W mroku nocy na zewnątrz domu pielgrzyma unosił się niewielki obiekt, nie większy od pięści dorosłego człowieka. W pierwszej sekundzie Barthez odniósł wrażenie, że spogląda na przerośniętego żuka w czarnej chitynowej skorupie, latającego pomimo zauważalnego braku skrzydeł. Uderzenie serca później do umysłu Alpejczyka dotarło prawdziwe znaczenie widoku, na który spoglądał.
Miniaturowy dron tańczył w powietrzu kontrując podmuchy wiatru zmianą obrotów rotorów wbudowanych w czworokątne skrzydła. Ten własnie dźwięk zwrócił uwagę czujnego Helwety i tylko dzięki wietrznej pogodzie, inaczej dyskretne z natury urządzenie najpewniej nie zostałoby przez Nathana zauważone.
Latający dron, relikt Dawnych Czasów, artefakt mogący śmiało uchodzić za dzieło rąk Boga bądź magiczny skarb w oczach pospolitych śmiertelników! Barthez znał w uproszczeniu budowę i zasady działania takich urządzeń, aczkolwiek nigdy nie trafiła mu się sposobność ku temu, by własnymi rękami poprowadzić drona. Alpejska Twierdza posiadała na wyposażeniu podobne modele, pieczołowicie strzeżone i wykorzystywane tylko w krytycznie istotnych momentach. Wiedza niezbędna do ich napraw oraz chroniczny brak części zastępczych ograniczały do minimum stosowanie tych urządzeń sprawiały, że zwyczajny Europejczyk nawet nie zdawał sobie sprawy z istnienia takich cudów techniki.
Szpieg bądź zabójca, w zależności od zastosowanej w dronie konfiguracji. W obu przypadkach zaskakujący intruz stwarzał podobnie wysokie zagrożenie dla osoby pierworodnego Sanguine, toteż Helweta nie wahał się nawet sekundy. Poderwawszy uzbrojoną w Sig Sauera prawicę mężczyzna wymierzył w obły kształt drona i pociągnął trzy razy za spust.
Pierwszy pocisk trafił prosto w środek latającego kształtu, targnął nim pośród snopa iskier, cisnął w obłąkańczy taniec połączony z gwałtownym spadaniem. Dwie kolejne kule pomknęły w ciemność ścigając tracący pułap mały cel, najprawdopodobniej już go nie sięgając. Huk wystrzałów rozdarł spokojną ciszę nocy, wypełnił ją przeraźliwymi krzykami wyrwanych ze snu pielgrzymów, dla których zabrakło w przytułku miejsca i którzy musieli kłaść się do spoczynku pod gołym niebem.
Barthez wychylił się za parapet próbując dostrzec miejsce upadku drona i skamieniał w ułamku sekundy zauważając kątem oka coś innego. Za kamiennym murkiem tworzącym zewnętrzne ogrodzenie placu pojawiło się znienacka ciemne zarysowanie człekokształtnego konturu, jakby ktoś ukryty tam nagle podniósł się ponad krawędź osłony.
A w obrębie zarysu głowy zapaliły się znienacka dwa jaskrawozielone punkty, pulsujące nadnaturalnym światłem mogącym uchodzić za odpowiednik oczu!
Mechanika strzelania