- Ciężko mi coś z tego zrozumieć, potrzebuję nieco czasu. Ale... to wszystko jakieś historie są, dajcie mi nieco czasu.... Tak... nie.. nie to bez sensu. To jakieś legendy. O! a tutaj oraz tutaj są podkreślone zdania. W różnych historiach ten sam wątek jakby.... jakby dwóch smoków pilnujących miejsca, schornienia... nie bardziej więzienia, cholera. Nic z tego nie rozumiem a wy? - zapytał zdezorientowany Pascal patrząc po pozostałych.
Chwilę później zmagając się z kolejnymi myślami wszyscy ruszyli cichutko korytarzem szpitala. Ostatni mknął Ahmed, który jakby się zmęczył czymś straszliwie. Droga prowadziła korytarzem a potem w dół do drzwi które chcieli sforsować. Były zamknięte i jakos nikt szczególnie nie kwapił się tam wchodzić. Nagle odezwał się Erwin.
- Patrzcie... - powiedział cicho wskazując ślady krwi jakie zobaczył w drzwiach do piwnicy. Pchnął je powoli ściana schodów ubrudzona była w krwi jakby się ktoś podpierał ręką. Światło nie działało więc mężczyźni przyświecając sobie jak mogli powoli zeszli w ciemność...
- ciiii... - któryś rzucił w ciemności.- ...słyszycie...
Mężczyźni na moment stanęli nasłuchując.
- Coś jakby kobiecy śpiew.... to stamtąd...
Powoli ruszyli za dźwiękiem. Ahmed dał sobie spokój z kolejnymi próbami włączenia światła, uznając że nie miały sensu. Coś jakby spijało moc z całego budynku pogrążając go w ciemności. Szli zatem oświetlając sobie drogę tym czym mogli. Nikt nic nie mówił.
Krok za korkiem śpiew stawał się coraz głośniejszy. Śpiew był bardzo bliski. Dobiegał z jednego z pomieszczeń umieszczonego wzdłuż korytarza. Zatrzymali się wszyscy u wejścia ale nikt nie śmiał wejść pierwszy. Ahmed ścisnął mocniej pakunek z płytami aż mu kłykcie na rękach pobielały. Stojący w drzwiach powoli oświetlili jego wnętrze. Na początku nic nie było widać.
- Tam... na ziemi jego komórka, poznaję po tym cholernym niebieskim monitorze... - rzucił ktoś cicho.
Nagle zdali sobie sprawę, że nie są sami coś pełgało przy posadzce nieco poza zasięgiem przytłumionego niebieskiego światła Davidowej komórki. Poświecili na raz wszyscy w jednym kierunku skąd dobiegły dziwne odgłosy.
W nikłej poświacie połączonych świateł zamajaczył ludzki kształt. Ubrany był w ubrudzony krwią uniform pielęgniarki. Pełgał przy ziemi wspierając się na kikutach uciętych dłoni. Spuszczone na twarz długie ciemne włosy częściowo zakrywały oślepione oczodoły. Zakrwawiony strzęp języka który niedokładnie ucięto bełkotał wciąż jakieś niezrozumiałe obłąkane słowa.
Lecz to nie ona śpiewała. W pomieszczeniu była jeszcze jedna osoba, stała nieco dalej w mroku na granicy blasku świateł. Twarzy nie było widać z tej odległości. Jedynie co można było stwierdzić to, że była to zdecydowanie kobieca sylwetkę odziana w niegdyś białą szpitalną tunikę. Przestępowała rytmicznie z nogi na nogę nucąc w koło i w koło ten sam fragment starej piosenki, niczym zacięta płyta...
...