Stewardessa kontynuowała zbieranie telefonów w klasie ekonomicznej., gdy Tupolew przechylił się na lewą stronę wykonując zwrot. Motłoch przywarł do szyby. W powietrzu znajdowało się kilka innych jednostek pasażerskich.
Dwa inne samoloty... Wygląda na to, że polatamy sobie w kółko... -sapnął do siebie.
Piloci ruszyli się z miejsc podążając za widokiem za oknem.
Niezbyt dobrze to wygląda. Zwłaszcza w tej sytuacji.. -kapitan Borowski, jak można się było domyślić po plakietce przypiętej do piersi mężczyzny- wyglądał, jakby zjadł coś drastycznie niestrawnego. Zmierzył wzrokiem Jelcynowa i jego wielkiego ochroniarza, po czym pochylając się nad uchem Borysa dodał szeptem:
Nie ma Panów na oficjalnej liście pasażerów.. jakkolwiek się sprawy potoczą stwarza to problematyczną sytuację.
-zgrzytnął zębami, po czym odsunął się wgapiając w podłogę, z nie opuszczającym jego oblicza grymasem niesmaku.
[center]***[/center]
Kabura była pusta, również staromodna saszetka na telefon komórkowy. Ktoś zwędził także dokumenty.
Nie. Zaraz. Jest coś jeszcze.
Złoty chłopak. -serwomechanizmy ułożyły usta Tani w jeden z tysiąca zakodowanych rodzajów uśmiechu. Tania odnalazła jeszcze jedną komórkę. Mały różowy telefon w niebieskie słoniki. Żadnych numerów w pamięci. Jedno odebrane połączenie sprzed kilkunastu minut.
Wada zabójcy o sadystycznych skłonnościach okazała się przydatna. Rozmazane, dość duże ślady krwi w kierunku małych schodków opuszczanych z góry.
Odseparowana część transportera oświetlona jedynie słabym, pojedynczym światłem czerwonej lampki rzucała chybotliwe cienie na współwięźniów. Oprócz przywleczonego wraz z nim Saszy Andriej rozpoznawał jedynie dwóch spośród wszystkich dwunastu więźniów. Nie żałował, że nie przyjrzał im się bliżej, gdy byli na dziedzińcu. Widok Słońca był być może ostatnim w jego życiu.
Kołowy transporter jechał cholernie szybko, jakby spieszył się na spotkanie z samą śmiercią.