PBF - Błogosławiona Krew

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 02 grudnia 2018, 21:49

Lucatore, 30 czerwca 2595

Barthez od razu zrozumiał, że zarówno Kozioł jak i Dom Olejów nie będą odpowiednimi miejscami aby szukać kwater dla dziedzica. Pierwsza była mordownią starych weteranów i wpraszanie się tam byłoby jawnym proszeniem się o kłopoty. Pal licho jeśliby chodziło tylko o Bartheza i najemników, ale Helweta domyślał się dobrze, jak boleśnie skończyłaby się dla niego obecność zmanierowanej arystokracji. Zresztą pewnie komfort mieli już lepszy w Domu Pielgrzymów. Dom Olejów odpadał z zupełnie oczywistych przyczyn, bo byłoby to jak przysłowiowa zamiana siekierki na kijek.

Najemnik pogładził się chwilę po głowie, myśląc co czynić. Mógł oczywiście zaciąnąć Dumasa z powrotem poza miejskie mury, ale wolał sprawdzić wszystko. I jakby nie patrzył mały rekonesans po wąskich ulicach Lucatore w niczym nie przeszkadzał. I tak musiał to zrobić wcześniej czy później.

- Rzeknijcie jeszcze dobrzy ludzie czy nie mieszkają w mieście jacy bogaci kupcy. Może Ambasador mógłby się zatrzymać na prywatnych kwaterach, jeśliby była taka możliwość.
Barthez podpyta jeszcze o jakiś bogatych ludzi w mieście. W końcu jakiś kupiec mógłby zwęszyć dobry interes na wynajmie swoich pokoi bajecznie bogatym Frankom. Można by jeszcze spróbować wprosić się do brata nieboszczyka (tego co ma żonę z Lombardich), ale to wiążałoby się z dość jawnym opowiedzeniem się po jakiejś stronie konfliktu który się tu rozgrywa.

Tak czy owak, jesli dostaniemy jakieś namiary, to się tam wybierzemy.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 02 grudnia 2018, 22:05

Lucatore, 30 czerwca 2595

Leon Thibaut i kapitan Perrault błyskawicznie opuścili pomieszczenie, zostawiając dziedzica zapatrzonego w widoczną za dachowym oknem panoramę Lucatore. Jasne dachy miasteczka wystawały tu i ówdzie ponad względnie wysokie mury, ale Abdel swą uwagę dzielił przede wszystkim pomiędzy majestatyczną bryłę wzniesionego na wzgórzu klasztoru oraz wielkie kształty trzech górskich masywów wyrastających wysoko ponad kotlinę Lucatore. Ich szczyty wydawały się niknąć w chmurach, wywierając swym surowym pięknem ogromne wrażenie na wrażliwym estetycznie pierworodnym.

- Bez względu na plebejską atmosferę tego miejsca krajobraz budzi wrażenie - odezwała się stojąca w progu Angeline Léa - W Montpellier takiego pejzażu nie doświadczysz.

- Przyjmijmy na razie za pewnik, że urok gór jest jedynym skarbem tutejszego ludu - odburknął Abdel - Gotów jestem zmienić zdanie, kiedy już skosztuję miejscowych trunków, ale złe przeczucie podpowiada mi, że srogo się rozczaruję. Jak zamierzasz spędzić dzisiejszy dzień? Zstąpisz pomiędzy prostaczków, aby onieśmielić ich swą urodą czy pozostaniesz w tym jakże przytulnym przytułku?

- Jeszcze nie zdecydowałam - dziedziczka uśmiechnęła się figlarnie, chociaż Abdel nie zauważył tego uśmiechu stojąc do niej plecami - Najpewniej wezmę kąpiel, a potem się zdrzemnę. Jambon już zajął sporą część kuchni, przygotowuje wczesną wieczerzę.

- Kąpiel! - Abdel klasnął w dłonie, odwrócił się w stronę przyrodniej siostry - Z racji starszeństwa to mnie przysługuje pierwszeństwo wymoczenia się w balii, ale gotów jestem ci ustąpić miejsca, jeśli zechcesz ku mej przyjemności podręczyć naszego drogiego kapitana. Ogromnie mnie dzisiaj rozczarował, ale faktycznie nie mogę go zastrzelić na oczach tutejszej gawiedzi. To uwłaczałoby godności posła. Nie mogę też rozkazać Barthezowi, by go zastrzelił, bo nie mam całkowitego zaufania do jego lojalności, mógłby jeszcze odmówić.

Szlachcianka uśmiechnęła się jeszcze szerzej odgadując bezbłędnie sarkazm ukryty w pozornie beznamiętnym tonem swego brata, zdecydowała się podjąć jego zrodzoną z czarnego humoru grę.

- Lecz ty możesz Jacquesa ukarać bardziej srogo niż ja - ciągnął Abdel - Spraw mi tę przyjemność, kdroga siostro. Rozkochaj go w sobie do szaleństwa, a potem porzuć pełna drwiny. To będzie odpowiednia kara dla kogoś, kto okazał tak daleko posunięty brak zrozumienia dla naszych potrzeb.

- Rozważę twoją propozycję, drogi bracie - błysnęła zębami Angeline Léa - Lecz muszę ci wyjawić, że jesteś w tych niecnych negocjacjach na spalonej pozycji, albowiem przemiły zarządca już się zobowiązał, że do mego pokoju zostanie dostarczona osobna balia, którą z nikim nie będę się musiała dzielić.

Abdel westchnął teatralnie na dźwięk słów siostry, przewrócił oczami, potem spoważniał.

- Nie wiemy jeszcze praktycznie niczego, ale już mam wrażenie, że wjechaliśmy do leża jadowitych węży. Miej przez następne dni oczy szeroko otwarte i nadstawiaj bacznie uszu - powiedział odwracając się z powrotem w stronę okna.
Scenka obyczajowa. Do każdego pokoju gościnnego zostanie dostarczona osobna balia, więc Angelina będzie miała swoją, dziedzic i Leon swoją, a Guido i kapitan podzielą się trzecią.

Awatar użytkownika
Kargan
Reactions:
Posty: 1420
Rejestracja: 22 listopada 2012, 13:44
Has thanked: 8 times
Been thanked: 7 times

Post autor: Kargan » 03 grudnia 2018, 18:23

Lucatore, 30 czerwca 2595

Wróciwszy do swojego pokoju Angeline odkryła z zadowoleniem, że słudzy kończą właśnie napełniać balię ciepłą wodą. Wszystkie rzeczy Lei zostały już dostarczone do pokoju co zawdzięczała zapewne troszczącym się o nią Sangom. Sierżanci prześcigali się z kapitanem w usługiwaniu dziedziczce, która wciąż pokazywała iż pomimo dzielących ich różnic klas stara się być jedną z nich.
Poczekawszy aż większość ze służby wyjdzie z pokoju Lea zatrzymała krótkim gestem jedną ze służebnych i zaczęła zrzucać z siebie kolejno elementy swojego munduru. Rozebrawszy się do naga wydobyła z sakiewki niewielką, srebrną monetę.

- Zabierz te rzeczy dobra dziewczyno i każ je uprać i wysuszyć- rzuciła z uśmiechem wręczając służebnej monetę - Tylko dopilnuj osobiście, żeby niczego nie zniszczono ! Nie chciałabym wnosić oficjalnej skargi bo to skończyłoby się zapewne srogimi batami ! Przyłóż się do tego a dodatkowa nagroda Cię nie minie.

Przeciągnąwszy się lekko co wywołało rumieniec na twarzy służącej Lea weszła do balii i usiadła z wdziękiem w przyjemnie ciepłej wodzie. Ruchem ręki odprawiła służkę, która zdążyła już pozbierać jej odzienie z podłogi. Na wieczór trzeba będzie założyć tę czarną suknię pomyślała zanurzając się w wodzie aż po czubek głowy. Ciepła woda wyciągała zmęczenie z jej mięśni i przyjemnie odprężała. Gniazdo węży powiedział jej brat. I zapewne miał rację...
Scenka obyczajowa przed kolacją
]|[ Innocence Proves Nothing ]|[

Medea Trix: WS 28, BS 44, S 32, T 29, AG 41, INT 29, PER 40, WP 32, FEL 33 (12 wounds, 2 fate points)
Erias Kantar (Black Templar Marine): WS 53, BS 37, S 40, T 42, AG 51, INT 45, PER 45, WP 46, FEL 40 (23 wounds,4 fate points)

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 03 grudnia 2018, 20:37

Lucatore, 30 czerwca 2595

Strażnicy wymienili między sobą spojrzenia, jeden z nich wzruszył ramionami, drugi potrząsnął głową.

- W mieście jest wielu takich, coby chętnie by się dorobili na ugoszczeniu tak znacznego gościa, choćby i ja na moim poddaszu - oświadczył w końcu jeden z nich - Ale coś mi się widzi, że dopóki poselstwa nie przyjmie najpierw Żelazna Emisariuszka, ci bardziej znaczni w Lucatore nie odważą się ugościć ambasadora pod własnym dachem. Gdyby bowiem audiencja poszła nie po myśli gości, gniew Nevy mógłby się obrócić się tym, którzy okazali Frankom gościnność.

Na poważnych obliczach obu Purgaryjczyków pojawił się jakiś cień, jakieś rosnące przeświadczenie, że być może już zbyt wiele powiedzieli albo że ktoś może im poczytać za złe tak długie spoufalanie się z obcymi. Rzucając kilka słów na pożegnanie, obaj ruszyli szybkim krokiem wzdłuż uliczki rozmawiając między sobą przyciszonymi głosami.

- Widać, że wdowa cieszy się tutaj wielkim respektem - Barthez poprawił uciskający go w ramię pasek strzelby - Czy raczej nawet lęku. Nic dziwnego, skoro wiele lat walczyła na pierwszej linii frontu. To musi być niebezpieczna kobieta. Cóż, pokręćmy się jeszcze chwilę w bocznych uliczkach.

Guido Dumas nic nie odpowiedział, pocierając mimowolnie bolącą pręgę na policzku i wodząc wokół siebie spłoszonym wzrokiem. Alpejczyk nie mógł nie zauważyć, że skarbnik delegacji był głęboko zaniepokojony wizytą w tak prymitywnym i naznaczonym znakiem zbrodniczej tragedii miejscu.

Skoro dygnitarz zamierzał zwiedzać Lucatore w nieprzeniknionym milczeniu, Helweta postanowił mu się nie narzucać z konwersacją.

W zamian obserwował uważnie przechodniów w strojach rolników, rzeźników w pokrytych zakrzepłą krwią skórzanych fartuchach, stolarzy z dłutami i młotkami, rzemieślników wyplatających kosze i wykuwających gwoździe. Patrzył też na obwieszonych bronią anabaptystów o posępnych, pociętych bliznami obliczach, demonstrujących wszem i wobec swe wbite w nosy masywne kolczyki. I noszących piki mężczyzn o śniadej skórze, strażników miejskich starających się schodzić żołnierzom Krzyża z drogi.

Na uliczkach Lucatore tłoczyło się mnóstwo przyjezdnych, najczęściej bardzo skromnie odzianych, siedzących wprost na ziemi na rozesłanych pod ścianami domów derkach. Większość z nich spoglądała na rzucających się w oczy przyjezdnych mało życzliwym wzrokiem, mamrocząc pod nosem jakieś obelgi albo zaciskając palce na wisiorach amuletów.
Myślę, że jak na pierwszy spacer, chyba już wystarczy, a jak Wy myślicie? jak się uprzecie, pójdę Wam na rękę i zorganizuję na szybko jakieś rozrywki! :P

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 03 grudnia 2018, 23:33

Dom pielgrzyma pod Lucatore, 30 czerwca 2595

W istocie część Domu Pielgrzyma była zajęta obsługą wyłącznie Franków. Abdel mógł mówić co chciał, ale teraz był pielgrzymem. W takich chwilach Leon Thibaut zaczynał powątpiewać w swój rozum, miał wrażenie ingerencji siły nadludzkiej. Czyli jakiej?

Kłopoty z wodą, nie były widać aż tak straszne jak przebiegły karczmarz przekonywał, bo dostali trzy balie, pewnie chytrzak chciał podbić cenę. Leon zarządził, że dwóch z czterech Sangów może na razie jeść jedynie żywność i poidła, którą przywieźli z Bergamo i ci będą dziś trzymali straż. Mają to przekazać kapitanowi.

Służbę poprosił jeszcze o szczotkę z końskim włosiem, ale ma być końskie nie świńskie. Na górze spytał kuzyna czy ma mu namydlić plecy i wyszorować szczotką.

Woda po dziedzicu była wyjątkowo zimna, jakby ktoś wyssał z niej całe ciepło, jakby ją ktoś zgwałcił. Może taka była tutaj woda, zimna i bezduszna. Leon próbował wyobrazić sobie jacy ludzie piją taka wodę. Szorstcy od suchej wody. Pospiesznie wyszorował ciało szczotką, wychodząc z lodowatej już wody na tyle by ociekając wodą otworzyć dobijającemu się Sangowi, ten z niepyszną miną podał wynalazcy zawinięte w druty dwie części piorunnika.

- Znaleźliśmy to w workach z kaszą, bo wasza miłość kazał jeść zapasy. To Pańskie?

- Moje, dziękuję!

Odebrawszy swą laskę piorunów ze snu, szlachcic starał się wybrać stosowną kreację. Wiele do wyboru nie było, a we wszystkim stosował się do rad kuzyna.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 04 grudnia 2018, 21:43

Siedziba rodu Benesato, 30 czerwca 2595

Trzypiętrowa rezydencja wznosząca się na krańcu dużego targowego placu robiła wrażenie swymi rozmiarami, chociaż w Montpellier żaden szlachetnie urodzony nie zwróciłby na nią większej uwagi. Tutaj, w położonym na krańcach cywilizowanej Europy Lucatore, wyróżniała się pięknym tynkiem, pomalowanymi na ciepły brąz okiennicami, masywnymi drzwiami wejściowymi wiodącymi najpewniej do gustownie udekorowanego holu.

Zamierzającym odwiedzić ów przybytek gościom nie dane było zobaczyć tego dnia hol. Kilku pilnujących wejścia młodych mężczyzn w skórzniach straży miejskiej zagrodziło przybyszom drogę, skrzyżowało przed nimi piki w geście kategorycznie zabraniającym przejścia.

- To dom namiestnika Benesato - oznajmił jeden z nich, noszący na głowie płytki kapalin i spozierający na obcych wyjątkowo podejrzliwym wzrokiem - Co was tutaj sprowadza?

- Jestem jego miłość Guido Dumas, a to mój przyboczny zbrojny - tym razem inicjatywę w rozmowie przejął skarbnik delegacji - Jako rzecznik ambasadora dorzecza Franki, szlachetnego Abdela Sanguine, przybyłem do namiestnika, aby poprosić o posłuchanie dla posła Montpellier.

Strażnicy, szczerze zaniepokojeni widokiem strzelby Bartheza, na dźwięk słowotoku Dumasa okazali istne skonfundowanie.

- Jego miłość ambasador Sanguine, z najczystszej krwi Montpellier, zatrzymał się w tutejszym domu pielgrzyma, wykazując ogromną wyrozumiałość dla zastanych tam standardów komfortu. Czy wolno mi spotkać się z namiestnikiem, aby złożyć na jego ręce zaproszenie do spotkania z tak znamienitym posłem?

- Namiestnika Benesato nie ma teraz w domu - odpowiedział w końcu strażnik w kapalinie - Jest w klasztorze, u wdowy. Kiedy tylko powróci, przekażę mu zaproszenie, panie rzeczniku Frankowiczów. Niechaj poselstwo wyczekuje odpowiedzi, osobiście ją dostarczę...

Purgaryjczyk przerwał na chwilę, ponieważ po przeciwnej stronie placu targowego pojawił się znienacka gnający z zachodu jeździec, okryty łopoczącym pod wpływem pędu powietrza płaszczem.

- Posłaniec do klasztoru! - zakrzyknął inny ze strażników odprowadzając przecinającego krawędź placu kuriera wzrokiem.

- Jako rzekłem, prośba ambasadora zostanie przekazana - powtórzył młody gwardzista w kapalinie - A teraz odejdźcie, panie. Wasza obecność przed rezydencją wzbudza niepotrzebne zamieszanie.

Oglądając się za siebie członkowie delegacji ujrzeli wbite w siebie spojrzenia przemierzających plac mieszkańców miasteczka, bez skrępowania taksujących parę cudzoziemców podejrzliwym wzrokiem.
Prośba przekazana, pozostaje czekać na odpowiedź...

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 04 grudnia 2018, 23:26

Dom pielgrzyma pod Lucatore, 30 czerwca 2595

W pokoju Abdela zastawiono do wieczerzy. Zebrali się tam wszyscy najważniejsi członkowie wyprawy i właściwie izba ta nie była w stanie pomieścić nikogo więcej. Przed drzwiami Abdel nakazał ustawić dwóch Sangów by mieć pewność, że nikt nie przeszkodzi w swobodnej rozmowie Franków przy ostatnim posiłku dnia.

Dziedzic nieco odżył po świeżo zażytej kąpieli lecz ze względu na spartańskie warunki nie tryskał zbytnim entuzjazmem. Był raczej jak chmura deszczowa, z której mogły być zaraz pioruny ale równie dobrze mogła ona przejść obok. Jednym słowem świetnie się wpisywał w kapitalny widok na surowe góry majaczące gdzieś za oknem, które to aktualnie miało zatrzaśnięte okiennice, z wiadomych powodów.

- No dobrze... - powiedział Abdel obierając jajko -... z góry przepraszam za brutalne warunki w jakich was przyjmuję, ale obawiam się że na nic więcej dzisiaj nie mamy co liczyć. Ale dojdziemy do tego. Zanim rozdam zadania na jutrzejszy dzień, a z góry uprzedzam iż będzie on pracowity, chciałbym się dowiedzieć czego się wywiedzieliście.

Dziedzic przestał obierać jajo i przebił je łyżeczką, po czym odsunął z wyraźną odrazą.

- To jajko się nie nadaje do spożycia, miało być na miękko, przynieś mi nowe.

- To przez tą twardą wodę mój panie, ja naprawdę nie... - zaczął tłumaczyć przestraszony kucharz.

- Przynieś... mi.... dobre jajko... - powiedział przez zęby dziedzic, nawet nie siląc się by spojrzeć na mistrza kuchni.

Kucharz zniknął za drzwiami.

- No więc, jakież to dobre wieści mi przynosicie, Panie Barthez, Panie Dumas? - zapytał pozornie uprzejme Abdel, łącząc dłonie w pałąk w oczekiwaniu na swe jajo.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 05 grudnia 2018, 16:32

Dom pielgrzyma pod Lucatore, 30 czerwca 2595

Wbrew przypuszczeniom Abdela pierwszy wypowiedział się nie Nathan Barthez, tylko Jacques Perrault, wciąż zauważalnie skrępowany i zażenowany sytuacją, która miała miejsce w chwili przyjazdu dziedzica do domu pielgrzyma.

- Porozmawiałem raz jeszcze z zarządcą oraz kilkoma pachołkami - oznajmił kapitan Sangów - Gładkie słowa o wadze poselstwa i wielkim szacunku, jakim we France darzono Altaira nieco rozwiązały im języki. Na mieście mówi się, że Neognostyk został zamordowany pięć dni temu o świcie przy rezerwuarze pitnej wody, na południowych obrzeżach miasta. To pod tymi kulistymi zbiornikami na wodę, które widać z okna. Gdzieś się podobno wybierał, miał osiodłanego konia i zapasy na kilka dni podróży, ale wyjeżdżał sam i wcześniej chciał się pomodlić, taki tu mają zwyczaj. Wedle służby morderca musiał się dostać do miasta po nitce akweduktu, którą do Lucatore płynie górska woda. Zaczaił się i kiedy Altair odprawił swoich przybocznych, poderżnął mu gardło. Szybko zrobiła się ogromna wrzawa, żołnierze Krzyża obstawili rezerwuar, a ciało Neognostyka odnieśli na noszach do klasztoru. Całe miasto widziało ten pochód. W nocy anabaptyści opłakiwali zmarłego, a następnego dnia rano pochowali go na tutejszym cmentarzu.

- Ku zaskoczeniu i niezadowoleniu pospólstwa - przytaknął Abdel - Zaiste wciąż mnie intryguje ten rzekomo niecodzienny pośpiech.

- Anabaptyści powiadają, że taka była wola żony Neognostyka - dodał oficer - Walczyła ramię w ramię z mężem przez wiele lat na Nizinach, wiele razy otarli się o śmierć. Mąż był dla niej legendą. Nie chciała, żeby wyznawcy oglądali jego ciało wystawione na publiczny widok z przerżniętym gardłem. A pospólstwo wciąż pozostaje wzburzone. Tłuszcza dzień i noc włóczy się w zbrojnych kupach po okolicznych wzgórzach i lasach szukając mordercy, chociaż od zabójstwa upłynął już prawie tydzień. Tyle czasu wystarczy, żeby zwiać do Justitianu albo Perpignanu. W mojej opinii tego skrytobójcy już dawno tutaj nie ma.

- Być może, panie kapitanie, być może - Abdel pokiwał głową do siebie samego, obracając w palcach łyżeczkę. W przeciwieństwie do Perraulta nawet na sekundę nie zapominał o przebywającej gdzieś w mieście córce Białego Wilka, przyrzeczonej bratu Neognostyka. Przebywając tak krótko na ziemi anabaptystów wciąż nie mógł ferować osądów, ale wiedział, że ta akuratnie persona mogła na śmierci pana Lucatore wiele zyskać.
Rozmowę rozpoczął drużynowy NPC, a teraz oddaję już pałeczkę w Wasze ręce!

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 05 grudnia 2018, 22:46

Dom pielgrzyma pod Lucatore, 30 czerwca 2595

Z relacji kapitana wynikało, że sytuacja w mieście jest bardziej zaogniona niż się wpierw wydawało Leonowi. Spoglądając na twarze rodziny i skromnej świty pojął, że myślą podobnie. Równie jak większość przy stole liczył na komentarz Bartheza, ale orlooki alpejczyk czekał ważąc swym zwyczajem słowa. Czując się dość swobodnie przy prosto zastawionym stole, bez tuzina różnych kieliszków, Leon Thibaut uczuł się w obowiązku ośmielić towarzystwo.

- Zdaje się zatem ,że wylądowaliśmy nader szczęśliwie w przybytku pielgrzyma. Pozostając blisko, a trochę z boku. Z pewnością powstałe poruszenie i zatrzymany akwedukt będą uprzykrzały nam wizytę, nie zmienia to faktu, że skromni nawet powinniśmy zostać godni Franki. Żałoba skończy się już za dzień, to doprawdy niedługo by zapoznać się z obyczajem i tutejszą etykietą, na co słusznie zwrócił mi uwagę kuzyn - uprzejmy ukłon, ale urwał mu się wątek. Wskazał na swój czarny surdut i dodał - tonacje obowiązujące, czarno- szare.

Po chwili jeszcze, wpierw przepłukawszy usta wodą była jakaś twarda - Pomijając pośpiech w pochówku, komuś kto usunął Altaira Bensato zależało na poróżnieniu ludzi. Usuwając neognostyka, zerwali tamy wzburzonej, spiętrzonej fali wojennych emocji i te niedługo wyjdą nam na przeciw. Liczmy więc czas, chyba, że trzyma nas coś innego niż kondolencje.

Widząc po twarzach zebranych, że nico się zagalopował, młody szlachcic skłonił się, może zbyt sztywno i powrócił do swojego kawałka wieprzowiny, którego twarde kawałki kroił z pietyzmem. Miał ochotę na rybę, ale ryb nie mieli.

Zimną soczystą rybbkę, skąd mu się to wzięło, może lepiej w galarecie.

Awatar użytkownika
Kargan
Reactions:
Posty: 1420
Rejestracja: 22 listopada 2012, 13:44
Has thanked: 8 times
Been thanked: 7 times

Post autor: Kargan » 07 grudnia 2018, 11:46

Dom pielgrzyma pod Lucatore, 30 czerwca 2595

Nie będąc zupełnie głodną Angeline bez przekonania grzebała widelcem w talerzu ze stygnącą jajecznicą słuchając uważnie relacji kapitana. Chociaż dosyć szczegółowa była jednak relacją zawodowego wojskowego i chociażby z tego względu nie oddawała chyba do końca pewnych niuansów, które zapewne zauważył milczący dotąd Barthez.

- Zalecałabym daleko posuniętą ostrożność zarówno w epatowaniu wielkopaństwem Franki jak i naszymi niewątpliwymi przewagami intelektualnymi nad miejscową ludnością - rzuciła wreszcie cicho nie odrywając wzroku od jajecznicy - Ten wzburzony tłum chce dostać coś na pożarcie. Jeśli poirytujemy niewłaściwych ludzi może się okazać, że to my będziemy tą przekąską. Potem oczywiście ktoś wyśle pełen ubolewania list do naszego ojca zapewniając o pomyłce i wykryciu oraz ukaraniu sprawców owej omyłki co jednak nie będzie miało dla naszych osób żadnego znaczenia... Zalecałabym więcej taktu, uprzejmości i wrażliwości w kontaktach z miejscowymi.

Lea zawiesiła głos i wsunęła do ust nadziany na widelec kawałek całkiem już zimnej jajecznicy po czym skrzywiła się zabawie. Zimna jajecznica jest bowiem gorsza nawet od twardej wieprzowiny.
Angeline interesują spostrzeżenia naszego szefa ochrony
]|[ Innocence Proves Nothing ]|[

Medea Trix: WS 28, BS 44, S 32, T 29, AG 41, INT 29, PER 40, WP 32, FEL 33 (12 wounds, 2 fate points)
Erias Kantar (Black Templar Marine): WS 53, BS 37, S 40, T 42, AG 51, INT 45, PER 45, WP 46, FEL 40 (23 wounds,4 fate points)

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 07 grudnia 2018, 14:10

Dom pielgrzyma pod Lucatore, 30 czerwca 2595

Barthez zanim zjawił się na wieczerzy chciał spłukać z siebie błoto z traktu. Balie zostały zarezerwowane dla arystokracji, ale przecież była to tylko drobna niedogodność. Krzyknął na Yurana i wielki Polanin poszedł nabierać w wiadra wody ze studni. Sam za chwile wyszedł za dom pielgrzyma i rozebrał się. Olbrzym zaczął polewać Helwete wodą. Nathan namydlił się, spłukał, wytarł, ubrał a na końcu wział zostawiony obok shotgun i poszedł do Domu Pielgrzyma, przygotować się do wieczerzy.

Nie przyszedł ubrany galowo. Ot założył na siebie kolejny praktyczny mundur. W zasadzie trudno byłoby to nazwać mundurem, bardziej cywilnymi ubraniami przypominającymi funkcjonalnością polowe stroje Sangów czy afrykańskich Harapów.

Na kolacji mógł tylko przytaknąć rozmówcom i zastanawiał się ile jest prawdy w tym co dowiedział się Perrault. Jak sami twierdzili miejscy strażnicy w Lucatore pojawiały się najbardziej fantastyczne wersje wydarzeń, ale historia jaką usłyszał kapitan wydawała się całkiem spójna i mająca sens. Zresztą nie było tego teraz co roztrząsać, w końcu nie przybyli tutaj jako śledczy, tylko delegacja mająca się tylko zorientować w tym co się dzieje. Gdy w końcu oczy wszystkich spoczęły na szefie ochrony, streścił przebieg rekonesansu, podzielił się informacjami od miejscowych, po czym skonkludował:

- Jak sami widzicie i myślę że pan Dumas się ze mną w pełni zgodzi, miasto w tej chwili nie jest bezpieczne dla obcych. Zatem potencjalne wyprawy w obręb murów tylko w towarzystwie ochrony i po uzgodnieniu ze mną. Miejscowi szukają kozła ofiarnego i nie chce sytuacji, w której będę musiał angażować swoich ludzi do ekstrakcji kogoś z z wrogo nastawionego miasta. W Lucatore jest mnóstwo pielgrzymów i ponoć nie ma domu, który nie przyjął kogoś do siebie. Miejsca, które nam wskazano na potencjalne kwatery nie spełniały wymogów. Jedno jest miejscem gdzie spotykają się orgiastycy i odpada ze względów bezpieczeństwa. A Dom Olejów, to przytułek... Nikt prawodopodbnie nie ugości delegacji z Monteplier ze strachu przed reakcją wdowy, jeśli wizyta nie przebiegłaby po jej myśli. Odwiedziny zarządcy miasta Ennio Benesato - szwagra Nevy, też bez rezulatu póki co, możemy czekać na kuriera. Moim zdaniem dom Benesato to chyba dość bezpieczna opcja i zapewne kwatera nie urągająca waszym miłosciom pod żadnym wzgledem. Dodatkowo mieliśmy ułątwiony kontakt z Galą Lombardi, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Z punktu widzenia bezpieczeństwa oceniam Dom Pielgrzyma wysoko, ze względu na to że jest poza obrębem miejskich murów i tym samym członkowie wyprawy nie są wystawieni tak bardzo na możliwe prowokacje miejscowych. Chyba jedeynie siedziba Ennio, lub Klasztor mogłyby spełniać podobne warunki, choć zapewne był bardziej luksusowe.
Nie wiem jak wygląda miejsce gdzie mieszka Benesato, ale uznaje, że to pewnie jakaś posiadłość, albo przynajmniej rozległa kamienica lub wzorem Bergamo kasztel. Barthez widział to jednak i gdyby było innaczej niż mi się zdaje, to wyedytuje posta.
Ostatnio zmieniony 07 grudnia 2018, 21:53 przez 8art, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 07 grudnia 2018, 14:56

Dom Pielgrzyma, Lucratore, 30 czerwca

- Po pierwsze i najważniejsze. Wszyscy pamiętajmy w jakim celu tu jesteśmy. Nie powinno nigdy zejść z naszych myśli, kogo reprezentujemy. Jesteśmy tu postrzegani jako ambasadorowie nie tylko Montpellier, ale w jakiejś części także całej Franki. To wymusza na nas pewne zachowanie. Sprawa śmierci Benesanto teoretycznie więc nas nie dotyczy jednakże... Uwżam, że powinniśmy się bardzo wnikliwie doinformować o wszystkim o czym tylko możemy w związku z tą sprawą. Potem zadecydujemy co zrobić z tą wiedzą, z kim się nią łaskawie podzielić zyskując uznanie, albo czy w ogóle powinniśmy mając na uwadze interesy naszego rodu... Czy rozumiemy?

Podsunął sobie puchar z napitkiem i po kilku ruchach dłonią wprowadzających płyn w ruch okrężny, pochłoną duszkiem jego zawartość.

- Po drugie, musimy się pilnie zastanowić co wiemy o śledztwie oraz rozdzielić między siebie zadania. Cóż zatem wiemy? Nic z całą pewnością, i do tego niewiele. Zacznijmy zatem od tematu czasu śmierci. Jest piąty dzień żałoby do finału zostało jeszcze dwa dni. Czyli drugiego lipca. Wieść o śmierci dotarła do nas w Bergamo, którego... 27 czerwca, rano. Czyli dzień po zgonie. Panie Barthez czy to możliwe by wieści przebyły taką odległość w ciągu zaledwie jednego dnia? Chodzi mi tu o to byśmy wspólnie się teraz zastanowili czy zgon nastąpił faktycznie tak jak podano do publicznej wiadomości. Czyli jak każą nam wierzyć. Bo przecież nie wiemy tego na pewno.

- Ponadto zastanawiają mnie rany jakie odniósł Benesanto. Jeśli prawdę mówił karczmarz to nieboszczyk otrzymał ich znaczną ilość, bronią ciętą. Kilkanaście. Proszę dopowiedzieć mi na pytanie. Jaki profesjonalista wykonał by w ten sposób zlecenie? Żaden. Zawodowi zabójcy nie robią takiej rąbaniny. Eliminują czysto i bez pudła. Panie Barthez, panie Perrault miałem nadzieję, że takie spostrzeżenia któryś z was doświadczonych żołnierzy poda mi od razu... - Twarz dziedzica przybrała wyraz sztucznego zasmucenia.

- Powiem wprost wygląda to na robotę amatora, albo kogoś zakażonego choć tu mogę się mylić, albo... Albo na kogoś kto był bardzo rozjuszony. To morderstwo wygląda dla mnie jakby ktoś popełnił je bardzo impulsywnie, w gniewie.

Dziedzic sięgnął po owoc i zaczął go powoli i z namszczeniem okrawać ze skórki.

- Dobrze. Zatem pozwólcie, że pospekuluję dalej i zastanowię się kto mógłby tego dokonać. Być może brat po tym jak Benesanto rozegrał w ten czy inny sposób sprawę mariażu z Galą. Ale być może, zrobiła to najbardziej agresywna rasa żyjąca pod naszym słońcem... - Abdel spojrzał na swoją siostrę - ...kobieta. A Konkretnie jego małżonka. Żeby podejść Benesanto, starego wojaka musiał by ktoś być nie lada profesjonalistą. Ale to wykluczyliśmy. A zatem w grę wchodzi druga opcja, musieli się znać.

- To by wyjaśniało dlaczego ten stary weteran przegrał pojedynek. Był zaskoczony atakiem kogoś bliskiego. Ewentualnie Benesanto mógł też być nie do końca zdrów. Cykuta, rycyna, arszenik, strychnina... cholera ich tam wie co oni dodają do tych swoich świętych olejków. Ciekawe co mu podsunęli, bo gdybym miał go otruć zrobił bym to właśnie za pomocą tych cudownych olejków. Zgłębienie tej koncepcji zbrodni będzie leżało głównie na twoich barkach kuzynie.

Dziedzic nabił na nóż pocięty kawałek owocu i zaczął mu się wnikliwie przyglądać.

- My z siostrą będziemy zajęci składaniem hołdu na grobie zmarłego. Panie Perrault, potrzebuję naszych Czerwonych Płaszczy, sześciu, niech wyglądają na jutro godnie z pompą. Potrzebuję także wieniec. Naprawdę duży i godny Franków.

Wepchnął kolejny kawałek owocu w usta.

- Panie Dumas? Czy damy radę wyasygnować na ten cel stosowne środki? Czy w ogóle jesteśmy wypłacalni w tej dziczy z naszymi papierami dłużnymi? Niech pan wymieni niedużą kwotę na skromne nasze potrzeby dnia jutrzejszego w nieco lekkomyślny sposób. Liczę, że tym sposobem wkupi się pan w łaski miejscowych i dowie czegoś ciekawego w kantorze. Finansjera jak świat, światem zawsze jest najlepiej poinformowana. Pan Barthez zadba o pana bezpieczeństwo, kiedy my będziemy składać kwiaty. Macie obaj jeszcze jedno zadanie. Pod pretekstem poszukiwania lepszego lokum zbierzecie informacje w tawernach i jeszcze jedno... Panie Barthez - dziedzic wbił poważny wzrok w szefa ochrony - proszę mi koniecznie ustalić gdzie w mieście przebywa ta suka.

Dziedzic powiódł wzrokiem po wszystkich siedzących przy stole jakby coś rozważał w myślach.

- Kolejne pytania na które poszukacie mi wszyscy wspólnie odpowiedzi to... Dlaczego Benesanto chciał się pomodlić przy zbiornikach z wodą przed swym wyjazdem. Co w nich jest, czy na pewno woda? Chcę też wiedzieć dokąd on do cholery się wybierał tamtego dnia i po co. Niepokoi mnie ten akwedukt i braki z wodą. Gdybym by zakażonym i chciał zatruć całe miasto to zrobił bym to właśnie poprzez niego.

Do pomieszczenia wszedł kucharz niosąc na tacy zamówiony przez dziedzica posiłek.

- Ach! Mojej jaje, w końcu się doczekałem. A już myślałem, że pojechałeś po nie do samego Montpelliere. Smacznego.

Zachęcony Abdel wcisnął sobie serwetę za poły ubrania przy szyi i z nożem i widelcem w dłoni zaczął krytycznie przyglądać się kształtowi przyniesionych jajek. Zatrzymał się jednak w połowie ruchu przed spożyciem. Coś mu najwyraźniej znow nie pasowało...
Ostatnio zmieniony 09 grudnia 2018, 16:00 przez Suriel, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 08 grudnia 2018, 17:13

Dom pielgrzyma pod Lucatore, 1 lipca 2595

Populacja Lucatore liczyła bez wątpienia kilka tysięcy stałych mieszkańców, do nich zaś doliczyć należało wszystkich przybyłych na czas żałoby pielgrzymów. Z ust do ust, od ucha do ucha, wieści o przybyciu do miasteczka jakiegoś znacznego zamorskiego posła w jeden wieczór obiegły wszystkie zakątki Lucatore, budząc wśród Purgaryjczyków nie tylko powszechnie zauważaną podejrzliwość, ale też najzwyczajniejszą w świecie ciekawość.

Abdel Sanguine doświadczył tej ciekawości następnego dnia na własnej skórze. Dziedzic rodu przespał noc niczym ufne dziecię, po dwóch dniach podróży w niewygodnym powozie doceniając nawet siermiężny materac i pachnącą sianem poduszkę w domu pielgrzyma. Spał niewzruszenie pomimo tego, że przez całą noc z zewnątrz budowli dobiegały stłumione głosy grzejących się przy ogniskach żałobników i obwołujących ich sporadycznie strażników miejskich. Przespał przemarsz gromady śmiertelnie zmęczonych, ubrudzonych błotem ochotników, którzy powrócili o brzasku z wzgórz obwieszczając wszem i wobec swą bezradną wściekłość z powodu bezowoconych poszukiwań mordercy.

Obudził się o poranku, siadając na łóżku, przeciągając z trzaskiem kości i uświadamiając sobie, że musi udać się za potrzebą we względnie ustronne miejsce. Z siłą wyższą nie można było wojować, więc obudzony w sąsiednim pokoju Nathan Barthez ubrał się pośpiesznie, kiedy ambasador zakomunikował mu, że musi zostać odeskortowany do toalety. W przestronnym holu na parterze budowli, na drewnianej podłodze pomiędzy częścią jadalną, a murowanym kominkiem, leżało kilkadziesiąt śpiących wciąż postaci, rozciągniętych na derkach i przykrytych kocami. Prowadzony przez Helwetę Abdel stąpał pomiędzy pogrążonymi w śnie pielgrzymami ze zmarszczonym śmiesznie nosem, niezadowolony z konieczności przykładania uwagi do problemów tak przyziemnych jak próby uniknięcia zdeptania kogoś na posłaniu.

W kotlinie pomiędzy trzema górskimi masywami panował jeszcze półmrok, ale na wschodnich turniach krawędzie skał płonęły już jaskrawym blaskiem wznoszącego się słońca. Abdel wciągnął w płuca świeże górskie powietrze, chłodne i przesycone całkiem przyjemnym zapachem żywicy. Na tyłach domu pielgrzyma znajdował się kolejny plac, ogrodzony drewnianym płotem, za którym widać było okoliczne pole i rozrzucone wszędzie gospodarstwa. Gdzieś zapiał kogut, zaryczała głodna krowa. Abdel chłonąłby nadal te nawet miłe plebejskie widoki i dźwięki, gdyby nie narastająca potrzeba udania się do toalety.

Wygódek przy domu pielgrzyma było kilkanaście, w tym trzy dla specjalnych gości, zamykane na klucze. Barthez dzierżył w ręce jeden z takich kluczy wiodąc swego pryncypała ku jednej z kanciastych toalet o pokrytych słomą daszkach. Obozujący na placu pielgrzymi, w liczbie kilkudziesięciu brodatych mężczyzn, kudłatych kobiet i usmarkanych dzieci, przerwało wszelkie towarzyszące porannemu wstawaniu czynności obserwując dziedzica i jego klucznika bacznym wzrokiem.

Abdel poczuł pewien niezrozumiały dreszcz uświadomiwszy sobie, że na placu zapadła całkowita, nieprzenikniona i dziwna do wytłumaczenia cisza. Dzień wcześniej, w chwili przyjazdu do przybytku, Frank miał okazję wysłuchać pomruków i gwizdów niezadowolonej tłuszczy, teraz jednak nikt nie odezwał się na jego widok nawet słowem. Czując niecodzienne skrępowanie takim zachowaniem plebsu, dziedzic rodu Sanguine zamknął się z ogromną ulgą w wygódce, poświęcając procesowi wypróżnienia znacznie więcej czasu niźli zwykle w nadziei na to, że obecni na zewnątrz prostacy w międzyczasie o nim zapomną.

Zrobiwszy, co trzeba, posiedziawszy następnie bardzo długo na wszelki wypadek na desce wygódki, Abdel zaczął w końcu robić się głodny, wygładził zatem mankiety, poprawił pas w spodniach i opuścił dającą mu namiastkę prywatności ciasną przestrzeń budki.

Na zewnątrz powitał go tysiąc wbitych w drzwi oczu. Miejscowi byli wszędzie, tłoczyli się w ciszy na dziedzińcu, wisieli na deskach płotów i na ogrodzeniowych słupach, niektórzy wleźli nawet na zadaszenie gospodarczych pomieszczeń przylegających do głównej części budowli. Ich otwarte szeroko oczy kontrastowały tak mocno z upiornym milczeniem, że powitany w taki sposób Abdel dosłownie oblał się lodowatym potem.

- Ten przygarnięty po drodze łachmyta bardzo się postarał - powiedział półgłosem stojący obok budki Barthez - Wszyscy chcą zobaczyć na własne oczy prawdziwego króla Franki, będą potem wnukom o tym opowiadać.
Tak oto nastał nam nowy dzień, ostatni dzień żałoby w Lucatore...

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 08 grudnia 2018, 23:09

Dom pielgrzyma pod Lucatore, 1 lipca 2595

Dziedzic zbił się w kupkę ze swoim szefem ochrony. Tyle ciekawskich oczu zbiło nieco w pierwszej chwili z tropu szlachcica, wyzwalając w nim atawistyczną potrzebę przebywania pod egida własnego stada. Szybko jednak odzyskał rezon.

- No to chyba tyle, jeśli chodzi o przemieszczanie się incognito po mieście. Nieco utrudni to zadania o których rozmawialiśmy przy ostatniej wieczerzy. Proszę być czujnym i ostrożnym w ich wykonywaniu bo widzę, że nie będzie łatwo. - wymamrotał cicho do swego ochroniarza.

Dziedzic wyszedł spokojnie przed szefa ochrony i rozejrzał po tłumie.

- O! jakże smutne i posępne twarze ludu który utracił swego ojca i opiekuna. - zaczął donośnie i elokwentnie Abdel. - Przyszedłem złożyć pokłon wielkiemu z pośród ośmiu, wodzowi i sprawiedliwemu sędziemu, który prowadził swój ukochany lud w dziesiątkach chwalebnych bitew. Wieść czarna jak śmierć, z szybkością ptaka przemknęła poprzez lądy i morza docierając do najdalszych zakątków świata. Docierając do naszych uszu na dalekim trakcie. Wiedzcie, iż wasza niepowetowana strata i krew świętego Benesanto, która krzyczy o sprawiedliwość do Jedynego rodzi ból także w naszych frankijskich piersiach. Przyjmij zatem osierocony ludu, od nas Franków z Montpelliere najdelikatniejsze słowa uszanowania, oraz współczucia z powodu tak wielkiej straty*.

Abdel pokłonił się oddają należną część a potem przez chwilę stał wpatrując się z namysłem w liczny plebs.

- A teraz pozwólcie, że przywitam was dwornym gestem jakiego zwykło się używać w moim dalekim kraju, kiedy niesie się słowa pokoju i szacunku, stosownego dla ludu tak szlachetnego pokroju i pochodzenia jak wasze.

Dobrze już znany Barthezowi złośliwy błysk w oczach dziedzica pojawił się kiedy wymachiwał do tłumu powitalnym geście swą prawicą.

- Właśnie przy jej pomocy podcierałem się przed chwilą - szepnął po farnkijsku od Bartheza nie kryjąc tym razem swej jadowitej złośliwości.
Poproszę o test na występy publiczne i dworność. Chcę ując za serce lud tak żeby przychylne słowa o dziedzicu doszły do odpowiednich uszu w mieście. Zyskując szacunek ludu zapewniamy sobie tez bezpieczeństwo.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 09 grudnia 2018, 21:09

Dom pielgrzyma pod Lucatore, 1 lipca 2595

Leon Thibaut do głębi poruszony powagą sytuacji długo nie mógł zmrużyć oka. Chodził po pokoju od okna do drzwi w świetle słabej olejowej lampki, więcej czyniącej cieni niż dającej światła. W każdym zaś cieniu dopatrywał się ukrytego szpiega.

- Kuzynie, długo tak będziesz dreptał? Jak nie chrapiesz to tupiesz, pozwól odpocząć tym, którzy odpoczynku potrzebują. - Abdel podniósł się z gracją na łokciu - A może złapałeś coś w Bergamo, nawet jeśli to wstydliwe mnie przecież możesz wyjawić. - z lekko ukrywaną ironią dorzucił dziedzic.

- Przepraszam i dziękuję za troskę, ale nie wydaje mi się by mój stan był skutkiem choroby, o jakiejkolwiek byś myślał. - odparł poważnie. Zgasił mdłe światło i złożył się na posłaniu, na boku, tak żeby w razie gdyby zasnął w tej pozycji nie przeszkadzać chrapaniem dziedzicowi. Ale sen nie przychodził długo.

Kiedy nadszedł, był niespokojny, zbyt głośny, zbyt angażujący.

Wynalazcę otaczał królewski dwór Franków, dwór Ludwików, Filipów. Ubrani przedziwnie ludzie rozmawiali jedni szeptem, inni podniesionymi głosami. Aż przez gwar wzbił się mocny, królewski głos. I był to głos kuzyna, którego spostrzegł Leon na podwyższeniu odzianego w atłasy, purpury i gronostaje.

Ale głos ów nie powstawał w głowie szlachcica, docierał do niego przez uszy. Za słuchem przebudziły się oczy i gdy Leon otworzył je spostrzegł ku własnej zgrozie, że posłanie dziedzica było puste. Oprzytomniał w ułamku sekundy i skoczył ku oknu, bo z tamtąd zdawał się dobiegać głos króla.

Plac przed zajazdem wypełniały tłumy żywych trupów, nie ci ludzie żyli i mienili się pielgrzymami dna poprzedniego. Wychylił się bardziej i dostrzegł kuzyna Abdela spokojnie, przyjacielsko zdawał się pozdrawiać tłuszcze. Mimo że wynalazca widział z dziedzicem Bartheza, w pospiechu oderwał się od okna, żeby przygotować do użycia broń. I cóż chcesz zrobić - pytał sam siebie Powystrzelam ich jak będzie trzeba.. Z gotową bronią przy nodze wyglądnął już bardziej dyskretnie przez okno.

ODPOWIEDZ