Południe, Tortuga, burdel "Boskie muszle", Tuż po powrocie barbarzyńców
- Jak z odzyskaniem długów? - zapytał Garro z błyskiem w oku. Nowy biznes byłby całkiem zacny, gdyby nie to, że ta wyspa była uśpionym wulkanem gotowym wybuchnąć w każdej chwili. Aczkolwiek pierwsze doświadczenia już są.
- Nic nie oddali - odpowiedział Aesir, a Galvat zmarszczył brwi.
- Do wypłynięcia mamy jeszcze trochę czasu - stwierdził kwaśno Nehaher, który również podświadomie liczył na odrobinę złota z odzysku. - Jest ledwo wczesne popołudnie, zaś Conan przykazał, że mamy się stawić wieczorem, w porze przypływu.
Gavlat przyjrzał się bliżej barbarzyńcom, nie do końca przekonany co do szczerości ich słów. Był prawie pewien, że Sigurd kłamie. Już miał odezwać się, mówiąc że są największymi niedorajdami i nieudacznikami jakie widziała ta wyspa i nie potrafią wybić kilku zębów.
Mieli zastraszyć dziewięciu kupców i wracają z niczym? Stara kurwa lepiej by sobie poradziła... Cholera, jeżeli uderzę w ich ego, mogą się wkurwić i nas pozabijają. Sprawdzę co mają w workach - pomyślał trzymając niesforny język za zaciśniętymi zębami. Spojrzał jeszcze raz na umięśnione ciała Adotha i Sigurda upewniając się, że podjął właściwą decyzję.
- Tak więc możemy jeszcze zając się sprawą z Larcją - dodał czarownik, kończąc wywód. - W końcu obiecaliśmy Conanowi pomoc, a z Servio nie mieliśmy zbyt wiele szczęścia. Więc, kto idzie ze mną?
Tylko Galvat potwierdził skinieniem głowy, że pójdzie z czarownikiem. Garro postanowił odpocząć, a Sigurd i Adoth - wyszaleć się, póki znowu nie wyruszą w morską przygodę. Oczywiście oznaczało to ruchanie wolnych kurtyzan, picie, jedzenie oraz zapasy i siłowanie się na rękę. W tym czasie, Galvat postanowił przeszukać ekwipunek barbarzyńców. Zadanie było proste i potwierdziło przypuszczenia złodzieja. W wielkich i pękatych workach znajdowało się sporo kosztowności. Nie zdążył przeliczyć ile tego jest, ale było to nieliche bogactwo.
Z pewnością nie znaleźli tego na ulicy, ani nawet w kieszeni kilku pijanych nieszczęśników. Mógłbym zabrać to całe złoto i spierdalać do Mesancji. Tylko dwójka półgłówków będzie wiedzieć, że ich okradłem - pomyślał.
Spojrzał jeszcze raz na wypchane wory i przypomniał sobie, że za podobną sumę sam został zdradzony przez tak zwanych towarzyszy.
Kurwa, nie. Mam swoje zasady i dzięki nim mam jeszcze obie dłonie. Nie będę zniżał się do poziomu tych zdradzieckich bydlaków - zastanawiał się nad sytuacją.
Galvat poczekał, aż Garro zostanie sam, po czym odwiedził go w jego gabinecie. Zamknął cicho za sobą drzwi, kierując swe kroki w stronę medyka.
- Może i wychowałem się w Zamorze i niekoniecznie podoba ci się moje podejście do przetrwania... - Galvat na chwilę zrobił pauzę.
- Znamy się od niedawna, ale chciałem poinformować, że barbarzyńcy oszukali cię. W ich tobołach leżą sakwy pełne złotych lun i innych kosztowności. Jestem pewien, że skłamali mówiąc, iż niczego nie udało im się wydusić z dłużników. Jest tego naprawdę sporo... Kiedyś zostałem zdradzony - pokazał dłonią na szramę pod gardłem - i uważam, że tej dwójce nie można zaufać. Są od nas silniejsi i już teraz podjęli decyzję o próbie przejęcia dowództwa, które skończy się brutalną jatką. Widziałem to wiele razy, dlatego najlepszym rozwiązaniem będzie jak cichcem podpierdolę te pieniądze i oddamy je dłużnikom. W końcu nie chcesz, by Ortis miał przejebane nie? Możesz iść ze mną, albo posłać Nehahera. Wolałbym jednak iść z nim, bo on ma jakiś dziwny dar przekonywania, gdyby wierzyciele zaczęli się rzucać. Tylko niech to na razie zostanie między nami.
- Muszę porozmawiać z Ortisem. Idź z Nehaherem - rzucił krótko Garro, pochłonięty przez swoje myśli.
Zamorańczyk bezszelestnie wyszedł z pokoju udając się po kosztowności. Barbarzyńcy dalej zajęci ruchaniem i piciem, niczego nie zauważyli. Galvat wyciągnął z swojego plecaka trochę ziemi, guzików, kawałków metali i zwykłych kamieni. Wszystkie kosztowności jakie znalazł przy ekwipunku Adotha i Sigurda wsypał do plecaka, a na ich miejsce włożył nieco gruzu i rupieci. Miał doskonałą wprawę z porównywaniu wagi kamieni i złotych lun. Ostatni worek wypełnił swoim ulubionym specjałem, czyli fałszywymi kamieniami szlachetnymi wykonanymi z kolorowego szkła. Zawiązał woreczek i umieścił go na szczycie całej kupki, pozostawiając przedmioty w takiej samym ułożeniu w jakim je zastał.
Mając wszystko co potrzeba, udał się po Nehahera. Znalazłszy go, przeszedł od razu do konkretów:
- Idziemy na miasto, spłacić długi Orlanda. Jak będzie nas dwóch, będzie łatwiej. Garro i barbarzyńcy zostają tutaj.
- A więc jednak odzyskali to złoto?
- Tak. Oszukali nas. Pożyczyłem je więc na wieczne nieoddanie. Te bystrzaki miały je przy sobie. To co, zawijasz się?
Czarownik wzniósł oczy do nieba i westchnął rozbrajająco:
- Ano pójdę. Ktoś przecież musi ogarnąć ten burdel...
Minęła dłuższa chwila, zanim Stygijczyk i Zamorańczyk wyszli do Larcji. Garro dobił w tym czasie sztamy z Ortisem i zgarnął pierwszą część swojej doli, którą to wszak musiał podzielić się z resztą. Galvat upewniwszy się, że nikt ich nie słucha przedstawił swój prawdziwy plan Nehaherowi:
- Oddamy to co mam w plecaku dłużnikom. Nie wiem ile tego jest, ale myślę że wystarczy by dać połowę każdemu. Powiemy, że Orlando nie żyje i nowy właściciel chciał od razu spłacić długi, ale dwójka najemników, którą wysłał by odzyskali pieniądze od kupców, przywłaszczyła je sobie. Podamy imiona kupców, którzy byli dłużnikami Orlanda, by mogliby to zweryfikować i nie zatłukli nas za śmieszną historyjkę. Opiszę jak wygląda Sigurd i Adoth, by wiedzieli do kogo zwrócić się po pieniądze.
Galvat rozejrzał się, czy aby na pewno nikt ich nie obserwuje i kontynuował:
- Zamierzam wysłać gońca, który powie barbarzyńcom, że kapitan Conan czeka na nich w karczmie Szpon i Pazur. Na pewno pójdą tam, przy odpowiedniej gadce Szczawika, który zaprowadzi ich na miejsce. Wszystkim dłużnikom powiemy, żeby odebrali długą część długu od zbuntowanych najemników. Będę wiedział jak do nich mówić, albowiem w półświatku panują pewne żelazne zasady. Twoim zadaniem będzie przekonać ich, gdyby nie chcieli posłać tam swoich ludzi. Można zawsze powiedzieć, że poprzednia ochrona została zdziesiątkowana i Garro nie ma kogo posłać za byłymi najemnikami. W ten sposób będą zmuszeni poczekać na resztę zapłaty, gdzie póki barbarzyńcy są jeszcze w mieście można je szybko i łatwo zdobyć. To ma sens, nie uważasz?
- A! I najważniejsze... Nie możemy namawiać na zabijanie, bo nie tak się te sprawy załatwia. Martwy dłużnik nie odda długu. Powinni oklepać im mordy pałkami, krzesłami i co tylko mają pod ręką. Zabiorą im złoto... które okaże się kupą ziemi, rupieci i kamieni. Generalnie dług powinien przejść na tępych osiłków. Coś jest niejasne?
- Ależ nie, drogi przyjacielu - odezwał się z błyskiem w oku czarownik. - Zaiste, imponuje mi twoja zaradność życiowa. Szczerze współczuję co prawda naszym kompanom, jednak zaprawdę, kradzież nie popłaca i myślę, że przyda im się nauczka. Więc nasze działania mają wyższy, dydaktyczny cel - uspokojony tym wyjaśnieniem, przyśpieszył kroku. - Chodźmy zatem, aby nie tracić czasu.
[center]***[/center]
Po pozytywnym załatwieniu spraw z wierzycielami Galvat zorientował się że ktoś ich śledzi. Powiedział o tym Nehaherowi i poinstruował jak zgubić ogon.
Znikamy przechodząc przez cienkie przejścia między budynkami oraz gdzie tylko się da, by zgubić ogon. Udajemy się do Domowych wypieków".