Znamię Węża

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 kwietnia 2015, 20:33

Moi drodzy, od pewnego czasu nosiłem się z pomysłem napisania czegoś własnego, a nie jedynie tłumaczenia obcojęzycznych tekstów bądź klejenia historii na bazie PBF. Mój problem polega generalnie na tym, że nie potrafię tak do końca zawiązać ciekawej fabularnie historii (a przynajmniej sam jestem ze swoich wysiłków niezadowolony). Ostatnio ta chęć zaczęła mnie nawiedzać ponownie, więc naskrobałem trochę w Wordzie, żeby dać jej upust. To jedynie hipotetyczny prolog mogący w bliżej nieokreślonej przyszłości przybrać bardziej rozwiniętą postać, ale ciekaw jestem, na ile interesujący się Wam wyda i czy sądzicie, że powinienem poświęcić mu więcej czasu.

Będę wdzięczny za wszelkie uwagi!
PROLOG

Rozkrzyczane piórogrzywy zbiły się w piskliwą chmurę białych lotek i żółtych oczu unoszącą się nad masztami wracających do przystani łodzi. Pracujący na drewnianych pokładach rybacy oczyszczali złowione ryby za pomocą żelaznych noży, skrobiąc srebrzyste łuski i wyciągając z rozciętych brzuchów zwierząt połyskliwe bladożółte wnętrzności. Gwar ludzkich głosów niósł się ponad wodą, pełen żartów bądź złośliwych docinków. Wznoszące się ponad szczyty Karsagiru słońce grzało dotykiem swych promieni ogorzałą skórę rybaków, lśniło świetlnymi refleksami w zielonkawej morskiej toni. Niedalekie dachy Morgallu odcinały się jasną barwą ceglanych dachówek od gąszczu nadmorskiego lasu, ale i one przyćmione były blaskiem słońca odbitego w pokrytej miedzią kopule miejscowego kościoła.

Na przystani czekała gromada miejscowych, w przeważającej mierze dzieci przyuczonych od najmłodszych lat do pracy przy patroszeniu ryb, czyszczeniu narzędzi i łodzi oraz reperowaniu sieci. Towarzyszące im wszędobylskie skałołazy posykiwały groźnie na te piórogrzywy, które postanowiły odłączyć się od stada kołującego nad łodziami i które obsiadły gromadnie wysokie pale portowych pomostów.

Kiedy pierwsze łodzie przybiły do drewnianego nabrzeża, w powietrzu pojawiły się rzucane z ich pokładów grube liny. Czekający na to pomocnicy przywiązali łodzie do belek pomostów, wymieniając z rybakami zwyczajowe pozdrowienia. Wciągane na pomosty wiklinowe kosze pełne srebrzystych kształtów wprawiły piórogrzywy w stan ogromnej ekscytacji, ale obecność tak dużej grupy ludzi i udomowionych skałołazów ciągle jeszcze trzymała zuchwałe stworzenia w ryzach.

Wśród pomagających przy rozładunku Morgallczyków pojawił się wysoki mężczyzna w czarnym stroju, postukujący laską z okutego żelazem drewna w deski pomostu. Jego druga dłoń ściskała szklane paciorki nawleczone na mocny rzemyk, pocierając je ustawicznie w odruchu, którego nie potrafił się wyzbyć żaden wyuczony w Arnsbergu mnisznik. Ludzie rozstępowali się przed człowiekiem pośpiesznie, z szacunkiem opuszczając wzrok i przykładając prawe dłonie do wytatuowanych na czołach krzyży.

- Pozwólcie, że pobłogosławię zesłane nam dary w imię Stworzyciela, jego Syna oraz Ducha Świętego - oznajmił gromkim głosem człowiek w czarnym stroju - Dzięki niechaj im będą za tak obfity połów oraz łaskę, dzięki której wszyscy wróciliście szczęśliwie do domu.

- Chwała Trójcy i ich Apostołom - odpowiedział zgodnie tłumek zgromadzonych na pomostach ludzi. Nie odrywając palców od tatuaży, wszyscy pochylili na chwilę głowy. Mnisznik pobłogosławił znakiem podwójnego krzyża wystawione na deski przystani kosze z rybami wieńcząc tym samym ceremonię. Pełna nabożnego skupienia przystań ożyła ponownie, zadźwięczała głosami pracujących ludzi.

- Jak połów, Darlanie? - zapytał mnisznik wspierając się oburącz na lasce i spoglądając ku osobie barczystego mężczyzny w wełnianym stroju, milkliwego z natury, ale cieszącego się wielkim poważaniem wśród współziomków - Co na morzu?

- Cierniopławy jeszcze się nie pojawiły, ciągle pływają w północnych wodach, świątobliwy ojcze - odpowiedział Darlan, naczelnik Morgallu od sześciu lat, wcześniej zaś otoczony sławą hersir służący w świcie grafa Rembisa z Arnsbergu - Póki ich nie ma, możemy łowić do woli, potem trzeba będzie wyciągnąć łodzie na piasek na całe lato. Natrafiliśmy na kilka ławic śpiewających ryb, mało sieci nie zerwaliśmy przy wyciąganiu.

- Przekleństwo Gwieździstych na cierniopławy - ojciec Wulgard westchnął ciężko, po czym pogłaskał jasnowłosą głowę stojącego obok czternastoletniego chłopca, próbującego podnieść pełny po brzegi wiklinowy kosz z rybami - Pracowitość to wielka cnota, Karadinie, wszelako nie tylko pracą człowiek żyje. Twój ojciec powinien przysłać cię w końcu na nauki do kościoła, choćby raz w tygodniu.

- Jest jeszcze dzieckiem - odparł naczelnik, nieco zbyt szybko i nieco zbyt głośno. Pracujący w pobliżu rybacy nie mogli tego nie dosłyszeć, niektórzy z nich zerknęli niespokojnie w stronę Darlana, ale natychmiast odwrócili głowy w swoją stronę - Czyż nie powiada Święta Księga, że ciężka praca kształtuje na całe życie?

- Twój syn zasłużył na swój krzyż - mnisznik spojrzał znacząco na gładką skórę na czole chłopca, nieskażoną dotykiem igły - Jest dość duży, by przejść inicjację i dość obiecujący, by podążyć ścieżką sługi Kościoła.

- Rozważę twe słowa, świątobliwy - naczelnik osady odzyskał zwyczajową stoicką minę, ale Karadin spostrzegł cień, który zagościł w spojrzeniu ojca. Nie rozumiał oczywistej niechęci Dartana do mnisznika ani uporu, z jakim naczelnik odmawiał wysłania syna na kościelne nauki. Wielu mieszkańców Morgallu tego nie rozumiało. Niektórzy szeptali po kątach, że dziwną postawą Dartan zaczynał bluźnić przeciwko Kościołowi, gotowemu zaszczycić go przyjęciem syna w szeregi sług Stworzyciela. Karadin, lubujący się we włóczędze po wąskich uliczkach osady i nadstawianiu uszu wszędzie tam, gdzie tylko było to możliwe, wielokrotnie słyszał podobne opinie.

Pytany o powody swego uporu Dartan zawsze unikał odpowiedzi, wprawnie zmieniając temat.

- Nie każdy cierniopław migocze na płyciźnie - powiedział pewnego wieczoru, kiedy wypita butelka piwa stępiła jego zwyczajową czujność, a ponawiane uporczywie pytania syna przyparły mężczyznę do ściany - Ten nie migocze. Znam go z przeszłych czasów, z Arnsbergu. Lepiej ci będzie trzymać się od niego z daleka.

- Karadinie, pozbieraj kosze z wnętrznościami i wyrzuć je za falochronem - ostry głos ojca wyrwał chłopca z zamyślenia, przypominając mu natychmiast o wciąż czekającej pracy. Kłaniając się obserwującemu go w zadumie mnisznikowi, syn rybaka zarzucił na ramiona plecione z wikliny kosze i zeskoczył z pomostu na piasek plaży. Jego bose stopy zagłębiły się w sypkich drobinkach, rozgrzanych dotykiem słonecznych promieni. Wyciekająca z koszy rybia krew kapała na piasek barwiąc go czerwonymi plamkami obwąchiwanymi przez towarzyszące chłopcu skałołazy.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 kwietnia 2015, 20:33

Rybacy z Morgallu zwykli wyrzucać resztki ryb po przeciwnej stronie strzegącego przystani falochronu, na rozciągającej się tuż za nim płyciźnie stanowiącej żerowisko kogryli. Ogromne skorupiaki lubowały się w morskich porostach i algach, ale krwista karma przyciągała do brzegu gromady małych krabów, za którymi kogryle przepadały. Najedzone i ogrzane żarem słońca, wielkie stworzenia poddawały się bez oporu wykorzystującym je w roli siły pociągowej ludziom. Kiedy pływały w morskiej toni, wystawiały ponad wodę jedynie zaopatrzone w wielofasetkowe oczy szypułki oraz przypominające trąbki nozdrza. Idący plażą chłopiec dostrzegał ich ciemne kształty rysujące się rozmazanymi cieniami pod zielonkawą wodą.

Ponad falami szumiącego łagodnie morza niosły się dźwięczne trele śpiewających ryb. Karadin podrzucił uciskające go w plecy kosze, przesunął ich rzemienne pasy w górę ramion, by nie wrzynały się zbyt mocno w odsłoniętą skórę rąk. Grzejący dotąd stopy chłopca piasek zniknął zastąpiony równie ciepłą w dotyku skałą, tworzącą naturalny falochron na zachodnim krańcu zatoki.

Brzeg po przeciwnej stronie skalnego cypla miał postać mniejszej plaży, nie tak piaszczystej jak ta przylegająca do osady, obfitującej w liczne okruchy żwiru. Karadin nie lubił się zapuszczać w tę okolicę, ponieważ odłamki skał mogły poważnie pokaleczyć nagie stopy wędrowca, a gromady czerwonych krabów próbowały czasami przepędzać dwunożnych intruzów z pomocą swych szczypców.

Chłopiec uznał w myślach, że wystarczy mu już wysiłku i zrzucił wiklinowe kosze na plażę. Dwa kręcące się przy nogach Karadina skałołazy zasyczały przestraszone, kiedy pojemniki spadły przed ich szypułkami, zaklekotały głośno żuwaczkami. Chłopiec roześmiał się na ten widok, po czym zaciągnął pierwszy z koszy do linii wody w zamiarze opróżnienia jego zawartości. Nie zamierzał mitrężyć na plaży zbyt wiele czasu. Jego myśli kręciły się wokół pozorowanej walki na pałczugi, którą umówił z Karimem, synem kowala. Zbyt młody, by móc się posługiwać dźgaczem, Karadin pokochał swą wytoczoną z drewna pałczugę od dnia, w którym ojciec sprezentował mu ją na trzynaste urodziny. Dzierżąc oręż w dłoni czuł się niczym jeden z Apostołów, niczym pogromca Gwieździstych z prastarych legend opromieniony w kościelnych księgach chwałą sługi bożego.

Karadin lubił kościelne księgi. Grube, oprawione w świńską skórę, szeleszczące pożółkłymi kartkami zapisanymi rzędami czarnych znaczków. Działająca w Arnsbergu prasa drukarska wytwarzała niewielkie ilości dzieł zatwierdzonych przez cenzorów Kościoła, w przeważającej mierze psalmów ku czci Trójcy bądź opowieści o krzewiących wiarę Apostołach. Historie te opiewały mroczne czasy, kiedy Gwieździści wypędzili Apostołów z Ogrodu Bożego skazując ich na pozorne zatracenie w dziczy ziemskiego padołu łez. Karadin szczególnie upodobał sobie legendy o Symonie, Anielskim Apostole uchodzącym za ucieleśnienie rycerskich ideałów wyznawanych przez bractwa kościelnych wojowników po obu stronach Karsagiru. Symon nie korzystał co prawda z oręża tak prostackiego jak pałczuga, ale drewniana broń będąca w posiadaniu chłopca urastała w jego nastoletnich oczach do rozmiarów prawdziwego Świetlistego Ostrza.

Karadin czuł przyjemne ciarki na samą myśl o wstąpieniu do kolegium kościelnego. Ojciec nauczył go sztuki czytania kilka lat wcześniej, kładąc ogromny nacisk na edukację swego syna. Inne dzieci w osadzie zwykły robić sobie z Karadina żarty, drwiąc ze ślęczenia nad alfabetem po kilka godzin dziennie. Sam chłopiec początkowo też się przed tym wzbraniał, przedkładając ponad naukę uganianie się z kijem w ręku po plaży, zbieranie kwiatów burzopnącza czy wędkowanie.

Magia czytania szybko zmieniła punkt widzenia Karadina. Ukryta w ciągach znaków wiedza rozpaliła żywym ogniem jego ciekawy świata umysł, nie nadążając z syceniem intelektualnych potrzeb chłopca. Nieliczne księgi znajdujące się w posiadaniu naczelnika zostały przeczytane po kilka razy, ale Karadin wiedział, że mnisznik Wulgard miał dużo pokaźniejszy zbiór, przywieziony w trakcie przeprowadzki z Arnsbergu...

Mknące wartkim potokiem myśli chłopca splątały się znienacka ze sobą, skłębiły pod wpływem impulsu, który zmusił Karadina do rzucenia pod nogi kosza z odpadkami. Skałołazy odskoczyły od niego ponownie, tym razem wyrażając swe oburzenie wysokim świergoleniem. Karadin nie zwrócił na nie żadnej uwagi, osłaniając oczy palcami i wpatrując się z podekscytowaniem w leżący w głębi plaży dziwny kształt. Opleciony gęstym całunem wodorostów, w pierwszej chwili nie kojarzył się z niczym więcej niż tylko kupą wyrzuconych przez fale śmieci, ale jego dostrzeżony kątem oka zarys przybrał znienacka człekokształtnych proporcji. Chłopiec westchnął bezwolnie uświadamiając sobie, na co właściwie patrzy, postąpił o krok do przodu, ponownie się zatrzymał. Morgall znajdował się w odludnej części wybrzeża, rzadko zawijały do niego kupieckie łodzie z Arhasu czy Orlegonu.

Karadin nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz morze wyrzuciło na plażę rozbitka. Ojciec wspominał kiedyś o takim przypadku, ale niechętnie powracał do tych wspomnień, jakby chciał oszczędzić synowi przykrych szczegółów.

Szaleńczy bieg w kierunku falochronu zajął ledwie chwilę, ale wystarczył, by serce w piersi Karadina zaczęło walić niczym młot. Wspiąwszy się zwinnie na skalne załomy chłopiec zaczął krzyczeć na całe gardło i machać rękami w kierunku pracujących na przystani ludzi. W pierwszej chwili nikt nie zwrócił na niego uwagi, bo krzyki Karadina tonęły w jednostajnym szumie morza, znienacka jednak ktoś dostrzegł niską postać na skałach i podniósł alarm na pomostach. Jeden za drugim, rybacy i ich pomagierzy zeskakiwali z desek na piasek, biegnąc coraz większą gromadą w kierunku falochronu.

Karadin upewnił się, że jego ostrzeżenie zostało potraktowane poważnie, zakręcił raz jeszcze rękami ponad głową, po czym zawrócił na drugą plażę z poczuciem rosnącej w nieopisanym tempie ciekawości. Uzbroiwszy się po drodze w jakiś wyrzucony na skały patyk chłopiec potruchtał w kierunku nieruchomego ciała. Czujny niczym dziki kogryl, zbliżył się do oplecionego wodorostami kształtu gotów w każdej chwili na ucieczkę, ale omywany falami rozbitek w żaden sposób nie przejawiał zainteresowania osobą Karadina.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 kwietnia 2015, 20:34

Prawdziwy rozbitek. Karadin nie potrafił uwierzyć swoim oczom. Takie rzeczy wydarzały się w wymyślonych historiach opowiadanych przez innych chłopców przy wieczornym ognisku, ale nie w prawdziwym życiu. Trącił nieruchome ciało patykiem, trafiając w smukłe ramię ukryte w rękawie mokrego ubioru. Rozbitek ponownie nie dał najmniejszego znaku życia. Chłopiec przykucnął przy nim zafascynowany, dotknął ciała jeszcze kilka razy patykiem. Zebrawszy się na odwagę przyłożył do mokrego kształtu dłonie i odwrócił leżącą na brzuchu postać na bok.

Z jego ust ponownie wydobyło się westchnienie. Wyrzucony przez morze człowiek okazał się kobietą ubraną w ciasno przylegający do skóry jasny strój, który sprawiał wrażenie jednoczęściowego. Cienki materiał nie skrywał w żaden sposób rysujących się pod nim piersi, a okolona posklejanymi w kędziory włosami twarz miała w sobie coś zdumiewająco urokliwego.

Nie zwracając uwagi na narastające w tyle okrzyki chłopiec rozgarnął palcami wodorosty przylegające do ud nieruchomej kobiety. Przeczucie podpowiadało mu, że napotkał na mitycznego rybostwora, ale błyskawiczne oględziny ujawniły istnienie zwyczajnych nóg, nie pokrytego łuskami ogona.

Przenosząc spojrzenie z powrotem na twarz nieznajomej Karadin zesztywniał raptownie, po czym pisnął niczym przestraszona dziewczynka. Oczy kobiety były szeroko otwarte, a ich niezwykły kolor wręcz sparaliżował chłopca. Miały barwę szmaragdu, odcień morza w chwili, kiedy padało na nie światło stojącego w zenicie słońca. Nikt w Morgallu, nikt znany Karadinowi nie miał oczu w tak niezwykłym kolorze.

Wpatrzona w swego wybawiciela nieznajoma otworzyła z ogromnym wysiłkiem usta, zaczęła mówić ledwie słyszalnym głosem, w którym dźwięczało skrajne wyczerpanie.

- Wody... pić...

Spanikowany chłopiec wydał z siebie ciche jęknięcie, po czym odtoczył się po piasku chcąc zwiększyć dzielącą go od kobiety odległość.

- Daj mi... pić...

Karadin obejrzał się z desperacją w kierunku coraz bliższych ziomków, zeskakujących ze skalnego falochronu na pełną żwiru plażę. Wszyscy spostrzegli już, co takiego odnalazł syn naczelnika i ich pełne zdenerwowania głosy dźwięczały wyraźnie nad szumem fal.

- Dajcie wody! Ojcze, potrzeba mi wody! - krzyknął Karadin wymachując jednocześnie ręką. Dartan biegł w przedzie ludzkiej gromady, wielkimi krokami mającymi czym prędzej przybliżyć go do syna.

- Kto to taki?! - zakrzyknął naczelnik przypadając na kolana obok chłopca i na wszelki wypadek osłaniając go swym ramieniem. Na obliczu mężczyzny rysowały się różne emocje, nałożone na siebie w postaci wieloznacznego grymasu.

- Morze ją wyrzuciło! - odpowiedział niezamierzenie wysokim głosem Karadin - Ale żyje! Mówiła do mnie, chce pić!

Inni rybacy dobiegli do naczelnika i jego syna, dysząc ciężko, opierając ręce o kolana. Ich szeroko otwarte oczy wwiercały się w postać w jasnym stroju, wodziły po jej owiniętym w wodorosty ciele.

- Musimy ją... - Dartan zaczął mówić pełnym zdecydowania tonem, ale urwał w połowie zdania dostrzegając chroboliwą bladość wypełzającą bez ostrzeżenia na oblicze Sebastiona. Ogorzały od słońca rybak uklęknął po przeciwnej stronie nieznajomej, lecz zerwał się ponownie na nogi ledwie sekundę później, głęboko czymś wstrząśnięty.

- Co się... - zaczął pytać zdjęty złym przeczuciem naczelnik, ale Sebastion przerwał mu z grymasem oczywistej zgrozy wykrzywiającym oblicze.

- Cofnijcie się! - zakrzyknął - Cofnijcie! To Wężogłowa!

Awatar użytkownika
czegoj
Site Admin
Reactions:
Posty: 3837
Rejestracja: 18 listopada 2008, 23:34
Has thanked: 5 times
Been thanked: 10 times
Kontakt:

Post autor: czegoj » 25 kwietnia 2015, 21:13

Intrygujące... W jakim to świecie się dzieje? Wszystko Twoje, czy ściągałeś? Z chęcią poczytam ciąg dalszy bo zapowiada się dobrze.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 kwietnia 2015, 23:05

To kawałek własnego świata, ciągle nad nim pracuję. Sporo motywów zapożyczyłem od innych, bo bardzo trudno wymyślić coś kompletnie nowatorskiego. Popracuję nad ciągiem dalszym!

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 26 kwietnia 2015, 14:27

Ciekawie się zapowiada myślę że warto nad tym nadal pracować. Co do fabuły to chętnie bym pomógł tylko nie bardzo wiem jakiego rodzaju pomocy oczekujesz? Wiesz są tacy autorzy którzy mają monopol na super pomysły więc z tą pomocą teraz uważam. Nie wskazuje nikogo palcem. Jeśli byłbyś łaskawy kontynuowac pisanie to myślę że wiele osób z przyjemnością by pomogło poprosu zadając pytania do mało zrozumiałych fragmentów. Wówczas mógłbyś je z łatwością poprawiać.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Rikandur
Reactions:
Posty: 392
Rejestracja: 06 lipca 2013, 21:40
Has thanked: 36 times
Been thanked: 3 times

Post autor: Rikandur » 27 kwietnia 2015, 08:55

Brawo, Keth. Jeśli chodzi o własne opowiadania/fabuły to znam to uczucie. Kilka razy dałem moje wypociny do przeczytania jak zostałem przypadkowo przyłapany na destrukcji dziadostwa ... w czasach gdy pisało się tego typu rzeczy głównie w zeszycie w kratkę. Trochę ich się nazbierało. Ku memu zaskoczeniu nachalnemu czytaczowi przeszkadzały błędy literowe i inne związane z słabym warsztatem i nieuctwem na lekcjach języka Polskiego. Fabułki jakie mnie osobiście rozczarowały znalazł ciekawe o wiele częściej niż się spodziewałem. Tak czy siak poszło w ogień. ;)

Więc moja propozycja, dla Ciebie, jest taka byś pisał i pisał a własnych fabuł nie oceniał bo jest możliwość że jesteś przesadnie surowy w samokrytyce.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 18 maja 2015, 10:23

Myślę że za malo opublikowales jeszcze się nie związała dobrze akcja i nie wiemy kim jest główny bohater a tym samym nie wiemy o jednym z ważniejszych elementów tego opowiadania.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Araven
Reactions:
Posty: 8334
Rejestracja: 13 lipca 2011, 14:56
Has thanked: 1 time
Been thanked: 1 time

Post autor: Araven » 18 maja 2015, 15:58

Dobrze napisane, przeczytałem dopiero teraz, wcześniej mi umknęło. Co to za rozbitek?

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 25 czerwca 2015, 14:06

OK, a więc moja opinia:

Widać, że nie jest to Twoja pierwsza próba literacka i że masz już wyrobiony pewien własny styl. To oczywiście plus. Opisy są żywe i obrazowe, nie brak w nich barw i dźwięków, aczkolwiek brak zapachów. Szkoda, bo węch z pewnością staje się jednym z głównych zmysłów odbierania świata na przystani morskiej. ;)

Sam sposób budowania świata jest spójny, barwny i obrazowy. Zawdzięcza to w dużej mierze wspomnianym opisom, które pozwalają żywo zwizualizować sobie przedstawione sytuacje. Dialogi są także przemyślane, klarowne i odpowiednie względem wypowiadających je bohaterów.

Podoba mi się sposób w jaki prowadzisz fabułę, trochę w oparciu o retrospekcje, a trochę w odniesieniu do strumienia świadomości. Czytałeś może jakąś powieść psychologiczną? Narracja tego rodzaju czasami jest bardzo interesującą rzeczą, a wydaje mi się, że chwilami (scena z chłopcem na plaży) jesteś jej bliski.

Widać, że dbasz o język i styl. Niemniej interpunkcja pozostawia naprawdę wiele do życzenia i złożone zdania, pozbawione przecinków utrudniają w mym odczuciu lekturę. Poza tym zrób coś z tym potworkiem:

(...) ale jego dostrzeżony kątem oka zarys przybrał znienacka człekokształtnych proporcji.

To zdanie nie daje rady. Lepiej już byłoby:

Jednak gdy spojrzał kątem oka, dostrzegł, iż w zarysie posiada ona niepokojąco człekokształtne proporcje.

Czy coś w tym guście... Oczywiście moja propozycja jest jedynie przykładem możliwej przeróbki. ;)

Poza tym myślę, że jest dobrze jak na razie. Nie ma może jakiś fajerwerków, ale trudno, aby były na wstępie. Tutaj zarysowujesz tło kulturowe i społeczne, postacie kilku bohaterów, główne wątki dopiero wyłonią się jak sądzę później... Tak więc w moim odczuciu jest w porządku i nie ma sensu silić się tu na coś więcej. Zwłaszcza, że podajesz naprawdę wiele informacji i bogatych opisów, więc bynajmniej czytelnik nie odczuwa tutaj braku.

Jedyne czego mógłbym jeszcze się czepić: przydałoby się kilka zdań opisujących jakoś ogólnie lepiej tą miejscową faunę, aby można było ją sobie wyobrazić. Oczywiśćie niedomówienia inspirują tu imaginację (i to jest bardzo dobre rozwiązanie), ale czasami myślę, że nie narzekałbym na jakiś nieco bogatszy opis. Mówię, nieco bogatszy - bo nie wydaje mi się, by całkowite zarysowanie tych tajemniczych zwierząt było dobrym posunięciem... Ale coś podobnego jak w przypadku tych kogryli - o których mamy więcej informacji niż o skałołazach (mimo, że skałołazy jako stworzenia oswojone, powinny być chyba trochę czytelnikowi bliższe). Niemniej tutaj wiemy co kogryle jedzą, a także nieco o ich wyglądzie i zwyczajach - reszta ginie w ciemnych wodach oceanu. Jednak to jest, jak mówiłem dobry zabieg. Podnieca wyobraźnię... Natomiast o skałołazach nie wiemy na tyle dużo by je sobie jakkolwiek unaocznić, co mi troszeczkę wadzi, przyznaję.

I to chyba tyle moich wniosków po pierwszej lekturze... Aczkolwiek, jeśli jeszcze mnie jakieś nawiedzą, na pewno dam znać. No i poczekam na dalszy ciąg.

Zapytam jeszcze: to ma być powieść, czy opowiadanie?

A tak, na koniec naszła mnie jeszcze jedna uwaga: te wodorosty na udzie i erotyczny kontekst tej sceny jest zamierzony? Bo w wypadku trzynastolatka to dość mocny akcent. Lepiej byłoby myślę, przenieść je na łydkę dziewczyny (co także da odpowiedni klimat, ale będzie nieco mniej dosadne). Oczywiście kobieta-wąż wyłaniająca się z morza, aż ocieka erotyką w kontekście symbolicznym (co współgra z wiekiem chłopca i z całością zarysowanej tu opozycji względem monoteizmu), niemniej udo w mym mniemaniu jest trochę zbyt mocne. Chyba, że scena ta ma się zakończyć jakąś orgietką na plaży. ;)
Ostatnio zmieniony 25 czerwca 2015, 20:16 przez Sigil, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 25 czerwca 2015, 21:27

[offtopic]Jak to! To nie wiedziałeś Sigilu, że to nie jest opowiadanie fantasy, tylko takie... różowe?
Takie co się czyta po 22 jak dzieci śpią. :P
No to skałołazy dopiero Cię zadziwią, zarówno umiejętnościami jak i wyposażeniem... [/offtopic]
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 czerwca 2015, 21:47

Dziękuję za uwagi, w szczególności obszerny komentarz Sigila. W zamierzeniu tekst ten ma być opowiadaniem, aczkolwiek na chwilę odłożyłem pracę do szuflady zaaferowany innymi projektami. Na pewno powrócę do tego materiału, najpewniej już niebawem!

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 26 czerwca 2015, 13:29

Opowiadanie na pewno jest lepsze na start, niż powieść. Powieści generalnie są trudniejsze z uwagi na złożoność wątków i zgodność psychologii postaci... Poza tym, bądźmy szczerzy - tworzenie powieści jest mniej ciekawe, bo musisz czasami wrzucić jakieś nudnawe opisy czy tło. :P

Gdybyś chciał pogadać o samym opowiadaniu, jako gatunku, to jestem otwarty na dyskusje. :)
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

ODPOWIEDZ