[center]Gabinet Szeryfa, przed północą, 13 maj 1996[/center]
Obecni: Thor i Cezar
Oczekiwanie na za pewne ciężką męską rozmowę "na dywaniku" u Szeryfa, było silnym wrażeniem, które zapewne potrafiłoby zaciążyć każdemu obywatelowi miasta silnie na umyśle. Na szczęście Cezar nie był właścicielem normalnie funkcjonującego. Popędził żywo, byle by się nie spóźnić. Podejrzewał, że ta dwójka dała mu mniej czasu niż wynikało to z lekkiego tonu wypowiedzi.
Pokierowany przez służbę szedł abstrakcyjnie bogatymi korytarzami pałacu podziwiając po raz kolejny jego wystawność. Trudno mu było nie odczuć ukłucia zazdrości na cały ten królewski przepych. To odczucie było jednak drugorzędne i jakby w tle. I chociaż Cezar usilnie starał się skupić właśnie na zazdrości, to w żaden sposób nie potrafił przytłumić rosnącego z każdą sekundą niepokoju. Silne atawistyczne odczucie delikatnie wypierało wszelkie cywilizowane odruchy i wyuczone przyzwyczajenia. Czuł jakby zbliżał się do jamy lwa, a nie do salonu w którym rezydował szacowny strażnik praw tego miasta. A szykowny i wykwintny charakter tego miejsca coraz bardziej kłócił się z prymitywnym odczuciem jakie rosło w sercu Malkavianina. Zatrzymał się pod zdobionymi dębowymi drzwiami.
I tak oto dotarłem w miejsce nieznane, w którym niekoniecznie chciałby teraz być. Hic sunt leones*
Zastukał w masywne drzwi słabo, bez przekonania, jakby w nadziei że ten po drugiej stronie nie będzie zainteresowany pukającym w tak lichy sposób.
- Proszę wejść - powiedział niski męski głos zza drzwi.
Cezar wszedł do środka widząc siedzącego w fotelu Thora. Ogromny mężczyzna złożył w pół trzymaną w rękach aktualną gazetę, rzucając ją na drewniany blat. Zmierzył Cezara wzrokiem, a następnie przemówił:
- Witaj Cezarze. Proszę nie siadać, mam pilną sprawę do załatwienia jeszcze tej nocy. Przejdźmy od razu do konkretów. Doszły mnie słuchy, że straszy pan swoimi pomysłami obywateli miasta. Opowiada głupoty i to w dodatku w domu Księcia. Pragnę zrozumieć, co panem kierowało i mam nadzieję, że odpowiedź jaką zaraz usłyszę, nie będzie stertą kolejnych bzdur. Jest pan w domenie klanu Ventrue, proszę nie nadużywać naszej gościnności - Thor zakończył zdanie, po czym wstał leniwie z fotela ukazując swoją monstrualną posturę.
Lęk przed większym od siebie drapieżnikiem dał o sobie natychmiast znać. Choć Cezar próbował przykryć go przyjaznym uśmiechem, część jego twarzy zadrgała w niekontrolowanym nerwowym tiku. Kiedy ich spojrzenia się spotkały Cezar niemal natychmiast nie zdzierżył wzroku Szeryfa i uciekł spojrzeniem.
- Witaj potężny i wspaniałomyślny Szeryfie, morituri te salutant.**
Wyrzucił z siebie, wracając wzrokiem nieco na siłę do postawnej osoby szeryfa. Świadom był, że ten majestatyczny spiżowy kolos mógłby zmiażdżyć mu czaszkę zaledwie jednym celnym uderzeniem pięści gdyby coś mu się nie spodobało. I mógłby to sprawnie zatuszować, prawo w mieście to on.
- Czy to prawda, że masz ochotę zająć się osobiście kimkolwiek kto śpi w Sorte Kirke? Po to zgłosiłeś się na ochotnika w jutrzejszej wyprawie? - pytania Szeryfa były konkretne, zadane tonem ukazującym delikatne zniecierpliwienie całą sytuacją.
- Moim celem jest zdobycie domeny. Siłą rzeczy obowiązkiem każdego kto tego pragnie jest zapewnienie opieki i spokoju tym którzy tam spoczywają, póki książę nie podejmie stosownych decyzji. Natomiast nieszczęśliwsze zamieszanie jest powodem ironii na sugestię Lady Michelle, że może tam się znajdować nawet sam Batman. Pociągnąłem tedy poziom absurdu tego żartu o krok dalej, z myślą iż wszystkim przyda się odrobina humoru przed tak ważną ekspedycją. Nie sądziłem, też że poziom napięcia przed jutrzejszą nocą będzie aż tak duży, a że daleko mi też do żartów na poziomie naszego Primogena... zostałem krótko mówiąc wyproszony. Upraszam o wybaczenie za całe to zamieszanie. Chętnie zrewanżowałbym się Szeryfowi za cały ten kweres, jednakże w perspektywie stuletniej drzemki doprawdy nie wiem w jaki sposób mógłbym...
- Rozumiem... Aczkolwiek osoby w Szmaragdowej Komnacie bardzo mocno poruszył pański dowcip. Widać Michelle skutecznie wyrzuciła pana z wyścigu... Hmmm... - chrząknął znacząco, a następnie sięgnął ręką do prawej kieszeni.
Cezar kiwnął głową zgadzając się z Szeryfem. W tej sprawie ciąg myślowy obu mężczyzn był jednaki, choć różnili się kolosalnie pod względem posiadanej wiedzy, co do głębszych motywów działania klanu Tremere.
- Wygląda pan na osobę, która powinna zachować więcej dystansu i pokazać się z lepszej strony, aniżeli wprowadzać niepotrzebny chaos. Proszę nigdy więcej nie testować mojego poczucia humoru oraz gości Księcia. Temat uważam za zamknięty - Thor zakończył wypowiedź i po chwili podszedł bliżej do Cezara. Dwójka mężczyzna stanęła naprzeciw siebie patrząc sobie prosto w oczy.
Tym razem Cezar wytrzymał wzrok Szeryfa, choć trzeba przyznać iż nie bez trudu. W jakiś sposób poczuł nić porozumienia pomiędzy nimi, albowiem w sumie obaj walczyli o pewne ważne ideały. Byli zatem pod wieloma względami do siebie podobni. Cezar czekał, dał wielkorządcy miasta sposobność i był pewien, że ten nie przepuści okazji by z niej skorzystać.
- Słyszałem jak bardzo mocno zależy panu na dobru obywateli Camarilli. Tak się składa, że szukam kogoś z takim nastawianiem. Dodam, że nie ma pan szans na zdobycie Sorte Kirke będąc sam, dlatego mam dla pana pewną propozycję - Szeryf zrobił pauzę przyglądając się uważnie twarzy Cezara, a następnie dodał:
- Prawdziwy problem to Giovanni, którzy zamierzają pojawić się przed Sorte Kirke większą grupą. Pragnąłbym, aby obserwował pan ich wszystkie posunięcia - przerwał zdanie wyciągając z kieszeni telefon komórkowy, podając go w ręce Cezara.
I tak oto, góra przyszła do Mahometa. Pomyślał obracając w dłoni telefon, nadal nieco przytłumiony obecnością zwalistej sylwetki Ventrue.
- Będzie pan informował mnie o działaniach Nekromantów. Przede wszystkim chcę wiedzieć czego oni tam szukają, ale będę wdzięczny również za każdą dodatkową informację. Więcej zyska pan pracując dla mnie i proponuję wszystkie siły skupić na tym zadaniu. Porażka w tej banalnej misji nie wchodzi w grę - z twarzy Thora zniknął przyjazny uśmiech.
To zadanie nieco mieszało szyki Cezara, ponieważ miał pewne dalsze plany w stosunku do domeny i nie zwykł tak łatwo się poddawać. Jednakże praca dla Szeryfa również otwierała szereg ciekawych możliwości. Kto wie, być może nawet była pierwszym krokiem do stania się jednym z jego ogarów. Na twarz Cezara niczym pająk wypełzł przyjazny uśmiech. Ten sam jaki przed chwilą demonstrował Szeryf. Zszedł twarzy Thora, pełznąc po muskularnej sylwetce, przewędrował po posadce i wspiąwszy się na Cezara zamontował się wygodnie na jego twarzy.
- Czy stanie się pan jutro obrońcą obywateli Camarilli? Czy potwierdzi pan swe słowa z Szmaragdowej Komnaty i obroni tych, którzy śpią w letargu? Czy dostrzeże pan zagrożenie o jakim mówię i wspomoże również tych, którzy wejdą jutro do Sorte Kirke? - pytania retoryczne zawierały w sobie jawną groźbę. Dla Cezara stało się jasne, że bardzo trudno będzie odmówić Thorowi.
- Z przyjemnością stanę się jednym z obserwatorów jakich posiada Pan na miejscu. Chętnie to uczynię dla tych którzy się tam znajdują, bądź znajdą, a także po to by dać potwierdzenie zasadom jakim hołduję. Ocalenie leżących tam braci jest w pewien sposób nagrodą samą w sobie i nie oczekuję niczego więcej. Choć w mieście powszechnie znana jest hojna polityka benefitowa klanu Ventrue. Amor patriae nostra lex*** - wyrzucił ciszej, sentencję zajęty analizowaniem słów jakie wypowiedział Szeryf. - Sprawa jednakże może nie być tak prosta jak się z pozoru wydaje. Na pewno wśród Giovanii będzie ktoś znaczny kto może bez trudu przejrzeć moje skromne umiejętności. I rodzi się pytanie na ile mogę wtajemniczyć w plan uczestników wyścigu. Nie ukrywam, że wykonując misję nie chciałbym być potraktowany jak konkurent naraz przez Algola oraz Michelle.
- Powiedziałem że sprawa jest banalnie prosta i żadne próby przekonania mnie, iż jest inaczej tego nie zmienią. To tylko Giovanni... - Szeryf lekceważąco wzruszył ramionami. - Pan nie ma z nimi walczyć, a jedynie obserwować.
Cezar chciał zaoponować i dodać że chodziło mu wyłącznie o niepokój związany z Nadwrażliwością jakiegoś starego nekromanty, który zapewne będzie przewodził tej grupce ale szeryf nie dał sobie wejść w słowo.
- Zadanie jest tajne. Łatwiej będzie panu działać w pojedynkę. Nieważne co pan powie czy zrobi, wszyscy w Sorte Kirke dalej będą uznawać pana za konkurencję. Zasłanianie się moim poleceniem nie oznacza rezygnacji z walki o domenę... Adaptacja i wykorzystywanie sytuacji, aby zdobyć przewagę świadczy o inteligencji, którą powinni przejawiać bardziej ambitny członkowie naszej społeczności. Walka toczy się nie tylko o Sorte Kirke. Natomiast jeżeli przyszło panu do głowy opowiadać, jak to zabroniłem panu walczyć o domenę... - Thor przeciągnął się, przechylając lekko głowę w lewą stronę, aż strzeliło mu w karku. - Proponuję zmienić tor myślenia, od niego może tylko rozboleć głowa - Szeryf uśmiechnął się groźnie podnosząc zaciśniętą dłoń na wysokość oczu Malkaviana, a Cezar z przerażeniem odkrył, że pieść była tylko niewiele mniejsza od jego głowy. I to odebrało mu ostatecznie dalszą wolę do dyskusji z ową górą mięsa. Szansa na immunitet pod którym, już jako zupełnie nietykalny mógłby prowadzić swoje dalsze działania zwyczajnie prysł. Pojawiła się za to przykra myśl o pionkach, które wysyła się wszędzie, a co do których nikt się nie chce przyznać kiedy coś pójdzie nie tak.
- Większa liczba osób zaangażowanych w sprawę, może doprowadzić do konfliktów lub niekontrolowanych przecieków informacji. Wierzę w pana zdolności... Na pewno są niepospolite, a ich unikalne połączenie z Dyscyplinami klanu Malkavian z łatwością poprowadzą pana do celu. A teraz proponuję zająć się przygotowaniem do zadania. - zakończył tonem, który sprawił, że Cezar poczuł ekscytację na myśl o zbliżającej się podróży. Albowiem jakoś tak to zwykle bywało, że kiedy bogowie obdarowywali kogoś siłą i posturą to jakby im materii na rozum nie stawało. Malkavianin uznał że dalsza dyskusja jest bezcelowa, jeśli nie chce przekroczyć Rubikonu zza którego się już nie wraca. Pożegnał się jak nakazuje etykieta i pomknął korytarzem.
* łac. tu są lwy (zwykle oznaczenie na mapie gdzie jeszcze nikt nigdy nie był)
** łac. idący na śmierć cię pozdrawiają
*** łac. Miłość ojczyzny naszym prawem.