Szpital wojewódzki, 31 lipca 2025 01:29
Dzierżąc oburącz przeładowaną broń, specjalista Maurer rzucił się w kierunku pomieszczenia, w którym moment wcześniej zniknął obcy, a następnie goniący za nim pies. Biegnący tuż obok żołnierz WOT, opiekun ujadającego szaleńczo irasiada, bez trudu dotrzymywał gromowcowi kroku mierząc w kierunku szeroko otwartych drzwi gabinetu z MSBS-a.
Wściekły charkot psa przeszedł bez ostrzeżenia w pełen cierpienia skowyt, przypominający dźwięki wydawane przez zwierzę obdzierane żywcem ze skóry.
- Inka! - zawył szeregowiec Dampc, głosem człowieka, który cierpi równie strasznie, co jego czworonożny przyjaciel - Inka!
Coś eksplodowało za plecami obu żołnierzy z potwornym hukiem, tnąc powietrze gradem odłamków, zrywając z sufitu panele i podłużne lampy, przewracając podziurawione wcześniej kulami medyczne sprzęty i szafki. W przeszklonych drzwiach pokojów natychmiast wyleciały wszystkie szyby. Obaj wojskowi padli odruchowo na podłogę, osłaniając głowy rękami, czując na plecach podmuch eksplozji. Mimo przeraźliwego dźwięczenia w uszach słyszeli czyjeś przeraźliwe wrzaski bólu i plugawe przekleństwa.
- Jezus Maria, to nalot! - wrzasnął zdezorientowany sierżant Mrozik - Chcą rozpierdolić cały szpital!
Skowyt Inki urwał się w jednej chwili, umilkł niczym ucięty nożem. Czerń otwartych drzwi jęła się kojarzyć rozpłaszczonemu na podłodze szeregowcowi Dampcowi z bramą piekieł, tylko czekającą na pochłonięcie duszy pierwszego śmiertelnika, który przez nią przejdzie.
Ten wybuch za plecami to oczywiście żaden nalot, ale większość z Was nie może tego wiedzieć! W takich okolicznościach wszystko jest możliwe, włącznie z punktowym uderzeniem za pomocą taktycznego ładunku nuklearnego!