Pół godziny obserwacji dały Galvatowi wiele informacji. Oprócz określenia dokładnej liczebności wrogów, złodziej przyglądał się również innym zachowaniom w obozie. Jak wyglądają patrole i w ile osób pilnuje wejść do obozu. Po tym czasie zorientował się, że od strony wschodniej jest najmniej strzeżona część, co pozwoliło mu bez problemu wtopić się między namioty. W jego głowie zaczął kiełkować przebiegły plan. Spojrzał na towarzyszy i przemówił:
- Idę do środka. Wiem jak tam wejść i wiem również, że tylko ja będę w stanie sobie z tym poradzić. Jak nie wrócę w przeciągu godziny wracajcie do jaskini, beze mnie - zakończył nagle, nie dając im czasu na odpowiedź. Daffyd i Brida chcieli coś dodać, ale szybko zorientowali, że Zamorańczyk zniknął im z oczu.
Trzymając się nisko, prawie cały czas mocno pochylony, kierował kroki w kierunku obozu. Dwóch wartowników stojących po lewej i prawej patrzyło właśnie w inną stronę. Sprawa wydawała się dość prosta. Pierwsza i podstawowa nauka dla złodziei to cichy chód. Galvat pochodził z miejsca, gdzie tubylcy rozpoznają obcych po sposobie chodzenia i dźwiękach jakie wydają. W końcu to jak ktoś stawia kroki wiele o nim mówi. Teraz rozwinął tą umiejętność do poziomu sztuki.
Dostał się środka obozu bez większego problemu. Przenikał między namiotami perfekcyjnie omijając spojrzenia obozujących. Jego gibkość i kocia gracja z jaką się poruszał, była hipnotyzująca i perfekcyjna. Był bezszelestnym cieniem na terenie wroga. Dla takich chwil warto żyć - pomyślał czując buzującą w ciele adrenalinę, dodającą sił i nie pozwalającą na najmniejszą chwilę braku koncentracji. Ostatecznie dostał się pod największy namiot w centrum obozu. Okazało się, że był pilnowany przez trzech zabójców obserwujących go ze wszech stron. Złodziej jednak nie poddawał się i poczekał ukryty na dobrą okazję. Chwilę później, jeden z zabójców oddalił się za potrzebą z swojego stanowiska. Galvat wykorzystał okazję i przemknął niczym cień dostając się do skórzanej ściany największego z namiotów. Bezszelestnym cięciem rozciął skórę i wślizgnął się do środka.
Wewnątrz znajdowało się całe mnóstwo skór, kilka skrzyń oraz wszystko to, co zazwyczaj mają przy sobie czarownicy z tych stron. Dla Galvata cała ta masa dziwactw, kawałków kości i fetyszów. Przeciągnął spojrzeniem po całym pomieszczeniu, rejestrując postać stojącą tyłem i pochyloną nad jakimiś mapami i dziwnymi rysunkami. W drugiej części ujrzał znajomą postać zakutą w kajdany i przywiązaną do centralnego słupa, wspierającego konstrukcję namiotu. Nie miał zbyt wiele czasu na zprzemyślenia, działał instynktownie, podejmując największe ryzyko. Wyciągnął dwa sztylety i zakradł się od tyłu do niczego nie spodziewającego się czarownika. Ten był całkiem zajęty czytaniem starej księgi, gdy dwa zabójcze ciosy przebiły jego lewy bok i plecy. Całkowicie zaskoczony mężczyzna jęknął cicho z bólu, a w chwili gdy chciał krzyknąć po pomoc - kolejne dwa ciosy przeszyły jego ciało. Jeden trafił dokładnie w prawe płuco zabierając dech, a ostateczny, śmiertelny sztych przeszył arterię. Krew trysnęła na ziemię tworząc ciemną plamę, w którą po chwili osunęło się martwe ciało wroga. Dobra, jednego kurwa mniej... Ja pierdolę co ja robię... Jak mi się uda to będzie kurwa klasyk! - pomyślał podekscytowany i napędzany euforią Galvat.
Spojrzał na księgę przed sobą i skomunikował się telepatycznie z Nehaherem. Opisał dokładnie co widzi przed sobą i zadając mentalnie jedno z najważniejszych pytań:
- ...Inkrustowana w złoto i perły, przypomina raczej dziennik lub pamiętnik. Są tam jakieś dziwne rysunki i chyba jakaś mapa. Czy jak to wezmę do łap to nic mi się nie stanie?
- Z twojego opisu wynika, że nie powinieneś mieć żadnych kłopotów, przyjacielu - odpowiedział Nehaher, zdając sobie sprawę jak głęboko przeniknął złodziej.
Galvat przyjrzał się martwemu czarownikowi zauważając pierścień z diamantem na jednym z placów. Pokusa była duża, ale zawahał się. Wiedział, że zbytnia pazerność to początek kłopotów. Przełknął ślinę, odpuszczając kradzież zdobyczy, która mogłaby ściągnąć klątwę lub nawet śmierć. Jebać to. Reputacja jest wieczna, a błyskotki krótko świecą - pomyślał łapiąc za księgę i chowając ją do plecaka. Odwrócił się do pracodawcy i ruszył w jego stronę.
- Galvat? - zapytał tamte z niedowierzaniem, wlepiając w złodzieja wielkie, ciemne oczy. Wyglądał, jak Zamorańczyk z domieszką Shemickiej krwi, był dość mocno poobijany i posiniaczony, ale żywy. A teraz, najwyraźniej ożywił się jeszcze bardziej wietrząc szansę na ucieczkę. Galvat natychmiast zrobił gest "cichego palca" przykładając go do ust. Kupiec zamilkł, a gdy podszedł bliżej, zaczęli swobodnie mówić szeptem.
- Abram w coś ty się wpierdolił? - zapytał Galvat wprost.
- Ehhh, wiesz jak to jest... Ta księga - wskazał wzrokiem na to, co obserwował czarownik - doprowadziła mnie w niewolę. Przywiozłem ją na zamówienie Hyperborejskich magów, a kupiłem ją w Shemie od jakiegoś kolekcjonera antyków. Magowie ciągle w niej czegoś szukają... - zrobił pauzę, aby za chwilę żywiołowo odpowiedzieć, a jego szept przeszedł niemal w syk - Przepieprzyć to! Jesteś tutaj! Nie zostawiłeś mnie! Ale kurwa jak mnie znalazłeś? Wyciągnij mnie stąd! Płacę dwa tysiące złotych lun. Teraz nim nie mam, ale w Zamorze możesz na mnie liczyć. Tylko proszę... Wydostań mnie stąd! - jego nalegania przeszły w błaganie.
- Dobra, ale robisz dokładnie co mówię. Jest ze mną taki jeden Bossończyk, który chce cię wypatroszyć za zabicie członków jego rodziny. Wie, że nosiłeś amulet - tutaj Galvat opisał dokładnie jak wyglądał przedmiot i zadał pytanie: - Skąd go masz?
- Kupiłem go w Byrth, a co? - zapytał zdziwiony.
Galvat zabrał się za otwieranie prymitywnych kajdan. Słysząc pytanie nie przerywał pracy i odpowiedział:
- Był przeklęty i przynosił pecha. Przy Bossończyku zamknij mordę i lepiej wymyśl historyjkę o tym jak się tutaj dostałeś, bo idziemy do obozu walecznych dziewek. Opowiesz wszystko co wiesz o tym obozie i planach jego przywódców, a ja postaram się zrobić tak, żebyś mógł wrócić do Zamory. Puszczenie cię samego to pewna śmierć. Musisz robić co mówię, a jak dobrze pamiętam łgać potrafisz, bo który Zamorański kupiec nie kłamie? Co Abram? - zapytał z typowa dla siebie szczerością.
- Zrobię wszystko, tylko mnie stąd wyciągnij! - obiecał półshemita.
- Dobra, więc jeszcze raz. jak tylko dotrzemy do Daffyda i Bridy przywitasz się krótko, powiesz że jesteś ranny i zamkniesz mordę by oszczędzać siły. Ja zajmę się resztą. Jasne? - zapytał czekając na potwierdzenie.
- Jasne jak słońce! - odpowiedział Abram z wyraźną ulgą. Po chwili kajdany opadły. Uwolniony jeniec schwycił szybko dodatkowe odzienie, które idealnie pasowało do innych znajdujących się w obozie. Rozejrzał się jeszcze w poszukiwaniu swych prywatnych rzeczy mając nadzieję, że coś uda się odzyskać. W tym czasie Galvat nie próżnował. Zacierał wszystkie ślady swojej obecności, a w szczególności te które pozostawił na ziemi. Preparował wszystko tak, aby wyszło na to że jeniec sam się uwolnił, zabił czarownika i zbiegł. W głowie Galvata historia ta wydawała się bardziej wiarygodna, niż pomoc kogoś z zewnątrz. Kogoś kto był niczym Nieuchwytny Cień... Uśmiechnął się. Nawet zrobił tak, aby nieświadomy niczego Abram stanął tuż obok ciała zostawiając swoje ślady. To był prawdziwy majstersztyk.
Gdy byli prawie gotowi, Galvat rozłożył swój zestaw do kamuflażu i na szybko pomalował twarz Abrama ma bardziej przypominająca tych z obozu. Następnie wyszli tą samą droga którą dostał się do środka namiotu. Abram trzymał się blisko Galvata, który wychodząc zauważył stojącego nieopodal zabójcę, który najwidoczniej trochę posypiał na stojąco, pozwalając przemknąć tuż obok dwójce Zamorańczyków. Czmychając między namiotami znaleźli się na zewnętrznym obszarze obozu. Tutaj Galvat za mocno przyspieszył zapominając, że kupiec nie był tak zwinny jak on i zostawił go za sobą. Jego nikt nie zauważył, ale Abram dostał się w pole widzenia niektórych osób z obozu. Zachował spokój i nie dając żadnych podejrzanych ruchów, luźnym krokiem zmierzał w stronę Galvata. Przeszli tak kilkanaście metrów: Galvat w cieniach i Abram udający jednego z nich, czekający na okazję wskoczenia w szczelinę miedzy namiotami i zniknięcia z oczu. W końcu udało się i wydostali się po za obóz w tym samym miejscu, w którym była luka. Gdy znajdowali się kilkanaście metrów po za obozem, znacząco przyspieszyli kroku, pochylając na ile się da.
Galvat nagle pojawił się tuz obok Dffyda i Bridy wraz umęczonym Abramem.
- Zabiłem jednego z czarowników, ukradłem jakąś księgę dla Szamana i uwolniłem rannego jeńca, który posiada wiele informacji o naszym wrogu - Zamorańczyk przedstawił w skrócie rozwój wydarzeń. Tarczowniczka i Bossończyk byli wkurzeni na zuchwałość złodzieja jak i również zaskoczeni jego umiejętnościami.
- Musimy jak najszybciej oddalić się, zanim zorientują się że jeden z nich jest martwy. Jeniec jest ranny i aby ominąć zmęczenie, lepiej aby nie mówił podczas marszu. Ruszajmy! Jak dotrzemy do jaskini wszystko się wyjaśni - zakończył wypowiedź. Brida przystała na propozycję, najwyraźniej zwiad także dał się jej we znaki. Jednak Daffyd nie tryskał entuzjazmem. Biorąc pod uwagę jego kose spojrzenia i stężałe rysy twarzy, Galavat mógłby przysiąc, że Bossończyk zorientował się, kim jest Abram. Powrót trwał sporo czasu, a ciszę między grupą przerywało co jakiś czas wymowne zgrzytanie zębami Daffyda. Powoli stawało się jasne, że Abram żyje tylko dlatego, że posiada w głowie potrzebne informacje.