Skype - KC - Biały rekin

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 23 kwietnia 2015, 08:41

[center]BIAŁY REKIN[/center] to nazwa pierwszego rozdziału czekam aż Oggy poda nazwę całej kampanii




[center]Obrazek[/center]

[center]
Gramy w Kryształy Czasu .

Potrzebny sprzęt: Skype, słuchawki i czas
Zaklepali się na sesje:

MG: Oggy

BG:Ghasta (KIA)
BG: Knurion (KIA)
BG: deliad (KIA ale gra dalej)
BG: Avnar
BG: Czegoj (MIA)[/center]


Rekio
[center]Obrazek[/center]
Ostatnio zmieniony 04 czerwca 2015, 18:44 przez deliad, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 23 kwietnia 2015, 09:07

[center]Biały rekin[/center]
[center]
Obrazek[/center]
Udało się zakończyć pierwsza część przygody. Graliśmy nowa grupa: el Tanyll, człowiek, prowadzony przez ghaste, el Rekio, półelfi mag prowadzony przez deliada oraz tan Ceen Ardagal, reptillionski iluzjonista prowadzony przez avnara. Grupa spotkała się w pływającej dzielnicy elfiego miasta Talloth na północy Elmanalu Zachodniego. Zatrudniono ich aby podając się z kupców przeprowadzili inflirtacje zbuntowanego oddziału reptillionskiej milicji, który zaszył się gdzieś w górach na pograniczu z Sahra i odmawia powrotu na miejsce stacjonowania i zaprzestania walki.
Podczas ustalania warunków pojawił się ranny tan Ardagal a dotąd podający się za niego reptilion podjął próbę ucieczki. Po brawurowym pościgu po dachach pływającej dzielnicy Ceen i Rekio schwytali go i zabili, sami ledwo uchodząc z życiem. Przed wschodem słońca grupa opuściła Talloht żeglujac ku Wielkiemu Walowi.
Od siebie dodam że drużyna jest bardzo ciekawa i gracze świetnie pociagneli postacie. Właśnie takich osobowości spodziewałem się gdy czytałem ich opisy i historię.

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 23 kwietnia 2015, 09:10

[center]Wrota Kaszmiru[/center]
[center]Obrazek[/center]

Druga sesja za nami. ghasta mial problemy z netem wiec Tanyll gral na autopilocie. Do grupy dołączyła postać prowadzone przez Knuriona.
Grupa dotarła do Sarassum, przeszła wszelkie formalności celne i uzupełniła zaopatrzenie przed ruszeniem w góry. Pierwsza noc spędzili w górskiej chacie, na progu przełęczy wiodącej do doliny Kaszmiru. Następnego dnia spotkali się ze swoim łącznikiem który przekazał im ostatnie wiadomości o miejscu stacjonowania zbuntowanych oddziałów. Ponadto w Kaszmirze miała skontaktować sie z nimi jeszcze jedna osoba, która wie więcej o samym Maraxie. Grupa ruszyła pospiesznie chcąc pokonać przełęcz przed nocą. Niestety zmrok zastał ich na szlaku. Niedługo potem natknęli się na ciało reptilliona w wojskowej kurtce którego zabiły dzikie wargi. Miało to miejsce na skraju przełęczy i grupa, nie kryjąc się specjalnie, szybko zeszła do stojącego niedaleko schroniska. Tutaj spotkali trzech reptillionów z Kaszmirskiej milicji oraz ich więźnia. Po kilku nerwowych chwilach (wyglądało na to ze przybycie postaci przerwało egzekucje) atmosfera nieco ostygła. Szybko stało sie jednak jasne ze aresztowany to właśnie kontakt grupy (czyli Knurion). Wybuchła gwałtowna walka. Rekio pokonał jednego przeciwnika ledwo uchodząc z życiem, Ceen i (postać Knuriona? nie mam zapisanego imienia!) po przebiegającej ze zmiennym szczęściem walce poradzili sobie z drugim (Dwa krytyki w dwie rundy! W tym jeden w siebie!). Tanyll zajął się trzecim. Po wszystkim odnaleźli oderwane naszywki sugerującej ze byli to milicjanci garnizonu stacjonującego na północy Kaszmiru.
Ostatnio zmieniony 23 kwietnia 2015, 09:20 przez deliad, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 23 kwietnia 2015, 09:24

[center]Wzory na skórze[/center]

[center]Obrazek[/center]

Podczas ostatnich dwóch sesji grupa zdołała przejść dolinę Kaszmiru z południa ku północy. Odnaleźli opuszczone obozowisko sił Maraxa i ruszyli śladem jego wojsk w góry. Odnaleźli nowy obóz, jednak podczas pochodzenia go Rekio a niedługo potem Ceen I Tanyll oraz postać Knuriona zostali odkryci i aresztowani. Przez dwa dni uwięzienia mieli okazję porozmawiać z Maraxem oraz osobami z jego otoczenia. Trzeciego dnia zostali po kolei poddani potwornym torturom po których odzyskali przytomność już tylko Rekio i Ceen, ze zdumieniem odkrywając na swoich ciałach niezwykle tatuaże. Po ostatniej rozmowie z Maraxem, przekonani ze obóz wkrótce stanie się celem zorganizowanego ataku orków wyrywają się z karceru i rozpoczynają nocna, skryta ucieczkę.
Końcówkę grała tylko dwójką graczy ale ich postacie nabierają charakteru. Ceen, aresztowany i pozbawiony broni, nie pozwolił się obrażać i spuścił łomot porucznikowi Maraxa, nim jego żołnierze zdążyli drgnąć. Ryzykowne i bolesne, jako ze potem go pobili ale bez wątpienia odważne. Rekio z drugiej strony zorganizował ucieczkę, mimo że wydawała się niemożliwa. Świetnie pasowało to do jego nieustępliwego charakteru. Az trochę szkoda że przed nimi tak diabelnie niebezpieczna przeprawa przez reptillionski obóz i rzeczy poza nim...

Obóz Maraxa
Obrazek
Ostatnio zmieniony 25 kwietnia 2015, 18:36 przez deliad, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 23 kwietnia 2015, 09:27

Oczami Rekio
Taki, wpadliśmy jak śliwki w kompot, czy raczej w dziurę. Chłód, mrok, skała i na dodatek głęboko. Palce polepione żywicą, uniemożliwiającą rzucanie czarów. Patowa sytuacja. Marax okazał się szaleńcem ze skłonnością do paranoi i ataków szału, ale mimo to obdarzonym przenikliwym umysłem i wizjonerskim postrzeganiem sytuacji Walgaru. Wódz za którym żołnierze pójdą do samego piekła tylko po to aby zaśmiać się diabłom w twarz.
Czyli przekupstwo, zastraszenie ani powoływanie się na szlachectwo odpadało całkowicie.
Nieco światła na osobę Maraxsa rzucił nam anonimowy gnom. (Piękna gra aktorska Oggiego, chylę czoła). Co prawda światła padającego przez mgły mącące jego zwichrowany umysł. Tak czy owak był urzeczony wizją Maraxa. Doś ciekawą trzeba przyznać. Szanował Maraxa mimo ataków szału. Coś mi się wydaje, że jeszcze go spotkamy.
Co ciekawe Marax zdawał się otrzeć o potężną magię astrologiczną w mistycznym miejscu stworzonym przez pradawnych reptilionów, jeszcze przed powstaniem Imperium Katana. Być może to nadwyrężyło jego umysł, a może po prostu życie w ciągłym zagrożeniu. Tak czy owak, w pewniej mierze Marax znał przyszłość. Ba, znał. Potrafił ją modyfikować szukając nowych ścieżek losu. Coś jakby grając w grę ciągle wgrywać save i starać się przejść nieciekawą sceną w inny sposób. Jednak utkną. Dotarł do miejsca, którego ominąć nie mógł, a każde rozwiązanie kończyło się anihilacją. Miał mapę która pokazywał mu aktorów tego teatru. Co dziwne także imiona i nazwiska naszych postaci.
Z resztą pochwalił się tym spostrzeżeniem z Rekio. Półelf mimo, że podduszony i torturowany uwierzył Maraxowi.
Ten dziwny wódz naznaczył Cena i Rekiego przesiąkniętymi magią tatuażami, które mają chronić ich przed magią wróżb i astrologicznych horoskopów. Według niego stali się niewidzialni dla magi wróżbiarskiej. Marax upatruje w tym wyrwania się z wzoru losu skazującego jego inicjatywę na niepowodzenie.
Cóż, przyznał, że wkrótce obozowisko zakatują katańskie orki wyżynając wszystkich w pień.
Dla Rekio to była wystarczająca informacja, że należy obóz opuścić i to jak najrychlej. Na miłosierdzie orków wszak nie liczył, nawet dla więźniów. Wykorzystał roztargnienie Maraxa i z radością przywłaszczył zmiażdżony przez niego kamień. Kamień o ostrych krawędziach. Kamień, który przeciął startą pracą wielu godzin żywicę z palców dłoni. Ryzykując zdrowie, a może i życie wycisnął ze swojego zmaltretowanego ciała 2 PM i otworzył nadwątloną płomienną dłonią kratę zrobioną ze związanych liną pali. Wraz z Cenem wydostali się na górę aby zaopatrzeni jedynie w kilka koców ruszyć na spotkanie przeznaczenia. Mówiąc patetycznie, bo w rzeczywistości przyszło im przemknąć przez obozowisko reptilionów. A ci według jego obserwacji nie sypiali nigdy.
Co dalej? Poczekamy zobaczymy.

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 23 kwietnia 2015, 09:28

Oczami Ceena.
Kolejna sesja za nami.
Graliśmy tylko we trzech, ja jako Ceen, deliad jako Rekio i Oggy prowadził.
Poprzednia przygoda skończyła się gdy udało nam się wydostać z dołu więziennego i planowaliśmy ucieczkę nocną podczas wichury. Zdając sobie sprawę że bez dobrego ekwipunku i zapasów nie przeżyjemy w górach, zdecydowaliśmy się zakraść do namiotu Maraxa (dowódcy reptillionów, którzy nas więzili) i ukraść wszystko co będzie nam potrzebne oraz magiczną mapę na której można było odnaleźć nasze położenie.
Niestety po dotarciu pod namiot okazał się on za dobrze strzeżony i istniało ryzyko że zostaniemy wykryci. Przemknęliśmy się więc dalej. Udało nam się znaleźć namiot z zapasami gdzie się prowizorycznie zaopatrzyliśmy i zaczęliśmy uciekać. Rekio prowadził jako że lepiej widział w ciemnościach a ja podążałem za nim ukrywając się jak tylko potrafiłem.
Doszliśmy jednak do rejonu gdzie musieliśmy się zdecydować na jedną z tras. Albo przedzierać się przez rozstawione czujki albo spróbować zejść po dość stromym zboczu. Zdecydowaliśmy się na to drugie. Rekio dość sprawnie pomknął w dół, moja postać zrobiła to dużo szybciej i z wielkim łomotem. Kiedy wylądowałem na dole ze stertą kamieni i śniegu, oszołomiony i zdumiony że żyje i nie mam nic złamanego, jedynie stłuczone lub pęknięte żebro, dostrzegliśmy że w stronę hałasu ruszył jeden z patroli. Zaczęliśmy uciekać. Niestety, moja postać była ranna i osłabiona, pogoń zaczynała nas doganiać a oprócz tego z przeciwka wyskoczyło nam dwóch reptillionów którzy stali gdzieś na czujce.
Po krótkiej walce która się wywiązała, Rekio wylądował nieprzytomny a ja padłem pod ciosami wściekłych współbraci, którym przypadkowo, zabiłem towarzysza. Bardzo tego żałowałem, bo nie było moim celem kogokolwiek zabijać, jednak w walce może wydarzyć się wszystko.
Nieprzytomnych zaciągnięto nas do namiotu Maraxa, gdzie zostaliśmy ocuceni. Marax, w widoczny sposób oczarowany naszą postawą, uleczały nas, prawdopodobnie jakąś przemianą półboską albo nakładaniem dłoni a następnie wydał rozkaz swoim oficerom żeby zebrali swoje oddziały i ogłosili alarm bo nadchodzą orki.
W ten oto sposób spełniała się jakaś przepowiednia lub do punktu kulminacyjnego dochodziła rozgrywka między którą razem z całą ekipą wpadliśmy.
Marax oddał nam nasze rzeczy i nakazał uciekać. Tak też uczyniliśmy, zostawiając za sobą ginących w boju reptillionów, potykając się w biegu z próbującymi nas zatrzymać orkami. Byliśmy też świadkiem potyczki na przemiany półboskie między Maraxem i dwoma Uruk Haiami. Z której to zwycięsko wyszedł tylko jeden z nich, o czym mieliśmy się nieprzyjemność dowiedzieć kiedy stanął na naszej drodze.
Mimo rzuconych w jego stronę czarów, na które wydawał się niewrażliwy, potraktował nas przemianą półboską, po której mieliśmy zginąć. Będąc pewnym że tak się stało odwrócił się do nas plecami i wtedy popełniliśmy błąd. Zamiast paść na ziemie i udać trupy, rzuciliśmy sie na niego. Starałem się dopaść go pierwszy, zdając sobie sprawę że nie mam zdolności szermierczych ale moja Żywotność będzie stanowiła tarczę dla Rekio. Niestety on był szybszy. Drogo go to kosztowało. Dostał kilka ciosów i skończył w agonii. Ja też już pogodziłem się ze śmiercią, ale wtedy odezwało się moje niesamowite szczęście. UrukHai pewny wygranej potknął się i odsłonił (krytyk 100) a ja wyprowadziłem cios i trawiłem (rzut 05). Cios w szyję i koniec. Niestety, mimo tego zwycięstwa nie miałem jak uratować Rekio. Umarł gdy próbowałem rozpalić ogień aby przypalić jego rany. Zobojętniały zebrałem co lepsze rzeczy, zawinąłem ciało Rekio w płaszcz z geparda i ruszyłem w góry Kashmiru. Mimo ze zdawałem sobie sprawę że po śladzie który zostawiam, trafi nawet ślepy.

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 23 kwietnia 2015, 09:33

[center]REKIO WRACA DO ŻYWYCH[/center]
Dla dobra scenariusza tekst nie może trafić w oczy Avnara, więc go ukrywam.

Spoiler!
No i wszystko jasne! Tak jak podejrzewałem pogłoski o śmierci Rekio okazały się mocno przesadzone. (tylko czy na pewno?). W każdym razie nie tak łatwo wyplenić złodziejskie nasienie. Rekio przebudził się w posiadłości, której nie powstydziłby się sam Katan. Cóż za diametralna zmiana. Poprzednie noce spędzał w dziurze w ziemi, a tu nagłe budzi się na puchowych pierzynach w kunsztownie wykonanym łożu, w pokoju o suficie wyłożonym pięknymi mozaikami i pod okiem troskliwiej opiekunki. Całe wrażenie nieco psuły krępujące go pasy, ale je szybko odpięto. Któż był wybawcą Rekia? Reptilioński szlachcic/arystokrata spod znaku Sahry, nie bez powodu mający zbieżne nazwisko z Cena - Ardaga!. Tak to tatuś Cena zaopiekował się Rekio po jego odnalezieniu w górskiej jaskini. Arystokrata sugerował, że Rekio był martwy. Jednak półelf jakoś nie potrafił w to uwierzyć. Wiadomo, jak się komuś wmówi, że się go wskrzesiło to łatwiej wykorzystać go do swoich celów. Co prawda Rekio po walce z katańskim półbogiem poszarzał i doznał połowicznego porażenia twarze, ale to jeszcze nie potwierdzało jego śmierci i wskrzeszenia. Może i wyleciało mu kilka tygodni z życia (po ocenie blizn można było tak stwierdzić), a zarost miał kilkudniowy, ale przecież mogli go golić. Z resztą czy rany na trupie się goją... no chyba że przyspieszono ich gojenie magicznie. Miał trzy dni i dużo czasu nocami na przemyślenie tych spraw, ale jakoś nie doszedł do jednoznacznych wniosków. Zmienił się także psychicznie. Nawiedzały go koszmary. Wizje z minionych dni. Także coś czego nie pamiętał, a co wydawało mu się ważne. Budził się przerażony i spocony. Cóż trauma po niewoli i ranach mogła odcisnąć na nim piętno.

W każdym razie postanowił nie kłócić się z Ardagalem seniorem i w miarę możliwości nie mówić za wiele. Łganie szło mu jak po gruzie. Trudno było trzymać się fałszywej historyjki o misji kupieckiej przy reptilionie, który wiedział tak dużo. Mimo to Rekio i Ardagal doszli do porozumienia. Rekio ma odnaleźć jego syna, który jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie i wywieźć go do Sahry lub poza Walgar.

Szlachcic nie szczędzi złota, nie szantażuje, nie straszy ni za bardzo nie namawia. Dla złodzieja to nie lada zaskoczenie. Dostaje prawie wszystko czego zażąda, a szlachcic nie szczędzi zasobów. Rekio dostał majątek o którym nawet nie marzył. A co dziwne w zasadzie na słowo honoru. Słowo honoru złodzieja. Półelf nie mógł uwierzyć gdy wreszcie opuścił skaliste należące do Sahry i z Examalai wyruszył do Archagasty.
Gdy do dotarł na miejsce dziarsko zabrał się do roboty. Pierw sprawdził czy na pewno nie ma ogona. Nie licząc małej pomyłki, uznał, że jednak nie. Próbując zmylić człowieka, którego wziął za ogon ( to ta pomyłka) przypadkowo znalazł w sklepie z księgami coś co przypomniało mu o jego dawnym mistrzu. Człowieku, który nauczył go posługiwać go magią. Przypadkiem znalazł książkę zaopatrzoną w takie same symbol jakie znalazły się w "sekretniej" księdze jego mistrza. Księga ta była na tyle ważne dla mistrza, że jedyną rzeczą jaką zrobił spodziewając się rychłej śmierci było jej zniszczenie, aby nie wpadła w ręce orków. Dziwny zbieg okoliczności, ale czy zbiegi okoliczności istnieją? Marax twierdził, że nie. Rekio zapragnął zdobyć księgę. Pytając o nią usłyszał nazwisko Ardagal. Postanowił to sprawdzić i podejrzewając, że kupiec od razu ruszy z księgo do człowieka, który może być jej właścicielem poczekał przed sklepem. I rzeczywiści księgarz z pakunkiem wyszedł od razu. Rekio wyśledził dom w którym mieszał osoba zwana Ardagalem, przyjrzał się jej dokładne i zajrzał w okna. Nie zobaczył jednak nic coby mogło poświadczyć, że ukrywa się tu Cen. Ślepy trop. Książkę jednak kupi następnego ranka.

Macki gildii złodziei sięgają wszędzie, także do Archagasty. Rekio skorzystał z kontaktów, aby znaleźć jakiś ślad Cena. Ruszł też do świątyni Dagonina, licząc na to, że Cen jako kapłan Dagonina, będzie szukał u nich pomocy.

W wolnych chwilach analizował księgę. Była magiczna! Z dnia na dzień przybywało jej kolejnych zapisanych stron. Na nieszczęście spisano ją w bardzo niedbały sposób, co zmuszał go do poświęcania jej rozszyfrowaniu wiele czasu.

Gildia złodziej i jej reprezentant w Archagaście Toho spisali się na medal. Odnaleźli ślady Cena i poukładali w logiczny ciąg. Rekio już wiedział gdzie jest jego przyjaciel. Przetrzymywano go , najprawdopodobniej wbrew jego woli, w jednej z opuszczonych kamienic i wyludnionym dystrykcie. Rekio jeszcze tej samej nocy ruszył tam, aby odnaleźć Cena. Przeliczył się, nie docenił przeciwnika - wyznawców Reptiliona Wielkiego. To nie była kamienica, a istna twierdza. Tam nie dało się tak porostu wejść i wyjść z Cenem. Akcję trzeba było zaplanować dokładnie po ocenia liczby przeciwników i ich zwyczajów.
Co dziwne Toho wezwał go po raz kolejny. Z jego przemowy wynikało, że Cen w jakiś dziwny sposób wpakował się w ostro śmierdzącą sprawę związaną z zamieniającą się w złoto kapłanką Oriaka. Sprawą którą za wszelką cenę chcą zatuszować katańskie orki. Jakim sposobem Cen przez kilka tygodni zdołał tak skomplikować sobie i tak pogmatwane życie? Rekio zaczynał podejrzewać, że związane to było z "pamiątkowym" tatuażem od Maraksa.
Gildia odmówiła głębszej ingerencji w tą sprawę. To jednak nie koniec złych wieści. Nietypowy towarzysz Toho miał zdolność widzenia niewidzialnych i okazało się, że krok w krok za Rekio chodzi niewidzialny ork.... Czyżby to zabezpieczenie ze strony Syrrusa Ardagala? Agent orków? Szpieg świątyni Reptiliona Wiekiego? Ktoś chciał zbadać, dlaczego Rekio kupiła księgę? Czy może cień człowieka zatopionego w księdze lub odbicie martwego półboga utrwalone w tatuażu.
Cóż tego i czy misja odbicia Cena się powiedzie dowiemy się z nastopnego odcinak spod znaku Rekina.

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 23 kwietnia 2015, 09:34

"el Rekio na tropie" czyli kolejny rozdział z życia włamypółelfa

Kontynuacja skypowej sesji ze świata KC spod znaku Rekina po czujnym okiem MG Oggiego odbyła się po kilku odroczeniach właśnie dzisiaj. Śpieszę więc aby przekazać czytającym (o ile w ogóle tacy istnieją) cóż się dzisiaj działo. Piszę na gorąco po sesji, aby nic nie pominąć.

Rekio dowiedziawszy się gdzie znajduje się jego towarzysz Cen oraz, że krąży za nim niewidzialny szpieg zabrał się dziarsko do działania. Jako pierwsze postanowił się pozbyć "ogona". Odwiedził jeden z zamtuzów i zniknął na pięterku. Z przykrością nie skorzystał jednak z chwili zapomnienia w ramionach gorącej kurtyzany, a jedynie namówił ją aby sama się sobą zajęła i wydawał przy tym stosowne do tego odgłosy. Sam natomiast ulotnił się oknem i po zabraniu niezbędnego ekwipunku udał się do opuszczonej dzielnicy zajętej przez kapłanów Reptiliona Wielkiego.

Tym razem był przygotowany do penetracji twierdzy jaką tam zbudowali. Dokładniej rzecz ujmując budowli przypominającej kasztel złożonej z czterech ściśle do siebie przylegających kamienic otaczających dziedziniec. Obserwacja z innej opuszczonej kamienicy wykazała, że dwa narożniki budowli zwieńczone są obsadzonymi przez straże wieżami, a dziedziniec strzeżony jest nawet nocą. Zadanie robiło się coraz trudniejsze.

Opracowawszy plan włamania Rekio zaczął wprowadzać go w życie. Postanowił, że do kasztelu dostanie się dachem. Przerzucił linę ponad zaczepiając kotwiczką za posąg reptiliona robiącego za alegorię wiedzy i oświecenia zmuszając go mimowolnie do współudziału we włamaniu. Nadludzka zręczność półelfa przydała się po raz kolejny w trudnym i ryzykownym zawodzie złodzieja, już po kilku chwilach Stor była na drugim dachu. Dalszy plan przewidywał spuszczenie się po linie do okna poniżej dachu. Niestety sztylet okazał się zbyt gruby aby otworzyć okiennice. Z pomocą przyszła magia. Nie ma jak to telekineza do otwierania skobli i zasuwek. Już po chwili Rekio znalazł się w opustoszałym pomieszczeniu. Przeżył jednak zawód, bo okazało się, że kamienice tworzące "kasztel" nie łączą się się ze sobą drzwiami. Czyli nie mógł przedostać się do tej kamienicy w której paliły się światła i w której Rekio uważał, że znajduje się Cen.

Stor jednak nie miał zamiaru wracać. Wymyślił coś innego. Bardzo ryzykownego. Telekinezą otworzył okno vis-a-vis swojego w rogu łączących się kamienic. Okna oddzielała od siebie przepaść. Trzy, cztery metry. Trudny skok. Na szczęście się powiódł. Nie obyło się jednak bez hałasu. Strażnicy na dziedzińcu nic nie słyszeli, ale mieszkańcy kamienicy owszem. Tylko nadludzka szybkość i zręczność (czyt. półelfia) pozwoliła mu na skrycie się w szafie zanim do pomieszczenia wszedł zaniepokojony mieszkaniec. Długo nie wychodził więc Rekio domyślił się, że owa osoba wypatrzyła otwarte po przeciwległej stronie okno. Bo w tym pomieszczeniu Rekio zdążył je zamknąć. Osobnik wyszedł, a Rekio z wrodzoną ostrożnością przeszukiwał kolejne pomieszczenia. Dopiero na schodach natknął się na reptiliona i mało brakowało aby został spostrzeżony. Ów reptilion czekał na swojego towarzysza, który wyszedł sprawdzić źródło hałasu, albo coś innego. W każdym razie po pewnym czasie wrócili do swojej komnaty. Przeczucie mówiło Rekio, że Cen musi być gdzieś pod ich okiem. Ale ani podsłuchiwanie, a nie podglądanie przez dziurkę przez klucza nie przyniosło żadnego potwierdzenia czy też wykluczenia tego podejrzenia. Dopiero podkradnięcie się pod komnatę i zasłyszenie znienawidzonego przez wiele bezsennych nocy chrapania potwierdziło śpi tam Cena (alias piła motorowa). Dalej poszło jak łatwo. Wystarczyło wspiąć się nad komnatę Cena i spuścić się po linie, otworzyć okiennicę i okno i już Rekio mógł powitać swojego z dawna niewidzianego kompana. Krótka rozmowa ujawniła, że komuś zrobiono sieczkę z mózgu. Cen twierdził, że wcale nie jest więziony i nic nie wie o żadnej kapłance Oriaka i jej przemianie w złoto. Według niego przebywa u kapłanów Reptiliona dobrowolnie i pobiera szkolenia. Rekio powiedział mu co myśli na ten temat i jakie posiada informacje. Koniec końcem przyjaciele postanowili spotkać się za dwa dni, podczas których Cen ma dokładniej wybadać intencje kapłanów Reptiliona...

Poniżej szkic "kasztelu"z niewyraźnymi bazgrołami pokazującymi w uproszczeniu, którędy szedł Rekio Stor.
Obrazek
Ostatnio zmieniony 23 kwietnia 2015, 16:57 przez deliad, łącznie zmieniany 1 raz.

Tan Darugar Gladiator
Reactions:
Posty: 42
Rejestracja: 27 kwietnia 2015, 07:39

Post autor: Tan Darugar Gladiator » 28 kwietnia 2015, 09:02

Wow. Uwielbiam czytać zapiski z sesji. Są o wiele ciekawsze i bardziej wciągające niż książki i opowiadania. Nigdy nie można przewidzieć zakończenia. Dodatkowo tutaj napisane w tak sprawny sposób, że chce się więcej i więcej. Brawo Panowie, brawo. Z niecierpliwością czekam na kontynuacje i wspomnienia z innych sesji :)

avnar
Reactions:
Posty: 1137
Rejestracja: 29 kwietnia 2009, 20:39
Has thanked: 2 times
Been thanked: 6 times

Post autor: avnar » 29 kwietnia 2015, 23:43

Kolejna sesja za nami.
Rekio nie zdąrzył się niestety ewakuować z kamienicy, ponieważ do pokoju wkroczył dowódca straży. Wyaiązała się rozmowa, pełna napięcia, które też został nagle przerwana, gdy tan Ceen nagle zniknął. W ogólnym zaskoczeniu Rekio wyskoczył przez okno, starając się wspiąć na dach po linie. Niestety nie udało mu się to i skończył w stanie ciężkim pod opieką reptillionów.
Tymczasem tan Ceen, ogłupiały znalazł się w komnacie poniżej swojego pokoju. Pełen złych przeczuć, niepewny co się dzieje i komu może zaufać, starał się zorientować co się stało, co porabia Rekio i czy ma uciekać i jak. Niestety, nieudana próba ucieczki Rekia zmusiła go do powrotu do swojej komnaty. Co spowodowało że znowu znalazł się pod opieką swoich gospodarzy. Uspokojony tym że stan Rekia jest poważny ale stabilny, zaufał strażnikom i udał się z nimi do nowego bezpieczniejszego miejsca.
Tam spotkał ponownie arcykapłana świątyni Reptiliona Wielkiego. Po krótkiej rozmowie z nim, w której wyjaśnił mu co się dowiedział od Rekia, oraz okoliczności jego pojawienia się w jego komnatach, wyraził zdziwienie że jego przyjaciel nie został odnaleziony przez wyprawę którą wcześniej zorganizowano. Wtedy to został poinformowany że wszyscy zgineli zabici przez orki, prawdopodobnie ten sam oddział z którym i my mieliśmy do czynienia.
Próbując ogarnąć ostatnie informacje i wydarzenia, tan Ceen zdecydował się zawierzyć swemu przeznaczeniu i poczekać jak się cała sprawa rozwinie. Spędzał godziny czekając aż Rekio się ocknie a kiedy to się stało wyjaśnili sobie kilka rzeczy. Niestety, przyniosło to tylko kolejne zdezorientowanie, kiedy Rekio przekazał Ceenowi że jego zdradziecki ojciec, wyznawca Katana, wynajął go żeby go ocalić z łap reptillionów. A to tylko dlatego że w jakiś sposób ich osoby łączą się z historią kapłanki Oriaka Noicty, o której tak napradę obaj z Rekio prawie nic nie wiedzą. Siedzą więc teraz we dwóch i czekają jak sytuacjia rozwinie się dalej.
Ostatnio zmieniony 30 kwietnia 2015, 09:58 przez avnar, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 15 maja 2015, 13:21

[center]Niewola czy pokuta?[/center]

Kurującego się Rekia odwiedził bardzo skrupulatny reptilion Derek Axeksel. Ów osobnik miała za zadanie poznać historię Rekia od czasu jego śmierci. Stor nie przeginał przeciągał zbytnio struny i skąpych słowach powiedział wszystko co uznał za słuszne. Nie łgał, ci najwyżej przemilczał. I udało się dano mus spokój i nie trafiał, jak podejrzewał, do sali tortur na dogłębniejsze rozmowy.
Jednak nie oznaczało to, że wywinął się spod kurateli kapłanów Reptiliona Wielkiego. Arcykapłan zdecydował, że wraz z Ceenem zostaną przetransportowani w miejsce odosobnienia i poddani obserwacji. Kapłanów mocno niepokoiły tatuaże które nosili, które miał moc stawania się niewidzialnymi w oczach bogów. Rekio to ucieszyło, ponieważ otwierało przed nim nowe możliwości złodziejskie w dziedzinie świętokradztwa.
Rekio wraz z Ceenem zostali przetransportowani drogą morską na wyspę gdzie znajdował się klasztor/świątynia/samotnia klanu Reptexów. To dziwne miejsce miało w zwyczaju otwierać co pięćdziesiąt lat swoje podwoje w wypuszczać stamtąd szkolonych w tym czasie reptilionów, aby wykonali oni jakąś legendarną misję. Od wieków jeszcze nikomu się to nie udało. Co to za misja? Może kiedyś się dowiemy.
Podczas ceremonii zmarł stary jak świat kapłan będący głową świątyni i wesołą świąteczna atmosferę szlak trafił.
Gdy z Rekiem zamknęły się wrota cień padł nie tylko na jego ciało ale i na jego duszę? Czy zostaną tutaj na 50 lat? Być może. Obecnie zostali zamknięci na rok. Cały długo rok w kamiennej pułapce, w której jest tylko jedno miejsce w którym można przez chwilę ujrzeć rąbek słońca. Rekio nigdy nie podejrzewał, że elfia krew tak dam się we znaki. Brak roślin i zwierząt, wolnych przestrzeni powoli doprowadza go do szału. Aby zabić czas odbył szkolenie magiczne i treninig w toromieczach w elitarnej akademii. Szwendając się znalazł płytki do tworzenia golemów oraz dowiedział się czym parał się jego mistrz magii oraz do czego służy księga z zapisującymi się księgami.

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 30 maja 2015, 21:30

[center]Trzewia Reptexu
Obrazek
Adyck
[/center]
- No, Adyck powiedz jak to było bo on nie chce mi uwierzyć. Mówi, że szybciej jaskółki zaczną żyć w kopcach kretów niż ta historia jest prawdziwa - namawiał Rekio wskazują na Ceena.

- No mów
- rzekł Ceen - ino powoli i rzeczowo, bo jak na razie wydaje mi się, że się zaszyliście na całą noc z antałkiem zaprawionego piołunem gorzałki.

Adyck nieco się zmieszał patrząc to na Cena to na Rekio.

- Oblegają nas wraże siły, a wy o takich rzeczach? No dobra powiem, bo może potrzebna będzie nam ta droga jeżeli nie strzymamy.

Reptilion krążąc po świątynnej celi zaczął opowiadać.

- Szedłem sobie jak co wieczór. Te same nudne korytarze, ten sam kurz.
Idę i patrzę a tu mi jakaś ściana odstaję. Myślę ki czort tam wlazł. Od razu przyszedł mi do głowy ten pomylony półelf, który nie wiadomo po co tu trafił i jeszcze często widać jak mi w zakamarki różniaste zagląda.
Myślę se, sprawdzę. Podchodzę a tu mi coś ze środka skrzypi. Mówię, zobaczę. Zaglądam a tam ciemno jak w legowisku legwana.
Zapaliłem latarnię, schodzę cichutko i zwinniutko jak jaszczureczka. No i niewiele się pomyliłem. Patrzę a tu ten póelfina stoi i coś kombinuję. Zwróciłem jego uwagę na siebie i on na mnie ja na niego zerkam. Gadali żeby z nim nie gadać, ale jak nie gadać jak w jakimś czarnym korytarzu się stoi a on jeszcze lampy nie ma.
No więc coś tam zagadaliśmy i mnie trochę wziął pod łuskę, że żem się zgodził z nim iść do końca schodów. Złazimy i coś okropniasto skrzypi, ale co tam leziemy. Kiedy już zaczęło mi się nudzić i już myślałem o powrocie to mi zaczęło mocniej skrzypić. Ale spoko leziem po tych schodach dalej.
Nagle jak mi z jednej ze ścian jaki olbrzymi żuk nie wyskoczy. Dziurę zrobił przeogromną. No nic ja na niego o na mnie i ja w nogi. Najpierw zostawiłem trochę półelfa ale potem mi się szkoda zrobiło, więc zwolniłem. On mnie wyprzedził, patrzę a żuk zapierdziela za nami. No więc biegnę, ale myślę zatrzymać go jakoś trzeba. Zobaczyłem załom na tych schodach, półelf już tam wskoczył, więc myślę dobra za tym załomem się z nim zmierzę. Wskoczyłem a tam taka komnata w której dużo kamieni było. Wybrałem pomniejsze schronienie i myślę zaczaję się na niego. Ledwie żem pomyślał, a tu mi gębą z potwornymi żuwaczkami nade mną się pojawiła. Wyrzuciłem pałę, którą miałem przy sobie i dawaj go siekierą okładać. Tak żeśmy się tarmosili, że straciłem poczucie rzeczywistości. Po kilku sekundach ocknąłem się w całkowitej ciemności mocno obolały. Myślę se pewnie zsunąłem się po tych kamieniach i gdzieś spadłem. Nasłuchuję, a tu znów półelf pyta się czy żyję. Myślę sobie - jest dobrze. Nie upłynęło kilka kolejnych chwil a półelf moją lampę na powrót rozpalił. Całe szczęście ani lampy ani siekiery w tym całym zamieszaniu żam nie stracił. Dobra myślę se - idziem dalej.
Dotarliśmy do jakieś olbrzymiej komnaty z kolumnami. Ktoś tu sie nieźle narobił, kolumn normalnie tysiące. No nic, chodzimy, zwiedzamy, a tu nagle jakiś chyba golem, kolumny robi. No nic myślę, trzeba by zbadać. Okazało się, że półelf jako takie pojęcie o tym czymś ma i mi coś tam rzekł, więc myślę se - sprawdzę, a co? Podchodzim bliżej a na tym golemie jakiś reptilion leży. Kurde wydaje się, że trup ale kto go tam wie. tak czy inaczej podchodzim bliżej a tu reptilon zniknął, chociaż golem dalej pracuje. No nic uzgodniliśmy, że ja sprawdzę golema, a półelf będzie obserwował.
Podchodzę bliżej i naglę słyszę, że mój mieszaniec z kimś walczy. Patrzę a to ten reptilon tylko jakiś inny. Dobra mówię, skoro nas atakuję trza go powalić, to krajan, więc nie zabije go. Rzuciłem się na niego, jak do zapasów i cholera to był błąd. To nie reptilion tylko jaki martwiak. Oczy bielmem zaszły, siła olbrzymia i jeszcze chłód taki od niego biję, że aż mi lędźwie poskręcało. Części walki wcale nie pamiętam. Wiem tyle, że i mnie i półelfa mocno poharatał. Grunt, że pokonaliśmy go, półelf jeszcze dla pewności łeb mu urżnął, a wcześniej chyba nieźle czarami przysmażył. Potem badaliśmy golema, ale nic to nie dało. Wreszcie ta machina oderwała się od swojej roboty i gdzieś trupa reptiliona taskać zaczęła. No więc my za nim.
Doszliśmy do jakieś baszty, albo wieży. Tam też nic ciekawego. Znaleźliśmy wejście i schody do góry. Myślę - wtedy były na dół to chyba dobrze, że te są do góry. Zwłaszcza, że jak ten żuk tam nam wyskoczył to nam schody zasypał i pewnie byłoby ciężko wrócić. Po za tym pewnie ten cholernik gdzieś jeszcze się tam tułał. No nic, wleźliśmy tymi schodami na górę i wyszliśmy na półkę skalną, która pewnie jakąś strażnicą obserwacyjną świątyni była. Tak czy inaczej bo tych wszystkich doświadczeniach miło było zaczerpnąć świeżego powietrza. Wychodzimy i aż mi się we łbie zakręciło. Patrzę a tam jakieś wojska moją świątynie zaczynają oblegać. Z tej odległości ciężko mi było ocenić kto to, ale wyglądało mi to na poważną inwazję. Pomyślałem, że trzeba szybko braciszków zawiadomić. Potem sprawy potoczyły się dość błyskawicznie, części nawet nie pamiętam. Wiem tylko, że póelfina coś jeszcze z jakąś bramą i czarami kombinował, jakieś symbole magiczne ścierał i takie tam, których do końca nie pojąłem. Tak czy inaczej drogę powrotną odnaleźliśmy i braciszków pobiegłem zawiadomić. To tyle - słowa te rzekł Adyck reptilion.

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 04 czerwca 2015, 09:47

[center]Co robią szczury gdy okręt tonie?[/center]
[center]
Obrazek[/center]


Rekio wraz z Ceenem z zainteresowaniem obserwowali jak reptiliony przechodzą w stan gotowości bojowej. Każdy dokładnie wiedział gdzie jest jego miejsce. Przygotowania do obrony przebiegały szybko i sprawnie.
Dość też szybko okazało się kto przybył z wizytą do Reptilionów. Oczywiście katańskie orki, a dokładniej z legionu Sarana Khuluu . Powodem tak licznej wizyty orków było ponoć morderstwo na siostrzenicy By Rygyna VI, Egrura Sahato, a osoby w nią zamieszane ponoć są w świątyni. Czy to prawda, czy pretekst trudno powiedzieć. W każdym razie wezwano reptilionów do kapitulacji. Zbliżał się wieczór, więc działania wojenne najprawdopodobniej zostaną odroczone do rana, więc i czas ze strony reptilionów na odpowiedź.
Rekio wraz z Ceenem mieli podejrzenia, że to oni są głównym celem orczego najazdu więc zdecydowali, z pewnymi oporami ze strony Ceena, że muszą odejść. Jak dobrze, że wierny sługa Bella odkrył kryjące świątynię tajemne przejścia, które teraz mogły stanowić jedyną drogę ratunku. Bo dodać trzeba, że świątynia została otoczona szczelnym kordonem najeźdźców, a wszystkie wyjścia zostały zablokowane. Co prawda świątynia była tak ufortyfikowana, że mogła stawiać opór miesiącami, a może i latami, jednak co zrobią kapłani, gdy orki zaczną zabijać wieśniaków z pobliskiej wioski? Wielu świątynnych reptilionów pochodziło właśnie stamtąd. Dlatego też Rekio zabrał się, za szybkie opatrywanie swoich ran i "zaopatrzył" w środki opatrunkowe.

Ceen wbrew zdrowemu rozsądkowi wzbraniał się przed natychmiastową ewakuacją i przebąkiwał o stawaniu w pierwszej linii obrońców, ale na szczęście Rekio zdołał go przekonać, że przed takimi heroicznymi czynami pierw należy przygotować plan B, tak na wszelki wypadek. Plan B natomiast zakładał ucieczkę przez zamknięte "golemią magią" wrota. Rekio jako zapoznany ze wspinaczką i znajomością czaru niewidzialności miał także plan C, ale na razie pozostawiał go tylko dla siebie.

Wiedziony honorem i prawidłami postępowania reptiliońskiego Ceen ruszył na rozmowę z naszym opiekunem. W razie gdyby ten nie znalazł dla niego czasu mieliśmy pozostawić po sobie list w który miało być napisane, że idziemy przetrzeć szlaki ucieczki. Rekio nieco zmodyfikował ten list, ale koniec końcem Ceen został przyjęty, więc list się nie przydał. Rozmowy przebiegły pomyślnie i zyskaliśmy oficjalną zgodę na opracowanie dróg ewakuacyjnych, z zastrzeżeniem abyśmy nie otwierali żadnych wrót, które mogły by wpuścić do świątyni wrażą armię.

Uzyskawszy zgodę szybko spakowaliśmy nasze rzeczy, zebraliśmy prowiant i ekwipunek na podróż w zimowej porze i... , a tu niespodzianka. Podczas nieobecności Rekia z reptiliońskiej stolicy przyszła do niego poczta wraz z pokaźną skrzynią. Okazało się, że znajdowały się w niej wszystkie jego rzeczy pozostawione w karczmie, za nim ruszył uwalniać Ceena. Wśród tych rzeczy znalazła się także samozapisująca się księga traktująca o dość kontrowersyjnej magii nekromanckiej. Świetnie!

Nasze świątynne cele zostawiliśmy w takim porządku jakby mieszkał tam bardzo porządny reptilion, a dla poparcia historyjki Rekio pozbył się ofiarowanego mu toporomiecza, który w gruncie rzeczy uważał za zbędne żelastwo.
Ciarki przechodziły po karku półelfa gdy zdał sobie sprawę, że jego uwięzienie w kamiennych lochach być może dobiega końca. Wreszcie wziąć oddech czystym jak kryształ mroźnym powietrzem. Maszerować po skrzypiącym śniegu wśród pokrytych śnieżnymi czapami świerków. I koń, parskający kłębami pary. Późnej karczma i karczmareczka... No, no ale to później, pierwej trzeba stąd się wydostać. Czyli ze świątyni, a później z wyspy. Nie będzie łatwo. Ach gdyby tak mieć gryfa albo pegaza i polecieć niem hen hen, ale przecież taki prezenty nie spadają z nieba.

Pierwsze trudności pojawiły się przy drzwiach prowadzących do tajnych przejść. One otwierały się tylko od środka, a później samoczynne zamykały. Od tej strony nie było ich zupełnie widać, ani żadnych mechanizmów, które mogłyby je otwierać. Ale od czego jest magia. Zadziwiające jaka ilość czarów maga łacnie może przydać się w złodziejskim fachu. A przeszkolony Rekio posiadał ich całką pokaźną liczbę. Szybko sięgnął po księgę z czarami, odnalazł odpowiednią stronę i zaczął skandować słowa zaklęcia "otwarcie drzwi". Psia krew. Coś poszło nie tak. Zamek kliknął ale drzwi ani na minimetr się nie otworzyły. Rekio sięgnął po sztylet i starał się podważyć drzwi aby je nieco uchylić. Tylko jak to zrobić gdy brakuje szpary. I tym razem okazało się, że Bell czuwa nad swym sługą. Jakimś nie do końca wyjaśnionym sposobem udało się rozewrzeć wierzeje. Przejścia do podziemi stało otworem. Napisałem podziemi? W zasadzie to nie najlepsze określenie, bo schody wiodły w górę, w górę i w górę, a później jeszcze trochę w górę. Aż wreszcie znaleźliśmy ukryte drzwi tym razem otwierane od naszej strony. Za nimi zrujnowana baszta i przepastna rozpadlina. Tylko łut szczęścia i zdrowy rozsądek Cenne, który zaraz po opuszczeniu przejścia wygasił swoje magiczne światło, uratowało nas przed wykryciem. Nie byliśmy w baszcie sami. Po drugiej stronie stał, humanoid, bez ogona, więc można było swobodnie założyć, że to wróg. Na nieszczęście (głównie dla niego samego) stanął o krok od kolejnych tajemnych drzwi do których Rekio i Ceen musieli wejść. Rekio zaproponował aby strącić wroga w przepaść. Ceen jednak oponował. Od wrogiego żołdaka można było wyciągnąć sporo informacji. Choćby o tym z jakiego legionu pochodził, jak liczne są wrogie siły i co tu (na szczycie góry) robi. Półelf przystał na ten plan i ustalono, że Rekio rzuci na siebie i Ceena czar niewidzialności, co pozwoli im się podkraść do strażnika i go obezwładnić. Znów w ruch poszła księga czarów a mały wirek wyssał kolejne PM z zapasów Rekia. Błogosławione niech będzie bogactwo ojca cena i jego hojność, która uczyniła z amulety PM Rekia studnię niemal bez dna. I w zasadzie można by rzec, że Rekio wykonał zlecone przez niego zadanie, bo Ceen opuściła przecież Walgar.

Jedak plan należało zmodyfikować. Za strażnikiem dyndała linowa drabina, a z góry dochodziły dźwięki zwiastujące czyjąś obecność. W takich warunkach próby obezwładnienia mogły narobić zbyt wiele hałasu. Rekio zaszedł wroga od tyłu i sprawnie poderżnął mu gardło. Niestety czar niewidzialności przestał działać. Sporo było krwi i pozostały ślady ciągnięcia ciała. Dziwnie było patrzeć jak krew rozmazuje się i wyciera. Widać niewidzialny Ceen zabrał się do zacierania śladów. Tym czasem Rekio po raz kolejny sięgnął po księgę czarów, tym razem pozostawiając na niej liczne odciski zakrwawionych paluchów. Ech, trzeba by było wyuczyć się ich autorytatywnie. Tym razem jednak czar zadziałał bez zastrzeżeń. Zamek nie tylko się otworzył, ale i drzwi odskoczyły. Znowu byli bezpiecznie ukryci. Ceen szybko przeszukał zwłoki. Zainteresowały go insygnia ze znakiem gryfa. Wpadł na pomysł, że ork przyleciał na górę i koniecznie chciał to potwierdzić. Był niewidzialny więc mogło się to udać. Ceen wrócił po chwili z rewelacjami. Na górze rzeczywiście był gryf! Oprócz niego kilka orków, ale to ostatnia postać spowodowała w nim największe wzburzenie. W mroku śnieżnej nocy ujrzał wspinające się coś. Coś tak ogromnego, że prawie nierealnego. Wysokiego jak stuletni dąb i równie szerokiego w barach. Trudno było dociec czym jest owe coś. A stwierdzenie Rekia że, tak wielki to potrafią być jedynie smoki, a skoro u tego nie widać szyi to pewnie bydle było zgarbione, wzbudziło w Ceenie sporą wesołość. Z resztą uzasadnioną bo niby dlaczego smok miał by się wspinać, skoro może latać? Podjęliśmy decyzję, że w czasie gdy Rekio przeniesie cały dobytek skryty w rumowisku za tajemne wrota, Ceen pobiegnie poinformować swoich o "gigancie" i próbie ataku od góry (świątynia w jednym miejscu miała prześwit ku niebu, które Rekio odwiedzał dzień w dzień, aby mieś choć odrobinę kontaktu ze światem zewnętrznym i zobaczyć słońce). Trochę to potrwało, ale w końcu reptilion wrócił.

Droga do magicznie zamkniętej bramy stała otworem. Tylko trzeba było iść w dół, w dół i oczywiście jeszcze trochę w dół. I tym razem przeczucie Rekia nie myliło, kluczem do wrót okazała się płytka odnaleziona w skrzynce z symbolem reptiliońskiego yin i yang. Potężne golemy stojące przy skrzydłach wrót poruszyły się i wydawało się, że wrota się otworzą. Nic bardziej mylnego. Wredny twórca zastosował jeszcze jedno zabezpieczenie. Przewrotną i zawiłą zagadkę. Zagadkę nad którą mędrcy zmitrężyli by całe eony. Jednak Ceen i Rekio nie mieli tyle czasu.

[center]
Czerwone i czarne niebo a ziemia płonie
Żużel i popiół jak kruki za ich inwazjami
Na jakim skrwawionym zasiadają tronie?
Skąd przybyli stając przed Walgaru bramami?[/center]


BG zabrali się ochoczo poszukując odpowiedzi. Z inwazjami gównie kojarzyły im się orki. Na pierwszy ogień poszedł Orkusa Wielki, Ostrogar, Archagasta, Orkus-tan, Trinom-can. I nic. Później wpadli na pomysł smoków. Królestwo czerwonego zmierzchu. I nic. Zaczęli strzelać na oślep. Nic, nic i nic. Zapał osłabł. Pozycje stojące zamieniły się w siedzące, a później w leżące. Wreszcie Rekio nie strzymał i wykorzystał hasło otwierając wszelkie wrota. MELLON - zakrzyknął. Jednak nawet ono nie zadziałało.

Ceen popisując się sprawnością swojego umysłu zaczął rozbijać zagadkę wers po wersie na części pierwsze. Czerwone i czarne niebo, żużel i popiół, skrwawiony tron, inwazje na Walgar. Cóż może po sobie pozostawić żużel i popiół? Przecież nie ludzie. Do zrobienia żużlu trzeba więcej ognia niż dysponują choćby orki. Kto włada potężnym ogniem? Żywiołaki, demony, smoki. Któż czynił inwazje. Smoki. Ale jakie. Czerwone i czarne niebo. Więc czerwone i czarne. Skąd pochodzą czerwone i czarne smoki. I tu zasłużył się Rekio, który z całych sił sięgną na samo dno swojej pamięci i zaczął wymieniać jak leci wszelkie pandemonia smoków o jakich kiedykolwiek słyszał. I w końcu jak wymienił Kraina Spalonej Ziemi, wrota nie wytrzymały ich natarczywości i majestatycznie, korzystając z siły golemów, otworzyły się...

Postscriptum
One istnieją :)
[center]Obrazek[/center]
Ostatnio zmieniony 04 czerwca 2015, 18:42 przez deliad, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
deliad
Reactions:
Posty: 3638
Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
Has thanked: 5 times
Been thanked: 52 times

Post autor: deliad » 05 czerwca 2015, 14:25

[center]To jest coś głębiej?[/center]

[center]Obrazek[/center]
Trzeba przyznać starożytnym reptilionom, że miał rozmach. Rekio jako architekt i murarz napatrzył się na różne projekty i budowle, kilka nawet sam zbudował. To jednak co on robił wydało się lepianką dla goblinów w porównaniu z tym czego potrafiły niegdyś dokonać ogoniaści. Po pierwsze to mieli manię wielkości, wszystko było ogromne, korytarze budowano tak jakby miały się nimi przechadzać giganty lub smoki. Ściany zdobiły misterne freski i płaskorzeźby przedstawiające reptiliońską historię. Ceen co rusz wskazywał na jakąś scenę i opowiadał jaki fakt historyczny przedstawia. Arcydzieło w każdym calu. Tylko jak to sprzedać i komu? A może by wpuszczać ludzi za pieniądze, coby sobie obrazki pooglądali. Rozmarzył się nieco półelf. Podziemia jednak miały jeden poważny mankament, nie kończyły się drzwiami prowadzącymi do świata zewnętrznego. A co gorsza prowadziły cały czas na dół, co nie zwiastowało zbyt szybkiego opuszczenia podziemi. Po drugie, nie da się ukryć, że czas może i stracił wiele zębów chrupiąc owe ściany ale jednak w nich też pozostało sporo ubytków. Należało także pamiętać, że świątynia Reptexów leżała na wyspie, być może za tymi skałami znajdowało się królestwo Gothmeda.

W końcu korytarz dotarł do ogromnego pomieszczenia. W zasadzie pewnie zmieściła by się tu mała wioska, a może i dwie gdyby nie fakt, że z jednej strony zawalił się strop. Co ciekawe na środku pomieszczenia znajdował się okrągły około piętnastometrowy szyb. Aby ocenić jego głębokość Ceen rozświetlił magię kamień i cisnął do w głębinę. Głębokość około 50 m ! Czy te reptiliony aby nie przesadzały? Jakie musiały być koszta zrobienia czegoś takiego, a ściany równiutkie i wypolerowane.

W tymże momencie nastąpił krótki wstrząs. Wszystko drżało. Z rumowiska poturlały się głazy. Rekio ze zmrużonymi oczyma czekał, na dźwięk wzburzonej wody wdzierającej się w kanały, jednak nic takiego nie nastąpiło. Jego słuch zarejestrował coś ciekawego. Kamienie wpadły w przepaść ale nie było słychać łoskotu, który powinien powstać podczas ich lądowania. Było dość zdziwiony takim obrotem sytuacji. Sięgnął po kamień i cisnął go nasłuchując. Nic. Ani chlupotu, ani stuknięcia, jakby coś całkowicie stłumiło uderzenie. Jakby na dole rozrósł się bujny mech.

Kolejne tąpnięcie był wróżbą tego co najgorsze. Tym jednak razem w grobowej ciszy która nastała po wibracjach gdzieś w górze rozległ się ciszy szmer. Rekio przełknął ślinę i już myślał, że jego najgorsze podejrzenia się spełniły, szmer jednak był zbyt cichy. Jako fach podsunął mu inne rozwiązanie. To mógł być szmer zamykających się drzwi. Ruszyli pędem w tamtą stronę, a myśl, że zostaną pochowani żywcem dodawała im skrzydeł. Szybko jednak stanęli jak wryci gdy w ciemności rozległy się głosy i ciężkie niczym ołów zgłoski orczej mowy. Zadziałali instynktownie wygaszając wszystkie światła i cofając się w ciemność. Jednak kroki przyspieszyły i trzeba był ruszyć pędem na dół.

Mieli mało czasu. Za mało, żeby zejść po linie, która zresztą sięgała jedynie go 2/3 głębokości szybu. Rekio cisnął przywiązaną do głazu linę i rzucił na siebie i Ceena czar niewidzialności. Skryli się za gazami. Do szybu podeszło trzech żołdaków w kirysach. Byli czujni i przeprowadzili szybki zwiad. Gdy zbliżyli się do krawędzi, Rekio i Ceen podjęli ryzyko strąceni ich w przepaść. Jednak gdy już byli tuż tuż, pod butem Reki chrupnął mały kamyk. To był niewybaczalny błąd. Błąd z typu ostatnich jakie popełniali złodzieje. Półelf jednak nie miał zamiaru płakać nad rozlanym mlekiem o rzucił się ku orkowi. Udało się. Pierw jeden, a później drugi ork z wrzaskiem pomknęli w przepaść. Jednak wrzeszczał ktoś jeszcze. Ledwo co Rekio zdążył się obrócić, a już stanął w zwarciu z trzecim przeciwnikiem. Nie strzymał napaści opancerzonego wroga i zajechany ostrzem szabli sam wpadł w przepaść.

I tu powinna się zakończ historia najbrzydszego półelfa na Orchii, a jedyna pamięć po nim miałaby znaleźć się przy wspominkach przy piwie Ceena, jednak i tym razem Bell spojrzał swym łaskawym okiem na swą marionetkę. Cięty ostrzem półelf nie miał zamiaru pomknąć prosto do bram królestwa Morghlitha. Zrobił coś co mogłoby stać się legendą zarówno wśród adeptów złodziejstwa jak i szeregach magów. W ułamku sekundy wyrwał z plecaka księgę czarów. A księga jakby sama mu sprzyjała w pędzie powietrza otworzyła się na przydanej stronie. Kilka rozpaczliwych magicznych słów i wisiał w powietrzy. Niby cud nad cudy, ale coś w tym miejscu było tych cudów za dużo. Nie tylko on lewitował ale także spora liczba głazów, strącony z góry dobytek i ciało orka, który miał pecha wpaść na postawiony na sztorc kamienny portal. W niekontrolowanej nieważkości ani było myśleć o przemieszczaniu się, ciało kręciło się i rotowało. Gdy zawołał go z góry Ceen, który rozprawiwszy się z ostatnim orkiem zastanawiał się nad losem towarzysza, Rekio popełnił kolejny błąd i mu odpowiedział. W ten sposób podał swoją pozycję orkowi który podobnie jak Rekio wyszedł cało z upadku. Nie minęło kilka chwil i ork zaatakował jak pikujący jastrząb. Jak mu się to udało? Nigdy się tego nie dowiemy. Zwarł się Rekio i zaczął z nim poczynać jak z chłopcem do bicia. Półelf próbował ratować się czarami ale tamta żądna krwi bestia ucapiła go za gardło. Sytuacja stawała się opłakana. Gdy z góry zstąpił niczym anioł Ceen. Gdyby Rekio znał grę bilarda mógłby spokojnie powiedzieć, że Ceen jak biała bila rozbił orka i półelfa, miast jednak do łuz to do krawędzi magicznego pola unoszącego przedmioty w powietrze. Nim jednak dotarli do tej krawędzi prowadzili walkę dystansową. Ciskając magicznymi pociskami i nożami. Jednak to nie rozstrzygało po której stronie będzie życie i śmierć. Rekio i ork spadli z poduszki i powrócili pod panowanie grawitacji. Ich oczy spotkały się i zmrużyły, twarze stężały szykując na śmiertelny bój. I wtedy właśnie półelf ruszył w stronę przeciwną niż ork. Koniec końcem pościg zakończył Ceen który sprytnie uwolnił się z pola nieważkości i dopadł orka.
Pobity i raniony półelf zaczął z całą mocą odczuwać słabość i znużenie. Pościągał ekwipunek i opatrzył rany. Poświata na górze szybu poinformowało go, że to wcale nie koniec ich nieprzyjemności z orkami. Nie zamierzał im jednak ułatwiać. Pod sferą nieważkości znajdował się run, który ją wywoływał. Rekio usunął go i wszystko co dotychczas wisiał grzmotnęło o ziemię.

Ceen wraz z kulejącym Rekiem poszli dalej. Bandaże półelf szybko nasiąkały krwią, jednak Rekio nie zaryzykował wykorzystania eliksirów które zdobył w lazarecie reptilionów. Kolejny korytarz i kolejne freski. Tu jednak coś nie pasowało. Obrazy przedstawiały wojny reptilionów z krasnoludami. Ale co to były za walki! Jakieś przedziwne machiny łapały i miażdżyły jaszczuroludzi dziesiątkami. Jeńców zarzynano w rytuale wiążącym ich duże w czarnych kamieniach, z których krasnoludy budowały mury swych miast. Dusze znacznych reptilionów zamykano w czarnych płytach.

Rany i ból spowodowały, że Rekio zobojętniał na sztukę, jednak jeżeli w tych malowidłach było choć krztyna prawdy oznaczało to, że niegdyś Orchią targały wojny z takim bestialstwem, z którym nie równały się nawet podboje Katana.

Kolejna sala i szyb. Tym razem płytszy więc wystarczył lewitacja aby znaleźli się na jej dnie. Korytarz, freski o historii innej wojny, w której reptiliony pokonały potwory i zepchnęły je za jakąś bramę. Kolejna sala. Rekio słabł w oczach. Wielkie wrota. Galeryjka. Coś ni to rzeźba ni to coś innego. Kamienne rzeźby reptilionów stojące na swoich ramionach. Ceen znalazł do nich wejście i jedną z "golemich" płytek uruchomił to coś. Oczy posągów zapłonęły. Na galerii był rząd otworów z symbolami. Ceen wsunął płytkę w otwór z symbolem wrót, a te rozwarły się tchnąć gorącym wyziewem....
Ostatnio zmieniony 06 czerwca 2015, 08:43 przez deliad, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Oggy
Reactions:
Posty: 766
Rejestracja: 13 lipca 2009, 15:05
Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/Oggy
Has thanked: 24 times
Been thanked: 10 times

Post autor: Oggy » 05 czerwca 2015, 17:44

ork zaatakował jak pikujący jastrząb. Jak mu się to udało? Nigdy się tego nie dowiemy
Pewnie znal zasade zachowania pędu i mial cos ciezkiego w kieszeni.
Ladny update z sesji deliad, jak zawsze z reszta. Dzieki bardzo.
astrolog/alchemik 10/10 POZ

ODPOWIEDZ