Lokacja - Pałac Andreasborg

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 18 stycznia 2018, 13:39

[center]1
Pałac Andreasborg[/center]


Status: Siedziba Księcia a zarazem Elizjum.

Położenie: Plac Książęcy - centralny punkt Starego Miasta.

Logistyka: Do siedziby Księcia najlepiej dostać się komunikacją miejską, lub samochodem. Znalezienie pałacu nie jest trudne, figuruje on we wszystkich przewodnikach turystycznych - a poza tym, trudno go przeoczyć.

Bywalcy: Książę Andreas Kraftfuld, Lukas Niespor, Thor"Rozpruwacz" i inni prominentni członkowie Camarilli.

Historia: Pałac wzniesiono w XVI wieku na życzenie Księcia. W następnych w stuleciach był kilkakrotnie przebudowywany, zgodnie z aktualnymi trendami architektonicznymi. Był od zawsze siedzibą Księcia, a w czasach poprzedzających II wojnę światową, również rodu książęcego panującego nad miastem w świecie śmiertelników. Obecnie jego część stanowi muzeum. Niektóre sale są również wykorzystywane podczas rady miejskiej.

[center]Obrazek[/center]
Opis: Posiadłość przyćmiewa swoim majestatem wszystkie pozostałe budynki w mieście. Do dziś nic nie równa się rozmachowi z jakim została zbudowany, sprawiając że Andreasborg pozostaje numerem jeden na liście atrakcji turystycznych. Budynek posiada dwa potężne skrzydła i wysoką wieżę, umieszczoną w centrum budowli, a zwieńczoną barokową kopułą. Z frontu znajduje się brukowany Plac Książęcy, z tyłu zaś park, w którym znaleźć można wiele pomników przyrody. Znajdują się tutaj także przepiękne, barokowe fontanny wykonane z marmuru i brązu.

[center]Obrazek Obrazek Obrazek[/center]
Szkarłatne jedwabne obicia na ścianach, kosztowne zasłony i dywany w różnych odcieniach czerwieni są jedną z najbardziej charakterystycznych cech wystroju wnętrz. Wielkie kryształowe żyrandole zwisają z sufitu oświetlając rozległe komnaty i szerokie korytarze zamku. Splendor pomieszczeń podkreślają wysokie stropy, tworzące idealną kompozycję z marmurowymi filarami, które podtrzymują całą konstrukcję. Posadzki - również wykonane z marmuru - w salach konferencyjnych zostały przykryte dywanami w kolorach czerwieni i złota. Ściany pokryte są rzeźbionym drewnem, lub malowidłami, stworzonymi przez uznanych artystów Danii. Większość mebli stanowi sama w sobie dzieła sztuki, wykonane w XVII i XVIII wieku. Wykonane są często z inkrustowanego, rzeźbionego lub giętego drewna, ozdobionego masą perłową, szkłem kryształowym lub szlachetnymi metalami i kamieniami.

[center]Obrazek Obrazek Obrazek[/center]
Każdy kto choć raz był w tym miejscu, już na zawsze pozostanie pod jego wpływem. Zagłębiając się coraz głębsze zakamarki posiadłości można odnieść wrażenie, że ogląda się historię miasta. W muzeum znajdują się wszystkie zabytki, upamiętniające dzieje miejscowych rodów szlacheckich. Malowidła na ścianach przedstawiają ważniejsze postacie z dawnego rodu Książęcego, a także innych prominentnych arystokratów miasta. Są tutaj również zbroje, średniowieczna broń oraz insygnia władzy jednego z królów Danii. Pałac tętni potęgą, splendorem i jest niczym bijące serce żywej istoty jaką jest Isdaggry. Książę przyjmuje gości w zamkniętej dla śmiertelników sali, gdzie panuje wystrój przypominający czasy z XVI wieku.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 08 lutego 2018, 00:01

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
[center]Obrazek[/center]
Gęste ciemne chmury sunęły ciężko nad dachami budynków Isdaggry, ukrywając jaśniejącą pełnię księżyca. Jak na późną wiosnę, dzisiejszą noc można by nazwać jedną z cieplejszych, albowiem przez ostatni tydzień bezustannie czas padał deszcz. Teraz jednak było sucho, popołudniowe słońce rozproszyło ostatnie pasma mgieł, pozostawiając niebo klarownym i czystym. Lekki ciepły wiatr, wiejący z południa, niósł w sobie obietnicę lata, sprawiając, że miasto zaczynało tętnić nocnym życiem. Śmiertelnicy instynktownie porzucali cztery ściany: spacerowicze zapełniali parki, powracali nocą z długich rozmów z przyjaciółmi, lub z posiadówek w knajpach. Zakochani wypełniali ławki i skwery, stając się łatwą zdobyczą dla nieumarłych.

Tej nocy wybrańcy zebrali się w liczbie w pałacu Księcia. Nikt z nich nie chwalił się, w jaki sposób wezwanie dotarło do jego uszu. Każdy zachowywał swoje sekrety dla siebie. Faktem jest jednak, że byli tutaj, gotowi wysłuchać słów władcy Issdagry. A w martwych oczach tlił się ogień skrywanych ambicji i marzeń, którego nie sposób było pomylić z żadnym innym światłem.

Zainteresowani sprawą Czarnego Kościoła znajdowali się w Złocistym Salonie. To tutaj "odpoczywali" goście Księcia, w istocie przygotowując się do rozmowy z Miłościwie Im Panującym. Zawieszony kilka metrów nad głowami kryształowy żyrandol oświetlał jasnym blaskiem całą salę, która pomieściłaby przynajmniej pięćdziesiąt osób. Na jej środku stał wielki prostokątny stół, przykryty czerwonym materiałem z złotymi wykończeniami. Na jego rozległej powierzchni ustawiono złote puchary, wraz z karafkami wypełnionymi krwią. Znajdujące się dookoła stołu krzesła pamiętały czasy XVIII wieku. Pomimo tego, ich stan był idealny. Na każdej z czterech ścian wisiały pejzaże, przedstawiające monumentalną bryłę pałacu Andreasborg, ujętą w różnych porach roku. Wychodzące na ogród masywne, orzechowe okna były w tej chwili zasłonięte grubymi, szkarłatnymi zasłonami, z wygrawerowanym berłem w kolorze złotym.

[center]Obrazek[/center]
Pod ścianami ustawione zostały fotele, sala zaś roiła się swobodnymi ławicami kanap i sof, dobranych kolorystyką, i stylem do gustu władcy. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie i poczuć się wyjątkowo. Czyż bowiem nie spotykał się z samym Księciem? Na podłodze rozłożono miękki wschodni dywan, który, pochłaniając dźwięki kroków, zapewniał poczucie komfortowej intymności. Sala miała również trzy niewielkie wnęki przeznaczone do bardziej prywatnych rozmów, gdzie ustawiono stoliczki, ze szkarłatnym poczęstunkiem, w otoczeniu kilku krzeseł. Kryształowe kielichy lśniły, odbijając miękkie, złote światło, wypełniające komnatę.

[center]Obrazek[/center]
[center]Obrazek[/center]
Na sali znajduje się Michelle z klanu Tremere. Wiecie, że jest Czarodziejką, Obywatelką Camarilli, choć nikt z Was nie zna jej osobiście.
Proszę o post przedstawiający postacie z uwzględnieniem tego w co ubraliście się na spotkanie z Księciem.
Wszyscy zostaliście poinformowani, że Książę przyjmie was za około pół godziny. Macie więc czas na przemyślenia i rozmowy.
Spoiler!
Z racji, że masz Etykietę potrafisz ocenić, co reprezentują sobą pozostali i jak sam wypadasz na tle reszty:
Klaus: Facet się nie postarał, Gangrel mu z butów wychodzi.
Karen: Widać, że laska się starała, ale mogło być lepiej.
Morten: Wydaje ci się, że jest w porządku.
Kapitan Galaktyka: Wydaje ci się, że jego strój jest odpowiedni.
Cezar: Facet ubrał się wybitnie idiotycznie. Zupełnie nie pasuje do tego miejsca.
Isabela: Ta laska robi oszałamiające wrażenie. Nie możesz oderwać od niej wzroku! I jesteś pewien, że Książę też nie będzie mógł.
Algol: Ten gość naprawdę ma klasę i wybija się na tle pozostałych.
Michelle: Laska ma klasę, ale nie umywa się do Isabeli.
Spoiler!
Z racji, że masz Etykietę potrafisz ocenić, co reprezentują sobą pozostali i jak sam wypadasz na tle reszty:
Klaus: Facet się nie postarał, widać że nie szanuje Supermana.
Karen: Widać, że laska się starała, ale mogło być lepiej.
Morten: Widać, że gość umie się ubrać.
Kapitan Galaktyka: Wydaje ci się, że twój strój jest odpowiedni.
Cezar: Facet ubrał się wybitnie idiotycznie. Jego strój obraża powagę Ligii Sprawiedliwości.
Isabela: Ta laska robi oszałamiające wrażenie. Nie możesz oderwać od niej wzroku! I jesteś pewien, że Superman też nie będzie mógł.
Algol: Ten gość naprawdę ma klasę i wybija się na tle pozostałych, chociaż masz wrażenie, że chyba jest z Marvela.
Michelle: Laska ma klasę, ale nie umywa się do Isabeli.
Spoiler!
Z racji, że masz Etykietę potrafisz ocenić, co reprezentują sobą pozostali i jak sama wypadasz na tle reszty:
Klaus: Facet się nie postarał, Gangrel mu z butów wychodzi. Wiesz, żer służba zaraz się nim zajmie, a taki brak szacunku względem Księcia, będzie mieć konsekwencje.
Karen: Widać, że laska się starała, ale ma kiepski gust a jej dodatki są po prostu tandetne.
Morten: Wydaje ci się, że nie jest najlepiej, ale ujdzie w tłoku.
Kapitan Galaktyka: Wydaje ci się, że nie jest najlepiej, ale ujdzie w tłoku.
Cezar: Facet ubrał się wybitnie idiotycznie. Zupełnie nie pasuje do tego miejsca. Służba zajmie się nim na pewno. W ogóle to skandal! Kto go tu wpuścił?!
Isabela: Jak zwykle lśnisz na lokalnym firmamencie. Niemniej, patrząc na zebraną tu większość nie dziwi Cię to. Masz słodką pewność własnej przewagi w tej kwestii.
Algol: Ten gość naprawdę ma klasę i styl. Od razu rozpoznajesz, że to gentleman ze starej szkoły. Współcześni mężczyźni nie mają tego czegoś. Tak, zdecydowanie wybija się na tle pozostałych.
Michelle: Postarała się, niezła suknia... Widziałaś taką na wybiegu, w tamtym roku...
Spoiler!
Z racji, że masz Etykietę potrafisz ocenić, co reprezentują sobą pozostali i jak sam wypadasz na tle reszty:
Klaus: Facet się nie postarał, Gangrel mu z butów wychodzi. Wiesz, żer służba zaraz się nim zajmie, a taki brak szacunku względem Księcia, będzie mieć konsekwencje.
Karen: Widać, że laska się starała, ale ma kiepski gust a jej dodatki są po prostu tanie. Z pewnością nie jest damą.
Morten: Wydaje ci się, że nie jest najlepiej, ale ujdzie w tłoku.
Kapitan Galaktyka: Wydaje ci się, że nie jest najlepiej, ale ujdzie w tłoku.
Cezar: Facet ubrał się wybitnie idiotycznie. Zupełnie nie pasuje do tego miejsca. Służba zajmie się nim na pewno. Kto w ogóle pozwolił mu tu wejść?! Co za czasy...
Isabela: Ma styl, klasę i wszystko, co kobieta mieć powinna. Wybija się na tle wszystkich niewiast w pomieszczeniu, a jej prezencja od razu zwraca Twoją uwagę.
Algol: Oczywiście, masz klasę i styl. Szlachetne urodzenie zobowiązuje. Wybijasz się na tle tych dzieciaków.
Michelle: Nie można odmówić jej stylu, aczkolwiek efekt nie powala na kolana.
Spoiler!
Z racji, że masz Etykietę potrafisz ocenić, co reprezentują sobą pozostali i jak sam wypadasz na tle reszty:
Klaus: Facet się nie postarał, Gangrel mu z butów wychodzi.
Karen: Widać, że laska się starała, ale mogło być lepiej.
Morten: Wydaje ci się, że jest w porządku.
Kapitan Galaktyka: Wydaje ci się, że jego strój jest odpowiedni.
Cezar: Nagle orientujesz się, że Twój strój jest zupełnie nie na miejscu. Wszyscy patrzą się na siebie co najmniej dziwnie. Czujesz się niezręcznie.
Isabela: Ta laska robi oszałamiające wrażenie. Nie możesz oderwać od niej wzroku! I jesteś pewien, że Książę też nie będzie mógł.
Algol: Ten gość naprawdę ma klasę i wybija się na tle pozostałych. Czemu nie wpadłeś na to, by ubrać się podobnie?
Michelle: Laska ma klasę, ale nie umywa się do Isabeli.
Obecni: Algol, Isabel, Morten, Cezar, Kapitan Galaktyka, Klaus, Karen, Michelle (BN z klanu Tremere);
Ostatnio zmieniony 11 lutego 2018, 20:03 przez lightstorm, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 08 lutego 2018, 10:44

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Obecni: Algol, Isabel, Morten, Cezar, Kapitan Galaktyka, Klaus, Karen, Michelle (BN z klanu Tremere);
[center]Obrazek
[/center]
Do pomieszczenia wsunęła się postać w dobrym jakościowo, jednak skrajnie pomiętym garniturze. Lekkie rozdarcie w marynarce pod pachą i ślady krwi na koszuli dopełniały obrazu tej małej tragedii elegantorum.

- Dobry wieczór. Przepraszam. Miałem wprost fatalny przypadek po drodze... - wymruczał głosem w którym wibrował wyczuwalny gniew na całą tą kompromitująca sytuację.

Fatalnie lecz cóż... Znajdźmy w tym jakiś plus. Hmm... Dobrze że chociaż nie mam dodatkowego problemu, z fryzurą.

No i stało się. Cezar nie do końca był pewien jak to możliwe jednak bez wątpienia nie prezentował się najlepiej. Długie lata w oderwaniu od wykwintniejszej części Rodziny zrobiły swoje. Wprawdzie wiedział jak należy się ubrać a jak nie, stosownie do okoliczności, jednakże szereg niefortunnych zdarzeń tego wieczora jawnie temu przeczyły. Nie potrzebnie postanowił zapolować tej nocy przed wejściem do elizjum. Nie potrzebne było do szamotanie i zbędna był bójka. Co też do diaska mogło, sprowokować młodego tego mężczyznę, stanowiącego jego dzisiejszy wieczorny poczęstunek, do tak szaleńczej i desperackiej obrony. Błąd złożył wstępnie na karb rozkojarzenia niezwykłym zdarzeniem jakie miało nastąpić, a także silnym przepracowaniem ciągnących się jeszcze z ubiegłych nocy. Spojrzał krytycznie w odbicie swej postaci w jednym z metalowych naczyń, wypucowanych do granic możliwości przez służbę. Na głowie miał nadal wieniec laurowy.

Na Jowisza! Jak mogłem zapomnieć o tym szczególe. Wychodząc z domu wszakże zdjąłem togę jednak przebrałem się nie zupełnie, zapomniałem o tym jednym drobnym szczególe. Oto jest! Przyczyna całego zła. Chociaż nie, przyczyną jest rozkojarzenie wynikające z ekscytacji oraz obawy o mojego przyjaciela którego musiałem zostawić niestety pod elizjum. Oby tylko nikogo nie pogryzł. Tak, straciłem rezon i teraz mogę stracić okazję do dalszego przebywania w tym lokalu, książę bywa przecież przeczulony na punkcie...

Cezar spokojnie zrzucił wieniec laurowy na siedzące miejsce w kącie które zamierzał zając.

- Strasznie tu jasno... Przepraszam ale moje oczy nie bardzo są przyzwyczajone do tak intensywnego światła - powiedział cicho. - Czy będzie dla Państwa problemem jeśli choćby na chwile je subtelnie przytłumimy?

Nie czekając zbyt długo na zgodę szacownego towarzystwa obrócił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem w kierunku włączników.
Cezar jest wyraźnie zakłopotany i nieco rozgniewany całym tym przypadkiem. Zachowuje się jak typowa stateczna czy majestatyczna persona, zdegustowana sytuacją w centrum której zrządzeniem losu się znalazła. Choć wejście może być przez wielu odczytane jako oznaka osoby rozkojarzonej, to jest to jedynie wrażenie na pierwszy rzut oka, w dalszej części sceny wyraźnie sprawia wrażenie osoby poukładanej, nie przywykłej do wtop tego kalibru na co dzień.
Spoiler!
Ale mi zgniłe jajo wsadziłeś na dzień dobry, wredoto ;) Podejmuję tą rękawicę jednakże, jak widać.

Na początek używam Przebiegłości by wygląd sprawiał wrażenie wyniku niepomyślnego losowego zajścia po drodze.

1. Plan A. Czy jest mi wiadome jak funkcjonuje elizjum? Chodzi o to, że czasem w ekskluzywnych miejscach mają zapasową garderobę gdyby któryś z gości potrzebował, tak jak na przykład w dobrych restauracjach. Czy jest tu jakaś służba którą dyskretnie można zawołać i podpytać, wyjdę na pięć minut pod pretekstem skorzystania z łazienki i dokonam zamiany. Jeśli nie, będę starał się

2. Nerwowe działanie naprawcze jak plan A nie wypali. Znam się nieco na elektryce i zabezpieczeniach, mając to na uwadze podchodzę do świateł i przygaszam jedno nad moim miejscem gdzie zarzucony jest wieniec laurowy. Psuję pstryk. Niby przypadkiem mi odpadł i kto wiem może został niechcący kopnięty pod mebel. Tak by służba go nie zdążyła naprawić. Siadam w mroku lub za plecami jakiejś osoby i będę się starał tak kombinować przy pomocy Przebiegłości by ewentualnie ten stan ubioru nie został wychwycony zbyt łatwo.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 08 lutego 2018, 14:38

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Stojąc w progu odczekał, aż kamerdyner wymieni jego godność, za czym wkroczył do salonu pozdrawiając zebranych uśmiechem i lekkim skinieniem głowy. Pozwolił sobie taktownie zignorować fanaberie Klanu Księżyca, udając, iż przez chwilę zajęły go wiszące ścianach pejzaże. Choć w istocie większość jego uwagi skupiła się na trzech damach i czterech gentelmanach krążących niespiesznie po pomieszczeniu. Ich ruchy przypominały początek złożonego tańca, lub też próbę uporządkowania figur szachowych, rozrzuconych przez dziecko. Ta myśl sprawiła, że uśmiechnął się lekko. Najwyraźniej jednak większość z zebranych stanowiły dzieci, dla których tego rodzaju spotkania wciąż stanowiły krępującą nowość. To była ofiara jaką ponosiła każda organizacja starającą się o popularność. Camarilla nie była bynajmniej wyjątkiem od tej reguły.

[center]Obrazek[/center]
Był świadom otaczających go spojrzeń, które nie wszyscy potrafili ukryć z odpowiednim wdziękiem. Ekscytację wzbudzała zapewne zarówno sama jego obecność, jak i ubiór z poprzedniej epoki: kruczoczarna, haftowana srebrem bekiesza, grafitowa kamizelka, biała koszula i jedwabny krawat w barwie dymu. Do tego ciemne spodnie z lampasami oraz wysokie, błyszczące buty. Stroju dopełniał lśniący na lewej ręce srebrny pierścień herbowy, ze znakami wyrytymi w karneolu. Pozwolił zebranym przez chwilę na zaspokojenie swej ciekawości, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu w taki sposób, by nie wprowadzić nikogo w większą konsternację. Napięcie, w jakim znajdowała się większość zgromadzonych było aż nadto widoczne.

Wybór był jednakże jasny już od samego początku i gdy tylko ich spojrzenia skrzyżowały się, skłonił się ponownie, pozdrawiając damę. Zdecydowanie, Isabel była tutaj jedyną damą, no, może oprócz Michelle, która także odnajdywała się bez większego wysiłku. Przebiegli Uzurpatorzy najwyraźniej wysłali ją w miejsce nowego Regenta, którego miał nadzieję tu spotkać, a następnie publicznie upokorzyć, wykazując jego indolencję. Jako gentleman nie mógł jednak postąpić podobnie z damą. Co więcej, z uwagi na kurtuazję gotów był nawet dotrzymywać jej towarzystwa, co samo w sobie stanowiłoby wybitnie kunsztowną torturę. Na szczęście obecność Torreadorki wybawiła go od tej mało pociągającej perspektywy. Wyglądało więc na to, że rozprawa z Uzurpatorami będzie jeszcze musiała nieco poczekać. Poza tym nie mógł przecież pozwolić nudzić się Isabeli w tym mało ambitnym towarzystwie...

- Oranżowy płomień zachodu, ożywiający skute lodem jezioro Emdrup - odezwał się, podchodząc do Torreadorki. - Wybaczy pani, madame, lecz nie umiałem powstrzymać się przed tym skojarzeniem. W zbiorach swych bowiem posiadam rzadką akwarelę pędzla Holgera Drachmanna, przedstawiającą wspomniany pejzaż. Nie raz zastanawiałem się, w jaki sposób udało mu się artyście oddać paletę barw zachodzącego słońca, nie tracąc nic z jej głębi i żywiołowości. Jednak spoglądając na odcień pani włosów, doznałem olśnienia. Muszę przyznać, że pani widok, madame, stanowi inspirację dla każdej, artystycznej duszy.

- Ale, proszę wybaczyć mi moje maniery - dodał po chwili z przepraszającym uśmiechem. - Nie przedstawiłem się. Hrabia Algol Boszorkany, pan na Fekete Hat.

Skłonił się ponownie, całując delikatnie podaną mu dłoń.

- Mam nadzieję, że zgodzi się pani, bym dotrzymał jej towarzystwa? Zanim jednak rozpoczniemy rozmowę, pozwolę sobie zadbać o pani komfort. Tak więc czy życzy pani sobie słodką, czy wytrawną vitae?
Algol jest niesamowicie przystojnym mężczyzną, przyciągającym spojrzenia wszystkich zebranych. Zachowuje się z ogromnym taktem i wdziękiem, a także swobodą, świadczącą o tym, iż spotkania na salonach nie są mu bynajmniej obce. Aczkolwiek jego strój i maniery z pewnością pasują bardziej do poprzedniej epoki.
Obecni: Algol, Isabel, Morten, Cezar, Kapitan Galaktyka, Klaus, Karen, Michelle (BN z klanu Tremere);
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Ferre
Reactions:
Posty: 60
Rejestracja: 14 czerwca 2015, 19:42

Post autor: Ferre » 09 lutego 2018, 18:10

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]

Toreadorka ubrana jak zwykle nienagannie, oczekiwała w salonie, przyglądając się z zachwytem wystrojowi. Nieczęsto bywała w pałacu książęcym, za każdym razem jednak potrafiła docenić gust panującego i jego troskę o wygodę gości. Stała podziwiając wiszące na ścianach obrazy. Ubrana była w długą suknię wieczorową w odcieniu różu weneckiego. Włosy miała spięte nisko, na karku. Na szyi iskrzyła diamentowa kolia, stroju dopełniały dobrane do niej kolczyki oraz brylantowy pierścień, noszony na palcu lewej ręki.

[center]Obrazek[/center]
[center]Obrazek[/center]


Zjawienie się pozostałych gości zwróciło uwagę Torreadorki. Isabela, wytrącona z zachwytu obecnością pozostałych, rozpoczęła ich szybką, aczkolwiek dyskretną lustrację. Z frustracji wybawił ją hrabia Algol. Prawdziwy dżentelmen. Po usłyszanych komplementach obdarzyła go szczerym uśmiechem poświęcając mu całą uwagę.

- Mam nadzieję, że zgodzi się pani, bym dotrzymał jej towarzystwa? Zanim jednak rozpoczniemy rozmowę, pozwolę sobie zadbać o pani komfort. Tak więc czy życzy pani sobie słodką, czy wytrawną vitae?

- Dziękuję ślicznie - rzekła lekko dygając w podzięce - Ależ oczywiście, mości hrabio. Isabela Kare, jestem oczarowana. Rzadko udaje mi się usłyszeć tak wyszukany komplement. Z radością skorzystam z pana hojnej propozycji, słodką poproszę. Mam nadzieję, że będzie mi dane pewnej nocy poznać arcydzieła znajdujące się w pańskiej kolekcji.

- Proszę mi wybaczyć, ale na chwilę muszę pana opuścić. Muszę zająć się pewną sprawą, która nie cierpi zwłoki. Wrócę najszybciej jak to możliwe. - Rzekła, po czym ruszyła w stronę Cezara.

Co za afront! Jak można przyjść do pałacu księcia wyglądając tak... Tak... Paskudnie! Trzeba coś z tym zrobić! Jeszcze te plamy krwi! To już nawet klan Brujah stać było na więcej! Jeszcze mu światło przeszkadza i zamiast do tego poprosić służbę to sam tam idzie. O nie, tak dalej być nie może. Trzeba to jak najszybciej przerwać póki jest jeszcze czas, zanim Świr obrazi Księcia samym swoim wyglądem. A Książę... No cóż, zapewne każę ściąć mu głowę...

- Dobry wieczór, Cezarze - rzekła do niego stanowczo, lustrując go wzrokiem, który nie krył niesmaku. - Wybacz proszę, ale to bardzo ważna sprawa. Musimy coś zrobić z twoim wyglądem, nie chcesz chyba uczynić Księciu despektu pokazując się w takim stroju. Ale nie martw się, zaraz coś zaradzimy.

Podeszła szybko do najbliższego stolika z karafką, po czym podniosła z niego mały dzwoneczek i nim zadzwoniła

- Jeżeli przeszkadza panu natężenie światła w pomieszczeniu, to należy do tego także poprosić służbę, aby się tym zajęła - dodała. - Robienie tego samemu jest strasznym faux pax. A teraz przepraszam.

Ruszyła w stronę drzwi, z których wyszła wezwana służba. Podeszła do nich już z daleka dając im znać kiwnięciem głową, że to ona ich wezwała.

- Pan Cezar potrzebuje pomocy ze swoim strojem - rzekła cicho do służby - prawdopodobnie jest także wyczulony na silne światło. Prosiłabym także o zajęcie się panem Clausem. Nie chcieli byśmy aby ich stroje zostały odczytane jako obraza mości Księcia, prawda?

Po zamianie kilku słów ze służbą ruszyła z powrotem z gracją w stronę czekającego na nią hrabiego. Dochodząc do niego przyjęła zgrabnie podany puchar pełny wyśmienitego likworu.

- Serdecznie dziękuję - uśmiechnęła się jakby nic nie było w stanie zepsuć jej świetnego nastroju.
Obecni: Algol, Isabel, Morten, Cezar, Kapitan Galaktyka, Klaus, Karen, Michelle (BN z klanu Tremere), Służba;
OD MG:
Służba zajmie się Cezarem i Klausem jeżeli postać zmarłego i Suriela zgodzą się na zmianę stroju. Jeżeli wyrazicie zgodę, zostaniecie poproszeni do sali obok, gdzie służba dobierze dla was coś bardziej odpowiedniego. Minusem tego rozwiązania jest fakt, że będzie trwało to 15-20 minut i na ten czas opuścicie Złocisty Salon.
Ostatnio zmieniony 09 lutego 2018, 19:19 przez Ferre, łącznie zmieniany 1 raz.
Sanity is for the weak!

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 09 lutego 2018, 22:50

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]

Stojąc w Złocistym Salonie nawet nie próbowała się uśmiechać by udawać zadowolenie. Prosta czarna sukienka z żółtymi wstawkami leżała na niej dobrze, ale tania sztuczna biżuteria, prosta fryzura i łagodny makijaż w wypełnionym przepychem pomieszczeniu wypadały słabo. To jednak nie popsułoby jej nastroju, bo zależało jej tylko by Książe nie miał się czego przyczepić, a to powinno mimo wszystko wystarczyć. Rzeczą, która tak skutecznie ją irytowała była pogoda - pierwszy suchy dzień od tygodnia, a ona musiała zostawić motocykl w warsztacie. Samo wspomnienie przyjechania pod Pałac taksówką odciskało się grymasem na jej twarzy.

Pieprzony ślimak. Jeszcze mówię mu żeby skręcił, to nie, on wie lepiej i toczy się tą durną drogą. Następnym razem powiem Fiksowi żeby mnie podwiózł.

Zaczęła po kolei przyglądać się zgromadzonym kainitom i przypominać co o nich wie. Widok Cezara sprawił, że nawet zaczęła się lekko uśmiechać.

Ha, moje ubranie chociaż nie jest podarte.

Po chwili była już pewna do kogo powinna się odezwać i mimo że czuła, że będzie to ciężka przeprawa to zrobiła pierwszy krok w stronę Isabeli oraz Algola i właśnie wtedy przypomniała sobie jeszcze jeden fakt o jednym z obecnych. Miękko skręciła, a jej ruchy mimo butów z obcasami jak zwykle były nienagannie płynne, więc wyglądało jakby szła od początku w kierunku kolesia w masce ze szkła.

Nie wierzę, że to robię. No ale Suzy...

Po drodze machnęła ręką w kierunku Mortena by przywitać współklanowca, a potem zatrzymała się przed Kapitanem Galaktyką.

- Ahoj Kapitanie - uśmiechnęła się do niego odgarniając za ucho blond włosy. - Chyba nie mieliśmy okazji wcześniej rozmawiać. Ja jestem Osa, znaczy Karen - poprawiła się szybko. - Karen Hursen z klanu Brujah - wyciągnęła w jego kierunku rękę.

- Jeździsz niebieską Suzy prawda? Nie widziałam jej z bliska, ale to siedemset pięćdziesiątka, co nie? Ale chyba nie nowy srad? Blackbird to to nie jest, ale dwieście sześćdziesiąt idzie gładko, nie? Chyba, że to sześćsetka? Przyjechałeś nią dzisiaj?

Wyrzuciła z siebie jeszcze kilka podobnych pytań, aż wreszcie zamilkła i wbijając w niego spojrzenie niebieskich oczu jak podekscytowane dziecko czekała na jakąś odpowiedź.

Obecni: Algol, Isabel, Morten, Cezar, Kapitan Galaktyka, Claus, Karen, Michelle (BN z klanu Tremere), Służba;
Ostatnio zmieniony 10 kwietnia 2018, 15:33 przez Gohan, łącznie zmieniany 1 raz.

Mystic
Reactions:
Posty: 155
Rejestracja: 31 stycznia 2016, 16:36

Post autor: Mystic » 10 lutego 2018, 19:22

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Gdy świat zaczął spowijać wieczorny mrok, Morten opuścił skromne progi swojego lokum. Nadchodząca noc zapowiadała się być ciepła, a przebijający przez chmury księżyc pozytywnie nastrajał go do działania. Powietrze powoli napełniało się zapachem odległej, nieśmiało jeszcze wyzierającej spod ziemi wiosny. Jednak wyczulony nos kainity wyczuwał te subtelne sygnały budzącego się życia, które na razie delikatnym rytmem wibrowało i rozbudzało jego wampirze zmysły.

Z rozwagą kierował swoje kroki na przystanek komunikacji miejskiej. Wolał pozostać incognito, jak zawsze... Zresztą krótki spacer dobrze mi zrobi - pomyślał - przewietrzę nieco umysł przed tym wymagającym spotkaniem. Stukot jego klasycznych, czarnych pantofli miękko rozchodził się zatopionej w półmroku okolicy. Bardzo cenił sobie swoją prywatność, szczególnie w tych czasach, gdy państwo i korporacje próbowały skracać smycz na której trzymano społeczeństwo.

Ale nie jego. On trzyma się na granicy, jakby na marginesie, realizując swoje cele.

Przeszedł kilka przecznic klucząc niby od niechcenia między budynkami by zgubić potencjalny ogon. Przechodząc obok lokalnego sklepu dyskretnie sprawdził w sklepowej witrynie czy nikt go nie śledzi. Wreszcie dotarł do przystanku, punktualnie minutę i 15 sekund przed planowym odjazdem autobusu. Dostatecznie dużo by nie spóźnić się na niego, nawet jeżeli przyjedzie odrobinę wcześniej. Dostatecznie dużo, by móc zmienić swoje plany i nadal zdążyć na spotkanie. Z wewnętrzną satysfakcją niemal bezgłośnie pogwizdywał linię melodyczną piosenki, która ostatnio wpadła mu w ucho. Tak, ta gitara była zacna - pozwolił sobie na chwilę rozluźnienia.

Podjechał bus. Linia 13, która objeżdża w znakomitej części zabytkową część miasta i zatrzymuje się nieopodal Pałacu. Pewnym krokiem wsiadł do środka i zajął stojące miejsce gdzieś w tylnej części pojazdu. Oby tylko nie pogiąć tego cholernego garniacza - powtarzał w myślach. Na co dzień nie prowadzał się w takich strojach, ale wiedział, że metalowy outfit raczej nie przystawał do rangi nadchodzącego spotkania. Czuł się trochę nieswojo, jakby spętany w niewidoczne jarzma społecznych norm. For helvede - zaklął pod nosem by wyrazić swoją dezaprobatę dla takiego stanu rzeczy.

Podróż nie trwała dłużej niż dwadzieścia-kilka minut, w czasie której Morten zdążył przyjrzeć się współpasażerom jak i uważnie zlustrować wsiadających. Gdy wreszcie dotarł do celu, swobodnie wysiadł z busa i lekkim, acz dostojnym krokiem, udał się do posiadłości księcia. Na wejściu podał swoją godność strzegącego drzwi odźwiernemu, ghoulowi jak mniemał, po czym ten uprzejmym gestem zaprosił go do środka.

Narastające podniecenie i stres zaczęły coraz silniej odciskać swoje piętno na psychice młodego kainity. To kompletnie nie moja bajka, całe te dyrdymały - myślał. Ale wiedział po co tu przybył. Poprawił, a raczej sprawdził czy ozdobna brosza upięta zamiast krawatu dobrze leży i wkroczył do salonu, gdzie zastał już kilku oczekujących. Zacięta mina i skupione spojrzenie zagościła na obliczu wampira - trzeba robić dobre wrażenie - pomyślał.

Zgromadzeni w pomieszczeniu kainici mogli zobaczyć mężczyznę z długimi kręconymi włosami, upiętymi za głową. Kwintesencją stroju nowoprzybyłego był szykowny, acz klasyczny w formie czarny garnitur i ciemnoburgundowa koszula. Kołnierzyk zdobiła metalowa, wysadzana kamieniami broszka, a całości dopełniały dobrane do reszty pantofle i skórzany pasek.

Pozdrowił wszystkich krótkim skinieniem głowy i rzuconym zdawkowym - witajcie! - po czym przemieścił się w ustronne miejsce skąd mógł obserwować wszystkich. Od niechcenia wziął do ręki kryształowy kieliszek z vitae i zaczął powoli sączyć z naczynia rozglądając się po pomieszczeniu.
Obecni: Algol, Isabel, Morten, Cezar, Kapitan Galaktyka, Klaus, Karen, Michelle (BN z klanu Tremere), Służba;

zmarly
Reactions:
Posty: 239
Rejestracja: 10 maja 2015, 20:56

Post autor: zmarly » 10 lutego 2018, 23:21

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Noc zapowiadała się wyjątkowo długa i nieprzyjemna, choć tak przyjemnie się zaczęła. Odkąd został przemieniony, każda noc w lesie w otoczeniu wyłącznie naturalnych dźwięków sprawiała mu przyjemność. Toteż nie był zbyt zadowolony na wieść o wezwaniu do pałacu Andreasborg. Czasy, w których musiał oddawać honory i czynił to z nienaganną starannością minęły bezpowrotnie. Teraz była to tylko nic nieznacząca gierka dla idiotów, choć medyk zrozumiał ten fakt stosunkowo niedawno.

Wydostał się na obrzeża miasta i w końcu udało mu się złapać jakąś taksówkę machaniem ręki. Pech chciał, że nie znał adresu. Szczęście natomiast wygrało, bowiem taksówkarz doskonale orientował się w położeniu pałacu. Claus rozejrzał się chwilę po aucie, nie znajdując nic nietypowego bądź wzbudzającego jego wątpliwości, nic takiego jednak nie leżało w pojeździe, skupił się zatem na obserwowaniu drogi. Klął w myślach na swój los. Kolejny uśmiech losu sprawił, iż taryfiarz nie był rozmowny i droga przebiegła w ciszy.

Po wyjściu na zewnątrz gangrel otrzepał z niechęcią swoje ubrania, sprawdził, czy ma wszystko na swoim miejscu i ruszył w stronę wejścia, lustrując szczegółowo okolice - wszystkie okna, roślinność i zabudowę. Kto wie, może mu się to dziś przyda?

Widział minę kamerdynera na swój własny widok, co nawet odrobinę go rozbawiło. Przedstawił się, jak jeszcze pamiętał z zajęć wojskowej etykiety i został wpuszczony do środka. Przepych miejsca uderzył go w oczy od razu. Matko, ten cały ksiażę to musi mieć jednak cholernie małego pyrdka, śmiał się w duchu sam do siebie pokonując kolejne korytarze pełne drogocennych obrazów i meble pamiętające różne epoki historyczne. Nie robiły one jednak na Johansenie żadnego wrażenia. Jedyne, na co zwracał uwagę w trakcie drogi były eksponaty wojenne - zbroje oraz broń. Kątem oka też zerkał na płótna ukazujące sceny najważniejszych bitew w historii tego świata.

Wchodząc do Złocistego Salonu skinął głową obecnym kainitom w środku na znak przywitania i szybko zlustrował obecnych od góry do dołu. Cała ta zbieranina nie wyglądała jakoś szczególnie groźnie, przynajmniej pod kątem fizycznym. Prawie wszyscy wyglądali jak kolorowe pawie - każdy pokazywał, że ma większy ogon. medyk wyobraził sobie z satysfakcją, o ile ciekawiej by wyglądały te kreacje, gdyby nagle zostały zbrukane świeżą krwią. O, jednego nawet sobie nie muszę wyobrażać - zaśmiał się w duchu - Przynajmniej nie ja zrobię wrażenie największego dzikusa. Claus usunął się pod ścianę i zaczął przyglądać się kolejnym malowidłom kontemplując je w ciszy.

Długo jednak nie był w stanie tego robić, gdyż oczywiście ktoś musiał się wtrącić. Służba zaproponowała mu zmianę ubrania. I o ile normalnie miałby to gdzieś, gangrel miał jednak resztki instynktu samozachowawczego i z propozycji skorzystał znikając na chwilę z pomieszczenia i ciesząc się w sumie, że choć przez chwilę nie będzie musiał brać udziału w tym cyrku.
Po zmianie ubrania i powrocie jeśli nikt mnie nie zagaduje (a sam nie szukam kontaktu z innymi) dalej oglądam obrazy na ścianach czekając na rozwój akcji.
Obecni: Algol, Isabel, Morten, Cezar, Kapitan Galaktyka, Claus, Karen, Michelle (BN z klanu Tremere), Służba;
Spoiler!
Oglądając obrazy dyskretnie przysłuchuję się rozmowom pozostałych umarlaków.
---

If history is to change, let it change! If the world is to be destroyed, so be it! If my fate is to be destroyed... I must simply laugh.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 11 lutego 2018, 01:40

Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996

Uratowała go. Ona jedna jedyna z tego towarzystwa o niego zadała i go ocaliła. Jego jutrzenka, mały dzwoneczek w ślicznej sukieneczce. Czarująca i uprzejma, a nade wszystko oszałamiająca swym subtelnym kobiecym pięknem. Cezar uśmiechnął się z wdzięcznością, jak zagubiony starzec, któremu ktoś pomógł pokonać schodek jaki jeszcze niedawno sam przekraczał bez problemu.

- Serdeczne dzięki, moja droga sylfo. - Powiedział uprzejmie, nieco ojcowskim tonem do Toreadorki. Tylko tyle zdołał wypowiedzieć, nim ulotna niczym wiatr dziewczyna oddaliła się od niego tak samo szybko i zaskakująco jak się pojawiła. Poczuł się stary i nieco zmęczony tym wszystkim, lata na karku dały znać o sobie. Te cale lata dziewięćdziesiąte, szaleństwo nowoczesności i nieludzki pęd życia, powodowały że zaczynał nie nadążać. Ale jak widać były to też czasy kiedy niemal zapominało się o rzeczach naprawdę ważnych i prostych za razem.

Odprowadził wzrokiem dziewczynę, zazdroszcząc jednocześnie Starszemu tak wspaniałego towarzystwa tego wieczora. Ruszył po kielich. To zawsze uspakajało jego nerwy. Krztynka zacnego kordiału na nerwy i dla rozgrzania starych kości.

Na marginesie, osobliwie tu duże nagromadzenie czarodziei...

- ... lecz nic w tym dziwnego, wszak to już sto lat. - przyłapał się, że stoi obok Tremerki zastanawiając się. Uśmiechnął się więc do niej przyjaźnie i wpatrując w szkarłatną toń pucharu rozpoczął spokojnym głosem deklamację, którą wprost musiał wyemitować z siebie dzisiejszego wieczora i to w tym właśnie miejscu:

[center]Here you can see respectable folk
Keeping to God's own laws.
So far he hasn't taken heed.
You who sit safe and warm indoors
Help to relieve our bitter need.
How virtuously we had begun.
The world however did not wait
But soon observed what followed on.
It's fear of god that brought us to that state.
How fortunate the man with none.*
[/center]

Nabrał powietrza jakby chciał odezwać się do Tremerki, ale czując na sobie wzrok innych zmienił ostatecznie zamiar.

Cezar spokojnym ruchem odstawił puchar i ruszył za lokajem by się przebrać stosownie do miejsca. Droga wypadła mu obok prowadzącego dyskurs Kapitana, a kiedy ich oczy na chwile się spotkały, Cezar skinął mu uprzejmie głową na przywitanie. Miło mu było bowiem spotkać swego klanowego brata. On bowiem rozumiał prawdę w wypowiedzianych słowach, Cezar bardziej to czuł niż wiedział.
Spoiler!
[center]...Porządni ludzie wierzą wszak
W przykazań dziesięć swych.
To na nic dotąd było nam.
Wy, co przy piecu się grzejecie tam,
Ulżyjcie w naszych losach złych!
Porządni byliśmy już dość
I patrzcie, nim zapadła noc,
Świat widzi skutki doli złej:
To bogobojność dała cierpień moc -
Szczęśliwy, kto nie zaznał jej.
[/center]

aut. Bertold Brecht
przełożył Władysław Broniewski
Obecni: Algol, Isabel, Morten, Kapitan Galaktyka, Karen, Michelle (BN z klanu Tremere), Służba;
Ostatnio zmieniony 11 lutego 2018, 13:23 przez Suriel, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 11 lutego 2018, 11:39

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Obserwował rozmowę Isabeli z Cezarem z chłodnym półuśmiechem, świadczącym zarówno o lekkim rozbawieniu, jak i całych milach dystansu, które zachowywał w stosunku do zaistniałego zdarzenia. W podobny sposób śmiertelnicy zwykli przyglądać się życiu motyli lub rybkom w akwarium. Wydawało się, iż hrabia nie stara się nawet ukryć swej odmienności. I choć skrzywienie jego ust świadczyło o poczuciu humoru, spojrzenie jego odmiennie zabawionych oczu pozostawało chłodne i skupione.

- Bene dignoscitur, bene curatur* - rzekł, podając kieliszek powracającej z placu boju Torreadorce. - Przyznam jednak, że w tej sytuacji z uwagi na wrodzone zamiłowanie do dramatyzmu, wolałbym poczekać na reakcję Księcia. Nic tak nie rozgrzewa krwi, jak perspektywa podziwiania egzekucji w starym, dobrym stylu - uśmiechnął się lekko. Głęboko w jego lewym oku przewinął się szkarłatny błysk. Hrabia nie dał jednak partnerce czasu na reakcję, kontynuując wypowiedź:

- Rozumiem jednak, że pani hołduje innym zasadom, madame. Szanuję to, oczywiście. Podziwiam także pani talent w zapobieganiu nadciągającym katastrofom. Z pewnością ocaliła pani nie tylko poczucie estetyki Księcia, ale i egzystencję tego nieszczęśnika. Niech mi będzie wolno wznieść za to ten niewielki toast.

Pociągnął spory łyk z trzymanego w ręce, wysmukłego kryształu. Następnie zaś gładko zmienił temat.

- A skoro już o tragediach mowa, to przyznam, że miałem nadzieję spotkać tutaj nowego Regenta, z którym wdałbym się zapewne w długą i szalenie nudną dysputę na tematy ezoteryczne. Kolejny toast wzniosę więc dziękując, iż pani obecność wybawiła mnie od tej katorgi.

Ponownie podniósł kielich do ust, a jego wzrok omiótł znajdujących się w pomieszczeniu Spokrewnionych. I choć z jego twarzy nie dało wyczytać się niczego, poza uprzejmym zainteresowaniem, Isabela była pewna, iż podobnie jak ona, hrabia poddał już obecnych wnikliwej ocenie.

- Wracając jednak do meritum, przyznam, że dobór gości zupełnie mnie zaskoczył - przemówił po chwili, nie dbając o ściszenie głosu. - Zwłaszcza, że tematyka spotkania dotyczyła będzie dość istotnej i problematycznej kwestii, która, sit venia verbo,** napsuła już wiele dobrej krwi... Zastanawiam się więc, czy wasza młodzież będzie potrafiła zrozumieć wagę zagadnienia, gdyż w tym wypadku może jej brakować odpowiedniej świadomości historycznej.
Obecni: Algol, Isabel, Morten, Cezar, Kapitan Galaktyka, Klaus, Karen, Michelle (BN z klanu Tremere), Służba;
* łac. Dobrze rozpoznane, dobrze leczone.
** łac. niech mi będzie wolno powiedzieć
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Fobetor
Reactions:
Posty: 106
Rejestracja: 24 marca 2016, 11:03

Post autor: Fobetor » 11 lutego 2018, 16:52

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Przed pałacem Malkawianin wspominał rozmowę z Jokerem, uważnie przygotował się na powtórne spotkanie z księciem. Bardzo martwiło też Kapitana, że nie dowiedział się najważniejszego, co trapiło go od czasu gdy dotarł do Gotham.

Zajęło mu trochę czasu znalezienie odpowiedniego... "kostiumu", w końcu nie chciał by Supermen się na niego ponownie zdenerwował. Odpowiednia czarna marynarka i aksamitnie biały żabot z koszulą w końcu musiały zostać wyczarowane do poziomu materialnej formy. Najtrudniejsze były czarne połyskujące buty i płaszcz od Armaniego. Zdobył je jako ostatnie. Cóż, nie jest dumny z tego, że odesłał nieprzyjemnego dżentelmena do aresztu bez butów i płaszcza, ale znęcał się nad tymi biednymi niewiastami w hotelu. A kiedy go obserwował zauważył, że to ma najcenniejsze.

Więc podwójna strata: wolność i to na co zarabiało się całe życie. Karma jak powiadają.

Zamaskowany mężczyzna podał płaszcz służącemu, który w niedługim czasie zniknął aby zawiesić okrycie. Poszedł w stronę miejsca i spotkania poczekał na dogodny moment, kiedy lokaj wypowiedział jego heroiczne imię. Wszedł i ukłonił się lekko każdemu kto na tej sali przebywał.


[center]***[/center]
[center]Obrazek[/center]
Każdy kto zobaczył Kapitana, w tym świetle mógł zauważyć jego ręce i szyja na pewno nie wyglądały blado, lecz jak zdrowa skóra śmiertelnika. Może przed przyjęciem wpił sporo świeżej, dobrej krwi, a może potrafił się łatwiej wtopić w tłum... gdyby nie ta maska.

Był lekko stremowany jednak pewny, że niedługo odkryje tajemnicę, która go trapiła. Zajął dogodną pozycje by móc widzieć każdego z zebranych. Zaczął rozglądać się po zgromadzonych próbując odgadnąć jacy bohaterowie znajdują się w sali. Może i ON tutaj jest. Zastanawiał się przez chwile po czym zrozumiał, że to nie będzie takie łatwe.
Jego umysł zaczął spokojnie filtrować rzeczywistość, pierwszą ofiarą był mężczyzna, który bynajmniej nie miał problemu z fryzurą tak jak sam kapitan.

Nie może to być... czyżby Lex Lutor? W Lidze Sprawiedliwych? Jest mocno stremowany i fatalnie wygląda. Może chce ukryć coś co uczynił? Taki inteligentny i zazwyczaj dystyngowany a dziś wygląda...Tak. Trochę samobójcze przyznam, W moim wymiarze są zapalczywymi wrogami z Supermenem, tu jednak jest kimś, kto musi jeszcze udowodnić przed Ligą, że stać go na coś więcej. Musi się wykazać.

Dalej mamy Wybitnego Dżentelmena który jest... O nie! Co on tu robi?! Dr Destiny! Maski nosi każdy, jednak widzę przez zasłonę snu niczym na jawie, kształt sennego koszmaru, który w jednej z części komiksu omal nie pokonał Ligi. A i w legendzie Sandmana mierzył się już z kimś większym niż bóg! Trzeba się mieć na baczności i uważać na doktora Destiny.

[center]Obrazek[/center]

Po chwili ktoś dotarł do czarownika. Piękna kobieta, którą mózg nieumarłego starał dograć do rzeczywistości przez pryzmat komiksowych bohaterów i nagle dostrzegł, że jednocześnie ktoś iny zmierza w jego stronę. Skupił się więc na dziewczynie, która była widocznie zainteresowana Kanitą. Mózg przestawił się na nią i zaczął dogrywać się, dopasowując schematy utarte na kartkach papieru komiksowych stron.

-Ahoj Kapitanie - uśmiechnęła się do niego odgarniając za ucho czarne włosy. - Chyba nie mieliśmy okazji wcześniej rozmawiać. Ja jestem Hunt... znaczy Helena - poprawiła się szybko. - Helena Rosa Bertinelli z Kryptonim Brujah - wyciągnęła w jego kierunku rękę.

Kapitan chwycił rękę kobiety i ukłonił się odsuwając lekko maskę, tak by nikt nie ujrzał jego twarzy, by ucałować dłoń kanitki. W potłuczonych odbiciach Karen ujrzała swe oczy i Torreadorkę rozmawiającą z Cezarem. Poczuła zimne usta na swej dłoni. Nie dostrzegła jak faktycznie ta maska jest przymocowana do twarzy Neonaty. Kapitan wyprostowując się bardzo zadbało to, by jego twarz została jego tajemnicą. W końcu żaden bohater nie chce się wystawiać na niebezpieczeństwo.

- Jeździsz niebieską Suzy prawda? Nie widziałam jej z bliska, ale to siedemset pięćdziesiątka....

Już wiem rozpoznaję jej aksamitną skórę. Widziałem już tą osobę w komiksie. Wiem kim jesteś.
Kanita ujrzał oczami wyobraźni pierwsze wydanie komixu z rozmówczynią w roli głównej.

[center]Obrazek[/center]
Malkawian analizował: Siedemset pięćdziesiąt, może te liczby coś znaczą, może to kod? Może ona mówi coś ważnego? Blackbird. Może to tajemnicza wiadomość od... .

Kiedy kobieta zamilkła, Kapitan wkroczył do akcji wymawiając litanie słów. W końcu Malkawian był zainteresowany nową znajomością.

-Chodzi ci o Kometę. Mój wehikuł po galaktyce a i ostatnio dowiedziałem się, że też po innych wymiarach. Widzę, że o mnie słyszałaś, Jestem Kapitan Galaktyka cieszę się że podeszłaś do mnie. - Zbliżył się lekko, a dziewczyna wydawała się skonsternowana odpowiedzią Kapitana.

- Ciesze się, że się spotkaliśmy. Kogoś takiego jak ty szukałem. Wiem że kto jak kto, ale ty chadzasz niczym kot własnymi mrocznymi ścieżkami, Huntress. I na pewno tutaj też wiesz niejedno. Bądź ze mną szczera i jeśli mi powiesz prawdę, to ci pomogę.

Zbliżył się do niej jeszcze bardziej, tak by tylko ona usłyszała to pytanie.

- Powiedz mi szczerze... Gdzie jest Batman?

W oczach marudera zalśnił dziwny blask. Przeszywające spojrzenie skupiło się na jego rozmówczyni, natomiast w jego umyśle, na końcu tunelu, pojawiła się okładka komiksu i być może zapowiedź nowej przygody:

[center]Obrazek[/center]
Do MG Obserwuje aurę mojej nowej koleżanki chce wiedzieć czy mi nie skłamie i jakie ma emocje.
Obecni: Algol, Isabel, Morten, Cezar, Kapitan Galaktyka, Klaus, Karen, Michelle (BN z klanu Tremere);
Ostatnio zmieniony 25 lutego 2018, 11:41 przez Fobetor, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 11 lutego 2018, 21:15

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Wystąpieniu Cezara towarzyszyła chwila skonsternowanej ciszy, po czym Ci, którzy mieli nieco więcej obycia niż reszta, powrócili gładko do przerwanych rozmów, pozostali zaś poczuli się przez chwilę mocno zbici z tropu tym, co się właśnie wydarzyło. Zarówno bowiem głos jak i dykcja Świra pozostawiały wiele do życzenia, zaś jego dziwaczny strój tylko podkreślał rozmiar tej klęski. Na szczęście jednak Malkavianin wyczuł chyba nastroje zgromadzonych i nim ktokolwiek zdążył zareagować zniknął w drzwiach odprowadzony przez służbę.
Obecni: Algol, Isabell, Karen, Kapitan Galaktyka, Morten, Michelle (Obywatelka z klanu Tremere).
[center]Przebieralnia, po zachodzie słońca, 13 maj 1996 [/center]
[center]Obrazek[/center]
Kamerdyner sprytnie zagarnął także Gangrela i odprowadził obu nie najzręczniej czujących się na salonach gentlemanów do wspólnej przebieralni. Pomieszczenie było stosunkowo duże, ozdobione kryształowymi lustrami rozciągającymi się od podłogi do sufitu. Stały tutaj również pękate szafy pełne wszelkiego rodzaju strojów wieczorowych, zarówno męskich, jak i damskich. Tak, że każdy mógł wybrać coś dla siebie, dopasowując to do swego rozmiaru i gustu. Jasne kolory i silne światło sprawiały, że pomieszczenie zdawało się obszerniejsze, niż było w rzeczywistości. Niewielkie drzwi z prawej strony prowadziły do luksusowej łazienki, utrzymanej w odcieniach turkusu i bieli.
W przebieralni są ubrania wieczorowe takie jakie chcecie znaleźć.
Obecni: Klaus i Cezar.
Ostatnio zmieniony 11 lutego 2018, 22:22 przez lightstorm, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Ferre
Reactions:
Posty: 60
Rejestracja: 14 czerwca 2015, 19:42

Post autor: Ferre » 12 lutego 2018, 14:30

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]

- Osobiście wolę unikać sytuacji dramatycznych. Zwłaszcza, kiedy czyjeś życie wisi na włosku - odezwałą się Isabell nieco chłodniej, po czym uniosła lekko kielich czerpiąc drobny łyk.

- Wracając do doboru gości. Faktycznie jest dość zaskakujący biorąc pod uwagę wybór niektórych klanów, zwłaszcza Klanu Księżyca. Dodatkowo obecność tak młodych członków Camarilli, brak wspomnianych Starszych a w szczególności Regenta jest lekko niepokojący. Na szczęście pańska obecność rozjaśnia aurę tego salonu. Miejmy nadzieję, że uda się przezwyciężyć między klanowe niechęci. Mam nadzieję, że słowa księcia wyjaśnią wiele.

- Niechże więc będzie wolno uspokoić pani obawy, madame - odrzekł hrabia dwornie. - Nieobecność Regenta jest najlepszym, co mogło nas spotkać w tej sytuacji. Myślę, że chybiona ocena faktycznego stanu rzeczy i błędne opinie są nam teraz jak najmniej potrzebne. Z pewnością zrobiły już wiele złego zaciemniając tą kwestie przez ostatnie kilkaset lat. Tuszę, iż moja osoba pomoże rozjaśnić nie tylko ten salon, ale i frapującą nas wszystkich tajemnicę - zażartował.

- Ciekawi mnie pańskie zdanie na temat wspomnianego łaskawie zagadnienia - kontynuowała Torreadorka. - Bardzo chciałabym usłyszeć pański punkt widzenia. Rozumiem jednak, że temat jest obszerny i należy mu poświęcić odpowiednią ilość czasu. Dlatego, jeśli nie ma pan nic przeciwko to może moglibyśmy omówić tą kwestię po audiencji u Księcia? Słyszałam od przyjaciół, że wielu członków mojego klanu bardzo sobie ceni znajomość z panem. Po tak krótkiej naszej rozmowie wiem już, że ich opinie nie były przesadzone - obdarzyła Hrabiego znaczącym uśmiechem.

- W istocie, jestem bardziej niż chętny, by kontynuować znajomość, która zaczęła się w tak niewymuszony sposób - uśmiech hrabiego zdolny byłby stopić lodowiec. - Jednakże, jak pani słusznie zauważyła, madame, stanowisko waszego Księcia w tej sprawie może być kluczowe dla rozpoznania naszych własnych potrzeb i możliwości. Z tego względu sugeruję poczekać na dalszy rozwój sytuacji. Zresztą, oczekiwanie w tak miłym towarzystwie jest zarówno przyjemnością jak i zaszczytem.

Isabela z uśmiechem uniosła kielich w geście toastu i wypiła odrobinę czerwonego likworu.
Obecni: Algol, Isabell, Karen, Kapitan Galaktyka, Morten, Michelle (Obywatelka z klanu Tremere).
Pisane wspólnie z Sigilem
Sanity is for the weak!

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 12 lutego 2018, 16:55

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]

Z każdym wypowiadanym przez niego słowem rosło jej rozczarowanie. Kapitan niestety właśnie wpadał do szufladki obok bogatych kretynów, którym ojciec kupił zabawkę, a oni nawet nie wiedzieli do czego ona służy. Ostatecznie wpadł nawet szufladkę niżej, gdyż tamci zazwyczaj potrafili zamienić z nią ze dwa zdania, bo byli naszykowani na szpanowanie osiągami swoich maszyn.

Marnotrawstwo. Nie wie co ma, więc nigdy tego odpowiednio nie wykorzysta. No ale mam za swoje. Zachciało mi się gadać ze Świrem.

Dalsze zdania były już dla niej typowym bełkotem wariata. Nawet się nie przejęła, że przekręcił jej nazwisko dodając jakieś "s" na końcu i tylko przez chwilę zastanawiała się czy na pewno dobrze usłyszała o co zapytał, ale przecież nie cofnęła się gdy się zbliżył, więc powinno być w porządku.

Miała ochotę się roześmiać i od niego po prostu odejść, ale widziała jak reszta zgromadzonych ukradkowo ocenia pozostałych, chociażby gdy przemawiał Cezar, więc postanowiła jeszcze przez chwilę zachowywać się na poziomie żeby przypadkiem nie zamknąć sobie drogi do rozmowy z kimkolwiek.

- Obawiam się, że nie potrafię ci pomóc - ściszyła głos, bo i tak był blisko. - Ale skoro szukasz nietoperza to może warto zapytać Gangreli?

Ale walnęłam. No po prostu mistrzostwo świata pomocności. Powinnam otworzyć zakład z poradami dla pojebanych.

- Może uświadczysz mi rąbka tajemnicy i powiesz którzy z tu zgromadzonych są z tej linii bohaterów? - Zapytał Kapitan.

To pytanie wydało jej się równie głupie co poprzednie, no ale jak już się tak starała to i na nie odpowiedziała.

- Ten bardziej zarośnięty z tych którzy wyszli z służbą. A teraz jeśli mi wybaczysz to przypomniałam sobie, że też chciałam kogoś o coś zapytać.

Uśmiechnęła się przepraszająco i odeszła od Malkaviana.

Obecni: Algol, Isabela, Karen, Kapitan Galaktyka, Morten, Michelle (Obywatelka z klanu Tremere).
Pisane z drobną pomocą Fobetora.
Ostatnio zmieniony 13 lutego 2018, 13:57 przez Gohan, łącznie zmieniany 1 raz.

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 13 lutego 2018, 13:57

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Ewidentnie mając jeszcze trochę czasu, a widząc, że Algol z Isabelą rozgadali się na dobre, postanowiła spróbować pod innym adresem. Podeszła do ostatniej
osoby, którą podejrzewała o jakieś kompetencje w temacie, który ich tu zebrał - Czarodziejki Michelle.

- Dobry wieczór pani - uśmiechnęła się na powitanie, bo nie miała zamiaru próbować dygnięć, których nie rozumiała. - Jestem Karen Hursen z klanu Brujah. Mogę pani chwilkę zająć?

- Michelle Thalberg - przedstawiła się Tremerka. - Co cię trapi drogie dziecko?

- Mam wrażenie, że wprowadzono mnie w błąd i pomyślałam, że może pani rozwieje moje wątpliwości. - Karen nie lubiła jak nazywano ją dzieckiem, ale puściła to mimo uszu i zrobiła nieco zakłopotaną minę. - Otóż nie mogę zrozumieć czemu widzę tutaj dwie osoby z mojego klanu i podobnie dwie z klanu Malkavian, a tylko pani jedna pojawiła się z klanu Tremere. Czyżby ten cały Czarny Kościół i jego otwarcie raz na sto lat wcale nie były tak wyjątkowe i magiczne jak mi o tym mówiono? Czy może po prostu reszta przedstawicieli pani klanu pojawi się już na otwarciu, bo jak rozumiem pani się na nie wybiera?

- Och, widzę, moja droga, że jesteś doskonale zorientowana w sytuacji - odpowiedziała Michelle uprzejmie. - Jestem tu dlatego, gdyż mój Klan, traktując sprawę z należytą powagą, wysłał na to miejsce osobę najbardziej kompetentną - uśmiechnęła się czarująco. - Mnie jednak także zastanawia, co robią tutaj członkowie niektórych klanów. Aby więc nie przedłużać tej niepewności zapytam wprost, co cię samą tu sprowadza?

Bezpośrednio - idealnie.

Ktoś inny pewnie starałby się uniknąć odpowiedzi lub wystosować taką by niewiele z niej wynikało, ale nie Karen. Wiedziała, że nie może mówić całkiem wprost, ale nie planowała też nadmiernie owijać w bawełnę. Zresztą obserwowanie próbujących zachować w takich sytuacjach kamienną twarz nieumarłych było całkiem zabawne, więc odpowiedziała bez większej zwłoki.

- W sumie są dwa powody. Pierwszy to rzeczy bardzo proste: ciekawość i chęć poznania. - Miała rozbrajająco szczerą minę kontynuując wyjaśnienia. - Wbrew niektórym opiniom członkowie mojego klanu też lubią się rozwijać w różnych kierunkach i mimo że na co dzień interesują mnie bardziej nowoczesne rzeczy to staram się nie ignorować możliwości poznania czegoś przełomowego z przeszłości.

Dalej miało być nieco zbyt szczerze, więc starała się mówić na tyle cicho by nadal brzmieć naturalnie, ale by jak najmniej osób mogło podsłuchać wypowiedź.

- Drugi powód to przydatność. Zapewne zgodzi się pani, że w naszym otoczeniu warto jest być przydatnym - zrobiła krótką pauzę, ale nie czekała na odpowiedź. - Według mnie ktoś taki jak ja może być zaskakująco przydatny dla osób takich jak pani na takiej "wyprawie". Chodzi mi chociażby o proste fizyczne przeszkody, które można przy pomocy kogoś takiego jak ja pokonać w błyskawicznym czasie, który ktoś tak kompetentny jak pani może wykorzystać na zupełnie innego rodzaju czynności, które z pewnością będą dla niego bardziej interesujące. Ot różnorodność daje więcej możliwości, z których warto korzystać.

- Widzę, moja droga, że odznaczasz się bystrością, której nie posiada niestety wielu członków klanu Brujah - Michelle uniosła brwi z lekkim zaskoczeniem - To nieco zaskakujące, ale i wartościowe, i wierz mi, potrafię to docenić. Zaoferowałaś pomoc, której w istocie potrzebuję. Sądzę więc, że możemy się znakomicie dopełniać, równoważąc tym samym swoje braki, nieprawdaż?

- Absolutnie.

Fakt, że Czarodziejka właśnie obraziła jej klan spowodował niemiłe ukłucie drażniące coś w jej wnętrzu. Teraz jednak ważne było by nie zepsuć osiągniętego wrażenia, więc pomyślała, że jak Książe się streści to będzie miała jeszcze okazję się dziś wyszaleć i trzymając się tej myśli utrzymała szczery wyraz twarzy.

- Znakomicie - odparła Michelle, nie starając się ukryć entuzjazmu, którym najwyraźniej napawała ją myśl o współpracy. - W takim razie pozostaje nam tylko poczekać na to, co powie Książę. Później ustalimy plan działania. Ach... I jeszcze jedno - dodała po chwili, jakby z lekkim wahaniem. - Moja droga, nie przejmuj się tym, co powiedziałam o twoim Klanie. Nie chciałam cię urazić. Ale wiesz, istnieją pewne stereotypy... A nie chciałabym mieć u swojego boku kogoś nieokrzesanego, kto nie umie nad sobą panować. Tak więc to, co powiedziałaś sprawiło, że poczułam sporą ulgę. - uśmiechnęła się ponownie - Cóż, odpłacam szczerością za twoją szczerość, by nie było między nami niedomówień. Mam nadzieję, że umiesz to docenić. W obecnych czasach niewiele osób docenia takie gesty.

- Doceniam i się nie przejmuję - odpowiedziała krótko również się uśmiechając.

Nie chciała wdawać się w zbyt skomplikowane dyskusje z Tremerką obawiając się, że wyda się, że jej domniemana bystrość mogła być tylko w miarę przemyślanym przed przyjściem na spotkanie u Księcia zagraniem, więc popijając czerwony trunek nalany z pobliskiej karafki cierpliwie czekała aż wreszcie przyjdzie im wysłuchać po co ich tu zebrano.

Obecni: Algol, Isabela, Karen, Kapitan Galaktyka, Morten, Michelle (Obywatelka z klanu Tremere).
Pisane wspólnie z Lightstormem.

ODPOWIEDZ