Szyki chrapliwy oddech, bez wątpienia dziewczyna. I jeszcze ten drugi bardziej głęboki i ciężki. Ranni? Chyba... - myśli przebiegły w głowie starcowi niczym strzała.
Na polanę na której pilnował koni i dobytku wtoczyła się z trudem dwójka jego towarzyszy. Dziewczyna sapała z trudem. Podtrzymywała rannego Burgę. Nie była jednak zwyczajna do noszenia zbroi, a tym bardziej do chodzenia w niej po lesie wlokąc na ramieniu mężczyznę. W dodatku sama była ranna i choć nic nie mówiła rana jej znów zaczęła krwawić. Z wysiłku zakręciło się jej w głowie i cała dwójka opadła do pozycji siedzącej, dysząc ciężko z wysiiłku.
- Dalej... nie dam rady.... Burga... - mówiła z trudem łapiąc oddech, czerowne jak wino jagody wykwitły jej na policzkach, włosy miała już dawno zlepione od potu.
[center]***[/center]
Zejście w dół było po całkiem nowej drabince jak stwierdził Siwy oceniając możliwości gdy tymczasem Eithart ostro zabierał się za kadzenie wnętrza dymem z ich dwóch prowizorycznych, choć grubych łuczyw. Kiedy dołączył do pochylonego nad dziurą Siwego, tamten dał mu szybkie znaki by ucichł. Dym zsuwał się w dół korytarza ciemnym całunem, nasłuchiwali.
Na dole zaś szepty zmieniły się ostrzejszą wymianę zdań.
Podniesionym atłasowym głosem ktoś rzucił nerwowo.
- Wypuść panie na nich pokraka! Prędko!
Odpowiedział mu straszy i bardziej gardłowy głos, którego tembr przeszywał do kości niczym północny wiatr.
- Jesteś głupcem! Masz popioły i mrzonki a miast królestw dym...
Odgłos spuszczanego łańcucha zagłuszył tupot ciężko stawianych koślawych nóg biegnących z trudem w wejścia przy którym nasłuchiwali obaj awanturnicy. Towarzyszył mu odgłos zatrzaskiwanej skrzyni i szybkiego pakowania.
- Bywaj zatem głupcze, ha.. haha... - chrapliwy głos uciął się w pół diabolicznego śmiechu.
- Panie? Panie!
[center]***[/center]
Tymczasm gdzieś w zupelnie innym miejscu grupa śmiałków dozbrojona w krasnoludzi oraz szykowala sie do pradawnego rytuału jaki miał zostać odprawiony na cmentarzysku.
Widząca czuła, że coś jest mocno nie tak. Przez cały wieczór rysowała kręgi i znaki lecz jej dar nie dawał jej tym razem spojrzeć w przyszłość. Jej myśli nieustannie biegły do Illma Te Ala, jedynego dla którego warto było chadzać po tym świecie z nagrobków, cieni i mrocznej przeszłości rzezi spod Gasty. Od kilkunastu minut jednak czuła, jakby coś w niej zadrżało a potem pękło. Łudził się że jeszcze że nie chodzi o jej lubego, jednak czuła że jest to jeno złuda, którą sam sobie wmawia. Jej Illma...
Wspomnienie jego imienia, spowodowało że zawirowało jej w głowie. Dar widzenia, płochy i niechętny tego dnia uaktywnił się naraz z całą właściwą sobie mocą.
Jej Illma Te Al... leżał teraz gdzieś w ruinach przeszyty bełtem wystrzelonej z przeklętej kuszy. Jego oczy były otwarte, puste, martwe.
Widząca zachwiała się opadając na kolana. Jej świat runął w jednej chwili. Nie słyszała, nie widziała, nie chroniła. Czas mijał w bezruchu. Odmierzany tylko przez długie krople łez, które spływały jej po policzkach.
- Widząca! Błagam odezwij się!
Krzyk powoli przywrócił ją do przytomności. To jej wierni, jej słudzy, potrzebowali jej teraz najbardziej, choć niemoc owładnęła całe jej ciało. Została jedynie pusta skorupa.
- Widząca, proszę! Nadchodzą. Katańscy, prawie setka! - przerażeni w głosie wołającego dźwięczało w uszach.
Elfka z trudem przełamał smutek mobilizując się do jednej prostej czynności, do pisania. Dla niej było za późno ale nie dla jej wiernych. Magiczne gęsie pióro zaczęło kreślić w powietrzu kolejne znaki:
Spiewający w Ciemności, gdzie jesteś? Pomóż! Nadchodzą...