Stadko mew przeleciało nad masztem holka, zakrzyczało przeciągle szarpiąc wysokimi skrzekami uszy pasażerów. Trzymający się relingu Eszar wyjrzał za burtę słysząc głuche stuknięcie, odprowadził wzrokiem znikający w tyle kawał zbutwiałego drewna, niemal całkowicie zanurzony w ciemnej toni. Rysujący się na horyzoncie Ostrogar zyskiwał z każdą chwilą na detalach. Z jednolitej masy wielkiego miasta wyłaniały się obrysy niezliczonych wież, iglic i kopuł co znaczniejszych budowli, wszystkie one wydawały się iście karłowate w porównaniu z fortyfikacjami Pałacu, siedliska potężnego żywego boga.
- Po zejściu na nabrzeże rozmówimy się, co i jak dalej - powiedział Eszar zerkając wymownie na czapkę Karhuana zasłaniającą jego niewolnicze piętno - Mamy pewnych znajomków, którzy być może zdołają sporządzić akt własności na twoją osobę, chłopcze. Inaczej długo w Ostrogarze nie przetrwasz, łapacze raz dwa odkryją, żeś zbiegły niewolny i skończysz w kopalni soli albo od razu na ulicy cię zatłuką ku uciesze gawiedzi.
Przysłuchujący się rozmowie Rokko pokiwał z aprobatą głową, a potem zakrztusił się, zakaszlał głośno. Eszar zerknął mimowolnie w stronę siwowłosego włócznika i skamieniał widząc wystający z gardła mężczyzny metalowy szpic, cały umazany krwią. Oparty plecami o reling zbieg przechylił się do tyłu z głuchym charkotem, pociągnięty czyjąś nadnaturalnie silną ręką. Przewaliwszy się przez poręcz runął w dół, chlupnął w wodę znikając natychmiast z oczu towarzyszy.
Miejsce Rokko przy relingu zajął ociekający wodą czarny kształt, szczelnie oklejony mokrą tkaniną ujawniającą jego przerażający nieludzki kształt ciała. Nim którykolwiek z surelian zdążył cokolwiek wykrztusić, długie ostrze dzierżone przez istotę zasyczało w powietrzu, odjęło Karhuanowi w ułamku chwili całe prawę ramię i niejako przy okazji sporą część czaszki, przeszło przez mięśnie i kości niczym nóż przez rozgrzane masło.
Milcarr był następny, w oczywisty sposób padając ofiarą swego kalectwa. Niewidomy, zmylony obcymi sobie dźwiękami płynącego statku, pojął w mgnieniu ślepego oka, że dzieje się coś złego, ale nie miał najmniejszych szans na uchylenie się przed ciosem. Umazane krwią ostrze weszło w nie dość dobrze chroniony zdobyczną skórznią brzuch nożownika i rozpruło mężczyznę niemal całkiem na dwie połowy, trzymające się kupy dzięki szyi i kroczu.
Nim jeszcze trup Ślepaka uderzył w deski pokładu, Otlaf zawirował w uniku z dobytym naprędce nożem, próbując zasłonić się przed atakiem narożnikiem nadbudówki statku. Wyciągając ostrze z ciała Milcarra, niewielki czarny stwór ciął z półobrotu w miejsce, gdzie próbował się chronić mieszaniec. Dziwaczna klinga natrafiła na okorowane drewno nadbudówki, wgryzła się w nie płynnie, przecięła na wylot. Wślizgnięty za osłonę złodziej zrobił kilka kroków w bok, trzymając się z niedowierzaniem za rozcięty aż po kręgosłup bok. Szeroko otwarte oczy zaszły mu w jednej chwili mgłą, z ust popłynęło ostatnie tchnienie.
Ogarnięty paniką Eszar uświadomił sobie, że od chwili śmierci Rokko upłynęło najwyżej pięć uderzeń serca, a pokład przed jego oczami w jednym momencie spłynął gorącą krwią wytoczoną z ciał zamordowanych w okrutny sposób towarzyszy. Pod czarnym kapturem zalśniły dwa okrągłe lodowate punkciki, a ociekające krwią ostrze zwróciło się w kierunku skamieniałego z grozy barda.