[center]AKT III - Pragnienie[/center]
Ulice Ostrogaru, popołudnie 32 orakt-ran
Nerwowość minęła, pozostawiając miejsce na zimną kalkulacje. Gdy tylko Surelici minęli bramę do Chłopskiego Krocza ukryli się w ciemnej alejce. Chwilę później wyszli z niej w grupach podzielonych przez Mistrza. Wykorzystując tłumy mieszkańców Wyznawcy Wiedzy wtopili się otoczenie.
Milcar i Eszar wyszli pierwsi. Skręcili w aortę miejska przez którą tłumy Ostrogarczyków oraz przyjezdnych płynęły wprost do przystani portu. - Słuchaj przyjacielu, odezwał się nożownik przerywając chwilę ciszy, jak znajdziesz chwilę zajrzyj do kaplicy Grama, może uda się zdobyć jedną lub dwie fiolki święconki. Bard kiwnął głową i położył rękę na ramieniu druha. - Spokojna twoja, znajdę coś też na tą paskudna ranę, znam jednego zielarza na rynku. Trawsko jest drogie i paskudne, podobno chowa się je na odchodach trolli, wiedz jednak że postawi nogi. - mam nadzieję bo piekielnie piecze, dodał Milcar oddzielając się od kompana.
Droga do doków była kręta. Dla Milcara nie było to złe miał pewność, że nikt go nie będzie śledził. Cienie wysokich czynszówek były jego ostoją. Zabójca wykorzystał wszystkie znane skróty aby w miarę szybko dostać się do rejonu jego kompana. Pełne rybiego smrodu ulice tętniły życiem, szczury biegały stadnie czasem przelatując bardzo blisko butów. Jeden z nich zatrzymał się na środku przejścia, wystawił pyszczek w gore i zaczął wywąchiwać, jego kompani oddalili się on wybrał inną ścieżkę. Czmychnął pod stertę skrzynek gdy usłyszał nadchodzące kroki zabójcy. W mniej uczęszczanej uliczce kilku handlarzy wymieniało się łupami z kradzieży. Popatrzyli na Milcara ostrożnie, kiwnęli jak do swego głowami. Kilkanaście kroków dalej stał Strażnik Eco. Szczał właśnie na mur w ciemnej uliczce. Chytrus wiedział jak się wtopić w otoczenie, bez munduru jego gęba przypominała pospolitego łajdaka niż niosącego prawo. Gdy się obrócił Milcar już na niego czekał szczerząc zęby.
- Wiedziałem, gdzie cię znaleźć. Ciągle tu przyłazisz łajzo. Odezwał się Milcar - ty za to wyglądasz jak siedem nieszczęść, odpowiedział Eco komplementem. - Widzisz tu zginął ten rybak, pamiętasz? a tu wskazał wgłąb ulicy ta kobieta. Gówno dalej wiemy kto ich zamordował. Eco zniżył głos. Ten chuj z czarnej krypty zajebał nam krągłą sumkę. Nic nie wiemy, ale nie długo będę miał więcej sznurków do pociągnięcia, jeszcze się dowiem, powiedział z wyczuwalną obsesją w głosie. ale powiedz mi pozbyliście się chłopaka? Straż lata jak pojebana po czynszówkach. Co z mistrzem? Powiedział zatroskany. - Mistrz ma się dobrze, ze mną gorzej, chłopaka dzisiaj wymieniamy, powiedział cicho zabójca, mówiąc prawie do ucha współwyznawcy. - Chwała wiedzy, odpowiedział strażnik.
- Słuchaj Eco, macie w strażnicy taką łódź skonfiskowaną, opowiadałeś mi kiedyś. - Mamy, uśmiechnął się, ale na rano potrzebuję ją oddać, powiedział Eco. Znikając z Milcarem w cieniu ulicy.
***
Panie dobrodzieju, szczerzył zęby bard, takie rośliny to pospolite są, a ty takie ceny dajesz, skandal. - Dobra, dobra mówił zielarz. Już ja znam te twoje gierki Eszar. Coś znowu przeskrobał, - Bard spojrzał głęboko w jedyne sprawne oko zielarza, - nie ja, mojego przyjaciela użarł wilk, paskudna rana. - Ha wilk! W Ostrogarze takie włochate bestie nie latają, coście pewnie jakiego samogon popili i psy was za padlinę wzięły! Śmiał się sklepikarz. - Tego dziewką nie będę opowiadał, kontynuował bard podtrzymując dobry humor rozmówcy. - Dobra, znam cię, wiem, że konkurencji nie będziesz robił. Sklepikarz wyciągnął z drewnianej szkatułki zawinięte liście w płótno, odwinął wybrał obcążkami starannie kilka łodyg. Bard obserwował twarz zielarza, stara blizna zachodziła na oko, które chowało się za przepaską, z zaciśniętych warg wystawał czubek lekko fioletowego języka. - Zielarz wystawił dłoń po monety, zgadał wyliczoną sumkę, a zanim przekazał zawiniątko powiedział - jak kto by chciał inne zioła nabyć to wiesz gdzie kierować takiego? - Jasna sprawa powiedział Eszar wychodząc z sklepu Zioła-Sokole oko.
Po drugiej stornie ulicy kręciła się spora grupa chorych. Wielu z nich siedziało na schodach, inni rozmawiali ze sobą czekając na jałmużnę od wyznawca Gramaa. - Może miedziaka, panie? Wystawił rękę jeden z młodszych żuli, Eszar wyciągnął z mieszka monetę i rzucił na ręce, zręcznie maskując niedokładność dla odwrócenia uwagi. Moneta rozdźwięczała, odwracając od niego uwagę innych złaknionych jałmużny. Gdy żebracy jak piranie rzucili się na odbijająca się od schodów srebrną monetę, bard krok za krokiem wznosił się bliżej wrót świątynnych. Wchodząc do kaplicy napotkał wzrok jednego z braci, Eszar uśmiechnął się tylko, zamoczył palce w święcące przed wejściem kilka razy i zniknął w chłodzie majestatu świątyni.
***
- Uchyl tajemnicy o czcigodny. Powiedział Ketras, badając zamyślone oblicze Najwyższego. - Nie bój się Ketrasie. Odezwał się w końcu Surelion, czeka nas ciężka noc, pełna wyzwań, czuje że nasze zmysły zostaną poddane próbie. Chcę abyś był blisko, popłyniesz z Rolphem łajbą, będziesz na niej, gdy poczujesz zasysaną energie, załamanie peemów, zachwianie równowagi, to będzie twój znak do wejścia na pokład. Użyjesz tego zaproszenia, pamiętaj tylko, że chłopak musi być ukrywany do końca do ostatniej chwili. - Tak najwyższy, wiem. Dobrze, spotkasz Milcara z łodzią w dokach. Upewnij się że nikt Cie nie śledzi, doprowadź chłopaka i wypłyń na jezioro, gdy usłyszysz Grammskie dzwony. Ja, z resztą wejdę na pokład, gdy spotkam się z nimi przed golibrodą.
Znam plan, Ketras idzie po Ralpha i chłopaka. Surelion czeka na resztę przed golibrodą. Eszar zakupy i święconka, Milcar załatwia łódź. Panowie oprócz Ketrasa idę się stroić. Mam tylko pytanie kto finalnie trzyma głowę?