Rozpłaszczony na ścianie sąsiedniego budynku krasnolud pokiwał głową w sposób sugerujący, że jego umysł dopasował do siebie elementy jakiejś układanki.
- Przypadkowy psujec, w złym miejscu o złym czasie - powiedział przechodząc z wspólnej mowy na khazalid - W złym dla ciebie i twych towarzyszy. Zapomnij o tym, co widziałeś i słyszałeś, a będzie ci oszczędzona niepotrzebna męka. Nim jednak odejdę, muszę coś odzyskać. Przedmiot, który zabrałeś spod komina. Gdzie on jest?
Krzyki Sureliona w końcu ucichły, co bynajmniej Unga nie uspokoiło. Trupiarz nie miał pojęcia, czy półbóg zwyczajnie się przebudził na podobieństwo innych ofiar sennych koszmarów czy też przytafiło mu się coś bardzo złego. Targany posępnymi przeczuciami, nie mógł ich jednak wyrazić pozostając w towarzystwie zagadkowego intruza.
Od strony głównej ulicy znów dało się słyszeć niespokojne okrzyki sąsiadów, tym razem jednak pamiętni niedawnego spotkania z surowym orczym kupcem miejscowi ograniczali się do złorzeczenia przez otwarte na oścież okna.
Obcy zmienił swe położenie na ścianie kamienicy, zawisł na niej głową w dół i podciągnął nogi pod brzuch. Obserwujący go z mieszaniną niedowierzania i niepokoju Ungo nie potrafił się oprzeć wrażeniu, że spogląda na wielkiego drapieżnego pająka napinającego swe odnóża w zamiarze skoczenia na nieświadomą zagrożenia zdobycz. Intruz znajdował się dość blisko, by dzięki swej zdolności widzenia w ciemnościach trupiarz utrwalił się w przeświadczeniu, że tamten nie miał żadnej widocznej broni, ale ktoś dysponujący tak niezwykłymi umiejętnościami musiał mieć w zanadrzu jakieś niebezpieczne sztuczki.
Ungo poczuł dziwny ucisk w gardle uświadamiając sobie znienacka jak samotny był na dachu karczmy.
- Co zrobiłeś z Majaksą? Gdzie ona jest? - syknął ponaglająco krasnolud - Nie wystawiaj na szwank mojej cierpliwości, bo czas ucieka.