Żelazne Królestwa - opowiadania

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 13 marca 2013, 18:21

Wśród dedykowanego IK fluffu (przygotowanego głównie dla fanów WM&H) można znaleźć całkiem sporo opowiadań, nawet na ogólnodostępnej stronie głównej Privateer Press. Rzecz jasna nie można ich uważać za literackie bestsellery, ale myślę, że potrafią rzucić nieco światła na świat Żelaznych Królestw i dać Wam przedsmak klimatu tego settingu.

Postanowiłem pobawić się troszkę w tłumacza i przełożyć w odcinkach te opowiadania, które Privateer Press udostępnił fanom za darmo. Nie mogę Wam obiecać regularnych aktualizacji w tym topiku, ale będę się starał!

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 13 marca 2013, 19:17

Krypta Nieśmiertelnego - Aeryn Rudel

Elyshyvah podniosła spojrzenie ku stojącemu wysoko na niebie słońcu i obnażyła w bezwolnym grymasie swe zęby. Nader rzadko miewała okazje do podróżwania tak daleko na południe i skwar wczesnego lata wyjątkowo jej dokuczał.

Rozciągające się przed nią mokradła stanowiły przedsionek odstręczającej krainy Gnarlu. Zastygłe w bezruchu cuchnące wody rozlewisk pełne były rojących się chmurami komarów i ważek. Dla nawykłych do lodu, śniegu i przenikliwego wichru Nyssów okolica ta stanowiła wstrętne zaprzeczenie wszystkiego, co uważali za bliskie swym sercom.

Elfka cofnęła się o krok znikając w cieniu rzucanym przez konary prastarego lasu i pozwalając, by ich listowie osłoniło ją przed dokuczliwym dotykiem promieni słońca. Za plecami Elyshyvah ukrywał się tuzin przepatrywaczy Nyssów, znoszących trudy dalekiej podróży bez słowa skargi. Podobnie jak Elyshyvah, oni również obdarzeni zostali błogosławieństwem Wszechskaziciela: przekształcone nogi pozwalały im poruszać się z większą szybkością, a twarze i ramiona pokryte były kościanymi naroślami o ostrych stożkach. W porównaniu z nimi skaza Elyshyvah wydawała się dużo subtelniejsza, nie przejawiająca się cielesnymi zmianami - jeśli nie brało się pod uwagę rzędu fioletowych plam na skórze jej karku, biegnących od pleców po tył czaszki. Będąc Pasterzem, elfka obdarzona została darami skrywanymi głęboko w jej umyśle, darami więzi i zwierzchności nad smoczym pomiotem.

Ostatni członek wyprawy myszkował w półmroku leśnego poszycia. Dzierżąc w pazurzastych łapach ogromną kuszę, nephilim kręcił powoli pozbawionym oczu łbem, obserwując swe otoczenie z pomocą zmysłów wykraczających dalece poza ograniczone możliwości zwyczajnego wzroku.

Niewielka ekspedycja przybyła z północy, przemierzając stary las zwany przez ludzi i trollaków Olgunholtem, następnie zaś przeprawiając się skrycie przez szeroki nurt Rzeki Smoczego Jęzora. Przez cały ten czas członkowie wyprawy dokładali ogromnych starań, by nikt nie spostrzegł ich obecności. Słudzy Wszechskaziciela mieli na południu niezliczonych nieprzyjaciół i niewielka świta Elyshyvah stanowiłaby łatwą zdobycz dla dobrze uzbrojonego oddziału ludzi czy trollaków - lecz towarzyszący elfce sojusznicy posiadali ogromne doświadczenie w skrytym przemieszczaniu się poprzez wrogie terytorium. Z tego właśnie powodu zostali wybrani przez Vayl, Konsula Wszechskaziciela. Powierzono im zadanie dyskretnego przedostania się na niebezpieczny obszar i zdobycia przedmiotów zainteresowania Vayl, a poprzez nią również samego Wszechskaziciela. Ciesząc się łaskami swej pani, Elyshyvah mogła działać z dużą swobodą i wolność ta pozwoliła jej już kilkakrotnie zdobyć cenne znaleziska będące źródłem ukontentowania Vayl.

Lecz tym razem los zmusił elfkę do połączenia sił z kimś, kogo w każdych innych okolicznościach uznałaby za wroga. Nawiązując w sobie tylko znany sposób kontakt z ludzką czarownicą noszącą miano Czarnej Fiony, Vayl zyskała wiedzę o istnieniu starożytnych ruin Orgothów na trzęsawiskach dalekiego południa. Elyshyvah i jej świta udali się w lasy Olgunholtu w poszukiwaniu wysłannika Fiony, podejmując wielkie ryzyko dla magiczki, o której elfka nie wiedziała niczego prócz oddania wobec ludzkiej bogini Thamar.

- Elyshyvah - niczym chłodny powiew wiatru, zza pleców wysłanniczki dobiegł niski męski głos. Elfka nie usłyszała najmniejszego szelestu mogącego zdradzić obecność zbliżającego się Ryvara, ale znienacka uświadomiła sobie, że zabójca znalazł się tuż za jej plecami.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 13 marca 2013, 22:01

Elyshyvah odwróciła się w kierunku rozmówcy, wbijając swój pastorał w grunt pomiędzy stopami.

- Czego chcesz, Ryvar? - spytała lodowatym tonem.

Wyższy od stopę od Pasterki, Ryvar był jednym z roślejszych Nyssów, nawet podług standardów tych śnieżnych elfów, które naznaczone były smoczą skazą. Jego długie ręce pokrywały silne mięśnie, a zwinne smukłe palce równie dobrze radziły sobie z zakrzywionym mieczem, noszonym na plecach refleksyjnym łukiem czy szyją duszonego gołymi rękami wroga. Razem ze swą towarzyszką Kyryl, Ryvar cieszył się pośród przepatrywaczy reputacją wybornego skrytobójcy, często niosącego nagłą śmierć nieprzyjaciołom wskazanym przez zaklinaczy Wszechskaziciela.

- Jesteśmy gotowi do ruszenia w drogę - odpowiedział Nyss, cichym sykliwym głosem. Jego nienaturalnie brzmiąca mowa była okrutną pamiątką sprzed lat, kiedy krtań śnieżnego elfa została rozdarta przez żądnego krwi Tharna - Vayl przykłada wielką wagę do czasu tej wyprawy.

Elyshyvah ścisnęła mocniej trzymany w dłoni pastorał.

- Jestem świadoma tego, czego żąda Vayl, Ryvar - odpowiedziała chłodno - Nie zapominaj, ile lat służę woli Konsula.

- Rzecz jasna - rzekł elf przytakując nieznacznie głową i unosząc w cieniu uśmiechu jeden z kącików ust - Wszelako ostatnio nieco mniej udanie jak kiedyś.

Spojrzenie zimnych oczu Nyssa pobiegło ku lewej nodze elfki. Ciemnoczerwona blizna znaczyła jej gładką jasną skórę na udzie tuż poniżej skórzanej przepaski, będąc wspomnieniem rany zadanej Pasterce przez iosańską orężniczkę Kaelyssę ponad rok przed rozpoczęciem wyprawy za Olgunholt. Biorąc udział w zniszczeniu fortecy elfów z Ios w Szczytach Gromów, Elyshyvah ścigała Kaelyssę aż do krasnoludzkiej twierdzy, która udzieliła zbiegom azylu, dopadając w końcu swą przeciwniczkę i rzucając jej wyzwanie. Karą za zbytnią ufność we własne siły okazały się klęska i bolesna rana, której ślad Pasterka miała nosić do końca swego życia.

Lecz nie to było najgorszą konsekwencją porażki. Nie dając elfce umrzeć, przepatrywacze zabrali ją z pobojowiska unosząc upokorzoną i okrytą wstydem przed oblicze Vayl. Konsul Wszechskaziciela nie wpadła w straszny gniew, nie zagroziła swej faworycie śmiercią w męczarniach - tak prymitywne barbarzyńskie praktyki nie leżały w zwyczaju Vayl. Zamiast tego zauszniczka Wszechskaziciela nakazała Elyshyvah wyleczyć rany i powrócić w chwili, którą uzna za słuszną. Odzyskawszy po pewnym czasie swoją świtę przepatrywaczy, Pasterka odkryła w jej szeregach obecność Ryvara i Kyryl.

Niespodziewana obecność utalentowanych zabójców nie mogła być traktowana inaczej jak tylko przypomnieniem, że kolejna porażka nie spotka się z podobną wyrozumiałością, co pierwsza.

- Wróc do reszty, Ryvar - rozkazała Elyshyvah - Nie trać sił w tym skwarze, bo rychło mogę cię potrzebować.

- Wedle twego życzenia - ukłonił się Ryvar - Jeśli tego zażądasz, będziemy z Kyryl twymi cieniami.

Nie dodając nic więcej Nyss powrócił do swej towarzyszki, kucającej wśród korzeni wyjątkowo okazałego dębu i wodzącej w milczeniu osełką po klindze swego miecza.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 14 marca 2013, 18:51

Spoglądając ponownie ku bagnom, Elyshyvah poczuła ukłucie podniecenia na widok tuzina postaci brnących poprzez rozlewiska w stronę krawędzi lasu. Wiodący je człowiek odziany był w czerń, toteż najpewniej on był wysłannikiem Fiony.

- Melech - Elyshyvah wezwała cicho swego nephilima. Stwór odwrócił obły łeb w jej stronę na dźwięk własnego imienia - Chodź do mnie.

Potwór odpowiedział natychmiast na wezwanie, stanął u boku swej pani. Potężne cielsko górowało nad smukłą elfką, napełniając ją poczuciem bezpieczeństwa i dumy.

Elyshyvah pozostała na skraju lasu, czekając w milczeniu na brodzących w błotnistej wodzie ludzi, nie przejawiając najmniejszej ochoty do wyjścia im naprzeciw i zanurzenia tym samym swych stóp w mokradle. Kiedy obcy zbliżyli się do skraju puszczy, elfka spojrzała w stronę swych przepatrywaczy.

- Pozostańcie na swoich pozycjach. Łuki w dłoniach, ale nie zakładajcie strzał na cięciwy dopóki nie rozkażę inaczej - wydawszy polecenia Pasterka wychynęła z półmroku rzucanego przez gęste listowie drzew, z Melechem stąpającym u jej boku.

Zbliżający się ludzie nosili luźne bluzy i spodnie, ręce trzymali w pobliżu samopałów, rękojeści mieczy i stylisk toporków. Ich skóra miała ciemnobrązową barwę i sprawiała wrażenie szorstkiej w dotyku, zdradzając długie miesiące spędzone w żarze słonecznych promieni i podmuchach słonej morskiej bryzy. Sprawiali wrażenie żylastych i twardych zabijaków o niewielkim upodobaniu do dyscypliny.

Przewodzący grupie mężczyzna nosił podobne do reszty odzienie, ale jego narzucony na wierzch czarny płaszcz okazał się starannie uszyty i wyraźnie czyściejszy od strojów pozostałych ludzi. Nie miał też przy sobie żadnej broni, ale elfka podejrzewała, że kapłan złowieszczej bogini potrafił zadbać o swe bezpieczeństwo na wiele innych sposobów.

Przybysze zatrzymali się dziesięć jardów od Pasterki, pochód podjął jedynie ich przywódca. Wszyscy pozostali przesunęli dłonie na swą broń, nie odrywając oczu od monstrualnego kształtu Melecha.

Człowiek w czerni nie sprawiał wrażenia zatrwożonego widokiem smoczego pomiotu, stając bez śladu lęku przed Elyshyvah. Jego ciemne włosy były krótko przycięte, policzki i podbródek pokrywał starannie wypielęgnowany zarost. Oczy mężczyzny miały kolor czystego lazuru, przywodząc elfce na myśl czyste niebo dalekiej północy. Pasterka przypuszczała, że jej sprzymierzeniec uchodził wśród kobiet swego gatunku za urodziwego.

- Ty zwiesz się Elyshyvah? - zapytał przemawiając w aericu, z drażniącym ucho akcentem zdradzającym brak biegłości w mowie śnieżnych elfów - W jakich przemawiasz językach?

Elyshyvah nie uważała się za znawczynię ludzkich języków, ale poznała dość słów w khardiku i mowie Cygnarczyków, by móc się nimi porozumiewać. Wybrała mowę Cygnaru, bo jej rozmówca nie sprawiał wrażenia mieszkańca północy.

- Jestem Elyshyvah - odparła krótko.

- Zwę się Garrus - odparł mężczyzna - Moja pani poleciła, aby ci to przekazał.

W ręce człowieka pojawił się zwinięty ciasno pergamin. Elyshyvah ujęła go w dłoń i odsznurowała, wodząc spojrzeniem po symbolu, którego winna była się spodziewać: skrzyżowanych ze sobą trzech strzałach umieszczonych na czarnym tle. Elfka wiedziała, że znak ów był emblematem Thamar, bogini patronującej Fionie, i że potwierdzał zarazem prawdziwość słów Garrusa.

Pasterka oddała pergamin w ręce człowieka, ten zaś schował go ostrożnie pod swym płaszczem.

- Zaprowadzisz nas do grobowca - oznajmiła nie znoszącym sprzeciwu tonem.

- Zaprowadzę, jeśli wciąż uznajesz warunki naszego sojuszu - odrzekł Garrus.

- Warunki nie uległy zmianie - Elyshyvah zmarszczyła gniewnie czoło - Miecz należy do twej pani, księga do mnie.

Elfka przyłożyła jedną dłoń do łuskowatej przedniej kończyny Melecha.

- Będę trzymała się umowy tak długo jak będziesz to czynił ty - dodała.

- Dobrze - Garrus kiwnął głową, puszczając obok uszu subtelną groźbę Elyshyvah - Podążajcie za nami.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 21 marca 2013, 19:27

Garrus wędrował kilkanaście kroków za kobietą Nyssów i jej monstrualnym strażnikiem. Towarzyszący elfce wojownicy, zwani przez nią przepatrywaczami, wiedli całą grupę prowadząc ją w kierunku wskazanym przez zaszyfrowane instrukcje Fiony. Świta Garrusa trzymała się z tyłu, skupiona w grupki liczące trzech bądź czterech rębaczy i poruszająca się w sposób wyraźnie świadczący o tym, że każdy z tych ludzi nawykł bardziej do rozkołysanego pokładu statku niż gęstego poszycia lasu. Lecz wszyscy zostali dobrani spośród żeglarzy pływających na Przewrotnej Fortunie, flagowym okręcie Czarnej Fiony i Garrus wiedział, że doskonale radzili sobie z bronią i zabijaniem.

Elyshyvah nie odezwała się ani słowem od chwili, kiedy obie grupy wyruszyły na południe. W oczach thamaryty elfka i jej ziomkowie jawili się człowiekowi istnymi dzikusami, przykuwającymi zafascynowany wzrok deformacjami wywołanymi przez smoczą skazę. Efekt oddziaływania tej niezwykłej mocy bezgranicznie Garrusa ciekawił, toteż kleryk korzystał z każdej chwili, by tylko móc się mu bliżej przyjrzeć.

Jeszcze bardziej fascynujący od elfki okazał się towarzyszący jej smoczy pomiot. Garrus był doskonale świadomy tego, że znalazł się znienacka w bardzo wąskim gronie mieszkańców zachodniego Immorenu mających sposobność znaleźć się tak blisko podobnej bestii i nie postradać przy tym życia. Człekokształtny stwór poruszał się na dwóch długich pazurzastych łapach, a jego równie długie i naznaczone żylastymi ścięgnami przednie kończyny zwieńczone były dłońmi o czterech palcach. Ściskana w nich ogromna kusza przypominała bardziej balistę niż zwyczajny miotacz bełtów, zdradzając na dodatek przynajmniej ograniczony intelekt skrywany pod aparycją zwierzęcej natury. Nephilim był bez wątpienia fascynującym stworzeniem, budząc w Garrusie dziką żądzę zgłębienia tajemnic jego anatomii, najchętniej z pomocą wiwisekcyjnego stołu thamaryckiego kleryka.

Mężczyzna wyzbył się z trudem niepożądanych myśli, koncentrując uwagę na swym zadaniu. Fiona okazała swemu zausznikowi niezwykłe zaufanie, wysyłając go z misją odnalezienia starożytnego grobowca Orgothów i spoczywającego w nim miecza zwanego Harrowdimem. Czarna Fiona szukała legendarnego oręża kuszona tajemnicą mrocznej magii Orgothów, żądna pogłębienia okultystycznej wiedzy i powierzenie tego zadania Garrus poczytywał sobie za największy zaszczyt.

Roślinność poczęła znienacka rzednąć, a rosnące wciąż wokół dęby i buki sprawiały wrażenie obumierających, straszących swymi pozbawionymi listowia konarami. Po pewnym czasie las urwał się ukazując oczom wędrowców obszar całkowicie pozbawiony jakiegokolwiek życia. Widząc to Garrus zmarszczył czoło, albowiem mimo wiedzy na temat natury swej misji nie do końca spodziewał się takiego właśnie krajobrazu.

Grunt po podeszwami intruzów pękał z głuchym trzaskiem odsłaniając ukryty pod spodem popiół o szarej barwie. Kleryk oderwał spojrzenie od wyjałowionej gleby i przeniósł wzrok na przywódczynię Nyssów, dostrzegając cień głębokiego niepokoju majaczący na jej twarzy.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 22 marca 2013, 10:40

- Co tu się stało? - zapytała Pasterka, wypowiadając obce dla niej brzmiące słowa w mowie Cygnarczyków i wodząc jednocześnie wzrokiem po cichej martwej krainie.

- Nekromantyczna magia Orgothów może osłabiać lub zabijać żywe istoty - objaśnił Garrus stając u boku elfki - Ale spodziewałbym się, że moc tego rodzaju dawno już winna się rozpłynąć...

Elyshyvah skinęła głową podzielając opinię thamaryckiego kapłana, ale nic więcej nie odrzekła, ruszając ponownie przed siebie.

Przemierzając połacie spopielonej ziemi upstrzonej pniami dawno już obumarłych drzew, wędrowcy natrafili w końcu na pozostałość po dawnej polanie. Na jej środku wznosił się wielki kopiec z ziemi i głazów, otoczony sześcioma kamiennymi filarami. Wszystkie miały co najmniej dziesięć stóp wysokości i wszystkie pokryte były runicznymi znakami, a ich dobrze zachowana forma pozwalała domniemywać, że znalazły się w tym miejscu długo po położeniu fundamentów pod starożytny kurhan.

Na jednym ze zboczy grobowca ział mrokiem otwór obwiedziony futryną z czarnego kamienia, tak ogromny, że bez trudu przeszedłby przez niego stwór dwukrotnie wyższy od człowieka i po wielokroć szerszy. Wielki kamienny blok będący najpewniej pokrywą broniącą dostępu do wnętrza leżał na ziemi opodal otworów. Na jego widok przywódczyni Nyssów wydała z siebie niski złowróżbny pomruk, a sam Garrus poczuł ukłucie wzburzenia na myśl, że ktoś mógł go w wyprawie do kurhanu uprzedzić.

Elyshyvah uniosła rękę w znanym przepatrywaczom geście i widząc ów ruch Nyssowie natychmiast zamienili swe łuki na dobyte wprawnie krótkie miecze, a smoczy pomiot przysunął się jeszcze bliżej swej pani. Garrus przywołał własnych ludzi w pobliże kopca, ostrożnym krokiem zbliżając się do jednego z runicznych monolitów.

- Czym są te filary? - zapytała obserwująca go bacznie Elyshyvah - Nie są dziełem rąk Orgothów. Rozpoznajesz te znaki?

- Robota trollaków - odpowiedział ze zmarszczonym czołem Garrus - To zapewne rodzaj ostrzeżenia albo ochrony.

- Ochrony? Czy to może nas powstrzymać przed wejściem do środka?

- Nie sądzę - potrząsnął w odpowiedzi głową człowiek - Najpewniej postawiono je tutaj, aby uwięziły drzemiące w kurhanie moce.

Elyshyvah odwróciła się w kierunku jednego z przepatrywaczy, rosłego śnieżnego elfa, który w trakcie podróży wyraźnie trzymał się na uboczu grupy swych ziomków.

- Yorvek! - kleryk przywołał do siebie jednego z własnych ludzi, obwieszonego pistoletami ciemnoskórego mężczyznę - Wejdziemy do środka, bosmanie. Chcę, żeby każdy miał zapalone łuczywo i broń w ręce. Wybierz dwóch, którzy zostaną na górze, by przypilnować wejścia.

- Tak jest - odparł Yorvek cofając się w stronę reszty marynarzy. Wydawszy rozkaz Garrus obejrzał się ku Elyshyvah, rozmawiającej półgłosem z własną świtą. Wydane przez nią polecenia zdawały się podobne do plany thamaryty: większość przepatrywaczy oraz smoczy pomiot zmierzało ku ciemnemu wejściu do grobowca, jedynie dwóch pozostało na krawędzi martwej polany. Wysoki śnieżny elf właśnie podawał kobiecie zapaloną pochodnię.

- Jestem gotowa - oznajmiła Pasterka podchodząc do otwartego wejścia kurhanu i mierząc w nie ostrzem swego pastorału - Ty podążysz tam pierwszy.

Garrus okazał wystudiowaną obojętność słysząc dźwięczącą w głosie elfki nieufność, dusząc w zarodku cisnący mu się na usta grymas. Nie do końca radował się myślą o dziesiątce Nyssów i ich monstrualnym stworze za swymi plecami, ale powątpiewał w to, by Elyshyvah chciała go zdradzić przed spenetrowaniem najgłębszych zakamarków kurhanu. W tej chwili jego uwagę dużo bardziej zaprzątała troska o ukryte w ciemnościach pułapki, których obecności był niezbicie pewien, ale których bynajmniej się nie lękał. Idące przodem śnieżne elfy najpewniej uruchomiłyby wiele z nich w swej pogardy godnej ignorancji, a na to thamaryta nie mógł pod żadnym pozorem pozwolić.

- Niechaj tak będzie - przyznał kobiecie słuszność - lecz to wielce ważne, abyś ty i twoi... przyboczni przestrzegali mych wskazówek. Orgothowie nie przejawiali cienia miłosierdzia wobec rabusiów ich grobowców.

Garrus ujął podane mu przez Yorveka łuczywo i uniósł je wysoko w górę stając na progu grobowca. Migotliwa poświata pochodni odkryła jego oczom stromy korytarz z obrobionego gładko kamienia, opadający w głąb ziemi. Stęchłe powietrze wydobywające się z czeluści kopca niosło ze sobą ulotny zapach zgnilizny i wilgoci.

- Trzymajcie się za mną - powiedział do marynarzy Garrus, czyniąc pierwszy krok do wnętrza starożytnych podziemi.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 23 marca 2013, 23:04

Elyshyvah posłała swego pupila śladem ludzkich sprzymierzeńców, stąpając ostrożnie poprzez ciemność. Słyszała odgłos skrobiących kamienną posadzkę pazurów stworzenia, które nie potrzebowało wzroku, by bez trudu poruszać się w mroku podziemi. Przepatrywacze podążali tuż za nią, czujni i nieufni w zupełnie dla siebie obcym środowisku.

Kawalkada poruszała się w ospałym tempie, wyznaczanym przez podążającego na czele ludzkiego kleryka. Elyshyvah studiowała w blasku pochodni mijane sekcje korytarza. W większości przypadków ściany były gładkie, ale gdzieniegdzie bystre oczy elfki dostrzegały naniesione na kamień znaki przypominające widziane na powierzchni trollackie runy bądź też starannie wyrzeźbione twarze, wykrzywione w demonicznych grymasach, wedle wiedzy Pasterki będące jednym z motywów przewodnich w inskrypcjach odnajdywanych pośród orgockich ruin.

Kilkakrotnie wędrowcy natrafili na szkielety poniewierające się w różnych miejscach podziemi, sugerujące iż grupa śnieżnych elfów i ich thamaryckich towarzyszy nie była pierwszymi niepożądanymi gośćmi w kurhanie. Za każdym razem w przypadku napotkania szczątków, a także w kilku innych miejscach wiodący pochód Garrus wstrzymywał wszystkich w miejscu, później zaś studiował bacznie ściany i posadzkę korytarza. Obeznany widać z tajemnicami Orgotów i ich pułapek, ostrzegał resztę grupy przed nastąpieniem na pewne fragmenty podłogi, kilkakrotnie też wsuwał swe palce w niemal niedostrzegalne szczeliny w ścianach, budząc do życia swymi ruchami dłoni stłumione skałą szczęki i warkoty i unieruchamiając ukryte tam przed wiekami mordercze niespodzianki.

Po ciągnącym się w nieskończoność czasie Elyshyvah dostrzegła daleko w przedzie lekką poświatę. Żółtawy blask przybierał z każdym krokiem na sile, rzucając na ściany korytarza dziwne rozmyte cienie. Docierając do krańca tunelu elfka uświadomiła sobie, że poświata biła z wnętrza rozległego pomieszczenia. Garrus i jego towarzysze wślizgnęli się do środka bez śladu wahania. Elyshyvah uniosła w górę prawą dłoń i wystawiła serdeczny i wskazujące palce. Widząc ten znak przepatrywacze wsunęli w pochwy miecze i wyjęli z sajdaków łuki.

Wieńcząca korytarz komnata wydawała się dość dużą, by jej rozmiary nie ograniczały możliwości elfich łuczników.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 24 marca 2013, 21:47

Wślizgując się do kolistej komnaty Elyshyvah poczuła zdumienie na widok jej rozmiarów. Zbudowana z doskonale obrobionych kamiennych bloków i licząca sobie setki stóp średnicy, posiadała kopulaste sklepienie wznoszące się dobre trzydzieści stóp ponad głowami intruzów. Wysoko w górze wzrok elfki natrafił na bezlik dziwnych runicznych znaków i wykrzywionych w zwierzęcych grymasach ludzkich obliczy widywanych wcześniej na płaskorzeźbach znaczących ściany korytarza.

Pośrodku komnaty znajdował się wielki dół wypełniony po brzegi paleniskiem, strzelający w powietrze jaskrawymi płomieniami o niezwykłej jasności palącymi się mimo zdumiewającego braku opału.

Pozbawiona niemal całkowicie umeblowania, komnata przykuwała uwagę monumentalnym tronem z czarnego kamienia, ustawionym pod jedną ze ścian naprzeciwko wylotu korytarza. Posadzkę przed tronem znaczył rozsypane kości kilkunastu szkieletów, częstokroć ściskających w palcach zardzewiałe ostrza z żelaza lub jeszcze starszy oręż wyrabiany z kamienia, przemieszane z resztkami zbutwiałego odzienia i pokrytymi patyną kawałkami zbroi.

Na tronie zasiadał zmumifikowany trup rosłego mężczyzny, odzianego w wykonany z pietyzmem stalowy pancerz. Obnażony miecz spoczywał ułożony w poprzek kolan zwłok.

Garrus i jego ludzie zaczęli przemieszczać się bardzo ostrożnie w kierunku tronu, omijając jaskrawe palenisko szerokim łukiem. Nie pozwalając Melechowi oddalić się choćby o krok Elyshyvah poszła w ślady sprzymierzeńców. Przepatrywacze rozproszyli się po komnaci, trzymając w dłoniach napięte łuki.

Zbliżając się do tronu Elyshyvah dostrzegała coraz więcej szczegółów jego rezydenta. Mumia nosiła zbroję, która musiała mieć orgocki rodowód. Napierśnik, karwasze i nagolenniki zdobiły znajome już diaboliczne oblicza, groteskowo wydłużone w celu pokrycia całej powierzchni elementów zbroi, na które je naniesiono. Okrągły otwarty hełm zwieńczony zakrzywionymi stalowymi rogami tkwił na pochylonej ku przodowi czaszce wiekowego trupa.

Dostrzegając u swego boku elfkę Garrus wskazał dłonią na miecz leżący w poprzek kolan Orgota.

- To Harrowdim - oznajmił przyciszonym tonem. Jednosieczna broń przywodziła swym widokiem na myśl dzierżony oburącz falcjon. Nieludzkie oblicza poruszały się nieznacznie na klindze broni, widoczne w promieniującej od ostrza zielonkawej poświacie.

- Więc go sobie zabierz - odparła Elyshyvah.

- Nie wierzę, by było to aż tak proste - potrząsnął głową kleryk - Harrowdim jest zbyt wiele warty, by nic go nie strzegło.

Mężczyzna znieruchomiał w głębokim milczeniu, wpatrzony w tron i pogrążony w gorączkowej zadumie. Elyshyvah przyjrzała się porozrzucanym przed tronem szkieletom, naznaczonym śladami nagłej i brutalnej śmierci: strzaskanymi żebrami, rozbitymi czaszkami, połamanym orężem. Wiele z nich musiało spoczywać tu od setek lat, ale w przypadku kilku resztki zasuszonej tkanki pozwalały przypuszczać, że ich właściciele umarli jeszcze za życia elfki. Jeden ze szkieletów był mniejszy od pozostałych i bardziej proporcjonalnie zbudowany, a w swych kościanych dłoniach ściskał ciężką księgę oprawioną w skórę barwioną na ciemnoniebieski kolor. Wysłanniczka Wszechskaziciela natychmiast rozpoznała owe tomiszcze, ale w żaden sposób nie okazała obcym targającego nią ożywienia.

Głos Garrusa zwrócił jej uwagę z powrotem na tron i miecz.

- Nie widzę śladu pułapek ani wpisanych w runy czarów - oznajmił thamaryta - Musi tu być jakiś strażnik.

Kleryk przeciągnął badawczym spojrzeniem po ścianach komnaty, ale podobnie jak Elyshyvah nie dostrzegł nigdzie śladu wejścia innego niż wylot korytarza, którym grupa rabusiów weszła do wnętrza kopca.

- Ze strażnikiem możemy walczyć - oznajmiła szorstko Pasterka - Jak go odnajdziemy?

Na wąskie usta Garrusa wychynął cień drapieżnego uśmiechu.

- Zwabimy go - odparł ludzki kleryk.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 marca 2013, 11:54

Thamaryta odwrócił się w stronę swoich ludzi i wskazał palcem na jasnowłosego żeglarza stojącego opodal starannie obrobionej kamiennej ściany.

- Ty! - oznajmił podniesionym głosem kleryk - Przynieś mi miecz!

Żeglarz odsłonił zęby w grymasie niezdecydowania, potem zaklął widząc spoglądających na niego z sposępniałymi twarzami kompanów. Ruszył w stronę tronu z wyciągniętym do przodu pistoletem, starając się nie nastąpić na żaden z zaścielających posadzkę szkieletów. Dotarłszy do tronu oplótł palcami lewej dłoni pokrytą paskami wyprawionej skóry rękojeść miecza.

Zimny pot wystąpił na czoło człowieka.

Pociągnięty siłą ludzkich mięśni miecz uniósł się w górę, a na twarzy żeglarza zagościł pełen ulgi uśmiech.

Niosąc niezwykły oręż w lewej ręce mężczyzna zawrócił w stronę Garrusa, ale zdołał uczynić zaledwie trzy kroki, kiedy jego oblicze wykrzywiło się w grymasie nieopisanego cierpienia.

- Patrzcie na ostrze - wyszeptał Garrus. Groteskowe oblicza majaczące w klindze Harrowdima zaczęły pulsować jaśniejszą poświatą. Ich nieziemska iluminacja zaczęła sączyć się z metalu broni, oplatając zielonkawymi pasmami blasku ramię intruza. Żeglarz runął ciężko na kolana, w przerażającym milczeniu wykrzywiając swą twarz.

Złowroga poświata pochłonęła w jednej chwili całe jego ciało. Elyshyvah spoglądała z chorobliwą fascynacją jak skóra i mięśnie człowieka zaczynają się obracać w proch trawione zielonkawym ogniem, odsłaniając ukryte pod spodem kości i organy wewnętrzne. Otwarte szeroko usta mężczyzny wciąż otwierały się dalej i dalej, w nienaturalny sposób wykraczając tym grymasem poza anatomiczne granice możliwości. Stopione magicznym żarem oczy zapadły się do wnętrza czaszki, lecz mimo tych wszystkich strasznych obrażeń żeglarz wciąż pozostawał żywy i świadomy tego, że przeklęty miecz wysysa z niego z drapieżną zachłannością każdą cząstkę życia.

Nawet sprowadzony do postaci skurczonego zezwłoku, nieszczęśnik przez długą chwilę wciąż drgał konwulsyjnie, nie potrafiąc oderwać swej lewej dłoni od rękojeści Harrowdima.

Kiedy drgawki żeglarza ustały w końcu ostatecznie, miecz upadł z donośnym szczękiem na kamienną posadzkę. Jego klinga płonęła oślepiającą poświatą, która na krótką chwilę wręcz odebrała wszystkim w komnacie wzrok. Kiedy blask zaczął ponownie gasnąć, Elyshyvah odsunęła przedramię sprzed oczu i ścisnęła mocniej swój pastorał. Otaczający ją ludzie poderwali w stronę tronu lufy samopałów, a Nyssowie napięli do końca łuki.

Syczący głośni Melech uniósł w górę swą ciężką kuszę.

Orgocki trup zasiadający na tronie nie był już dłużej trupem. Stał wyprostowany przed swym siedziskiem, z opaloną brązową skórą zauważalną pomiędzy częściami stalowego pancerza. Spoglądająca spod hełmu twarz miała patrycjuszowskie rysy, ostro zarysowany nos i głęboko osadzone oczy o barwie czystego onyksu.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 marca 2013, 22:21

Orgocki wojownik uczynił kilka kroków, stanął przy szczątkach strawionego magicznym ogniem żeglarza z zamiarem podniesienia upuszczonego na posadzkę Harrowdima. Jego ruch wystarczył, by zdrętwiali pod wpływem przemożnego wstrząsu intruzi odzyskali w końcu panowanie nad swymi mięśniami. Cięciwy łuków zaśpiewały jękliwie, dołączył do nich ogłuszający w zamkniętej przestrzeni huk wystrzałów z pistoletów. Grad strzał i ołowianych kul uderzył w pancerz Orgota odrzucając go o kilka kroków w tył, lecz wszystkie spadły na posadzkę pod postacią połamanego drewna i spłaszczonych grudek metalu.

Śmiercionośny ostrzał nie zrobił na Orgocie większego wrażenia.

Donośny huk wystrzałów ustąpił przerażonym okrzykom i przekleństwom towarzyszącym pośpiesznemu nabijaniu samopałów. Elfi łucznicy nie przerywali strzelania, śląc strzałę za strzałą w kierunku starożytnego upiora.

Orgot uniósł Harrowdima, a jego usta wykrzywiły się w drapieżnym uśmiechu, lecz w tej samej chwili poprzez komnatę przemknął głuchy trzask kuszy Melecha. Ogromny bełt trafił Orgota w napierśnik, ciskając wojownikiem o tron. Pocisk przebił gruby metal i zagłębił się w ukrytym pod nim ciele, wychodząc na blisko dwie stopy z przeciwnej strony.

Rezydent kopca odzyskał równowagę w ułamku chwili. Wyraz wściekłości wyrysowany na jego dumnej wyniosłej twarzy budził prawdziwe przerażenie. Sięgając po bełt jedną ręką, wyrwał ciężki pocisk z ciała i cisnął za siebie, a potem ujął Harrowdima w obie dłonie.

I zniknął rozmywając się w powietrzu.

Jedne uderzenie serca później Elyshyvah usłyszała przeraźliwy skowyt Melecha. Elfka okręciła się w miejscu i ujrzała smoczy pomiot powalony na kolana przed orgockim wojownikiem. Czarna posoka bryzgała szerokim strumieniem z ogromnej rany w jego cielsku. Miecz Orgota błysnął w powietrzu i łeb nephilima odleciał w bok pośród kolejnego rozbryzgu krwi.

Kolejna kanonada zwieńczyła moment śmierci Melecha, ale jego zabójca ponownie zniknął. Elyshyvah odrzuciła trzymaną w lewej ręce pochodnię i złapała oburącz pastorał, zasłaniając się nim w obronnym geście. Całe pomieszczenie wibrowało mieszającymi się ze sobą dzikimi wrzaskami ludzi i śnieżnych elfów.

Orgot pojawił się pośród grupy żeglarzy, a jego miecz świsnął trzykrotnie w powietrzu. Zaraz potem wojownik przepadł bez śladu pozostawiając po sobie trzy rozczłonkowane ciała. Sekundę później Elyshyvah dostrzegła go w innej części komnaty, za plecami dwóch zaskoczonych przepatrywaczy. Harrowdim zasmakował krwi Nyssów. Grad strzał i kul pomknął w stronę zabójcy, ale wszystkie odbiły się od kamiennej ściany, kiedy Orgot znowu zniknął.

Przez krótką chwilę przerażającego wojownika nie można było nigdzie dostrzec, znienacka jednak zmaterializował się na swoim tronie, z Harrowdimem przełożonym przez kolana. Strugi krwi ściekały z unurzanego w posoce ostrza, spływając po nagolennikach Orgota i kapiąc na posadzkę.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 26 marca 2013, 10:10

Pistolety żeglarzy i łuki Nyssów skierowały się ponownie ku tronowi, wyrywając z gardeł Elyshyvah i Garrusa niemal równoczesne okrzyki.

- Nie strzelać!

Orgocki wojownik spoglądał na intruzów błyszczącymi czarnymi oczami.

- Poważyliście się wkroczyć na mój dwór? - jego dudniący głos odbił się echem od ścian komnaty - Oddajcie mi zatem hołd albo ponieście konsekwencje swej zuchwałości - Orgot przemawiał w mowie Cygnarczyków, jednakże tak archaicznej, że Elyshyvah prawie go nie rozumiała.

Garrus postąpił krok do przodu i uklęknął przed tronem.

- Zechciej wybaczyć nasze najście, czcigodny - przemówił lekko drżącym głosem - Nie przybyliśmy tu po to, by zakłócić spokój twego spoczynku.

Orgocki wojownik przeniósł spojrzenie na Elyshyvah i elfka z miejsca poczuła niezwykły ciężar jego wzroku, przepełniony mroczną okrutną mądrością.

- A co z tobą, bladoskóra? - zapytał - Zbyt harda, by zgiąć kolana przed lepszym od siebie?

Elyshyvah pochyliła nieznacznie głowę.

- I ja nie pragnę okazać despektu, wszelako nie mogę uklęknąć przed tym tronem - oświadczyła zastanawiając się jednocześnie, czy te słowa nie będą aby jej ostatnimi - Moja wierność przypisana pozostanie komuś potężniejszemu nawet od ciebie.

- Potężniejszemu ode mnie? - powtórzył Orgot, a potem wybuchnął śmiechem - Masz w sobie wiele odwagi, zimnokrwista. Doceniam tę zaletę w niewolniku. Stoicie czy klęczycie, nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.

Thamarycki kleryk podniósł się z kolan ściągając na siebie wzrok nieumarłego.

- Zwę się Garrus - oświadczył - Ta, której służę przysłała mnie, bym się z tobą spotkał. To właśnie sprowadziło nas do twego... dworu.

- Czego ode mnie chcecie? Nie mam żadnych skarbów, a moi niewolnicy już dawno temu obrócili się w proch.

Nie mogąc się przed tym powstrzymać, Garrus zerknął bezwiednie na skurczone zwłoki marynarza leżące u podstawy kamiennego tronu, a Orgot natychmiast to spojrzenie podchwycił.

- Rzecz jasna szukacie miecza - powiedział kładąc jedną dłoń na rękojeści Harrowdima - Nie będę go przed wami strzegł.

Wojownik pochwycił miecz za ostrze i wyciągnął broń w stronę intruzów, rękojeścią w ich kierunku.

- Podejdźcie tu i weźcie go sobie.

- Moja pani pragnie Harrowdima - przyznał Garrus, ale miast sięgnąć po miecz, cofnął się o krok.

- Nie? - uśmiechnął się szyderczo Orgot - A ty?

Widząc wyciągniętą ku sobie rękojeść miecza Elyshyvah nic nie odrzekła, tkwiąc w zupełnym bezruchu. Wojownik na tronie położył oręż na swych kolanach.

- Wiele lat minęło od czasu, kiedy pojawił się tutaj ostatni godny tej broni intruz - oświadczył Orgot.

- Co chcesz przez to powiedzieć, panie? - spytał Garrus.

- Ostrze stało się ciężkim brzemieniem przez te lata. Jestem gotów oddać je komuś, kto dowiedzie, iż jest warty jego potęgi. Być może ktoś taki jest pomiędzy wami.

- Jak miałbym... mielibyśmy dowieść swej wartości, panie? - zapytał Garrus zerkając jednocześnie z ukosa na Elyshyvah. Jego spojrzenie kryło w sobie coś, co elfce wcale się nie spodobało.

Orgocki wojownik uśmiechnął się diabolicznie, odsłaniając rzędy pięknych białych zębów.

- Wystarczy przeżyć - oznajmił.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 27 marca 2013, 17:40

Grigor Orlov wyszarpnął ostrze swego topora z ciała leżącego pod nogami Nyssa. Śnieżny elf okazał się dużo poważniejszym wyzwaniem niż człowiek początkowo sądził, nie okazując śladu lęku przed wybuchem wystrzelonego z Vanguarda pocisku i rzucając się na intruza z mieczem w dłoni.

Khadorianin zmuszony został do rozprawienia się z przeciwnikiem własnymi rękami, czy raczej ostrzem swego runicznego topora. Drugi pilnujący kopca Nyss zniknął niczym duch pomiędzy pniami martwego lasu, a Grigor nie uznał za konieczne wysłanie za nim pościgu.

Sprzymierzeńcy Orlova zgromadzili się przy wejściu do kurhanu, oglądając bez większego zainteresowania zmasakrowane ciała dwóch pilnujących otworu ludzi. Obaj zabici sprawiali wrażenie ludzi morza, ogorzałych od wiatru i bryzy, pasujących bardziej do nabrzeża Pięciu Palców niż puszczańskich ostępów Gnarlu.

Topory trollaków przeistoczyły ich w zakrwawione bezwładne kształty, ale jeden z napastników też oddał w potyczce ducha. Grigor odnotował w myślach, że grzęznąca w mózgu ołowiana kula potrafiła powstrzymać nawet niebywale odpornych na śmiertelne dla ludzi obrażenia trollaków.

- Rozpoznajesz tych ludziów? - zapytała nadciągająca od strony trollaków wojowniczka. Jej lud znał ją pod mianem Janissy Kamiennej, była bowiem otaczaną poważaniem rzeźbiarką runów. Wysoka i muskularnie zbudowana, posiadała bladą skórę charakterystyczną dla trollaków obdarzonych szamanistycznymi mocami. Jej prosta kolcza koszulka kryła się pod ciężkim naszyjnikiem z bloczków gładkiego kamienia, pokrytych runami.

W ręce ściskała ogromną maczugę o opasanej żelazem głowicy, również przyciągającej oczy wyrytymi w metalu runicznymi znakami.

- Jeden z nich nosi na ramieniu znak Thamar - odparł Grigor wskazując dłonią martwego człowieka z tatuażem pod postacią trzech strzał - Sądzę, że to jeden ze sługusów Fiony.

- Zatem Starucha mówiła prawdę - odparła Janissa - Szukają Harrowdima.

- Tak sądzę - kiwnął głową człowiek - Lecz co tu robi ta maszkara? - spojrzenie Grigora pobiegło ku martwemu elfowi.

- To splugawiony smoczą mocą Nyss - odrzekła Janissa - Mój lud walczy z takimi istotami na północy. Wszelako to nader dziwne widzieć jednego z nich tak daleko na południu, co więcej zaś, w sojuszu z piratami. Nigdy nie słyszałam, by oni się z kimkolwiek sprzymierzali.

Piastując funkcję kolduna Orlov posiadał sporą wiedzę na temat Nyssów, chociaż nigdy dotąd nie miał sposobności ujrzeć śnieżnego elfa na własne oczy. Tak, Nyssowie mogli być zainteresowani reliktami z czasów panowania Orgotów.

- Dwaj ludzie i dwaj Nyssowie na straży - oznajmił rozmyślając na głos - Reszta musi być pod ziemią.

- Zapewne - kiwnęła głową Janissa.

Vranz the Blighted
Reactions:
Posty: 34
Rejestracja: 23 lutego 2013, 15:33

Post autor: Vranz the Blighted » 28 marca 2013, 08:12

Ten Harrowdim się prosi o tłumaczenie. Nie wiem... może "Ciemnobron", "Oracz Zaćmienia", czy coś w tym stylu?

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 28 marca 2013, 12:34

Keth, marnujesz talent pisarski... Wiem, powtarzam sie, ale bede to powtarzal do znudzenia, albo do kiedy ujrze w ksiegarni Twoje ksiazki na liscie bestsellerow. Opowiadanie to tylko tlumaczenie, ale Ty bys nawet bzdurne romansidlo z Harleqina napisal tak, ze literacki nobel murowany!

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 28 marca 2013, 14:35

Oj, nie mam za bardzo pomysłu na tego Harrowdima, zdaję się na Wasze propozycje! Co do napisania własnej książki, aż tak wysoko moje aspiracje nie sięgają, kochani, ale dzięki za miłe słowa!

ODPOWIEDZ