[center][/center]
Nowy Orlean, Francuska Dzielnica, Mardi Gras - luty 1994
Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=XreDMl4dw-U
Nowy Orlean podczas ostatnich dni postu zmieniał się nie do poznania. Był to czas, którym władała noc. I nawet śmiertelnicy odrzucali pokusy dnia, zanurzając się w jej królestwie, tętniącym muzyką, ulicznymi światłami i rytmem buzującego we krwi alkoholu. Nic dziwnego więc, że do miasta w tym czasie zjeżdżało tak wielu Nieumarłych. Czyż mogła istnieć lepsza okazja ku temu, by znów poczuć się jak żywa istota? By wśród tańczącego na ulicach tłumu, poszukującego coraz nowych podniet, zatracić przez chwilę świadomość pradawnej klątwy?
[center][/center]
Kolorowe neonowe światła oraz dobywająca się zewsząd muzyka jazzowa była nieodzownym elementem wystroju najważniejszej części Nowego Orleanu - Francuskiej Dzielnicy. Ciągnął tutaj każdy, kto cenił sobie kulturalne towarzystwo oraz możliwość nawiązania nowych kontaktów. To tutaj bowiem skupiały się najważniejsze Elizja oraz nocne życie miasta. Ulice były zamknięte dla ruchu, ozdobione barwnymi lampionami i krzykliwymi ozdobami. Gromady rozbawionych, tańczących ludzi skupiały się tu i tam, wokół tymczasowych scen, tańcząc w rytm muzyki. Biali, czarni, czerwoni i żółci - karnawał jednał wszystkich, niezależnie od koloru skóry, narodowości czy wyznania. Uśmiech stawał się w tym czasie międzynarodowym językiem, który rozumiał każdy. Od czasu do czasu nad głowami tłumu przelatywały wielobarwne taśmy oraz konfetti, które konały na chodnikach i ulicach, przypominając barwne rozbryzgi na obrazie malarza - ekspresjonisty. Pod butami zgrzytały puste butelki, a z przepełnionych koszy wysypywały się plastikowe kubki. Gdziekolwiek nie spojrzeć od razu dało się zauważyć miejsca, gdzie można zakupić wszelkiego rodzaju jedzenie i alkohol - ich zapach wypełniał ulice w pobliżu barów i restauracji, wciąż otwartych pomimo późnej pory.
[center][/center]
To, że miasto wypełnione było Pariasami i mniej znaczącymi Wampirami wiadome było powszechnie. Nowy Orlean od zawsze spełniał funkcję azylu dla tych, którzy znali tylko ucieczkę i tych, którzy z różnych powodów nie chcieli rzucać się w oczy. Nikt ich tutaj nie ścigał, pozostawiając Bezklanowców samym sobie. Oczywiście do momentu w którym zaczynali wchodzić w drogę szanowanym Obywatelom Camarilli.
Spokrewnieni, którzy zostali zaproszeni do klubu Zaćmienie, właśnie byli w drodze ciesząc się kolejną wspaniałą nocą. Znali się już, a przypadek sprawił że spotkali się razem w drodze do Elizjum. Jak zwykle wszyscy wybrali mniej zatłoczone i hałaśliwe ulice, by nie zwracać na siebie specjalnie większej uwagi. Każdy z nich był w mieście już kilka lub nawet kilkanaście lat, co pozwoliło na doskonałe zaznajomienie się z okolicą. Wampiry idące razem znały politykę jaką prowadzi władca Nowego Orleanu. Książę Marcel Guilbeau doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że w okresie karnawału przez miasto przechodzi więcej niż setka Spokrewnionych. Przedstawianie się Księciu przez każdą osobę przestało mieć tak duże znaczenie. Jednak gdy zabawa dobiegała końca każdy, kto chciał zostać na dłużej, musiał uzyskać pozwolenie od Marcela.
Silvio Bertone przemykał ostrożnie, nie chcąc aby bawiący się na ulicach ludzie rozpoznali go. Interesowało go spotkanie z innymi Spokrewnionymi i nie chciał trwonić swego czasu na rozdawanie autografów i uśmiechów. W końcu miał obiecany występ w klubie Zaćmienie, w którym na pewno znalazłoby się kilka ważniejszych Kainitów zamieszkujących Nowy Orlean. Liczył, że może sam Książę, który wszakże czasami zaglądał do tego miejsca, uczyni mu ten zaszczyt. A to niewątpliwie miałoby znaczący wpływ na reputację śpiewaka.
Richard Spear tym razem szukał chwili odpoczynku po ostatnich morderczych negocjacjach w korporacji, które zakończyły się sukcesem. Ventrue potrzebował spotkać się z innymi, porozmawiać o polityce i innych sprawach jakie zajmują miasto podczas karnawału. Byleby tylko oderwać się od conocnej pracy. Doskonale wiedział, kto najczęściej przesiaduje w klubie i jakie atrakcje może tam znaleźć.
Nicholas Bertrand nie mógł się doczekać spotkania w klubie. Podobno mieli tam być jego bracia z klanu: Nigel Porter oraz Regent Sebastian Walcott. Było tak wiele tematów na jakie mógł z nimi porozmawiać, choć wiedział, że Sebastian bardzo rzadko do kogokolwiek się odzywa. Nigel natomiast jako utalentowany alchemik na pewno mógłby odpowiedzieć na kilka pytań, które nurtowały młodego Czarodzieja.
Bradley Westwood postanowił trzymać się bliżej kilku znajomych Spokrewnionych. Podobnie jak Richard także chciał odpocząć od ciężkiej pracy i ślęczenia przed monitorem. Wybrał klub Zaćmienie wiedząc, że nie znajdzie tam żadnego z swoich pobratymców i będzie mógł posłuchać jak pozostałe klany radzą sobie podczas karnawału. Taka odmiana byłaby miła, pozwalając na chwilę zrelaksować się i rozluźnić.
Klub Zaćmienie był otwarty dla wszystkich klanów, jednak pewne noce tradycyjnie zarezerwowane były na potrzeby pewnych konkretnych grup. Tak więc w środy i czwartki odwiedzali go najczęściej Tremere, Ventrue, Giovanni i Toraedorzy. Natomiast w piątki i soboty lokal przechodził we władanie Brujah, Ravnos, Malkavian i okazjonalnie przedstawiciel Gangreli. Nosferatu zawsze omijali to miejsce, uważając je za mało dyskretne.
Idziecie razem do klubu Zaćmienie. Spotkaliście się przypadkiem po drodze, a wasze postacie znają się i wiedzą, że każdy z was jest stałym rezydentem miasta. 8art, jako MG przyjmuję, że jesteś pod maską 1000 twarzy, a wizerunek jaki przyjąłeś jest obecnie znany pozostałym członkom Camarilli.
Idziecie uliczkami, gdzie jest zdecydowanie mniej ludzi, hałasu i świateł. Doskonale jednak znacie teren, bo większość z was mieszka w Francuskiej Dzielnicy. Możecie pisać oraz prowadzić dialogi.
Za około 15-20 min powinniście być na miejscu.