Dłoń wiedźmy szybko odszukała przy pasie kamienną dulę. I gdy już młódka miała dobyć broni i biorąc silny zamach, cisnąc nią w maszkarę, ujrzała jej przebrzydle żółte ślepia. Dwa punkty, niczym miękkie żółtka z rozbitego, kurzego jaja, wpatrywały się w nią, przeszywając niemal na wskroś. Czarne, pionowe źrenice ostro kontrastowały z otaczającą je żółcią. Czerń ciemniejsza niż pióra czarnego kura, czy węgliki zza tyłów chałupy, zdawała się wciągać całą uwagę dziewczyny, która w końcu zapomniała niemal o tym, że ma w dłoni kamienną kulę, gotową do ciśnięcia w łeb potwora. I takżeż się zapatrzyła, że stała paraliżem zdjęta, póki głowa gadziny nie legła z głuchym plaśnięciem na mokrą murawę. Dopiero wtedy Nętka ocknęła się jak z głębokiego snu, a wężowe sploty ześlizgnęły się z powrotem do cuchnącej wielce wody.
I co żeż się stało? Zdziwiona swym zachowaniem dziewczyna wzięła powietrze do płuc, gdy mogła w końcu poruszyć swym ciałem. Przelotnie spojrzała na kłębiące się w bagnisku wężowe cielsko i przez tą króciutką chwilę, przez jej umysł przebiegły pojedyncze opowieści o tym, jak to z części takiej poczwary można przyrządzić wielce przydatne specyfiki. Ale jednak... specyfiki nagle zniknęły z jej umysłu, gdy tylko usłyszała znów wołanie swej biednej babci.
- Babcinko kochana, gdzież jesteś? Nie widzę cię w tej mgle. - Nętka wsłuchała się w najlżejsze nawet szmery w otoczeniu, próbując oszacować skąd dobiega głos jej opiekunki. Czarownica przyspieszyła kroku na tyle, na ile pozwalała na to grząska ziemia. Głos drogiej jej osoby wołał o szybką pomoc i dziewczyna obawiała się, żeby nie było za późno.
A jeśli cosik ją wciągło w tupło tak jak mnie? - zdała sobie nagle sprawę i podążyła w kierunku, z którego, jak oszacowała, słyszała nawoływanie babci. W dłoń wzięła już za wczas dulę, nie zamierzając pozwolić, na siłę Dorana mężnego, aby jedyną pozostałą jej osobę z rodu wciągnęła pod wodę jaka oślizgła maszkara.