PBF - W Mroku Oxanu

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 11 marca 2016, 13:10

[center]PROLOG[/center]
[center]Calli, 13 Pani Trzcin (Ilaxo), 1599 Eonu Ilaxoul[/center]

[center]Obrazek[/center]

[center]Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=YyknBTm_YyM[/center]
Słońce wschodziło nad zasnutym mgłą horyzontem z wolna roztaczając swój miodowy blask. Promienie odbijały się od gładkich niczym lustro ścian Hool'ahutl, budząc do życia pałacową służbę i wszelkie ptactwo skrywające się wśród drzew królewskich ogrodów. Poniżej siedziby władcy roztaczało się olbrzymie miasto. Jego wykute z czarnego granitu budynki wznosiły się niczym obsydianowe wieże. Jedne kształty gwałtownie przechodziły w inne, większe konstrukcje niemalże pochłaniały mniejsze, a wszystko przypominało ciało olbrzymiej istoty wyrwanej wprost z sennych wizji.

Gdy bujna zieleń ogrodów dopiero rozkwitała pod gorącym pocałunkiem słońca, wijące się w cieniu budowli ulice dźwięczały gwarem rozmów, zgrzytem toczących się po brukowanej ziemi wozów i przeciągłymi rykami ryczyosłów prowadzonych przez kupców na któryś z wielu targów. Główne arterie miasta zaczynały pulsować własnym, niespokojnym tętnem. A wiodło ono do samego centrum, Dzielnicy Kupieckiej, miejsca wymiany najprzeróżniejszych dóbr. Z niewielkich straganów roznosił się aromat cennych przypraw - kardamonu, szafranu, timburu czy spotykanej wyłącznie na Szarych Równinach, gniewki ognistoskórej.

W świetle poranka pobliski Tęczowy Targ mienił się feerią barw. Niewielkie stragany uginały się pod licznymi przedmiotami z barwionego szkła. Kolczyki dla Dam i Panów, wazy, filigranowe grzebyki oraz urocze figurki rozweselające dziecięce twarzyczki, a to wszystko w tym pełnym życia miejscu, położonym niemalże w samym centrum granitowego miasta. Złote światło wnikało do domów, falami rozświetlało każdy zaułek oraz park.

Jego promienie nie dotykały jednak dzielnicy pod samymi murami miejskimi. Z rozlicznych okien i balkonów zwieszały się bowiem materie i różnego rodzaju płachty skutecznie tłumiąc wszelakie światło próbujące przeniknąć niezbadane zakamarki Pchlego Miasta. Pośród ciasno upakowanych domostw oraz przyklejonych do nich licznych dobudówek, przemykały samotne cienie tych, którzy szukali schronienia przed ramieniem prawa. Tutaj nikt ich nie znajdzie, tutaj nikt nie wypowie ich imienia, żyjąc w strachu przed poczuciem zimna stali na swym gardle. Dzielnica nie była jednak opuszczona. Zamieszkiwał ją bowiem sam margines społeczeństwa. Najubożsi spośród Siwja, prości wytwórcy lichych towarów, oraz kurtyzany zachęcające przechodniów krągłością widocznych spod tuniki bioder. Każdy szukał tutaj czegoś innego, a dzielnica zdawała się to w swój pokrętny sposób zapewniać. Szarość ich maleńkiego świata rozświetlał jednak śmiech dzieci, jak i radosne pieśni rolników zmierzających w kierunku tarasowych upraw. Poza murami miasta roztaczał się widok na pola wzrosłe świeżą zielenią roślin. Siwja pracowali bez wytchnienia, był to bowiem czas, gdy dzięki łasce Mnumbi rzeka otwierała swe wody, nawadniając spragnioną ziemię. Tak rozpoczynał się trzynasty dzień miesiąca Pani Trzcin.

[center]Obrazek[/center]
Spoiler!

Mapka Calli - legenda

A. Dzielnica Siwja - tarasy położone najbliżej murów miasta. Zamieszkują je ubodzy rolnicy, codziennie wyprawiający się w pracę na polu, prości rybacy i wszelka ludność parająca się pracą fizyczną.

B. Dzielnica Tiba - tarasy zamieszkałe przez rody Tiba, zajmujące się sprawami wojny, oraz ochrony miasta. Znajdują się w niej Główne Koszary w raz przylegającym do nich Placem Honoru. Nieopodal wznosi się również olbrzymia Arena Huatli'can.

C. Dzielnica Alinur - strefa podzielona na kilka tarasów. W jej skład wchodzi Dzielnica Świątyń, Uniwersytet Tlahtoantzli, biblioteka zwana Wieżą Szeptów, oraz liczne rezydencje przedstawicieli kasty Alinur. Jako miejsce życia wyżej urodzonych, pełne jest niewielkich parków z klombami wonnych kwiatów. Największym i niewątpliwie najpiękniejszym z nich jest Ixmihcan - Ogród Pąku Mango.

D. Dzielnica Aruan - najwyżej położona dzielnica miasta. To w niej mieszczą się wille najznamienitszych obywateli, oraz rodów znajdujących się w radzie królewskiej. Na wydzielonym tarasie przylegającym do północnej ściany skalnej, wznosi się pałac samego władcy - Hool'ahutl.

E. Dzielnica Kupiecka - położona na zachodnim brzegu rzeki Ivit najbardziej ożywiona część miasta. Znajdują się tu liczne stragany kupców, domy różnorakich rzemiosł oraz targi, na których można kupić niemalże wszystko - od soczystych owoców i dobrze wypieczonych pająków, aż po samych niewolników, sprowadzanych na Czerwony Targ. W centrum dzielnicy wznosi się spory budynek stanowiący spichlerz miasta. W pobliżu znajduje się również olbrzymi dom Salima Waz'zahira, z którego tak często słychać dźwięki rababu i sarangi, splatających się w cudowną muzykę.

Przystanie:

a. Przystań Brzasku - Jest to pierwsza umieszczona przy rzece Ivit przystań, do której na samym początku dobijają barki przewożące towary handlowe z oddalonego o dwa tygodnie marszu Sewr (transport wodny jest oczywiście również używany przez innych podróżnych pragnących jak najszybciej przebyć trasę dzielącą oba miasta). Ładunek jest tutaj najpierw sprawdzany przez Siwja i nadzorujących nad całym przedsięwzięciem kupców oraz strażników z kasty Tiba. Choć część towarów jest również dostarczana do dzielnicy Siwja, przy której znajduje się sama przystań, większość z nich trafia do dalszych przystani, przylegających do Dzielnicy Kupieckiej.

b. Przystań Zenitu - druga przystań miasta Calli leżąca już w obrębie Dzielnicy Kupieckiej. To tutaj dostarczane są towary codziennego użytku, a także dobra luksusowe. Cenne przedmioty oferowane są następnie na pobliskim Tęczowym Targu. Żywność natomiast przewożona jest dalej, do południowej części Dzielnicy.

c. Przystań Zachodu - ta centralnie położona przystań ściśle wiąże się z pobliskim Czerwonym Targiem. To do niej dostarczani są najpierw niewolnicy, nim zostaną sprowadzeni na plac, na którym mogą być sprzedani. Trafiają na nią również niewolnicy, transportowani do miast położonych na wschodzie kontynentu - do portowego Nohtli, a później dalej, do ośrodków miejskich leżących na brzegach rzeki Nurati.

d. Przystań Zmroku - Ostatnia przystań miasta. Położenie w pobliżu głównego spichlerza, oraz kramów kupieckich, czyni z niej główny punkt, gdzie dostarczana jest przywożona żywność. Odbijają z niej też wypełnione cennym ładunkiem barki zmierzające w kierunku Nohtli.

4. Koszary Zewnętrznego Miasta - znajdujące się przy głównej bramie miejskiej są miejscem przeznaczonym głównie dla strażników Calli strzegących każdej z trzech bram.

5. Stajnia szablarów - Położona tuż przy murach miasta jest miejscem, w którym wysocy rangą Tiba trzymają swoje wierzchowce. Szablary otoczone są tu odpowiednią opieką, a młode osobniki przechodzą tresurę. Budynek stajni znajduje się w dogodnym położeniu Zewnętrznych Koszar Calli.

6. Pchle Miasto - położona na południowym wschodzie, dzielnica najuboższych z pośród kasty Siwja. Wąskie uliczki wraz z mnogością kamiennych domostw i przylegających do nich glinianych dobudówek, tworzy swoisty labirynt. Miejsce to nie rzadko zamieszkują również drobni złodzieje i innej różnorakiej maści osobistości parające się szemranymi zajęciami. Nie jest to bowiem dzielnica, do której straże zaglądają zbyt często, a przez mnogość budynków, oferuje doskonałą kryjówkę ściganym przez prawo.

7. Ogród Ośmiu Konch - niewielki park przeznaczony dla wyżej sytuowanych przedstawicieli kasty Siwja. Swoją nazwę zawdzięcza położonej w otoczeniu rozłożystych drzew, urokliwej sadzawce.

8. Targowisko Tlaxcalli - jedno z niewątpliwie najbardziej zatłoczonych miejsc w Calli. Nieustanny gwar i ruch panuje tam od samego świtu, aż do nocy. Na placu między granitowymi budynkami, znajdują się całe rzędy straganów, na których kupcy wystawiają swoje towary. W powietrzu roznosi się często zapach różnorodnych przypraw, z niewielkich zadaszeń zwieszają się obrane z piór, błękitne ciała ptaków Ghautli, a wiklinowe kosze wypełniają drobne, acz niesamowicie ostre papryczki. To wszystko i jeszcze więcej można zobaczyć, powąchać, odczuć, a w końcu nabyć właśnie na Targowisku Tlaxcalli.

9. Czerwony Targ
- ten spory plac położony nieopodal przystani jest miejscem handlu niewolnikami. Przywożeni barkami, prezentowani są na ustawionym centralnie podium. Ci, szczycący się ponad przeciętną tężyzną fizyczną, wybierani są na przyszłych gladiatorów, walczących na Arenie w Dzielnicy Tiba. Inni dostarczani są dalej aż do położonych na wschodzie kontynentu miast AjArdzkich.

10. Tęczowy Targ - bazar, na którym kupcy oferują wyroby z barwionego szkła - od tanich poprzez kunsztowne kolczyki ze szkła, misy, różnorakie wazy i inne przedmioty codziennego użytku. Można na nim zakupić równie barwne, cenne materiały oraz przepysznie tkane ubiory.

11. Kramy kupców - tak jak Targowisko Tlaxcalli oferuje jedzenie oraz przedmioty codziennego użytku, tak w Kramach Kupców można nabyć towary luksusowe - importowane z AjArd, bądź sprowadzone z serca tak niebezpiecznego miejsca, jakim jest Dżungla Orefun. Jest to zarówno cenna, zdobiona kamieniami szlachetnymi biżuteria, haftowane stroje z delikatnego jedwabiu, jak również przedziwne rośliny i owoce, a nawet żywe zwierzęta, na których kupno mogą sobie pozwolić tylko majętni obywatele.

12. Dzielnica Rzemiosła - znajdują się w niej warsztaty różnorakich rzemieślników - od garncarzy wytaczających na kołach misy i inne naczynia zdobione wzorami charakterystycznymi dla sztuki Lenja'kare, poprzez tkaczki, aż po twórców eleganckiej biżuterii ze szkła. Drobni rzemieślnicy pracują zwykle w niewielkich izbach wydzielonych z części domu, inni zaś dołączają do odpowiedniej z grup profesjonalnych rzemieślników, tworząc swoje wyroby w domu rzemiosła. W pobliżu Dzielnicy Rzemiosła mieści się jeden z głównych bazarów miasta - Tęczowy Targ, na którym sprzedawane są powstałe w warsztatach przedmioty.

13. Arena Huatli'can - miejsce krwawych walk gladiatorów i silnych emocji związanych z urządzanymi zakładami. Raz do roku, na początku miesiąca Pani Łowców, organizowane są tam też wyścigi na krótki dystans. Najbardziej sprawni i najszybsi zawodnicy, wywodzący się najczęściej z rodów Tiba, rywalizują ze sobą o tytuł Zatlan An'Ixman - Pierwszego z Pierwszych. Uzyskiwany jest on wraz z nagrodą w postaci naszyjnika z rzadkiego rodzaju muszli oprawionej w szczere złoto. Zwycięzca przez kolejny rok jest darzony szczególnym poważaniem, a jego sprawność wychwalana w wielu pieśniach. Nie raz Arena przekształca się również w teatr gdzie wystawiane są najnowsze sztuki cenionych bardów.

14. Plac Honoru - miejsce usytuowane przed głównymi koszarami Tiba. Jest to sporej wielkości plac, na którym odbywają się honorowe pojedynki. Zwaśnieni obywatele miasta mogą w ten sposób rozwiązać swój spór. W przypadku członków kasty Alinur są to często pokazy własnych umiejętności magicznych. Wojownicy natomiast walczą ze sobą do pierwszej krwi. Zmagania nadzoruje rada sędziów, złożona z wyższych rangą Tiba.

15. Główne koszary
- położony w Dzielnicy Tiba główny garnizon armii Calli. Od najmłodszych lat chłopcy przechodzą tu szkolenie, uczą się władać różnymi rodzajami broni, a przede wszystkim przygotowują swoje ciało i ducha do pełnienia służby w szeregach wojowników. Koszary są również miejscem, gdzie rada Tiba wydaje wyroki w sprawie tych, którzy złamali prawo. Pod budynkiem znajduje się sieć lochów, do których trafiają pojmani przestępcy oraz wrogowie polityczni.

16. Dzielnica Świątyń
- choć położona w obszarze przeznaczonym głównie dla Alinur, jest miejscem, do którego ma dostęp większość mieszkańców Calli. Znajdują się w niej bowiem nie tylko przybytki głównych bóstw patronujących miastu, ale także pomniejszych bogów i bogiń, czczonych również przez najuboższych z pośród kasty Siwja. W sercu dzielnicy wznoszą się świątynie bóstw stojących na czele panteonu Lenja'kare - Holis, Anamy, Niath oraz Mechit-Urtia. Okala je szeroka droga zwana Ścieżką Bóstw. Budynki świątyń innych bóstw natomiast, otaczają pierścień tworzony przez Ścieżkę, wyznaczając przestrzeń sacrum.

17. Ścieżka Bóstw - najświętsza z ulic całego miasta. Podczas świąt, rozbrzmiewa echem wielu konch i śpiewem wiernych uczestniczących w procesjach. Posąg bóstwa, któremu oddaje się cześć danego dnia, jest namaszczany wonnymi olejkami, przystrajany girlandami kwiatów i niesiony na lektyce przez całą drogę, która rozpoczyna się oraz kończy w świątyni poświęconej temu bóstwu.

18. Uniwersytet Tlahtoantzli - Uniwersytet magiczny, w którym wykształcenie odbierają synowie Alinur. Pieczę sprawuje nad nim rada najznamienitszych magów miasta zwana Haxtli'lcuo. Z nad gładkich murów, widać olbrzymią wieżę - miejsce, w którym przeprowadzane są najistotniejsze rytuały oraz delikatne badania natury magicznej. Oprócz wieży, w uniwersytet wchodzi kompleks różnorakich budynków, gdzie młodzi adepci tajemnej sztuki stawiają swe pierwsze, niepewne kroki. W cieniu tych budowli, często o bardzo osobliwych geometrycznie kształtach, roztacza się również ogród, pełen kwietnych klombów i sprowadzonych z dżungli egzotycznych roślin.

19. Wieża Szeptów - olbrzymia wieża o licznych piętrach i jeszcze liczniejszych, łączących je schodach, mieści w sobie główną bibliotekę miasta. Dostęp do niej mają przedstawiciele trzech wyższych kast, a inni obywatele nie wywodzący się z rasy Lenja'kare, mogą z niej korzystać po uzyskaniu odpowiedniego pozwolenia. Wyższe piętra są jednak zarezerwowane dla kasty Alinur, przechowują bowiem dawną wiedzę, nieprzeznaczoną dla niewyszkolonego umysłu.

20. Ixmihcan - zwany inaczej Ogrodem Pąku Mango, jest jednym z piękniejszych parków miasta. Na początku miesiąca Miodowej Pani, liczne drzewa mango rozkwitają delikatnymi kwiatami barwy dojrzałej brzoskwini. Ich słodka, niemalże dusząca woń przyciąga wiele owadów, pracowicie zbierających nektar z niewielkich kwietnych kielichów. Pośród okrytych cieniem alejek, przechodzą się Alinur - zmęczeni długimi godzinami spędzonymi na studiowaniu opasłych ksiąg, czy wyczerpani odprawianymi rytuałami. Roślinność oraz niewielka, acz piękna, porośnięta białymi liliami sadzawka, umożliwiają regenerację energii.

21. Hool'ahutl - pałac władcy
- ten olbrzymi budynek został wykuty bezpośrednio niemalże pionowym zboczu góry. Wznosi się on na najwyżej położonym tarasie miasta, skąd władca może mieć doskonały widok na całe Calli. Pałac otoczony jest licznymi, rzeźbionymi fontannami, klombami kwiatów, oraz rzadziej spotykanymi drzewami. Bezpośrednio do siedziby władcy przylegają królewskie ogrody, na terenie należącym do pałacu wznoszą się również budynki zamieszkałe przez gwardię pałacową, wszelkiego rodzaju służbę, oraz najbliższych doradców Króla Królów. Na niżej położonej platformie znajduje się wieża wznosząca się bezpośrednio z czarnego niczym obsydian muru. To z niej władca przemawia do swojego ludu. Dobrze urodzeni Aruan przyjmowani są natomiast w samym pałacu.

22. Ogrody Porannej Mgły - na wysoko położonym tarasie, niedostępne oczom pośledniejszego ludu, rozciągają się ogrody o nieprawdopodobnym uroku (znajdują się one w dzielnicy Aruan i tylko członkowie tej kasty mogą spędzać w nich czas). Są one wprost rozkoszą barw, zapachów oraz dźwięku. Spacerujący Aruan mogą się wsłuchać w spokojny szum wody pobliskiego wodospadu, opadającej długimi kaskadami do rzeki poniżej. Z tarasu ogrodów roztacza się widok na ciągnącą się aż po sam horyzont Szarą Równinę, która o wschodzie słońca przybiera barwę głębokiego fioletu. To właśnie zapierający dech w piersiach widok na całe miasto oraz jego otoczenie przyczynił się do powstania nazwy ogrodów.

23. Spichlerz
- do tego przesadzistego budynku umiejscowionego nieopodal rzeki trafiają wszystkie plony zebrane na polach tarasowych okalających miasto. Są one składowane, ważone i przeliczane. Następnie trafiają one bezpośrednio na bazary, lub zostają odpowiednio przetworzone, aby nadawał się do bezpośredniego spożycia.

24. Dom Salima Waz'zahir - miejsce szczycące się mianem ,,Domu Pereł" znane jest z pełnych splendoru uczt uświetnionych wystąpieniami wybitnych artystów cenionych za swój talent na całym kontynencie. Przedsiębiorczy kupiec Abnan As'Salim Waz'zahir, przekształcił ów budynek, będący wcześniej ledwie przeciętnym domem, w rezydencję, której nie powstydziliby się nawet członkowie kasty Aruan. W urządzonych z przepychem wnętrzach, organizowane są cotygodniowe biesiady, na które przybywają nie tylko bogaci Ajardzcy kupcy, ale również możni panowie Lenja'kare, urzeczeni niezwykłością sprowadzonych zza oceanu dóbr. Przestronne pokoje wypełnione są licznymi wonnymi roślinami, pomiędzy którymi goście mogą spocząć na leżankach z kości słoniowej, obitych najdelikatniejszym jedwabiem i inkrustowanych bogato perłami. Perły zdobią również barwne mozaiki na ścianach oraz ławy. Stąd też willa znana jest jako ,,Dom Pereł".

25. Pola Kremacji - na brzegu rzeki Ivit, daleko na południe, poza murami miasta znajduje się platforma, na której zgodnie ze zwyczajem i wierzeniami Lenja'kare, pali się ciała zmarłych. Miejsce niemal codziennie osuwa gęsty obłok dymu unoszący się z nad stosów pogrzebowych. Kremacji towarzyszą obrzędy pomagające duszy zmarłego przejść do wyższego świata.
Witam na przygodzie W Mroku Oxanu. Proszę jeszcze jednak nie pisać, gdyż jest to dopiero opis miasta, a jeszcze pojawi się wprowadzenie do przygody.
Ostatnio zmieniony 13 marca 2016, 15:02 przez TatTvamAsi, łącznie zmieniany 1 raz.

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 11 marca 2016, 19:51

[center]Calli, Południe, 13 Pani Trzcin (Ilaxo), 1599 Eonu Ilaxoul
[/center]
[center]Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=GTdj2MInlnQ[/center]

Trzynasty dzień Pani Trzcin. To dziś obwieszczono narodziny dziedzica tronu. W samo południe miasto wręcz wrzało jak w ulu od przypuszczeń i plotek, gdy radosna nowina została obwieszczona przez samego władcę. Olbrzymi plac przed pałacem wypełniony więc był po brzegi nie tylko przedstawicielami czterech kast Lenja'kare, ale również parającymi się handlem AjArdczykami. Wśród tłumu można było dostrzec pojedynczych Sutu, czy Gryfoni, patrzących z zaciekawieniem na rozgrywający się spektakl. Tego dnia nawet Siwja mieli przystąpienie do dzielnicy Aruan. Zza lśniących złotem zasłon przesłaniających drzwi prowadzące na balkon, wyłoniła się rosła sylwetka Colute'Hool.* Wtedy to plac wybuchnął wrzawą. Ludzie wiwatowali, co rusz ktoś krzyczał na całe gardło: ,,Niech żyje! Niech żyje!" Władca z zadowoleniem spojrzał na swój lud. Jako że wielka radość wypełniała jego serce w ten błogosławiony przez Holis dzień, po chwili wydał rozkaz. Po chwili zza bram wyszła pałacowa służba. Piękne kobiety o miedzianej skórze, prostych, kruczoczarnych włosach przechodziły po przez rozstępujący się tłum. Wręczały każdemu królewski dar. A był nim okrągły bochen najprzedniejszej jakości chleba.

[center]***[/center]

Urodziwa kobieta o pełnych biodrach i niemal wydostających się zza zdobnej bluzeczki piersiach zbliżyła się do AjArdczyka. W niemalże tanecznym geście szybko wręczyła mu podarunek. Khem nie zdążył się nawet przyjrzeć dziewczynie gdy oddaliła się z furkotem przytwierdzonych do stroju prążkowanych piór ptaka Quilu. Spojrzał na to co otrzymał. Był to bochen chleba. Widok właściwie niespotykany na Lenji, gdzie główny, codzienny niemalże posiłek stanowią cienkie placki z kukurydzy. Na kruchej powierzchni sporego bochenka widniało słońce o ośmiu promieniach. Powierzchnia daru lśniła wręcz od umieszczonych drobnych okruchów złota i czerwonych niczym rubiny pestek granatu. Podarunek był nieprawdopodobnie wręcz kosztowny. Ostrożnie wsunął więc go do swej przepastnej torby, uważając żeby nie spotkał się z zawartością żadnej z wielu buteleczek i fiolek gnieżdżących się na samym dnie. Po nastroju panującym wśród obywateli, zdawało się, że miasto nie zazna tej nocy choćby godziny snu. Otarł swoje zgrzane czoło chustką. Choćby dla samego bochenka warto było się tu pojawić... czekało go jednak dużo pracy. Za raz po zachodzie słońca miał bowiem gościć u swojego pracodawcy. Choć jego więź z Ahtactl Maxcaillem An'harat była stosunkowo młoda, nie miała nawet dwóch pełnych miesięcy, to szlachcic postanowił go zaprosić na ucztę do swego domu, który zapewne był tylko odrobinę mniej okazały od pałacu samego Aru Ari.** Osoby w jego rodzie szczyciły się w końcu tytułem Oroni,*** doradców władcy. Wyglądało na to jednak, ze tłum nie zamierzał się rozejść za raz po rozdaniu przepięknie zdobionego chleba. Postanowił więc jeszcze chwilę poczekać, licząc, że jak tylko jaśniejący niczym słońce w zenicie, władca Otu Ihttillan zniknie za kotarą oddzielającą balkon od wnętrza budynku, ludzie rozejdą się do własnych spraw.

[center]***[/center]

Ah-saa-brax patrzył na wszystko z odpowiedniego dystansu. Choć jego zdolności pozwalały mu swobodnie przemieszczać się pośród tłumu, nie będąc rozpoznanym, to jednak myśl o dotyku tych wszystkich ciał, głośnych wrzaskach szarpiących bębenki uszu, skutecznie przeciwdziałała wszelakiej chęci znalezienia się na rozświetlonym słońcem placu. I jeszcze gorąco, tak... O tej porze gdzieś hen za całym łańcuchem gór, wznosiła się jego wioska. Morska bryza przyjemnie chłodziła nawet w najgorsze upały. Można też zawsze schronić się w cieniu rozlicznych drzew banianowych, rozciągających swoje gałęzie na podobieństwo egzotycznych wachlarzy. Tutaj zaś... gdyby nie rzeka i jej życiodajne wylewy miasto byłoby, zalewie domkiem z kart, w które tak często grywali AjArdczycy. Jeden powiew silnego wiatru, brak wody i nic nie zostaje... I żadne nawet najgrubsze mury nie dadzą ochrony przed siłą groźnych samumów niosących ostre odłamki startych na pył skał. Czymże jest kilka domostw chronionych zaklęciami w obliczu potęgi natury?

W pewnym momencie nastąpiło niejakie poruszenie w i tak głośnym i pulsującym rytmicznie tłumie. Po chwili odezwały się pierwsze przeciągłe dźwięki konch, a za nimi śpiew wielu piszczałek i głębokie uderzenia bębnów. To król- słońce skrył się przed widokiem swoich poddanych.

[center]Obrazek[/center]

Przedstawienie się zakończyło, a kolejne miało dopiero nadejść. Ah-saa-brax nie tracąc więc czasu podniósł się z całkiem wygodnego, zdobnego tęczową mozaiką gzymsu. W przeciągu kilku chwil znalazł się już na ulicy, uprzedzając nadchodzącą falę setek roześmianych i wiwatujących obywateli Calli. W sakwie przy pasie miał jedyne co udało mu się wyciągnąć z tych zapadłych ruin. Gdy całe miasto pokrywał całun snu, udał się bowiem w głąb niezbadanych przez nikogo podziemi miasta. Miało się tam znaleźć coś. Jakiś przedmiot. Cenna szkatuła, starsza od samego Calli. Na wspomnienie pustych wnęk i rozbitych urn, przeklął pod nosem. Ktoś go jednak ubiegł. Ktoś, lub nawet cała grupa osób. Jego palce musnęły ukryte w skórzanym mieszku szczątki znalezionej fiolki - jedynego śladu, który zostawiła po sobie konkurencja.

*Colute'Hool, Licapoxi - Król-słońce;
**Aru Ari, Licapoxi - Pan Panów;
***Oroni, Licapoxi - Jaśniejący - tytuł najlepiej urodzonych szlachciców zasiadających w królewskiej radzie.
Khem i Ah-saa-brax - możecie działać. Resztę ekipy proszę o troszkę cierpliwości - dalsza część wprowadzenia pojawi się lada chwila, gdy tylko znowu będę mieć dogodną chwile do pisania.
Ostatnio zmieniony 15 marca 2016, 12:24 przez TatTvamAsi, łącznie zmieniany 1 raz.

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 12 marca 2016, 11:20

[center]Calli, Południe, 13 Pani Trzcin (Ilaxo), 1599 Eonu Ilaxoul
[/center]

[center]Obrazek[/center]

Słońce wchodziło w zenit. Jego ostre promienie prażyły śniadą skórę Ehecatlema. Długie praktyki w pełnym blasku dnia nauczyły jednak jego ciało potrzebnej wytrzymałości. Przyjmował więc ostre pocałunki słońca, jako pobudzający do działania impuls. Holis był za równo łaskawy, chronił istoty, odżywiał je swoim blaskiem niczym miłosierny ojciec. Lecz jako najwyższy władca potrafił być również surowy. Pod jego ognistym spojrzeniem ginęła wszelka słabość, nieraz nie oszczędzał nawet pięknych roślin, czy najmniejszych zwierząt, sprawdzając wytrzymałość ich ciał i wolę przeżycia nawet w czasie najgorszych upałów.

Ten dzień, był jednak wyrazem łaski bóstwa. Narodziło się bowiem oto nowe słońce, gdy poprzednie świeci pełnym blaskiem swej chwały. Młodzieniec wziął kilka głębokich oddechów. Powierzono mu bowiem nie lada istotne zadanie. Nie wydawało się ono co prawda trudne, ale któż wie co może się jeszcze wydarzyć? Szczególnie w takim upale. Tłum na placu zaczynał się zbierać. A on czekał. W raz z grupą sześciu najpiękniejszych kobiet z przednich rodów Siwja, miał udać się w głąb placu, a każdy obywatel miał mieć przydzielony dar. Symbol łaski króla. Nie króla, ale wręcz bóstwa - samego Holis. Król był ledwie jego naczyniem na ziemi. Ucieleśniał każdą zaletę, pełnię nieustępliwej siły ukochanego bóstwa. Serce młodego Lenja'kare przepełnione było dumą i delikatną radością. Jego szczere oddanie wydało najprzedniejszy owoc - z początku gorzki i twardy, jednak w głębi soczysty i rozkosznie słodki. Rozprostował się. Jego żebra zdawały się płonąć pod naciskiem ceremonialnej zbroi zdobnej w długie, pomarańczowawo-czarne pióra.

[center]Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=Ceo6AjKa3dE[/center]

Nadworni muzycy wyszli przez bramę. Po chwili zabrzmiała pieśń konch. Znak, nadszedł już czas. Gromkie okrzyki i wiwatowania obwieściły pojawienie się władcy. Na jego znak wyszli. Grupa cudownej urody cór Calli i otoczonych nieprzystępnym murem Synów Słońca opuściła porośniętymi drzewkami lauru i cedru pałacowy dziedziniec. Rozstępowali się ludzie tworząc przejście. Wtedy to ponętne kobiety każdemu, bez wyjątku każdemu uwielbionemu ofiarowywały dar władcy - patrona, opiekuna ludu Calli i jego najczulszego ojca.

Przeciskał się przez rozliczny tłum. Ich rozgrzane ciała, radość głosów, wszystko wrzało i kipiało dookoła. Przejście przez takie morze ludzi było nie małym wyzwaniem. Do czasu, gdy każdy otrzymał Colute'oh tlaxcall - Dar Słońca, władca pozdrowił swoich poddanych i powrócił do wnętrza Wieży Głosu. Obserwował jak ludność powoli zaczęła się rozchodzić a plac pustoszeć. Wtedy pomyślał o swym drogim bracie... Tak dawno już się nie widzieli, choć obydwaj tak często gościli w pałacu władcy. On cały czas poświęcał służbie w szeregach Synów Słońca i treningowi, natomiast starszy brat... zawsze nie mógł usiedzieć na miejscu. Zupełnie jak niespokojny wiatr, wiele przedsięwzięć, a i jeszcze bycie doradcą samego Aru Ari. Choć Wiadomość otrzymana poprzedniego wieczoru była z pozoru dość błaha, wiedział, że Ahtactl nie wzywałby go bez potrzeby. Dawno już wyrośli z dziecinnych zabaw, ze spokojem cieniąc swój czas i rzadkie okazje spotkania. Wyciągnął notatkę zza grubego, skórzanego pasa, czytając jeszcze raz pospiesznie nakreślone słowa:

,,Oczekuję Ciebie jutro na wieczornej uczcie. Bardzo potrzebna jest mi twoja pomoc... Niech Holis ma Cię w swojej pieczy.

Ahtactl Maxcaill An'harat."

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 12 marca 2016, 13:10

[center]Calli, Południe, 13 Pani Trzcin (Ilaxo), 1599 Eonu Ilaxoul[/center]

Spocony AjArdczyk przesunął sakwę na brzuch pamiętny tego, że w gęstym tłumie roiło się od złodziei. Złożywszy na niej splecione palcami dłonie przycisnął plecy do kamiennej kolumny na skraju placu i jął wodzić wzrokiem po wypełniających przestrzeń przed pałacem ludziach. Mieszkańcy miasta wiwatowali bez śladu znużenia, nie licząc się wcale z ryzykiem ochrypnięcia. Ich radość sprawiała wrażenie szczerej, co obeznanego w temacie kastowej społeczności Calli Khema wcale nie zaskakiwało. Miedzianoskórzy tubylcy wielbili swego władcę niczym pomniejsze bóstwo, a ich miłość od dzisiejszego dnia przelała się również na dziedzica tronu. Alchemik pewien był, że uliczne zabawy i biesiady w domach zamożniejszych obywateli Calli miały trwać do bladego świtu, a może i dłużej, przynosząc odrobinę radosnego wytchnienia wiodącym nużące życie niższym kastom.

Khem nie miał pojęcia, czy zaproszenie na ucztę u szlachetnie urodzonego oroni An'harata zrodziło się w głowie królewskiego doradcy już wcześniej czy też przysłał on do domu Khema posłańca na wieść o narodzinach potomka Ihttillana. Jakie nie byłyby jednak pobudki arystokraty, AjArdczyk musiał je sobie poczytywać za ogromny zaszczyt. Niewielu czarnoskórych mieszkańców Calli cieszyło się prestiżem dostatecznie wysokim, by bywać na ucztach wydawanych przez oronich. W obliczu takiego wyróżnienia wcześniejsze plany Khema zostały zarzucone, laboratorium miało tego wieczoru pozostać szczelnie zamknięte.

Oparty o kolumnę alchemik chłodził dotykiem gładko obrobionych kamieni swą spoconą skórę, koił zmysły bliskim kontaktem z żywiołem Ziemi. Przymykając na przelotną chwilę oczy odniósł wręcz wrażenie, że wzdłuż kręgosłupa pełznie mu w rytmie przyjemnego dreszczu zrodzona z elementalnej mocy stonoga, ale kolejny podekscytowany wrzask tłumu natychmiast zakłócił tę błogą chwilę harmonijnego zespolenia z naturą.
Jak tylko tłum nieco zelżeje, Khem powróci do swego domostwa. Mam pytanie co do zaproszenia na ucztę u królewskiego doradcy: jak mniemam, powinienem przybyć tam z jakimś podarunkiem, tak? Co takiego mógłbym zatem sprezentować? Mikstury uzdrawiające ze startowego ekwipunku wystarczą czy to zbyt trywialny pomysł?
Ostatnio zmieniony 16 marca 2016, 10:30 przez Keth, łącznie zmieniany 1 raz.

zmarly
Reactions:
Posty: 239
Rejestracja: 10 maja 2015, 20:56

Post autor: zmarly » 12 marca 2016, 15:41

[center]Calli, Południe, 13 Pani Trzcin (Ilaxo), 1599 Eonu Ilaxoul[/center]

Konchy. Ich dźwięk był znakiem, na który czekali Synowie Słońca. Dźwięk, który sprawił, że po ciele Ehecatlema przeszedł dreszcz - wciąż traktował każde zadanie, nawet te najbardziej błahe bardzo drobiazgowo i z wielką powagą. Ochrona cór Calli nie była może nazbyt trudnym zadaniem, jednak w tak wielkim i ciasnym tłumie pełnym kolorów i przeszywanym przez wrzaski mieszkańców wiele się mogło wydarzyć.

Z racji na swe małe doświadczenie paladyn szedł mniej więcej pośrodku kolumny po jej prawej stronie. Między wojownikami krążyły pełne gracji kobiety rozdając co i rusz wystającymi wszędzie pomiędzy strażnikami rękoma złocistoczerwone bochenki. Wygląda na to, że dzisiejsza noc nie będzie należała do cichych, pomyślał z delikatną radością Ehecatlem oglądając wielobarwne przedstawienie.

Spędził prawie całe południe czując na swym ciele ciepło Holis. Każdy z paladynów wiedział, że w takim słońcu zwykły człowiek już dawno zostałby poparzony przez rozgrzane metalowe fragmenty zbroi, ale nie oni. Zbyt długo trenowali swe umiejętności do granic, by polec z tak błahego powodu. Niejeden zresztą z nich do dzisiaj nosi blizny na ciele jeszcze z czasów szkoleń podstawowych.

Już po wszystkim, gdy wracał do swego rodzinnego domu dosiadając Ronaga, wrócił myślami do listu od brata. Cóż takiego mogło się stać, że potrzebuje mojej pomocy? zastanawiał się , mijając gliniane stragany z jedzeniem, które choć może nawet pachniało smakowicie, to jednak jego status społeczny zabraniał mu spożywania tak prostackich rzeczy. W związku z tym smażone wije, pająki i inne, pospolite źródła pożywienia odetchnęły z ulgą. Nic to, pomyślał, czując narastające ssanie w żołądku wywołane licznymi zapachami dookoła, jutro wszystko się wyjaśni, a o pustym żołądku jeszcze nikt nic dobrego nie wymyślił. Ciekawe, cóż dziś smakowitego przyrządzi nasz kucharz?
Ta zagwozdka zaabsorbowała go do tego stopnia, że nie mogąc się doczekać posiłku szturchnął szablara piętami, na co jego towarzysz zareagował tylko cichym pomrukiem, wcale jednak nie przyspieszył kroku. Jedynie jego ogon zaczął żwawiej zamiatać alejkę za nimi.
Już prawie zdążyłem zapomnieć, jak bardzo humorzaste to zwierzęta - młody Syn Słońca pogodził się ze swym losem i pozwolił się powoli poprowadzić swemu wierzchowcowi w stronę słońca powoli już chylącemu się ku horyzontowi.
Ostatnio zmieniony 16 marca 2016, 10:30 przez zmarly, łącznie zmieniany 1 raz.
---

If history is to change, let it change! If the world is to be destroyed, so be it! If my fate is to be destroyed... I must simply laugh.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 12 marca 2016, 17:34

[center]Calli, Południe, 13 Pani Trzcin (Ilaxo), 1599 Eonu Ilaxoul[/center]
Wielobarwny tłum falował w dole, wznosząc radosne okrzyki. Siedzący na gzymsie młodzieniec zdawał się jednak nie zwracać na to większej uwagi. Jego myśli krążyły jeszcze wśród mrocznych, skalnych labiryntów, rozciągających się głęboko, pod lochami Calli. I nawet odblaski słońca, odbijającego się od naszyjników kobiet i szerokich obręcz na ramionach gwardii pałacowej nie potrafiły rozproszyć wewnętrznego mroku, który go ogarnął...

Podziemia Najstarszych...

Zejście udało mu się zlokalizować w miarę szybko. Znajdowało się w starym, zapomnianym skryptorium, położonym niedaleko Wieży Szeptów. Teraz budynek pełnił funkcję składnicy, stopniowo zarastając kurzem i kolejnymi warstwami papirusu. Dostanie się do wnętrza nie przedstawiało większej trudności, dla kogoś jego pokroju. Wykorzystał swą zdolność zmiany wyglądu, wcielając się w jednego z Alinur. Zamek nie stanowił żadnego wyzwania. Pod budynkiem znajdowały się podziemia Calli - mroczny labirynt wąskich tuneli, połączonych miejscami z naturalnymi grotami, miejscami zaś z systemem kanałów. On jednak szukał zejścia jeszcze głebiej. Na poziomy, które pamiętały czasy przed pojawieniem się ludzi... Przez trzy dni powracał w tunele cierpliwie opukując ściany i sprawdzając każdy załom muru, każdy wystający kamień. W końcu dziwne sny i łut szczęścia doprowadziły go na dno kilkunastometrowego szybu. Sekwencja elementów, jaką intuicyjnie przycisnął na dziwacznej płaskorzeźbie okazała się tą właściwą. I choć strażniczy glif nad tajnym przejściem był uszkodzony, nie wzbudziło to w nim większych obaw. W końcu czas potrafił skruszyć nie tylko kości, ale i kamień...

[center]Obrazek[/center]
Nie spodziewał się więc konkurencji, aż do chwili, gdy po pokonaniu stromych schodów ujrzał inny wykuty w ścianie znak - naruszony w identyczny sposób. A gdy odnalazł pułapkę, której rozbrojenie zajęłoby mu kolejną godzinę, a której mechanizm został wcześniej umiejętnie zablokowany, przez wsunięty do środka kawał drutu - wiedział już, że ktoś go ubiegł. W niewielkiej, pozbawionej światła komnacie, głęboko pod lochami Calli nie było poszukiwanej szkatuły. Urny pod ścianami zostały rozbite i opróżnione. Ktoś zatarł także ślady stóp na zakurzonej podłodze. W kącie, wśród skorup, spoczywała jedynie strzaskana fiolka - jedyny ślad po tajemniczych konkurentach...

Gdyby był jednym z tych ciepłokrwistych pogan, zapewne przeklinałby tą chwilę, wzywając swych bogów na świadków. Jednak płynąca w jego żyłach, prastara, wężowa krew dawała jego duchowi siłę, której oni nie znali. Uklęknął więc obok fiolki i delikatnie, bacząc na to, by jego skóra nie zetknęła się z zasychającym na szkle specyfikiem, zebrał ją do większego pojemnika, który teraz wyczuwał w sakwie u pasa.

Nie, narodziny nowego dziedzica tronu i związane z tym święto, nie interesowało go bardziej, niż płatki migdałowców, unoszone wiatrem... Przyszedł tutaj jednak, aby choć na chwilę oderwać się od wspomnień ciemnych tuneli i dziwnych snów, które nawiedzały go odkąd zajął się poszukiwaniem szkatuły. Jego patron, Ahtactl Maxcaill An'harat, chciał widzieć go jeszcze dziś na jakimś przyjęciu... I Ah-saa-brax wiedział, że zażąda tego, po co posłał go do podziemi. A później padną pytania. Dużo pytań, na które młody złodziej nie będzie umiał odpowiedzieć. Potrząsnął głową i skrzywił się na myśl o tej niezbyt przyjemnej perspektywie. Nie zostało mu wiele czasu, a siedzenie tutaj nie poprawiało jego sytuacji. Zwinnie zeskoczył więc z gzymsu, uprzedzając falę tłumu, która miała wlać się za chwilę w niewielką uliczkę.

Potrzebował Alchemika. Kogoś, kto mógłby powiedzieć mu coś więcej o fiolce i tym, co zawierała... Być może nie było to wiele, ale nie miał żadnego innego śladu. Mógłby oczywiście pójść do Starego Ilxo, który potrafiłby z pewnością odpowiedzieć na wszelkie pytania. Podejrzewał jednak, że gdyby to zrobił całe Pchle Miasto natychmiast dowiedziałoby się o jego poszukiwaniach. A co za tym idzie, perspektywa napotkania sztyletu w ciemnym zaułku, stawałaby się całkiem realna. Nigdy zresztą nie miał tylu przyjaciół w slumsach, ilu by sobie życzył. Nie, musiał znaleźć kogoś innego - czystego i pozbawionego podejrzanych znajomości. Kogoś uczciwego - uśmiechnął się lekko, przypatrując się tej myśli. Kogoś, kto rozpozna ten płyn lub fiolkę, bez konieczności zapłaty... Sakiewka złodzieja od jakiegoś zdawała się bowiem niepokojąco lekka.

Myśląc o tym skręcił ku Targowisku Taxcalli, mijając po drodze nielicznych przechodniów. Większość wciąż skupiała się na placu przed pałacem, celebrując swoje małe święto... Jednak nawet ci, których mijał, spoglądali na niego z radością, do której aktualnie było mu bardzo daleko. Zbliżając się do mostu zwolnił kroku i zatrzymał się przed jednym ze straganów: niewielkim kramem z rybami i małżami rzecznymi.

- Witaj bracie - odezwał się cicho, dotykając lekko ust krawędzią dłoni. Było to tradycyjne pozdrowienie wyznawców Wielkiego Węża i sprzedawca odpowiedział mu po chwili tym samym gestem.

- Witaj i ty, bracie - odrzekł ściszonym głosem. - Czego potrzebujesz?

- Uczciwego Alchemika, takiego, który nie ma pcheł. Umiesz mi pomóc?

Kramarz skinął głową i przez chwilę zastanawiał się, gładząc brodę, a jego bystre oczy omiatały okolicę. Ah-saa-brax wiedział, że tak naprawdę nie mają koloru obsydianu, lecz są żółte, podobnie jak jego własne. Skóra mężczyzny, z którym rozmawiał zdawała się biała - a jednak złodziej pamiętał, iż w rzeczywistości pokrywają ją szkarłatne i zielone wzory. Iluzja jednak skutecznie maskowała wszelkie odmienności, które z pewnością ściągnęłyby na nich kłopoty, gdyby ujrzał je jakiś poganin.
W końcu mężczyzna znany pośród Wtajemniczonych jako Zod-sah-oh, a noszący na co dzień imię Eubul, odezwał się.

- Jest taki jeden. Khem Lateef Mibampes, jeśli się nie mylę... AjArdczyk, oczywiście. Pracuje dla tego, który ochrania i ciebie - przerwał i błysnął zębami w uśmiechu, dodając szybko - Najlepsze w okolicy są u mnie. Z dzisiejszego połowu.

Nagła zmiana tematu nie zaskoczyła Ah-saa-braxa, kątem oka dostrzegł bowiem dwie niewiasty Siwja, zbliżające się do straganu.

- Na przystani są tańsze - powiedział, jak gdyby kontynuując jakaś rozmowę. - I lepiej pachną.

Przez chwilę wdali się w nic nie znaczącą dysputę o rybach, czekając aż dwie kobiety obejrzą leżące na ladzie węgorze i oddalą się, trajkocząc o narodzinach królewskiego syna i przygotowaniach do jakiejś uczty w domu ich pana.

- Gdzie go mogę znaleźć? - zapytał, gdy już zostali sami.

- Mieszka w Dzielnicy Kupców - odparł mu Zod-sah-oh - Modra Aleja, 18. Ładny budynek. Ozdobiony szyldem pracowni. Nie przegapisz.

Ah-saa-brax podziękował skinieniem głowy i udał się we wskazanym kierunku. Wznoszące się ponad miastem słońce przypominało, iż nie zostało mu wiele czasu. Wieczorna uczta zbliżała się wielkimi krokami, a on musiał zdobyć pewne odpowiedzi, zanim będzie mógł stanąć przed swym patronem.
Idę odszukać Alchemika. W końcu muszę wpaść na jakiś ślad przed tym, nim pójdę na to przyjęcie.
Keth - jeśli Ci nie pasuje adres, czy nazwa uliczki, to napisz mi na PW a zmienię to.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 12 marca 2016, 18:37

[center]Calli, Południe, 13 Pani Trzcin (Ilaxo), 1599 Eonu Ilaxoul[/center]

Kamienne uliczki Calli tętniły życiem każdego dnia, ale tym razem pokonanie bawiących się na nich tłumów Khem mógł przyrównać wyłącznie do forsowania rzecznych katarakt. Zmęczony ponad wszelką miarę alchemik schronił się z westchnięciem nieudawanej ulgi za drzwiami swego domostwa, odłożył na ławę przy kuchennym stole otrzymany w podarunku bochenek. Młody posługiwacz zdążył już zniknąć, zgodnie zresztą z wcześniejszą umową. Pozostawił po sobie uprzątnięte wnętrze i dogasające palenisko, w którym żarzyły się resztki spalonych drewnianych szczap.

AjArdczyk wrzucił do pieca pęk chrustu, rozgarnął węgliki kościanym pogrzebaczem. Potem usiadł na mniejszej ławie ustawionej przy oknie i racząc się wyciągniętym spod siedziska dzbankiem zsiadłego mleka jął wyzierać na zewnątrz, na rozśpiewanych miedzianoskórych Lenja'kare i wmieszanych pomiędzy nich cudzoziemców. Słońce miało niebawem zniknąć za turniami gór, pogrążając ulice rozradowanego miasta w mroku rozgwieżdżonej nocy. Khem nie miał zbyt wiele czasu na odświeżenie się i przebranie przed uroczystą ucztą, ale postanowił odpocząć choćby chwilkę po forsownej przeprawie przez ulice dzielące jego pracownię od pałacowego dziedzińca.
Mam nadzieję, że Mistrzyni nie pogniewa się za moje czmychnięcie do pracowni. Czas poczynić przygotowania do wieczornej wizytacji!
Ostatnio zmieniony 16 marca 2016, 10:31 przez Keth, łącznie zmieniany 1 raz.

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 13 marca 2016, 14:03

[center]Calli, Południe, 13 Pani Trzcin (Ilaxo), 1599 Eonu Ilaxoul
[/center]

Zyanya przymknęła oczy. Słońce raziło niemiłosiernie, a jej ciało przyzwyczajone było głównie do zacienionych pomieszczeń świątyni i przylegających do niej komnat. Wydarzenia poprzedniej nocy nie dawały jej spokoju. Obrazy wciąż majaczyły przed oczami, przerażając ogromem czyjegoś bluźnierstwa. Nikt, żaden zdrowy Lenja'kare nie mógł tego zrobić. Nie tam, nie w przybytku Świętej Matki, Patronki Ciszy i płynącego z niej zrozumienia. Ktoś niepostrzeżenie zakradł się do przepastnej komnaty mieszczącej świątynną bibliotekę. Gdy usłyszeli jakiś szmer, było już zbyt późno. Cenne zwoje leżały porzucone niczym jakieś nieprzydatne nikomu miedziane tuby, stare księgi powyrzucane były ze swoich nisz, a posadzkę z czarnego marmuru pokrywała warstwa rozrzuconych papirusów. Nie mogła na to patrzeć, nie mogła tego znieść. Zacisnęła powieki bardziej. Nie, nie teraz... Ciemność pod powiekami uspokoiła nagle burzę obrazów i myśli. Oczyściła swój umysł ze wszelkich śladów niepokoju. Podziękowała Czarnej Matce poprzez ciszę. To w niej można było zakosztować pełni Jej miłości.

Pochwyciła przepięknie zdobioną, inkrustowaną drobnymi złotymi wzorami poręcz. Zaczęła się wspinać po wielu stopniach prowadzących do sali tronowej. Miała zaszczyt towarzyszyć głównej kapłance świątyni Bogini - Toar'rai* Axcan Amnantl. Mimo dużej zdawałoby się różnicy statusu, czuła się przy niej swobodnie. Żadne słowo nie musiało być wypowiedziane. Zrozumienie bowiem wznosiło się ponad narzędzie jakim jest język i umysł, który nim operuje. Przybyły teraz tutaj, do Domu Słońca, wcielenia Holis na tej ziemi, wybrańca namaszczonego przez kochanka samej Bogini. W tym uroczystym dniu miały pobłogosławić owo dziecię, zalążek przyszłości Calli.

Jeden z Synów Słońca odsunął grubą, wyszywaną złotymi nićmi kotarę. Oczom kobiet ukazało się olbrzymie, idealnie okrągłe pomieszczenie wprost skąpane w słonecznym blasku. Wypełniał je zapach świeżych kwiatów - rozwierających się niczym delikatne, białe dłonie lilii sprowadzonych z nad brzegu Morza Snów, czarnych kielichów sabirny, oraz czerwonych niczym krew attan'natu. Z odległej części komnaty dobywała się wątła smuga dymu kadzideł. Pomieszczenie gotowe było na to co miało nastąpić. Podeszły bliżej. Całą posadzkę pokrywały drobne płytki mozaiki tworząc ogromny obraz. W samym centrum, pod tronem władcy jaśniało złote słońce. Rozciągało osiem promieni obejmując w swym zasięgu całe pomieszczenie. Między nimi widniały pojedyncze gwiazdy układające się w znajome konstelacje. Po obu stronach ułożone były dwa ciała niebieskie przemierzające nocny nieboskłon. Po lewej okrągła tarcza księżyca, po prawej zaś delikatny kontur niemalże niewidocznego na niebie Oxanu.** A wszystkie otoczone były głębokim granatem nieba.

Pod baldachimem wznoszącym się nad tronem, czekał sam władca. A przy nim delikatnej budowy kobieta, o owalnej twarzy, a oczach ciemnych jak drewno hebanu. W swych ramionach trzymała nowo narodzone dziecię. Dziedzic był spokojny, zupełnie jakby jakaś mała cząstka skryta w tym delikatnym, świeżym ciele, przeczuwała nadchodzący moment. Kobiety skłoniły się przed władcą i jego małżonką. Axcan Amnantl wyjęła spod pół szaty z najdelikatniejszego, czarnego jedwabiu niewielkie zawiniątko. Skrywało drobną, białą kostkę koziego masła. Kapłanka nachyliła się nad dzieckiem smarując drobne wargi dziedzica darem świętego zwierzęcia. Jej ciemne jak głębia nocy włosy musnęły policzek dziecka, gdy wyszeptała mu do ucha jego imię. Imię uzyskane od samej Bogini, objawione Toar'rai podczas długich medytacji i postów.

[center]Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=MAXKT44aQ3Y[/center]

Hierodula zaczęła w tym czasie intonować pieśń. Ciche fale delikatnego głosu kobiety otulały serca swym spokojnym tchnieniem. Przypominały o miejscu, z którego pochodziła każda żywa istota. Miejscu pierwotnego początku. Subtelny, splatające się ze sobą tony skrywały pełnie tęsknoty. Pełnie cierpienia, bólu narodzin, krzyku istoty, rozpaczliwego pierwszego oddechu. Pieśń miała zapaść głęboko w podświadomość rozwijającego się dziecięcia, kierując jego przyszłymi poczynaniami. Miała być ciemnością pod światłem umysłu, ciszą pod nieustannym rytmem życia. Miała prowadzić wzrastające dziecię poprzez kolejne etapy istnienia będąc czystym zrozumieniem. Gdy jej ostatnie nuty rozpłynęły się w wypełniającej olbrzymią przestrzeń ciszy, najwyższa kapłanka złożyła pocałunek na czole przyszłego króla. Znak błogosławieństwa Toarais. Dłonie dziecięcia zostały namaszczone wonnym olejkiem najrzadszego gatunku róży. Potem pozostała już tylko cisza. Para królewska skłoniła się przed kobietami, córami Czarnej Matki.

Schodziły krętymi schodami pałacu prowadzone przez jednego z Synów Słońca. Ich kroki odbijały się echem pomiędzy ścianami z czarnego granitu. Zyanya milczała. Do jej umysłu znowu zawitała troska. Poranek dawał jednak jakąś nadzieję. Do świątyni bowiem dotarła wiadomość, że jeden z samych Oroni ma niejakie przypuszczenia co do tego, któż mógł się przyczynić do zniknięcia cennych zapisków. Nie wiele czasu upłynęło, a postanowiono zasięgnąć informacji u Ahtactl Maxcaill An'harata, który nie omieszkał zaoferować swojej pomocy. Jeszcze tego wieczoru organizował wielką ucztę. Głównym jej celem było oczywiście uświetnienie narodzin syna Aru Ari, ale nikt nie omieszkał przegapić tej jakże wspaniałej okazji, do załatwienia swoich interesów, wymiany sprawdzonych wieści, jak i zwyczajnych, wyssanych z palca plotek. Rankiem również powierzono jej niebłahe zadanie. To ona właśnie miała znaleźć utracone notatki i porozumieć się ze szlachcicem.

*Toar'rai, Licapoxi - córka Toarais;
**Oxan - drugi satelita prócz Księżyca. Mało osób potrafi go dostrzec - zwykle są to magowie.
Ostatnio zmieniony 15 marca 2016, 20:14 przez TatTvamAsi, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 13 marca 2016, 17:49

[center]Calli, Południe, 13 Pani Trzcin (Ilaxo), 1599 Eonu Ilaxoul[/center]
Zatrzymał się w niewielkim zaułku i skryty w cieniach, przez chwilę obserwował dom alchemika. Był to niewielki budynek, częściowo wykuty w skale, częściowo zaś zbudowany z pomarańczowo-żółtej cegły. Drzwi ocieniała niska weranda, ozdobiona kilkoma wielkimi donicami. Rósł w nich kolczasty aloes, hibiskus ozdobiony czerwonymi pąkami, które lada chwila groziły eksplozją kwiatu, a także kilka innych roślin, których Sa, pomimo tego, iż wychował się w dżungli, nie umiał rozpoznać. Dom był cichy i spokojny. Jedynie zbłąkany powiew wiatru kiwał zawieszonym nad wejściem szyldem, informującym o tym, iż tutaj znajduje się pracownia alchemika. Tablica wykonana była z cienkiej deski, widniały na niej wymalowane buteleczki, pełne barwnych cieczy.

Wszystko wydawało się w porządku i Ah-saa-brax cofnął się z powrotem za załom muru. Stanął w ciasnym przejściu, pomiędzy dwoma nachylającymi się ku sobie budynkami i rozejrzał się uważnie. Jego bystre oko nie dostrzegło jednak nikogo w pobliżu. Żadne okno nie wychodziło także na to miejsce, jedynie ślepe ściany pięły się w górę, by w końcu spotkać się nad nim w postaci łączącego je pomostu. To zmniejszało ryzyko, mimo wszystko bowiem nie lubił używać swych zdolności na zewnątrz. Nigdy przecież nie można było wiedzieć, kto patrzy...

Skoncentrował się budząc w sobie magiczne dziedzictwo Węża. Kontury jego postaci rozmyły się nagle, a sylwetka zafalowała i przekształcała się zgodnie z wolą Sa. Teraz okrywała go tunika służącego z domu Ahtactl Maxcaill An'harata. Pamiętał o tym, by zmienić także rysy twarzy, dodając sobie nieco lat i niewielki zarost na policzkach. Nie chciał, by Khem rozpoznał go przypadkowo, a wszakże musiał liczyć się z tym, iż mogą się jeszcze zobaczyć w przyszłości. Pracowali przecież dla tego samego szlachcica. Ah-saa-brax woła więc uniknąć dziwnych sytuacji i niewygodnych pytań.

[center]Obrazek[/center]
Wyszedł z zaułka i zbliżył się do budynku. Z początku chciał zapukać do pomalowanych na czerwono drzwi wejściowych, lecz gdy podszedł bliżej, dostrzegł w oknie twarz ciemnoskórego mężczyzny, zdecydowanie pasującego do opisu Zod-sah-oh. Przybrał więc uprzejmą i nieco zaaferowaną minę, za czym zbliżył się do okna:

- Witajcie panie - przemówił, kłaniając się na powitanie. - Szukam szlachetnego Khema Lateefa Mibampesa, mistrza sztuk alchemicznych. Czy mogę uznać, że go odnalazłem?

- Tak to ja - alchemik skinął głową, wstając. - Poczekaj, otworzę.

Ah-saa-brax cierpliwie odczekał, aż AjArdczyk wpuści go do środka. Wspólnie przeszli do sporej izby, spełniającej jednocześnie rolę kuchni i salonu. Bystre oko złodzieja natychmiast zlustrowało pomieszczenie. Pod ścianami, na półkach znajdowało się kilka szklanych naczyń i zdobionych pojemników z tykwy. Podłoga nakryta była spłowiałym lekko, wzorzystym dywanem o AjArdzkiej urodzie. Wszystkie meble zrobione były z drewna. Niektóre, jak ratanowy stolik pod ścianą, zdawały się dość proste. Inne wszakże pokryte były ozdobnymi rzeźbieniami. Khem usiadł na ławie i wskazał gościowi miejsce na dywanie:*

- W czym mogę pomóc? - zapytał.

- Nazywam się Nicetas syn Tryfona i jestem pomocnikiem ogrodnika w domu Ahtactl Maxcaill An'harata - przedstawił się gość, kłaniając się ponownie. Po czym usiadł na ziemi, po turecku, korzystając z zaproszenia alchemika.

- W nocy ktoś włamał się do ogrodów mego pana i zniszczył kilka rzadkich roślin - kontynuował po chwili. - Dowódca straży nie chciał martwić drogocennego oroni tak błahym zdarzeniem, zwłaszcza przed zbliżającą się ucztą. Nakazał mi jednak odnaleźć was, panie i pokazać wam tą fiolkę, którą pozostawił po sobie włamywacz. Dowódca straży domu mego pana, szlachetny Mecatl Teohtli, będzie wam niebywale wdzięczny, jeśli zechcecie rzucić na nią okiem i powiedzieć co mogła zawierać lub też z czyjej pracowni pochodzi.

To mówiąc Sa wyłożył na stół niewielki słoiczek, zawierający szczątki strzaskanego flakonu. Na odłamkach szkła widoczne były resztki jakiejś substancji.
Spoiler!
MG powiadomiła mnie, że miałem dwa przebicia w teście Aktorstwa, na to, by opowiedzieć swoją bajeczkę. Generalnie, wedle tego co napisała mi MG oznacza to, iż:
"Rzut z dwoma przebiciami zapewnia Ah-saa-braxowi doskonały kamuflaż i wiarygodność w rozmowie z alchemikiem. Khem po ubiorze rozpozna, że Sa jest kimś ze służby Oroni."
Dodam tylko tyle, że dogrywając sługę, Ah-saa-brax będzie zachowywał się stosownie do swojego statusu i traktował Khema z dużym szacunkiem.
Wydaje 2 punkty Energii na zmianę wyglądu (Iluzja). Generalnie aktualnie wyglądam tak jak na rysunku, nie ma się jednak co do tego przywiązywać, gdyż zmieni się to pewnie jeszcze nie raz.
* Wedle zasad etykiety, stosowanych na Południu nie godzi się by szlachta i plebs siedzieli na tej samej wysokości.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 13 marca 2016, 18:52

[center]Calli, południe, 13 Pani Trzcin (Ilaxo)[/center]

Chociaż słońce wciąż stało w zenicie, uliczka zdążyła w międzyczasie opustoszeć, mieszkający przy niej rzemieślnicy i kupcy przenieśli się na położone w innej części miasta place, gdzie tłumy wciąż świętowały narodziny królewskiego potomka. Zamknięty w boksie przy werandzie Smoluch zaryczał przeciągle, najpewniej z nudów, bo posługacz zawsze dbał o napełnienie po brzegi jego kamiennego karmidła.

Khem zignorował dźwięki wydawane przez złośliwego ryczyosła, dawno już do nich przywykł i w przeciwieństwie do kilku nieszczęśliwych sąsiadów nie zwracał już na te porykiwania uwagi. Posłaniec w stroju służby szlachetnego An'harata okazał się człowiekiem niezwykle uprzejmym i dobrze wychowanym, czym natychmiast zjednał sobie sympatię alchemika.

AjArdczyk obejrzał skrupulatnie podniesiony ze stolika słoiczek, potem przeprosił swego gościa na chwilę udając się do pracowni po metalową tacę i wykonane z ogromną starannością alchemiczne cążki.
Bardzo chętnie pomogę służącemu, ale sam będę teraz potrzebował MG. W jaki sposób mogę zbadać skutecznie strzaskaną fiolkę? Skanowanie przedmiotu w czymś mi pomoże? Inne podpowiedzi?
Ostatnio zmieniony 16 marca 2016, 10:31 przez Keth, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 14 marca 2016, 00:15

[center]Domostwo Khema, 13 Pani Trzcin[/center]
W zwyczajnych okolicznościach alchemik przeniósłby rozbitą fiolkę do swego laboratorium, ono było bowiem bardziej stosownym miejscem do przeprowadzenia badań. Ponieważ jednak nie chciał zostawiać gościa samego, postanowił uczynić wyjątek od reguły i tym razem dokonać oględzin w kuchni. Pomysł zabrania służącego ze sobą do laboratorium rzecz jasna od razu odrzucił - Lenja'kare miewali nieodparte skłonności do dotykania wszystkiego, co ich interesowało, bez zwracania uwagi na przestrogi i napomnienia, a wiele instrumentów i składników w laboratorium nie było przeznaczonych do bezmyślnego dotykania, o wąchaniu już nie wspominając.

AjArdczyk usadowił się na ławie i pochylony nad blatem stołu przeniósł co większe kawałki rozbitego szkła na metalową tacę, łapiąc je trzymanymi zręcznie cążkami. Niejako przy okazji wytrząsnął w róg tacy parę kropli płynu, który wciąż jeszcze nie zdążył wyparować. Zamierzał poddać go badaniom w następnej kolejności.

- Drogi Nicetasie, opowiedz mi coś więcej o tym oburzającym zajściu w ogrodzie czcigodnego oroniego - poprosił skoncentrowany na oględzinach szkła alchemik - Czy sprawca wkradł się tam z zamiarem zniszczenia tych roślin czy też uczynił to przypadkiem? Nade wszystko zaś powiedz mi, jakie rośliny uległy zniszczeniu. Wiedza ta wydatnie może mi pomóc w odnalezieniu właściwych odpowiedzi.
Przewertowałem w międzyczasie niektóre zasady. Najpierw chciałbym skorzystać ze Skanowania przedmiotu, by sprawdzić, czy fiolka sama w sobie nie jest umagiczniona. Od razu pytanie, czy takiemu samemu skanowaniu mogę poddać kroplę cieczy? (chociaż nie można jej oczywiście uznać za przedmiot).

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 14 marca 2016, 11:20

[center]Calli, Południe, 13 Pani Trzcin (Ilaxo), 1599 Eonu Ilaxoul
[/center]

[center]Obrazek[/center]

[center]Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=ufyQo5-UcvE[/center]

Niemalże nieruchome powietrze wprost pachniało rozwijającymi się kwiatami mango. Dookoła słychać było tylko kojący zmysły, jednostajny odgłos szumu wielu malutkich skrzydełek. Najróżniejsze owady, pobudzone zapachem wzrastających roślin, lgnęły do kwietnych kielichów zbierając słodki pyłek. MezXtli przeciągnął się. Ogród zapewnił mu tak potrzebną regenerację energii. Jego umysł był doskonale wyciszony, a ciało rozluźnione. Wpatrywał się od dłuższego czasu w chłodną taflę wody. Na powierzchni niewielkiego stawu unosiły się krągłe liście lilii wodnej o fioletowo-błękitnych płatkach, a na wysokich łodygach uginały się głowy kwiatów lotosu.

Odetchnął jeszcze raz chłodnym powietrzem. Olbrzymie drzewa tworzyły wilgotne plamy cienia. Za zdobnymi murami ogrodów panował za to nieznośny skwar. Ciało wręcz lgnęło do odżywczej atmosfery panującej w samym klejnocie dzielnicy Alinur. I tylko wysiłkiem swej woli, mag zdołał opuścić zacisze najpiękniejszego parku jaki kiedykolwiek mogły oglądać oczy śmiertelnika. Tak jak przewidywał, temperatura była niemal nie do zniesienia. Piękna Imentlli miała jednak dar uprzedzania biegu wydarzeń. To dzięki niej jego ciało okrywała szata z delikatnego i chłodnego niczym promienie księżyca jedwabiu. Rękawy lały się jasnym błękitem z jego ramion. Całość obrazu zwieńczona była bielą pasty sandałowej pokrywającej jego tors i rozjaśniającej twarz. Jasne barwy idealnie kontrastowały z naszyjnikiem z całkowicie czarnego obsydianu.

Znalazł się w pełnym słońcu. Jedna z głównych arterii miasta prowadziła dalej, ku dzielnicy Aruan i placu przed Hool'ahutl. Zmarszczył brwi, zaciskając powieki. Ach blask oka Holis! Nadmiar dźwięków zaczynał ranić jego przyzwyczajone do zacisza pracowni uszy. Ale... To była w końcu również energia. Co prawda jako maga astralnego, jego domeną była noc i świat snów, marzeń oraz koszmarów, a wszystko dookoła epatowało wręcz siłą uwielbionego przez Aruan, solarnego bóstwa. Potrafił jednak zmienić swój umysł, zmienić percepcję. Umysł był w końcu tylko narzędziem, równie zmiennym jak wizje w wieszczej tafli. Z początku zalewająca wręcz mnogość barw, ludzkich śmiechów i różnych innych odgłosów, zaczęła być swoistą symfonią. Mag dostrzegał w niej pewną harmonię, w pospiesznym przepływie tłumu, w blasku słońca na szatach dostojnych dam i w mnogości woni. Każdy kierował się w stronę przepastnego placu rozciągającego się bezpośrednio przed rezydencją władcy. MezXtli wyszedł na przesycony energią plac. Każda z osób byłą jak swoista część matrycy zaklęcia - niesamowicie mała, lecz dopełniająca całość niepowtarzalnością swej wibracji. Nie lubił spiekoty, a ten dzień był nad wyraz upalny. Jego oczy zaczerwieniały się pod naporem promieni słońca. Ale nie mógł przepuścić uroczystego obwieszczenia nowin, które mają kształtować przyszłość całego miasta Calli. I choć nie przywiązywał takiej wagi do czci samego Holis jak członkowie rodów Aruan, jego serce napełniało się szczerą radością, gdy mógł brać udział w tak prześwietnym zdarzeniu jakim było świętowanie narodzin przyszłego władcy. Stanął jednak na skraju olbrzymiego placu. Oparł się o całkiem chłodną ścianę pobliskiego budynku. Jego wzrok padł przez chwilę na mozaikę z tęczowego szkła obrębiającą okno i drzwi domostwa. Malutkie płytki stykały się ze sobą tworząc subtelne, roślinne wzory. Podziwiał sztukę swojego ludu wypracowaną przez wiele stuleci. Niemal całkowicie czarne lico budynku przypomniało mu jednak o zdarzeniach ostatniej nocy...

[center]***[/center]

Odwiedził świątynię Bogini. Pani ciszy i mądrości. Pragnął zrozumieć znaczenie snu. Prosił o odpowiedź, spędzając godziny ciemności na modlitwie i medytacji. I gdy udał się na spoczynek, licząc, że sen powróci a nabędzie klarowności w swych licznych obrazach, usłyszał trzask dochodzący od strony biblioteki. Żaden dźwięk nie zakłócał milczenia skrytego w licznych komnatach. To nie mogło być przypadkowe... Za raz popędził po spiralnych stopniach w górę. Jego oczom ukazała się biblioteka. Na czarnej posadzce rozpościerały się liczne notatki spisane na kartach papiurusu i wyrzucone z regałów księgi. Nie czekając wpadł do wnętrza pomieszczenia. Było jednak ponownie cicho. Nikt nie zdradzał swojej obecności choćby najdrobniejszym szmerem. Rozejrzał się wśród regałów. Tak, ktoś niewątpliwie czegoś poszukiwał. Gorączkowo i rozpaczliwie. Przerzucał miedziane tabliczki starych ksiąg, odpieczętowywał cenne zwoje... W najdalszej części przepastnego pomieszczenia ujrzał okno. Blask świtu sączył się smugą szarości i fioletu. Zza krawędzi otworu okiennego wystawał kawał grubej liny. MezXtli podbiegł jak szybko tylko mógł. Na zewnątrz nie ujrzał jednak nikogo. Było co prawda jeszcze dość ciemno. Złodziej mógł skrywać się w cieniu licznych drzew świątynnego ogrodu i pozostać niezauważony.

Mag skupił się. Jego percepcja się poszerzyła. Odczuwał każde najmniejsze drgnienie umysłu każdej żywej istoty w swoim otoczeniu. Czuł budzące się powolutku ptaki gnieżdżące się za raz na dachu ponad biblioteką, czuł inne osoby, zbliżające się do położonej na najwyższym piętrze biblioteki. W ogrodzie zaś... wiele różnych stworzeń... ich umysły były proste, proste jak układanka małych dzieci. Jednak w cieniu skrywał się ktoś jeszcze. Czuł to... tak istota rozumna, jakaś osoba... Nagle uderzyła go nieprawdopodobna kakofonia niewypowiedzianych słów, bodźców i wrzasków. Czuł jakby jego własny umysł rozrywały pazury rozszalałej bestii nazywanej strachem. Jak wnika czernią w jego jestestwo i szarpie struny serca. Nie, niech... nie mógł dłużej wytrzymać... powrócił percepcją do własnego ciała i najbliższego otoczenia. Było mu niedobrze, a kolana odmawiały posłuszeństwa. Przytrzymał się obramowania okna z trudem łapiąc oddech. Część jego umysłu, ta jedyna część, która nie ugięła się pod działaniem uroku, odczuła, że skryta w cieniu osoba, kimkolwiek była, zniknęła. Zniknęła razem z cennymi zapiskami, dotyczącymi czasów, o których nikt już nie pamięta...

[center]***[/center]

Z zamyślenia wyrwał go dopiero donośny jęk wielu konch. To sam Aru Ari wychodził, aby pozdrowić swój umiłowany lud. Plac wybuchł wrzawą, a z licznych balkonów posypały się płatki kwiatów. Mag oddał się całkowicie ciągowi wydarzeń. Obserwował jak zza bramy wychodzą piękne kobiety z pałacowej służby w otoczeniu przybocznej straży władcy. Tego wieczora nikt nie zmruży oczu, a noc będzie rozbrzmiewać pieśnią i dźwiękiem cytr. Za raz po zachodzie słońca miał się udać do willi oroni Ahtactl Maxcaill An'harata. Szlachcic miał liczne kontakty i dość szerokie wpływy. Tej nocy organizował walną ucztę. A ani kapłanki świątyni Czarnej Matki, ani on sam nie zamierzał zmarnować tej doskonałej okazji do zasięgnięcia informacji...
Przyjmuję, że MezXtli zna z widzenia Zyanyę i wie o tym, że powierzono jej odszukanie zaginionych z biblioteki notatek.
Ostatnio zmieniony 15 marca 2016, 20:31 przez TatTvamAsi, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 14 marca 2016, 12:13

[center]Domostwo Khema, 13 Pani Trzcin[/center]
Młody Nicetas musiał być bardzo nieśmiałym człowiekiem, albowiem przez dłuższy czas milczał nie odpowiadając na pytania alchemika. AjArdczyk początkowo nie zwrócił na to zachowanie uwagi, zaintrygowany dziwnym osadem tworzącym się w miejscu, gdzie krople tajemniczej cieczy spadły na powierzchnię metalowej tacy.

Biegły w tajnikach alchemii, bardzo szybko pojął, z czym miał do czynienia, ale na wszelki wypadek posypał resztki płynu opiłkami żelaza i sprawdził, czy zgodnie z jego przewidywaniami zmienią swą barwę.

- Ten płyn nie był przeznaczony do niszczenia roślin, jestem tego pewien - odparł po chwili namysłu - Ktokolwiek wdarł się do ogrodów czcigodnego oroniego, nie zamierzał targnąć się na jego botaniczne skarby. Ten specyfik to xail, zwany również Ambrozją Złodziei. Służy do niszczenia zamków i magicznych symboli ochronnych. Jeśli znaleźliście go w ogrodach królewskiego doradcy, musiał zostać tam zgubiony przez przypadek. Radziłbym przybocznym oroniego, by czym prędzej sprawdzili, czy z jego posiadłości nie zniknęły przedmioty przechowywane na co dzień w skarbcu. To wszystko, co mogę dla ciebie zrobić.

Khem odłożył cążki na stolik i przeniósł spojrzenie na zamyśloną twarz młodego Sa.

- Nie musisz się mnie lękać, Nicetasie - powiedział gospodarz wyjmując - Nie wzdragam się przed rozmowami z członkami niższych kast, albowiem jako cudzoziemiec zwolniony jestem z niektórych zwyczajów narzucanych przez prawa Lenja'kare. Rzekłeś, że jesteś u An'harata pomocnikiem ogrodnika, prawda? Czy znalazłbyś w takim razie chwilkę, by rzucić okiem na moje orchidee? Mam wielki kłopot z mszycami.
Mistrzyni uznała test Alchemii za udany z czterema przebiciami, swe odkrycie wkomponowałem w treść fabularki.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 14 marca 2016, 12:41

[center]Calli, Domostwo Khema, 13 Pani Trzcin (Ilaxo), 1599 Eonu Ilaxoul[/center]
Gospodarz zniknął na chwilę za wyszywaną drobnymi koralikami, jedwabną zasłoną, prowadzącą w głąb domostwa. Ah-saa-brax był ciekaw, co skrywała, nie chciał jednak ryzykować wpadki z tak błahego powodu. Pozostał więc w izbie, gładząc dłonią dywan, który wydał mu się o wiele bardziej miękki niż trzcinowa mata, służąca mu na co dzień za posłanie. W końcu alchemik ukazał się ponownie i pochylony nad stołem zaczął badać szczątki fiolki. Złodziej obserwował jego ruchy w skupieniu. Dopiero po chwili, dotarło do niego, że Khem zadał mu jakieś pytanie.

Umysł Sa wyrwał się z chwilowej zadumy i pospiesznie począł analizować sytuację wybierając z możliwych odpowiedzi, te, które zdawały się brzmieć najbardziej wiarygodnie.

- Uhm... Wybaczcie panie - bąknął, by zyskać na czasie. - Tak mnie wciągnęło obserwowanie was... Nigdy nie widziałem alchemika przy pracy... To musi być bardzo trudne, taka alchemia...

- Jeśli chodzi o te rośliny, to ktoś je stratował. Jakby przechodził przez nie - dodał po chwili. - Zniszczył cenne perłowe lilie znad Morza Snów i krzew lasaru, który miał właśnie zakwitnąć - wymienił dwa znane sobie gatunki, rosnące dość powszechnie w okolicy jego rodzinnej wioski. Tutaj jednak spotykane były niezwykle rzadko i dotychczas widywał je tylko w ogrodach możnych, otoczone opieką i nadzwyczajną troską. - Nie wiem, czy zdewastował coś jeszcze. Pobiegłem po mojego mistrza, a on kazał mi nie stać i nie gapić się, jak nie przymierzając tępy Yaak, tylko biec po dowódcę straży. Później obaj wysłali mnie co rychlej do was, panie i kazali uwinąć się z tym wszystkim...

Przerwał na chwilę i dodał, jakby trapiony wyrzutami sumienia:

- Co prawda nieco zmitrężyłem czasu, gdyż poszedłem wpierw na plac przed pałacem... Chciałem zobaczyć Aru Ari, piękne córy Calli i mężnych Synów Słońca... Wiem, że powinienem być tutaj wcześniej, ale dziś jest święto więc pomyślałem, że nic się nie stanie jeśli tylko rzucę okiem... Naprawdę, nie byłem tam długo - dodał szybko, tłumacząc się rozpaczliwie. - A co do tych mszyć, to słyszałem, że roztwór moczu ryczyosła z wodą, w proporcjach jeden do dziesięciu daje wspaniałe efekty. Jednak mój mistrz ma także specjalny specyfik, którym traktuje to robactwo. Jeśli zechcecie, szlachetny panie, to może mógłbym poprosić go o odrobinę i przynieść wam? Może w iparu*, bo wtedy mam wychodne? Zechciejcie mi jeszcze tylko rzec, panie, czy wiecie może kto produkuje w Calli takie mikstury? Albo gdzie je można kupić? Szlachetny Mecatl Teohtli na pewno zapyta mnie o to...
Test Aktorstwa wyszedł mi nieźle, zakładam więc, że Ah-saa-brax naprawdę wczuje się w rolę pomocnika ogrodnika.
Rośliny wymieniam takie, jakie mogę znać z rodzinnych stron. Tekst na temat moczu ryczyosła jest jednak moją radosną twórczością. W końcu coś trzeba było odpowiedzieć na szybko. A raczej nie podejrzewam uczonego alchemika o znajomość tego rodzaju specyfików. ;)
iparu - dzień tygodnia, poświęcony żywiołowo ognia.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 14 marca 2016, 14:45

[center]Domostwo Khema, 13 Pani Trzcin[/center]
Khem wysłuchał młodego ogrodnika w skupieniu, potem poklepał się dłonią po czole w wyrazie głębokiego ukontentowania. Mocz ryczyosła! Nigdy wcześniej nie słyszał o tej recepturze, ale niejeden raz miał już sposobność przekonać się, że miejscowy lud posiadał wiele niezawodnych rozwiązań wszelakich problemów, zupełnie nieznanych na zamieszkanym przez AjArdczyków wybrzeżu kontynentu.

- Dziękuję ci za tę podpowiedź, młody Nicetasie. W proporcji jeden do dziesięciu, powiadasz? Muszę to koniecznie wypróbować, aczkolwiek dzisiaj już chyba nie zdążę. Poczekaj chwilkę...

Czarnoskóry alchemik sięgnął do noszonej przy pasie ozdobnej sakiewki i wyciągnął z niej ośmiokątną szklaną monetę.

- Masz pieniążka, kup sobie coś w mojej podzięce - powiedział wręczając Sa nakfę - Będę dzisiaj gościł u twego pana, czcigodnego oroniego. Mam wielką nadzieję, że zyskam sposobność do choćby krótkiej rozmowy z mistrzem ogrodnikiem.

- Ale, mój panie... czy wiesz, gdzie można takie mikstury zakupić? - powtórzył swe pytanie młody Sa, wpatrzony w resztki strzaskanej fiolki.

- Mocz ryczyosła? - Khem uniósł pytająco brwi - Nie słyszałem, by ktoś go sprzedawał. A ty wiesz? Bo już myślałem, że będę musiał napastować własne zwierzę! A może byś mi pomógł? We dwóch łatwiej go będzie przytrzymać, bo ciągle próbuje gryźć!
Daję młodzieńcowi w prezencie jedną nakfę. Co do pytania o możliwości zakupu xaila, Khem może to wie, ale ja na pewno nie. MG, jakaś podpowiedź?

ODPOWIEDZ