Pisanie opisów

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 31 marca 2016, 17:06

Tak jak wspominałem - by radzić sobie z PBFem wystarczy opanować pisanie dialogów i opisów w stopniu zadowalającym. Nie każdy jednak czuje się dobrze z opisami i niektórzy często unikają ich czując, że nie do końca potrafią oddać to o co im chodzi. Abyście więc mogli uniknąć w przyszłości odczucia "znów się wygłupiłem" podzielę się garścią porad na ten temat, która, jak wierzę, okaże się pomocna dla osób zielonych w temacie:

1. Wyobraź sobie o czym piszesz: niezależnie od tego czy opisujesz miejsce, osobę czy np. melodię - wyobraź to sobie najlepiej, jak tylko potrafisz. Jeśli masz z tym problem obejrzyj kilka zdjęć lub obrazów ilustrujących to, co chcesz przekazać. Poczuj to, wejdź w klimat. Poczuj jakie emocje budzi w tobie dana lokacja, bohater, wrażenie zmysłowe... Czy obraz jest przygnębiający czy radosny? Sprawia wrażenie pełnego energii czy ospałego? Napawa nadzieją, czy przeciwnie - poraża niewypowiedzianą groźbą klęski? Kiedy już w wyobraźni zobaczysz i poczujesz o co chodzi, możesz przejść dalej.

2. Synestezja: dobry opis nie opiera się tylko na zmyśle wzroku. Inne wrażenia mogą być równie ważne, a nawet przyćmić to, co widać. Dla przykładu las to nie tylko obraz drzew, ale i szum liści, śpiew ptaków i zapach grzybów. Twój opis więc powinien zawierać także: dźwięki i zapachy. Uszereguj je w kolejności od najbardziej wyczuwalnego. Tak więc np. opis kanałów rozpocząć należy od zapachu nieczystości, a zbliżanie się do wodospadu należy poprzedzić opisem dźwięku (huku wody) a nie samym widokiem kaskady. Zastanów się - który zmysł będzie dogrywał w opisie pierwszorzędną rolę? następnie zacznij od niego, a później dołącz kolejne.
Oczywiście jakiś zmysł może być w ogóle nieobecny. Bohater krążący po ciemnym pokoju będzie miał wiele wrażeń dotykowych: miękkość dywanu, twardość krzesła, na które wpadł - a prawie żadnych wzrokowych. Te ostatnie zamkną się w krótkiej informacji typu: We wszechogarniającym mroku widział jedynie niewyraźne cienie sprzętów... I nie ma co tutaj rozwijać tematu. ;)

3. Unikaj powtórzeń: nie powtarzaj do znudzenia tych samych słów. Np. opisując jezioro użyj słowa: toń, powierzchnia, woda, staw, bajoro, sadzawka, zalew... etc. Jeśli nie masz pomysłu nie siedź frustrując się, lecz sięgnij po słownik synonimów. ;)

4. Dbaj o dobór metafor i słów: aby to zrobić musisz odpowiedzieć sobie na pytania w punkcie pierwszym: jakie emocje mają towarzyszyć opisowi? Jeśli mają być one pozytywne, użyj wyrazów i skojarzeń o pozytywnym kontekście. Np w przypadku wspomnianego jeziora mogłyby to być: jezioro, toń, sadzawka. Metafory i określenia zaś powinny odnosić się do rzeczy lekkich, przyjemnych i miłych np. można wspomnieć o kojącym plusku wody, toni modrej niczym niebo, czy też o tym, iż spokojna toń jeziora przypominała bohaterowi pięknie wypolerowane, kryształowe lustro.
Jeśli jednak jezioro ma być ponure, użyj słów w rodzaju: bajoro, rozlewisko (zwłaszcza gdy dodasz do niego ponure rozlewisko, albo ciemne rozlewisko) i określeń oraz porównań ewokujących nieprzyjemne i mroczne skojarzenia, np. mętne odmęty, mgły zbierające się na podobieństwo toksycznego oparu, zimny, niepokojący wiatr ciągnący znad stawu etc.
Generalnie bowiem porównania i metafory zmuszają odsyłają czytelnika do kolejnych obrazów, które nie muszą być związane z danym obrazem, ale mogą podkreślać jego zawartość emocjonalną. Myślę, że zauważysz to bez trudu w poniższym przykładzie:

Smętnie zwisające, nagie gałęzie wierzby, przywodziły na myśl włosy topielicy, której imienia nikt już nie pamięta...

Długie warkocze wierzb zwisających nad wodą połyskiwały w promieniach wiosennego słońca, niczym żywe fontanny zieloności.

Oba zdania opisują gałęzie wierzby - jednak pierwsze odnosi nas do widoku trupa unoszącego się na wodzie - nic miłego, prawda? A więc sprawia, że czujemy dreszcz, odrazę i smutek. Druga metafora rysuje przed oczyma czytelnika obraz zielonej fontanny, a więc wizję przyjemną, radosną i pełną witalności. I w ten właśnie sposób, sterując obrazami, do których odnoszą się skojarzenia, można tą samą rzecz opisać na całkiem różne sposoby. ;)

5. Kontroluj długość zdań: z zasady sceny spokojne, sielskie, lub smętne opisuje się długimi zdaniami. Sceny akcji zaś krótkimi, co pozwala na oddanie ich dynamiki. Porównaj opisy przyrody np. u Reymonta z "Pamiętnikiem z Powstania Warszawskiego" Białoszewskiego. Urwane zdania wprowadzą niepokój, informują czytelnika, że coś się dzieje. Przeciwnie - długie i melodyjne zdania podkreślają nastrój spokoju, pozwalają na chwilę wytchnienia i skupienia się na danym opisie, np.

Wiatr znów uderzył. Bezlitośnie. Przejmująco. Jego ponure zawodzenie rozniosło się po równinie. Bez końca. Bez końca...

Przebiegający przez sad wiatr poruszył ukwieconymi gałązkami wiśni, roznosząc zapach wiosennego kwiecia. Jego dotyk na skórze był niczym pocałunek, niosący w sobie niewypowiedzianą obietnicę.

6. Nie myl czasów: pisz opis zawsze w jednym czasie: jeśli wybrałeś czas przeszły, trzymaj się go. Jeśli teraźniejszy, także konsekwentnie korzystaj z niego przez całą długość tekstu. Zmienianie czasu jest błędem i wprowadza zamieszanie. Oczywiście pamiętaj, że tyczy to opisów. W narracji prowadzonej w czasie przeszłym w dialogach może pojawić się inny czas - gdyż dialog to nie narracja, a zapis języka mówionego. Tak więc może zaistnieć sytuacja:

- Chcę tam pójść - powiedział.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 07 maja 2018, 22:27

[offtopic]Remigiusz Mróz - bardzo poczytny pisarz młodego pokolenia, który ostatnio święci triumfy tak samo wśród zwykłych zjadaczy chleba jak i wśród stetryczałych i wrednych profesorów polonistyki. Wiem bo mam swojego kreta w tym ostatnim środowisku Wink. Autor cyklu publicystycznego "Kurs pisania" i o nim właśnie będzie dalej mowa. Poniższy fragment artykuł pochodzi ze strony na której publikuje cykl:

http://lubimyczytac.pl/profil/326641/re ... cje-wybrac

Na który to warto zajrzeć by przeczytać kilka innych ciekawych warsztatowo tekstów. Poniżej znajduje się fragment części pierwszej i jest tu zamieszczana bez zgody autora. Wszelką odpowiedzialność z tytułu publikacji biorę na klatę, choć mam cichą nadzieję, że autor nie miałby nic przeciwko. Zachęcam też do sięgnięcia po twórczość Pana Mroza.

Poniżej rzecz przydatna z punktu widzenia pisanych reminiscencji, co dość często lubię robić. [/offtopic]

Kurs pisania #4 - jaką narrację wybrać?

Na początku był Pomysł. A Pomysł był u pisarza w głowie i pisarz był Pomysłem.

Potem było Słowo. A wraz z nim nadeszła rozterka: jak opowiedzieć tę cholerną, niedającą spokoju historię, która próbuje wyrwać się z podświadomości i znaleźć na kartach powieści?

Dylemat, przed którym staje każdy z nas, kiedy świadomie podchodzi do pisania. Czasem mamy szczęście i narracja nasuwa się sama - głównie dzięki temu, że z którąś jesteśmy bardziej obyci poprzez proces czytania i poznawania fachu od drugiej strony. Często jednak bywa tak, że przychodzi nam zmierzyć się z niemałą zagwozdką.

Przy którejś książce zdarzyło mi się napisać kilkadziesiąt stron, zanim stwierdziłem, że chciałbym opowiedzieć tę historię w pierwszej, a nie trzeciej osobie. Zmiany, jakich musiałem dokonać, były czysto kosmetyczne - okazało się, że i tak opowiadałem wszystko z perspektywy jednej osoby. Ale żeby uniknąć niebezpieczeństw z tym związanych, warto na początku zastanowić się nad formą tego, co chcemy przekazać.

Pytanie zasadnicze jest takie: ile jest rodzajów narracji? Franz Stanzl wyróżnia trzy. Gérard Genette pięć. Stephanie Orges potrafi wymienić aż siedem. Wayne C. Booth zasadniczo zwraca uwagę na dwa. A nas powinno to interesować tyle, co zeszłoroczny śnieg, wszak nie jesteśmy na zajęciach z literaturoznawstwa.

Podzielmy więc sobie narrację na dwa typy:

- trzecioosobowa
- pierwszoosobowa.

Kolejność jest nieprzypadkowa, bo trzecioosobowa pojawia się znacznie częściej. Na próbę biorę do ręki pierwszą lepszą książkę, która znajduje się na stosach na biurku. Padło na "Bezsenność" Kinga, której pierwsze zdanie brzmi tak:

"Nikt - a już z pewnością nie doktor Litchfield - nie powiedział Ralphowi Robertsowi zwyczajnie i po prostu, że jego żona umiera, ale nadeszła chwila, kiedy Ralph to zrozumiał i nikt niczego mu już mówić nie musiał."

Gdybyśmy mieli do czynienia z pierwszoosobową, zamiast "Ralphowi Robertsowi", zobaczylibyśmy po prostu "mi". Ale nie zobaczyliśmy, bo po pierwsze: około dziewięćdziesięciu procent współczesnej beletrystyki pisane jest w trzeciej osobie; a po drugie: jakkolwiek lubię pisać w pierwszej osobie, preferuję czytanie w trzeciej. Stąd mogłem zaryzykować strzał, bo zdecydowana większość książek na moim biurku posiada właśnie ten typ narracji.

Wiemy już więc, że jest najpowszechniejszy, ale przejdźmy do konkretów. Zaletą jego stosowania jest niewątpliwie to, że możemy opowiadać historię z punktu widzenia różnych postaci, zachowując przy tym spójność powieści. Możemy uprawiać także headhopping, o którym była mowa w odcinku drugim. Możemy zakotwiczyć się w głowie jednego bohatera, a wyjść z niej dopiero, gdy zachodzi absolutna konieczność - na przykład by pokazać, jak nieszczęśnik w męczarniach odchodzi z tego świata.

Trzecia osoba jest też bezpieczniejsza dla naszego stylu, bo odrywamy się od formy, której używamy na co dzień i korzystamy w większości z naszego warsztatu literackiego. Do tego dochodzi jeszcze jeden plus, o którym napomknąłem już na początku - jesteśmy z nią czytelniczo bardziej zaznajomieni, niż z pierwszoosobową.

Koniec końców jest bezpieczniejsza, gdy zaczyna się przygodę z pisaniem. Wybór ten jednak nie rozwiązuje wszystkich naszych problemów, bo w trzeciej osobie możemy snuć opowieść na dwa sposoby:

- jako wszechwiedzący narrator
- lub jako narrator o ograniczonej wiedzy.

W pierwszym przypadku jesteśmy upoważnieni, by napomknąć o przyszłości - egzystujemy jako byt cokolwiek abstrakcyjny, mogący częściej przenikać z umysłu jednego bohatera do drugiego. Przy drugiej ewentualności jesteśmy ograniczeni jedynie do tego, co wie dana postać (a czasem możemy być nawet neutralnym obserwatorem, niemającym wglądu w niczyją psychikę).

Weźmy na tapet Christiana Leitnera, skądinąd znanego niektórym z Was. Będzie to przykład z życia wzięty, ponieważ podczas redakcji "Prędkości ucieczki" zmieniłem element narracyjny w jednej z pierwszych scen, w których się pojawił.

Niemiec stał z rękoma założonymi za plecami, oglądając jak dwóch podkomendnych wywraca polski znak graniczny we wrześniu 1939 roku. Widział, że fotograf uwiecznił ten moment - i pierwotnie narrator dodał, że zdjęcie to pewnego dnia obiegnie cały świat. Potem uwagę tę wyrzuciłem i przedstawiłem ją w formie spekulacji, jaką snuł Leitner. Tym samym przeskoczyłem z narratora wszechwiedzącego, do tego o ograniczonej wiedzy. Ot i wszystko.

Który jest lepszy? Ten, który jest konsekwentny. Poza tym wszystko zależy od warsztatu - Douglas Adams w "Autostopem przez Galaktykę" używa wszechwiedzącego i robi to genialnie. Dużo częściej zdarza się jednak, że próba taka kończy się niezbyt przyjemnym dla czytelnika fiaskiem. Stephen King w swoich książkach często umieszcza fragmenty z wszechwiedzącym narratorem. Na przykład w "To", kiedy wprowadza nową postać i informuje nas już na wstępie, że niebawem pechowy chłopiec przeniesie się na łono Abrahama.

Ale przejdźmy do opowiadania historii w pierwszej osobie. Jak już wspomniałem, jest ona dużo bardziej niebezpieczna. Dzieje się tak, ponieważ narrację tego rodzaju prowadzi się z wielką łatwością. Słowa same wypadają spod palców, a kolejne już czekają w umyśle na swoją kolej. Każdy z nas jest przyzwyczajony do wyrażania myśli w ten sposób - i gdy siada przed pustą kartką, znacznie łatwiej jest ją zapełnić. W natłoku tej swobody pisania może uciec rzecz niezwykle istotna - styl. Dlatego konstruując powieść z punktu widzenia pierwszej osoby, dobrze jest patrzeć sobie na ręce jeszcze baczniej, niż zazwyczaj.

Zwolennicy tego rozwiązania podkreślają, że pozwala ono zżyć się bardziej z protagonistą. I jest to prawda - jakkolwiek każdy kij ma dwa końce. W tym przypadku drugim końcem jest fakt, że czytelnikowi nieraz trudniej przychodzi identyfikacja z pozostałymi bohaterami - w końcu poznajemy ich wówczas wyłącznie z punktu widzenia jednej postaci.

Znów biorę do ręki pierwszą lepszą książkę (no dobra, tym razem jednak nie na chybił-trafił). "Dolores Claiborne", znów Kinga. Jej pierwsze zdania brzmią:

"O co pytałeś, Andy Bissette? Czy zrozumiałam, jakie przysługują mi prawa? Boże, dlaczego faceci są tacy tępi?!"

Abstrahując od uniwersalnego przesłania, które zdaje się nie starzeć z upływającymi latami - widać jak na dłoni, że mamy historię opowiadaną z perspektywy pierwszej osoby. Była to zresztą pierwsza tego typu książka Kinga - i już wtedy pokazał, że potrafi to robić po mistrzowsku.

Z licznych odmian narracji pierwszoosobowej, dobrze jest wyłowić cztery:

- z punktu widzenia protagonisty
- z punktu widzenia innej osoby
- w czasie przeszłym
- w czasie teraźniejszym.

Zacznijmy od pierwszych dwóch typów i miejmy je z głowy, bo nie są aż tak istotne, by zaprzątać sobie nimi myśli. Gros powieści pierwszoosobowych pisanych jest z perspektywy głównego bohatera - wyjątkami są dzieła Conan Doyle - o Sherlocku Holmesie (gdzie za lektora robi nam Watson), czy cykl rzymski Roberta Harrisa (gdzie służący opowiada o Cyceronie). Jest to ciekawe rozwiązanie, szczególnie, gdy fabuła koncentruje się wokół enigmatycznej persony, jak Holmes. Wydaje się jednak, że narracja pierwszoosobowa wyczerpuje swoje zalety pełniej, gdy pozwolimy mówić osobie, która stanowi punkt centralny powieści.

Ale nie to jest najistotniejsze. Ostatnimi czasy niebagatelnie wzrosło znaczenie czasu gramatycznego, w który ubieramy czasowniki.

Niegdyś pisało się tylko w czasie przeszłym - nawet ten krótki ustęp z "Dolores Claiborne" obrazuje clou problemu. Od jakiegoś czasu jednak coraz więcej narratorów opowiada nam historię w czasie teraźniejszym, jakby wszystko działo się dokładnie w chwili, gdy czytamy daną scenę. W tym przypadku jestem zupełną konserwą - nie znoszę tego rodzaju narracji, zarówno jeśli chodzi o czytanie, jak pisanie. Sięgnąłbym po którąś książkę, by wyłowić próbkę, ale nie mam żadnej pod ręką. W poszukiwaniu ratunku posiłkuję się darmowym fragmentem "Igrzysk Śmierci".

"Prostuję się i macham ręką, żeby go uspokoić.
- Nie trzeba, wszystko w porządku - zapewniam."

Przypuszczam, że szybko można się do tego przyzwyczaić - szczególnie, gdy lektura porywa. A "Igrzyska Śmierci" wybrałem jako przykład nie bez powodu, bo jeśli zamierzacie tworzyć prozę z gatunku young adult, powinniście mieć na względzie czas teraźniejszy. Oprócz Suzanne Collins, używa go także Veronica Roth, Stephanie Meyer, czy masa innych pisarek i pisarzy, których nazwisk nie potrafię wymienić - nawet z pomocą przepastnej bazy lubimyczytać.pl. W tej chwili to standard w literaturze młodzieżowej.

Na koniec zbieram wszystko w kilka słów i pokazuję, co jest najważniejsze w całym tym odcinku - używajcie tej narracji, z którą jesteście najbardziej obyci literacko. Jeśli czytacie dużo książek z narracją w pierwszej osobie, piszcie w pierwszej osobie. Jeśli w trzeciej, piszcie w trzeciej. A jeśli lubicie eksperymentować, spróbujcie formy szkatułkowej, z której znany jest choćby Dan Simmons za sprawą "Hyperiona". Możecie też pokusić się o inne wodotryski - na przykład narrację w drugiej osobie, która przeciętnego czytelnika doprowadzi do szewskiej pasji, ale być może zainteresuje jakiegoś odważnego krytyka literackiego.

A jeśli nie wiecie, co będzie dla Waszej książki najlepsze, pozwólcie pomysłom samodzielnie znaleźć drogę na elektroniczny papier - w najgorszym wypadku będzie kosztowało Was to kilka poprawek. W najlepszym zapomnicie o całym bożym świecie i wszelkich kursach pisania.
Dalej jeszcze parę słów o tak ważnych rzeczach jak:

Kurs pisania #2 - headhopping
http://blog.remigiuszmroz.pl/kurs-pisan ... adhopping/

Kurs pisania #18 - rytm tekstu
http://lubimyczytac.pl/profil/326641/re ... ytm-tekstu
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 09 maja 2018, 17:51

Panowie, cenne i zasadne rady. Z mojej strony dzięki, dodam tylko, że małe okno udostępnione do pisania posta, przeszkadza czasem w odpowiednim redagowaniu tekstu.

I tu mam prośbę. Ludzie, redagujcie błędy w postach, czytajcie sami siebie, większość błędów podkreśla edytor, proszę o poprawianie przynajmniej tych. Czasem czytam wpis, który byłby fajny, klimatyczny, ale muszę przedzierać się przez bagno literówek. W rezultacie czar pryska. Wiem że to trudne z poziomu telefonu, mimo wszystko uważam, że warto.

Dlaczego nikt wcześniej nie uświadomił mi, że źle się czyta teksty w pierwszej osobie pisane. Dziękuję Suriel!

ODPOWIEDZ