Toń jeziora Dan-Ugar, wschód od przystani, 32 orakt - ran wieczór
Słowiku mój - powiedziała szlachcianka do Eszara czemu się rozglądasz. Szukasz innych Pań do adoracji? Zaczepnie przywołała barda, który obserwował zgromadzonych. - Może jeszcze coś mi zanucisz, tam na tarasie. Wskazała na boczne wyjście z Sali tuż za dużą taflą okna.
W wejściu pojawia się rudowłosa, wraz z kapłanem i dwoma adeptami w czarnych togach. Weszli powoli rozmawiając. Surelion oraz Eszar nie byli w stanie ujrzeć ich twarzy. Skręcili w korytarz do dolnego pokładu, którym wcześniej szedł Milcar.
- Czy rytuał będzie gotowy? Zapytał cicho Surlelion po tym jak zauważył schodzących na dolny pokład adeptów. - Owszem niebawem będzie, potrzebuje jeno Ciebie i twoja głowę - uśmiechnął się skarbnik, ciesząc się z takiego doboru słów. Półbóg zmarszczył powieki, jego odpowiedź przerwał jeden z zgromadzonych.
- Wznieśmy toast! Gość wstał unosząc kielich. - wypijmy zdrowie gospodarza i znalezienie konnych wandali którzy zdemolowali kramy. Przez tych zbirów cały kram glinianych naczyń poszedł w błoto. - Zdrowie! Odezwał się siedzący naprzeciw niego, wstał wzniósł kielich - podobno kufer złota się tam rozsypał, gawiedź się rzuciła i straż interweniowała. Złota? Powiedział skarbnik, pewnie nie odprowadzili podatków, gamonie! - Złapiemy ich! Odezwał się kolejny z gości, siedział. - Wyznaczę moich łowczych Panie, dojdą do tego któż to był i zapłacą. Murfon uśmiechnął się do Siwego mężczyzny, skinął głową i upił nieco wina. Patrzył przez chwilę na kryształowy kielich miętoląc jęzorem w buzi czerwony trunek. - Wyborne! Wszyscy znieśli toast, Surelion i Eszar również. Gdy kielichy powędrowały na stół i wzniosły się kolejne rozmowy. Nowe dania zawitały na stół a tuż obok gospodaża stanęła rudowłosa. Murof odezwał się do Wiedzącego - na dole winni być gotowi, miej głowę i chodźmy. Gospodarz wstał skinął i przeprosił gości, którzy zajęci byli kolejnym daniem i rozmowami.
***
Barka nie wydawała się tak obszerna z zewnątrz, ale kręcąc się po zewnętrznym korytarzu Milcar miał wrażenie że jest do ogromny okręt. Nie mijał nikogo z załogi a gdy skończyły się schodu prowadzące w dół stanął w korytarzu długim jak sama barka wychodziły z niego drzwi do różnych pomieszczeń. W jednych z nich usłyszał płacz, znajomy płacz. Zmęczony i głodny raz jeszcze zmusił się do działania. Spokojnie stawiał krok za krokiem, zbliżając się otwartego pomieszczenia mijając dwoje zamkniętych drzwi. Gdy był już pod drzwiami usłyszał głos panicza Erica, zabójca kucnął i wychylił się aby dyskretnie podejrzeć wnętrze pomieszczenia.
- Niee, mamo! Młody chłopak leżał zwinięty obok drewnianej skrzyni w której leżało ciało bezgłowej Astrid. Chłopak rozpoznał w niej swoją matkę. Szlochał z bezsilności na drewnianej podłodze. Miotał się i płakał. Milcar poczuł woń ziół która powoli przepełniała pomieszczenie. Na rogach znaku runicznego nakreślonego na podłodze kajuty stały małe kominki w których paliły się świece ogrzewające napar wydający ziołową woń. Światło świec umieszczonych poniżej kaganków malowało czerwienią wnętrze kajuty. Jedna z postaci znajdowała się na naprzeciw drzwi, siedziała na piętach, okryta od głowy ciemnym kocem, tuż przy niej stał kominek z naparem. Woń leciał wprost na jego twarz. Dłonie miała spętane sznurem. Kolejna ubrana w ciemny gruby płaszcze wyciągała ze skrzyni ciało Astrid. Wywleczone truchło położył na podłodze tuż przy chłopcu, który zalewał się jeszcze bardziej łzami. Nagle zaskrzypiała deska, gdzieś w korytarzu za zabójcą, osobnik w płaszczu obrócił się żwawo w stronie drzwi, na twarzy miał maskę. Milcar ściskając widelec w dłoni zdążył się tylko odwrócić i spostrzegł druga podobną postać stojącą tuż za nim,. Barczysty mężczyzna pewnie o paskudnej mordzie, którą skrył za maską, wydał się Milcarowi znajomy. Nim zdążył wbić oprawcy widelec poczuł mocne uderzenie i stracił przytomność.
***
Tego chudego na ten znak, dorzućcie ziół, ten mieszaniec niech zostanie gdzie siedzi. Słyszeli jakby przez mgłę męski głos. Nie czuli zmiany pozycji, może byli nieprzytomni dłuższy czas. Teraz bodźce wdzierając się zza mgły ich zmysłów. Półprzytomni byli niedaleko siebie. Milcar i Ketras, okryci grubymi ciemnymi kocami, siedzieli na piętach i nie mogli się ruszyć. Ciała mieli jakby sparaliżowane lub mocno spowolnione. Najmniejszy ruch przeszywał ich duszę ogromnym bólem. Milcar rzucił spojrzenie na Ketrasa. Ten patrzył raz na niego i raz na kaganek kopcący dziwnym dymem i znów na niego i znów na kaganek. W pomieszczeniu krzątały się jakieś postacie na środku znaku runicznego leżała bezgłowa naga Astrid a obok niej leżał bezradny i rozpłakany Eric. Nie mogli wypowiedzieć żadnego słowa, ale wiedzieli, że koniec jest blisko.
***
Im niżej byli tym bardziej w nozdrza wbijała się woń ziół. Gdy stanęli na dolnym pokładzie podszedł do nich zamaskowany mężczyzna z blond włosami, wysoki, chusta i drewniana maska zakrywała mu twarz. Wręczył podobne Surelionowi, Eszarowi - Załóżcie maski, powiedział skarbnik. - Jeszcze jeden towarzysz szedł tu na dół do jadalni służby, gdzie on? Pytał podejrzliwie Surelion. - Nie mamy na to czasu, rytuał się zaczął. Powiedziała gospodarzowi rudowłosa i założyła maskę. Po kilku wdechach byli już w pomieszczeniu, ciemnym, zadymionym, na podłodze żarzył się niebieskim pulsującym światłem znak magiczny. Na krańcach znaku siedzieli adepci, pod ścianą zdało się zauważyć jeszcze kilku obecnych świadków rytuału. Wewnątrz znaku leżała Astrid. Drzwi zamknęły się za zebranymi. Czas zwolnił, gęste ziołowe powietrze wżarło się do organizmów Sureliona i Eszara. Bard nie spostrzegł kiedy stracił skrzynię, jeden z adeptów właśnie układał głowę Astrid tuż obok jej ciała. Surelion zauważył zastygniętego w bezruchu młodego chłopaka. Rzucił okiem na zebranych, zauważył spętanego Milcara i Ketrasa. Było już za późno. Bard złapany został przez rudowłosą - już mi się nie wyrwiesz, szepnęła mu do ucha. Surelion przez jednego z zamaskowanych.
Na pierwsze słowa kapłana ciało martwej czarodziejki uniosło się nad chłopcem, kilka stóp nad podłogą, kończyny zostały rozciągnięte jakby ciągnął je niewidzialny sznur. Chłopiec odwrócił wzrok, sięgnął swoją skarłowaciałą ręką w stronę matki chcą ostatni raz ją złapać. Uniosła się jeszcze kilka centymetrów, adepci po przeciwnych rogach wymawiali mantrę tworząc z otwartych dłoni okrąg. Skierowali je do kapłana i spętanych surelitów. Przez wytworzony tak krąg zaczęły przepływać peemy, wysysając z żywych moc. Spod martwego ciała zaczął sypać się popiół. Murof ułożył się niżej ciała, klęknął i rozsunął kaftan, - tak! wiecznie życie! Dajcie mi smocze serce!
Skumulowana energia uderzyła przez skarbnika w chłopaka, który z rozpaczy chciał rzucić się na Murofa. Walnięty wiązkę energii chłopak upadł na drewnianą podłogę, kilka kroków przed zdeprawowanym szlachcicem. Siła magii unieruchomiła Erica. Jeden z akolitów z nożem stał tuż obok, gotowy zagłębić w ciele chłopca ceremonialne ostrze. Energia wytworzona z kręgu mocy natchnęła ostrze i było już gotowe do przekazania magii wewnątrz rytuału.
Uderzenie serca później ciało kobiety otuliła kolejna moc. Ciepła i jasna. Ruchy akolity z nożem spowolniły jakby trzymane zaklęciem. Rudowłosa piękność, spolimorfowała się w postać mężczyzny. - Stój! Smocza moc nic Ci nie da! Polimorf wrzasnął do zebranych. Wraz z jego krzykiem Mag znalazł się w kręgu przy chłopcu. Nim akolita i bard zdążyli zareagować i pojąć co się stało. Kapłan i mag ciągle utrzymywali aurę na martwej kobiecie unoszącej się kilka stóp nad drewnianą podłogą.
- Teraz! wyciągnij smocze serce teraz! Wrzasnął skarbnik do klęczącego przy chłopaku adepta.
- Przerwij rytuał! Wrzasnął mag, trzymając drugim zaklęciem powoli opadającą rękę akolity z ceremonialnym nożem.
Na zewnątrz rozszalała się przerażajaca burza, wiatr dął tak, że obijał fale o burte barki. Niebo przecinały co chwile gromy, światło błysków wdzierało się przez niewielkie okna u szczytu kajuty.
Surelion i wyznawcy ocknęli się. Rozpoczęła się "próba smrodu".
Czerpana przez was energia zadaje wam w tej rundzie 10 pkt. obrażeń. Każdemu. Jesteście pod działaniem ziół, wasze ruchy są spowolnione, jednak odzyskujecie świadomość. Byliście świadomi przez tego co się działo. Mam nadzieję, że wezmiecie udział w ostatniej scenie. Zatem, którą stronę konfliktu wybieracie? Możecie w technicznym złożyć deklaraciel lub opisać w fabularnym przeżycia postaci i zadeklarować akcje. Ostatnio nie ma mnie na portalu zbyt często, ale chce dokończyć tą przygodę, mam nadzieję, że skusicie się i Wy.