Pomieszczenie apteki zdawało się być duszne i ciasne. Mocno oświetlone przez światła bijące zza zakratowanej kasy za którą przebywał starszy jegomość. Od kupujących dzieliła go ciężka kuloodporna szyba wzmocniona delikatną siatką ze stali. Wyłożył medykamenty, które wymieniła nu do szufladki, którą przesunął kiedy kredytówka przeciągnięta przez czytnik kart okazała się jednak wypłacalna.
Kiedy jednak Nu zapytała o możliwość wejścia na zaplecze, stary wyraźnie zesztywniał a jego dłoń powolnie powędrowała pod ladę. Nikt normalny w tych czasach nie wpuszczał bady boosterów na zaplecze. Oczyma wyobraźni, sprzedawca już widział jak przystawiają mu broń do skroni i rabują aptekę, jedyne źródło utrzymania jego żony i niego samego.
Celne pytanie Ketarskiego zawisło bez odpowiedzi. Nu nie pamiętała zbyt wiele na temat Eli. Niestety sama poszukiwana nie odbierała telefonu, co sądząc po okolicznościach wcale nie dziwiło Lenu. Połączenie dalej głucho odbijało się w słuchawce...
- Mam coś! - Niemal wykrzyknął netrunner - Namierzyłem numer i adresata do którego dzwonią....
Kolejne linijki kodu, pojawiły się szybko na ekranie do którego był wpięty sieciarz.
- No kurwa... - powiedział spokojnie głos krakowianina - w końcu się na coś przydałeś. Chcę wiedzieć wszystko o tym nowym numerze. Do kogo należy, cały życiorys, zdjęcia z fejsa, adres, a nawet cholerny rozmiar buta, komplet. Sieć wie wszystko.
Parę minut później, wypełniona uzbrojonym oddziałem uderzeniowym, avka z krakowską rejestracją wzbiła się w powietrze mknąc do swego celu.
Drzwi apteki się otworzyły. Do środka wszedł dobrze ubrany jegomość po pięćdziesiątce i wielki jak góra chłop. Ten pierwszy miał białe jak śnieg skarpetki, pod eleganckimi mokasynami z prawdziwej skóry. Wielkolud miał twarz niedorozwiniętego dziecka z płatem bocznym czaszki wypełnionym chromem i diodami. Był wielki jak dąb, a jego muskulatura dalece przekraczała wielkością standardu przeznaczone dla rodzaju ludzkiego. Uśmiechał się głupawo, choć tępo.
- Już pani mówiłem, że nie wpuszczamy na zaplecze... - wymamrotał przestraszony sprzedawca do Nu.
- Jakiś problem z miastowymi głupkami? - Zapytał obcesowo lokalny biznesmen. - Jugołyn chłopcze, może pokażesz mieszczuchom wrota?
Olbrzym mruknął dziwnie.
Na ten dźwięk, O.S.T.R.A. wysunęła ostrej jak brzytwa pazurki, sycząc przy tym jak żmija. Wojski uzmysłowił sobie szybko, że to wszystko szło w bardzo złą stronę...