Lokacja - Posiadłość Fekete Hat

Ferre
Reactions:
Posty: 60
Rejestracja: 14 czerwca 2015, 19:42

Post autor: Ferre » 18 marca 2018, 13:12

[center]Biblioteka w Fekete Hat, około północy, 13 maj 1996[/center]

Oho ... Herr Claus dalej swoje ... No cóż ... Pewnie ma w tyłku nóż... Isabela miała już dosyć dzisiejszego wieczora. Zbyt wiele na raz. Miała nadzieję znaleźć się w ciepłej wannie, następnie wylegiwać się w łożu wysłanym jedwabiami. Z niecierpliwością wyczekiwała końca ugadywania szczegółów.

- Niestety, nie posiadam jakiegoś wielkiego dostępu do krwi. Co prawda jako Toreador mam duży kontakt z ludźmi i mam na nich niewielki wpływ, jednak nie traktuję ich jak podręczny bank krwi czy też trzodę.

- Jeżeli chodzi o finanse, Panie Morten - uśmiechnęła się łagodnie - to nie ma obawy. Mogę pokryć koszty naszej wyprawy. Następnej nocy pieniądze będą przygotowane, będę jeszcze potrzebowała przybliżoną kwotę, jaką muszę przygotować.
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus
Sanity is for the weak!

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 18 marca 2018, 14:24

[center]Biblioteka w Fekete Hat, około północy, 13 maj 1996[/center]
Po słowach Isabeli w bibliotece zapadła na chwilę skonsternowana cisza, która aż nadto zapowiadała burzę. Zanim jednak Brujah zdążył eksplodować, odezwał się Algol, mówiąc spokojnym, a jednak poważnym tonem, który nie pozostawiał złudzeń, co do ciężaru sytuacji.

- Madame, pozwoli pani, iż zauważę, że oferowane pieniądze nie będą nam jutro do niczego potrzebne. Potrzebne nam są dzisiaj. Jutro musimy skupić się na działaniach w Sorte Kirke. Czas na przygotowanie wyprawy upłynie o świcie. A wątpię, by pan Morten dostał to, co nam potrzebne na kredyt - wyjaśnił kwestie, skądinąd oczywiste.

- Spieszę także przypomnieć, że podpisała pani pakt, madame, który nakłada na panią obowiązek wsparcia koterii wedle posiadanych możliwości. Straszliwie niefortunnie stałoby się więc, gdyby nie mogła pani wypełnić swej obietnicy, nieprawdaż? - uśmiech hrabiego mógłby przyprawić o ciarki nawet Edgara Alana Poe - Pozwolę sobie więc za jednym zamachem rozwiązać ten węzeł gordyjski - tu spojrzał na Brujaha - i jednocześnie odpowiem na pana pytanie, panie Morten. Mój prawnuk, Cis, odwiezie państwa do miasta, tak, by madame Isabela mogła wypłacić potrzebne fundusze, a pan zająć się zdobyciem wyposażenia. W drodze będziecie mogli ustalić wysokość wymaganej kwoty. Tak więc, jeśli to wszystko, to nalegam na przejście do działania. Panie Claus, czy życzy pan sobie także skorzystać z automobilu? Lasy wokół Fekete Hat bywają niebezpieczne. Nawet dla członków Klanu Bestii.
Spoiler!
- I jeszcze jedno - dodał, gdy goście poczęli zbierać się do wyjścia. - Pamiętajcie, że nasi rywale dysponują mocą Niewidoczności oraz rozsiewania obłedu. Mam na myśli Nosferatu i dwóch Malkavian. Nie możemy także zapominać o zdolnościach Uzurpatorów, choć z nimi akurat umiem sobie poradzić. Pilnujcie się jednak. Zapewne dojdą dość szybko do tego, iż w bezpośrednim starciu nie będą mieli z nami szans. Mogą więc próbować osłabić nas szerząc dezinformacje, czy wpływając bezpośrednio na naszą psychikę, osłabiając wolę lub mieszając nam w głowach. Uważajcie na to, z kim się umawiacie i z kim rozmawiacie, i starajcie się nie rzucać w oczy. Nie spotykajcie się także z nikim, jeśli nie będzie to nieodzowne do wykonania zadania. Musimy zachować daleko idącą ostrożność.
- W razie czego dzwońcie - powiedział, otwierając szufladę biurka i wyjmując z niego wizytówki. - Mamy tutaj całkiem sprawną, nowoczesną linię telefoniczną - dodał, nie kryjąc dumy, jaką napawała go ta okoliczność.
Rozdaję zebranym wizytówki z moim numerem telefonu (numer dotyczy telefonu stacjonarnego oczywiście do Fekete Hat)

Jeśli goście się zgodzą Cis odwiezie ich do miasta moim jaguarem. Uda się pod adres wskazany przez Isabelę, by Torreadorka mogła od razu dać Mortenowi fundusze, a później odwiezie Mortena gdzieś, skąd Brujahowi będzie wygodnie działać.
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Ferre
Reactions:
Posty: 60
Rejestracja: 14 czerwca 2015, 19:42

Post autor: Ferre » 18 marca 2018, 17:32

[center]Biblioteka w Fekete Hat, około północy, 13 maj 1996[/center]

- A zatem dzisiaj, Hrabio. Dziękuję za przypomnienie, za daleko odbiegłam w myślach. Jeszcze dzisiejszej nocy.
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus
Sanity is for the weak!

Mystic
Reactions:
Posty: 155
Rejestracja: 31 stycznia 2016, 16:36

Post autor: Mystic » 18 marca 2018, 17:48

[center]Biblioteka w Fekete Hat, około północy, 13 maj 1996[/center]

- Mamy tutaj całkiem sprawną, nowoczesną linię telefoniczną - zakończył swą wypowiedź hrabia.

Ta, ja też mam nowoczesną linię telefoniczną ...jak wyjdę na róg i wrzucę parę żetonów. - dopowiedział z przekąsem w myślach. Choć... w gruncie rzeczy nie drażniło go to tak bardzo. Sam wybrał takie życie, a pewien splot wydarzeń sprawił, że aktualnie nie egzystował na zbyt wysokim poziomie.

Pomijając cały przydługi wywód pana na Fekete Hat, z którym co do zasady się zgadzał, Brujah rzucił tylko:
- To wspaniale że się panienka zreflektowała. Jutro. Za te pieniądze. Mogła by pani kupić sobie co najwyżej bilet na samolot gdzieś do dalekich krajów. Bardzo dalekich - wycedził.

Fatalna opinia o Klanie Róży spadła właśnie poniżej poziomu piwnicy. To znaczy... jakby ktoś z piwnicy robił podkop. I ten pieprzony podkop się zawalił. To właśnie tam był ten pies pogrzebany. Dobrze, że lala ma chociaż kasę, bo naprawdę... - sam ugryzł się w język.

- Dobrze, czas na mnie. Z chęcią skorzystam z pańskiej propozycji.
Morten chowa wizytówkę do wewnętrznej kieszeni marynarki. Po wyrazie jego twarzy widać, że zajęty jest myślami, zapewne o tym do kogo uderzyć w pilnej sprawie.
Obecni: Algol, Isabela, Morten, Claus
"Kors i roven" - bo czemu by nie obrazi? kogo? jednocze?nie profanuj?c krzy?? - Morten Madsen

zmarly
Reactions:
Posty: 239
Rejestracja: 10 maja 2015, 20:56

Post autor: zmarly » 19 marca 2018, 03:23

[center]Biblioteka w Fekete Hat, około północy, 13 maj 1996[/center]

Słowa Toreadorki sprawiły, że Claus nie wiedział, czy ma się zacząć śmiać czy też załamywać nad jej brakiem rozumu. Z pewnością każdy z chłopaków chętnie nadstawi własną skórę za psi chuj, skwitował w myślach, jednak już się nie odezwał. Czas naglił. Zerknął jeszcze na wizytówkę, po czym włożył ją do kieszeni kurtki.

- Kołki... ach, zapomniałem. Nie musicie się o nie martwić, znam kilka źródeł. I dziękuję hrabio za ostrzeżenie, z pewnością wezmę je pod uwagę. Chętnie również skorzystam z transportu, jeśli to nie problem. Bądźcie wszyscy gotowi zaraz po zmroku w parku af Sovende Riddere, przyjadę po was ze sprzętem.
Lokację Opuszczają: Isabela, Morten, Claus

Obecni: Algol
---

If history is to change, let it change! If the world is to be destroyed, so be it! If my fate is to be destroyed... I must simply laugh.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 23 marca 2018, 15:40

[center]Sovnlos Lat, po północy, 14 maj 1996[/center]
[center]Obrazek[/center]
Majowe noce w Danii są zimne niczym pocałunek zmarłego. Cienka, lniana szata, narzucona na nagie ciało, nie zapewnia ochrony przed kąsającym chłodem. Ale to nie ma znaczenia. Nie tak naprawdę. Właściwie, liczy się tylko ta chwila, rozpięta między brzegami wieczności. I to miejsce, pomiędzy czterema ścieżkami, na szczycie wzgórza, na środku świata.

Leży tu kamień. Tak stary, iż sam nie pamięta już, gdzie znajdował się wcześniej. W szczelinach wyciosanych na nim runów czają się skrzepy krwi - rude i czarne. Czarownik przyklęka. Drżącymi dłońmi zapala trzy rozstawione na głazie świece. Ich knoty skwierczą cicho, gdy płomień pożera tłuszcz niechrzczonego dziecka. Rytuał rozpoczyna się - pomiędzy czterema ścieżkami, na szczycie wzgórza, na środku świata.

[center]Podkład: Birth Is through Blood[/center]
Stojący z tyłu mężczyzna zaczyna grać na niewielkim bębenku. Rytm jest początkowo powolny, niczym tętno jakiegoś ogromnego, uśpionego zwierzęcia. Kobieta, Jaśmine, zaczyna nucić. Algol zamyka oczy. Przez chwilę wsłuchuje się w nadciągającą pieśń. Pozwala, by rytm wypełnił jego żyły, płosząc ciszę nieumarłego serca. Napina mięśnie, czując, jak stężałe od chłodu ścięgna protestują bólem. Uśmiecha się. A później wszystko toczy się szybko, tak szybko jak spada gwiazda, lub gaśnie iskra w oku konającego.

- W kręgu poza czasem i przestrzenią, pozwól mi przemienić się, o Czarna Matko, Trójgłowa Królowo! I niechaj strzępy mych koszmarów zbiorą się wokół, by nakarmić ducha mego i dać życie nocnym zmorom! Żadne z dzieci Kaina ni dzieci Ashapoli, nie przekroczy zasłony, którą utkałem! Sięgam poza siedem bram iluzji, by zatopić się w sen, który staje się ciałem. Sięgam ku kielichowi ekstazy, poprzez który łączę się z tobą w snach!

Ofiarne ostrze błyska raz i drugi. Ciemna krew spada na ziemię, wypełnia szczeliny starodawnych runów. Księżyc jest zimny i daleki, niczym oko gada. Głos Jaśmine wznosi się ponad nieludzkie, czarne konary, gdy dziewczyna wyśpiewuje kolejne imiona Lilith:

- Abeko, Abito, Amizo, Batna, Eilo, Ita, Izorpo, Kali...

- Przybądźcie teraz - szepce czarownik. I choć jego krew zastyga na kamieniu, ulegając zimnemu tchnieniu nocy, z jego ust nie dobywa się najmniejszy obłoczek pary - Osola mica rama lamani. Volase cala maja mira salame!

I duchy przybywają, posłuszne wezwaniu. Wypełzają spomiędzy korzeni pradawnych drzew, wiją się wśród leśnych wykrotów, przemykają odziane w strzępy mgły i zlatują z góry, dosiadając nocnych wichrów. Ich języki wiją się: czerwone i drżące, czasem czarne, lub rozdwojone, czasem białe i napuchnięte, niczym robaki. Ich języki splatają się w jedno - pożądliwą i szaloną mowę koszmarów.

[center]Obrazek[/center]
Wszystkie napierają tłumnie, pragnąc dostać się do rozlanej na kamieniu krwi. Lecz wykreślony na ziemi krąg i sztylet w ręku Pana Sabatu, Syna Mrocznej Matki, zatrzymuje w miejscu tą rozhukaną, łajdacką czeredę. A on przygląda im się i spokojnie wybiera tych, którym tej nocy pozwoli nasycić głód.

- Xaeohja! Xaeohja! - rytm bębna wzmaga się i pieśń płynie ponad lasem. Zimny wicher znad morza przybywa na wezwanie, rozdziera zasłonę chmur, ukazując rozgwieżdżony bezmiar nieba - pięknego i straszliwego w swym bezwstydnym majestacie. To niebo nagie, nieokiełznane, nieujeżdżone przez żadnego z bogów ludzkości. Dziewicze i czyste, niczym czarne zwierciadło, które pożera oblicze ziemi. Księżyc przegląda się w ostrzu, trzymanym w dłoni czarownika, gdy ten wbija je we własną pierś, kreśląc na niej krwawe znaki Sztuki. Krzyk bólu przekształca się w śmiech. A śpiew Jaśmine nie przypomina już ludzkiego głosu, jest w nim dzikość nocnych bestii i głębia otwartego grobu. Jest w nim samotność pojmowana jedynie nocą, na rozstaju dróg. I dziwna tęsknota. I dziwny głód, którego nawet krew nie zdoła ugasić...

- Lilith, Odam, Partasah, Patrota, Podo, Satrina, Talto...
Dla MG: Robię to, co ustaliliśmy na PW. Później uzupełniam krew.
Kolejnej nocy Algol opuszcza lokację.

Obecni: członkowie rodu Boszorkany
Ostatnio zmieniony 04 kwietnia 2018, 17:16 przez Sigil, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

ODPOWIEDZ