PBF - Błogosławiona Krew

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 26 grudnia 2018, 16:46

Cmentarz w Lucatore, 1 lipca 2595

Miejscowy cmentarz położony był poza miejskimi murami, opodal krętej drogi wiodącej ku klasztorowi i u podnóża sąsiadującej z budowlą góry. Ogrodzony niskim ceglanym murem i kratownicami z kutego żelaza, sprawiał wrażenie rozległego, ale próbujący się nań dostać delegaci nie potrafili w pierwszej chwili oszacować całych jego rozmiarów.

- Miejsce pochówku jest dostępne od dwóch dni, stąd taki tu tłok - wyjaśnił półgłosem Nathan Barthez, ubrany na modłę zawodowego żołnierza i robiący powszechne wrażenie swym ceramitowym pancerzem osobistym oraz bronią. Czterej okryci szkarłatnymi płaszczami Sangowie wcale od Alpejczyka nie odstawali, prezentując się wyśmienicie i poprawiając swym dostojnym widokiem nieco zwarzony humor dziedzica.

Dostojny przemarsz Franków przez Lucatore wzbudził w miasteczku zrozumiałe poruszenie. Tak majętni i dystyngowani goście musieli być tutaj rzadkim widokiem, w przeciwieństwie do grubiańskich żołnierzy Krzyża, którzy w oczach prawdziwych żołnierzy wyglądali na chaotyczną zbieraninę niejednolicie umundurowanych i uzbrojonych ochotników. Obwieszeni bronią palną, ubrani w paradne uniformy przybysze z Montpellier musieli się jawić miejscowym iście niczym jacyś legendarni bohaterowie zza morza, zwłaszcza nienagannie ubrany i uczesany dziedzic.

Nic zatem dziwnego, że na ulicach Lucatore w jednej chwili zrobił się niezwykły ścisk i harmider. Kto tylko mógł, wyległ na zewnątrz domostw, by spojrzeć na tak znamienitych gości, co więcej, cały ten tłum ruszył w ślad za Sanglierami pożerając ich wzrokiem i z dziką werwą komentując każdy detal aparycji cudzoziemców. Angeline Lea pozdrawiała gapiów okazjonalnie wdzięcznym skinięciem głowy, rozpalając dziwną gorączką oczy mężczyzn i przyprawiając o palpitacje serca skromnie odziane kobiety. Taksując pozornie życzliwym spojrzeniem stroje Purgaryjek Abdel gotów był pójść w zakład, że tego właśnie pamiętnego poranka nad Lucatore pojawiła się jutrzenka rewolucji w kwestiach damskiej mody.

Na wysokości miejskiej bramy po przeciwnej stronie Lucatore kawalkada delegatów wpadła na inną ludzką ciżbę, na dodatek tarasującą gościom drogę. Byli to pielgrzymi, którzy od rana gromadnie nawiedzali otwarty po kilku dniach przerwy cmentarz, by odwiedzić grób swego duchowego przewodnika. Widząc pochód Franków żałobnicy zaczęli nieco ospale i niechętnie ustępować im drogi, przez co tempo marszu ambasadora i jego świty spadło do poziomu budzącego pierwsze akordy irytacji Abdela.

Sam cmentarz wydawał się pękać w szwach, tak wielu było na nim obecnych pielgrzymów. Dominujące wszędzie barwy czerni i szarości pięknie kontrastowały z ceremonialną czerwienią Sangów, przydając cudzoziemskiej delegacji dostojeństwa i powagi, przede wszystkim zaś zwracając na nią powszechną uwagę. Uprzejmie przepychając się przez rzednącą ciżbę, następując butami tu i ówdzie na inne groby, Sanglierowie zdołali w końcu przedostać się do miejsca pochówku samego Neognostyka.

Grób był uderzająco prosto, ujmujący swą szorstką naturą. Czworokąt wysypany jasnym żwirem, zastawiony licznymi szklanymi pojemnikami, w których płonęły woskowe świece. Grób przynależny raczej wojownikowi poległemu na polu bitwy niźli wybitnemu duchowemu przywódcy kultu. Abdel pokiwał głową do siebie samego na ów widok, zadziwiony odmiennością tradycji w Lucatore. Gdyby on sam zmarł tragiczną śmiercią, wierzył w to, że tłumy na pogrzebie zasypałyby jego grób morzem kwiatów, a lament żałobników dałby się słyszeć aż w Tulonie. Tutaj, na usytuowanym w cieniu góry cmentarzu, panowała smutna cisza wypełniana jedynie pomrukami szeptanych żarliwie modlitw.
Dotarliście do grobu Neognostyka. Cmentarz pęka w szwach od żałobników, ale przez wzgląd na Waszą cudzoziemską prezencję ustąpiono Wam z drogi. Czekam teraz na jakieś barwne sceny, które zapadną na lata w pamięci miejscowych prostaczków! Odnośnie stroju eskorty, czerwone płaszcze Sangów nie zostaną odebrane jako afront, wręcz odwrotnie, bardzo podkreśliły uroczysty charakter delegacji.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 26 grudnia 2018, 22:59

Dom Pilegrzyma, 1 lipca 2595


Abdel jeszcze przed wyjściem na cmentarz przełamał pieczęcie pisma i spokojnym wzrokiem prześledził zapis w nim zawarty. Postanowił zabrać go ze sobą by dokument ten nie wpadał w niepowołane kiedy nie będzie go w izbie. Otwarte pismo leżało chwilowo na stole.

- Nie bardzo rozumiem kuzynie... hcesz powiedzieć że nie przyniosłeś mi olejków ani nawet wieści gdzie jak je zdobyć? - powiedział pozornie znudzonym głosem Abdel gmerając w paterze z cytrusami. Oczekiwanie aż jego siostra ubierze się nieco się przedłużało, jak to u kobiet bywało w naturze. Dziedzic siedział z założoną nogą na nogę i od niechcenia wyrzucał kolejne pomarańcze na podłogę.

- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że lęk przed raptem kilkoma uderzeniami pręgierza powstrzymało cię od pozyskaniem informacji cennej dla rodu. - Abdel powąchał kolejną pomarańczę i upuśił ją na podłogę. Poturlała się gładko w kierunku poprzednich. - Ta też jest do niczego...

- Nie, oczywiście że nie kuzynie, mówię tylko że zwyczajnie nie było tam sladu po olejach...

- To dobrze, bo już zaczynałem powątpiewać w twoją zdolność do jakże drobnych poświęceń względem, rodu, mego ojca i mnie... Dobrze. Przygotuj się na wyjście i na litość boską poleć temu leniuchowi kucharzowi, żeby mi przyniósł dobre cytrusy.

Cmentarz w Lucatore, 1 lipca 2595

Tłum obdartusów, miejscowych, przepełniał Abdela głębokim odczuciem, iż Biały Wilk wiedział co robi. Nikt będąc przy zdrowych zmysłach nie chciał by robić interesów z łachmaniarzami pokroju tych autochtonów których gromada zebrała się na cmentarzu . Cóż można by tu im sprzedać? Szczerze mówiąc wszystko. Lecz co wziąć w zamian. Szerze mówiąc nic. No może jakie dobre słowo, trochę warzyw, proch i pył oraz bezwartościowy honor anabatystów. Choć to ostatnie może było by coś warte na polu bitwy. Ale tu nie chodziło o walkę, tylko o interesy.

Jedyna nadzieja jaka pozostała w głowie dziedzica bazowała na zaginionych technologiach i artefaktach sprzed Eshatonu, których być może nikt do tej pory nie kwapił się poszukać w okolicy z powodu targającej krainę wiecznej wojny. Była to jedyna ciekawa opcja zapłaty choć nader wątpliwa.

Kiedy dotarli do miejsca spoczynku świętej pamięci Benesanto, Abdel stanął przy grobie bez ruchu. Był wyraźnie nieco zaskoczony i zasmucony.

Na litość boską! Jak można było dopuścić do tego, by ktoś jego pokroju miał tak wynędzniały grób.

Mimo targających nim uczuć, postanowił robić dobrą minę do złej gry. Tym bardziej, że czuł na sobie wzrok dziesiątek pielgrzymów zgromadzonych wokół w tym ostatecznym miejscu spoczynku świętego męża.

- A więc dotarliśmy.... - zaczął dziedzic głośno by dobrze go słyszano - Po dziesiątkach kilometrów spędzonych na bezdrożach, w znoju i trudzie my przedstawiciele Franków z dalekiego kraju, rodu Sanglier domu Sanguine, jesteśmy u kresu swej podróży. W miejscu spoczynku Jednego z Ośmiu Wielkich, o których mówi cały świat. Tego oto męża, prześwietnego Benesanto. Umiłowanego przez Boga, który był łaskawy włożyć mu olbrzymi ciężar na ramiona. Ciężar przewodzenia przez wiele lat temu wspaniałemu, honorowemu i dumnemu narodowi. Ciężar który ów heros udźwignął ku boskiej chwale, aż do teraz....

Dziedzic poczuł faktyczny smutek. Był on po części spowodowany wstępem dotyczącym trudów drogi jaki musiał znosić. Smutek nad własnym losem wynikającym ze znojów podróży jakie musiał zdzierżyć i jakie jeszcze go czekały. Ale zmierzając na cmentarz wiedział, że te wszystkie emocje to za mało by wypaść przekonywująco w odgrywaniu wewnętrznego bólu i smutku. Dlatego w swych wspomnieniach odnalazł jedno przesmutne zdarzenie, które zawsze wywoływało w nim potworny żal i napędzało łzy do oczu. Tragiczną śmierć jego ulubionego psa.

Biedny kochany Brutus....

Szczere krople łez pojawiły się w kącikach oczu dziedzica. Pozwolił by płynęły. Niech ten prosty lud widzi, że prawdziwa krew Sangliere cierpi razem z nimi. Choć z nieco innych powodów...

- Łączymy się z Wami pielgrzymi w bólu, my lud Franków, chowany tak jak i wy na walce oraz krwi oddanej w imię wolności, przeciwko złu tego świata które spadło na nas w godzinie Eshatonu. Stała się właśnie niepowetowana strata. Odszedł wielki człowiek, mędrzec i sędzia sprawiedliwy, wybraniec boży. Ten kto podniósł na niego rękę powinien być najstraszliwiej osądzony i przeklęty na wieki wieków od stołu Pana. O wielki Benesanto! Zostawiasz swój lud, ale wiedz że jest on mądrzejszy i bardziej wielki niźli wtedy gdy przejąłeś nad nim pieczę. To twoja zasługa, oraz tego ludu który chciał się uczyć od świętego pomazańca wskazanego przez Boga na wodza. Mógłbym tu jeszcze mówić wielkie słowa długo, ale wiem żeś żołnierz i ponad pompę i blichtr, zawsze miłowałeś wojskowa prostotę i szczerość. Jest zwyczaj w naszym kraju, iż wielkim którzy odeszli ofiaruje się kwiaty na ostatnią drogę, najpiękniejsze jakie można. By zmarniały nieuniknionym przemijaniu wraz ze zmarłym. Przyjmij proszę od nas ten dar, najlepszy jaki możemy ci ofiarować, a jednocześnie zbyt lichy dla osoby twego pokroju i twej chwały. Mam nadzieję, że twój duch nas słyszy, dzięki łasce Najwyższego, i wierzę, że zawsze twa myśl będzie przy twym wiernym narodzie, który zgromadził się tu tłumnie by opłakiwać ten smutny koniec. Niech obejmie cię Bóg Wszechmocny i da udział w swej nieskończonej chwale!

To mówiąc podszedł z pełną pompą i złożył wieniec w miejscu stóp zmarłego.
Poproszę o stosowne testy jak poprzednio.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Kargan
Reactions:
Posty: 1420
Rejestracja: 22 listopada 2012, 13:44
Has thanked: 8 times
Been thanked: 7 times

Post autor: Kargan » 27 grudnia 2018, 17:56

Cmentarz w Lucatore, 1 lipca 2595

Chociaż robiła to niechętnie Angeline musiała przyznać sama przed sobą, że jej brat miał talent oratorski, który zdawał się działać na maluczkich zgromadzonych na cmentarzu. Oczywiście znała Abdela na tyle dobrze by wiedzieć, że nawet jedno słowo z całej przemowy nie było szczere i prawdziwe. Nie wiedziała co musiał sobie wyobrazić kochany braciszek by w jego oczach pojawiły się łzy. Być może wyobraził sobie, że jedna z jego ukochanych dziwek nagle przytyła albo co nie dajcie bogowie zaszła w ciążę. Ewentualnie pomyślał o swoim psie a wszyscy w rodzinie wiedzieli, że darzył go większym uczuciem niż jakąkolwiek kobietę. Jakiekolwiek by jednak nie były prawdziwe myśli jej brata to przedstawienie miało szansę wywrzeć odpowiednie wrażenie na otaczjących ich prostaczkach.

Lea odczekała aż jej brat złoży wieniec na grobie Benesanto zastanawiając się jak sama powinna się zachować w tej sytuacji i jaką pozę przybrać. Benesanto był przywódcą tych ludzi i wytrawnym politykiem, ale z posiadanych informacji wynikało iż dla zwykłego ludu był przede wszystkom wielkim wojownikiem. Przed takim człowiekiem nie wypadało dygać jak zrozpaczona panienka. Takiemu człowiekowi należało oddać honory jak wielkiemu żołnierzowi jakim był.

Angeline rzuciła krótką komendę w kierunku stojących za nią Sangów po czym wykonała trzy krótkie kroki w stronę grobu słysząc jak tuż za nią zgranym rytmem dudnią ciężkie kroki żołnierzy. Zatrzymawszy się rzuciła kolejną komendę po czym przyłożyła pięść do skroni zastygając w przepisowym salucie. Z zadowoleniem usłyszała stukot obcasów żołnierzy przyjmujących postawę zasadniczą i sekundę później głuche uderzenia dłoni o kolby karabinów w przepisowo wykonanym prezentuj broń. W ciszy jaka zaległa na cmentarzu słuchać było tylko łopot czerwonych płaszczy Sangów...
Uznałam, że salwa honorowa może kogoś wystraszyć...starczy już tego strzelania...
]|[ Innocence Proves Nothing ]|[

Medea Trix: WS 28, BS 44, S 32, T 29, AG 41, INT 29, PER 40, WP 32, FEL 33 (12 wounds, 2 fate points)
Erias Kantar (Black Templar Marine): WS 53, BS 37, S 40, T 42, AG 51, INT 45, PER 45, WP 46, FEL 40 (23 wounds,4 fate points)

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 27 grudnia 2018, 21:22

Cmentarz w Lucatore, 1 lipca 2595

Przez cały czas trwania przechadzki na cmentarz Leon Thibaut Sanglier odczuwał na wpół wstrząs i zmieszanie. Horror przeżyty w Domu Olejów nie potrafił wywietrzeć z głowy, do tego Abdel kompletnie bagatelizował grozę zajścia, pamiętny o oleje, których wynalazca nie zdobył. Szedł tedy biały na licu, a powodem tego była trzecia niedogodność. W przełyku stanął mu kawałek twardej pieczeni.

Wykaszlał się ile mógł zanim kondukt doszedł na miejsce, a każde głuche kaszlnięcie, było dyskretnie gromione przez kuzyna, co czyniło twarz Leona jeszcze bledszą.

Nie miał prawa, ani szans konkurować z kuzynostwem w efektownych pożegnaniach, ale należało zrobić cokolwiek. Wysłuchał z uwagą przemowy Abdela, uznając że przemawia jak dobry przywódca i dyplomata, równie godnie dotrzymała mu kroku siostra. Leon Thibaut rozejrzał się prostując sylwetkę, podszedł trzy kroki i klęknąwszy na jedno kolano położył na grobie drobny kamień i... poczuł w gardle pieczeń, odkaszlnął, a ta znalazła się w ustach, o włos brakowało by wyleciała wprost na grób bohatera. Szlachcic blady jak sama śmierć połknął potwora gnieżdżącego mu się w ustach, aż popłynęły mu łzy, choć wcale tego nie chciał.

- Ziemia o którą walczyłeś - mówił ściśniętym gardłem, wyjął z kieszeni przygotowany uprzednio nabój i małe stalowe ostrze. Rozciął nabój, delikatnie kalecząc się w dłoń. Wysypał proch, za nim położył ostrze, a na wszystko spadła kropla krwi, kiedy szlachcic kontynuował - proch i stal, które były ci narzędziami i krew twa, którą przelałeś. Oby bóg pozwolił zatrzymać nam pokój, który stworzyłeś.

Kiedy Leon Thibaut cofnął się i dołączył do świty, nie mógł wyjść z podziwu swego przedstawienia zastanawiając się, czy właśnie odprawiał czary. W którym momencie oszalał? - zastanawiał się - W Bergamo, czy dopiero tu?
Leon był już kompletnie wstrząśnięty i zmieszany na raz. Jeśli nadarzy się okazja zapyta Bartheza o Scirocco, przy okazji opowie o zajściu, zaznaczając, że wielu jest tu szalonych prostaczków.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 28 grudnia 2018, 10:05

Cmentarz w Lucatore, 1 lipca 2595

Alpejczyk stał pośród członków delegacji. Spokojny, chłonący atmosferę podniosłej chwili i wsłuchany w płomienną mowę dziedzica. A przynajmniej tak mógł to odebrać postronny obserwator.W zasadzie nawet specjalnie nie słuchał mowy dziedzica, nie interesował go ckliwe gesty. Nie miał czasu na użalanie się nad znanym mu tylko z kilku opowieści mężem, ani nie miał potrzeby budowania na tym swojego wizerunku, tak jak to właśnie czynił Abdel.

Czujne oczy Nathana lustrowały okolicę. Nie spodziewał się aby na cmentarzu mogło dojść do jakiś dramatycznych wydarzeń, ale to była jego robota do cholery. Wolał nie popełnić głupiego błędu, którego musiałby potem żałować. Rozejrzał się dyskretnie. Sangowie jak na defiladzie podeszli za Leą do grobu. Barthez z niedosytem stwierdził w myślach, że szkoda, że to nie ona składała wieniec na grobie Altaira, bo musiałaby się schylić, a najemnik miał ze swojego miejsca świetny widok na dolną część pleców arystokratki. Powiódł wzrokiem dalej. W ciżbie ludzi dostrzegł swoich. Dobrze wtopili się w tłum nie różniąc się od masy pielgrzymów i miejscowych. Różniła ich zebranych tylko skrywana pod szatami broń i to, że mogą po nią świadomie sięgnąć, gdyby zaszła taka potrzeba. Na szczęście nie dostrzegał niczego niepokojącego, nikogo, kto zachowywał by się jak ktoś mogący zrobić coś bardzo głupiego i zmusić Bartheza do aktywowania najemników w tłumie. Oceniał, że czekałaby ich niemal niemożliwa przeprawa, jeśli mieliby przeciw cał ten tłum, ale szybko oddalił takie kalkulacje, skupił się znów na czujnej obserwacji otoczenia, mając nadzieję, że delgacja nie będzie zbyt długo przedłużać farsy na cmentarzu. Mając jednak w planach zaaranżowane spotanie z namiestnikiem Lucatore, arystokraci nie mogli sobie pozowolić na wątpliwy luksus ciągniecia przedstawienia w nieskończoność ku uciesze gawiedzi.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 04 stycznia 2019, 17:02

Cmentarz w Lucatore, 1 lipca 2595

- Niechaj obejmie cię Bóg Wszechmocny i da udział w nieskończonej chwale!

Kiedy dziedzic rodu Sanguine wygłaszał swą mowę, na cmentarzu zapadła dzwoniąca w uszach cisza, przerywana co najwyżej okazjonalnym płaczem dziecka albo niesionymi wiatrem odgłosami ryczącego gdzieś bydła. Spora część miejscowych władała dziwnym dialektem purgaryjskiej mowy, inni zaś jako osadnicy z Borki w ogóle mieli kłopot z rozumieniem języka południowców, lecz w trakcie przemowy Abdela wszyscy obecni na cmentarzu żałobnicy zastygli w absolutnym skupieniu chłonąc słowa dostojnego cudzoziemca. Starannie ułożone włosy pierworodnego potargał znienacka podmuch lekkiego ciepłego wiatru, przydając wyglądowi mężczyzny bardzo dramatycznego akcentu i czyniąc z niego prawdziwie charyzmatyczną postać.

Złożywszy wieniec na grobie czcigodnego zmarłego Abdel odstąpił o krok przybierając pełną pobożnego skupienia pozę. Jego przyrodnia siostra przejęła z miejsca inicjatywę, podrywając odzianych w czerwone płaszcze Sangów wojskową komendą. Czterej żołnierze poruszyli się niczym jedna całość, idealnie zgranymi ruchami, równie ciężko uderzając w grunt podeszwami butów. Stłoczeni wokół groby żałobnicy drgnęli na widok formowanego szyku, przez ciżbę przebiegł pierwszy niespokojny pomruk, zrodzony z niezrozumienia paradnych ruchów bądź naturalnego wobec uzbrojonych obcych lęku.

Sangowie zdjęli z ramion karabiny, chwycili za nie oszczędnymi ruchami prezentując swą wypolerowaną broń oczom wszystkich zebranych. W tłumie rozległy się natychmiast czyjeś zduszone krzyki, w kilku miejscach gapie zaczęli cofać się pośpiesznie depcząc tych żałobników, którzy stali za nimi, tu i ówdzie ktoś przewrócił ustawione na pobliskich grobach lampiony. Stłoczeni w głębi cmentarza ludzie nie widzący wyraźnie zajść przy miejscu pochówku Neognostyka dali się ponieść przestraszonym krzykom gapiów i zaczęli czym prędzej opuszczać ogrodzony murem teren, przy czym spora ich część nawet nie próbowała udawać stonowanego spokoju, tylko uciekała do miasta na złamanie karku. Ci żałobnicy, którzy nie uciekli, cofnęli się na spory od cudzoziemców dystans obserwując ich szeroko otwartymi oczami.

Nathan Barthez nie miał złudzeń, że byle pretekst wystarczy, by cały cmentarz wyludnił się pośród wrzasków paniki i kobiecych lamentów, kosztem zniszczonych lapionów i stratowanych w owczym pędzie nieszczęśników.

Leon Thibaut dopełnił własnego rytuału nie zauważając, że wokół grobu Neognostyka zrobiło się znienacka pustawo. Wstrząśnięty nadmiarem ekstremalnych wrażeń wynalazca odsunął się w końcu od miejsca pochówku, niejako mimochodem i bezwiednie spostrzegając coś, co miało mu później długo nie dawać spokoju, a co teraz zalęgło się niepostrzeżenie w podświadomości.

- Spokój, spokój! - od strony bramy cmentarza dobiegł czyjś twardy męski głos, wykrzykujący zdecydowanym tonem autorytarne polecenia. Oglądający się w tamtą stronę goście ujrzeli grupę przedzierających się przez wystraszony tłum mężczyzn w skórzanych strojach anabaptystów, trzymających dłonie na głowniach przypasanych do boków mieczy.

Rozkazy wydawał człowiek, którego Nathan i Leon zdążyli już poznać.

Furor Lucatore, dowódca miejscowego garnizonu kultu Krzyża.
Poziom tudności testu ustawiłem na łatwy (2), bo Frankowie prezentują się zacnie i dostojnie, towarzyszą im malownicze plotki roznoszone po mieście przez gawiedź, a nadto gracze przygotowali solidne wstawki. Rzucałem na CHA+Conduct (2), z wynikami podanymi w topiku. Abdel trzy sukcesy, Angeline zero plus dwie jedynki (to ten wybuch paniki na cmentarzu, gdy Sangowie zaprezentowali broń), Leon jeden sukces (więc prawie nikt nie zauważył jego występu). Tak czy owak, wyszło na tyle dobrze, by cała okolica przez miesiąc żyła opowieściami o Waszej wizycie na cmentarzu.

Świąteczny szał w mojej robocie dobiegł końca, dlatego wznawiam tę prestiżową dla mnie sesję, na dodatek z bardzo ciekawymi noworocznymi postanowieniami!

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 06 stycznia 2019, 21:26

Cmentarz w Lucatore, 1 lipca 2595

Barthez wysunął się nieznacznie przed dziedzica, tak by stać się pierwszą osobą na drodze nadchodzącego oficera. Był to rzecz jasna jedynie gest, ale bardzo czytelny i dający do zrozumienia, że pierworodny Sanguine domagał się uszanowania w każdych okolicznościach swej strefy bezpieczeństwa.

- To Lucio Bastardo, dowódca tutejszych anabaptystów - rzucił naprędce Alpejczyk, zdradzając tożsamość mężczyzny tym członkom delegacji, którzy nie zdążyli go jeszcze osobiście poznać.

- Spokój, zachowajcie spokój! - powiedział jeszcze kilkakrotnie gładko ogolony żołnierz Krzyża, przez cały ten czas nawet na chwilę nie spuszczając oczu ze stojących nieruchomo Franków. Jego przyboczni, wszyscy bez wyjątku obnoszący się ze starymi bliznami weteranów wielu wojen, powtórzyli te polecenia zaprowadzając porządek wśród tych żałobników, którzy dotąd nie uciekli.

- Bądźcie pozdrowieni w imię Złamanego Krzyża - powiedział Furor wodząc wzrokiem po osobach Abdela i Leona, ku nagłej i głębokiej irytacji dziedzica nie potrafiąc chyba odgadnąć, który z dwóch dostojnie odzianych arystokratów jest ambasadorem Montpellier - Cóż spowodowało ten wybuch niezrozumiałej paniki? Niezamierzony akt wrogości?

Lucio Bastardo
Spoiler!
[center]Obrazek[/center]
Na cmentarzu wciąż pozostaje spore zgromadzenie gapiów. Wszyscy przyglądają się uważnie spotkaniu cudzoziemców z anabaptystami.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 09 stycznia 2019, 21:30

Cmentarz w Lucatore, 1 lipca 2595

Dziedzic nie miał wprawdzie pojęcia kim jest ów mąż występujący ze zbrojnymi za swymi plecami ale od razu zorientował się w nieciekawej wymowie zadanego przez niego pytania. Potyczka przy grobie świętego była ostatnią rzeczą jaką teraz potrzebowali.

Merde! Tylko tego nam brakowało. To wszystko przez tą sukę. Gdyby się tak nie gibała i nie zademonstrowała przy składaniu kwiatów swego zadka i dekoltu nic by się zapewne nie stało. A tak! Kto w ogóle wymyślił to zamieszanie z żołnierzami. Z pewnością to ona właśnie. Psia krew!

Dziedzic rodu postarał się jednak by wyraz twarzy nie uległ zmianie, opanował wrzący w nim gniew. Wyciągnął pojednawczo prawicę i postąpił spokojnie dwa małe kroki na przód w kierunku przybyłego żołnierza.

- Witaj przyjacielu! Jestem Abdel Sanguine z rodu Sangliere z woli mego ojca ambasador w pokojowej misji by oddać cześć temu wielkiemu człekowi, który spoczywa wiecznym snem. A tu wokół, okryta w rodowe płaszcze jest moja skromna świta. Moja siostra Lea oraz kuzyn Leon. Wybacz za zamieszanie wywołane przez ten zgromadzony tu tłum, który zapewne nie potrafił rozpoznać obcych, wojskowych honorów oddanych z czcią i należnym szacunkiem przez dowódcę mej eskorty oraz jego ludzi, tuz nad grobem tego jakże znamienitego człeka.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 10 stycznia 2019, 23:52

Cmentarz w Lucatore, 1 lipca 2595

Barthez nie spodziewał się ataku na ambasadora z obstawą. Przecież niewiele wcześniej Furor nakazał przepędzić gromadę ludzi z Domu Pielgrzyma, aby zrobić miejsce dla delegacji, zatem byłoby zaiste dziwnym, jeśli teraz miałby sprawaić jakieś rażące trudności, tylko dlatego, że tłum ludzi wpadł w wynikającą z niewiedzy panikę. Zresztą Bastardo musiałby by być szalony aby rzucić się z garstką jaką się tu zjawił na świetnie uzbrojonych Sangów (i ukrytych w tłumie najemników). I choć końcowy wynik starcia był przesądzony, to Furor i jego obstawa przypłaciliby to niechybnie życiem.

Mimo tego Helweta przesunął się profilaktycznie do przodu, tak aby stanąć między dziedzicem, a Anababtystami. Taka była jego praca. Nie powinien zostawiać rzeczy łutowi szczęścia, albo przeczuciu, tym bardziej, że byli na terenie potencjalnie wrogim, a napewno wciąż jeszcze niezbadanym.
Do walki tu raczej nie dojdzie, o chyba, że jakimś bardzo przewrotnym zrządzeniem losu, ale Barthez wykonuje swoją pracę. Postawa profesjonalna, ale bez agresji, niemniej dająca do zrozumienia, że najemik nie da się zbliżyć zbyt blisko do Abdela.

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 11 stycznia 2019, 22:31

Cmentarz w Lucatore, 1 lipca 2595


Leon Thibaut był przekonany, że miejscowi i pielgrzymi zrobili miejsce dostojnym Frankom, cofnęli się onieśmieleni ich przepychem i kulturą, ale okrzyki zbliżających się ludzi zdawały się temu przeczyć. Nawoływali wszak ludzi do spokoju, a nakazy groźnych wojowników działały na prostaczków piorunująco. Choć stał ramię w ramię z kuzynem, słowa zaś Lucia kierowane były na równi do nich obu, postanowił poskromić swój język, by ten nie wypluł czegoś niepotrzebnego.

Spoglądnął jeszcze ukradkiem na grób szukając detalu, który ubódł go w oko. Języczek uwagi. Miał wrażenie, że jeśli nie wypowie tego głośno, może odpłynąć jak sen, blednący z każdą chwilą gdy poranek zmierza ku zenitowi. Poruszył tylko bezgłośnie ustami i powrócił spojrzeniem do groźnych rycerzy, których tłumaczeniem uraczył sam dziedzic.

Odetchnął z ulgą, bo nic z słów Abdela nie wskazywało jakoby zachowanie Leona wywołało owe zamieszanie.
Ciekawe - pomyślał - Jak szybko się zjawili miejscowi miecznicy.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 11 stycznia 2019, 23:08

Cmentarz w Lucatore, 1 lipca 2595

- Błogosławiona Pneuma, którą tchnął w ciebie Stworzyciel - odpowiedział Lucio Bastardo kiwając przywódcy delegacji głową w geście w neutralnie wyważonym geście - I w twoich pobratymców. Moje podziękowanie za to, że przybysze z tak dalekich stron uszanowali pamięć Neognostyka i zechcieli ją uhonorować. Zechciejcie wybaczyć przestrach tutejszych wiernych. To w sporej mierze prości i bogobojni ludzie, widok tak znacznych gości musiał w nich wzbudzić zalęknienie.

Furor Lucatore wypowiadał się uprzejmym tonem, a mowa jego ciała zdawała się emanować wyłącznie przyjacielską aurą, ale doświadczenie Bartheza podpowiadało mu, że rozmówca Abdela był w istocie niezwykle niebezpiecznym człowiekiem. Oficerowie anabaptystów w randze Furorów mieli spore obycie z polem bitwy, a wojownicza natura kultu sprawiała, że armie Krzyża ustawicznie toczyły gdzieś jakieś boje, jeśli nie z innowiercami i Wynaturzonymi, to przynajmniej z bandami rabusiów.

Tak, im dłużej Nathan spoglądał w czujne przenikliwe oczy Lucia, tym bardziej utwardzał się w przeświadczeniu, że dowódca garnizonu Krzyża w Lucatore był inteligentnym i doświadczonym żołnierzem. A jego wzrok nazbyt często zbaczał ze szlachetnego oblicza dziedzica, by na ułamki sekund oddawać się obserwacji broni Sangów i samego szefa ochrony delegacji.

- Nie było naszym zamiarem straszenie kogokolwiek - odparł równie uprzejmie Abdel Sanguine - Przepraszam w umieniu całej delegacji za to niezamierzone zamieszanie.


Tajemnica Leona
Spoiler!
Kiedy szlachcic klękał przy grobie, zorientował się, że praktycznie całe miejsce pochówku przykryte jest wprasowaną w grunt kamienną płytą, na której wierzchu rozsypano umiejętnie żwir - na tyle umiejętnie, aby nikt się przypadkiem nie zorientował w istnieniu tej płyty. Okoliczności nie pozwalają na dokładne jej zbadanie, ale jeśli ma faktycznie takie rozmiary jakie podejrzewa Leon, to dostarczenie jej na cmentarz musiało wymagać niewyobrażalnego wysiłku - a sąsiednie groby nie sprawiają wrażenia podobnie solidnie i dyskretnie zabezpieczonych...
Krótka wymiana uprzejmości nad grobem Altaira. Wygląda na to, że nieporozumienie zostało zażegnane. Ktoś zamierza rozwinąć tę konwersację czy raczej ulotnicie się z cmentarza?

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 11 stycznia 2019, 23:10

Myślę, że dość zostało powiedziane a ciagnięcie za język w tych okoliczności furora byłoby nietaktem. Pora się zbierać.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 13 stycznia 2019, 20:06

Siedziba rodu Benesato, 1 lipca 2595

Oby ten stary grzyb nie skonał w trakcie naszego spotkania! Aż dziw zresztą, że dotąd nie wyzionął ducha mając taką kochankę. Na sam widok jej sutków krew powinna mu wyciec uszami wraz z nasieniem!

Zasiadający na boleśnie niewygodnym drewnianym krześle Abdel Sanguine uśmiechnął się życzliwie do gospodarza i przyrzeczonej mu oblubienicy, za wszelką cenę starając się powstrzymać od natarczywego taksowania kobiety wzrokiem. Od czasu pamiętnych nocy w Bergamo dziedzic nie posiadł żadnej niewiasty, toteż tak bliska obecność szlachetnie urodzonej Purgaryjki zaprzątała jego myśli nieco usilniej niźli by tego sobie życzył.

Ennio Benesato, namiestnik Lucatore i starszy brat tragicznie zmarłego Altaira Benesato, zasiadał na równie prostym krześle, co te udostępnione jego czcigodnym gościom. Będąc mężczyzną dalece posuniętym w latach, pospólstwu mógł się wydawać zupełnie nieodpowiednim kandydatem do ręki stojącej za oparciem krzesła młodej kobiety o dumnej twarzy i przenikliwych lodowatych oczach. Obeznany aż zanadto z regułami aranżowanych małżeństw arystokracji, Abdel nie poczuł na ów widok najmniejszego zdziwienia, co najwyżej rosnące zaciekawienie osobą kobiety, nie będącej wszak nikim innym jak Gallą Lombardi, córką Białego Wilka z Bergamo.

Wyrachowana suka godna swego chytrego ojca! Gzi się w łożnicy tego starca udając spazmy rozkoszy i odliczając w myślach miesiące dzielące ją od przejęcia schedy po zgrzybiałym przyszłym małżonku!

Tym, co najbardziej zszokowało pierworodnego Sanguine w rezydencji Benesato była wszechobecna prostota, boleśnie uboga, wyzywająco plebejska, chwilami kojarząca się Abdelowi wręcz z ascetycznym ubóstwem. Na ścianach brakowało oprawionych w pozłacane ramy obrazów, podłóg nie zdobiły barwne dywany. Sam namiestnik oraz jego narzeczona nosili szaty, które być może spełniały normy wyznaczone absurdalną modą lokalnej szlachty, ale które na salonach Montpellier wzbudziłyby szaleńczy i niekończący się rechot politowania.

- Przyjmijcie proszę me najszczersze podziękowania za przyniesione z tak daleka kondolencje - Ennio Benesato przemawiał do gości w lekko tylko zniekształconej mowie Franków, co dowodziło jakiegoś tam obycia z cywilizowanym światem, ale bynajmniej nie poprawiało ogólnej opinii Abdela na temat namiestnika - Ten przejaw szacunku z zaprzyjaźnionego kraju koi przynajmniej po części nasz ogromny ból.

Para gospodarzy oraz czwórka ich znakomitych gości zasiadała przy długim drewnianym stole, na którym służba ustawiła półmiski z kromkami chleba i plastrami oblanej gorącym sosem dziczyzny oraz puchary wina. Przeraźliwie skąpe menu biło w oczy dziedzica, jednakże wrodzony takt nie pozwolił mu na wygłoszenie kąśliwej uwagi już na tak wczesnym etapie spotkania.

Większość okien w rozległym pokoju zaciągnięta była kotarami, przez co do wnętrza sączyły się nieliczne świetliste promienie słońca, w których tańczyły drobiny unoszącego się w powietrzu kurzu. Cała posiadłość sprawiała wrażenie coraz bardziej podupadającej, a wiele wskazywało na to, że jej stan mógł się niebawem jeszcze pogorszyć - świadczyły o tym nabazgrane na murach wokół bramy wulgarne symbole i napisy przetykane symboliką białych krzyży.

Pośpiech służby zmywającej te ewidentnie świeże przejawy niezadowolenia sprawców świadczył o sporym zdenerwowaniu członków rodu namiestnika, podobnie jak pełny ekwipunek uzbrojonych miejskich strażników, którzy strzegli przystępu do rezydencji.

- Pragnę wierzyć, że w przybyciu waszej delegacji ukryty jest głębszy sens, znak zesłany nam przez wyższe moce, które czuwają nad rodem Benesato - mówił dalej Ennio, spoglądający z przerażającą szczerością i otwartością w oczy Abdela. Zachowanie namiestnika, wylewne powitanie, serdeczne ściskanie dłoni gości - wszystko to wyzwalało w dziedzicu przeświadczenie o tym, że gospodarz grał wyjątkowo niewiarygodną rolę największego poczciwca Purgarii.

W każdym innym przypadku musiałby bowiem wygrać bezapelacyjnie w konkursie na najbardziej naiwnego głupca europejskiej arystokracji!
Rozpocząłem scenkę, która może mieć bardzo duże znaczenie dla powodzenia misji Sanguine. Ennio Benesato to wbrew pozorom liczący się polityk, bo od lat piastuje stanowisko namiestnika Lucatore. W spotkaniu z Waszej strony uczestniczą Abdel, Angeline, Leon i Guido. Nathan stoi za drzwiami, będzie miał za chwilę okazję ostrożnie pogawędzić ze strażnikami rezydencji. Z drugiej strony Ennio, Galla oraz bezimienna służba krążąca wokół stołu.
Ostatnio zmieniony 13 stycznia 2019, 20:24 przez Keth, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 15 stycznia 2019, 11:11

Siedziba rodu Benesato, 1 lipca 2595

Helweta został w korytarzu. Drzwi do Sali zamknęły się. Przez krótką chwilę w poblizu nie było nikogo i Nathan pozwolił sobie na moment odprężenia, stając zupełnie swobodnie. Pokiwał powoli głową, strzelając chrzątkami kręgów szyjnych. Wielu nienawidziło tego chrzęstu, krzywiąc się czy spoglądając z niesmakiem, jak choćby sam stary Lavelle. Odgłos chyba przywodził wielu pełne grozy skojarzenia, ale nie alpejczykowi. Dla niego było to naturalnym dźwiękiem własnego ciała, choć gdy wydobywał się z czyjegoś karku był czasem ostatnim odgłosem przed szybkim końcem, swoistym makabrycznym łabędzim śpiewem, gdy silne ramiona najemnika wykręcały czyjąś szyję w śmiertelnym uchwycie.

Wyprostował się znów i rozejrzał po korytarzu. Rzut okiem po sali biesadnej nim zaknęły się skrzydła drzwi wystarczył mu aby upewnić się o nienaturalnie skromnym wystroju pałacu namiestnikowskiego. Spodziewał się, że w siedzibie Anababtysty nie będzie luksusu jak pałacach Montepelier czy choćby nawet purgaryjskiego Bergamo, ale był szczerze zaskoczony aż taką skromnością, bliższą Domowi Pielgrzyma niźli reprezentacyjnemu pałacowi w centrum Lucatore. Miejscu jak mniemał drugiemu w mieście pod względem ważności, tuż po siedzibie nieboszczyka. Zastanawiał się, czy ta skromność jest jedynie przejawem surowych przekonań religijnych Benesato, czy też wynikała z bardziej przyziemnych problemów Ennio. Wszystko jednak wskazywało, że namiestnik nie był bankrutem. Żyzne pola otaczające miasto, gwar ulic, ilość rzemieślników świadczyły, że Lucatore, choć skromne, dalekie było od upadku lub głodu. Zresztą gdyby było innaczej włodarze Bergamo nie spoglądaliby łakomie na taki kąsek i próbowali się wżenić w krew Benesato przez Gallę Lombardo.

Przez głowę przeszła mu myśl: Mam tylko nadzieję, że nie będzie tu akcji jak w rezydencji Malparte, bo znów podkopałoby to mój autorytet

Pozostawało jedynie ufać, że Ennio nie jest takim chytrym lisem jak Biały Wilk, bo Hleweta nawet nie mógł nawet podsłuchiwać rozmowy, gdyż ktoś zbliżał się ku niemu.
Takie tam przemyślenia w oczekiwaniu na rzmówców Bartheza ;)

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 15 stycznia 2019, 16:54

[center]Obrazek[/center]

ODPOWIEDZ