Lokacja - Posiadłość Fekete Hat

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 18 stycznia 2018, 16:29

[center]9
Posiadłość "Fekete Hat"[/center]


Status: Teren należący do niezależnego Starszego: Algola Boszorkany.

Położenie: Posiadłość znajduje się poza miastem, tuż przy jego granicy.

Logistyka: Do posiadłości można dostać się samochodem, przemierzając drogę między zalesionymi wzgórzami, lub pociągiem podmiejskim. Ta druga opcja oznacza przejście kilku kilometrów na piechotę, przez odludną i ponurą okolicę.

[center]Obrazek[/center]
Bywalcy: Posiadłość zamieszkuje Algol Boszorkany, wraz z członkami swojego rodu.

Historia: Jak głosi legenda, w czasach średniowiecza w tej okolicy znajdowało się wzgórze i studnia, wokół której czarownicy odprawiali swe nocne sabaty. W roku 1542 na pobliskim wzniesieniu spalono kilka osób, oskarżonych o tego rodzaju praktyki. W roku 1603 ziemie te, wraz ze wspomnianym wzgórzem, przejął ród Boszorkany. Budynek mieszkalny został wzniesiony na życzenie familii w roku 1606.

Zarówno sam budynek jak i okoliczne ziemie znajdują się od tego czasu w rękach wspomnianej rodziny. Ludowe opowieści oraz legendy miejskie opisują domostwo i znajdujący się na wzgórzu las jako nawiedzone. Okolica nie należy więc do zbyt popularnych i jest omijana przez większość mieszkańców miasta.

[center]Obrazek[/center]
[center]Obrazek[/center]
Opis: Teren posiadłości składa się z dużego domu, wraz z budynkami gospodarczymi, ogrodu, oraz lasu porastającego pobliskie wzgórze.

Dom - duży budynek, wzniesiony początkowo w stylu gotyckim, podlegał kilku przebudowom na przestrzeni wieków, by w końcu osiągnąć styl neogotycki. Podkreśliło to majestat jego głównej bryły, oraz dodało jej ponurego piękna. Dom wzniesiono z bloków szarego kamienia. Wysokie okna, strzeliste wieżyczki, maszkarony i ozdobne rzygacze nadają mu unikalnego charakteru. Aktualnie cała budowla zachowała się w stosunkowo dobrym stanie, choć miejscami przydałoby się ją podreperować. Dom posiada oświetlenie elektryczne, prowadzi do niego także linia telefoniczna.

[center]Obrazek
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek[/center]
W środku urządzony jest z eklektycznym rozmachem, łącząc elementy neogotyckie z rokoko i secesją. Aczkolwiek większość sprzętów i wyposażenia wnętrz czasy świetności ma już dawno za sobą. Wejście główne prowadzi do obszernego holu, z którego można dostać się na pozostałe piętra schodami. Wnętrza tworzą swoisty labirynt, wypełniony meblami z inkrustowanego drewna, niepokojącymi, onirycznymi obrazami w ciężkich ramach, zdobionymi kandelabrami i innymi pamiątkami z dawnych epok. Wystroju dopełniają potężne kominki, sklepienia krzyżowe i ciężkie kotary. Zapach kurzu miesza się tutaj z wonią starego drewna, zwiędłych kwiatów i kadzideł. Pomimo, iż dom posiada oświetlenie elektryczne jego większa część zdaje się tonąc w mroku.

Budynki Gospodarcze - W większości znajdują się w ruinie. Aktualnie używana jest tylko niewielka ich część, w której znajdują się garaże (na trzy samochody), oraz warsztat, zawierający różnego rodzaju narzędzia.

Ogród- Otoczony dwu i pół metrowym murem, zwieńczonym kutą balustradą, rozciąga się głownie na tyłach domu. Stanowi dziwaczną plątaninę ścieżek, rozbiegających się i zbiegających bez, zdawałoby się, żadnego konkretnego planu. Jest w tym jednakże pewien niepokojący wzór, który wydaje się jak gdyby znany, jak gdyby widziany... Gdzieś, kiedyś, być może w dawno zapomnianym śnie...

[center]Obrazek Obrazek[/center]
Ogród robi niezwykle bogate wrażenie. Utrzymany głównie w kolorystyce lunarnej bieli, fioletów i różnych odcieni czerwieni, wydaje się nie do końca realny. Zwykle spowija go lekki, niemal niedostrzegalny woal mgły. Na klombach i rabatach tuż obok siebie napotkać można czarne i czerwone róże, tulipany i upajające kwiaty bieluniu, sąsiadujące z mniej szlachetnymi, lecz za to złowróżbnymi gatunkami: cykutą, wilczą jagodą i lulkiem czarnym. Co jakiś czas wśród zarośli dostrzec można stojącą samotnie rzeźbę dziwacznego ptaka, postaci w kapturze lub kobiety bez głowy. Zwykle jest ona jednak zbyt obrośnięta kwitnącymi pnączami, by można było dokładnie ocenić, co przedstawia. Część trenu stanowi labirynt z krzewów, prowadzący do oranżerii. Budynek ten, choć wiekowy, nadal utrzymany jest w doskonałym stanie.

[center]Obrazek Obrazek Obrazek[/center]
W innych częściach ogrodu napotkać można niewielkie strumienie, wypływające i znikające wśród zwieszających się nisko gałęzi kwitnących drzew, koślawe ławeczki, ukryte wśród kolczatych zarośli i zasnute rzęsą stawy. Chciałoby się rzec, iż okolica przypomina krainę czarów, lub sen, w którym każdy krok może odkryć przed zwiedzającym coś nowego.


Sovnlos Lat (Bezsenny Las) - wznosi się wokół posiadłości, porastając od północy wysokie wzgórze, nazywane dawniej Trollbjerg (Górą Czarowników). Jest to dziki, ponury zagajnik, pełen fałszywych ścieżek i zdradliwych wykrotów. Miejsce to niemal zawsze tonie we mgle - szczególnie nocą. W srebrzystym oparze odzywają się jedynie ponure głosy puchaczy i upiorny chichot lelka kozodoja.

[center]Obrazek[/center]
Poszycie porastają szkarłatne pióropusza paproci, blade grzyby i ostre, wysokie trawy. Większość drzew zdaje się rosnąc w nieco inny sposób, niż czynią to w naturze. Ich kształty są o wiele bardziej niepokojące, a czarne gałęzie przypominają ramiona, wyciągnięte w rozpaczliwym geście ku niebu. Las posiada zresztą dość ponurą opinię miejsca nawiedzonego i jest jednym z ulubionych tematów miejscowych legend. Świadkowie, którzy nieopatrznie zapędzili się na jego teren, opowiadają niejednokrotnie o widzianych we mgle tajemniczych cieniach, błądzących wśród drzew błękitnych ognikach, wrażeniu dezorientacji i miażdżącej grozy, które dopadało ich znienacka, zmuszając do biegu, na oślep, między pokrytymi wilgocią, czarnymi pniami.

[center]Obrazek Obrazek Obrazek[/center]
Informacja od MG: Ktokolwiek wchodzi na teren posiadłości czy lasu, innym sposobem niż oficjalnie, bramą główna, proszony jest o poinformowanie mnie o tym najpierw na PW.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 04 lutego 2018, 00:45

[center]Dom, po zachodzie słońca[/center]

[center]Obrazek[/center]
Ból dłoni, pociętych płatkami kryształowych kalii stawał się słodkim wspomnieniem, unosząc się łagodnie w przeszłość, niczym woń maków, rozgrzanych słońcem. Celebrował tą chwilę, z rozkoszą jaką daje jedynie świadomość przemijania. Leniwie bawił się z czasem, próbując zachować pod powiekami ostatnie przebłyski, tajemne i piękne, przeciągając kruchy moment, na krawędzi jawy i snu, który niczym pomost spinał oba krańce jego egzystencji. Szklane lilie odbijające się w głębokich, ciemnych jeziorach, porastające turnie tytanowych wzgórz - ostrych niczym noże. I maki. Ocean maków falujący w promieniach pomarańczowego słońca. Ich zapach na skórze. Zapach krwi na dłoniach. Maki. Lilie. Ryk szafranowych lwów w oddali...

[center]Obrazek[/center]
Usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi. Lekkie kroki, wkradające się rozedrganym rytmem w pustą pięciolinię sypialni. Uwertura niepewności i westchnień. Otworzył oczy, podnosząc się na ocienionym purpurowymi zasłonami łożu. Po raz tysięczny złapał się na tym, jak bardzo brakuje mu skrzydeł. Knoty wysokich, czerwonych świec, ozdabiających stojący pod ścianą kandelabr zaskwierczały nagle i zakwitły ogniem. Pokój wypełniły wysokie, drapieżne cienie, malujące na ścianach swą własną, poplątaną panoramę pożądania. Wysoka kobieta, stojąca tuż obok nie drgnęła nawet. Płomienie świec lśniły na jej ciemnych włosach niczym krople krwawej rosy.

- Wróciłeś... - szepnęła siadając obok niego na łóżku. Jej czarna suknia zaszeleściła cicho, gdy kobieta podniosła dłoń odsuwając delikatnie kosmyk włosów z jego czoła. Jej palce były chłodne, wyczuwał, że lekko drży.

- Skrzydła nocy były dla mnie łaskawe. Czy cienie nie powiedziały ci, że już jestem?

- Tak. Dlatego przychodzę. Ten... List. Czytałam go.

- Wiem, zostawiłem go na biurku, byś to zrobiła. Chciałem, byście wiedzieli. Powinniście wiedzieć.

- Tym razem nie zamierzasz go zignorować?

- Nie.

W półmroku sypialni, przypominającej swym wyglądem mauzoleum, zapada cisza. I podczas gdy czas pokrywa lustra kolejną warstwą patyny, ona patrzy na półleżącego na łóżku, bladego mężczyznę, który sądząc z wyglądu mógłby być jej synem. Jednak w jego oczach tli się mądrość wieków. Kobieta chciałaby wyczytać w nich inną odpowiedź od tej, którą otrzymała. Wie jednak, że to się nie stanie. Tak jak i on wie, że ona zna go na tyle dobrze, by nie oczekiwać niczego więcej. Milczenie przeciąga się. W końcu on pyta od niechcenia:

- Co mówią karty?

- Że to zły pomysł. Otwarta brama i wzniesiony miecz. Prastary głód na dnie głębokiej studni. Posłuchaj, oni wciąż czekają. A księżyc wstanie czerwony tej nocy. Czy naprawdę musisz tam iść?

- Tak, tym razem to sprawa dziedzictwa - podkreśla ostanie słowo. Jego wypowiedz nie jest tłumaczeniem się. Nie musi nim być. Po prostu spokojnie wyjaśnia, by potrafiła zrozumieć. Martwe palce odnajdują jej skuloną dłoń. Obejmują ją, niczym drżącego w gnieździe ptaka.

- A Sovilia? Jaśmine? Nie chcesz chyba, by wchodziła do środka?

- Nie, to nie będzie konieczne. Jeśli nie wrócę, ona będzie musiała odnaleźć Coven.

Siedząca na łóżku kobieta oddycha z wyraźną ulgą, myśląc przez chwilę o córce. Następnie znów poważnieje, a jej oczy stają się dumne i smutne niczym zwierciadła zakryte kirem w godzinie śmierci:

- Jeśli nie wrócisz wszystko co mamy, wszystko czym byliśmy rozpadnie się. Jesteś ostatnim z linii...

- Wiem - szepcze mężczyzna. - Lecz nie kuś mnie rozkoszą, którą przyniosłoby mi zranienie was w ten sposób. Czarna Matka wybrała dla was odmienną drogę. Wierzę, że dla mnie także. Jeśli jednak się mylę, będąc jedynie ułamkiem równania- cóż... - wzrusza ramionami - Tak, czy inaczej jej wola wypełni się.

- Algol, proszę... Przytul mnie...

Spełnia jej prośbę, a dotyk koi drżenie przenikające jej ciało. Powoli, z rozmysłem wdycha woń jej włosów, smakując jej kolejne odcienie: zapach ziół, perfum i lęku.

- Nie chcę cię stracić. Jesteś jedyną stałą w tym świecie. Wszystko inne przemija... Starzejemy się i umieramy... Dlaczego muszę myśleć o tym?

- Ponieważ to wywołuje ból - nuci jej do ucha. - Ponieważ ból mówi ci, że wciąż żyjesz...

Kobieta przymyka oczy. Jej oddech uspokaja się.

- Opowiesz mi co dziś widziałeś? - szepcze.

- Tak - mężczyzna uśmiecha się, wracając myślą do wspomnień. - Zjawiłem się na polu maków, pod nefrytowym niebem. Słońce było ogromne, niepojęte, wezbrane pomarańczowym żarem. Płatki kwiatów były z żywego mięsa. Krzyczały przez cały czas, napełniając powietrze swym cudownym cierpieniem...

Snuje swą opowieść z wprawą wytrawnego chirurga, zadając ból słodki i zniewalający, niczym narkotyk w kielichu sabatu. Wie przecież, że ona tego potrzebuje, bardziej, niż czegokolwiek co mógłby jej dać. Wysokie świecie dopalają się leniwie, a wosk spływa powoli na podłogę: kap, kap kap. Odgłos czerwonych kropel miesza się z pieszczotą łez, spływających mu po rękach, gdy głaszcze ją po policzku. Sprawia, że mężczyzna wraca myślami do innej czerwieni i innych kropel. I uśmiecha się w półmroku czując się tak, jakby miażdżył w dłoni kolejną, kryształową kalię...

[center]Obrazek[/center]
Po tej scenie zacznę się zbierać na spotkanie do Księcia. Jadę samochodem. Jaśmine prowadzi oczywiście.
Algol opuszcza lokację.

Obecni: śmiertelni członkowie rodu Boszorkany.
Ostatnio zmieniony 07 lutego 2018, 12:21 przez Sigil, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 24 lutego 2018, 16:31

[center]Droga do Fekete Hat, po zachodzie słońca, 13 maj 1996[/center]
Droga minęła szybko, hrabia dbał bowiem o komfort gości zabawiając ich lekką, niezobowiązującą rozmową, która ujawniała zarówno jego doskonałe wykształcenie jak i poczucie humoru. Gdy jednak światła miasta zgasły w oddali, a samochód wjechał na wąską drogę, otoczoną z dwóch stron gęstym szpalerem upiornie wykrzywionych drzew, w zachowaniu czarownika dało się wychwycić lekką, lecz wyczuwalną zmianę. Jego wzrok coraz częściej uciekał w stronę ciemności, rozciągającej się za oknami, a głos nabrał nowych, głębokich tonów. Wkrótce z mgieł i cieni nocy wyłoniła się potężna brama z kutego żelaza.

[center]Obrazek[/center]
- Oto Fekete Hat - powiedział krótko Algol.

Poprzez szum silnika dało się słyszeć poskrzypywanie, gdy wrota same, nie tknięte ludzką ręką, otworzyły się, przepuszczając czarnego jaguara. W oddali zamajaczyła posępna i dumna bryła posiadłości, odcinająca się złowieszczo na tle zasnutego chmurami nieba. Okna w większości pozostawały ciemne, światło paliło się tylko na parterze i w lewym skrzydle.

- Mam zaszczyt powitać państwa w siedzibie mego rodu - odezwał się ponownie hrabia, gdy samochód zwolnił, wjeżdżając na brukowany podjazd.


[center]***[/center]
[center]Dom, przed północą, 13 maj 1996[/center]
[center]Obrazek[/center]
W holu przyjęła ich wysoka, ciemnowłosa kobieta, odziana w wiktoriańską suknię w kolorze kiru. Jej skóra była blada, a rysy surowe i spokojne. Zbliżywszy się do niej, hrabia ucałował ją w czoło:

- Przedstawiam wam Dziewannę Boszkorane Szellem, panią tego domu - oznajmił, rozpinając jedną ręką płaszcz. Zdawało się, że ciemna tkanina opadnie na wzorzystą posadzkę, jednak w ostatniej chwili jakaś niewidzialna ręka przytrzymała ją i płaszcz czarownika poszybował w przestrzeni w stronę najbliższego wieszaka.

- Nie obawiajcie się - rzucił Algol - Służba zajmie się waszym odzieniem.

Jakby w odpowiedzi na jego słowa, zebrani poczuli delikatny dotyk widmowych dłoni, przejmujących od nich wierzchnie okrycia.

- Nie ma się czego lękać - powtórzył hrabia, zauważając mimowolne wzdrygnięcia gości - Zapewniam, że pośmiertna egzystencja dotyczyć może nie tylko ciał, jak w naszym przypadku, ale i dusz. A teraz, proszę za mną.

Czarownik z kurtuazją wziął pod rękę Torreadorkę, Dziewanna zaś podała ramię Mortenowi. Ogromne, dwuskrzydłowe drzwi, umieszczone z lewej strony, otworzyły się same, wpuszczając do holu powiew chłodnego powietrza. Algol przekroczył próg prowadząc Isabelę.

[center]Obrazek[/center]
Wysoko, pod sufitem zamigotały zakurzone żarówki, wprawione w kryształowe żyrandole. Przeszli przed długi, dziwnie rzeźbiony korytarz, odprowadzani przez bezcielesne widma, których obecność z każdą chwilą zdawała się coraz bardziej namacalna. Otaczająca gości cisza pełna była sugestii westchnień, szlochów i szeptów - zbyt efemerycznych jednak by mogły stać się czymś więcej, niż tylko przeczuciem, tańczącym na skraju świadomości. Mijali kolejne drzwi, otwierające się w milczeniu, kolejne zasłony poruszane niewidzialnym wiatrem i kolejne cienie, zdające się być czymś więcej, niż tylko grą światła na wiekowej boazerii.

[center]ObrazekObrazek[/center]
W końcu dotarli do dużego pomieszczenia, zastawionego najbardziej cudacznymi meblami, jakie członkom Camarilli zdarzyło się dotychczas widzieć. Osobliwe wyposażenie salonu składało się z mnogiej liczby foteli, kanap i stolików, wykonanych z kości, rogów i skór egzotycznych zwierząt. Na niewielkim stoliku pod oknem stały dwie, różniące się kształtem karafki, oraz srebrna taca skupiająca lśniące szeregi kryształowych kieliszków. Wiszące na ścianach płótna przedstawiały nieprawdopodobne, oniryczne krajobrazy: lasy uciętych rąk, oceany zamarźniętych w biegu rumaków i nagie kobiety, wędrujące po pustyniach najeżonych kłami. Hrabia odczekał, aż wszyscy zajmą wygodne miejsca, po czym zwrócił się do Dziewanny:

- Dziękuję ci, moja droga. Myślę, że od tego momentu zdołam już nawigować sam.

Kobieta uśmiechnęła się lekko:

- W takim razie pozwolę sobie opuścić państwa. Mam nadzieję, że Fekete Hat dostarczy wam wielu niezapomnianych wrażeń - odrzekła, po czym wyszła, pozostawiając nieumarłych samych.

Hrabia nalał czerwieni kolejno Izabeli i pozostałym gościom, na końcu zaś sobie.

- Zanim przejdziemy do omówienia szczegółów współpracy - odezwał się, siadając na dziwacznym, pokrytym łuską fotelu - chciałbym poinformować państwa, iż dom, w którym znajdujecie się obecnie nie stanowi terenu Camarilli. W związku z tym nie uważamy tutaj za stosowne przestrzegać praw Kaina - szarlatana i mordercy. Miast tego wszakże zachowujemy prawa Czarnej Litanii, stworzone przez naszą pramatkę Lilith. Mam nadzieję, że zechcą je państwo uszanować. Dla własnego dobra. Należy do nich nietykalność członków mojego rodu, zarówno żywych, jak i umarłych, zarówno tych, którzy przebywają w ciałach, jak i tych, którzy je opuścili. A także szacunek wobec płci pięknej. Spieszę także poinformować, że jeśli ktoś z was poszukuje cierpienia, w tym miejscu nie będzie mu ono odmówione. Przy czym nalegam, by przyjąć ten fakt nie jak groźbę, lecz raczej interesującą perspektywę. Zapewniam, że otwarcie się na tego typu doświadczenia działa ożywczo zarówno na umysł, jak i na ducha - uśmiechnął się samymi wargami.

- Przechodząc jednak do bardziej aktualnych spraw, chciałbym, aby przedstawili mi państwo swe cele, związane z Sorte Kirke, a także wiedzę, jaką posiadają na temat kościoła. Myślę, że na tym etapie nie ma wielkiego ryzyka. Sprzeczne zapatrywania staną się po prostu przyczyną naszego rozstania. Jednakże, zanim przedstawię własną ofertę, pragnę poznać państwa motywacje, co jak sądzę należy mi się zarówno jako gospodarzowi, jak i z racji starszeństwa.
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus;
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

zmarly
Reactions:
Posty: 239
Rejestracja: 10 maja 2015, 20:56

Post autor: zmarly » 25 lutego 2018, 15:39

[center]Fekete Hat, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Miejsce zrobiło wrażenie na Clausie ciszą i ponurą samotnością. Choć zdziwiła go początkowo odludność tego miejsca. to zrozumiał je kompletnie w momencie poczucia niewidzialnego dotyku. Ni to bryza, sprawcy nie widać - nie trudno zwariować śmiertelnikowi. Posiadłość dość ekstrawagancka, Gangrel jednak nie przywiązywał wagi do takich drobnostek. Te były dobre bowiem dla cipek pokroju Toreadorów miziających własne ego rysunkami.

Rozglądając się po wystroju i ścianach Fekete Hat medyk utwierdził się w przekonaniu, że dokonał słusznego doboru sojuszników - stary wąpierz musiał mieć sporą wiedzę o sprawach tajemnych. Kłaniało się tylko jedno pytanie - czy dojdą teraz do porozumienia. Dobrze to rozegrał, najpierw wybada wszystkich, a potem wymyśli własne kłamstwo odpowiednie dla wszystkich. Nie ulegało najmniejszym wątpliwościom to, że hrabia wszystkich w pewnym momencie wyroluje, o ile nie zakończy się to w ogóle śmiercią. Ten scenariusz nie był zbyt optymistyczny, ale Johansen miał ochotę go odrobinę zmodyfikować. Wysłuchał propozycji starszego z należytą uwagą, po czym widząc brak chętnych do rozpoczęcia rzekł:

- Wybaczcie, kurtuazja nie jest mocną stroną, dlatego też pozwolę sobie ominąć schlebianie dotyczące gustu gospodarza i słodzenia wszystkim, jaką to nie jesteśmy zwycięską drużyną i przejdę od razu do konkretów - dzikus miał cichą nadzieję ukrócić w ten sposób wzajemne mizianie się komplementami przez resztę nocy- Kościół chce przejąć każdy z tu obecnych na własność - a przynajmniej tak zakładałem sądząc po zaproszeniu od księcia i obecności kilku różnych klanów. Tak zresztą było od setek lat, jeśli mój słuch jeszcze nie zawodzi. Dla mnie są istotne kręgi kamienne dookoła kościoła ze względów religijnych i zamierzam dopilnować, by te święte miejsca nie wpadły w ręce profan. Pogańskie sacrum nie może się dostać w niepowołane ręce. Chętnie natomiast poznam motywacje pozostałych państwa.
---

If history is to change, let it change! If the world is to be destroyed, so be it! If my fate is to be destroyed... I must simply laugh.

Mystic
Reactions:
Posty: 155
Rejestracja: 31 stycznia 2016, 16:36

Post autor: Mystic » 27 lutego 2018, 09:12

[center]Fekete Hat, przed północą, 13 maj 1996[/center]
- Wstawkę introspektywno-opisową dopiszę wieczorem, na razie sam dialog -
- Czynię honory panu tego domu, hrabio. Jak słusznie zauważył pan Claus, każdy z nas ma tu obecnych ma swój cel i zamysł odnośnie Sorte Kirke. I oczywistym jest również, że trudno oczekiwać współpracy gdy cele są rozbieżne.

Morten uczynił tu krótką przerwę na zaczerpnięcie vitae z kielicha, kłaniając się Algolowi jako wyraz szacunku za podjęcie w jego domu.

- Moim założeniem, a co za tym idzie klanu Brujah, jest dostosowanie tego miejsca na rzecz kultów pogańskich. Jak mniemam miłych pańskiemu, jak i memu, sercu. W drugim lub nawet trzecim rzędzie podałbym moją osobistą satysfakcję, jednakże niezbyt istotną w świetle, a może mroku, głównego celu. Jeśli zaś chodzi o wiedzę odnośnie tego tajemnego obiektu, to z pewnością nie dorasta ona do pańskiej... Wstyd byłoby mi plamić się ignorancją.
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus

Ferre
Reactions:
Posty: 60
Rejestracja: 14 czerwca 2015, 19:42

Post autor: Ferre » 27 lutego 2018, 15:39

[center]Fekete Hat, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Isabela dygnęła akceptując zasady panujące w domu Hrabiego. Może być ciężka przeprawa. Westchęła lekko w duchu.

- Wspomnieliście panowie o świętym miejscu pogańskim o ochronie tegoż dorobku. W pełni wspieram was, jednakże zapominacie o drugiej części dorobku Duńskiego. Uważam, że należy znaleźć nić porozumienia. Odnaleźć takie rozwiązanie, które nie podzieli drastycznie społeczeństwa. Jednym słowem kompromis. Stworzenie Elizjum otwartego dla ludzi za dnia i dla nam podobnych nocą. A wszyscy doskonale zdajemy sobie chyba sprawę, że do tego typu zadań najlepiej nadaje się klan Toreador. Dzięki takiemu rozwiązaniu wszyscy będą mogli skorzystać i mieć dostęp do możliwości podziwiania dzieł sztuki, a także do zdobycia wiedzy na temat czasów zamierzchłych.
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus
Sanity is for the weak!

zmarly
Reactions:
Posty: 239
Rejestracja: 10 maja 2015, 20:56

Post autor: zmarly » 27 lutego 2018, 20:39

[center]Fekete Hat, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Oho, chyba jednak będzie weselej niż myślałem - pomyślał Gangrel słysząc słowa Isabeli - No to czas odpalić ajdika*.

- Lady, zdaje mi się, że mnie po raz pierwszy słuch myli. Chcesz powiedzieć, że rozmawiasz z trzema poganami i proponujesz im w zamian za współpracę... brak możliwości odprawiania ich obrzędów na ich terenie? Bo tak szczerze mówiąc to mało korzystna propozycja... Ale mogłem się przesłyszeć. W mojej byłej pracy było pewne określenie na osoby z takimi pomysłami, ale pozwolę je sobie zostawić dla siebie - to mówiąc uśmiechnął się najszerzej jak potrafił. Było jasne, kto stoi w tym momencie w najgorszym położeniu. Nie omieszkał kontynuować dobrej passy:

- Słyszałem pogłoski o tym, jakoby klan Toreador zaczynał wyprzedzać Malkavian w kwestii szaleństwa, ale nie spodziewałem się, że tak jest w rzeczywistości.

W tym momencie Johansen zrobił pauzę, wziął oddech i rzekł:

- Jeśli o mnie chodzi, nie przystanę na takie warunki. Degeneraci mogą sobie zrobić tam elizjum, ale warunkiem będą moje wypchane zwłoki w pierwszym rzędzie Sorte Kirke w pozie modlitewnej. Mam nadzieję, iż wyraziłem się jasno? A niech to, a mówią, że to moi pobratymcy nie mają taktu - żachnął się na koniec.

Spoglądał z zadowoleniem na mimikę kobiety w miarę tego, jak ją beształ. W sumie, skoro już musiał spędzać czas społecznie, to dlaczego nie miał by mieć z tego żadnej frajdy? Rzadko trafiała się taka możliwość, a artystka wystawiła się pierwszorzędnie. Nie mógł się oprzeć tej pokusie, choć wiedział, że nawet już nie wypada, ale dodał jeszcze:

- Chociaż w sumie zawsze mogę się mylić. Myślę, że Fridtjof chętnie wysłucha Twojej propozycji. Kto wie, może uda Ci się go nawet przekonać do swoich racji? W końcu ja jestem młody i na polityce znam się bardzo słabo... ale bez problemu wskazę drogę do jego domeny - Miał nadzieję, że ta wisienka na torcie nie przysporzy mu zbytnio kłopotów.

Nie no bajka, weszła niczym napalona koza do chaty arabusów i mówi, że odda im się, jak zmienią religię. Nie sądziłem, że da się być aż takim masochistą.

W ogólnym rozbawieniu czekał na reakcję pozostałych kainitów. W każdym razie na chwilę obecną zanosiło się na to, iż grupa będzie mniej liczna, niż to Claus początkowo zakładał.

*ajdik (ang. IED) - improwizowany ładunek wybuchowy
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus
Ostatnio zmieniony 27 lutego 2018, 20:46 przez zmarly, łącznie zmieniany 1 raz.
---

If history is to change, let it change! If the world is to be destroyed, so be it! If my fate is to be destroyed... I must simply laugh.

Mystic
Reactions:
Posty: 155
Rejestracja: 31 stycznia 2016, 16:36

Post autor: Mystic » 27 lutego 2018, 21:22

[center]Fekete Hat, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Po słowach Isabel nastąpiła cisza jak przed uderzeniem huraganu. Morten oczami wyobraźni oglądał tą małą żaglóweczkę, która nieświadoma nadciągającego niebezpieczeństwa niewinnie kołysała się na spokojnym jeszcze oceanie. Delektował się tym pejzażem, wiedząc co nastąpi niebawem. Taaaak... - przeciągnął w myślach.

- Lady... - powiedział spoglądając w kielich i obracając go w dłoniach - ma pani sporo tupetu.

Ciągnął dalej spoglądając już na Torreadorkę:
- Normalnie imponowałoby mi to, ale ten rodzaj ociera się o głupotę. I budzi jedynie niesmak, który nie wiem czy zdoła zmyć nawet tak wspaniała vitae, którą uraczył nas hrabia.

W tym miejscu uczynił wymowną pauzę dla podkreślenia powagi sytuacji.

- Skoro klan Róży jest tak szlachetny w swoim działaniu - kontynuował wpatrując się w coś daleko poza horyzontem - to zapytam czy będą też stragany z watą cukrową i pańską skórką w dni katolskich, kors i roven, świąt? Proponuję też klaunów oraz pudle i indyki z dmuchanych baloników. Wtedy to już pewnie wpadłbym z chłopakami z ferajny, nie odpuścimy takiej imprezy.

Wypowiadając ostatnie zdanie uczynił minę tak kwaśną, by nieumarła pojęła siłę swojego faux pas.
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 27 lutego 2018, 21:31

[center]Salon Myśliwski, przed północą, 13 maj 1996[/center]
Gdy tylko Torreadorka skończyła swą wypowiedź, zapadła chwila niezręcznej ciszy. Na szczęście Claus szybko ją przerwał, hrabia zaś wykorzystał ten moment, by dolać sobie vitae. Najwyraźniej to, co usłyszał osłabiło go bowiem na tyle, iż poczuł, że musi się wzmocnić. Spoglądając wzrokiem pełnym filozoficznej zadumy na wiszące na ścianach płótna, przeczekał, aż pozostali goście wyłożą swoje racje. Miał nadzieję, że ich reakcja ukazuje jasno to, czego sam po wprost pokazać nie mógł. Był przecież gentelmanem. Urodzenie zobowiązywało.

Ale były też sprawy ważniejsze od zabawy w kurtuazję i miałkich ambicji niektórych członków Camarilli. Do nich z pewnością należały kwestie duchowe i moc, kryjąca się w ziemi, której był strażnikiem. I hrabia nawet przez chwilę nie zamierzał udawać, że jest inaczej.

- Nie - odpowiedział w końcu, kierując spojrzenie swych odmiennie zabarwionych oczu wprost na Izabelę. - Nie ma takiej możliwości, aby w tym świętym miejscu miało powstać elizjum. Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno?

Bawiąc się kieliszkiem trzymanym w prawej ręce, kontynuował:

- Powołała się pani, madame, na znajomości jakie posiadam w pani klanie. Sądziłem więc, że ma mi pani do zaoferowania jakąś interesującą, a przynajmniej przyjemną opcję. Zamiast tego przychodzi pani do mojego domu, by proponować mi coś tak nieistotnego, jak zakładanie elizjum Camarilli. Odbieram to jako brak szacunku do mnie i marnowanie mojego czasu. Skąd w ogóle pomysł, że chciałbym brać udział w tego rodzaju dziecinnych zabawach? - na twarzy hrabiego pojawił się grymas z trudem maskowanej niechęci.

- Jeśli chodzi o sprawę pogańską to wspieram ją całym sercem i robiłem to zawsze. Dlaczego więc proponuje mi pani tak trywialne rozwiązanie, stojące w jawnej sprzeczności z moimi priorytetami? Mój ród wycierpiał wiele z ręki Inkwizycji. Pani zaś w tym domu, w obecności mych zmarłych przodków śmie coś mówić o unikaniu podziałów? Jedynym sposobem na ich wyeliminowanie jest całkowite wytępienie chrześcijaństwa z naszych ziem. A ta... propozycja... którą pani nam przedstawia ma namówić nas do oddania sacrum profanom? Prostytuowania naszych świętych miejsc w imię turystyki? Zrobienia z sanktuarium muzeum? Nikt z nas nie chce w tym miejscu praw, które nie są prawami pogan. Chcemy w nim wykonywać ceremonie i rozlewać krew. I mamy do tego pełne prawo, bowiem to miejsce należało do pogan, zanim wzniesiono Sorte Kirke. Niewiasty z mojego rodu tańczyły nago wśród kamiennych kręgów, nim zjawili się tu pierwsi członkowie Camarilli. Oto prawdziwa duńska tradycja. A nie chrześcijaństwo, które narzucono nam siłą.

W lewym oku hrabiego pojawił się czerwony błysk, nadający jego twarzy dziwnie nieludzkiego, a jednocześnie starożytnego wyrazu. Gdzieś na zewnątrz zawył wiatr, trzasnęły źle umocowane okiennice. Isabeli zdało się nagle, że pomieszczenie, w którym się wszyscy znajdują stało się jakby mniejsze. I pełne niepokojących cieni.

- Jestem jednak w stanie zrozumieć pani troskę o znajdujące się w kościele dzieła sztuki - dodał po chwili Algol nieco cichszym głosem. - Nam nie są one do niczego potrzebne. Myślę, że obaj siedzący tu panowie zgodzą się ze mną w pełni. Może więc warto rozważyć porzucenie mrzonek i nierealnych planów. Zapewniam bowiem, że żadna ze stron nie pomoże pani w realizacji tego szalonego celu. Tremerzy także chcą zając to miejsce dla siebie i pragną zapewne wykonywać tam swobodnie swoje rytuały. I jestem pewien, że nie zgodzą się na ograniczenia, jakie narzucają prawa elizjum. Proponuję więc kompromis: miejsce zostanie oddane poganom. Pani jednak będzie mogła ocalić znajdujące się w nim chrześcijańskie dzieła sztuki. Zapewne bowiem, jeśli nikt się nimi nie zajmie, skończą na stosie. Tak jak kilku członków mojego rodu... Mam nadzieję, że rozumie pani, że jest to z naszej strony niezwykle hojna propozycja.
OD MG: Test Zastraszania: Hrabia Algol wyrzuca 3 sukcesy. Jego przemowa robi miażdżące wrażenie. Izabela ma wrażenie, że jak będzie dalej drążyła temat, to może się to dla niej źle skończyć. Wszyscy obecni wyraźnie odczują, że moc ukryta w domu przybyła by wspomóc hrabiego, a jego nieludzki błysk w oku wzbudza szacunek zmieszany z grozą. Groźby hrabiego są mimo wszystko wypowiedziane z taktem i przynależną arystokracji etykietą. Nie mają w sobie nic z brutalnej siły.
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Ferre
Reactions:
Posty: 60
Rejestracja: 14 czerwca 2015, 19:42

Post autor: Ferre » 01 marca 2018, 18:55

[center]Fekete Hat, przed północą, 13 maj 1996[/center]
Słowa trzech panów wywołały ogromny stres w Toreadorce. Gdyby nie fakt, że trzyma ją ostatnia nitka nadziei, już by pierzchała z tego miejsca. Ojej ... ale walnęłam. Mam nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Parę sekund później ocknęła się z szoku. Przez chwilę analizowała swoją własną wypowiedź i doszła do wniosku, iż faktycznie jej słowa nie zabrzmiały najlepiej.

- Najmocniej przepraszam. Nie było moją intencją urażenie żadnego z panów. Mam nadzieję, że nie będziecie żywić urazy. Jeżeli będę mogła, postaram się zadość uczynić.

Teraz trza jeszcze się utrzymać na tym statku. Wody już sama sobie nalałam do połowy. Ale ja głupia jestem...

- Jeżeli panowie nie macie nic przeciw - rzekła spoglądając łagodnie jak baranek na pozostałych gości hrabiego - to chętnie przystanę na propozycję pana domu dotyczącą ratowania eksponatów. Toteż jeżeli moja obecność wśród was nie jest nie pożądana, udzielę swojego wsparcia. Zapewniam, że ja ze swojej strony nie zamierzam już poruszać kwestii religijnych sama z resztą nie będąc chrześcijanką. Ubolewam nad słowami które padły z moich ust i jeszcze raz przepraszam.
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus
Sanity is for the weak!

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 02 marca 2018, 12:52

[center]Salon Myśliwski, przed północą, 13 maj 1996[/center]
- Przyjmuję pani przeprosiny, madame - odezwał się hrabia, najwyraźniej bowiem nie zależało mu na przedłużaniu patowej sytuacji. - Tym razem pozwolę sobie uznać, iż pani uroda stanowi odpowiednie zadośćuczynienie. Proszę jednak nie powtarzać podobnych błędów. Gafa popełniona raz, może być cenną nauką, lecz popełniona dwa razy staje się dowodem braku taktu, o który wszakże nie śmiałbym posądzić damy. Musiałbym więc zrozumieć ją jako zaproszenie do udzielenia pewnych nauk, z których mój dom słynie - uśmiechnął się lekko, lecz zebrani mieli wrażenie, aluzja czająca się w ostatnich słowach miała niebezpieczny posmak żelaza.

Algol wyszeptał kilka słów, czyniąc jednocześnie złożony gest lewą dłonią i Isabele poczuła, jak pierścień napierających na nią cieni, rozprasza się. Kobieta odetchnęła z ulgą, widząc, że salon powraca do normalnej perspektywy. Stary dom znów wydawał się spokojny, lecz gdzieś w głębi Torreadorka czuła przyczajoną obecność i była świadoma, iż to, co odeszło, może zostać wezwane znów...

- Skoro wysłuchałem państwa propozycji, pozwolę sobie teraz przedstawić moją - kontynuował Algol, spoglądając spokojnie na zebranych w salonie Kainitów, jak gdyby wydarzenia przed chwilą zupełnie nie miały miejsca. - Z pewnością uraduje państwa to, iż sam nie pragnę posiadać Sorte Kirke ni otaczających go ziem. Jeśli o mnie chodzi, wystarczy mi, że pozostaną one w pogańskich rękach. Ponadto wiem, że jestem w stanie zdjąć klątwę. Myślę, że te dwa argumenty czynią ze mnie najlepszego sojusznika, o jakim mogliście marzyć w tej grze.

Uśmiechnął się, spoglądając na zebranych. Zdawało się, iż zarówno sama sytuacja jak i reakcja gości lekko go bawią, czego nawet nie starał się do końca ukryć. Odczekał kilka chwil, jakby delektując się tym wszystkim, po czym ponownie podniósł kielich do ust. Wszakże, gdy go odstawił, jego spojrzenie nabrało innego, o wiele głębszego i mroczniejszego wyrazu.

- Istnieje jednak pewna rzecz, na której mi zależy i która stanowi zapłatę za moją pomoc. Cóż, paktowanie z czarnoksiężnikiem zawsze ma swoją cenę. Tak więc, jest pewien artefakt, związany ze Sztuką, jaką uprawiam, który powinien znaleźć się w rękach mego rodu. Zapewniam, że nie przypomina on chrześcijańskich ikon - wzrok hrabiego spoczął na moment na Torreadorce. - Przedmiot ten spoczywa obecnie w Sorte Kirke. Zamierzam go z tamtą zabrać i nikt z państwa nie przeszkodzi mi w tym, a co więcej wspomożecie mnie wedle swych możliwości. Zapewnicie mi także ochronę. Wszystko to, ponieważ potrzebujecie moich zdolności i wiedzy. A ja posiadam sporą wiedzę na temat kościoła. Wiedzę, którą podzielę się tylko z tymi, którzy zaakceptują moje warunki w pełni.

Podniósł rękę, dając znać, że jeszcze nie skończył:

- Jeśli zaś chodzi o domenę, jest mi obojętne, który z panów znajdzie się w jej posiadaniu - spojrzenie odmiennie zabarwionych oczu objęło obu pogan. - Ja pragnę jedynie mieć dostęp do kręgów, w celu wykonywania ceremonii. Zapewniam, że nie będą one pokrywały się z datami świąt pogańskich, a także, iż nie będzie działo się to częściej niż dwa, może trzy razy w roku. Zresztą właściciel tego miejsca nie straci, na tym. Wręcz przeciwnie... - roześmiał się cicho.

- Nie chcę jednak - kontynuował po chwili, dużo poważniejszym tonem. - By wizja nagrody doprowadziła panów do wzajemnych animozji. Jutrzejszej nocy będziemy musieli działać zgodnie, stanowić jedność, której nie zdołają przeciwstawić się się mroczne moce Sorte Kirke. Tak więc, proponuję następujące rozwiązanie: domenę otrzyma ten z panów, który dokona w kościele rzeczy na tyle istotnych, wspierając cała grupę, iż wszyscy siedzący w tym pokoju, zgodzimy się, że on jest zwycięzcą. Jeśli zaś taka sytuacja nie nastąpi, proponuję rozwiązać konflikt na drodze honorowego pojedynku, nie mieszając w to polityki. Co panowie na to?
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

zmarly
Reactions:
Posty: 239
Rejestracja: 10 maja 2015, 20:56

Post autor: zmarly » 02 marca 2018, 17:27

[center]Fekete Hat, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Klaus musiał oddać Algolowi, iż ten rozegrał tę sytuację perfekcyjnie. Co więcej, uśmiechnął się do siebie na myśl, że cele medyka i gospodarza ze sobą nie kolidują. Pozostawał jednak Morten. Słuchając hrabiego popijał spokojnie kielich z vitae, a gdy ten skończył i czekał na reakcję zebranych, Johansen postanowił kuć żelazo póki gorące:

- Szanowni panstwo, mnie również nie interesuje żadna chrześcijańska sztuka na pogańskim terenie, dlatego też Isabelo, możesz wynieść jej tyle, ile tylko zdołasz udźwignąć, nawet jestem gotów cię w tym wspomóc - To mówiąc uśmiechnął się do Toreadorki i pociągnął kolejny łyk krwawego trunku - Ród Boszorkany będzie zawsze mile widziany na tych ziemiach i bardzo chętnie na znak tej przyjaźni zapłacę cenę naszej współpracy, wliczając w to moje usługi. Co do ostatniej kwestii. to jeśli pan Morten nie będzie mieć nic przeciwko, chciałbym objąć Sorte Kirke jako domenę w imieniu klanu Gangrel. Chcę to zrobić w celu ochrony pogańskich kręgów przed profanami, a wesprze mnie w tym cały klan, który, jak państwo doskonale wiecie, bardzo aktywnie działa na rozwój rodzimych wierzeń. Wstęp do nich i możliwość wykonywania pogańskich obrzędów, a także ochrona w ich trakcie należeć będzie do mojej rodziny. Jeśli zaś klan Brujah również pragnie objąć domenę - propozycja naszego gospodarza jest zdecydowanie uczciwa i stanę do pojedynku. Mam nadzieję, że moja propozycja jest klarowna dla wszystkich?

Gangrel dopił napój i odstawił kryształowe naczynie na należne mu miejsce spoglądając na reakcje pozostałych.
Teraz zaczynają się prawdziwe schody...
---

If history is to change, let it change! If the world is to be destroyed, so be it! If my fate is to be destroyed... I must simply laugh.

Mystic
Reactions:
Posty: 155
Rejestracja: 31 stycznia 2016, 16:36

Post autor: Mystic » 03 marca 2018, 13:15

[center]Fekete Hat, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Z każdym kolejnym wersem monologu hrabiego Boszorkany zadowolenie Mortena mogło tylko rosnąć. Dobrze jest słyszeć, że nie będziemy stać sobie na drodze do osiągnięcia celu. Z tym większym ukontentowaniem popijał szkarłat z pucharu, uważnie chwytając kolejne słowa. Nie martwiło go zbytnio co takiego mogą spotkać w Sorte Kirke, wiedział, że i tak podoła zadaniu. A za rzeczy magiczne odpowiadał hrabia, a ten zdawał się mieć całkiem mroczne pojęcie o tych sprawach. Cieszył się więc na myśl o nadciągającej przygodzie, której przedsmak już przeczuwał: Będzie się działo, oj będzie...

Kwestia Torreadorki też go nie martwiła. Weźmie sobie lala te swoje statuetki i będzie git. Mogłaby je rozstawić w ogrodzie, jak ozdobne krasnale. To byśmy z chłopakami wpadli je rozj*bać w drobny mak, ha! - dodał w myślach wyraźnie rozbawiony z takiej koncepcji. Cień uśmiechu przemknął po obliczu Krzykacza, gdy oczyma wyobraźni oglądał tą scenę.

Wszystko szło wybornie do czasu gdy Claus przedstawił swoje stanowisko. Choć Madsen zupełnie nie dał po sobie znać, to zburzyło to jego szampański nastrój. A więc tak... W sumie to czego miał się spodziewać? Chyba większość startujących w tym wyścigu walczyła o to samo.

Wpierw odniósł się do Algola:
- Hrabio, twoje warunki zupełnie mi odpowiadają. Układ jest jasny i klarowny, a zasady honorowe. Oby więcej Nieumarłych jak pan kroczyło po tej ziemi. Co do figur, statuetek czy rzeźb, to pal je licho. Nic mi do nich, może tyle, że dla zabawy nie będę mógł ich zniszczyć ...do czasu - dodał już sam w myślach.

Choć ostatnie zdania dotyczyły Isabel, to nawet nie silił się na bezpośredni zwrot w jej kierunku. Widział ją w tym momencie jako pewną ozdobę ich koterii czy też tymczasową towarzyszkę hrabiego, a nie istotną figurę w drużynie.

- Mister Claus, pytanie do pana. Co pan lub pańska rodzina może zaproponować mi w zamian za odstąpienie od roszczeń odnośnie Sorte Kirke? Przyznam, że zaczął pan licytację od bardzo wysokiej stawki... Choć szanuję klan Gangrel i podzielam część z jego poglądów, to na chwilę obecną zostaję z pustymi rękoma.

- Myślę, że i pan nie byłby zadowolony z takiej sytuacji - Te słowa zabrzmiały już ciężko z wyraźną nutą rozgoryczenia. A to już o krok od poczucia bycia wyślizganym z interesu.
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus
"Kors i roven" - bo czemu by nie obrazi? kogo? jednocze?nie profanuj?c krzy?? - Morten Madsen

zmarly
Reactions:
Posty: 239
Rejestracja: 10 maja 2015, 20:56

Post autor: zmarly » 03 marca 2018, 18:29

[center]Fekete Hat, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Było tak jak podejrzewał - Brujah mieli ten sam cel. Stanowiło to utrudnienie, ale nie przepaściło jednak od razu wszystkich szans.

- Co mogę zaproponować? Zapewne to samo, co pan mnie - bezpieczeństwo i wstęp do domeny, a także dowolność przeprowadzania pogańskich obrzędów. Skoro mamy ten sam cel, proponuję przystać na propozycję naszego gospodarza - tutaj Johansen uśmiechnął się życzliwie w kierunku Algola - i w przypadku braku wybitnych zasług w rozwikłaniu zagadki Sorte Kirke po prostu staniemy do pojedynku. Czy uczynisz nam ten zaszczyt hrabio i zostaniesz sędzią w tej sprawie? Myślę, że dla obu z nas jesteś odpowiednią osobą, którą darzymy szacunkiem i zaufaniem w tej sprawie. Zresztą z pewnością jesteś bardziej obiektywny w ocenie naszych zasług dla rozwiązania sprawy.

Claus miał nadzieję, że to rozwiązanie chwilowo wystarczy. Czasu na kłótnie było mało, zdecydowanie zbyt mało. Po reakcji starszego kainity odwrócił się ponownie w kierunku krzykacza i zapytał:

- Panie Morten, czy takie warunki są odpowiednie?
---

If history is to change, let it change! If the world is to be destroyed, so be it! If my fate is to be destroyed... I must simply laugh.

Mystic
Reactions:
Posty: 155
Rejestracja: 31 stycznia 2016, 16:36

Post autor: Mystic » 04 marca 2018, 10:28

[center]Fekete Hat, przed północą, 13 maj 1996[/center]

Brujah nie zastanawiał się długo nad odpowiedzią:
- Lepszych nie mogłem sobie wymarzyć. Lecimy z tym koksem nim nas dzień dopadnie.

Morten zaczynał się już niecierpliwić przeciągającą się dyskusją, wewnątrz rwał się do działania, a na razie zdołali ustalić jedynie warunki współpracy.
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus
Ostatnio zmieniony 04 marca 2018, 11:06 przez Mystic, łącznie zmieniany 1 raz.
"Kors i roven" - bo czemu by nie obrazi? kogo? jednocze?nie profanuj?c krzy?? - Morten Madsen

ODPOWIEDZ