepne Eszar - A nie tak go samowolnie w karczmie zostawiać. W garnku na łbie. Ręce rozcapierzone, po omacku chodzi, wszystko tłucze...

Dowódca specjalsów w mig poznał o kim mowa.

- No dobra, niech któryś nadwiślański orzeł pomoże obywatelowi Darth Vaderowi zająć stanowisko - powiedział zmęczonym wojskowym głosem

- Taaajest... - strzeliły buty Gromowca

- Tylko tak po przyjacielsku! Wyciągnijmy dłoń, jak imperium do imperium. - dorzucił w nadziei, ze przy odrobinie szczęścia zapewni wsparcie imperialnych niszczycieli dla świętej macierzy nad Wisłą.

- Ale.. ja nie jestem żaden Vader - powiedział przytłumiony głos spod garnka - Tylko VA-GAR!

- To może teraz ja zaśpiewam - powiedział Eszar. Kultycki akolita rzucił wzrokiem poprzedniemu bardowi buńczuczne potwierdzenie, iż podejmuje wyzwanie i zaczął śpiewać akapella.

[center]Śpiewać każdy może,
trochę lepiej, lub trochę gorzej,
ale nie oto chodzi,
jak co komu wychodzi.[/center]


Pierwsza zwrotka wywołała reakcje zaledwie jednej osoby. Była to pięknego oblicza dama skupiona nad stołem z dioramą w której centrum stała niewielka makieta czarnego średniowiecznego kościółka. Pozostali mroczni uczestnicy tej osobliwej zabawy byli mocno skupieni nad stołem, gdzie według sobie tylko znanych zasad gry przesuwali różnokolorowe miniaturki: czołgów, artylerii i pogańskich wojów coraz bliżej i bliżej w stronę centrum planszy.

- Nie... - jęknęła cicho Toreadorka - Nich on przestanie tak wyć, to rani moją jakże wrażliwą i skomplikowaną duszę.

[center]A ja wiem co jest grane,
dlatego tutaj zostanę,
będę śpiewał piosenki
będą klaskać panienki,
[/center]

- Na wszystkich pogańskich bogów Sorte Kirke, nie zniosę tego wycia ani sekundy dłużej - powiedział Toreadorka zasłaniając sobie uszy. Po chwili jednak szybko je odsłoniła przyszedł jej bowiem do głowy niepospolity pomysł na spędzenie tego wieczora. Naraz olśniło ją. - Wiem, wiem... - uśmiechnęła się do pozostałych członków rodziny a jej perlisty u śmiech i zmysłowy ruch palca obracający zawadiacko puklem rudych włosów zwrócił uwagę wszystkich. - Kto ma ochotę nakręcić ze mną pewien ciekawy artystycznie, taki mrrrr... świąteczny film?

W jednej chwili wśród zgromadzonych kainitów wyrósł las wzniesionych w górę rąk. Każdy bowiem z Rodziny zdawał sobie, że dobry występ może podnieść status a to było warte każdego poświęcenia.

- I ze mną, i ze mną... - powiedział wesoło Nosferatu przeciskając się do przodu przez gęstwinę wzniesionych dłoni. Las rąk jak szybko wyrósł, tak błyskawicznie zniknął jak za dotykiem magicznej różdżki. Status okazał się wart, no prawie każdego poświęcenia.

Podkłąd
https://www.youtube.com/watch?v=tVoWbBXrYFI

Ktoś nagle włączył starą analogową płytę na czarnym gramofonie. Ta z wolna zaczęła się kręcić unosząc w powietrze melancholijną słowiańską melodię. Na wierzchu płyty wirowało kilka kieliszków, wypełnionych klasycznym symbolem świąt, czyli schłodzoną polską wyborową oraz nadtłuczona pisanką, na której ktoś wybazgrał niezręcznie napis: WEZOŁYCH ŚWIĄT ZIEMIAKI !

* frag. utw. "W czarnej urnie" -zespołu KULT
Ostatnio zmieniony 31 marca 2018, 21:27 przez Suriel, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

ODPOWIEDZ