Pomysł na gang Grzmocicieli dodał łobuzerskiego sznytu z lżejszym, mniej poważnym zabarwieniem niżby to miało miejsce gdybyśmy byli żołnierzami lub najemnikami. Chyba wolę takie klimaty niż ciężkie, poważne, podniosłe przygody. Najbardziej marzy mi się coś w stylu niezapomnianych "Sąsiedzkich trosk" i "Spraw rodzinnych" a tutaj momentami wyczuwałem podobną, lekką atmosferę.
Mimo tego przez całą przygodę utrzymywało się napięcie na wysokim poziomie. Musieliśmy zachowywać nieustającą czujność, bo co chwila wydawało mi się, że zaraz coś nas dopadnie i to ze skutkiem ostatecznym: a to gatory, a to trogi, a to windykator, a może zaraz i szeryf, albo podstępny przewodnik, a może chmary moskitów i innego paskudztwa bagiennego, albo najgorsze z tego wszystkiego - wspomniana zazdrosna ukochana, gorsza nawet niż biegunka po zjedzeniu na pusty żołądek całej masy bagiennych skorupiaków!
Nie mogę ocenić mechaniki, bo, wybaczcie, staram się w nią nie zagłębiać. Oczywiście ze szkodą dla mnie, bo nie znając jej nie jestem w stanie w pełni wykorzystać możliwości postaci.
Było to moje pierwsze zetknięcie z IK. Podchodziłem z rezerwą, bo bałem się, że kompletnie nie znając settingu nie dam sobie rady, szczególnie w towarzystwie obeznanych graczy. Przyznam, że spodziewałem się czegoś nieco innego, ale nie jest to zarzut, a wręcz duża zaleta. To cenię u Ketha, że nie rzuca graczy w sam środek podręcznikowego świata, ale często osadza swoje przygody na jego obrzeżach. Właśnie dzięki temu każdy (tak początkujący gracz jak i stary wyjadacz) doskonale się odnajdzie, przygody przesycone są smaczkami i chce się ciągle więcej i więcej. Zaczynaliśmy jako ulicznicy z jakiejś zatęchłej dziury, a już zwiedziliśmy kawałek kraju i poznaliśmy trochę jego fauny i flory, a zapewne za chwilę w służbie korony wyruszymy jeszcze dalej w świat, jak nie przymierzając Frodo Tolkiena albo Rand Al'thor Jordana po opuszczeniu swych małych wiosek.
Nie mogę się doczekać.