PBF - Czarne złoto
-
- Reactions:
- Posty: 1552
- Rejestracja: 26 października 2012, 07:18
-
- Reactions:
- Posty: 12615
- Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
- Has thanked: 138 times
- Been thanked: 84 times
- Kontakt:
12 Katesh 608 OR, tawerna "Złoty Róg"
Jonas Belker dopił czwarte z rzędu piwo i ponownie wyjrzał przez zakurzone okno na portowe nabrzeże, sycąc swe oczy widokiem roześmianej dziewczyny sprzedającej przechodniom świeżo złowione ryby, umiejętnie pozbywającej się wilgotnego towaru dzięki uroczemu uśmiechowi i mocno rozsznurowanemu dekoltowi sukni.
Paser oszacował jej zarysowane pod materiałem stroju wdzięki na jakieś półtorej korony, decydując się w myślach na zawiązanie z dziewczęciem bliższej znajomości w jakimś pokoiku w pobliskim portowym dormitorium.
Zdążył jedynie odstawić na stół opróżniony kufel. Stojące po przeciwnej stronie blatu krzesła zaszurały głośno, zaskrzypiały pod ciężarem zasiadających na nich posępnych mężczyzn.
- Leto, Rey! - Jonas uśmiechnął się przyjaźnie, od razu poznając druhów swego bliskiego przyjaciela - Długo was nie było, już się zaczynałem martwić. Opowiadajcie jak poszło w Langmere. Gdzie Phineas? Złapał katar i w domu siedzi, mięczak jeden? Karczmarzu, po piwie dla nas trzech!
Jonas Belker dopił czwarte z rzędu piwo i ponownie wyjrzał przez zakurzone okno na portowe nabrzeże, sycąc swe oczy widokiem roześmianej dziewczyny sprzedającej przechodniom świeżo złowione ryby, umiejętnie pozbywającej się wilgotnego towaru dzięki uroczemu uśmiechowi i mocno rozsznurowanemu dekoltowi sukni.
Paser oszacował jej zarysowane pod materiałem stroju wdzięki na jakieś półtorej korony, decydując się w myślach na zawiązanie z dziewczęciem bliższej znajomości w jakimś pokoiku w pobliskim portowym dormitorium.
Zdążył jedynie odstawić na stół opróżniony kufel. Stojące po przeciwnej stronie blatu krzesła zaszurały głośno, zaskrzypiały pod ciężarem zasiadających na nich posępnych mężczyzn.
- Leto, Rey! - Jonas uśmiechnął się przyjaźnie, od razu poznając druhów swego bliskiego przyjaciela - Długo was nie było, już się zaczynałem martwić. Opowiadajcie jak poszło w Langmere. Gdzie Phineas? Złapał katar i w domu siedzi, mięczak jeden? Karczmarzu, po piwie dla nas trzech!
Pasera znaleźliście w jego ulubionej tawernie...
-
- Reactions:
- Posty: 1552
- Rejestracja: 26 października 2012, 07:18
- Witaj Jonas. - Bancroft przykleił do ust szczery, szeroki uśmiech. - Phineasa zatrzymały jakieś sprawy. Nawet nam nie chciał powiedzieć gdzie się wybiera. Na kurwy może, kto go tam wie. A w Langmere poszło doskonale. Gładko i przyjemnie.
Rozsiadłszy się wygodnie przy stoliku pasera Leto ściszył głos niemal do szeptu i rzekł z poważną już miną:
- Ale sprawy też nieco się pokomplikowały. Mus nam szybko z panem Forsythem się spotkać. Ważne informacje dla niego przynosimy. Skieruj nas do jego faktorii. Czym prędzej sprawę omówimy, tym większa korzyść dla nas wszystkich. Dla nas wszystkich, pojmujesz?
Rozsiadłszy się wygodnie przy stoliku pasera Leto ściszył głos niemal do szeptu i rzekł z poważną już miną:
- Ale sprawy też nieco się pokomplikowały. Mus nam szybko z panem Forsythem się spotkać. Ważne informacje dla niego przynosimy. Skieruj nas do jego faktorii. Czym prędzej sprawę omówimy, tym większa korzyść dla nas wszystkich. Dla nas wszystkich, pojmujesz?
-
- Reactions:
- Posty: 1552
- Rejestracja: 26 października 2012, 07:18
-
- Reactions:
- Posty: 3638
- Rejestracja: 28 marca 2010, 10:24
- Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
- Nickpage: https://krysztalyczasu.pl/profile/deliad
- Has thanked: 5 times
- Been thanked: 52 times
Rogan rozwarł nieco powieki i powoli zlustrował otoczenie. Dom! To było to czego potrzebował. Sięgnął ręką do stojącego przy łóżku plecaka. Wyciągnął maść i oszczędnie wtarł ją w obrzmiałe brzegi rany.
Na szczęście wszystko zmierzało ku lepszemu. Ktoś jednak musi zapłacić za jego krzywdę. Kupiec? Być może, ale nim pewnie zajmie się wojsko. Handel z wrogami ludzkości to prosta droga na stryczek. Lepiej trzymać się od niego z daleka do czasu aż się sytuacja wyklaruje. Jak mu się uda to będzie musiał zapłacić za wykonaną usługę wzbogacając zapłatę sporą premią. Jak mu się nie uda Rogan będzie stał po d szafotem w pierwszym rzędzie i nasika w otwartą gębę ledwo co ściętej głowy, tak rychło, żeby kupiec zdołał to jeszcze zarejestrować gasnącymi oczyma.
Na szczęście wszystko zmierzało ku lepszemu. Ktoś jednak musi zapłacić za jego krzywdę. Kupiec? Być może, ale nim pewnie zajmie się wojsko. Handel z wrogami ludzkości to prosta droga na stryczek. Lepiej trzymać się od niego z daleka do czasu aż się sytuacja wyklaruje. Jak mu się uda to będzie musiał zapłacić za wykonaną usługę wzbogacając zapłatę sporą premią. Jak mu się nie uda Rogan będzie stał po d szafotem w pierwszym rzędzie i nasika w otwartą gębę ledwo co ściętej głowy, tak rychło, żeby kupiec zdołał to jeszcze zarejestrować gasnącymi oczyma.
-
- Reactions:
- Posty: 12615
- Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
- Has thanked: 138 times
- Been thanked: 84 times
- Kontakt:
12 Katesh 608 OR, tawerna "Złoty Róg"
Jonas Belker próbował za wszelką cenę wypytać swych gości o szczegóły, ale Bancroft i Bannister okazali wyjątkowo daleko posuniętą powściągliwość, nie dając paserowi w żaden sposób do zrozumienia, o co im właściwie chodziło. Dopiwszy swe piwo przyjaciel Fogga zapłacił za trunek i podniósł się z ławy kiwając spolegliwie głową.
- To akuratnie niedaleko, w Czterech Bokach - oznajmił wymieniając nazwę dzielnicy położonej pośrodku Clockers Cove - Akuratnie pewnie będzie w kantorku, wszak to środek dnia i sprawami rzemiosła się pewnie zajmuje. Chodźcie ze mną, a zdradźcie wreszcie, co to za pilne wieści dla pana Forsythe'a.
- Jakbyśmy je chcieli przekazać przez pośrednika, to byśmy się nie fatygowali do jego biura - odparł wymijająco Reynard, dłonią wskazując paserowi drzwi tawerny.
Jonas Belker próbował za wszelką cenę wypytać swych gości o szczegóły, ale Bancroft i Bannister okazali wyjątkowo daleko posuniętą powściągliwość, nie dając paserowi w żaden sposób do zrozumienia, o co im właściwie chodziło. Dopiwszy swe piwo przyjaciel Fogga zapłacił za trunek i podniósł się z ławy kiwając spolegliwie głową.
- To akuratnie niedaleko, w Czterech Bokach - oznajmił wymieniając nazwę dzielnicy położonej pośrodku Clockers Cove - Akuratnie pewnie będzie w kantorku, wszak to środek dnia i sprawami rzemiosła się pewnie zajmuje. Chodźcie ze mną, a zdradźcie wreszcie, co to za pilne wieści dla pana Forsythe'a.
- Jakbyśmy je chcieli przekazać przez pośrednika, to byśmy się nie fatygowali do jego biura - odparł wymijająco Reynard, dłonią wskazując paserowi drzwi tawerny.
Belker zaprowadzi Was na miejsce od razu!
-
- Reactions:
- Posty: 12615
- Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
- Has thanked: 138 times
- Been thanked: 84 times
- Kontakt:
12 Katesh 608 OR, siedziba "Grzmocicieli" na Małym Ostrowie
Starając się zignorować potworne spazmy bólu wrażające długie szpile agonii w mózg mężczyzny przy każdym poruszeniu, Rogan Vain przekręcił się niezdarnie na bok, a potem opadł na czworaki obok swego posłania próbując podnieść się na nogi. Szło mu to nad wyraz powolnie, na dodatek sprawiając tak wiele bólu, że w oczach postękującego Morridańczyka pojawiły się głębokie mroczki.
- Żeby was kurwica zadusiła, skurwiałe bagienne paszczaki! - wydusił z siebie przez łzy łowca nagród, czepiając się palcami futryny drzwi pokoju i stając w końcu chwiejnie na nogach. Stawiając powolnie krok za krokiem, Rogan dotarł wzdłuż ściany do drewnianych schodów wiodących na parter domostwa, na najwyższym stopniu odwaga jednak go opuściła.
Upadek z takiej wysokości mógł nie tylko przynieść mu połamanie kości; ba, być może nawet skręcenie karku - nawet lekkie obrażenia dla zdrowego człowieka mogły w przypadku Vaina skutkować rozerwaniem prowizorycznych szwów i śmiertelnym w skutkach krwotokiem.
Dysząc ciężko Morridańczyk zastygł znienacka w bezruchu, bo z dołu dobiegł go jakiś szelest, jakieś cichutkie pobrzękiwanie metalu.
- Kto tam jest? - zawołał ochrypłym głosem mężczyzna, przytrzymując się poręczy schodów - Leto, to ty? Rey, jesteście tam?
Nikt nie odpowiedział, przez co włoski na karku Rogana uniosły się pod wpływem jakiegoś złego przeczucia.
Starając się zignorować potworne spazmy bólu wrażające długie szpile agonii w mózg mężczyzny przy każdym poruszeniu, Rogan Vain przekręcił się niezdarnie na bok, a potem opadł na czworaki obok swego posłania próbując podnieść się na nogi. Szło mu to nad wyraz powolnie, na dodatek sprawiając tak wiele bólu, że w oczach postękującego Morridańczyka pojawiły się głębokie mroczki.
- Żeby was kurwica zadusiła, skurwiałe bagienne paszczaki! - wydusił z siebie przez łzy łowca nagród, czepiając się palcami futryny drzwi pokoju i stając w końcu chwiejnie na nogach. Stawiając powolnie krok za krokiem, Rogan dotarł wzdłuż ściany do drewnianych schodów wiodących na parter domostwa, na najwyższym stopniu odwaga jednak go opuściła.
Upadek z takiej wysokości mógł nie tylko przynieść mu połamanie kości; ba, być może nawet skręcenie karku - nawet lekkie obrażenia dla zdrowego człowieka mogły w przypadku Vaina skutkować rozerwaniem prowizorycznych szwów i śmiertelnym w skutkach krwotokiem.
Dysząc ciężko Morridańczyk zastygł znienacka w bezruchu, bo z dołu dobiegł go jakiś szelest, jakieś cichutkie pobrzękiwanie metalu.
- Kto tam jest? - zawołał ochrypłym głosem mężczyzna, przytrzymując się poręczy schodów - Leto, to ty? Rey, jesteście tam?
Nikt nie odpowiedział, przez co włoski na karku Rogana uniosły się pod wpływem jakiegoś złego przeczucia.
W domu pozostało dwóch inwalidów...
-
- Reactions:
- Posty: 12615
- Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
- Has thanked: 138 times
- Been thanked: 84 times
- Kontakt:
12 Katesh 608 OR, kantor Forsythe'a w Czterech Bokach
Kantor Kenta Forsythe'a znajdował się na parterze kamienicy wciśniętej w rząd podobnych budynków ciągnących się wzdłuż jednej z ulic kupieckiego kwartału, skupiającego pośredników w obrocie rudami metali. Doprowadzeni na miejsce przez Jonasa Belkera, dwaj Grzmociciele weszli do środka biura rozglądając się bacznie po jego wnętrzu.
Już będąc w progu bez trudu spostrzegli, że kantor nie prowadził tego dnia zwyczajowej działalności, chociaż drzwi były otwarte. Mnóstwo wyciągniętych na stoły ksiąg rachunkowych sprawiało wrażenie przeprowadzonych niedawno chaotycznych porządków. Podnoszący co chwila spadające mu na nos okulary Birk Talbot zbierał rejestry i układał w odpowiednim porządku na regałach, pokrzykując gniewnie na dwóch pomagających mu podrostków.
Dźwięk zawieszonego nad drzwiami mosiężnego dzwonka sprawił, że klerk obejrzał się w stronę wejścia, podskakując w miejscu na widok nieoczekiwanych gości.
- Uszanowanie - Jonas uśmiechnął się przyjaźnie ściągając z głowy kapelusz - My do pana Forsythe'a. Zastaliśmy?
- Nie! - zakrzyknął zrozpaczonym głosem Tablot - Pan Forsythe został aresztowany! Aresztowany! Wojsko go zabrało, z rozkazu miejscowego komendanta! Co tam się stało za tym Langmere?! Coście narobili z transportem?!
Jonas Belker był bystrym, szybko myślącym człowiekiem - inaczej nigdy nie znalazłby się tak wysoko w rankingu ulicznych pośredników. W mgnieniu oka pojął, że Grzmociciele coś przed nim ukryli, toteż okręcił się w miejscu kładąc dłoń na ramieniu Księcia.
- Wiedzieliście o tym aresztowaniu? Co chcieliście przekazać panu Forsythe'owi? I gdzie jest Phineas?!
Kantor Kenta Forsythe'a znajdował się na parterze kamienicy wciśniętej w rząd podobnych budynków ciągnących się wzdłuż jednej z ulic kupieckiego kwartału, skupiającego pośredników w obrocie rudami metali. Doprowadzeni na miejsce przez Jonasa Belkera, dwaj Grzmociciele weszli do środka biura rozglądając się bacznie po jego wnętrzu.
Już będąc w progu bez trudu spostrzegli, że kantor nie prowadził tego dnia zwyczajowej działalności, chociaż drzwi były otwarte. Mnóstwo wyciągniętych na stoły ksiąg rachunkowych sprawiało wrażenie przeprowadzonych niedawno chaotycznych porządków. Podnoszący co chwila spadające mu na nos okulary Birk Talbot zbierał rejestry i układał w odpowiednim porządku na regałach, pokrzykując gniewnie na dwóch pomagających mu podrostków.
Dźwięk zawieszonego nad drzwiami mosiężnego dzwonka sprawił, że klerk obejrzał się w stronę wejścia, podskakując w miejscu na widok nieoczekiwanych gości.
- Uszanowanie - Jonas uśmiechnął się przyjaźnie ściągając z głowy kapelusz - My do pana Forsythe'a. Zastaliśmy?
- Nie! - zakrzyknął zrozpaczonym głosem Tablot - Pan Forsythe został aresztowany! Aresztowany! Wojsko go zabrało, z rozkazu miejscowego komendanta! Co tam się stało za tym Langmere?! Coście narobili z transportem?!
Jonas Belker był bystrym, szybko myślącym człowiekiem - inaczej nigdy nie znalazłby się tak wysoko w rankingu ulicznych pośredników. W mgnieniu oka pojął, że Grzmociciele coś przed nim ukryli, toteż okręcił się w miejscu kładąc dłoń na ramieniu Księcia.
- Wiedzieliście o tym aresztowaniu? Co chcieliście przekazać panu Forsythe'owi? I gdzie jest Phineas?!
Chyba trzeba będzie wyjaśnić sobie kilka kwestii...
-
- Reactions:
- Posty: 12615
- Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
- Has thanked: 138 times
- Been thanked: 84 times
- Kontakt:
12 Katesh 608 OR, siedziba "Grzmocicieli" na Małym Ostrowie
Przez myśli Vaina przemknęło znienacka wyobrażenie skradających się poprzez parter trollaków: tych samych, których młodzieńcy obili bez cienia miłosierdzia na Rdzawym Molo, a którzy bez wątpienia mieli powody, by chcieć się na swych ciemiężycielach zemścić. Jeśli odkryli pod nieobecność Grzmocicieli ich siedzibę i bacznie ją obserwowali, najpewniej dowiedzieli się już, że gospodarze powrócili.
Morridańczyk pomacał się odruchowo po biodrze, szukając tam ostra z rewolwerem. Jego dłoń natrafiła na pustkę, pogłębiając szaleńczy niepokój łowcy.
- Kto tam jest?! - zakrzyknął ponownie, oglądając się jednocześnie w stronę pokoju Strykera, z którego dobiegało głośne chrapanie.
- Nie drzyj się tak, bo ochrypniesz do szczętu - z dołu padła podszyta życzliwym sarkazmem odpowiedź. Przy wtórze kilku kroków przy najniższym schodku pojawił się żujący pajdę chleba Hawke Longsworth, ubrany tylko w spodnie i sprawiający wrażenie wyraźnie rozluźnionego.
- Hawke! Wypuścili cię?! - odetchnął z ulgą Rogan - Czemu cię trzymali?
- Chcieli pogadać o tym i owym - wzruszył ramionami Longsworth - Ale już po sprawie. Widziałem, że śpicie z Nathanielem, to nie chciałem was budzić. A Rey i Leto gdzie poszli?
Przez myśli Vaina przemknęło znienacka wyobrażenie skradających się poprzez parter trollaków: tych samych, których młodzieńcy obili bez cienia miłosierdzia na Rdzawym Molo, a którzy bez wątpienia mieli powody, by chcieć się na swych ciemiężycielach zemścić. Jeśli odkryli pod nieobecność Grzmocicieli ich siedzibę i bacznie ją obserwowali, najpewniej dowiedzieli się już, że gospodarze powrócili.
Morridańczyk pomacał się odruchowo po biodrze, szukając tam ostra z rewolwerem. Jego dłoń natrafiła na pustkę, pogłębiając szaleńczy niepokój łowcy.
- Kto tam jest?! - zakrzyknął ponownie, oglądając się jednocześnie w stronę pokoju Strykera, z którego dobiegało głośne chrapanie.
- Nie drzyj się tak, bo ochrypniesz do szczętu - z dołu padła podszyta życzliwym sarkazmem odpowiedź. Przy wtórze kilku kroków przy najniższym schodku pojawił się żujący pajdę chleba Hawke Longsworth, ubrany tylko w spodnie i sprawiający wrażenie wyraźnie rozluźnionego.
- Hawke! Wypuścili cię?! - odetchnął z ulgą Rogan - Czemu cię trzymali?
- Chcieli pogadać o tym i owym - wzruszył ramionami Longsworth - Ale już po sprawie. Widziałem, że śpicie z Nathanielem, to nie chciałem was budzić. A Rey i Leto gdzie poszli?
Jednak go wypuścili!
[offtopic]A myślałem, że to ukochana a nie Hawke... (Araven)[/offtopic]-
- Reactions:
- Posty: 6267
- Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
- Has thanked: 121 times
- Been thanked: 81 times
Stryker zbudził się wystraszony pokrzykiwaniem Reynarda i od razu sięgnął odruchowo pod wiszący na pasie za wezgłowiem swojego łóżka pistolet. Najierw przez myśl rozgorączkowanego młodzieńca przeszła myśl, że Fenwick przyszedł obrobić ich ukrytych pieniędzy, ale przypomniał sobie, że łeb thamaryty już pewnie obżarło robactwo w zniszczonej wiosce gatorów. Potem pojawiły się myśli już bardziej prawopodobne: trolaki, złodzieje, dzieciaki albo... Albo co najgorsze Fiona lub Juliana, a to oznaczałoby PRAWDZIWE kłopoty. Jeśli dziewczyna zobaczy swojego narzeczonego, to pewnie będzie musiał zacząc szukać prawdziwej pracy i miał nadzieję, że papa jakoś załatwi mu posadkę rusznikarza w miejscowym zakładzie. Zaczął modlić się aby to jednak były trolaki lub nawet przeklęty, martwy Lon Fenwick...
-
- Reactions:
- Posty: 12615
- Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
- Has thanked: 138 times
- Been thanked: 84 times
- Kontakt:
Kochani, ponieważ nie zamierzacie na razie sprzedawać pereł, a Forsythe chwilowo ma na głowie ważniejsze sprawy niż roszczenia swych najmitów, niniejszym zamykam "Czarne złoto" (chociaż wątek rozmowy w kantorku nadal możemy pociągnąć, to kilka dodatkowych postów, które raczej nie powinny zatrząść końcową fazą fabuły).
Teraz garść wrażeń. Bardzo przyjemnie prowadziło mi się ten scenariusz. Graliśmy jakieś pół roku i raczej bez drastycznych lagów. Pomysł na fabułę zaczerpnąłem z artykułu o Krwawym Barnabasie (tym, który niedawno wrzuciłem na portal) - natchnął mnie raport mistrza kupieckiego wspominający o walkach wewnętrznych gatorów na Krwawych Trzęsawiskach. Reszta detali pojawiła się tak jakoś sama z siebie (thamarycki przewodnik, zwada z windykatorem).
Przyznam, że chwilami robiło się naprawdę niebezpiecznie, bo kostki Was nie oszczędzały - dobitnie świadczą o tym katastrofalne obrażenia BG odniesione w boju z trogami, ale i wcześniej otarliście się o śmierć, mianowicie w nieco szaleńczym pojedynku ze starym wodzem. Phineas zginął, ponieważ po wycofaniu się Macieja z gry pojawiła się doskonała sposobność, by nieco podnieść dramatyzm sesji. W niebezpieczeństwie był też kilka razy Hawke, bo Herudaio miewał czasami dłuższe przestoje i skutecznie mnie wprowadzał tymi przestojami w zmyłkę sugerując, że gdzieś przepadł na zawsze - cieszę się jednak bardzo, że dotarł z nami do końca, bo był to jego debiut w naszym klubiku. W dodatku utrata czarownika byłaby niepowetowaną stratą z taktycznego punktu widzenia, bo okazał się niesamowitym wymiataczem - z tym wszyscy chyba się zgodzimy!
Mechanika IK okazała się bardzo grywalna, chociaż chwilami odnosiłem wrażenie, że jest mocno uproszczona - ale umiejętne obrócenie kostkologii w opis fabularny sprawia, że mecha daje radę.
Ogromnie ciekawią mnie Wasze wrażenia, przemyślenia, może komentarze. Jak Wam się grało? Który moment najbardziej Was rozbawił, który zaskoczył, a który zdenerwował?
Teraz garść wrażeń. Bardzo przyjemnie prowadziło mi się ten scenariusz. Graliśmy jakieś pół roku i raczej bez drastycznych lagów. Pomysł na fabułę zaczerpnąłem z artykułu o Krwawym Barnabasie (tym, który niedawno wrzuciłem na portal) - natchnął mnie raport mistrza kupieckiego wspominający o walkach wewnętrznych gatorów na Krwawych Trzęsawiskach. Reszta detali pojawiła się tak jakoś sama z siebie (thamarycki przewodnik, zwada z windykatorem).
Przyznam, że chwilami robiło się naprawdę niebezpiecznie, bo kostki Was nie oszczędzały - dobitnie świadczą o tym katastrofalne obrażenia BG odniesione w boju z trogami, ale i wcześniej otarliście się o śmierć, mianowicie w nieco szaleńczym pojedynku ze starym wodzem. Phineas zginął, ponieważ po wycofaniu się Macieja z gry pojawiła się doskonała sposobność, by nieco podnieść dramatyzm sesji. W niebezpieczeństwie był też kilka razy Hawke, bo Herudaio miewał czasami dłuższe przestoje i skutecznie mnie wprowadzał tymi przestojami w zmyłkę sugerując, że gdzieś przepadł na zawsze - cieszę się jednak bardzo, że dotarł z nami do końca, bo był to jego debiut w naszym klubiku. W dodatku utrata czarownika byłaby niepowetowaną stratą z taktycznego punktu widzenia, bo okazał się niesamowitym wymiataczem - z tym wszyscy chyba się zgodzimy!
Mechanika IK okazała się bardzo grywalna, chociaż chwilami odnosiłem wrażenie, że jest mocno uproszczona - ale umiejętne obrócenie kostkologii w opis fabularny sprawia, że mecha daje radę.
Ogromnie ciekawią mnie Wasze wrażenia, przemyślenia, może komentarze. Jak Wam się grało? Który moment najbardziej Was rozbawił, który zaskoczył, a który zdenerwował?
-
- Reactions:
- Posty: 12615
- Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
- Has thanked: 138 times
- Been thanked: 84 times
- Kontakt:
Dodam, że wybór motywu przewodniego dla drużyny w postaci szajki miejskich łobuzów okazał się dla mnie strzałem w dziesiątkę! (spora w tym zasługa Bartka, bo dałem się zainspirować "Chłopakami z East Marina".). Mogliście grać drużyną najemnych żołnierzy bądź przedstawicieli prawa, ale gang Grzmocicieli szybko stał się jedną z moich ulubionych drużyn (we wszelkich systemach, które do tej pory prowadziłem).