Opcjonalne - Lokacje Osobiste

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 19 marca 2018, 12:01

W tym wątku dodawać można pojedyncze wpisy, związane z osobistymi lokacjami postaci (np jej mieszkaniem, ghulami, sprzymierzeńcami etc). Ważne, by pamiętać:

1. Wpisy w tym dziale nie są konieczne, równie dobrze można poinformować MG na PW o tym, co postać robi.
2. Lokacje mogą odnosić się tylko do miejsc związanych z danym bohaterem i NIE UMIESZCZONYCH wcześniej na mapie miasta.
3. Wpisy NIE MOGĄ zawierać interakcji z innymi graczami.
4. Wpisy dotyczyć będą rożnych lokacji, które zawsze należy wymienić w nagłówku, a także podać czas akcji.
5. Wpisy w tym dziale są pojedynczymi wstawkami, służącymi sfabularyzowaniu postaci - dlatego nie należy pod nimi umieszczać żółtej ramki z informacją o obecnych na lokacji osobach - bo zawsze będzie tam tylko jedna osoba: postać prowadzona przez autora wpisu.

Korzystanie z tego działu nie jest wymagane, jest to jedynie odskocznia dla osób, które czasami chciałyby opisać jakaś fajną scenkę, sen bohatera, jego rozmowę z ghulem etc. Należy więc traktować go raczej luźno. Z drugiej jednak strony, ciekawe opisy przeżyć postaci czy jej życia osobistego na pewno zwiększą ilość PD.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

zmarly
Reactions:
Posty: 239
Rejestracja: 10 maja 2015, 20:56

Post autor: zmarly » 19 marca 2018, 12:06

[center]ISiedziba firmy ochroniarskiej "Dzwoneczek", po północy, 13 maj 1996[/center]

Ilość różnych świateł drażniła Gangrela, gdy wjeżdżali z powrotem do miasta. Po odebraniu pieniędzy od Isabeli podał adres kierowcy. Dzielnica portowa jak zawsze wydzielała specyficzny aromat, niespotykany w innych częściach miasta. Znajomy, nieco rybi zapach drażnił nos, lecz medyk nie zwracał na niego zbyt dużo uwagi. Wkrótce auto zatrzymało się, a pasażer sprawnym ruchem wydostał się na zewnątrz. Spokojna o tej porze ulica miała swój klimat, który potęgowała wszechobecna mgła.

Johansen zaciągnął się powietrzem i ruszył w stronę drzwi, nad którymi wisiał nieco wysłużony szyld z solidnym, metalowym napisem "Wincklers Sikkerhedstjenester". Szybkim krokiem podszedł, otworzył drzwi pewnym gestem i zniknął w środku, antywłamaniowe wejście zamknęło się za nim cicho. Siedzący za drewnianym, czarnym biurkiem młody chłopak zerwał się na równe nogi, gdy usłyszał:

- Gdzie twój szef?

- U... u siebie, panie Johansen - odparł wystraszony młodzian. Bił od niego strach. - Ech, wszędzie te świeżaki... - mruknął sam do siebie, po czym dodał: - Świetnie. Dopóki tu jestem, nikt nie wchodzi, nikt nie wychodzi. Jasne?

Wystraszony mężczyzna stał praktycznie na baczność. Jedyne co zdołał widząc samotnika, to przytaknąć. Podszedł też do drzwi i przekręcił klucz w zamku. Być może jego koledzy się zdziwią napotykając na opór wracając z fuchy, nie było to jednak istotne. Żołnierz skierował swe kroki po wąskich schodach na piętro. Ściany budynku Były białe, zaś jedyną ich ozdobą były różnego rodzaju podziękowania od klientów i certyfikaty. Cóż, Johansen nie zadawałby się z amatorami.

Andreas Winckler był facetem średniego wzrostu o lekko masywnej budowie ciała, a mimo to jego ruchy przypominały kota. Niebieska koszula, którą miał na sobie tylko podkreślała sylwetkę, a przy tym współgrała z tym samym kolorem oczu. Siedział właśnie w swym czarnym, skórzanym fotelu wpatrzony w laptop i dogadywał z podwładnym szczegóły zlecenia:

- Sprawa jest prosta tym razem. Młoda idzie się zabawić, a tatuś chce, by ktoś miał na nią oko, łapiesz? To dobrze. Ma cię nie rozpoznać. Jak to zrobisz, to już twoja sprawa, za to ci płacę. Do roboty!

W tym momencie w drzwiach znalazł się Gangrel. Zamknął je za sobą i podchodząc do dość prostego drewnianego krzesła przed biurkiem przeznaczonego dla gości rzucił:

- Jest robota dla ciebie.

- Ach, Klaus, jak zawsze rozmowny - uśmiech zagościł na twarzy gospodarza. Nie dało się nie zauważyć jego śnieżnobiałego uśmiechu. Nie był co prawda zbyt dumny ze swojego niemal nazbyt zadbanego wyglądu, ale praca tego wymagała. - Mów.
Spoiler!

- Jutro w nocy w Sorte Kirke spotyka się dwóch ważniaków, którzy... mocno sobie nie ufają. Może być niespokojnie. Potrzebuję dwóch ludzi, którzy to miejsce będą obserwować z bezpiecznej odległości od jutra od 15:00. Muszą być niewidoczni i widzieć wejście, szpej standardowy. Chciałbym, żebyś był jedną z tych osób. Będę potrzebował też radia z laryngofonem, drugie masz ty. Chcę wiedzieć o wszystkim, co będzie się działo na zewnątrz. Do tego druga para ludzi z vanem, która zabierze mnie na miejsce wraz z przyjaciółmi. W aucie Mossberg 500 z krótką lufą lub coś podobnego, oczywiście zwracam po akcji. Jeśli masz pestki dragon's breath to idealnie, w przeciwnym razie zadowolę się zwykłymi.

- Chłopie, ty i strzelba? Od kiedy? Ocipiałeś? - serdeczny śmiech wypełnił na krótką chwilę pomieszczenie. - Nie załatwię jej w tak krótkim czasie. Dostaniesz klamkę, jak chłopcy. Mów dalej.

- Nie dla mnie idioto, doskonale o tym wiesz - warknął Johansen. - Ok, rozumiem.
Plik banknotów wylądował na klawiaturze komputera.

- Powinno wystarczyć. Mogę na ciebie liczyć?

Gospodarz odchylił się do tyłu w fotelu patrząc przez moment w sufit, po czym wstał i podał rękę gościowi mówiąc:

- Właśnie takich klientów lubię najbardziej. Możesz być pewny mego wsparcia bracie.

- Świetnie. Ty i ja razem w robocie, jak za starych czasów... - po tych słowach nastąpiła chwila ciszy, która niemal dzwoniła w uszach obecnych przez kilka sekund.

- Tak, jak za starych czasów... - w głosie Andreasa dało się wyczuć nutę smutku. - Kiedy i skąd was odebrać?

- Park af Sovende Riddere, chwilę po zmroku.

- Jasne.

- A, i jeszcze jedno. Chłopaki mają wiedzieć tylko tyle, ile muszą, nic ponad to. Im później im powiesz, tym lepiej. I od tej pory unikaj kontaktów z innymi dopóki nie skończymy roboty.

- Uuu, to widzę będzie grubo. Tak jak lubię. Załatwione. Trzeba cię gdzieś podrzucić? Thomas zaraz jedzie do klienta.

- Chętnie, przyda się.

Andreas ponownie wziął do ręki telefon i wykręcił numer, by powiedzieć kilka zdań. Po tym wszystkim obaj panowie wymienili krótkie uprzejmości ponownie i Claus wyszedł na zewnątrz. Młodzik znów wyskoczył z krzesła do góry, lecz Gangrel powstrzymał go skinieniem ręki.

- Poradzę sobie - powiedział i otworzył drzwi przekręcając klucz. Zza drzwi dobiegały podniesione głosy.

- No chyba kogoś tutaj pojebało już doszczętnie! - dało się usłyszeć wychodząc na zewnątrz. Czterech mężczyzn w średnim wieku ubranych na czarno i w kamizelkach taktycznych na sobie bez skrępowania wyrażało swoje zdanie odnośnie braku możliwości wejścia do firmy.

- Chcecie coś jeszcze dodać? - zapytał dzikus z groźną miną. Przybysze spojrzeli na postać w wejściu i momentalnie oprzytomnieli:

- Ależ nie, panie Johansen, my tylko tak żartowaliśmy. Tak właśnie, żartowaliśmy, hehe, co nie, chłopaki?

- No tak tak, pewnie, że to tylko taki żart - zaczęli mówić jeden przez drugiego.

- Mam taką nadzieję - słowa zabrzmiały w uszach pracowników Andreasa, gdy Gangrel przechodził koło nich. W tym czasie z podwórka za budynkiem wyjechał samochód i zatrzymał się przy oczekującym.

- Jedź - mruknął do kierowcy, po czym podał adres na przedmieściachw okolicy lasu.

- Rany, ale to daleko, mogę nie zdążyć na robotę!

- W takim razie radzę się sprężać.
Spoiler!
Przed wizytą w firmie ochroniarskiej zdobywam krew, którą zostawiam u Andreasa w medycznej lodówce. Ma ona być w vanie razem z bronią. Ile jednostek mogę zebrać?
W lesie chcę zrobić możliwie najwięcej osikowych kołków, ile mi się uda?
Potem w bezpiecznym miejscu wnikam w ziemię na czas dnia, by druga ekipa nie mogła mnie znaleźć i kombinować.
---

If history is to change, let it change! If the world is to be destroyed, so be it! If my fate is to be destroyed... I must simply laugh.

Fobetor
Reactions:
Posty: 106
Rejestracja: 24 marca 2016, 11:03

Post autor: Fobetor » 28 marca 2018, 23:14

[center]Gdzieś w mieście, przed świtem, 13 maj 1996[/center]
Ruchu praktycznie nie było na ulicy. Taksówka zatrzymała się przed sklepem spożywczym. W rogu między budynkami, pies szukał jakiś resztek, wyjadając ze śmietnika co się dało. Z samochodu wyszła postać starszego mężczyzny w nienagannym ubraniu. Kiedy pojazd ruszył w swoją stronę, postać zaczęła kierować się w stronę uliczki. Pies szybko zareagował na zbliżającego się drapieżnika, najpierw zaczął szczekać, potem kiedy postać go mijała warczał, bacznie obserwując każdy krok Kainity. Dopiero kiedy zniknął w odmętach ciemności wrócił do posiłku. Kapitan nie chciał zwracać na siebie więcej uwagi, więc zniknął totalnie z pola widzenia, używając swoich super mocy. Przeszedł kawałek krętymi uliczkami docierając na tył jakiegoś budynku. Wyciągnął klucz, po czym ostrożnie włożył go do zamka i niczym włamywacz przekręcił go bardzo powoli. Nie chciał wydawać za dużo hałasu. Po przekroczeniu progu mieszkania zdjął z siebie wszystkie maski. Przeszedł wąskim korytarzem do pierwszych drzwi po prawej stronie i otworzył je bardzo ostrożnie. Wszedł do pokoju, w którym stało biurko, kilka szaf, krzeseł i wielki kwiat przy oknie. Kapitan podszedł do jednej z szaf. Otworzył ją i zaczął zdejmować z siebie wszystkie szykowne ubrania kładąc przy tym zawartość swoich przedmiotów na biurko. Po zawieszeniu ubrań galowych do szafy zebrał swoje rzeczy i wszedł do szafy obok, przekręcił w górnym lewym rogu małą zapadnie otwierając przejście do tymczasowej siedziby Kapitana. Schodząc usłyszał płacz dziecka z góry.

No nie teraz go nie uspokoję, mam za mało czasu.

Po zamknięciu za sobą przejścia zszedł po schodach do tajemniczych podziemi. W którym na stole leżały jego poskładane ciuchy. Żwawym krokiem podszedł do nich i zaczął się ubierać poza płaszczem i paskiem superbohatera z niemalże całym jego asortymentem. Na krześle był jego plecak z którego wystawało kilka dziwnych przedmiotów.

- Dobra, zastanówmy się chwilę, co by się by przydało do tego zaklęcia? - Powiedział sam do siebie. Po czym wybrał kilka przedmiotów z paska, którego nie powstydził by się sam Batman. Wziął kredę, lusterko odczepił woreczek z runami i wziął nóż. Z plecaka zabrał chustę i znicz.

Rozpoczął kreślić sobie krąg ochronny z pentagramem w środku, ustawiając na końcach rogów zapalone podgrzewacze. Na środku zaś położył chustę, na której wystawił wcześniej wyjęty sprzęt.

- No dobra, to działamy.

Machając nożem wymawiał słowa.
- Wzywam strażników z wschodu , zachodu północy i południa. Chrońcie mój umysł i ciało w mej nadchodzącej podróży.

Rozłożył ręce.
- Poprzez krew Malkawa, pragnę ujrzeć to co zakryte. Wspomóżcie mnie, siły tkwiące w mej krwi, które wpływają na mój umysł. Zza pajęczyny roztrzaskanych luster, pozwól mi przejrzeć iluzje i klątwy miejsca, które chce jutro zbadać.

Spojrzał w stronę zaczarowanego lustra i niczym w starej baśni, wypowiedział te oto zaklęcie:

Lustereczko powiedz przecie, jakie tajemnice czają się w Sorke Kirke? Jak pradawną klątwę zdjąć, by przetrwać kolejną noc?

Po tych słowach świr długo spoglądał w stronę zwierciadła.
Spoiler!
Używam Maklawian Time, chce wyciągnąć z sieci wszystko co mogę o Sorke Kirke.
Kapitan Galaktyka zanurzył się w medytacji i po raz kolejny tej nocy stracił poczucie czasu. Chciał wyprzedzić swoich przeciwników. Patrzący na to z boku obserwator, usłyszałby jak mówi do siebie...

-Hmm to jedna strona medalu. Ciekaw jestem...

... i nie wyciągnąłby z tego nic, natomiast Kapitan Galaktyka wyciągnął runy.

- Odynie ześlij mi swe Kruki by obdarzyły mnie swą wiedzą, która czai się za Zasłoną. Odynie udziel mi swej mocy przez runy, które są podstawą rzeczywistości... .
Spoiler!
Co potrafią moi sojusznicy? Kapitan Galaktyka chce spojrzeć oczami chaosu na swoich towarzyszy.

Fobetor
Reactions:
Posty: 106
Rejestracja: 24 marca 2016, 11:03

Post autor: Fobetor » 02 kwietnia 2018, 11:08

[center]Siedziba Kapitana Galaktyki. Przed nastaniem poranka. 14 maj 1996[/center]


Kiedy Kapitan Galaktyka kończył swoje czary i zaczął zmazywać pentagram, dym z kadzideł unosił się jeszcze dobrą chwilę. Architekt nie przewidział klimatyzacji w tym pomieszczeniu, ale Świrowi to nie przeszkadzało. Uważał, że nieoddychanie jest fajne, bo nikt cie nie zagazuje. Co było częstym problemem batmana na początku jego kariery.
Jego czuły słuch od razu wychwycił, że ktoś otwiera szafę i przechodzi do kryjówki Kapitana.
Kapitan założył powoli pas, z którego wyciągnął swój magiczny pistolet. Przez tajemnicze przejście przeszła jednak jego dobra przyjaciółka pochodząca z tego miasta.

- Ale nadymiłeś. Jak ci minęła noc?
- A nie do końca dobrze. Wiele tajemnic, duże wyzwanie. - Powiedział to chowając szybko broń.
- Coś cie martwi? Coś związanego z tym zaproszeniem.
- Szykuje się misja. - Zastanowił się przez chwile. - Wiesz coś o Sorke Kirke?
- Nie wiem co to jest.
- Nawet lepiej.
- Czemu?
- To niebezpieczne miejsce. Dlatego wole byście nie wiedzieli nic o nim. Jutro będzie tam wyjątkowo groźnie zwłaszcza dla kogoś takiego jak ty.
- Co, LARP tylko dla twardzieli?
- Dokładnie. Będzie masa złych i niewielu tych dobrych.
- Brzmi nieźle.
- Na pewno nie będę się nudził. Jeszcze nie podziękowałem wam za ten garnitur i rozczesanie moich kudłów.
- Nie ma sprawy, wiesz kiedyś miałam być fryzjerką. Lubiłam czesać i robić warkocze. Po za tym to my mamy bardziej u ciebie dług wdzięczności, rozwiązałeś nasz problem z tymi palantami od haraczu. Jak z nimi wyszedłeś tak nie wrócili.
- Mam swoje sposoby, powiedzmy, że nie będą was niepokoić. Umiem polubownie załatwiać pewne problemy.

No ładnie omijasz resztę prawdy. Nie powiem jej, że ich zakułem i wezwałem policje by ich zabrali do zakładu dla umysłowo chorych. W końcu pokazałem im własne demony, które trawią ich od środka. Uważam, że taka terapia wyjdzie im na dobre.

- A to co zrobiłeś dla Sindi... Wiesz było o tym w radiu.
- No im się należało, szczególnie Alfonsowi, poza tym wierze, że system resocjalizacji i lekarze pomogą im dojść do siebie.

Pfff parę złamanych żeber, zwichnięta noga, no przesadziłem z nadgarstkiem ale chciał wycelować bronią.


Świr szybko dodał.
- Mówili coś o mnie?
- Nie, całą zasługę przypisali sobie policjanci.
- I dobrze. Nie lubię rozgłosu. Grunt, że Sindi i inne dziewczyny są wolne.
- Z tego co wiem policja pomoże jej wrócić do własnego kraju, okazało się, że rodzina ją szukała.
- Ciesze się z szczęśliwego zakończenia.
- A co do twojej misji.
- W tym miejscu bliżej jest Walhalla mogła byś mi zrobić taką fryzurę żeby w razie czego godnie mnie tam przyjęli?
- A skąd wiesz, że tam cie przyjmą.
- Dziś ściskałem dłoń Thorowi więc myślę, że mam jakieś szanse tam trafić.
- Właśnie czemu tak wcześnie wstałaś?
- Dziecko zaczęło płakać. Jak już zasnął to postanowiłam zejść na dół. Już prawie świta i nie chciałam wracać do łóżka. Zastanawiałam się czy już wróciłeś.
- Mam więc prośbę zrób mi na jutro warkocze w stylu wikingów.
- Dobra siadaj na krześle.

Kapitan Galaktyka po raz kolejny poczuł się dziwnie, tym razem błogo przy zmianie fryzury. Kiedyś nie dostrzegał sensu dbania o włosy. Jednak przy swojej przyjaciółce dostrzegał jakie to przyjemne. I tak w błogim hedonizmie zasnął.

Po przebudzeniu Świr wstał i energicznie zaczął się pakować i ubierać. Nikogo przy nim niebyło. Wydostał się ze swojej siedziby i przeszedł krótką drogę do garażu w którym stał samochód i motocykl. Już chciał otwierać klapę i wyjeżdżać z tego miejsca kiedy usłyszał.

- Witaj nieznajomy. - Kobiecy głos wydobył się z ciemności.
Odwrócił się w stronę wypowiadanych słów.
- Witaj Sidni. Co cie tu sprowadza?
- Nie miałam okazji podziękować, wiesz za wszystko. Ostatni raz widziałam cię jak zamykałam drzwi na klucz z... .
Przy zawahaniu drżących słów kobiety Malkawianin dokończył zdanie za nią.
- Twoimi najgorszymi koszmarami. Plan się powiódł. Jesteś wolna.
- Tak, w ambasadzie wszystko idzie dobrze, niedługo wrócę do mojego ojczystego kraju.
- Jak mnie znalazłaś?
- Daj spokój ty masz swoje sposoby a ja swoje. Po za tym. -Zaczęła zbliżać się w stronę Kanity. - Chciałam ci podziękować na swój sposób. Nie musisz zdejmować maski.
- Może zrobimy to po mojemu. - Mówiąc to Malkawianin przytulił dziewczynę odsłonił lekko maskę i najpierw pocałował jej szyje delikatnym pocałunkiem kochanka a następnie zatopił swe kły w jej szyi.
Uzupełniam krew.
- To było przyjemne.
- Nie mów nikomu, że gryzę. Musze uciekać dziś mam kolejną akcję.
- Bosko całujesz. Mogę skosztować twych ust? Zamknę oczy.
- Śpieszę się bardzo mocno. - Mówiąc to otworzył klapę od garażu.
- Jedziesz ocalić jakieś niewiasty?
- Tego nie wiem. Mam nadzieje, że wrócę. Misja nie będzie łatwa.
- Jak wrócisz szybko, może dokończymy to co zaczęliśmy.
- Na to się nie zapowiada. Liczę jednak na to, że wrócę. - Mówiąc to wyprowadził motor z garażu.
- Mam nadzieje że jeszcze tutaj będę kiedy wrócisz.
- Jak wszystko się uda, kto kiedy wracasz do swojego kraju? -Zamknął klapę od garażu.
- W poniedziałek.
- Życzę więc powodzenia. Musze lecieć.
- Wzajemnie wróć cały.
- Dzięki. - Mówiąc to założył słuchawki na uszy i odpalił utwór który zawsze mobilizuje go do działania. Następnie ruszył na omówione spotkanie.

https://www.youtube.com/watch?v=OBwS66EBUcY

Ulice przemierzał szybko na swoim pojeździe, wsłuchując się w utwór. Gnał jak kometa po niebie, by spotkać się z przeznaczeniem.
Ostatnio zmieniony 02 kwietnia 2018, 12:53 przez Fobetor, łącznie zmieniany 1 raz.

ODPOWIEDZ