Lokacja - Pałac Andreasborg

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 22 lutego 2018, 14:15

[center]Sala Tronowa, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Książę chwilę wpatrywał się w Kapitana Galaktykę wzrokiem, który budził w Malkavianinie ochotę schowania się pod najbliższym krzesłem. Świr wiedział jednak, że drewno nie ochroniłoby go przed laserowym wzrokiem Supermana, pozostał więc na miejscu. W końcu władca Isdagry uśmiechnął się lekko i rzekł, zwracając do błazna:

- Lukas naprawdę nas rozbawiłeś. Nie dość, że wysyłasz tam kogoś z twojego klanu, to jeszcze zadbałeś o to, by nie miał pojęcia o co chodzi. Tym bardziej że jest nowy w mieście. Doceniamy twoje poczucie humoru, jest naprawdę przewrotne.

- Dziękuję Książę, staram się - odpowiedział Primogen Malkavian, szczerząc zęby. Najwyraźniej nie spodziewał się po Księciu innej reakcji. Jednakże, gdy tylko Andreas zdjął z niego wzrok, Lucas puścił oko w stronę Kapitana Galaktyki i położył palec na ustach, nakazując mu ciszę.

- Na pewno na tej sali są tacy, którzy potrafią odpowiedzieć na twoje pytania, Kapitanie hmmm... Galaktyko - Ventrue zwrócił się teraz bezpośrednio do młodszego Świra - A jeśli nie, to polecamy odwiedzić miejską bibliotekę.

Wypowiedziawszy te dwa zdania, które najwyraźniej uznał za nadmiar swej łaski, skierował wzrok na Mortena.

- No proszę, a jednak klan Bruhaj potrafi zaskoczyć... Trafne pytania panie Morten. Domena może należeć tylko do jednego Spokrewnionego. I jak widzimy chętnych przybyło wielu. Nowo powstałe koterie będą musiały znaleźć silną nić porozumienia - uśmiechnął się lekko. - Oto fundament na którym zbudowana została Camarilla. Na barkach ich członków spoczywała więc będzie decyzja kto otrzyma nasze nadanie. Ufam, że nikt z osób w tej komnacie nie chciałby nadużywać naszej cierpliwości zjawiając się tutaj zanim ustali to z innymi członkami swej koterii. Nie mamy ochoty słuchać kolejnych sporów, byłoby to marnowanie naszego czasu.

Objął wzrokiem wszystkich zebranych i oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu:

- Jeżeli klątwa zostanie zdjęta, zbadamy tą sprawę osobiście, aby mieć pewność. Następnie wydamy werdykt.
Obecni: Książę, Algol, Isabela, Karen, Kapitan Galaktyka, Morten, Michelle, Claus, Cezar, Bradley, Lukas
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 23 lutego 2018, 20:28

[center]Sala Tronowa, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Książę odczekał kilka chwil, na sali jednak panowała cisza, zmącona jedynie delikatnym dźwiękiem dzwoneczków na czapce Lukasa.

- Jak widzimy pozostali są doskonale poinformowani i nie mają pytań - skwitował Andreas - Gratulujemy zatem waszym Primogenom wyboru najbardziej kompetentnych osób.

- Ze swej strony życzymy sukcesów i udanych łowów. Na koniec dodam, że jesteśmy z was dumni i będziemy mieć nadzieję, że w końcu ktoś z was stanie się bohaterem, który udowodni swoją wartość. Macie nasze błogosławieństwo - powiedział na koniec z podnosząc dłoń i dając znak Primogenowi Malkavianów, aby zajął się podwładnymi.

- Zabierz państwa do Złocistego Salonu - polecił Ventrue.

Lukas uśmiechnął się szeroko, a następnie miękkim skokiem zbliżył się do stojących przed tronem.

- Panie i panowie, audiencja skończona... Proszę za mną - zakończył zdanie przykładając wskazujący palec do ust, dając wszystkim do zrozumienia, że spotkanie zakończyło się definitywnie, a wraz z nim możliwość zadawania jakichkolwiek pytań władcy Isdaggry.
Lucas przeprowadzi was wszystkich z powrotem do Złocistego Salonu, po czym wyjdzie.
[center]***[/center]
[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Spokrewnieni stanęli ponownie w miejscu, w którym zaczęła się gra. Tym razem jednak wiedzieli nieco więcej, a polityczne plany zmieniały się powoli w możliwości sojuszy i rywalizacji. Z tego tygla wyłonić się miały koterie, skupiające się na rozwiązaniu sprawy Sorte Kirke.
Obecni: Algol, Isabela, Karen, Kapitan Galaktyka, Morten, Michelle, Claus, Cezar, Bradley
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

zmarly
Reactions:
Posty: 239
Rejestracja: 10 maja 2015, 20:56

Post autor: zmarly » 23 lutego 2018, 22:07

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]

I to by było na tyle w kwestii nudnych spotkań pomyślał Gangrel zadowolony z faktu, że książę już go nie obserwuje dłużej. Zawsze wolał zostawiać oficjalne pogadanki wyższym oficerom, zresztą to oni robili magisterkę z polerowania butów i waleniu wódy na jednostce. I tak się do niczego innego zresztą nie nadawali. Tyle dobrego, że jego dowódca przynajmniej miał jakieś doświadczenie bojowe i nie dawał rozkazów oderwanych od szarej rzeczywistości.

Po powrocie przyjrzał się dokładnie Nosferatu, który jako ostatni dotarł na spotkanie. No no, ładnie nam się odstawił, normalnie jak szczur na otwarcie kanału. Ciekawe, do której strony będzie próbował się przyłączyć...

Wciąż nurtowała go kwestia zaznaczenia Sorte Kirke jako swojego terytorium. Był wprawdzie dzikusem... ale taki sposób zdecydowanie nie wchodził w grę. Ciekawe było też to, jak inni spróbują to osiągnąć.

Gdy wszyscy wrócili do salonu, a drzwi się zamknęły, Claus zwrócił się do Algola:

- Wygląda na to, że sztafeta ruszyła. Zdaje się, iż mieliśmy omówić szczegóły naszej współpracy? Niestety nie posiadam żadnego odpowiedniego miejsca, które przypadło by obecnym tu kainitom do gustu, jestem za to pewien, że ktoś z bardziej gustownym zapleczem się zaoferuje - mówiąc ostatnie zdanie spojrzał przez moment znacząco w kierunku Torreadorki. - Czas gra bowiem na naszą niekorzyść.
Johansen będzie liczył na to, że Isabela załapie aluzję i przeniesiemy ustalenia w jakieś bezpieczniejsze miejsce.
---

If history is to change, let it change! If the world is to be destroyed, so be it! If my fate is to be destroyed... I must simply laugh.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 24 lutego 2018, 14:01

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
- Pozwolę sobie w takim razie zaprosić państwa do mojej posiadłości - zaproponował hrabia niezwłocznie, zwracając się do trójki stojących przy nim kainitów. - Jestem pewien, że Fekete Hat spełni wszelkie oczekiwania, zarówno jeśli idzie o dyskrecję jak i wygodę. W przypadku, gdyby ktoś z państwa nie posiadał własnego transportu służę automobilem, oczywiście.

- Tak więc, ruszajmy - rzekł, podając ramię Isabeli. - Jak słusznie zauważył pan Claus, czas w istocie jest cenny i szkoda byłoby go marnować.
Zaproszenie kieruję do: Isabeli, Mortena i Clausa. Jeśli żaden z graczy prowadzących te postacie nie ma obiekcji, proponuję przenieść akcję do Fekete Hat.
Obecni: Algol, Isabela, Karen, Kapitan Galaktyka, Morten, Michelle, Claus, Cezar, Bradley
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Ferre
Reactions:
Posty: 60
Rejestracja: 14 czerwca 2015, 19:42

Post autor: Ferre » 24 lutego 2018, 15:07

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]

- Z wielką chęcią dotrzymam towarzystwa, panie Hrabio - rzekła podając Algolowi zgrabną dłoń i spoglądając po gościach

- Panie, Panowie - dygnęła na pożegnanie.
Isabela wyrusza razem z Hrabią Algolem
Obecni: Algol, Isabela, Karen, Kapitan Galaktyka, Morten, Michelle, Claus, Cezar, Bradley
Sanity is for the weak!

Mystic
Reactions:
Posty: 155
Rejestracja: 31 stycznia 2016, 16:36

Post autor: Mystic » 24 lutego 2018, 15:19

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]

Poszło lepiej niż myślałem - rzekł w myślach usatysfakcjonowany Morten. Nie było aż tak wiele rzeczy do spieprzenia w tej sytuacji, ale były one kluczowe - tak dla misji, jak i samego nie-życia kainity. Z poczuciem wywarcia dobrego wrażenia opuszczał Salę Tronową. Można powiedzieć, że przeszedłem przedbiegi, teraz pora na przygotowania do gonitwy głównej. Młody Brujah postanowił z ciekawością obserwować formowanie się dalszych sojuszy pomiędzy wampirami. Wszak sprawa ta dla wielu z nich zdawała się nie być zamknięta.

Po chwili odnalazł się w towarzystwie hrabiego Algola, pięknej Torreadorki oraz... mrukliwego Clausa, o którym niewiele było wiadomo. Kurtuazyjna wymiana zdań krążyła wokół dalszej współpracy:

- Pozwolę sobie w takim razie zaprosić państwa do mojej posiadłości - zaproponował hrabia niezwłocznie, zwracając się do trójki stojących przy nim kainitów. - Jestem pewien, że Fekete Hat spełni wszelkie oczekiwania, zarówno jeśli idzie o dyskrecję jak i wygodę. W przypadku, gdyby ktoś z państwa nie posiadał własnego transportu służę automobilem, oczywiście.

- Tak więc, ruszajmy - rzekł, podając ramię Isabeli. - Jak słusznie zauważył pan Claus, czas w istocie jest cenny i szkoda byłoby go marnować.

- Przykładam do tej propozycji obie swe ręce, jednakże może zaczekajmy kilka chwil by zobaczyć jak wyklaruje się kwestia układów sił? Zdaje się, że reszta śmiałków nie zdeklarowała się jeszcze co do swojej przyszłości w ramach zadania.

Morten lubił być dobrze poinformowany. Informacja ma swoją wartość, nie zawsze warto próbować przeliczać ją na pieniądze.

- Oczywiście, jeśli będą państwo nalegać, poddam się woli większości. - dodał po chwili.
Z racji tego, że Morten przybył do Pałacu komunikacją miejską, z chęcią przyjmie propozycję Algola odnośnie przejazdu samochodem.
Obecni: Algol, Isabela, Karen, Kapitan Galaktyka, Morten, Michelle, Claus, Cezar, Bradley

Ferre
Reactions:
Posty: 60
Rejestracja: 14 czerwca 2015, 19:42

Post autor: Ferre » 24 lutego 2018, 16:05

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]

- Drogi Mortenie, noc jest krótka i nie zamierzam nadwerężać cierpliwości Hrabiego. Dlatego też jeśli twoim życzeniem jest pozostać, w takim razie nie mogę cię przed tym powstrzymać. Będzie mi brakowało twojego towarzystwa przy stole - posmutniała, odpowiadając z lekkim wyrzutem wyrzutem Brujahowi. Zwróciła się ku Algolowi dając znak, iż mogą już wychodzić.

- Słuszna uwaga - poparł Torreadorkę hrabia. - Ja sam, ze swej strony nie poświęcam czasu przegranym. Jednakże jeśli znajduje pan w tym upodobanie, niewiele zdołam na to poradzić. Choć obawiam się, że opuszczenie naszego spotkania oznaczało będzie przyłączenie się do tego niezbyt szczęśliwego grona.
Lokację opuszczają: Algol, Isabela, Claus

Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Morten, Michelle, Cezar, Bradley
Sanity is for the weak!

Mystic
Reactions:
Posty: 155
Rejestracja: 31 stycznia 2016, 16:36

Post autor: Mystic » 24 lutego 2018, 17:30

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996
[/center]

Morten przełknął gorzką pigułkę upokorzenia. Takich to właśnie cieni współpracy ze starszym spodziewał się. Oh, nie lubił być trzymany w szachu, ale z racji swej mizernego statusu musiał nagiąć się do sytuacji.

Z obliczem niemal niedraśniętym skazą emocji odparł:
- Na takie dictum odpowiedź może być tylko jedna: jedźmy więc!
Lokację opuszcza: Morten
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Cezar, Bradley

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 24 lutego 2018, 19:46

[center]Parking przed pałacem, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Hrabia poprowadził zaproszonych w stronę czarnego jaguara, stojącego na parkingu. Auto z pewnością nie należało do najnowszych modeli, nawet w ostatniej dekadzie. Wciąż jednak zachowywało pewien styl i klasę. Czarownik szarmanckim gestem otworzył drzwi samochodu, wskazując Izabeli, by usiadła. Pozostali zajęli miejsca obok Torreadorki, Algol wybrał siedzenie z przodu.

[center]Obrazek[/center]
- Oto moja prawnuczka Jaśmine Boszkorany - przedstawił bladoskórą dziewczynę, siedzącą za kierownicą, a obecni mieli wrażenie, że czarownik w tym lapidarnym określeniu pokrewieństwa pominął przynajmniej kilka pokoleń.

- Jaśmine, zechciej użyć tego... pudełka i poinformować swoją matkę, iż tej nocy będziemy mieli gości. - Algol najwyraźniej nie do końca nadążał za współczesnymi zdobyczami techniki.

Jaśmine skinęła głową, sięgając po komórkę. Chwilę czekała, aż ktoś odbierze telefon.

- To ja, mamo. Będziemy mieli gości - zaanonsowała głosem miękkim niczym aksamit. - Nie, to potomkowie Kaina - przez chwilę nasłuchiwała odpowiedzi, po czym dodała coś szybko w jakimś wschodnim języku.

- Matka pyta, czy przyjmiesz zaproszonych państwo w pracowni, czy w salonie?

- Niech przygotuje salon i zawiadomi służbę - odparł krótko hrabia.

Dziewczyna skinęła głową i przystąpiła do przekazywania poleceń.
Lokację opuszczają: Algol, Isabela, Claus, Morten;

Obecni: brak
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Fobetor
Reactions:
Posty: 106
Rejestracja: 24 marca 2016, 11:03

Post autor: Fobetor » 24 lutego 2018, 22:17

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996
[/center]

Tym razem, mózg Świra zaczął dopracowywać ostatniego z przybyłych kanitów, do pryzmatu komiksowego świata. I pach! Znalazł bohatera pasującego do Nosferatu.

[center]Obrazek
[/center]
No nie może być, Deadpool zawitał w te progi i należy do Ligi Sprawiedliwych. Czytałem jego komiksy, żaden z niego bohater. Bardziej antybohater jednak zabawny i pogodzony, że jego twarz wygląda jak z jakiegoś koszmaru. Ten wymiar naprawdę jest dziwny, ale cóż jak się trafiło do niego, to trzeba jakoś nauczyć się w nim pływać. Żeby większe super rybki nie zjadły mnie tylko.

Dobra, Skup się. Misja!!!

Po powrocie do sali, Malkawianin zebrał się w sobie, by porozmawiać z czarodziejką.

Skup się na Zatannie i Hunthunter. Podejdź i nawijaj! Zalej potokiem słów które przekonają je, że się nadajesz.

Podszedł do dwóch dam. Skłonił się lekko mówiąc.

- Szanowna mistrzyni sztuk tajemnych, jeszcze nie mieliśmy okazji poznać się osobiście. Kapitan Galaktyka. Sądzę, że to o tobie mówił książę, jako że posiadasz informacje na temat tego, co działo się w Czarnym Kościele. Myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc. Zwłaszcza, że... - zawahał się lekko, spoglądając w stronę Ghoustridera, Dr Destiny, Rudej i Wolverina zbierających się właśnie do wyjścia by porozmawiać na osobności. Po czym wrócił wzrokiem w do swej rozmówczyni.

- Konkurencja jest dość silna. Może panie przyjmą mnie do swojej drużyny i wspólnie stawimy czoła ciemnym silą Kościoła i złamiemy klątwę, która otacza to święte miejsce? Sam również nieco param się magią a i jako superbohater mam też krzepę do działania. Tak więc, może również przejdziemy w bardziej ustronne miejsce, by obgadać ewentualne szczegóły naszej współpracy?
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Cezar, Bradley
Ostatnio zmieniony 25 lutego 2018, 11:29 przez Fobetor, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 25 lutego 2018, 19:36

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Tremerka przez większość czasu prawie się nie odzywała, sprowadzając rozmowę do grzecznościowych frazesów. Dopiero gdy, Algol opuścił pomieszczenie Michelle wyraźnie rozluźniła się. Pytania Kapitana Galaktyki wzbudziły jej zainteresowanie, lecz ukradkowo przyglądała się bacznym okiem pozostającemu na uboczu Nosferatu.

- Doskonale Kapitanie Galaktyko. Twoja wiedza i umiejętności przydadzą się w naszej misji. Jestem pewna, że razem odnajdziemy to czego szukasz i razem pokonamy wrogów tej planety. Proponuję przenieść się do innego pomieszczenia w zamku celem, ustalenia szczegółów. Jednak... - zawahała się, aby po chwili dodać - może będziemy potrzebować jeszcze jednego bohatera. Mam na myśli oszpeconego i kulawego gentlemana, który ledwo zdążył na spotkanie. Co o nim sądzisz Kapitanie?

Mózg kapitana zaczął przeglądać swoją wiedzę o Deadpoolu. Wszedł szybciutko swoim umysłem do pudełka komiksów z bohaterem. Przejrzał je szybko pobieżnie i zaczął analizować czynnik chaosu takiej drużyny.

Z Badań wynika, że może być kupa śmiechu, ale też ofiary śmiertelne. Na szczęście w kościele będziemy sami. Więc będę musiał pilnować tego pana. W jednym z komiksów znał batmana. Może i w tym mieście się znają. Może on coś wie! To dość niebezpieczne.

- Deadpool! Tak, może się przydać. Ale może to być również niebezpieczne, wciągając go do drużyny. Pogadam jeśli chcesz... - Malkavian przysunął się trochę do Czarodziejki i szepnął.

- Jak potężne jest zło w tym kościele że jest nam potrzebny ktoś taki jak Deadpool? - zapytał Świr.

- Każda para rąk może się przydać. Na twoje pytanie odpowiem później... Jak tylko będziemy mieli więcej prywatności. Idź i zapytaj Deadpool'a, czy nie chce dołączyć do drużyny sprawiedliwych - odpowiedziała Czarodziejka.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Cezar, Bradley
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 25 lutego 2018, 21:12

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]

Cezar przesunął się bliżej w kierunku stolika z krwią i uchwycił dwa kieliszki które napełnił vitae.

[center]Obrazek[/center]

Potem zbliżył się do Karen i Michelle korzystając z miejsca jakie zrobił oddalający się Kapitan. Wysunął w dłoni dzierżony w prawicy kieliszek Tremerce zaś drugi Karen.

- Jak zwykle, to członek klanu Malkavian niesie słowo prawdy pośród ciemności nocy. Kapitan ma absolutną słuszność. Nader trudno będzie komukolwiek przeciwważyć moc hrabiego. Tym bardziej, że teraz ma kilku oddanych członków koterii, którą za chwilę założą, za plecami których być może stoją również starsi. Źle by się stało gdyby. I można tu utyskiwać, nad dzisiejszą młodzieżą która wybiera kogoś takiego jak Algol miast wspierać wieżę z kości słoniowej, klan Tremere trzpień główny scalający Camarillę mimo nieustających wewnętrznych animozji miedzy jej członkami, jednak... Chyba każdy kto pozostał zdaje sobie sprawę z tych faktów i świadomie podjął decyzję dlaczego jest w tym, a nie innym miejscu. Wszak kiedy nadchodzi konieczność można wejść w sojusz nawet z Gallami, byleby Rzym nie doznał uszczerbku. Zatem w tej chwili, która jest sprawdzianem odwagi i praworządności każdego obywatela pragnącego wypełnić wolę księcia, nie mniej ni więcej proponuję moją pomoc Madam.

Kieliszek w prawicy zawisł na chwilę w powietrzu.

[center]Obrazek[/center]
OD MG: Test Etykiety = 3 sukcesy. Cezar zdoła zmazać niefortunną gafę przy pierwszym spotkaniu i zmienić nastawienie Michelle do swojej osoby. Odpowiedni post jutro.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Cezar, Bradley
Ostatnio zmieniony 26 lutego 2018, 00:02 przez Suriel, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 25 lutego 2018, 23:09

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Po tym jak Książe odpowiedział Kapitanowi wiedziała już, że nie ma sensu zdawać pytania.

Szkoda... Ale czego spodziewać się po tym złotnisiu, pewnie jakby nadal srał to kibel też miałby ze złota.

Całe to miejsce i słowa władcy miasta zaczynały ją lekko irytować, więc zakończenie audiencji i przejście do salonu przyjęła z ulgą.


Ekipa Algola zaczęła się szybko zwijać, a ona stała koło Michelle zastanawiając się z jak bardzo straconej pozycji startują i czując coraz większe zadowolenie z takiego obrotu spraw. Pojawienie się przy nich kolejno dwóch Malkavian dodało tej sytuacji pewnego tylko dla niej widocznego blasku.

Ależ będzie zabawa. Staruch zgarnął piękną i dwie bestie, a Michelle dostała mnie i dwóch świrów. Nic dziwnego, że brzydala też chce zabrać. W dodatku wszyscy głośno mówią o tym jaki to hrabia jest wspaniały, pewnie kobita musi czuć się dobita wiarą z jaką przychodzą do niej.

Przyjęła od Cezara kieliszek i z podejrzanie dobrym humorem postanowiła się wreszcie odezwać.

- Panowie macie strasznie pesymistyczne podejście. Jeśli jakaś grupa wygra te zawody to będzie to nasza grupa. Więc lepiej się na to nastawcie przyłączając się do jedynej słusznej drużyny.

- A teraz bierzmy resztę i chodźmy zanim Książę stwierdzi, że nadużywamy jego gościnności.

Dopiła bardzo szybko krew z kieliszka i odłożyła go płynnym ruchem na najbliższą płaską powierzchnię.

- I może jednak lepiej gdzieś poza zamek?

Spojrzała na Michelle pytająco, gotowa zgarnąć Kapitana i Nosferatu i jak najszybciej zawinąć się z ociekającego złotem i przepychem pałacu.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Cezar, Bradley

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 26 lutego 2018, 16:53

Zlocisty Salon, po zachodzie slonca, 13 maj 1996
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Cezar, Bradley
Westwood nie był najszczęśliwszy, że nie może założyć maski, ale bywało gorzej. Przynajmniej odwalił się na dzisiejszy wieczór jak należy, a dobry ciuch nigdy nie był zły. Fakt, że do brodzenia w ścieku sie nie nadawał zbytnio, ale tu na salonach był jak najbardziej. Szyku mógl zadać nawet i Toreadorom, oczywiście pominąwszy drobny dodatek do garniaka jakim była szpetna morda. Ale od czego byly dobrodziejstwa Niewidocznosci. Tej niestety nie mógł użyć w Elizjum.

Nosferatu przyjaźnie się uśmiechnął do tych co pozostali w Złocistym Salonie, a przynajmniej tak mu sie zdawało, bo grymas jaki pojawił się na wysuszonej twarzy móglby spowodować zawał u kogoś o słabszym sercu. Nosferatu uznał, że pora się oficjalnie przywitać:

- Hmm, no to sami widzicie. Połowa zebranych zawinęła kierpce i pojechała z panem hrabią, zanim się nawet zdążylismy przywitać... - powiedział po duńsku z mocnym zachodnim akcentem: - No ale niech wychowaniu stanie sie zadość. Całuje piękne panie...

Szczur nie mógl sobie odmówic perwersyjnej przyjemności zmuszenia pięknych dam, do zbliżenia się do takiej ochydnej kreatury jak Nosferatu. Tremerka cicho rozmawiająca z Kapitanem Galaktyka, niby naturalnie schowała sie nagle za Malkavianem.

Hehehe, pewnie wlasnie hamuje torsje czarodziejka. Chowa sie, jakbym ja mial wylizac. Fuj, jakby to byl Algol, to co innego, ale ja? - zaśmiał się w myślach Bradley.

Karen do której się próbował zblizyć, zatrzymałą go na odległość wyciągniętej ręki:

- Wolałabym ci się z bliska nie przyglądać, jeśli to niekonieczne. - syknęła, a po tonie jej głosu Bradley uznał, że to ostrzeżenie.

- Szkoda - Szczur oblizał się lubieżnie się po suchych dziąsłach, zachichotał i puścił oko do Karen: - Może innym razem, jak będę pod inną postacią...

Stało się zupełnie jak przewidywał. Nic co w jakikolwiek sposób uraziłoby dumę Szczura, wręcz odwrotnie, napawało go nią. Odraza jaka była jego przekleństwem była też jego dumą, w czym nie był odmienny od większości jego współziomków. Zresztą i tak wolałby całować się z męskimi kainitami, lecz nieco obawiał się wariatów dysponujących mocami Demencji. Poza tym ani Boski Cezar, ani Kapitan nie byli w typie Bradley'a. Kapitan i tak zbliżał się już do niego, zapewne hojną ofertą od Czarodziejki, która choć do całowania nie była skora, to do budowy koterii jak najbardziej.

Świr skłonił mu się lekko i tymi oto słowami rzekł:

- Witam cię Deadpool. Jestem Kapitan Galaktyka. Słuchaj widzę, że nie bez przyczyny pojawiłeś się na tym jakże wspaniałym spotkaniu. Możemy sobie nawzajem pomóc przełamać klątwę jaka ciąży na kościele. Chcesz dołączyć do naszej drużyny sprawiedliwych?

Kurwa Deadpool? Myśli, że się umiem regenerować po projekcie Weapon X? Myślałem, że będę jakaś Mistique, ale Deadpool? Może o te jego krzywe tekściki chodzi? To rozumiem... - pomyślał Bradley, który jak każdy szanujący się amerykański geek znał całkiem nieźle komiksy.

- Witaj Kapitanie, miło Cie poznać, lizanko sobie darujemy, bo widzisz Karen nie całuje się z typami bez masek, a ja nie całuje się kolesiami w maskach, ale masz szanse u Karen, tak logicznie rzecz ujmując... Wiesz taki żarcik na przełamanie lodów w stylu Deadpoola, żeby nie było wątpliwości kim jestem. Jasne, że piszę się na awanturę z Ligą.

Zresztą co mi innego zostało. Napewno trafiłem do zabawniejszego teamu... - doda w myślach Szczur.

-Wspaniale... choć będziemy raczej odczyniać klątwę. Pośpieszajmy więc do naszych uroczych dam.

Kiedy kapitan Galaktyka obejrzał się w stronę Kanitek ujrzał Cezara rozmawiającego z nimi. Na chwile Malkawiana zamurowało jak by ta sytuacja mocno nim wstrząsała. Następnie ruszył szybkim krokiem w stronę towarzyszek i powiedział stanowczym głosem:

-Sądzę, że dobrze było by zostać w pałacu, to miejsce zapewnia nam wszelkie wygody w celu przeprowadzenia tej rozmowy. Poza faktem, że Lex Lutor zaszczycił nas swą obecnością. -Świr pokręcił głową:

- Jesteś jednym z najinteligentniejszych ludzi jacy istnieją. Masz charyzmę i jaja żeby stanąć na czele, ale i wielkie ego. Gdybyś rządził światem, ten spłonął by. Każdy z światów który poznałem i tobie się udało dostać na szczyt, ten padał. Zostawałeś zawsze powstrzymany. Dlatego wiedz że jeśli Zatanna i reszta się zgodzą byś ruszył z nami i tak będę cię obserwował.

Szczur beznamiętnie przysłuchiwał się tyradzie Kapitana, choć w głowie już zastanawiał się, czy konflikt między dwoma wariatami jest tylką grą pozorów, przejawem szaleństwa czy rzeczywistym rozłamem w klanie. Tego pewnie nie wiedzieli nawet sami Malkavianie, więc uznał, że nie wyciągnie z tego żadnych wniosków tu i teraz. Od świrów są psychiatrzy, a nie Nosferatu.

Team do jakiego trafił był z pewnością dużo bardziej barwny od smutasów hrabiego. Michelle już zdążyła przekabacić Galaktykę do zwerbowania Westwooda. Reszta chyba nie miała wyjścia. W końcu odezwał się do Tremerki:

- No to fajnie. Pozdrowienia mamy za sobą. Nieźle Michelle, zostało ci z resztek po obiedzie dwóch Świrów, utalentowana i w dodatku ładna, choć nieprzystępna mechanik i przytępny, acz mało przystojny Nosferatu. - puścił znów porozumiewawcze oko do obu kainitek: - Po mojemu wystarczająco żeby powalczyć z koterią Algola, która pewnie się zawiąże w najbliższych godzinach. Póki co sugeruję spływać z tego smutnego miejsca, bo musze tu stać i świecić siekaczami jak jakiś pieprzony Nosferatu zaprzepaszczając szanse na skradnięcie całusa Karen. Zasugerowałbym jakiś shopping, ale ze względu na obecność panów, którzy mają bardzo passe gust i zapewne nie pałają chęcią krejzolskich zakupów, to zapraszam do mojej chacjendy na pogaduchy. To bardziej casualowa miejscówa niż ta pozłacana kloaka.
Jeśli udamy się na zewnątrz, to Szczur będzie się chełpił furą ;) i udawał, że się kompletnie nie zna.

Post pisany z Fobetorem.
Ostatnio zmieniony 26 lutego 2018, 22:02 przez 8art, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 27 lutego 2018, 13:07

[center]Złocisty Salon, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
- Ave*, Bradleyu Westwoodzie - rzucił Cezar, podnosząc dłoń w kierunku nadchodzącego Nosfertau, w typowym rzymskim powitaniu.

Michelle postanowiła wtrącić się w rozmowę i przejąć inicjatywę:

- Rozumiem, że pan Bradley nie czuje się komfortowo na salonach, nalegam wszakże, by pozostać tutaj i spokojnie dokończyć rozmowę - odrzekła Michelle. - Zmiana lokalu jest bezcelowa, szczególnie, gdy to jeden z nas forsuje przenosiny na swój teren. Nie powinniśmy brać przykładu z Algola, który zaprosił gości do swej posiadłości, oczywiście tylko po to, by mieć nad nimi przewagę! W Fekete Hat nie obowiązują prawa Camarilli, a ci głupcy dali się schwytać w siec tego starego, sprytnego pająka. Są niczym ćmy lecące w ogień, spotkać ich może jedynie nieszczęście. Ale cóż, najwyraźniej sami się o tym muszą przekonać. Uważam że nasza grupa jest o wiele sprytniejsza, ponieważ wybrała zasady jakimi kieruje się Camarilla. Na tym powinniśmy się oprzeć. Za nami stoją setki lat tradycji, mamy prawa Elizjum, które gwarantują nam neutralność w rozmowie. Niebawem się przekonają, iż hrabia Algol przestawi ofertę nie do odrzucenia, narzucając im swoją wolę... Jutrzejszej nocy staną się naszymi zaciętymi wrogami. Powinniście jednak pamiętać, że to on będzie pociągał za wszystkie sznurki - Czarodziejka wyraziła swoją opinię, z naciskiem akcentując słowa dotyczące kwestii związanej z hrabią Algolem.

- Albo traktujemy się na równi i pozostaniemy na neutralnym terenie jakim jest dom Księcia, albo nici z naszego układu. Przejdźmy do Szafirowej Komnaty oferującej dyskrecję, której tak mocno poszukujemy. Jestem pewna, iż podobnie jak założyciele Camarilli, będziemy w stanie pokonać wszelkie podziały i ustalić satysfakcjonujące nas zasady współpracy - zakończyła wypowiedź, przedstawiając swój punkt widzenia.

Cezar wysłuchał słów Tremerki ze spokojem należnym boskim osobom takim jak on. Jednak dalsza treść rozmowy jakiej był świadkiem, naruszyła jego z trudem odzyskany spokój. Zrządzeniem bogów dzisiejszy wieczór najwyraźniej obfitował w okrutne przypadki i potwarze. Słowa Kapitana w widoczny sposób boleśnie ukuły Cezara.

Czarodziejka przerywając dalsze rozmowy, poprowadziła zebranych do Szmaragdowej Komnaty.
Test Autorytetu Michelle: Wypadają 4 sukcesy.
Tremerka perfekcyjnie punktuje słabości grupy pod dowództwem Algola, jak i również przedstawia solidne argumenty z którymi trudno polemizować. Wszyscy uznajecie, że pozostanie w Elizjum jakim jest Zamek Księcia, zapewnia równowagę i daje doskonały grunt do dalszych dyplomatycznych rozmów.
Wszyscy obecni przenoszą się do Szmaragdowej Komnaty
[center]Szmaragdowa Komnata, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
[center]Obrazek[/center]
Taki cios, i to ze strony kogoś kto winny być mi przyjacielem, ze strony brata we krwi. Na bogów, czuję jakby mnie kto...

[center]Obrazek[/center]

[center]Obrazek[/center]

Twarz Cezara wpierw stężała by po chwili ulec sile tiku ściągającego lewą część twarzy w mięśniowym skurczu. Reszta twarzy jakby na przekór pozostała jakby marmurowa, chłodna i wyniosła za razem. Tylko w oczach pojawiał się ból pomieszany z oburzeniem. Odstawił kieliszek który podniósł dla siebie ze zdobionej tacy.

- Ostre i wielce krzywdzące są twe słowa. Wiedz zatem Kapitanie, iż nikt kto jest Mlakavianem, bądź nie jest im ani wrogiem ani krzywdzicielem, bać się mnie nie musi. Czyż żem kiedykolwiek podniósł rękę na którego z mych braci? Czym kiedykolwiek którego oczernił w skrytości lub jawnie? No powiedz? - Cezar uniósł pytająco brwi pozwalając by wybrzmiała dojmująca chwila ciszy. Zbliżył się do Kapitana stając twarzą w... maskę. Patrzył w oczy, jedyną prawdziwą rzecz jakiej skryć się nie dało.

- Wiedz, że zraniłeś mnie bardzo tymi słowami i... lecz Ty bać się mnie przecież nie musisz. - zakończył spokojnym głosem - Wolę bowiem szczerość w owym grymasie gniewu jaki ściągnął usta pod twoją maską, maską którą mogę przejrzeć bez trudu mój piękny Kapitanie, niźli sztylety skryte w uśmiechach innych. I pomny czasów już dawno minionych, po który ostały się jeno popioły i kurz, błagam spraw bym nie musiał zakrzyknąć raz jeszcze, et tu Brute?

Wyciągnął rękę w kierunku maski Kapitana i delikatnie, opuszkiem samego serdecznego palca musnął zaledwie jej kontur. Zrobił to tak jakby dotykał fascynującego diamentu, jedynego w swoim rodzaju jaki zrodziła Ziemia. Przez chwilę zdawało się, że prócz nich dwóch w pokoju nie ma nikogo innego, nie ma złotego pałacu, nie ma całego robaczywego świata.

- Ze złej stopy zaczęliśmy Kapitanie. Proszę wybaczmy sobie. Ja wybaczam bowiem, nie potrafię... inaczej.

W głowie Kapitana Galaktyki zaczęły krążyć przyswajane informacje.

W tym wymiarze jest z pod kryptonimu Malkawian jak ja. Nie jakiś Ventrue czy Brujach. W innych wymiarach są inne kryptonimy. Tak będę mógł rozpoznawać w którym wymiarze jestem. Teraz łapie. Przede mną jednak stoi LEX LUTOR kurde. Obserwuj go, ale bądź szczery.

- Dobrze. Zacznijmy więc od początku. Witam cię Lex. Mam nadzieje, że twoja inteligencja i wiedza wspomoże nas, w przełamywaniu klątwy. Masz jeszcze jakieś asy w rękawie? Opowiesz mi później. Kiedy już usiądziemy.

Spojrzał w strony reszty. Poważnym głosem powiedział do wszystkich.

- Jeśli mamy zmienić swoje położenie zgoda. Jeśli uważacie, że jest tu bezpiecznie, i że można rozmawiać swobodnie zgoda. Ale zróbmy coś szybko. I przejdźmy do rzeczy! Bo noc nie jest w końcu tak długa.

Cezar obrócił się w kierunku zebranych jakby powracając do swiata realnego.

- Lex... Lex est, quod notamus** - przytaknął po krótkim namyśle wydobywając ze słów swego brata głębszą i niezrozumiałą dla gawiedzi mądrość skrytą w głowie Kapitana - Cóż, sugeruję zostać tutaj. Po pierwsze nie stracimy czasu na zbędne przejazdy. Po drugie w innej lokacji, jakakolwiek by ona nie była, trudno będzie zagwarantować nam, iż nikt nas nie podsłuchuje. Tu zaś, każdy kto będzie chciał nas inwigilować za pomocą dyscyplin czy też podobnych środków musi się liczyć, iż wykryty będzie odpowiedzialny za załamanie zasad elizjum. Książęcego elizjum. - poprawił i spojrzał po pozostałych - Ktoś taki musiał by być szalony. Miejmy jednak oczy i uszy otwarte, nigdy przecież nie wiadomo czy w okolicy nie ma jakichś wariatów.

* z łac. witaj, bądź pozdrowiony
** z łac. To co piszemy, stanowi prawo
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Cezar, Bradley
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

ODPOWIEDZ