Lokacja - Pałac Andreasborg

Fobetor
Reactions:
Posty: 106
Rejestracja: 24 marca 2016, 11:03

Post autor: Fobetor » 04 marca 2018, 20:23

[center]Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Zanim dwójka Kanitów wróciła z powrotem do pomieszczenia, minęło pół godziny. Kapitan otworzył drzwi Czarodziejce, po czym kiedy dotarli do stołu, odsunął Mishell krzesło tak by mogła usiąść. Sam nim zasiadł, nalał do kieliszków wybornego Vitae, dla siebie i Tremerki. Następnie zajął miejsce po jej prawicy. Razem wznieśli niemy toast. Kapitan Galaktyka spojrzał w stronę Cezara, powiedział głosem bardzo poważnym.

-Thor cie oczekuje w swoim gabinecie. Chce usłyszeć co masz do powiedzenia. Proponuje być szczerym. Radze się pośpieszyć.

W końcu, kiedy wyjdzie, będzie można przejść do rzeczy.
Do Mg
Czekam aż Cezar opuści komnatę i oddali się na tyle daleko, że nie będę go słyszał.
Możesz mi na słuch rzucić test.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Cezar, Bradley

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 05 marca 2018, 13:35

Szmaragdowa Komnata, przed północą, ZANIM KAINICI WRÓCILI DO SZMARAGDOWEJ SALI, 13 maj 1996

Gdy został z pomieszczeniu z Cezarem i Karen, Bradley początkowo nic się nie odezwał. Trudno było cokolwiek wyczytać z zasuszonej twarzy i czarnych oczu. Zresztą i tak nikt nie miał ochoty wpatrywać się noferacką mordę, rodem z horroru klasy B. Wysłuchał rozmowy Krzykaczki i Wariata bacznie ich obserwując. W końcu gdy cisza stała się już dla niego nieznośna przerwał ją, mówiać bardzo poważnie:

- Ja ci wierze Cezarze. Tak jak Karen ufam, w to że udało się nam tobie przemówić do rozsądku. Wiem już teraz, że nie zrobisz nic głupiego. Ale jak to sam kiedyś powiedziałeś kości zostały rzucone. Teraz wszystko w rękach Księcia. Nie wiem co nagada Michelle i Kapitan jaśnie panującemu, ale pewnie kompementami nie będą strzelać. Niestety nie wiem jak ci pomóc, trochę za wysokie progi...

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 05 marca 2018, 23:59

Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996 Przed opuszczeniem sali.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Cezar, Bradley
Osunięty w głębi fotela Cezar milcząc wysłuchał serii zdań wypowiedzianych przez obecnych w sali.

"- Ale Cezarze... Nie lepiej było zapytać na audiencji u Księcia co planuje zrobić ze śpiącymi w kościele, jeśli tacy się odnajdą i po prostu poprosić o tych z twego klanu, na których ci zależy? "

- A któż rozmawiałby ze słabymi z tymi na dole drabiny naszego społeczeństwa? - zpaytał retorycznie Cezar. I podniósł się z fotela słysząc znajome uchu ujadanie swego towrzysza którego nieopatrznie zostawił pod pałacem.

Do cholery na co on tam tak szczeka pod oknem...

"- Bo dla mnie z tego co teraz mówisz wynika, że po prostu chcesz pójść i przypilnować by jeśli ktoś znajdzie uśpionych to nie zrobił im krzywdy. Nie sądzę by ktokolwiek z tu obecnych miał taki zamiar. Chyba, że podejrzewasz o to hrabiego Algola? Masz ku temu jakieś podstawy?"

Ujada i ujada, gdzie on jest...

- Niestety natura nasza jest wystarczającą podstawą, czyż nie? - rzucił wychylając się w oknie raz w jedną raz w drugą stronę w poszukiwaniu psa. - Przepraszam ale ten łobuz zaraz mi kogoś pogryzie na dziedzińcu...

"- Niemniej jeśli chodzi ci tylko o to Cezarze, to ja nie widzę jednak przeszkód żebyś poszedł z nami. Aczkolwiek nie jestem pewna czy jest ku temu sens."

- Tak, tak... - rzucił do Karen ale w widoczny sposób był zaoferowany głownie tym co działo się za oknem. Pozostałe pytania pozostały bez odpowiedzi - Najmocniej przepraszam ale zazwyczaj taki nie jest, nie wiem co w niego wstąpiło, a gdyby pogryzł któregoś z przechodniów i to jeszcze tutaj pod pałacem... Strach pomyśleć... Do kroćset Adolfusie gdzie jesteś? Czy mieli by Państwo coś przeciw gdybym otworzył okno? - widząc spinę na twarzach dorzucił szybko - Spokojnie nigdzie się nie wybieram. - Przez pewną niekrótką chwilę, mamrotał coś do siebie walcząc z klamką u okna, z mizernym zresztą rezultatem. Nie udało mu się tego dokonać nawet kiedy zażenowana sceną Tremerka i Malkavian zamknęli za sobą drzwi.
Obecni: Karen, Cezar, Bradley
- Obawiam się, że mnie nie usłyszy... Z tymi oknami jest coś nie tak. Na szczęście mam coś co rozwiąże nasze problemy. - powiedział a następnie z każdym słowem ściszył głos do konspiracyjnego szeptu - Na problem rozwiązaniem jest ten oto magiczny przedmiot... - to mówiąc wyciągnął i pokazał na otwartej dłoni gwizdek na psy. Włożył w usta i zagwizdał z całych sił.

-I już... szczekanie ucichło. Wydaje dźwięki nie słyszalne dla ludzkiego ucha dźwięki. Świetna sprawa na agresywne psy, i wścibskie wampiry. - rzucił okiem na drzwi wyjściowe jakie zamknęli po sobie wychodzący. Po czym spojrzał na Nosferatu i Brujach

- Mój los jest przesądzony, przy najlepszym wietrze mam dwa głos za sobą i dwa przeciw w tym głos przeważający. Mimo to dziękuję za zrozumienie oraz wsparcie, co dowodzi że samodzielnie myślicie i macie jeszcze w sobie trochę ludzkiej duszy. Zastanawiam się moi mili co wam w takiej sytuacji powiedzieć. Ale dochodzę do wniosku, że cokolwiek bym wam już nie rzekł to zapewne i tak weźmiecie to za truciznę. Zadam więc kilka pytań na które sami sobie poszukacie odpowiedzi. Jeśli zechcecie... - powiedział rozdając wizytówki - Po co od setek lat, z takim uporem schodzą do kościoła Kainici? Czego szukają tak zawzięcie? Dlaczego w wyścigu nie ma ani jednego przedstawiciela najambitniejszej części rodziny - Ventrue? Skoro nie wolno budzić śpiących to dlaczego sugeruje się poszukiwania Batmana właśnie tam?

Opadł w fotel zamyślając się. Złożył ręce w pałąk i czkał.

- Coś nieszybko wracają, być może czas na osobności nie został spożytkowany jedynie na pogawędkę z Szeryfem

Do sali weszli brakujący członkowie zawiązującej się koterii. Uderzyli szkłem w niemym toaście.

"-Thor cie oczekuje w swoim gabinecie. Chce usłyszeć co masz do powiedzenia. Proponuje być szczerym. Radze się pośpieszyć."

Cezar wstał.

- Do zobaczenia państwu...
Jeśli ktoś chce coś dodać proszę dać znać, chciałem pospieszyć żeby nie wstrzymywać dalej fabuły.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Bradley
Ostatnio zmieniony 06 marca 2018, 00:07 przez Suriel, łącznie zmieniany 1 raz.

Fobetor
Reactions:
Posty: 106
Rejestracja: 24 marca 2016, 11:03

Post autor: Fobetor » 06 marca 2018, 16:16

[center]Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Kiedy Lex wychodził, Kapitan Galaktyka śledził go wzrokiem. Jednak to nie on był najbardziej wyczulonym zmysłem Superbohatera. Kiedy Luthor zniknął za zasłoną Świr nasłuchiwał czy postać się oddala. Słyszał jego zwolniony trucht który powoli zanikał w stronę biura Szeryfa. Spojrzał w stronę zebranych i zrozumiał, że koń trojański który tu siedział, mógł zainfekować ich wirusem zwątpienia. Wiedział, że musi działać.

- Drodzy zebrani. Mam nadzieje, że nie sądzicie, że ten świr powinien iść z nami. Żeby było jasne, idziemy do przeklętego miejsca, o którym niewiele wiadomo. Przynajmniej sam jeszcze niewiele wiem. Jak dotąd wiem na tyle, że wielu do Czarnego Kościoła weszło i nikt nie wyszedł. Jest to miejsce mocy najwyraźniej potężne. Nie wiem jakie energie tam panują. - tu spojrzał w stronę Tremerki. - Mam nadzieje, że wiesz coś na ten temat, moja droga.

- W każdym bądź razie, w czasie misji, musimy działać jak jeden organizm, co w konsekwencji będziemy musieli sobie zaufać. Stawką nie jest tylko Sorke Kirke ale nasze życie wisi na włosku. Musimy mieć dobry start. Czyli się przygotować, na to co tam może być. A przez Lexa straciliśmy cenne minuty tej nocy. Co więcej, kto z was chciałby uważać na Luthora aż on świadomie, czy też nie, obudził kogoś i nas tym pozabija? A to tylko jedna z pułapek które na nas tam czekają.

Kapitan Galaktyka czując się trochę swobodniej oparł się o siedzenie i z bocznej kieszeni marynarki wyciągnął srebrną słomkę.

- Wródźmy więc do tematu najważniejszego. Tego dzięki któremu przetrwamy następną noc. Najpierw ustalmy cele co chcemy uzyskać. Tak pogadajmy o tym co nas motywuje. Potem przejdziemy do informacji i naszych zdolności.

Ty co ty gadasz? Sam nie masz pojęcia co chcesz od tego miejsca. Ty bohaterze na fali.

Wziął kieliszek do którego wcześniej nalał krwi spojrzał na nią przez chwile szukając natchnienia.

- Jestem bohaterem, którego symbolem jest kometa. Przemierzam więc światy i próbuje zmienić je lepsze. Pojawiam się tam, gdzie wszechświat potrzebuje równowagi. Tak więc jestem tutaj. I chce powiedzieć, że nie chce tej domeny. Gdyż nie wiem kiedy wyruszę w dalszą drogę. Zamiast tego, chce być zawsze mile widziany w tej domenie, przez jego władcę i być przyjaźnie ugoszczony. Jestem też Adeptem sztuk tajemnych, może nie tak doświadczony jak Zatanna, ale chce rozwijać się w tym temacie. Jeśli więc będzie ku temu okazja, przy czułym oku drogiej czarodziejki, chciałbym prowadzić ewentualne badania ezoteryczne w tym kościele. Rzecz jasna jest to temat delikatny i nie wiem czy będę to robił w tamtym miejscu. Zastrzegam sobie jednak prawa, do takiej ewentualności. Po za tym, pragnę zastrzec sobie prawo, do trzech dowolnych artefaktów które znajdę w kościele. Uważam, że cena za pomoc w tym przedsięwzięciu nie jest duża.

Rozejrzał się po reszcie, po czym dodał krótko i zaczął pić krew z kielicha słomką.

- Poczułem się przy was trochę swobodniej. To kto teraz zdradzi jaki jest jego cel?
Spoiler!
Każdego kto będzie mówił w tym momencie skanie mu aurę sprawdzając czy faktycznie jest szczerzy w tym co mówi.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Bradley

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 06 marca 2018, 19:37

[center]Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996[/center]
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Bradley, Cezar
Oderwane od rzeczywistości odpowiedzi i wzmianki o psie skutecznie psuły to co przed chwilą Cezar ugrał w jej oczach. Jakkolwiek źle by się nie czuła, to zbyt oczywiste było dla niej totalne porypanie tego osobnika, więc na prośbę by go przypilnować kiwnęła potwierdzająco głową.

Pewnie dlatego Michelle tak go nie chce. Dwóch świrów to za dużo i lepiej wywalić tego bardziej rąbniętego. Przykre, no ale co zrobić...

Nie sądziła by nagle miał zacząć uciekać, ale był świrem, więc przewidywania mogły być błędne, a jego machinacje przy oknie sprawiły, że spięła się lekko i pilnowała by nie tracić go z oczu.
Obecni: Karen, Bradley, Cezar
Nawet jego pytania nie bardzo zachęciły do dyskusji, więc mimo poczucia, że tracą tu coraz więcej czasu nie odzywała się. Wzięła tylko wizytówkę i przeczytała by zobaczyć co za szaleństwo mógł tam umieścić, a potem obracała ją w dłoni bez większego celu.

Gdy wreszcie czarodziejka i Kapitan wrócili, a Cezar ich opuścił, czuła że długo by już tak nie wytrzymała. Na szczęście wreszcie mogli przejść do rzeczy.
Obecni: Karen, Bradley, Kapitan Galaktyka, Michelle
Pierwszy odezwał się Malkavianin, a widząc że Tremerka i Nosfer nie palą się by być kolejni postanowiła nie marnować kolejnych cennych minut, które można było poświęcić na przejażdżkę jeszcze tej nocy.

- Tłumaczyłam już pani Michelle czemu chcę jej pomóc, więc wybaczcie, ale nie będę się całkiem od nowa powtarzać, bo szkoda na to czasu.

Wiedziała, że jak tak postawi sprawę, to zaraz zaczną protestować, że oni też muszą wiedzieć, więc szybko dodała wyjaśnienia.

- W skrócie sprawa mnie bardzo interesuje i czuję że mogę się przydać. Przeszkody, które zapewne napotkamy mogą mieć bardzo różny charakter, więc różnorodność da nam większe możliwości, a wierzę że taką różnorodność wprowadzę chociażby dzięki moim fizycznym umiejętnościom.

- Domena to niezwykle kusząca nagroda, ale podejrzewam, że miejsce takie jak Sorte Kirke o wiele lepiej będzie się prezentować w innych rękach niż moje. Niemniej jeśli mam się jej całkiem zrzec to liczę, że osoby, którym pomogę nie zapomną o mnie, gdy sama będę potrzebowała pomocy w innym przedsięwzięciu.

I specjalnie dla Kapitana.

- No a tak poza tym wszystkim, to któż by nie chciał zostać bohaterem miasta ściągającym klątwę trwającą od wieków?

Uśmiechnęła się do zamaskowanego Kainity.

Po chwili jednak przerzuciła wzrok na niezbyt przyjemny widok twarzy Bradley'a, bo aktualnie to jego cele były dla niej największą zagadką.
Obecni: Karen, Bradley, Kapitan Galaktyka, Michelle

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 07 marca 2018, 16:18

Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996

Kurde jakbym był hetero to bym chętnie poznał bliżej jej zdolności fizyczne. Wleciałby jak lis w kury. Hehehe, no to se pożartowałeś, ale jak nie ma fiutka, to nie ma nurkowania...

Wzrok Karen spoczął na Westwoodzie. Nosfer uśmiechnął się znów przyjaźnie, i chrząknął:

Dobra, karty na stół wywalaj. Nie ma się co pierdolić, bo będziemy tu do rana siedzieć...

- Ok, powiem tak, taka domena jest mi tak potrzebna jak Italiańce w NYC, czyli wcale. Ze wzgledu na krzyzujące się tam wpływy nurtu chrześcijańskiego, jak i neopogan, nie mógłbym tam nawet otworzyć klubu gejowskiego, bo byłaby afera w chuj, albo bym miał jakieś pierdolone dewoty na głowie, albo tych szatanów od słońca, kamieni i tam jakiś Odynów czy Thorów. A może nawet jednych i drugich zgodnie skandujących o wbicie na pal Westwooda. O ile obecność samego sztywnego, byle nawilżonego przedmiotu w odbycie nie byłaby taka straszna, to perspektywa zakończenia żywota już tak. Zresztą jakie byłyby tam atrakcje? Posuwanie umarlaków w torporze? - Bradley zachichotał nadzwyczaj wysokim tonem, poczym kontynuował już poważnie: - Także jak dla mnie miejscówka jest totalnie passe i w dodatku niebezpieczna. Nie szukam kłopotów. Nawet gdyby jaśnie nam panujący i oświecony Książe uznałby w swej nieskończonej mądrości, że to mnie należy się Sorte Kirke, to zrzekłbym się jej. Jeszcze chce sobie trochę ponieżyć. No ale jak się łatwo domysleć, nie jestem tu taj po nic, nie? Jako nagrodę za pomoc chcę wynieść z Koscioła jeden wskazany przeze mnie, a interesujący mnie przedmiot, który nie przedstawia zbytniej wartości finansowej. I to tyle z mojej strony. Niezbyt wygórwana cena za bezdenne źródło informacji jakim jest klan Ukrytych.
Obecni: Karen, Bradley, Kapitan Galaktyka, Michelle

Fobetor
Reactions:
Posty: 106
Rejestracja: 24 marca 2016, 11:03

Post autor: Fobetor » 09 marca 2018, 09:08

[center]Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Kapitan słysząc słowa Nosferatu postanowił zareagować. Przestał pić drogocenną krew. Odkładając kielich na stół.

-Rozumiem panie Deadpool. Na pewno nie będę panu kolidował w osiągnięciu celu. Z chęcią usłyszę to, co masz do powiedzenia na temat przeklętego miejsca. Każda informacja może się przydać. -Odwracając się w stronę Czarodziejki, dodał szybko.
-Wygląda na to moja droga Zatanno, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, domena przypadnie tobie. Jednak, żeby wszystko poszło jak należy, trzeba będzie obgadać szczegóły.

Malkawian starał się przypomnieć odpowiedzi czarodziejki.

-Co do Kościoła Chrześcijańskiego, czytałem kiedyś książkę, jako by dawno temu istniała wewnętrzna sekta w kościele, która wspomogła w wybudowaniu kilku kościołów, czy katedr w specjalnych miejscach na ziemi. Za wzór do lokalizacji wykorzystali gwiazdy na nieba. Nie wiem jak z tym budynkiem, ale wszystko jest możliwe. Ponadto Watykan przez wieki przechowywali wielką wiedzę na temat okultyzmu i strzegli jej. Nie wierze w to, by żaden kapłan chrześcijański, nie zaczerpnął z tych książek. Dlatego pytałem co do budowniczych kościoła. W końcu każdy szczegół tej układanki może się przydać, a nawet uratować nam życie.

Może jak zabłysnę odrobinę jakąś elementarną wiedzą, to zacznie odpowiadać na trapiące mnie pytania. W końcu, nie tak łatwo zdjąć klątwę. Jeszcze trudniej to zrobić, jak się niema o niej bladego pojęcia. Zaraz się okaże czy mamy jakieś szanse.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Bradley

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 10 marca 2018, 12:54

[center]Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Tremerka wysłuchała wypowiedzi pozostałych Spokrewnionych, końcu odezwała się:

- Jeżeli nikt z was nie chce tej domeny dla siebie, nie pozostaje mi nic innego jak postawić sprawę jasno. Reprezentuje interesy klanu Tremere, który wyznaczył mnie do tego zadania. Nie spodziewałam się, że nikt z was nie będzie chciał Sorte Kirke dla siebie. To pozwala przypuszczać, że Algol i jego koteria, mogą mieć problemy z dogadaniem się. Nie będę ukrywać, iż byłaby to sprzyjająca okoliczność...

- Co do waszych propozycji... To wypadałoby je troszeczkę zmodyfikować. Szczególnie oferta Kapitana odnosząca się do zabrania aż trzech artefaktów... Skąd pomysł, że będą tam artefakty? Myślę, że chodziło panu o przedmioty magiczne, które faktycznie można tam znaleźć. Jednak jestem pewna, że nie będą one miały statusu artefaktów.

- Moja propozycja dla państwa jest następująca. Jeżeli Sorte Kirke stanie się moją domeną, zawsze będziecie mile widziani w jego progach. Oferuję wsparcie magiczne w przyszłości, jeżeli znajdziecie się w potrzebie. Dodatkowo każdy z was będzie mógł zabrać ze sobą jeden wybrany przez siebie przedmiot. W przypadku sporów o konkretną rzecz, będziemy rzucać monetą. Los jest sprawiedliwy. Przykro mi, ale Regent nie wyrazi zgody na jakiekolwiek badania ezoteryczne na terenie należącym do członków klanu Tremere. Jasper Thomsen nie zmieni swego zdania i proponuję nie drążyć dalej tej kwestii. To zamknięta droga. Jednakże jutrzejszej nocy nie zamierzam nikomu przeszkadzać w jego... badaniach.

- Nic mi nie wiadomo na temat ingerencji Watykanu w sprawy Sorte Kirke. Jedyne co mogę potwierdzić, to informacja którą już powiedziałam wcześniej. Chodzi o templariuszy i decyzję papieża w tej sprawie. Ale to za chwilę.

- Karen... O jakim przedsięwzięciu mówisz? - zwróciła się do przedstawicielki klanu Brujah.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Bradley
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 11 marca 2018, 19:08

[center]Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Pytanie Michelle zawisło w powietrzu i Karen czuła, że wszyscy skupili się na niej, ale od początku podejrzewała, że w ciemno nie zgodzą się jej pomóc, więc zaczęła mówić.

- Wyścigi, a właściwie tor i cykliczny wyścig.

Nawet nie czekała na miny pełne niezrozumienia. Wiedziała, że musi im to wytłumaczyć, więc starając się mówić w miarę szybko rozwinęła temat.

- Chcę żeby w naszym mieście był legalny tor wyścigowy, na którym będzie rozgrywany duży międzynarodowy wyścig, który kiedyś wejdzie do GP lub Superbajków.

Uwielbiam te twarze nierozumiejące o czym mówię.

- Może się mylę, ale pewnie nie wiecie o tym zbyt wiele, więc postaram się szybko wyłożyć w czym rzecz.

Dalsza wypowiedź brzmiała jak starannie przygotowana prezentacja, którą regularnie powtarzała wielu osobom by przekonać je do tej sprawy.

- Prawie każde okoliczne państwo miało lub ma tor, na którym odbywały się takie wyścigi. Niemcy, Holandia, Belgia, Francja, Szwajcaria, Hiszpania, Włochy, Austria, Czechy, Anglia, Irlandia, Szwecja i Finlandia to tylko część przykładów, że Dania jest prawie ostatnim okolicznym krajem, który tego nie ma. Federacja z chęcią odmieniłaby tę sytuację, ale bez odpowiedniego toru nie ma takiej opcji. I tu właśnie pojawia się nasze miasto, które jest idealne żeby to zmienić. Isdaggry jest rozległe i jest u nas kilka miejsc, w których niedużym kosztem dałoby się stworzyć tor. Wiecie, nieużywane ulice i inne takie, więc to by nie był problem. Ale jak to często bywa, kłopotem jest biurokracja. Nie można w tym mieście zrobić dużej imprezy bez zgody Księcia. Znaczy można by próbować, ale bez jego poparcia nie znajdą się sponsorzy, a urzędy i władze będą robić mnóstwo problemów, które mogą okazać się nie do obejścia, więc próbowanie nawet nie ma zbytnio sensu. Nie będę wam teraz tłumaczyć czego potrzeba by uzyskać zgody na takie wydarzenie, zresztą nie jestem ekspertem od papierów i nie planuję takimi zajmować się osobiście. Niemniej jak sprawa nie przejdzie u Księcia lub grupy Starszych to jest prawie stuprocentowo skazana na porażkę. I przeszkodą nie jest tu brak sensownych argumentów, które by mogły ich przekonać, bo akurat to przedsięwzięcie nie uderza w nikogo, a przede wszystkim może dodatkowo napędzić tak uwielbianą przez nasze władze turystykę. Wiecie, fani przyjeżdżający z całego świata. Nie tylko z Europy, ale z Japonii, Stanów czy nawet Australii. Jak już jadą oglądać wyścigi to często chcą przy okazji pozwiedzać czy skorzystać z miejscowych atrakcji jak na przykład nasze uzdrowiska. Dodatkowo ceny sprzętu są często zawrotne, więc kręci się w towarzystwie motocyklowym dużo bogatych osób i zwrócenie ich uwagi na Isdaggry na pewno nie wyszłoby mu na złe. Dla Camarilli więcej ludzi przewijających się przez miasto też może być korzystne. Szczególnie, że chciałabym by powstał oficjalny wyścig nocny, dzięki czemu impreza nadawałaby się idealnie i dla ludzi i dla nas.

Przez sekundkę zastanawiała się czy o czymś nie zapomniała i chyba wyćwiczona część dobiegła końca, bo dalej mówiła nieco mniej wypracowanymi zdaniami.

- No w każdym razie mój problem polega na tym, że ze swoim statusem praktycznie nie mogę przedstawić tego przedsięwzięcia Księciu czy komukolwiek ważnemu, bo nikt z niech nie będzie chciał mnie słuchać nawet jeśli to dobry pomysł. Dlatego potrzebna mi grupa przychylnych, którzy byliby w stanie przekazać to w górę lub chociaż poprzeć mnie gdyby udało mi się uzyskać posłuch gdzie trzeba. Wiem, że pomysł może wydawać wam się dziwny, ale gwarantuję, że nie godzi w żaden z klanów i nie zaszkodzi nikomu, bo jak mówiłam to przedsięwzięcie może tylko pomóc miastu. Więc nikt z was nie może na tym stracić, a co najwyżej zyskać nawet jeśli cała sprawa was mało interesuje.

Od razu widać było, że informacje i argumenty zbiera nie od dziś i jest to dłuższa sprawa, ale jednocześnie zapał z jakim o tym opowiadała sprawiał, że mieli wrażenie, że najchętniej pobiegła by budować tor w tym momencie.

Najwięcej pewnie może zyskać Bradley, bo przyjechaliby zagraniczni sportowcy, gdzie dużo to niezłe ciacha, a międzynarodowa wymiana plotek i informacji pewnie też byłaby mu na rękę.

- Oczywiście nie jest to przedsięwzięcie do wykonania jutro czy w krótkim czasie. Zresztą jak mówiłam, osobiście się tym zajmować nie będę. Chodzi mi tylko o otwarcie urzędowej drogi dla Federacji i ludzi, którzy mają środki, wiedzę i możliwości żeby się tym zająć, a nie mogą tego rozpocząć ze względu na lekkie skostnienie pewnych sił w tym mieście.

Czuli, że byłaby w stanie im o tym opowiadać dłużej, bo widoczne było, że temat nakręcał ją jak katarynkę, ale to nie była noc, którą mieli poświęcać na to, więc w końcu umilkła i obserwowała ich starając się wyczytać cokolwiek z ich reakcji.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Bradley

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 11 marca 2018, 22:23

Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996

Nosferatu z zainteresowanie słuchał Krzykaczki. Mówiła całkiem z sensem i bez szczeniackiego idealizmu, zdając sobie sprawę, że pewnie Arytokraci na tym zarobią i zrobią wielkie PR. Karen nie zdawała sobie chyba tylko sprawy, że takie przedsięwzięcie będzie miało też czarne strony. Z ludźmi do miasta ściągną i inni: Kainici, niektórzy pewnie niekoniecznie tacy, których Camarilla przywita z otwartymi ramionami, zmiennokształtni, magowie i cholera wie kto jeszcze. Ale w sumie taki kocioł byłby dla klanu Nosferatu korzystny, a już napewno dla Bradley'a

- Wiesz co Karen. Jak dla mnie to jest wyjebany pomysł. Można z tego zrobić imprę prawie jak Mardi Gras w Nowym Orleanie. Ja w to wchodzę pokerowo, w ciemno ze wszystkim. Ale szczegóły to sobie omówimy jak dożyjemy pojutra. - Westwood zaśmiał się ze swojego czarnego jak murzyńska dupa dowcipu.

- A na razie ustalilśmy szczegóły. Jest fajnie, Michelle w razie czego rzuca pieniążkiem, choć skoro już sobie zaklepałem fanta, to wolałbym nie rzucać moentami. Wszyscy happy. No to teraz potrzebujemy planu działania na kolejną noc, bo raczej nie będziemy sami w Sorte Kirke. Będziemy w kręgu zainteresowania wielowiekowych rezydentów Sorte Kirke, którzy pewnie chętnie wsysnęliby młodej vitae przy ewntualnym przebudzeniu, ale także przydupasów arcyhrabiego. Karen, może pogadałabyś ze swoim kumplem - blakołakiem, wiesz tym takim w długich herach, krzyczącym na koncertach "śmierć i szatan!" czy tam jakieś inne pierdoły. Dobrze byłoby mieć kogoś swojego u nich. A jak coś to mogę sam z nim pogadać.

Fobetor
Reactions:
Posty: 106
Rejestracja: 24 marca 2016, 11:03

Post autor: Fobetor » 13 marca 2018, 00:05

[center]Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Kapitan Galaktyka uważnie przysłuchiwał się w rozmowie współtowarzyszy. Obserwował jak skupiona, cicha, zamknięta, Huntress nagle wypływa z takim entuzjazmem.
[center]Obrazek[/center]
Do tego Deadpoolowi ten pomysł się bardzo spodobał.

[center]Obrazek[/center]

Malkawianin starał się dograć wszystkie szczegóły całej konwersacji. Obserwując ją trochę jak rozdanie kart, które w umyśle Świra od razu wyłoniły się z kapelusza Zatanny. Każdy z nas ma teraz swe karty w dłoni. Karty przedstawiające swojej wiedzę i możliwości. Kilka z nich leży już na stole. Dostrzegam swoją talie kart jest w śród nich trupi Jocker.

[center]Obrazek[/center]

W końcu i tak bym im powiedział, albo by zauważyli, że coś robię. Wole do tego pomoc czarodziejki, tak czy siak. Bo nie znam się na tym. Ale nie musi wszystkiego wiedzieć. Ewentualnie docenić mnie, jako narzędzie. Sam też z tego lekcje wyciągnę.

Spojrzał w stronę Karen:

-Huntress jeśli to nie zniszczy terenów zielonych jestem za, sam z chęcią bym się po ścigał. Niestety jestem tu nowy, niewiele mogę. Jednak będę pamiętał o twoim marzeniu.

Następnie wziął z powrotem puchar słodkiej krwi. -To nie jest tak, że ja nic nie wiem. To co teraz powiem niech zostanie między nami. W końcu jakiś czas temu postanowiliśmy sobie zaufać.

Malkawian przez chwile obserwował wszystkich uważnie po czym powrócił do tematu.

-Pytam się i umiem słuchać. Słysze też to, co jest za zasłoną. Słysze głosy zmarłych. No niedosłownie. Mam dar taki od dawna.-Ostatnie słowa uciekały w cisze. Po chwili Świr powracając z wspomnień szybko dodał.

- Z tego co rozumiem tam może być dużo zmarłych. Dużo osób, od których ewentualnie, możemy się czegoś dowiedzieć. Będzie tam też pewnie cała masa istot, które będą chcieć coś od nas. Jest i w tym wiele niebezpieczeństw, ale także wyrównanie szansy z tym co przechodzi przez sny. Jednak podkreślam, że dla celów misji chciałbym prosić o pomoc ciebie Zatanno. Na pewno znasz kogoś kto posiada takie umiejętności, chyba że sama rozmawiasz z umarlakami? -Tu Malkawian zrobił lekką pałzę w oszołomieniu zebranych tą informacją.

- Potrzebuję mentora w tej dziedzinie. Zwłaszcza, że nic o śmierci nie wiem poza tym, że sam się otarłem o nią nieraz i czasem niektórzy mają niedokończone sprawy, które chcą by zostały dokończone. A Arkham Asylum będziemy musieli działać szybko. Wiec na swobodną naukę nie będzie czasu, można przyrównywać to do operacji na otwartym sercu w czasie bombardowania. Choć wytężę swój umysł, jak tylko mogę, by poznać tajemnice i zabrać je ze sobą. Obmówił bym je ewentualnie z Dr Strange, ale rozumiem, że niema sensu. Przedmiot magiczny. Fajnie, zastrzegam że i tak będę ewentualnie musiał coś zrobić, jeśli dogadam się z jakimiś zmarłymi. Chce Zatanno byś miała nad tym piecze gdyby niebyły to zwykłe duchy. Coś wspominałaś o templariuszach i o tym, że mogą tu być pozostałości hmm cóż... .

Oczy superbohatera zwróciły się w stronę krwi w kielichu.

-Oni wcale nie muszą spać, mogą drzemać tak na sto lat, by przebudzić się na posiłek. Dlatego na to też musimy się przygotować. Tu może przydać się twoja siła Huntress. Trzeba będzie wsiąść paralizator superbohatera. Sam też mam nie lada krzepę nie zostaniesz z tym sama.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Bradley

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 13 marca 2018, 22:11

[center]Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996[/center]
Tremerka czekała aż pozostali wypowiedzą swoje kwestie. W końcu przemówiła:

- Jeżeli twoim celem jest zorganizowanie wyścigu... będziesz potrzebować naszego wsparcia. Proponowałabym zacząć od rozmowy z jedną z Harpii. Blasphemor jest z twego klanu i jeżeli się z nim dogadujesz, warto zacząć od niego. Możesz mu powiedzieć, że popieram twoją ideę i powiem powtórzę to każdemu, kto będzie mnie o to pytał. Jeżeli zgodzi się na to również Bradley i Kapitan, Blasphemor powinien rozpuścić wieści. Potem należy czekać... aż znajdzie się sponsor z pieniędzmi - Czarodziejka zakończyła wypowiedź, przyglądając się kieliszkom z których pili jej rozmówcy.

- Wiecie, że z tych złotych pucharów pili władcy tych ziem? Jak się czujecie z tym faktem? Zastanawialiście się dlaczego Książę pozwolił swoim gościom pić akurat z tej kolekcji? - pytania Michelle wytrąciły wszystkich z kierunku, w jaki zmierzała obecna rozmowa.

- Zanim odpowiem na wasze pytania powiem, coś najważniejszego - Michelle wyjęła kartkę papieru z tekstem pisanym czarnym piórem. Gdy wszyscy przyjrzeli się literom, okazało się że jest to krótka notatka napisana przez Wiktora Manrosgofa:
Spoiler!
20.02.1896, Isdaggry

Kraftfuld zmusił mnie, abym udał się do Sorte Kirke. Musimy zagrać va banque - zwycięzca bierze wszystko. Andreas, Rikke Obertez, Jasper i Lone chcą mnie pogrzebać żywcem. Gdy im odmówię wyrzucą mnie z miasta. Proszę o udzielenie dostępu do Rytuału Szóstego Stopnia o nazwie "Przełamanie Słabości". Mam trzy tygodnie na przygotowania. Czekam na szybką odpowiedź.

Wiktor Manrosgof, Regent Fundacji w Isdaggry
- Rikke Obertez, Primogen Nosferatu został pięć lat temu rozpruty przez Thora. Rytuał... Wiem jak on działa. Wiem, również że Wiktor go odczynił, pozostawiając w środku wskazówki, co zrobić aby ostatecznie zdjąć klątwę. Mamy przewagę nad Algolem, który będzie musiał startować z pozycji Wiktora, który tam wszedł sto lat temu.
Tremerka zwróciła się do Kapitana:

- Nie potrafię gadać z umarlakami i nie zamierzam się tego uczyć. Jeżeli ich widzisz, to ci... współczuję. To musi być koszmarne doświadczenie, Kapitanie. Niech pan skupi się na zadaniu. Musimy zdjąć klątwę. No i paralizatory superbohatera dla wszystkich - uśmiechnęła się myśląc o drewnianym kołku.

- Bradley ma rację. Lepiej nie dotykać wysuszonych zwłok, które możemy tam znaleźć.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Bradley
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 13 marca 2018, 22:12

[center]Gabinet Szeryfa, przed północą, 13 maj 1996[/center]
Obecni: Thor i Cezar
Oczekiwanie na za pewne ciężką męską rozmowę "na dywaniku" u Szeryfa, było silnym wrażeniem, które zapewne potrafiłoby zaciążyć każdemu obywatelowi miasta silnie na umyśle. Na szczęście Cezar nie był właścicielem normalnie funkcjonującego. Popędził żywo, byle by się nie spóźnić. Podejrzewał, że ta dwójka dała mu mniej czasu niż wynikało to z lekkiego tonu wypowiedzi.

Pokierowany przez służbę szedł abstrakcyjnie bogatymi korytarzami pałacu podziwiając po raz kolejny jego wystawność. Trudno mu było nie odczuć ukłucia zazdrości na cały ten królewski przepych. To odczucie było jednak drugorzędne i jakby w tle. I chociaż Cezar usilnie starał się skupić właśnie na zazdrości, to w żaden sposób nie potrafił przytłumić rosnącego z każdą sekundą niepokoju. Silne atawistyczne odczucie delikatnie wypierało wszelkie cywilizowane odruchy i wyuczone przyzwyczajenia. Czuł jakby zbliżał się do jamy lwa, a nie do salonu w którym rezydował szacowny strażnik praw tego miasta. A szykowny i wykwintny charakter tego miejsca coraz bardziej kłócił się z prymitywnym odczuciem jakie rosło w sercu Malkavianina. Zatrzymał się pod zdobionymi dębowymi drzwiami.

I tak oto dotarłem w miejsce nieznane, w którym niekoniecznie chciałby teraz być. Hic sunt leones*

Zastukał w masywne drzwi słabo, bez przekonania, jakby w nadziei że ten po drugiej stronie nie będzie zainteresowany pukającym w tak lichy sposób.

- Proszę wejść - powiedział niski męski głos zza drzwi.

Cezar wszedł do środka widząc siedzącego w fotelu Thora. Ogromny mężczyzna złożył w pół trzymaną w rękach aktualną gazetę, rzucając ją na drewniany blat. Zmierzył Cezara wzrokiem, a następnie przemówił:

- Witaj Cezarze. Proszę nie siadać, mam pilną sprawę do załatwienia jeszcze tej nocy. Przejdźmy od razu do konkretów. Doszły mnie słuchy, że straszy pan swoimi pomysłami obywateli miasta. Opowiada głupoty i to w dodatku w domu Księcia. Pragnę zrozumieć, co panem kierowało i mam nadzieję, że odpowiedź jaką zaraz usłyszę, nie będzie stertą kolejnych bzdur. Jest pan w domenie klanu Ventrue, proszę nie nadużywać naszej gościnności - Thor zakończył zdanie, po czym wstał leniwie z fotela ukazując swoją monstrualną posturę.

Lęk przed większym od siebie drapieżnikiem dał o sobie natychmiast znać. Choć Cezar próbował przykryć go przyjaznym uśmiechem, część jego twarzy zadrgała w niekontrolowanym nerwowym tiku. Kiedy ich spojrzenia się spotkały Cezar niemal natychmiast nie zdzierżył wzroku Szeryfa i uciekł spojrzeniem.

- Witaj potężny i wspaniałomyślny Szeryfie, morituri te salutant.**

Wyrzucił z siebie, wracając wzrokiem nieco na siłę do postawnej osoby szeryfa. Świadom był, że ten majestatyczny spiżowy kolos mógłby zmiażdżyć mu czaszkę zaledwie jednym celnym uderzeniem pięści gdyby coś mu się nie spodobało. I mógłby to sprawnie zatuszować, prawo w mieście to on.

- Czy to prawda, że masz ochotę zająć się osobiście kimkolwiek kto śpi w Sorte Kirke? Po to zgłosiłeś się na ochotnika w jutrzejszej wyprawie? - pytania Szeryfa były konkretne, zadane tonem ukazującym delikatne zniecierpliwienie całą sytuacją.

- Moim celem jest zdobycie domeny. Siłą rzeczy obowiązkiem każdego kto tego pragnie jest zapewnienie opieki i spokoju tym którzy tam spoczywają, póki książę nie podejmie stosownych decyzji. Natomiast nieszczęśliwsze zamieszanie jest powodem ironii na sugestię Lady Michelle, że może tam się znajdować nawet sam Batman. Pociągnąłem tedy poziom absurdu tego żartu o krok dalej, z myślą iż wszystkim przyda się odrobina humoru przed tak ważną ekspedycją. Nie sądziłem, też że poziom napięcia przed jutrzejszą nocą będzie aż tak duży, a że daleko mi też do żartów na poziomie naszego Primogena... zostałem krótko mówiąc wyproszony. Upraszam o wybaczenie za całe to zamieszanie. Chętnie zrewanżowałbym się Szeryfowi za cały ten kweres, jednakże w perspektywie stuletniej drzemki doprawdy nie wiem w jaki sposób mógłbym...

- Rozumiem... Aczkolwiek osoby w Szmaragdowej Komnacie bardzo mocno poruszył pański dowcip. Widać Michelle skutecznie wyrzuciła pana z wyścigu... Hmmm... - chrząknął znacząco, a następnie sięgnął ręką do prawej kieszeni.

Cezar kiwnął głową zgadzając się z Szeryfem. W tej sprawie ciąg myślowy obu mężczyzn był jednaki, choć różnili się kolosalnie pod względem posiadanej wiedzy, co do głębszych motywów działania klanu Tremere.

- Wygląda pan na osobę, która powinna zachować więcej dystansu i pokazać się z lepszej strony, aniżeli wprowadzać niepotrzebny chaos. Proszę nigdy więcej nie testować mojego poczucia humoru oraz gości Księcia. Temat uważam za zamknięty - Thor zakończył wypowiedź i po chwili podszedł bliżej do Cezara. Dwójka mężczyzna stanęła naprzeciw siebie patrząc sobie prosto w oczy.

Tym razem Cezar wytrzymał wzrok Szeryfa, choć trzeba przyznać iż nie bez trudu. W jakiś sposób poczuł nić porozumienia pomiędzy nimi, albowiem w sumie obaj walczyli o pewne ważne ideały. Byli zatem pod wieloma względami do siebie podobni. Cezar czekał, dał wielkorządcy miasta sposobność i był pewien, że ten nie przepuści okazji by z niej skorzystać.

- Słyszałem jak bardzo mocno zależy panu na dobru obywateli Camarilli. Tak się składa, że szukam kogoś z takim nastawianiem. Dodam, że nie ma pan szans na zdobycie Sorte Kirke będąc sam, dlatego mam dla pana pewną propozycję - Szeryf zrobił pauzę przyglądając się uważnie twarzy Cezara, a następnie dodał:

- Prawdziwy problem to Giovanni, którzy zamierzają pojawić się przed Sorte Kirke większą grupą. Pragnąłbym, aby obserwował pan ich wszystkie posunięcia - przerwał zdanie wyciągając z kieszeni telefon komórkowy, podając go w ręce Cezara.

I tak oto, góra przyszła do Mahometa. Pomyślał obracając w dłoni telefon, nadal nieco przytłumiony obecnością zwalistej sylwetki Ventrue.

- Będzie pan informował mnie o działaniach Nekromantów. Przede wszystkim chcę wiedzieć czego oni tam szukają, ale będę wdzięczny również za każdą dodatkową informację. Więcej zyska pan pracując dla mnie i proponuję wszystkie siły skupić na tym zadaniu. Porażka w tej banalnej misji nie wchodzi w grę - z twarzy Thora zniknął przyjazny uśmiech.

To zadanie nieco mieszało szyki Cezara, ponieważ miał pewne dalsze plany w stosunku do domeny i nie zwykł tak łatwo się poddawać. Jednakże praca dla Szeryfa również otwierała szereg ciekawych możliwości. Kto wie, być może nawet była pierwszym krokiem do stania się jednym z jego ogarów. Na twarz Cezara niczym pająk wypełzł przyjazny uśmiech. Ten sam jaki przed chwilą demonstrował Szeryf. Zszedł twarzy Thora, pełznąc po muskularnej sylwetce, przewędrował po posadce i wspiąwszy się na Cezara zamontował się wygodnie na jego twarzy.

- Czy stanie się pan jutro obrońcą obywateli Camarilli? Czy potwierdzi pan swe słowa z Szmaragdowej Komnaty i obroni tych, którzy śpią w letargu? Czy dostrzeże pan zagrożenie o jakim mówię i wspomoże również tych, którzy wejdą jutro do Sorte Kirke? - pytania retoryczne zawierały w sobie jawną groźbę. Dla Cezara stało się jasne, że bardzo trudno będzie odmówić Thorowi.

- Z przyjemnością stanę się jednym z obserwatorów jakich posiada Pan na miejscu. Chętnie to uczynię dla tych którzy się tam znajdują, bądź znajdą, a także po to by dać potwierdzenie zasadom jakim hołduję. Ocalenie leżących tam braci jest w pewien sposób nagrodą samą w sobie i nie oczekuję niczego więcej. Choć w mieście powszechnie znana jest hojna polityka benefitowa klanu Ventrue. Amor patriae nostra lex*** - wyrzucił ciszej, sentencję zajęty analizowaniem słów jakie wypowiedział Szeryf. - Sprawa jednakże może nie być tak prosta jak się z pozoru wydaje. Na pewno wśród Giovanii będzie ktoś znaczny kto może bez trudu przejrzeć moje skromne umiejętności. I rodzi się pytanie na ile mogę wtajemniczyć w plan uczestników wyścigu. Nie ukrywam, że wykonując misję nie chciałbym być potraktowany jak konkurent naraz przez Algola oraz Michelle.

- Powiedziałem że sprawa jest banalnie prosta i żadne próby przekonania mnie, iż jest inaczej tego nie zmienią. To tylko Giovanni... - Szeryf lekceważąco wzruszył ramionami. - Pan nie ma z nimi walczyć, a jedynie obserwować.

Cezar chciał zaoponować i dodać że chodziło mu wyłącznie o niepokój związany z Nadwrażliwością jakiegoś starego nekromanty, który zapewne będzie przewodził tej grupce ale szeryf nie dał sobie wejść w słowo.

- Zadanie jest tajne. Łatwiej będzie panu działać w pojedynkę. Nieważne co pan powie czy zrobi, wszyscy w Sorte Kirke dalej będą uznawać pana za konkurencję. Zasłanianie się moim poleceniem nie oznacza rezygnacji z walki o domenę... Adaptacja i wykorzystywanie sytuacji, aby zdobyć przewagę świadczy o inteligencji, którą powinni przejawiać bardziej ambitny członkowie naszej społeczności. Walka toczy się nie tylko o Sorte Kirke. Natomiast jeżeli przyszło panu do głowy opowiadać, jak to zabroniłem panu walczyć o domenę... - Thor przeciągnął się, przechylając lekko głowę w lewą stronę, aż strzeliło mu w karku. - Proponuję zmienić tor myślenia, od niego może tylko rozboleć głowa - Szeryf uśmiechnął się groźnie podnosząc zaciśniętą dłoń na wysokość oczu Malkaviana, a Cezar z przerażeniem odkrył, że pieść była tylko niewiele mniejsza od jego głowy. I to odebrało mu ostatecznie dalszą wolę do dyskusji z ową górą mięsa. Szansa na immunitet pod którym, już jako zupełnie nietykalny mógłby prowadzić swoje dalsze działania zwyczajnie prysł. Pojawiła się za to przykra myśl o pionkach, które wysyła się wszędzie, a co do których nikt się nie chce przyznać kiedy coś pójdzie nie tak.

- Większa liczba osób zaangażowanych w sprawę, może doprowadzić do konfliktów lub niekontrolowanych przecieków informacji. Wierzę w pana zdolności... Na pewno są niepospolite, a ich unikalne połączenie z Dyscyplinami klanu Malkavian z łatwością poprowadzą pana do celu. A teraz proponuję zająć się przygotowaniem do zadania. - zakończył tonem, który sprawił, że Cezar poczuł ekscytację na myśl o zbliżającej się podróży. Albowiem jakoś tak to zwykle bywało, że kiedy bogowie obdarowywali kogoś siłą i posturą to jakby im materii na rozum nie stawało. Malkavianin uznał że dalsza dyskusja jest bezcelowa, jeśli nie chce przekroczyć Rubikonu zza którego się już nie wraca. Pożegnał się jak nakazuje etykieta i pomknął korytarzem.


* łac. tu są lwy (zwykle oznaczenie na mapie gdzie jeszcze nikt nigdy nie był)
** łac. idący na śmierć cię pozdrawiają
*** łac. Miłość ojczyzny naszym prawem.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 15 marca 2018, 11:02

[center]Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Po jej początkowym uśmiechu widać było, że jest zadowolona z ich reakcji w kwestii wyścigu.

- Bradley ma absolutną rację, że szczegóły waszej pomocy dla mojego planu możemy omówić jak już uda nam się odczynić klątwę i ogarnąć ten budynek. Teraz wystarczy mi, że zgodziliście się pomóc, a w jaki sposób to się dogadamy tak żeby każdy był zadowolony. A jako, że proszę o coś innego niż pozostali, to żeby było fair mogę zrezygnować z obiecanego wsparcia magicznego i zaproszeń do kościółka. Co do fantów ze środka to nie mam zielonego pojęcia co tam możemy znaleźć. To kościół, więc pewnie ciężko będzie wyszperać ładny prezent dla Blasphemora, ale jakbyście widzieli coś co mogło by się spodobać poganom lub coś drogocennego i nie byłoby to wam potrzebne to chętnie przygarnę w ramach dodatkowego wsparcia mojego przedsięwzięcia.

Po tym fragmencie uśmiech jednak spełzł z jej twarzy.

- Jeśli chodzi o gadanie z Mortenem to ja sobie raczej daruję. Raz, że nie jest wcale zbytnio moim kumplem. Dwa, że skoro zdecydował się na współprace z drugą, przegraną stroną to uważam temat za zamknięty. Nasz klan nie jest jakąś bandą szpiegów, więc tobie Bradley'u też odradzam próby gadania z nim, bo może to być nierozsądne. - Przytyk w kierunku Nosferów był dość oczywisty.

- Oczywiście nie wierzę by Morten chciał krzywdzić innego członka Camarilli - dodała szybko. - Ale nie sądzisz, że głupio by było jakbyśmy stracili uczestnika jutrzejszej wyprawy, bo zamiast z nami iść, musiałby się leczyć z wpierdolu za głupie sugestie, które wyprowadziły Brujaha z równowagi?


Rozmowy Kapitana z trupami pozostawiła bez komentarza.

Ciekawe czy to tylko jego porąbanie czy serio może z nimi gadać. Jak może to niezły przypał.


Natomiast obok rewelacji od Michelle ciężko było jej przejść obojętnie.

- Znaczy co zrobił ten rytuał? Bo jego nazwa nic mi nie mówi.

Jakby jakakolwiek nazwa rytuału miała mi coś mówić...

- I co ma do tego rozprucie Oberteza pięć lat temu? I czy dobrze rozumiem, że jednak nie wiesz jak zdjąć klątwę tylko dowiesz się jak już wejdziemy i znajdziesz te wskazówki od Manrosgofa?

Coś w tym wszystkim przestawało jej się podobać i z pewnością dlatego zapomniała o grzecznościowych zwrotach, których starała się do tej pory trzymać w stosunku do Czarodziejki. Nie była jednak zawiedziona, po prostu chciała wiedzieć z jakiej pozycji startują.

- I w ogóle ciągle powtarzacie o śpiących w Sorte Kirke, ale czy to jakkolwiek potwierdzona informacja? Czy równie dobrze wszyscy mogli dawno tam ostatecznie umrzeć, a my po prostu szykujemy się w ciemno na najgorszą ewentualność? Znaczy nie mówię, że to źle, ale intryguję mnie czy ktoś stamtąd wyszedł i się pochwalił co widział w środku czy co?

- I jakie paralizatory? Czy tylko ja nie ogarniam... superbohaterskich broni?

Wiedziała kto to Batman, Superman, ba nawet Deadpool, ale odkąd kapnęła się, że Huntress to nie przekręcanie jej nazwiska, irytowało ją, że Kapitan nazywał ją mianem jakiejś niszowej postaci, której nie zna i nawet nie wie czy się wnerwiać, bo to jakaś porażka bohaterka w majtkach na wierzchu czy nie.

- Myślałam, że weźmiemy worek kołków na wszelki wypadek skoro twierdzicie, że ktoś tam śpi. I jeśli wampiry wchodzą tam co sto lat od 1300-któregoś to może być w środku niezły tłum, który pewnie bezpieczniej będzie unieruchomić zanim się obudzi, ale jak macie jakieś lepsze rzeczy to mówcie. A no i jeśli potrzebujemy jakiś specyficzny sprzęt to mogę spróbować coś skołować tylko muszę wiedzieć co konkretnie by się przydało.
Obecni: Karen, Kapitan Galaktyka, Michelle, Bradley

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 17 marca 2018, 22:42

Szmaragdowa Komnata, przed północą, 13 maj 1996

Ło w dupę, ciekawy jestem, gdzie Kapitan taką wiedzę zdobył? Sypiał z Giovannimi? Wsysnął Nagaraję? No chyba, że wyłomotał jakiegoś Samedi...

Potem zaczęła gadać Tremerka. Najpierw o kielichach...

Co to ma za znaczenie? Nie zmieniaj temu... Przecież to pieprzone kielichy, a nie nocniki, żeby można było mieć cofkę po krwistym stolcu jaśnie pana...

Ale list już zaciekawił Westwooda. Wreszcie było coś namacalnego, a nie informacje trudne do zweryfikowania.

No ciekawie tu sobie Czarodzieje pogrywali sto lat temu, nie ma co. Jasper załatwił swojego szefa na cacy z pomocą reszty. Cwany chujek. Z tego co ona mówi, to wygląda jakby odczynienie klątwy było formalnością. I co do chuja Wacława ma wspólnego ezgekucja Rikke i Sorte Kirke sto lat wcześniej. Jakby Szczur znalazł tam haka, to nie czekano by dziewięćdziesiąt pięć lat, tylko też pewnie zaciukano by go tej samej nocy w Czarnym Kościele. Jedyne co z tego wynika, że Servof nie jest częścią kliki Andreasa.

Potem rozkręciła się Karen. Westwood uśmiechnął się niewinnie gdy usłyszał opinie Karen o rozmowie z Mortenem. Chciał to powiedzieć głośno, ale stwierdził, że po co ma się chwalić. W końcu z nie takimi fagasami już gadał:

Kochana, nie bądź naiwna. Myślisz, że jakbym poszedł pogadać z twoim Mortenem, to domyśliłby, że rozmawia ze mną? No weź please cię...

Ale przytaknął jej tylko ze zrozumieniem. Wiedział, że Kainitka wcześniej czy później wyzbędzie się dziecięcej naiwności co do Szczurów.

- Dobra, myślę, że jutrzejszej nocy możemy mieć w Sorte Kirke większe towarzystwo niż tylko Koteria Algola. Pamiętajmy, że Kościół jest zamknięty od średniowiecza. Osobiście obstawiam, że oprócz innych potencjalnych harcowników może tam coś chcieć reprezentacja Lasombrytów, czyli najpewniej Sabat. Kilkaset lat temu Strażnicy mocno łupali w duńską arystokrację, czyli dla tych co nie nadążają, za Ventrue, Toreador i Brujah. Książe wysyła tam nas, bo nie chce stracić swoich oddanych kolesi z Primogenu. Po nas nikt nie będzie płakał, a Andreas nie straci nic w obliczu rosnących wpływów Sabatu.

No to teraz jestem ciekawy reakcji. Pozatyka im kakałka?

ODPOWIEDZ