PBF - Cedar Creek by Night

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 21 sierpnia 2018, 22:57

Knajpa wuja, wieczór trzeciego dnia

Osa wślizgnęła się do lokalu tylnym wejściem, pokonując zagracone podwórko ostrożnym, ale szybkim krokiem. Zerknęła po drodze przez niemiłosiernie brudne okienko szopy, odnotowała w pamięci obecność w środku Śmierdziela i siedzącego obok niego w kucki Ducha. W normalnych okolicznościach może i przywitałaby się pośpiesznie z albinosem, walcząc jednocześnie z odrażającym fetorem siedziby toksyka. Lecz mijający dzień nie należał do normalnych, a zwarzony humor tropicielki skutecznie zniechęcał ją do kontaktów z innymi ludźmi.

Drzwi na zaplecze były szeroko otwarte, ulatniał się nimi charakterystyczny swąd przypalonego mięsa. Slammer zawsze kiepsko radził sobie w kuchni, znacznie lepiej szła mu rola barmana. Dziewczyna zatrzymała się przy wąskich schodkach wiodących na poddasze, zwalczyła w sobie natychmiastową ochotę zamknięcia się w czterech ścianach.

Wuj miotał się zapewne pomiędzy kuchenką i kontuarem, zachodząc jednocześnie w głowę, gdzie na tak długo zniknęła jego jedyna krewniaczka. Osa nie miała serca, by przedłużać jego rozterki. Wślizgnęła się na zaplecze, klepnęła stojącego do niej plecami kulawca w ramię. Wuj rozpromienił się w jednej chwili, pojaśniał na widok siostrzenicy.

- Martwiłem się - rzucił zupełnie niepotrzebnie. Osa wiedziała, że zamartwiał się za każdym razem, kiedy wychodziła. Martwił się, że wpadnie w kłopoty, że ktoś wyrządzi jej krzywdę. Że starzeje się samotnie, że nie ma jeszcze dzieci. Że kaszle w dni, kiedy elektrownia uwalniała większe ilości dymu.

Poczciwy stary Slammer martwił się o nią zawsze i wszędzie.

- Miałam parę spraw na mieście - odparła wymijającym tonem - Coltrain się pojawił?

Wuj pomarkotniał zauważalnie, kiwnął przecząco głową, potem wystawił na kontuar zamówioną przez kogoś butelkę żmijówki. Osa przesunęła wzrokiem po siedzących przy stolikach klientach, ubogich ludzi z przedmieścia, którzy zapijali w budzie Slammera swój brak jakichkolwiek perspektyw na przyszłość.

Gura siedział w kącie sali, sam jeden przy swoim stoliku. Miał na swej topornej gruboskórnej gębie niecodzienny wyraz, w zdumiewający Osę sposób kojarzący się z głęboką zadumą. Rudowłosa uznała szybko, że to nieporozumienie. Owszem, Gurze zdarzały się chwile, kiedy jego umysł ulegał zawieszeniu przeciążony nadmiarem emocji bądź trudnych słów, natomiast nigdy dotąd cargo nie przejawiał oznak głębokiej zadumy.

Nieszczęsny lekarz Alternatywy dla Ameryki, który przypłacił niegdyś licznymi złamaniami postawioną Gurze diagnozę, twierdził zdecydowanie, że cargo nie był mentalnie zdolny do rozmyślania.

- Pomożesz mi z zamówieniem na przekąski? - rzucił od strony kuchenki Slammer - Potrzebuję cztery świerszcze z grilla, te wielkie, które kupiłaś od Chucka.

Osa poczuła nagły skręt kiszek na wspomnienie jedzenia, nie miała natomiast pojęcia, czy spazm ten spowodowany był głodem czy też przejawem aktywności drzemiącego gdzieś w jej wnętrzu pasożyta. Nie marzyła w tej chwili o niczym innym jak tylko zamknięciu się w swoim pokoju.

- Cztery świerszcze - potwierdziła wyciągając z szafki poplamiony kuchenny fartuch - Z sosem czy bez?

Kątem oka dostrzegła kolejnego z wchodzących do lokalu gości. Grubokościsty cargo, niższy od Gury, ale szerszy w barach, z mocno napiętym na jednym boku materiałem swetra. Ubrany był w wypłowiały prochowiec i naciągnięty na czoło kapelusz, którego rondo zasłaniało mu twarz. Wbrew oczekiwaniom dziewczyny przybysz nie skierował swych kroków w stronę baru.

Najpierw przysunął się do najbliższego drzwi okna, wyjrzał na pogrążoną w wieczornym mroku ulicę przyjmując dziwną z punktu widzenia Osy pozycję.

Ustawił się tak, by z zewnątrz praktycznie nie było go widać. Spoglądał zza krawędzi okiennej futryny przez dłuższą chwilę, potem zaś przeciął szybkim krokiem salę lawirując ze zgrabnością ciężarnej krowy pomiędzy poplamionymi bimbrem stolikami.

Dosiadł się prosto do stolika Gury, a ten nawet nie pogroził mu pięścią, nie wspominając już o zwyczajowej reakcji ochroniarza na taką zuchwałość, jaką było przyłożenie bufonowi w zęby.

Wrzucając świerszcze na patelnię Osa jęła przypiekać je na średnim ogniu, obserwując jednocześnie kątem oka Gurę i jego nieznajomego gościa.
Scenka kulinarna...

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 26 sierpnia 2018, 21:41

Knajpa wuja, wieczór trzeciego dnia

Grzmot miał na głowie przezabawny kapelusz, którego rondo opadało mutantowi na twarz zasłaniając ją po nasadę nosa. Gura zamierzał w pierwszej chwili ryknąć śmiechem na widok owego kapelusza, ale jakiś dziwny cień na obliczu gościa powstrzymał cargo przed okazywaniem nadmiernej wesołości.

Grzmot usiadł przy stoliku pośród dźwięku trzeszczącego krzesła, wbił poważne spojrzenie w oczy Gury. Ochroniarz zorientował się poniewczasie, że gość z jakiegoś powodu ukrył swą trzecią rękę, nie pod płaszczem dla wygody, ale pod materiałem swetra.

Wielkie niczym parówki palce zabębniły cicho w porysowany i lepiący się od rozlanej wcześniej żmijówki blat stolika.

- Wszystko w porządku? - spytał po krótkiej chwili milczenia Grzmot, zerkający jednocześnie spod ronda kapelusza na siedzących wokół zaniedbanych klientów - Spokojny wieczór?

Gura pokiwał ochoczo głową, uśmiechnął się szeroko.

- Masz tu jakiś dyskretniejszy kąt? - Grzmot obejrzał się ponownie po ciemnych zakamarkach sali - Miejsce, gdzie możemy porozmawiać bez ryzyka bycia podsłuchanymi?

Gura zesztywniał w ułamku chwili, nie tylko w obrębie imponującego przyrodzenia, ale wręcz na całym ciele. Uwolniona w jednej sekundzie ze smyczy wyobraźnia cargo pognała przed siebie na złamanie karku, wypełniające ciemne kąty sali obrazami przebranych za ludzi łaciatych krów z komunistycznym rodowodem.
Na myśl przychodzi mi siłownia, pokój Osy na poddaszu, podwórko na tyłach albo szopa Śmierdziela...

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 27 sierpnia 2018, 22:08

Knajpa wuja, wieczór dnia trzeciego

W pierwszej chwili Gura chciał wykotłować nieznajomemu fangę prosto w szczękę wystającą spod kapelusza.

Spieprzaj kolego, na posłańca czekam... - przeszło mu przez głowę, jednak miał tyle trzeźwości umysłów (sztuk trzy), że nie powiedział tej najtajniejszej z tajności na głos. A właściwie to nie zdążył, bo poznał pod starym kapeluszem swego kompana.

- Ho, ho, ho! - zaśmiał się Gura- Aleś mje kurdę rozbawił. A już żem myślał że kto z pało się przysiad by mnie spróbować przez łeb zdzielić. Choć, że znam takie miejsówkie gdzie można spokojnie pogadać.

Gura przechylił się konspiracyjnie do Grzmota.

- To moja siłownia. Tam się une bojo wchodzić, te diabły łaciate i rogate. To taka... - zaczął szeptem - ta, no... enkalawa, sancturarium, do którego bojo się zaglądać - mrugnął porozumiewawczo dając znać o kim mówi - Bo od drążków i sztang bije moc tak straszliwa, że jej zdzierżyć nie mogo, a jakby która zajrzała to bo jej zaraz te cielęce oczy wypłynęły. Świente miejsce. - zakończył ze śmiertelną powagą Gura i ruszył do wyjścia.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 27 sierpnia 2018, 23:05

Knajpa wuja, wieczór trzeciego dnia

Indianin z zadowoleniem zauważył, że jego cienie pozostały przed lokalem, mogła nie odpowiadać im klientela, ale nie dawało mu spokoju, że to niechciane towarzystwo jawienie świadczyło o braku zaufania pastora co do jego osoby. Spotkany na miejscu Gura, okazał się tylko odbiciem jego własnego wisielczego nastroju. Cargo zdawał się jakiś nieobecny i zamyślony, zupełnie niepodobny do rubasznego i groźnego człowieka, którego znał albinos. Nie ruszyła go nawet uwaga o dwóch ubranych na czarno alfonsach, stojących na zewnątrz, wypowiadających się niepochlebnie o lokalu, będącym ostoją olbrzyma.

Nie widząc rudowłosej siostrzenicy Slammera, udał się wprost do blaszanego wigwamu przyjaciela. Zastał go nachylonego nad pobliską gnojówką, będącą farmą alkoholu Śmierdziela. Duch musiał przyznać, że bimber toksyka miał kopa, ale cuchnął okrutnie.

- Cześć, masz chwilę? Mam trochę żarcia, wódę i wodę. Nie patrz tak, raz stawiasz ty, raz ja. Ciepła noc, woń się świetnie rozchodzi. - wyciągnął podarki i po dłuższej chwili milczenia kontynuował. - Przyszli do mnie bogaci goście z robotą, ale są jacyś dziwni. Dwóch ciągle za mną łazi, jakbym mógł gdzieś uciec. Jeszcze nie chcieli żebym im motory reperował, ale pytali o moje życie, kó..a, źle się czułam, jakby mnie rozbierali, ale może dadzą mi robotę, stałą, dla kościoła moona. Taki biały pastor, Goodwill i dwóch medyków. - znów po chwili - może ta płomiennowłosa lisica będzie coś kojarzyła. Widziałeś ją? Ona jest taka wścibska laska. Mam iść do tego szamana rano, na dalszą robotę. Mówię Tobie, bo wiem, że też jesteś szamanem. Wiesz jak chcesz to możemy wrzucić tych dwóch do gnojówki jak byś chciał - zaryzykował, wiedząc, że mógłby zadźgać swoje cienie i sprawić by zniknęły. Ale wtedy spostrzegł Osę przemykającą się do swojego pokoju na piętrze. - Śmierdziel, choć pogadamy z nią, może napije się kielicha?

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 01 września 2018, 18:09

Knajpa wuja, wieczór trzeciego dnia

Grzmot skinął konspiracyjnie głową, kolejny raz z rzędu obrzucił salę badawczym wzrokiem. Nie chcąc uchodzić za chama, Gura podniósł się pierwszy ze stołka i zaprosiwszy gościa ruchem ręki do podążania za sobą, ruszył wzdłuż ściany ku wejściu na zaplecze.

Grzmot podążył w ślad za gospodarzem, unieszczęśliwiony zapewne faktem, że na sam dźwięk trzeszczącego pod Gurą krzesła wszyscy pijący w knajpie klienci jak jeden mąż przerwali swe rozmowy i wbili w potężnego ochroniarza przestraszone spojrzenia. Pławiąc się w glorii drapieżnika szczytowego, Gura przemaszerował pomiędzy stolikami, wsunął się w wąski korytarz zaplecza. Smażąca coś na patelni Osa posłała mu pytające spojrzenie, na co cargo odpowiedział czym prędzej wystawioną jeszcze bardziej do przodu piersią i podbródkiem. Duma rozsadzała go na samą myśl o fakcie, że ku dzikiej zazdrości rudowłosej będzie przyjmował w swoim sanktuarium najprawdziwszą wizytę przyjaciela. I to jakiego przyjaciela – pogromcy krów i rzeźników, zaufanego kumpla cudacznej w kosmos Eleonory. Osa mogła się w kępę ostów schować ze swoimi znajomkami w porównaniu do Grzmota.

Dziwny grymas na twarzy dziewczyny uruchomił dodatkowy proces myślowy w pracującym na pełnych obrotach mózgu mutanta. Gura potrzebował kilkunastu kroków dzielących go od wejścia do siłowni, by pojąć, że to najpewniej była desperacja. Cargo wyszczerzył zęby rozwikławszy w końcu jedną z fascynujących zagadek kobiecej natury. Zazdrosna o tak niezwykłego przyjaciela, Osa najpewniej zamierzała łasić się do Gury i zabiegać o jego względy, nagle olśniona rosnącym statusem społecznym ochroniarza. A Gura zamierzał przez długi czas demonstracyjnie wzgardzać jej zalotami, bo też rudowłosa mocno straciła na atrakcyjności w porównaniu do poznanych w hangarze mutantek: trzyokich, trzycycatych, a zapewne również skrywających jakieś niezwykłe niespodzianki pod kieckami.

Grzmot wszedł do siłowni w ślad za gospodarzem, po czym uczynił coś, co Gurę całkowicie zaskoczyło. Cargo był święcie pewien, że gość od razu zacznie komplementować zawartość siłowni albo nawet poprosi o zgodę na wykorzystanie niektórych instrumentów. Albo przynajmniej będzie jęczał z podziwu dla lustrzanego królestwa Gury.

Lecz Grzmot zrobił coś innego. Spoglądający w odbicie gościa na kawałkach przyklejonych do ściany luster, Gura ujrzał wystawioną spod swetra gościa jego trzecią rękę. Rękę zaopatrzoną w wielki matowoczarny pistolet z grubą tubą nakręconą na lufę.

Dwie normalne ręce Grzmota przytrzymały gospodarza w miejscu, a trzecia wcisnęła cylinder broni boleśnie głęboko w ucho Gury.

- Wciągnąłeś mnie w kocioł? - zasyczał rozwścieczonym głosem przyjaciel Eleonory - Pół dnia potrzebowałeś, żeby nas sprzedać? A ja dałem ci się podejść jak jakiś głupi. Jedno jest pewne, mnie żywcem nie wezmą, a ciebie żywego nie odbiją!
...

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 02 września 2018, 16:54

Szopa Śmierdziela, wieczór trzeciego dnia

Śmierdziel nie był tego wieczora sobą. Przygnębiony, głęboko melancholijny i bez przerwy nurzający się w cuchnącej niemożebnie kadzi, koniec końca zniechęcił Ducha do prób dalszej konwersacji. Albinos nie pojmował do końca natury milkliwego znajomka, wiedział jednak, kiedy powinien dać sobie spokój.

Kiwnąwszy dłonią na pożegnanie, zdusił w sobie nutę rozczarowania i podniósł z zabrudzonej podłogi szopy swoje manatki. Podwórze pokonał iście niczym Duch, lawirując z przyzwyczajenia pomiędzy stertami złomu i śmieci. Drzwi wiodące na zaplecze knajpy były szeroko otwarte, toteż Indianin wślizgnął się bezszelestnie za próg zdecydowany poszukać bardziej skorego do rozmów Slammera.

Przecinając ciemny korytarz zatrzymał się znienacka na wysokości wejścia do siłowni Gury, chorobliwie zafascynowany widokiem potężnego ochroniarza obściskującego się z innym cargo, nieco od Gury mniejszym, ale równie gorącokrwistym, co gospodarz siłowni.

- Na zewnątrz są żołnierze Ligi - powiedział ściszonym głosem ten przyciskający tors do szerokich pleców Gury - Chowają się w cieniu, ale ich zauważyłem. Gdzie są dwaj, jest i więcej. Naprawdę chciałeś to zrobić?

Nieco zawstydzony swymi domysłami, Duch cofnął się czym prędzej od progu i ruszył w kierunku głównej sali. Nie miał dotąd okazji zgłębić seksualnych upodobań Gury, za to rozumiał doskonale niepokój drugiego cargo. Słynący z surowości wobec moralnej rozwiązłości bojówkarze Ligi na pewno nie byliby zachwyceni widokiem obmacujących się w siłowni mutantów.

- Butelkę żmijówki - rzucił pod adresem rudowłosej lisicy, wypatrując jednocześnie jakiegoś wolnego miejsca przy stoliku.
Śmierdziel ewidentnie nie szuka tej nocy towarzystwa...

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 04 września 2018, 21:37

Knajpa wuja, wieczór trzeciego dnia

Kiedyś na pewnym ulicznym graffiti Gura z trudem odczytał hasło starożytnych Amerykanów "NIE WALCZ Z IDIOTAMI MAJĄ PRZEWAGĘ LICZEBNĄ". Dzisiejszego wieczora miało się ono ziścić. Zapadła cisza po przystawieniu broni posłużyła cargo do wyrażenia twarzą bezbrzeżnego zdziwienia zaistniałą sytuacją. Zaś jego bratu usytuowanemu na garbie do mlaskania, a lewemu do posapywania. I tak stali we trzech przeciw Grzmotowi i cisza stała między nimi.

W milczeniu, przez chwilę tak stali.

Dłuższą chwilę.

Jeszcze dłuższą chwilę.

- Yyyyy - zaczął Gura ale się zamknął.

Chwila ciszy nadmiernie się przeciągała.

I jeszcze trochę.

- Suchaj Grzmot... - zaczął łagodnie nie bardzo wiedząc jak wytłumaczyć oczywistą oczywistość niezbyt inteligentnemu przyjacielowi. - Tu jest knajpa, wiesz... ludzie tu naprawdę różne przychodzo... i to normalne. A te żołnierze, to co drugi dzień. Kiedyś nawet mieliśmy tu pastora, ale takiego przejezdnego. Indian z Meksyku i zjadacza węży z południa. Dlatego jeśliście się chcieli tutaj umówić tom się nie zdziwił. Ale jak się ich wstydujesz, to wyjdem i im łomota spuszczę. - Gura zamyślił się. - Tylko... tylko muszę się wprzódy przebrać za kogoś, bo znowu draka będzie z wujostwem, że tak nie możno napadać od tyłu jak ktoś szcza, bo zawał gotowy, bo ludzie się bojo przychodzić, bo bla, bla, bla..... To jak chcesz? - zapytał z nadzieją.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 09 września 2018, 20:10

Knajpa wuja, wieczór trzeciego dnia

Albinos nie miał wprawy w nawiązywaniu kontaktów z kobietami. Na drodze wystarczył odpowiedni warkot silnika, żeby dosiadła się jakaś pachnąca smarem dziewczyna, a noc spędzała z tym, który wygrał walkę na pięści. Ale przecież nie chodziło spędzenie nocy z Rudą, a tylko o krótką rozmowę, zaś Duch przypatrujący się jej napiętym twardym mięśniom, wcale nie chciałby walczyć na pięści o te kilka chwil.

Indianin czuł się zupełnie zbity z tropu, ale kiedy odbierał butelkę z rąk dziewczyny, coś przykuło jego uwagę. Ruda nie patrzyła mu wyzywająco w oczy, a jej ręce prawie niezauważalnie drżały, ale drżały, nie była sobą, wszyscy nie byli sobą i tylko z nią mógł to wyjaśnić. Jeszcze raz omiótł wzrokiem sylwetkę odwróconej teraz tyłem do niego dziewczyny, to że była atrakcyjna niczego nie ułatwiało, dla dodania sobie animuszu ugryzł się w wargę. Otworzył flaszkę pociągnął długi łyk, już zebrał się w sobie, gdy do kontuaru dotoczył się jakiś kompletnie pijany typ. Albinos wściekły, że ktoś przeszkadza mu w i tak trudnym zadaniu, wbił w pijaka malinowe oczy, wręczył mu flaszkę i wycedził przez zęby. -Spierdalaj śmieciu! - Ruda odwróciła się od skwierczących na patelni świerszczy z pytającym wzrokiem, tymczasem pijaczyna już zniknął. Duch przystąpił do ataku na siostrzenicę Slammera.

- Masz dużo roboty, znam się na tym mogę pomóc. - dziewczyna bez słowa odwróciła się, kontynuując swą pracę i wystawiając mechanika na pokusę oglądania spodni napiętych na swych pośladkach. Aleś się popisał wodzu, wyrzucał sobie dalej albinos.

- Ruda, posłuchaj mnie chwilę! Jak Cię wkurwię skopiesz mnie po jajach. Dwie sprawy. Gura obściskuje się w siłowni z jakimś cargo i przekaż mu że ci żołnierze ligi, nie śledzili jego chłopaka tylko mnie. Jak się chcą chłopaki spotykać to mogę ich nawet czasem do cysterny wpuścić, tam ich nikt nie zobaczy. - już miał przejść do ważniejszej sprawy, gdy dziewczyna odwróciła się do niego z lekkim uśmiechem mówiącym Nie pij już więcej, ale tylko postukała się w czoło. Ale Indianin zobaczył jedyną dla siebie szansę. Zbliżył się nieco do Rudej, tak by tylko ona słyszała co mówi.

- Druga sprawa. Jesteś wścibska laska, a ja nie mam do kogo się zwrócić. Potrzebuję informacji. Liga chrześcijańska, pastor Goodwill, Kościół Moona, co to za typy, jutro mam się spotkać rano z tym rumianym szamanem, myślałem, że załatwił mi robotę, ale wysłał za mną tych dwóch żołnierzy co stoją na zewnątrz. Po co? A i był u mnie dzisiaj z takimi dwoma doktorkami, jak oni się nazywali, cholera. Jeden doktor Morrison, drugi jakoś doktor Bullon...Bullock, to jacyś popaprańcy. Szukałem Ruda tylko dobrej roboty, a coś mi tam śmierdzi. A właśnie, czemu szaman smrodu taki nieobecny? Nie żeby na co dzień był gadatliwy, ale dziś jak by go ktoś pałą obił - po raz kolejny oglądając siostrzenicę Slammera od trepów po rudą czuprynę, dodał - zresztą nie tylko on. Świerszcze się przypalają. Nie przejmuj się, mam jeszcze węże. - To mówiąc wyjął z torby martwego grzechotnika i rzucił na blat.
Pozwoliłem sobie nieznacznie zaanimować postać Kargana, powstrzymując się od wszelkich wypowiedzianych przez Rudą słów, a ograniczając do cierpliwego znoszenia namolnego albinosa, co w podobnym lokalu nie jest pewnie czym nietypowym.
Jeśli masz Kargan jakieś uwagi to z pewnością je uwzględnię.

Awatar użytkownika
Kargan
Reactions:
Posty: 1420
Rejestracja: 22 listopada 2012, 13:44
Has thanked: 8 times
Been thanked: 7 times

Post autor: Kargan » 09 września 2018, 23:21

Knajpa wuja, wieczór trzeciego dnia

Osie udawało się całkiem dobrze ignorowań mruczenie Indiańca dopóki nie padło słowo "Bullock". Zamarła na chwilę po czym zestawiła z ognia patelnię z nieco pzypalonymi świerszczami i błyskawicznym ruchem chyciła Ducha za koszulę po czym wciągnęła głębiej na zaplecze.

- Bullock powiadasz ? Razem z pastorem Goodwill'em ? Czego od Ciebie chcieli ? - zadawane cichym lecz pełnym napięcia głosem kolejne pytania wylatywały z ust Osy z szybkością karabinowych kul. Oszołomiony Duch nie zdążył odpowiedzieć na pierwsze gdy pojawiało się już trzecie - Zresztą nieważne czego od Ciebie chcieli. Zniknij. Jesteś indianinem więc pewnie znasz sposoby. Zgub tych żołnierzy i zniknij. Spadaj na pustkowia i przeczekaj. Sprawa zakończy się w taki czy inny sposób i coś czuję, że to się stanie diabelnie szybko. Radzę Ci z dobrego serca byś omijał pastora, doktora Bullock'a i szpital. Wyjedź na trochę Duch i nie wracaj zbyt prędko.
No to zaktywowałeś ;)
]|[ Innocence Proves Nothing ]|[

Medea Trix: WS 28, BS 44, S 32, T 29, AG 41, INT 29, PER 40, WP 32, FEL 33 (12 wounds, 2 fate points)
Erias Kantar (Black Templar Marine): WS 53, BS 37, S 40, T 42, AG 51, INT 45, PER 45, WP 46, FEL 40 (23 wounds,4 fate points)

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 11 września 2018, 16:54

Knajpa wuja, wieczór trzeciego dnia

Indianina nieco zbiła z tropu nagła bliskość dziewczyny, uznał jednak, że taki obrót wydarzeń może być korzystny i dla niego. Kiedy szarpnęła go za koszulę i pchnęła na zaplecze, gdzie strzelała pytaniami i odpowiedziami na przemian, albinos zastanawiał się czy ta diablica jest tak szybka, czy alkohol przyćmił mu refleks, oznaczałoby to, że woda ognista może stać się jego zgubą, jak niegdyś przodków.

Przyjął dobra radę omijania doktora, a kiedy radziła ucieczkę, wykorzystał chwilę by pochwycić ja w pasie i przyciągnąć do siebie, zastanawiając się czy zdąży zasłonić się przed kopem w...

- Świetnie, że załapałaś Osa. Rumieńce Ci wróciły, to dlatego, że się szamoczemy, czy na wspomnienie pastora? Jakoś nie nawykłem do uciekania, jeśli nie wiem przed czym.
Tu prawdopodobnie, Duch zdoła, lub nie, uniknąć kopniaka Osy.
- Masz racje, to o co pytali nie miało znaczenia, ważne co chcieli, bo wygląda na to, że coś wiesz. A może masz zlecenie na tych gości i boisz się, że sprzątnę ich pierwszy?

Chociaż wchodzenie w intymną strefę siostrzenicy Slammera nie należało do bezpiecznych, to w tym właśnie momencie, ta pełna adrenaliny gra najzupełniej albinosowi odpowiadała. Alkohol jeszcze przed chwilą lekko otumaniający, cofał się przed falami ognia, który ostrzył zmysły Indianina jak brzytwy.

- Odsłoń trochę tajemnicy zanim pójdę ich tam zabijać. - w półmroku wyraźnie widział krople słonego potu spływające po napiętej szyi i ginące miedzy piersiami dziewczyny.
Jeszcze chwila słodkiego tete ta tete z Osą, zanim Duch wyjdzie spotkać się z okrutną rzeczywistością.
I zanim to się stanie pragnąłbym ustalić bieżący ekwipunek Indianina

Awatar użytkownika
Kargan
Reactions:
Posty: 1420
Rejestracja: 22 listopada 2012, 13:44
Has thanked: 8 times
Been thanked: 7 times

Post autor: Kargan » 11 września 2018, 22:27

Knajpa wuja, wieczór trzeciego dnia

Wpatrzony w piersi dziewczyny indianin nie zdążył nawet dostrzec błyskawicznego ruchu jakim Osa wydobyła z pochwy wsuniętej za pasek spodni swojego ukochanego Ka-Bar'a. Poczuł za do chłód klingi na swoim gardle i pomimo rozgrzanych zmysłów znieruchomiał jak pustyny skoczek widzący cień drapieżnego ptaka.

- Zabierz te łapska - zimny głos Osy był równie ostry co jej nóż - Jak będę się chciała obściskiwać z jakimś białakiem to dam mu znać. Zabieraj te łapska, albo skończysz w gnojówce Śmierdziela.

Powoli odchylając głowę indianin puscił dziewczynę i odsuwając ostrożnie ręce próbował się cofnąć. Równie gwałtownym ruchem co wcześniej dziewczyna pchnęła go w pierś drugą ręką posyłając na ścianę.

- Powiedziałam co miałam powiedzieć - wysyczała kierując ostrze noża w stronę jego oczu - Jak chcesz zdychać to Twoja sprawa. I radzę trzymać się ode mnie z daleka.

Jeszcze przez sekundę Osa wpatrywała się w nieruchomą sylwetkę Ducha by nagle zakręcić nożem w dłoni i chowając go z powrotem do pochwy ruszyć w stronę schodów prowadzących na górę knajpy.
Chcesz się dalej obściskiwać ? Próbuj... być może zdołasz kiedyś komuś o tym opowiedzieć...
]|[ Innocence Proves Nothing ]|[

Medea Trix: WS 28, BS 44, S 32, T 29, AG 41, INT 29, PER 40, WP 32, FEL 33 (12 wounds, 2 fate points)
Erias Kantar (Black Templar Marine): WS 53, BS 37, S 40, T 42, AG 51, INT 45, PER 45, WP 46, FEL 40 (23 wounds,4 fate points)

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 12 września 2018, 22:29

Knajpa wuja, wieczór trzeciego dnia

Dziewczyna była szybka i umiała wykorzystać słabości facetów. W innym czasie, pod innym słońcem, mogliby zupełnie inaczej rozmawiać i wybiegać dalej marzeniami niż przeżycie następnego tygodnia.

Odprowadził wzrokiem oddalającą się po schodach rudą tropicielkę.

- Niech sprzyja Ci wiatr i woda - rzucił na pożegnanie. - Ciekawe przed czym ciągle ucieka ta dziewczyna - pomyślał.

Wracając do pełnej nerwowości reakcji siostrzenicy Slammera, mechanik powrócił na podwórze poszukać kilku drobiazgów. Kilku metrowy kawałek drutu, płachta materiału, pręt. Zajrzał jeszcze dyskretnie do siłowni nie chcąc płoszyć splecionych w uścisku cargo. By po chwili wrócić do sali. Wyjrzał przez okno, czy jego ogon wciąż potulnie leży zwinięty w zaułku naprzeciwko. Następnie rozejrzał się po klienteli wyszukując wzrokiem odpowiednią partnerkę. Zależało mu by wyglądała choć trochę zdrowo, ale była odpowiednio pijana, żeby rano nie móc sobie wiele przypomnieć.

ODPOWIEDZ