Nasze sesje

leobardis
Reactions:
Posty: 451
Rejestracja: 11 listopada 2008, 12:02

Post autor: leobardis » 28 marca 2009, 18:20

...a co ma powiedzieć Margus? Osoba, jego największy autorytet wiary odtrąca go bez żadnych wyjaśnień - Margus nie należy do osób sentymentalnych "nie to nie łachy bez".
Zgadza się Leonidas wskoczyłby za nami w ogień bez względu na swe przekonania (nawet jeśli miałby narazić się swojemu bogu) w odróżnieniu od Eldariona , ale czyż Eldarion nie doświadczył krzywdy właśnie od nas?
Tak naprawdę jeśli któryś z członków drużyny podniósłby rękę na Margusa - nigdy by mu nie pomógł, dlatego też rozumie elfa.
Jeszcze jedno Khazarze !!! nawet nie próbowałeś skontaktować się z kimkolwiek kto mógł powiedzieć Ci jaki los spotkał Twojego współwyznawcę Margusa - wiesz że przeciwnik z którym stał sam na sam był po wielokroć potężniejszy od niego zwłaszcza bez Twojego wsparcia więc nie możesz obwiniać go za to że go nie było, bo tak naprawdę nie wiedziałeś czy Margus żyje.
I na koniec riposty : Leonidas zginął bo tak naprawdę nie było nikogo kto stanąłby z nim ramie w ramie aby pokonać tego zabójce - jak wróci do świata żywych to możesz mi wierzyć że więcej taka sytuacja się nie powtórzy - Margus woli zginąć stojąc u boku Leonidasa, Khazara i Eldariona niż patrzeć jak ich "mordują" (tym bardziej że to czarnoksiężnik z krwi i kości - jeśli wiesz do czego zmierzam).
[center]Nie dostaniesz drugiej szansy, by zrobi? dobre pierwsze wra?enie.[/center]
[center]Obrazek[/center]

Awatar użytkownika
czegoj
Site Admin
Reactions:
Posty: 3837
Rejestracja: 18 listopada 2008, 23:34
Has thanked: 5 times
Been thanked: 10 times
Kontakt:

Post autor: czegoj » 28 marca 2009, 19:30

Leonidas zginął bo tak naprawdę nie było nikogo kto stanąłby z nim ramie w ramie aby pokonać tego zabójce
Tutaj przesadziłeś, Khazar poszedł za Nim i powstrzymał przynajmniej do póki był przytomny jego śmierć (za co zapłacić potężną raną na brzuchu). Zwyczajnie wiedziałem, że jeśli zaatakuję go w otwartej walce to będzie to trwało jeszcze krócej, tutaj przynajmniej mogłem zadać cios, czego w zwyczajnej walce nie miałbym prawa uczynić.
Tak naprawdę jeśli któryś z członków drużyny podniósłby rękę na Margusa - nigdy by mu nie pomógł
Tutaj kolejny błąd, nie broniono to by elfa ale na pewno nie Margusa. Za nim prawdopodobnie stanął by każdy.
nawet nie próbowałeś skontaktować się z kimkolwiek kto mógł powiedzieć Ci jaki los spotkał Twojego współwyznawcę Margusa
Tutaj masz rację zgubiła mnie rutyna gracza, po prostu wiedziałem (po za grą) że nic Ci nie jest. Jednak kiedy wspomniał o Tobie Leonidas powiedziałem mu co trzeba zrobić, żeby uzyskać z Tobą kontakt.
Osoba, jego największy autorytet wiary odtrąca go bez żadnych wyjaśnień
Khazar taki jest nie tłumaczy się, nie czeka na wyciągnięcie ręki, tylko zamyka się w swoim świecie. Zawsze liczył najbardziej na siebie i boga, a teraz oba te czynniki zawiodły.
wiesz że przeciwnik z którym stał sam na sam był po wielokroć potężniejszy od niego zwłaszcza bez Twojego wsparcia więc nie możesz obwiniać go za to że go nie było, bo tak naprawdę nie wiedziałeś czy Margus żyje
Że żyje to wiedziałem pisałem już wcześniej. Zaś jeśli chodzi o potęgę Margusa to Khazar zna ją doskonale. Kto jak nie Margus pojedynkował się z Kościejem (tak trzeba to nazwać) pewnie byłem wtedy ze swoim wsparciem, ale mimo wszystko nie każdemu starczyłoby odwagi na taką walkę. Margus to osoba potrafiąca o siebie zadbać i o niego zawsze Khazar martwił się najmniej.
Ostatnio zmieniony 28 marca 2009, 19:32 przez czegoj, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
venar
Reactions:
Posty: 1590
Rejestracja: 11 listopada 2008, 12:01

Post autor: venar » 28 marca 2009, 20:11

Zawsze liczył najbardziej na siebie i boga, a teraz oba te czynniki zawiodły
Bogowie, jakiegokolwiek bóstwa są kapryśni. Czasem swoich wyznawców obdarzają potężną mocą a jeszcze częściej pokazują, że wciąż są tylko śmiertelnikami. Liczyć ciągle na ich pomoc a co gorsza ciągle od nich jej wymagać nie należy. Bogowie, to takie istoty, które najpierw oczekują by im okazać to, że jesteśmy godni być ich wyznawcami. Oddanie dla bóstwa jest wtedy nagradzane, wszelkie występki karane; na różne sposoby. Tutaj sytuacja jest szczególna. Kapłan Gothmeda mordujący swoich współwyznawców, do tego kapłanów tej samej wiary. Ten czyn na pewno nie może przysporzyć mu sympatii bóstwa. I nie jest żadnym wytłumaczeniem fakt braku początkowej świadomości o tym czynie. A fakt braku wyrzutów sumienia czy skruchy jest jeszcze bardziej niepokojący.
Kazar (Czegoj) zarzuca dodatkowo Gothmedowi brak interwencji gdy jego wyznawcy są mordowani. Żadne bóstwo nie robi czegoś osobiście, są takie przypadki ale zdarzają się one niezwykle rzadko. A przecież Gothmed poprzez swojego wyznawcę, czyli Kazara mógł zakończyć to. Przecież dostał on propozycję poświęcenia własnego życia dla ratowania życia swych współwyznawców. Nie ma nic chwalebniejszego niż umrzeć dla swego bóstwa i ratowania życia współwyznawców. Niestety, bez względu na to czy to brak wiary w siłę Gothmeda czy zwykła prywata dla ratowania własnego życia, czyn niegodny kapłana. Nie może też dziwić fakt, iż Gothmed nie reaguje na prośby pomocy dla Kazara wobec powyższego.
Podsumowując. Nie wliczając dwóch członków drużyny ile osób Kazar przeciągnął na wiarę w Gothmeda. Ile ulubionych ofiar Gothmeda Kazar złożył? W obu przypadkach można to policzyć na palcach jednej ręki. Do tego wspomniane fakty nie stawiają Kazara w korzystnym swietle wobec Gothmeda, a rola kapłana jest niezwykle trudna niestety...
Nie zgadzam si? z Twoimi pogl?dami, ale po kres moich dni b?d? broni? Twego prawa do ich g?oszenia

Awatar użytkownika
czegoj
Site Admin
Reactions:
Posty: 3837
Rejestracja: 18 listopada 2008, 23:34
Has thanked: 5 times
Been thanked: 10 times
Kontakt:

Post autor: czegoj » 28 marca 2009, 20:54

Ja nie bardzo wiem o czym mówisz drogi misiu. Jeśli chodzi o wiarę to nigdy nie zrobiłem nic przeciw niej. Służyłem w świątyniach, odprawiałem msze czasami nawet przy prawie pustych "trybunach", zawsze płaciłem na ofiarę, prawie zawsze modliłem się o poranku, przeciągałem na wiarę niż przyciągałem do wiary (czy to błąd?). Nie każdy Kapłan jest ojcem Kormakiem (dobrze wiesz o czym mówię). Jeśli chodzi o wizję to nigdy nie powiedziałeś że moja postać czuje wyrzuty sumienia i z jakiego powodu. Po wizjach raczej czułem strach bo nie ten bóg się odzywał (ten mógł, mój nie - ciekawostka?) Po wizji (o dziwo własnego boga), kiedy powiedziałem, że wiem, iż ci wyznawcy to prawdopodobnie moja wina - powiedziałeś, że to moja interpretacja - no to sorry nie ma tu ani zaprzeczenia ani potwierdzenia. Paląc świątynie Morghlita skąd miałem wiedzieć (skoro nawet jako gracz ciężko mi było się tego domyśleć) że w środku są jeszcze jacyś ludzie, nie mówiąc już o tym że tam są moi bracia w wierze. Zawsze mogła mi zadrżeć ręka kiedy chciałem podpalić świątynie, a tu nic, więc dla Kazara to świadomość dobrze złożonej ofiary (coś zniszczył).
Przecież dostał on propozycję poświęcenia własnego życia dla ratowania życia swych współwyznawców.
Tego motywu wcale nie kojarzę - oświeć mnie.
Bogowie, to takie istoty, które najpierw oczekują by im okazać to, że jesteśmy godni być ich wyznawcami.
Tutaj też jest Twoja interpretacja. Ktoś wierzący czuję potrzebę wierzenia. Kiedy Khazar modlił się przez miesiąc, czy więcej nawet nie usłyszał, że czuje się lepiej z powodu modlitwy. Kiedy poszedł do "popularnej" spowiedzi tez raczej słów otuchy nie usłyszał. Jeśli gra kapłanem jest ciężka, to gra tym bogiem dla Ciebie jest piekielnie trudna. Bogowie w świecie KC interweniują bardzo często. Przykład - ile razy miałem poczucie obecności Morghlia a ile razy Gothmeda. Czyżby Gothmed był słabszy, przecież jest starszym bogiem? I ostatni sprawa Gothmed to bóg chaotyczny neutrealny a nie praworządny zły. W twoim mniemaniu to sędzia który za dobro wynagradza a za zło każe - trochę nie tędy). Gothmed to bóstwo kapryśne wali "w łeb" za nawet dobrze odrobioną pracę domową a innym razem pochwali bo podobał mu się efekt, nie ważne że coś na tym stracił. Kaprys jest kaprysem i nie ma w nim żadnej logiczności.
I na zupełny koniec - nie zastanowiło Cię dlaczego przez 15 lat w grze Khazar nigdy nie poszedł po odprawienie ceremonii 1000 świec, chociaż miał ku temu wiele okazji. Odpowiedź jest prosta zdawał sobie sprawę ze swojej małości, wiedział, że jeszcze na nią nie zasłużył. Khazarowi można wiele zarzucić, ale na pewno nie brak wiary.
Nie wliczając dwóch członków drużyny ile osób Kazar przeciągnął na wiarę w Gothmeda. Ile ulubionych ofiar Gothmeda Kazar złożył?
Do tego też się muszę odnieść bo nie wytrzymie. Khazar nigdy nie szedł na ilość, tylko na jakość. Czasami grając wbrew sobie (przekonanie Margusa na wiarę). Czy to błąd ciężko powiedzieć. Zaś jeśli chodzi o ofiary dla boga to ciężko, wszędzie chodzić i coś rozwalać. Grając charakternym krasnoludem, założyłem, że jeśli coś takiego będzie robił to rzadko i z rozmachem (świątynia Morghlita). Pewnie mogłem wchodzić do każdej karczmy i obracać ją w perzynę, ku uciesze gawiedzi, tyle tylko że w więzieniu przesiedziałbym więcej niż pochodził po świecie. Reasumując wnoszę, że albo obaj mineliśmy się przy ocenie postaci, albo co bardziej prawdopodobne, inaczej interpretujemy określone zachowania. Ty miałeś wyidealizowany obraz Kapłana, a ja mocno zaciemnioony (w sumie to też człowiek, tyle że w służbie określonego boga). I słowa, które najlepiej oddają mój wizerunek kapłana - słuchajcie ich a nie patrzcie co robią. W Twoim osądzie wnoszę, że to bardziej wyglądałoby jak fanatyzm religijny.
Ostatnio zmieniony 28 marca 2009, 21:18 przez czegoj, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
venar
Reactions:
Posty: 1590
Rejestracja: 11 listopada 2008, 12:01

Post autor: venar » 28 marca 2009, 21:44

Jeśli chodzi o wizję to nigdy nie powiedziałeś że moja postać czuje wyrzuty sumienia i z jakiego powodu.
To Twoje słowa po wizji"Nie odczuwam żadnych wyrzutów sumienia z tego powodu"
bo nie ten bóg się odzywał (ten mógł, mój nie - ciekawostka?)
A kto powiedział, że to wizja od Morglitha?
powiedziałeś, że to moja interpretacja - no to sorry nie ma tu ani zaprzeczenia ani potwierdzenia.
Oczywiście, że tak. Bo to była Twoja interpretacja zachowań, żadnego narzucania.
Paląc świątynie Morghlita skąd miałem wiedzieć (skoro nawet jako gracz ciężko mi było się tego domyśleć) że w środku są jeszcze jacyś ludzie, nie mówiąc już o tym że tam są moi bracia w wierze. Zawsze mogła mi zadrżeć ręka kiedy chciałem podpalić świątynie, a tu nic, więc dla Kazara to świadomość dobrze złożonej ofiary (coś zniszczył).
Ze środka słyszeliście krzyki, założyłeś iż to wyznawcy Morglitha. Bez komentarza.
Przecież dostał on propozycję poświęcenia własnego życia dla ratowania życia swych współwyznawców.

Tego motywu wcale nie kojarzę - oświeć mnie.
Spotkanie z kapłanem Morglitha w dokach...
Bogowie w świecie KC interweniują bardzo często. Przykład - ile razy miałem poczucie obecności Morghlia a ile razy Gothmeda.
Osobista interwencja Morglitha? Tylko raz. Notabene gdy Cię wskrzeszał na prośbę Margusa.
Khazar nigdy nie szedł na ilość, tylko na jakość.
Uśmiałem się :) Rozgoryczony Leonidas czy uciekający od śmierci Margus to rzeczywiście dobra jakość. Nie patrz na to co znaczą ale na to dlaczego odeszli od poprzedniej wiary.
Pewnie mogłem wchodzić do każdej karczmy i obracać ją w perzynę, ku uciesze gawiedzi, tyle tylko że w więzieniu przesiedziałbym więcej niż pochodził po świecie.
Ulubiona ofiara Gothmeda - doprowadzenie do jakiegoś istotnego zniszczenia (przy czym nie musi być krzywdzące innych)
To dopiero błędna interpretacja etosu bóstwa...
I ostatni sprawa Gothmed to bóg chaotyczny neutrealny a nie praworządny zły. W twoim mniemaniu to sędzia który za dobro wynagradza a za zło każe - trochę nie tędy).
Błąd. Gothmed to bóstwo chaotyczne - względem prawa. Neutralne - moralnie.
I słowa, które najlepiej oddają mój wizerunek kapłana - słuchajcie ich a nie patrzcie co robią.
Rozwiń w kontekście postaci Kazara, bo nie rozumiem.

I na koniec jeszcze jedno. Nigdy nie otrzymałem od Ciebie (zresztą od żadnego z graczy), życiorysu, etosu zachowań, sposobów postępowania itd. A więc interpretuję wszystkie zachowania graczy tak jak ja uważam, że to powinno wyglądać. Ale myślę, że nie tylko ja tak to widzę.
Nie zgadzam si? z Twoimi pogl?dami, ale po kres moich dni b?d? broni? Twego prawa do ich g?oszenia

Awatar użytkownika
czegoj
Site Admin
Reactions:
Posty: 3837
Rejestracja: 18 listopada 2008, 23:34
Has thanked: 5 times
Been thanked: 10 times
Kontakt:

Post autor: czegoj » 28 marca 2009, 22:19

I na koniec jeszcze jedno. Nigdy nie otrzymałem od Ciebie (zresztą od żadnego z graczy), życiorysu, etosu zachowań, sposobów postępowania itd. A więc interpretuję wszystkie zachowania graczy tak jak ja uważam, że to powinno wyglądać. Ale myślę, że nie tylko ja tak to widzę.
To prawda dokładnie tak jak Ty to widzisz. Bardzo rzadko dyskutujesz z graczami i to jest błąd (w moim mniemaniu). Dla mnie MG to reżyser a nie wszechwiedzący i nieomylny ludek. Zawsze powiadasz, że MG ma zawsze rację, tak jeśli to poprawia grę graczy, natomiast jeśli gracze po sesji wychodzą z niesmakiem (i to nie tylko moje spostrzeżenia :D) to już nie jest ok, prawda? (nie mówiąc już czasem o znudzeniu, bo to przytrafić się może każdemu). I nie zaczynaj tu tekstu w postaci jak się nie podobało to trzeba było nie przychodzić. Każdy wie, że prowadzisz przyzwoicie a czasami nawet bardzo dobrze, problem z tym, że na tę drużynę zabrakło Ci pomysłu.
Rozwiń w kontekście postaci Kazara, bo nie rozumiem.
Kazar w moim założeniu nie był idealnym kapłanem. Był kapłanem (szczerze, bo uważam że był potrzebny w drużynie, chyba nie zaprzeczysz) z wychowania, a nie z powołania. Starał się robić jak najlepiej, tyle tylko, że robił to najlepiej we własnym rozumieniu, czyli korzystnie dla siebie, tak aby właśnie nie mieć wyrzutów sumienia. Chcesz odniesienia spojrzyj na dzisiejszych niektórych kleryków (są pedofilami, pala fajki, klną jak szewcy). W takiej sytuacji nie mieli by w ogóle wierzących, ale właśnie działa to coś, czyli słuchamy ich i przymykamy oko na tz. margines. Khazar jest na marginesie kapłaństwa, różnica jest taka, że zdaje sobie z tego sprawę i nie jest mu z tym dobrze. Chciałby stać na pierwszej linni i walczyć, ale wie że musi pomagać innym i dlatego bardzo często stoi z boku i czaruje. Czasem jak w przypadku śmierci Leonidasa ponosi go krasnoludzka fantazja i przysłowiowa wiara w Gothmeda. Przy zdrowych zmysłach w życiu nie poszedł bym na tego elfa.
Błąd. Gothmed to bóstwo chaotyczne - względem prawa. Neutralne - moralnie.
Dla czego postacie o charakterze chaotycznym nie kończą szkoleń, nie trwają długo w postanowieniach itd. To nie ma nic wspólnego z prawem, to natura. Czy z bogiem jest inaczej, znaczy jest bardziej stabilny emocjonalnie - nie wydaje mi się. Chaotyczny to nie tylko etos wobec prawa, to w jakiś sposób postawa do życia. Opis na naszym portalu
istoty chaotyczne nie uznają żadnych trwałych autorytetów, w postępowaniu kierują się potrzebą chwili, nie zważając na dalsze konsekwencje swych czynów dla otoczenia, a często również dla samych siebie. Dla postaci o takiej postawie życiowej najważniejsza jest ciągła zmiana sytuacji i otoczenia oraz nieustanny bunt przeciw temu, co na dłużej może ograniczyć jej swobodę.
Czy z Gothmedem jest inaczej, jesli tak to rzeczywiście się pomyliłem.
Ulubiona ofiara Gothmeda - doprowadzenie do jakiegoś istotnego zniszczenia (przy czym nie musi być krzywdzące innych)
To dopiero błędna interpretacja etosu bóstwa...
Tak a gdzie jest błąd. Kwestia wielkości zniszczenia. Zniszczenie porządnej karczmy w centrum miasta to naprawdę poważne zniszczenie, a według opisu przytoczonego powyżej, ważne żeby była zmiana.:D
Uśmiałem się. Rozgoryczony Leonidas czy uciekający od śmierci Margus to rzeczywiście dobra jakość. Nie patrz na to co znaczą ale na to dlaczego odeszli od poprzedniej wiary.
Wydaje mi się, ze znacznie lepsza niż kilku chłopów którzy pokiwają głową i pójdą. Zawsze lepiej namawiać kogoś po rozgoryczeniu, niż jak jest zaślepiony wiarą. Wykorzystać luke w wierzę i nawrócić na swoją modę. Zaś jeśli chodzi o Margusa, to chyba dość skuteczna metoda, skoro jednak, wolał schować się za ta wiarą niż dostać klapsa za swoje przewinienia.
Osobista interwencja Morglitha? Tylko raz. Notabene gdy Cię wskrzeszał na prośbę Margusa.
To akurat potwierdza moją teorię o błędności interpretacji zachowań. Szczerze mówiąc miałem wrażenie, że może ze dwie wizje były od Gothmeda. Jeśli od niego były sny pokazujące, jak zostaniemy zniszczeni przez sługusów Morghlita (budzenie się w środku nocy cały spocony i wystraszony), to ciekawe poczucie humoru. W sumie to bóg chaotyczny, ale że aż tak?:D
Spotkanie z kapłanem Morglitha w dokach...
Tu taj to ja się uśmiałem. Miałem pójść na propozycję kapłana Morghlita, który z całą pewnością pragnął mojej śmierci, a w zamian przestanie mordować innych wyznawców. Tomku no proszę Cię, na to to chyba Kormak by nie poszedł. Przecież, czym jest słowo kapłana Morghlita poznałem już wcześniej przy obietnicy Leonidasowi. To nic nie warty stek słów.
Ze środka słyszeliście krzyki, założyłeś iż to wyznawcy Morglitha. Bez komentarza.
Nie no pierwsze co mi przyszło do głowy, to spalić świątynie w której są moi wyznawcy. Bez komentarza.
Oczywiście, że tak. Bo to była Twoja interpretacja zachowań, żadnego narzucania.
Żadnego narzucania, ale bez podpowiedzi to raczej wyrzutów sumienia nie ma. To właśnie ta odśrodkowa siła podpowiada Ci, ze coś zrobiłeś źle a coś dobrze. W przypadku RPG za sumienie z całą pewnością odpowiada MG nie gracz. W innym przypadku miałoby one marginalne znaczenie.
To Twoje słowa po wizji"Nie odczuwam żadnych wyrzutów sumienia z tego powodu"
To było raczej pytanie niż stwierdzenie, ale to też kwestia interpretacji.
Ostatnio zmieniony 28 marca 2009, 22:31 przez czegoj, łącznie zmieniany 1 raz.

saganpl
Reactions:
Posty: 37
Rejestracja: 08 grudnia 2008, 11:13

Post autor: saganpl » 29 marca 2009, 01:23

Panowie myślę że wszystko rozwiązała by rozmowa w cztery oczy. Tomek jest mistrzem gry i do niego należy ostatnie słowo, ale też można przedstawić swoje racje podejście do wiary czy też sposób postrzegania boga. Jak widać dopiero teraz wychodzi jakie kto miał zdania w kwestii gotmeda. Faktem jest że MG miał ostatnio coraz trudniej, dlatego przerwaliśmy. Po pierwsze odpoczniemy my, może za jakiś czas spojrzymy na to z innej strony-na spokojnie, po drugie odpocznie też MG prowadził już dość długo i należy się przerwa.
Czegoj szansa na złożenie tej ekipy raz jeszcze zawsze istnieje w końcu nie pospadały wszystkie głowy.
Czas leczy rany i nawet Kazaar to zrozumie kiedyś........my elfy czego jak czego ale czasu mamy w nadmiarzeB)
a za wojownikami sz?a ?mier? i po?oga...

Awatar użytkownika
czegoj
Site Admin
Reactions:
Posty: 3837
Rejestracja: 18 listopada 2008, 23:34
Has thanked: 5 times
Been thanked: 10 times
Kontakt:

Post autor: czegoj » 29 marca 2009, 12:51

Fajna pisownia imienia mojego krasnoluda. Widziałem Khazara, Kazara ale Kazaara jeszcze nie.:D;) To pewnie elficka pisownia - hehe
No i jeszcze jedno - ja nigdzie nie powiedziałem, że Khazar nie wróci nigdy. Powiedziałem, że na pewno nie wróci teraz (przynajmniej tego sobie nie wyobrażam - a wyobraźnie mam :D) Sposobów na powrót jest wiele:
1. Czas, o którym wspominałem.
2. MG i Jego wyczekiwana boska interwencja bez zamydlania, prosta i łatwa ale trafiająca do czasem tępego krasnoluda.
3. Może jakiś przejaw mowy elfa, bądź co bądź cały czas Khazar go szanuje, choć na pewno się do tego nie przyzna.
4. Może determinacja Margusa w działaniu, o której będzie wiedział i będzie w stanie docenić.
A może jeszcze inne czynniki albo z podanych wcześniej kilka na raz. Ja jako gracz czy MG nie przestałem mieć ochoty na grę. Przestałem mieć ochotę na Khazara, a przynajmniej w takiej jak ostatnio formule.
Co do samej rozmowy w cztery oczy. Jesteśmy z Venarem trendy. Rozmawianie za pośrednictwem mediów, kiedy ma się do siebie kilka kroków, jest aktualnie w modzie - hehe
Ostatnio zmieniony 29 marca 2009, 13:17 przez czegoj, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
venar
Reactions:
Posty: 1590
Rejestracja: 11 listopada 2008, 12:01

Post autor: venar » 29 marca 2009, 13:13

Bardzo rzadko dyskutujesz z graczami
Nieprawda, jeśli gracze używają sensownych argumentów to nie dyskutuję tylko przyznaję im rację.
Zawsze powiadasz, że MG ma zawsze rację
Nieprawda, wyjąłeś to z kontekstu ostatniej sesji, a dotyczyło zasady działania czaru. Uciąłem tym wszelkie spekulacje co do jego działania.
jeśli gracze po sesji wychodzą z niesmakiem (i to nie tylko moje spostrzeżenia Grin) to już nie jest ok, prawda? (nie mówiąc już czasem o znudzeniu, bo to przytrafić się może każdemu). I nie zaczynaj tu tekstu w postaci jak się nie podobało to trzeba było nie przychodzić
Jeśli wychodzą znudzeni i z niesmakiem to wolałbym wiedzieć co im się nie podobało zamiast narzekać na moje prowadzenie. Wszyscy się tu bawimy i uczymy jak to robić coraz lepiej. Znam zdanie sagana co do mojego prowadzenia i wiele rzeczy mu zwyczajnie wyjaśniłem co i dlaczego interpretuję w ten a nie inny sposób. Błędne rozumienie mojego postępowania jako MG może doprowadzić do "zniesmaczenia".
problem z tym, że na tę drużynę zabrakło Ci pomysłu.
Pomysł miałem i miałem od bardzo dawna, a wystarczyła jedna wasza bezmyślna decyzja by wszystko zepsuć i pogrążacie się coraz bardziej zrzucając winę na mnie jako MG.
Wydaje mi się, ze znacznie lepsza niż kilku chłopów którzy pokiwają głową i pójdą. Zawsze lepiej namawiać kogoś po rozgoryczeniu, niż jak jest zaślepiony wiarą. Wykorzystać luke w wierzę i nawrócić na swoją modę.
Tu nie chodzi o to kiedy i jak jest łatwiej. Ważny jest sam fakt przeciągnięcia na swoją wiarę. Poza tym to co nam przychodzi z większym trudem daje większą satysfakcję. Poza tym tych kilku chłopów może być znacznie lepszym nabytkiem gdy będą trwać w tej wierze, bez względu na przeciwności jakie ich spotykają. Jaką wartość przedstawia osoba, która zmienia wiarę by uciec od śmierci? W ten sposóbn można zaliczyć cały panteon.
Jeśli od niego były sny pokazujące, jak zostaniemy zniszczeni przez sługusów Morghlita (budzenie się w środku nocy cały spocony i wystraszony), to ciekawe poczucie humoru.
To były wizje pokazujące co się może wydarzyć a nie co się stanie. Pomimo, iż kapłan wręcz nimi był bombardowany nie zrobił nic by temu zapobiec.
Przecież, czym jest słowo kapłana Morghlita poznałem już wcześniej przy obietnicy Leonidasowi.
Leonidas miał obiecane, iż zakończy się konflikt. W którym momencie złamał tą obietnicę?
Nie no pierwsze co mi przyszło do głowy, to spalić świątynie w której są moi wyznawcy. Bez komentarza.
Już powiedziałem. Fakt pozostaje faktem. Jeśli robimy coś złego nawet nieświadomie nie możemy uciec przed konsekwencjami tego czynu.
To było raczej pytanie niż stwierdzenie, ale to też kwestia interpretacji.
Być może pamięć Ci szwankuje więc przypomnę, iż powiedziałeś, że zdajesz sobie sprawę z tego że to byli Twoi współwyznawcy ale nie czujesz z tego powodu wyrzutów sumienia. To stwierdzenie a nie pytanie.

I na koniec najważniejsze.
Rozwiń w kontekście postaci Kazara, bo nie rozumiem.
Twoją odpowiedź można nazwać tylko jednym słowem - hipokryzja. Jeżeli u Kazara słowa, czyny i myśli nie idą w parze to natychmiast odebrane zostaną mu wszystkie umiejętności i moce kapłana.
Nie może być tak, iż kapłan na pozór jest wiernym sługą swego bóstwa a w rzeczywistości ma wszystko gdzieś i prywata jest dla niego ważniejsza.
"Nadrzędną zasadą , kierującą życiem kapłana jest wierna służba i całkowite oddanie swemu bogu."
To tekst z kodeksu postępowania kapłana. Nie ma tu nic o "korzystnie dla siebie, tak aby właśnie nie mieć wyrzutów sumienia. "
Nie zgadzam si? z Twoimi pogl?dami, ale po kres moich dni b?d? broni? Twego prawa do ich g?oszenia

Awatar użytkownika
czegoj
Site Admin
Reactions:
Posty: 3837
Rejestracja: 18 listopada 2008, 23:34
Has thanked: 5 times
Been thanked: 10 times
Kontakt:

Post autor: czegoj » 29 marca 2009, 14:13

Nieprawda, wyjąłeś to z kontekstu ostatniej sesji, a dotyczyło zasady działania czaru. Uciąłem tym wszelkie spekulacje co do jego działania.
Szczera prawda i dobrze o tym wiesz. Furia, czary interpretowane przez Adasia, przeze mnie itd. Można byłoby przytaczać w nieskończoność. Dla Ciebie MG ma zawsze rację, ciekawe, że ta zasada nie zawsze działa, kiedy Ty jesteś graczem. Wtedy dyskutujesz przekonujesz i rozmawiasz, jako MG ucinasz.
Jeśli wychodzą znudzeni i z niesmakiem to wolałbym wiedzieć co im się nie podobało zamiast narzekać na moje prowadzenie. Wszyscy się tu bawimy i uczymy jak to robić coraz lepiej. Znam zdanie sagana co do mojego prowadzenia i wiele rzeczy mu zwyczajnie wyjaśniłem co i dlaczego interpretuję w ten a nie inny sposób. Błędne rozumienie mojego postępowania jako MG może doprowadzić do "zniesmaczenia".
A kiedyś zapytałeś? Byłem przekonany, że z Grześkiem dajemy Ci to do zrozumienia. Ale może to działało tak samo jak moje wizje od Gothmeda.
Pomysł miałem i miałem od bardzo dawna, a wystarczyła jedna wasza bezmyślna decyzja by wszystko zepsuć i pogrążacie się coraz bardziej zrzucając winę na mnie jako MG.
No niestety za radość gry w znacznym stopniu odpowiada MG. Nie wiem, cz nawet często nie większym niż sami gracze. Mówię tu szczególnie o nowych graczach. Wybacz, ale nie zauważyłem zbytniego wciągania w grę nowych graczy (wiesz o kim mówię). To, że drużyna ich ignoruje, to norma. Nawet doświadczony gracz wchodzący nową postacią jest ignorowany. Ale nie da się zaciekawić nowych jak MG im w tym nie pomoże. Ja nie zrzucam tu winy na Ciebie, pewnie w znacznym stopniu jest to również nasza wina. Jednak to MG kreuje świat i losy 4 czy 5 postaci łatwo mu odmienić.
Tu nie chodzi o to kiedy i jak jest łatwiej. Ważny jest sam fakt przeciągnięcia na swoją wiarę. Poza tym to co nam przychodzi z większym trudem daje większą satysfakcję. Poza tym tych kilku chłopów może być znacznie lepszym nabytkiem gdy będą trwać w tej wierze, bez względu na przeciwności jakie ich spotykają. Jaką wartość przedstawia osoba, która zmienia wiarę by uciec od śmierci? W ten sposób można zaliczyć cały panteon.
To też kwestia interpretacji. Nie wiem czy czytałeś ostatnie odcinki Dragonlance. Tam występuje postać bogini Zaboim. Dla mnie to typowy przykład bogini chaotycznej (zresztą ciekawa zbierzność również bogini morza, sztormów i burz). Jej nie zależy na wyznawcach ważne, żeby coś się działo. Bogowie w RPG to bardzo często istoty pokrewne istotą ludzkim. Mają swoje dzieci, swoje rodziny, często stąpali wcześniej po świecie śmiertelników. Tak samo knują, psują, leczą i żyją jak śmiertelnicy. Zwyczajnie mają większe moce. A co na to śmiertelnicy, mogą sobie zmieniać panteon jak chcą, ich święte prawo. Ja jako kapłan tego nie mogłem, ale mogłem namawiać innych żeby opuścili swojego boga i zaczęli wierzyć w mojego, co robiłem. A co do chłopów, to ich wiara akurat w ogóle mnie nie zajmowała, uznałem że nie jestem kapłanem zajmującym się maluczkimi. Tutaj, rzeczywiście krasnolud był zepsuty i jest.
To były wizje pokazujące co się może wydarzyć a nie co się stanie. Pomimo, iż kapłan wręcz nimi był bombardowany nie zrobił nic by temu zapobiec.
A co miał zrobić, przekonany, że wizje pochodzą od Morghlita, a nie od Gothmeda. Zwyczajnie poddał się presji i lękowi. Natomiast kiedy próbował wznieść ołtarz, przygotować się do obrony, krzewić ducha i morale, jakoś specjalnie pomocy nie widziałem., więc o co chodzi?
Leonidas miał obiecane, iż zakończy się konflikt. W którym momencie złamał tą obietnicę?
Kapłan Morghlita złamał dwa razy obietnicę w różnych sytuacjach. 1. Leonidas go uwalnia i prosi, żeby nie uciekał, na co się zgadza. Zresztą to właśnie ta sytuacja doprowadziła do spalenia świątyni. 2. Kiedy obiecał, że nie zaatakuje Khazara. Zaatakowali go inni, ale chyba słowa były dość jednoznaczne. Zresztą za krzywoprzysięstwo zginął z rąk Leonidasa.
Już powiedziałem. Fakt pozostaje faktem. Jeśli robimy coś złego nawet nieświadomie nie możemy uciec przed konsekwencjami tego czynu.
Khazar nie ucieka przed konsekwencjami, on nawet nie wie, że zrobił coś złego. Jak gracz wiem (też po ciężkich domysłach), jako postać nikt mi o tym nie powiedział, a przyzwane wcześniej wyrzuty sumienia nie dały znać, że coś jest nie tak.
Być może pamięć Ci szwankuje więc przypomnę, iż powiedziałeś, że zdajesz sobie sprawę z tego że to byli Twoi współwyznawcy ale nie czujesz z tego powodu wyrzutów sumienia. To stwierdzenie a nie pytanie.
To było pytanie i to 100% na dodatek nie mówiłem tego jako Khazar tylko jako gracz. Poczucie winny na pewno był odegrał jako postać, jeśli miałbym świadomość złego czynu.
Jeżeli u Kazara słowa, czyny i myśli nie idą w parze to natychmiast odebrane zostaną mu wszystkie umiejętności i moce kapłana... "Nadrzędną zasadą , kierującą życiem kapłana jest wierna służba i całkowite oddanie swemu bogu."
To tekst z kodeksu postępowania kapłana. Nie ma tu nic o "korzystnie dla siebie, tak aby właśnie nie mieć wyrzutów sumienia. "
Szczerze mówiąc na taką reakcję czekałem. Dla mnie byłby to jednoznaczny znak od boga, że coś jest nie tak. Jeśli dodatkowo zostałoby mu to w jakikolwiek sposób wyjaśnione, na pewno zmienił by postępowanie, chyba że odwróciłby się całkiem od wiary. Ma drugą profesję, więc zawsze mógłby się skupić na czym innym. Jakby przemyślał, może by spokorniał. Hipokryzji było tak wiele (jest nadal w tej postaci), że pytania "czy ten kapłan ma ode mnie większe kwalifikacje i muszę go słuchać", jasno wskazują że postać nie idzie droga światła swojego boga. Fakt, że skręca powinien być jak najszybciej korygowany, przez najpierw ostrzeżenia a później inne interwencje. Ty nie uczyniłeś nic żeby to korygować, a ja zamiast cieszyć się postacią, zacząłem robić z niej takiego co mu wszystko wolno. Efekt, obaj nie byliśmy zadowoleni, ale nic nie robiliśmy żeby to zmienić. Chyba nie ma się co dziwić, że pewnie w jakimś stopniu byliśmy zniesmaczeni.
Ostatnio zmieniony 29 marca 2009, 14:32 przez czegoj, łącznie zmieniany 1 raz.

leobardis
Reactions:
Posty: 451
Rejestracja: 11 listopada 2008, 12:02

Post autor: leobardis » 29 września 2009, 22:07

Źle się dzieje !!!
W mieście w którym zatrzymał się Margus, zaczęli znikać ludzie.
Czyżby tak długie przebywanie Margusa w jednym miejscu działało na jego psychikę ?
Czyżby zaczął się nudzić i eksperymentować?
Misiu - kiedy kontynuacja Naszej e-noweli ??? ;)
[center]Nie dostaniesz drugiej szansy, by zrobi? dobre pierwsze wra?enie.[/center]
[center]Obrazek[/center]

Awatar użytkownika
venar
Reactions:
Posty: 1590
Rejestracja: 11 listopada 2008, 12:01

Post autor: venar » 10 grudnia 2009, 23:00

Od ostatnich wydarzeń minęło 4 lata. W trakcie tego czasu wiele się zmieniło. Conan nie żył, a Margus z sobie tylko znanych powodów nie zdecydował się na jego wskrzeszenie. Wspomniany Margus wrócił do rodziny odświeżyć stosunki z żoną i zakończyć edukację syna, Bartos pozostał na Orkusie Świętym u Lady Damaris, Eldarion rozpoczął edukację kolejnej profesji (mag)oraz dopracował projekt kuszy szybkostrzeknej której patent sprzedał krasnoludom, Yan szkolił swoje umiejętności gwardzisty a Kazar postanowił oddać się kontemplacji kapłańskiej.

Po czterech latach członkowie drużyny dostali zaproszenie do Lady Damaris. Na miejsce przybyli Margus, Eldarion, Yan, i nowa postać: złodziej Bagar. Na naradzie ustalono iż przygotowania do buntu zmierzają w odpowiednim kierunku. Elfy są gotowe, krasnoludy odwdzięczą się za nową broń a reptiliony tylko czekają na znak. Jednakże ustalono, iż potrzebny będzie jeszcze sojusz z malaukami. W tym celu drużyna ruszyła na Wyspy Malauków aby negocjować sojusz. Podążając przez Get-warr-gar została zaproszona do Gildii Białych Magów przez jednego z mistrzów. Tam zostali poproszeni o rozwiązanie ważkiego problemu związanego z dziwnymi samospaleniami w stolicy malauków. Gildia podejrzewająca działanie magii, niestety z uwagi na niechęć malauków do magii gildia nie chce oficjalnie mieszać się w tą kwestię.
Po przybyciu na miejsce, okazało się, że właśnie trwają przygotowania do święta wina. Huczne zabawy i picie do białego rana ściągnęło z wielu miejsc Orchii amatorów tego trunku. Swe pierwsze kroki skierowali do władcy malauków, jednakże okazało się iż ten jest ciężko chory a kapłani nie radzą sobie z jego chorobą. Fakt ten pozostaje jednakże cały czas w tajemnicy aby wieść o nim nie położył się cieniem na nadciągających uroczystościach Święta Wina. Po rozmowie z szambelanem, który zaniepokojony jest zarówno chorobą władcy jak i tajemniczymi wybuchami drużyna otrzymała glejt dający im swobodę poruszania się i przeprowadzania śledztwa. Oczywiście dyskretnie.
Początkowe śledztwo nie przynosiło, żadnych rozwiązań. Pierwsza z "ofiar" to starszy mężczyzna, który spacerował z córką nad rzeką. Kiedy spłonął, o ten czyn została oskarżona jego córka - wyrok został wydany szybko, a kara jeszcze szybciej. Kolejną był mąż kramarki, moczymorda który spłonął we własnym łóżku. Następnie strażnik miejski, dwie krowy oraz zięć jednego z tutejszych kupców. Ostatnim był cyrkowiec wędrownej trupy. Jakkolwiek we wszystkich pierwszych przypadkach efekt był podobny (błękitny płomień, nietknięty ekwipunek) to w dwóch przypadkach było inaczej. Krowy wręcz wybuchły niszcząc całą oborę, a na miejscu zdarzenia drużyna znalazła płaski kamień z nieznanego im minerału a cyrkowiec spłonął w całości wraz ekwipunkiem. Na miejscu jego spalenia drużyna znalazła kryształki saletry oraz wapnia co drużynowych alchemików naprowadziło na krasnoludzki ogień.
Jako uzupełnienie należy dodać, że do drużyny dołączył Bartos oraz dwóch braci półolbrzymów, których spotkał na statku płynącym na wyspę: Tongpo oraz Gregorius (barbarzyńca i czarny rycerz). Dwaj ostatni przybyli na wyspę w poszukiwaniu kupca, a jak się w między czasie dowiedzieli tutejszego herszta gildii złodziejskiej, który przed laty doprowadził do bankructwa ich ojca a w konsekwencji popełnienia przez niego samobójstwa.
W trakcie śledztwa, drużyna trafiła do jednego z magazynów Drupnira, tutejszego kupca. Na miejscu trafili na hobbita mieniącego się Władcą Ognia, który po tym oświadczeniu podpalił całość wraz ze sobą. W zamieszaniu znaleziono ciało hobbita, jednakże tak nadpalone, że bez możliwości zidentyfikowania go.
Podwójne śledztwo doprowadziło ich do siedziby Fastmana (herszt) karczmy/spelunki "Sprośne Prosię". Tam w poszukiwaniu zemsty doszło do walki w wyniku której ciężko ranny został Yan oraz Gregorius. Walki, która nie przyniosła żadnych wymiernych rezultatów. Po powrocie do miejsca zakwaterowania na drużynę czekał wspólnik Fastmana, Albrecht. Wyjaśnił drużynie, że jakiś czas temu jego wspólnik wraz z alchemikiem Drupnirem pracowali nad miksturą, któa dawałaby możliwość posługiwania się wszelką magią bez konieczności jej nauki. Niestety, nie udało im się to, natomiast przygotowali magiczną truciznę, niewykrywalną normalnymi metodami która po trzech dniach od spożycia powoduje samospalenie. W przypadku wypicia jej przez osobę obdarzoną umiejętnością korzystania magii dodatkowo powoduje wybuch ofiary. (Krowy ;)???) Uprzedził też drużynę, że Fastmana aktualnie nie ma w mieście ale za trzy dni przygotowuje on aukcję, w której weźmie udział kilka osób pragnących zakupić ów specyfik. Albrecht zaproponował drużynie, że wystawi im wspólnika jednakże dopiero za trzy dni będzie znał dokładne miejsce gdzie...
Nie zgadzam si? z Twoimi pogl?dami, ale po kres moich dni b?d? broni? Twego prawa do ich g?oszenia

saganpl
Reactions:
Posty: 37
Rejestracja: 08 grudnia 2008, 11:13

Post autor: saganpl » 11 grudnia 2009, 20:22

Troszkę rzeczy udało się załatwić. Sporo pomógł nam "jagoda" nasz drużynowy alchemik :). Fajne wprowadzenie braci półolbrzymów. Mała rozruba pomogła rozładować napięcie spowodowane wytężoną pracą umysłu w sprawie podpaleń i poprawić humor co niektórym. Gwardzista jak zawsze okazał się nieoceniony - padł pierwszy.Przyszła sesja zapowiada się całkiem ciekawie. Tym razem wydaje się być wszystko zaplanowane i po raz pierwszy zaskoczymy przeciwnika, a nie jak zawsze na żywioł. czy aby na pewno......;):P
Ostatnio zmieniony 11 grudnia 2009, 23:16 przez saganpl, łącznie zmieniany 1 raz.
a za wojownikami sz?a ?mier? i po?oga...

Awatar użytkownika
venar
Reactions:
Posty: 1590
Rejestracja: 11 listopada 2008, 12:01

Post autor: venar » 15 stycznia 2010, 14:20

Trzy dni wystarczyło drużynie by podleczyć rany po ostatnich wydarzeniach i przygotować się na aukcję wina. Drużyna postarała się nawet o wsparcie straży miejskiej celem rozwiązania problemu i schwytaniu winnych samospaleń. Po wejściu do "Sprośnego Prosia" niestety należało zostawić wszelka broń miotaną oraz strzelecką, jednak to nie przeszkadzało większości drużyny. Rycerz, barbarzyńca, wojownik, gwardzista, czarnoksiężnik nie potrzebowali specjalnie takiej broni, a jedynie drużynowemu złodziejowi mogło to sprawić lekki problem nienawykłemu do walki bezpośredniej.
W podziemiach karczmy trafili na salę, w której znajdowali się potencjalni kupcy "8222;wina". Niestety do aukcji nie doszło, bliźniacy w gorącej wodzie kąpani, nie zważając na obstawę malauków ruszyła na Fastmana jak tylko ten się pojawił pałając rządzą zemsty. Niestety dla Tangpo szybko się to skończyło gdyż już w pierwszej rundzie jego uczestnictwo w walce się skończyło. Podobnie stało się z Eldarionem, jednakże ten szybko wrócił "do gry" dzięki szybkiej interwencji Margusa. Do końca walki nie dotrwał również Bagar, pchnięty szpadą przez Fastmana. Co gorsza, do walki włączyło się trzech uruków będących wśród gości. Pomocnym okazała się paladynka Asteriusza znajdująca się na sali, która ruszyła na malauków. Jednak po raz kolejny raz okazało się jak bardzo wartościowym członkiem drużyny jest elf. Szybko uporał się z dwoma przeciwnikami by skończyć na Fastmanie pozbawiając go przytomności, a tego dobił Gregorius pałający rządzą zemsty za ojca.
Zbierając rannych drużyna, ruszyła w pościg za alchemikiem, jednak po wyjściu na zewnątrz po uciekinierze nie pozostał żaden ślad.

Teraz wszyscy się zastanawiają, co dalej? Fastman i jego zapędy zostały powstrzymane ale gdzieś jeszcze jest alchemik, który zbiegł. Niby wszystko się ułożyło dobrze ale przecież w walce zabili szlachcica uruk-hai, co zapewne nie pozostanie bez odzewu. Co gorsza pierwsi zaczęli walkę a dowody winy Fastmana i ewentualnych powiązań owego rycerza Uruk-hai zniknęły. Czyżby kolejne kłopoty drużyny? Nic nowego...
Ostatnio zmieniony 15 stycznia 2010, 14:21 przez venar, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie zgadzam si? z Twoimi pogl?dami, ale po kres moich dni b?d? broni? Twego prawa do ich g?oszenia

Awatar użytkownika
venar
Reactions:
Posty: 1590
Rejestracja: 11 listopada 2008, 12:01

Post autor: venar » 04 lutego 2010, 19:32

Po trudach walki w podziemiach gildii złodziejskiej drużyna stanęła przed kolejnym ciężkim zadaniem. Eldarion, odwiedzając ranną paladynkę dowiedział się, iż ta nie znalazła się tutaj przypadkiem. Jest członkiem Bractwa Białych Mieczy i przybyła rozprawić się z Drupnirem, w rzeczywistości półdemonem lub nawet demonem pochodzącym z domeny Hasar-Gruna. Co gorsza, drużyna nie miała innego wyjścia jak wspomóc ją i razem wyruszyć na południe jego śladem gdyż musiała znaleźć dowody na to, iż Fastman rzeczywiście był odpowiedzialny za samospalenia a zabity w gildii szlachcic uruk-hai nie stanie się kolejnym problemem drużyny. Wszak nie chcieliby mieć do czynienia z wściekłością rządzącej rasy pałającej rządzą zemsty (co i tak nie jest wykluczone bez względu na przyszłe wydarzenia).
Po wydaniu kolejnych sztuk złota na leczenie drużyna wyruszyła na południe szukać siedziby Drupnira, kierując się wskazówkami "przesłuchanego" karczmarza - byłego wspólnika Fastmana. Daleko na południu, pośród gór drużyna dotarła do lasu pełnego chaotycznej magii, przez którego listowie nie przenikały promienie słońca. W głębi tego lasu trafili na piramidę, oznaczoną mrocznym symbolem Hasar-Gruna.
Po wejściu do środka znaleźli się pośród plantacji winogron, brodząc po kostki w wodzie. W wodzie, która niedługo potem uwięziła ich gdy w magiczny sposób zamarzła szczelnie trzymając większość zaskoczonej drużyny. Okazało się, że drużyna wpadła w pułapkę śnieżnych elfów, jednak te nie koniecznie przybyły po to by wybić jej członków. Krótka rozmowa z drużynowym elfem pozwoliła na względne zaufanie, które zaprocentowało zdobytą wiedzą o piramidzie. Elfy podobnie jak pozostali jej mieszkańcy na pozostałych poziomach to strażnicy budowli, którzy mają za zadanie unieszkodliwiać ewentualnych intruzów. Nieśmiertelni, odradzający się każdej nocy i zmęczeni elfowie jednak pragną wolności dlatego też udzielili każdej możliwej pomocy drużynie, która dowiedziała się iż jedyną możliwością dostania się na kolejne poziomy to zabicie najsilniejszego potwora (lidera/dowódcy) na każdym z nich. Jednak mają tylko czas do północy gdyż wtedy magia panująca wewnątrz zabija wszystkich w środku powodując odzyskanie sił przez demona. Jakkolwiek jej mieszkańcy odradzali się później, intruzi spoza nie mają tego przywileju i ich śmierć jest ostateczna. Po ofierze przywódcy elfów (drużyna musiała go zabić by dostać się na kolejny poziom) trafili do domeny minotaurów, labiryntu . Niestety starcie z minotaurami przyniosło śmierć Yana, a bracia oraz paladynka zostali ranni co stawia drużynę w nie najlepszej sytuacji zważywszy iż to dopiero dwa z siedmiu poziomów. A czas ucieka...
Nie zgadzam si? z Twoimi pogl?dami, ale po kres moich dni b?d? broni? Twego prawa do ich g?oszenia

ODPOWIEDZ