Lokacja - Sorte Kirke

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 23 stycznia 2019, 14:08

Katakumby pod Sorte Kirke, Blisko wyjścia do nawy głównej. Po Północy 14 maj 1996

- Brrrrr...adley... - odezwał się jąkając. - Westwood! Co się dzieje, gdzie są wszyscy? - zapytał przerażony Gioavnni.

Szczura na widok kłębka nerwów jakim był Gustavo, także ogarnęła krótka fala strachu. Ruszył nerwowo grdyką jakby próbując przełknąć ślinę i próbując czemukolwiek podziękować za większe szczęście niż rozum:

Ja pierdolę, ale masz farta Bradley. Chyba w niebie też są jacyś pedzie i czuwają nad tobą. Ten typ jest tak posrany, że aż dziw, że nie zrobił użytku ze swojej pukawki... - W końcu najspokojniej jak tylko potrafił wyjaśnił:

- Nie wiem signore Gustavo. Tremerka zmyła się zaraz po wejściu, Świr tak samo: poszedł kogoś śledzić, a ja z Karen poszliśmy go ratować i wylądowaliśmy jakimś porąbanym, surrealistycznym miejscu...

Nosferatu zrobił krótką pauzę i poklepał Karen po tyłku:

- A potem Karen troche nerwy poniosły i musiałem jej zaaplikować kołek. To miejsce jest popieprzone jak turecka lazania. Mam nadzieje, że też pan szuka wyjścia... a gdzie signore Scipione?

- Nie wiem, gdzie on jest. Ocknąłem się niecałą godzinę temu na posadzce w tym miejscu. Niczego więcej nie pamiętam... Nawet to jak tu się dostałem... - zrobił pauzę jakby się nad czymś zastanawiał. - Niedaleko znalazłem ciało jakiegoś starego trupa... Na górze nikogo nie ma, więc zszedłem tutaj... I na szczęście spotkałem ciebie. Bradley... co tu się dzieje? - zadał pytanie głęboko podłamany.

A skąd ja mam do chuja pana wiedzieć co tu się wyprawia?! Czy to że jestem pieprzonym szczurem nie oznacza, że wszystko wiem. Jakbym na czole miał plakietke Informacja Turystyczna Sorte Kirke... - pomyślał zdenerwowany. Oczywiście wolał nie ryzykować tak swobodnego przelewania myśli na słowa:

- Będę szczery signore Gustavo. Nie mam najmniejszego pojęcia co tu sie dzieje. Jakby to powiedzieć... Takie okultystyczne historie to nie moja działka. Ale domyślam się czemu nie pamietasz ostanich (tu Braldey wstawi przybliżony czas: kwadrans, godzine czy czas od momentu jak weszli do Sorte i Gustavo zostal przejety przez cos). Nie wiem czy będzie się to panu podobać...

Gustavi zacisnął zeby, a grymas na twarzy ukazywał wstyd. Szczur od razu zauważył, że jest mu głupio z powpdu tego co się stało. Giovanni trawił informacje przekazane od Brdley'a i w końcu przemówił:

- Brad... Ja kurwa prawie nic nie pamiętam!!! - krzyknał przerażony przyznająć się do swojej fatalnej sytuacji. - Nawet nie wiedziałem jak mam na imię. Ja pierdolę... Gustavo... Jestem Gustavo?!? Jedyne co kołacze się w mojej głowie, to obraz rosłego faceta o imieniu Scypion. Nie potrafię odpędzić myśli od tego imienia i prawie jestem pewien, że nie był sam przychodząc do tego miejsca. Właściwie to tylko on jest w mojej głowie pośrodku kompletnej czerni i pustki. Wyglądasz jakoś znajomo, ale kompletnie nie mogę przypomnieć sobie żadnego innego imienia. Nawet twojego nie kojarzę, ale jestem pewien że cię już widziałem... Kulejesz jak ktoś znajomy... Wiesz kim jest Scypion i co ja tu robię? - zadał pytanie mając iskrę nadzieji w oku.

Przez bardzo krótką chwilę Nosferatu myślał, że nekromanta robi sobie jaja, bo już kilkukrotnie rozponznał w przeciągu kilku chwil nazwał szczura z imienia i nazwiska, ale przerażenie w rozmówcy uświadomiło mu, że ego Gustavo chyba odpływało w odmęt szaleństwa:

To chyba przypadek dla Świra raczej... Pogiął kolesia nadmiar wrażeń jak nic. Lepsze to, niż jakby to była kolejna ułuda, próbująca nas wyruchać w kakao bez wazeliny...

- Tak jestes Gustavo z całą pewnością. Przyszedłeś tu z signore Scipione i Oskarem. Pamiętasz?

- Niczego nie pamiętam... Gdzie jestem, kim jestem, żadnych imion, nazw... Jakby wszystko zostało wessane w jakąś pieprzona czarną dziurę bez dna... Kim jest Scypion i dlaczego tylko jego pamietam? Na pewno jest kimś ważnym dla mnie, czuję to...

- Scipione nazywał cię swoim bratem, ale podobno w klanie Giovanni wszyscy są blisko...

- Giovanni... Coś sobie przypominam... Mówiłeś że wiesz, co mi się przytrafiło. Opowiedz mi o tym.

- No więc zaczęło się od tego, że ten fagas hrabia Algol, podjudził Scipione do ataku na nas. Szczęściem klan Giovanii ma łby na karkach i udało mi się wyjaśnić całe nieporozumienie z signiore Scipione. - Bradley na znak, że mówi prawdę, pokazał rozmówcy pistoletowy nabój, jaki dostał od bossa Giovannich.

Potem opowiedział zwięźle wydarzenia od ataku spektr, po wejście wszystkich do Sorte i o makabryczną rolę jaką odegrał Gustavo Giovanni. Nekromanta słuchał uważnie i starał się przykryć panikę jaka czaiła się za oczami nieumarłego. Gdy wszystko było powiedziane, Włoch zaproponował:

- To mnie przerasta. Muszę opuscić to miejsce, jak najszybciej. Odprowdzisz mnie do wyjścia?

- W zasadzie to tam sie kierujemy... - przyznał nie kłamiąc Westwood. Sam miał dość koszmaru tego miejsca i nie miał samemu zamiaru skończyć tu jako wariat, albo co gorsza jako wysuszony przez moce Czarnego Kościoła z krwi korpus.
Post pisany wspólnie z MG.
Obecni: Piękny Bradley, Śpiąca królewna Karen, przyczjaony tygrys Kapitan Glaktyka i pokonany przez PTSD Gustavo Giovanni.
Spoiler!
Test Kłamstwa gdy Bradley wyjaśnia co się stało Karen ST: 6 - 1 za przestraszonego Gustavo = 5. Wypada 5 sukcesów. Jesteś nie tylko wiarygodny, ale także wydajesz się osobą godną zaufania.

TEST odczytu na kłamstwo, gdy Westwood stara się zorientować, czy Gustavo, to naprawdę Gustavo: Spryt + Przebiegłość ST:7 (masz więcej kości niż Percepcja + Empatia, która daje podobne informacje, ale inaczej je zdobywasz. Wybrałeś poprzez Przebiegłość.) 3 sukcesy. Wydedukujesz, że Gustavo nie kłamie, musi być inteligentny i dość sprytny. To właśnie dlatego zapamiętał imie Bradley'a na poczatku rozmowy i się nim posługiwał. Chciał ukryć swoja kondycję psychiczną.

Fobetor
Reactions:
Posty: 106
Rejestracja: 24 marca 2016, 11:03

Post autor: Fobetor » 24 stycznia 2019, 16:55

[center]Katakumby pod Sorte Kirke, Blisko wyjścia do nawy głównej. Po Północy 14 maj 1996[/center]

Kapitan Galaktyka uczynił tak jak mu zasugerował Deadpool. Słuchał z spokojem każdego słowa, również pilnując by nikt go nie zaatakował znienacka. Korytarze kryły mnóstwo sekretów a w tym momencie zaczął pojmować, że odkrył kolejny z nich. Zaczął dodawać dwa do dwóch w momencie, w którym zagubił się w niebezpiecznych labiryntach tego przeklętego miejsca.

To kolejna rzecz, która upewnia mnie, że zostałem zaatakowany przez Venoma.

W głowie jednak zahuczał mu inny głos, który postanowił wtrącić się do całej dywagacji myśli.

- Tak, to w istocie ciekawe. Ten, z którym wtedy walczyłeś mógł opuścić ciało Samuela i wrócić do swojego ciała. Cóż walka z Venomem nie należała do najprzyjemniejszych.

- Co?! co robisz w mojej głowie Luthor?! Wynoś się!

- Jesteśmy związani bracie na dobre i złe chwile. Będę twoim sumieniem. -Głos w głowie roześmiał się.

- No nie żartuj sobie!

- To może jakimś głosem rozsądku, który nas nie zabije nie chce umierać drugi raz.

- No niemów mi, że ci na mnie zależy.

- Niespecjalnie, ale krążę w twoich żyłach i masz moją super moc. Zaakceptuj to i swoją naturę. A teraz skup się. Ten typ był opętany przez Venoma przez pół nocy. Mógł mu coś zaaplikować do jego głowy zważywszy, że wygląda na to, iż sporo mu z pamięci usunął. Poszukaj w nim coś póki tamten mu opowiada historyjkę, szukaj głęboko. Wygląda na to że tamten dureń będzie chciał mu pomóc się stąd wydostać. Nie chcesz brać z sobą kreta. W końcu historia może się powtórzyć.

- Nie znoszę cię, ale masz rację.

- Tak, wykorzystaj naszą moc, sprawdź go!

- Tylko siedź cicho

Dobra, Nadwrażliwość 4, Czytanie myśli szukam głęboko w czaszce Giovaniego. Wydaje punkt SW. Nie zdejmuje z siebie niewidoczności.
Obecni: Bradley, Śpiąca królewna Karen, ukryty Kapitan Galaktyka i wykorzystany przez Venoma Gustavo Giovanni.

Mystic
Reactions:
Posty: 155
Rejestracja: 31 stycznia 2016, 16:36

Post autor: Mystic » 28 stycznia 2019, 11:25

[center]Kaplica pod Sorte Kirke, Po Północy 14 maj 1996[/center]

Jak szybko potrafił przeniósł hrabiego na bezpieczny dystans. Teraz danie główne. Podniecenie mieszało się z obawą przed nieznanym. W mgnieniu oka obrócił się i stanął twarzą do kamiennego monstrum, mierząc je wzrokiem. Po raz pierwszy dobył sztyletu, którego użyczył mu hrabia. Sekundy płynęły gęsto niczym smoła, gdy delektował się chwilą stapiania się w jedność z ostrzem.

Ściskając rękojeść czuł głód i drapieżność drzemiącą w broni. W swym wnętrzu zaś kłębiącą się furię i chęć działania. Wystrzelił niczym z procy, a obraz rozmył się na krawędziach widoku, wypełniając się szkarłatem.

Czas zdążył ukruszyć raptem ułamki sekund z monumentu wieczności, gdy Brujah dobył celu i z furią zatopił klingę w kamiennym ciele stwora. Odpowiedziało mu nieludzkie wycie. Zripostował kolejnym potężnym pchnięciem żelaza w osłaniające bestię skrzydła. Do... syta... - wycedził przez zęby. Odsunął się i przez tą krótką chwilę podziwiał swe dzieło zniszczenia. Odpadające skrzydło ujawniło zmaltretowaną postać Clausa nadal spoczywającą w objęciach stwora.

...i w okamgnieniu ciało Gangrela, z lekkością szmacianej lalki, poczęło lecieć w kierunku Brujaha. Sgu! - zdążył jedynie zakląć i poczuł tępe uderzenie bezwładną masą. Stracił równowagę i paskudnie wyłożył się jak długi. Powaga sytuacji stanęła przed nim w całej swej trzymetrowej, kamiennej okazałości.

Przejebane - zdążyło przemknąć przez umysł Krzykacza. Na więcej nie starczyło czasu, bo oto spadł na niego kolejny atak kamiennych szczęk bestii. Kły przebiły jego skórę, a potwór począł spijać drogocenną vitae. Brujah poczuł jak odpływają z niego ostatnie siły. Wysiłkiem swej woli odrzucił błogą przyjemność, jaka oferowało zanurzenie się w ekstazie.

Jeszcze chwila i polegnie. Jeszcze chwila i monstrum uczyni go pustą wydmuszką albo rozmaże po posadzce. Martwe ciało, podwójnie już wyzute z życia, przestało praktycznie reagować na jakiekolwiek komendy. NIE. Zebrał całą swoją siłę woli, zmusił każdy nerw i każde włókno w jego ciele, i desperacko natarł ponownie.

- Wchodzę va banque, kurwo - wykrzyczał. Ostrze z pasją zanurzyło się w klatce piersiowej stwora. Czarna krew poczęła lać się wokół na posadzkę. Kolejny cios, niczym nóż w masło, zanurzył się w miejscu, gdzie winno spoczywać serce bestii. Cal za calem penetrował pierś stwora, karmiąc głód ostrza i siejąc zniszczenie. Wtem magii stało się zadość i gdy metal dobył serca monstrum, to obróciło się w stertę gruzu i pyłu.

Zdruzgotany i wycieńczony Morten opadł na kamienną podłogę, utrzymując jednak oręż w dłoni. Z zaciętym wyrazem twarzy patrzył w punkt w przestrzeni, a jedyne co go wypełniało to potworny ryk bólu. Nie zawiódł.
Obecni: Algol, Morten, Claus i Isabel pod wpływem Rötschreck'u po za kaplicą.
"Kors i roven" - bo czemu by nie obrazi? kogo? jednocze?nie profanuj?c krzy?? - Morten Madsen

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 28 stycznia 2019, 14:21

[center]Kaplica pod Sorte Kirke, Po Północy 14 maj 1996[/center]
- Cóż za marnotrawstwo starej krwi... - mruknął czarownik, do siebie raczej, niż do kogokolwiek, spoglądając na piętrzącą się na posadzce kupę gruzu, która przed chwilą jeszcze była Gargoylem. To musiał być dobry rocznik... Skrzywił się lekko, trącając stopą najbliższy odłamek skalny.

Po chwili jednak jęki rannych zdecydowanie poprawiły mu humor i hrabia uśmiechnął się szeroko. Chowając pieczęć i serce, do przewieszonej przez ramię torby, odwrócił się do ku leżącym na posadzce wojownikom Camarilli.

- Nie brońcie się przed cierpieniem - poradził im z dziwnym błyskiem w oku, który nadawał jego twarzy niepokojąco nawiedzony wyraz. - To jest właśnie sens, cel i ścieżka waszej egzystencji. Jedynie ból może oczyść was ze słabości właściwej waszej Krwi. Nie odpychajcie go więc, przyjmijcie go do siebie, otwórzcie przed nim serce... Ach, jakże wspaniałe musi być to doświadczenie, smakować ten szkarłatny krzyk poszarpanej skóry, ścięgien i mięśni... - musiał przyznać, że nieco im zazdrości.

- Nasza wyprawa może być dla was niezmiernie pouczająca - kontynuował, wpatrując się niemal hipnotycznie w spływającą na posadzkę krew. - Tutaj, w tym zbezczeszczonym miejscu... Uwolnionym nareszcie od klątwy fałszywego boga możecie dostąpić objawienia, jakim jest cierpienie. Uwolnijcie krzyki, nie wstydźcie się własnej cielesności... - podniósł głowę, obdarzając ich mocno maniakalnym uśmiechem. - Jedynie płomień agonii zdolny jest przekształcić waszą słabość w siłę. Nie ulegajcie więc pokusie człowieczeństwa, która nakazuje uciec od bólu i zaleczyć rany. Pozwólcie sobie odnaleźć ekstazę w tym doświadczeniu. Mógłbym was poprowadzić... Jest jeszcze tyle rodzajów cierpienia, których z pewnością nie znacie...
Algol najwyraźniej jest w swoim żywiole, czując powołanie do ukazania Kainitom drogi zbawienia poprzez cierpienie. Nie kryje fascynacji jaką budzą w nim obrażenia Gangrela i Bruha.
Obecni: zajarany sytuacją Algol, cierpiący Morten, zbolały Claus i Isabel pod wpływem Rötschreck'u po za kaplicą.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

zmarly
Reactions:
Posty: 239
Rejestracja: 10 maja 2015, 20:56

Post autor: zmarly » 03 lutego 2019, 08:19

[center]Kaplica pod Sorte Kirke, Po Północy 14 maj 1996[/center]


Obrażenia Gangrela były znacznie poważniejsze, niż początkowo przypuszczał. Przeszywający ból pojawiający się przy każdym, najmniejszym nawet ruchu zbierał swoje żniwo, zaś dziura w miejscu szyi zionęła złowieszczo, choć nie krwawiła, jak miało by to miejsce w przypadku śmiertelnych. Nie wróżyło to jednak nic dobrego. Z sykiem na ustach usiadł, zdjął plecak i zaczął go przeszukiwać w poszukiwaniu cennej vitae, nie było potem innego sposobu na wyjście z tej sytuacji. W końcu wyjął plastykowy woreczek , oderwał końcówkę przewodu i zaczął łapczywie pić niczym sok z kartonika. W międzyczasie do jego uszu doleciały słowa:

- Nie brońcie się przed cierpieniem. Ach, jakże wspaniałe musi być to doświadczenie, smakować ten szkarłatny krzyk poszarpanej skóry... - Co ten staruch pierdoli, zareagował w myślach Claus i przestał słuchać dalej starego dziwaka skupiając się jednocześnie na analizie sytuacji.

Jak uczniak, kurwa, jak uczniak..., skarcił sam siebie. Co prawda wszyscy przetrwali, niemniej straty były zbyt duże, co ostatecznie mocno uszczupliło zapasy krwi. Obwiniał się za to. Sam nie do końca mógł uwierzyć w to, co zrobił. I niespecjalnie tłumaczył go fakt, że nigdy wcześniej takiego stwora nie widział. w każdym razie trzeba z tego wyciągnąć wnioski na przyszłość, gdy rana na szyi się zasklepiała. Nadal nie wyglądało to dobrze, ale już nie tak tragicznie jak na początku, choć zajęło to dłuższą chwilę. Do uszu Dzikusa doleciały ostatnie słowa wypowiedzi Algola, gdy zareagował:

- Cierpienie cierpieniem, ale dokąd teraz, hrabio? Noc coraz krótsza, a zdaje się, że jeszcze nie skończyliśmy tutaj naszego zadania... A właśnie, gdzie nasza Artystka?
Spoiler!
Wypijam 5j krwi z woreczków i od razu spalam je na zregenerowanie 1 Obrażenia Prawdziwego, z tego co rozmawiałem z Mau, zostają mi jeszcze 2j na zaś. Obuchowe zregeneruję w trakcie dalszej wędrówki. Ponawiam pytanie o ilość kołków, które udało mi się zabrać, by potem nie było niespodzianki i szukania.
Claus wypija krew z plecaka regenerując jednocześnie część obrażeń
Obecni:Algol, Isabel, Morten, obolały Claus
---

If history is to change, let it change! If the world is to be destroyed, so be it! If my fate is to be destroyed... I must simply laugh.

Mystic
Reactions:
Posty: 155
Rejestracja: 31 stycznia 2016, 16:36

Post autor: Mystic » 04 lutego 2019, 11:22

[center]Kaplica pod Sorte Kirke, Po Północy 14 maj 1996[/center]

- C-c-cooo?! - wydusił z siebie schrypiałym głosem. Obraz rozmywał się przed jego oczami, a ból pulsował w całym ciele. Ostatkiem sił starał się utrzymać świadomość. I nie oszaleć do końca. Ten wariat pastwi się nad nami! - pomyślał. Czuł się niczym zwierz na uwięzi.

Cholerny sadysta. - zaklął w myślach.

Gdyby miał siłę, to wkurwiłby się. A w swoim stanie, myślał tylko jak zdobyć krew i odpocząć przez moment, i... nabrać sił. Tymczasem hrabia kontynuował swoją tyradę...

- Krwi, dajcie mi krwi! - powiedział. Chciał wstać by wyglądać godnie. Dyskusja z poziomu kolan nie była jego ulubionym zajęciem, jednak ból przypomniał, że nie czas na takie fanaberie.

- Czy hrabia sądzi, że to najlepszy czas na tego typu pogadanki?
Obecni: zajarany sytuacją Algol, cierpiący Morten, zbolały Claus i Isabel (poza kaplicą).
Ostatnio zmieniony 04 lutego 2019, 18:21 przez Mystic, łącznie zmieniany 1 raz.
"Kors i roven" - bo czemu by nie obrazi? kogo? jednocze?nie profanuj?c krzy?? - Morten Madsen

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 06 lutego 2019, 16:21

[center]Kaplica pod Sorte Kirke, Po Północy 14 maj 1996[/center]
- Oczywiście - Algol uśmiechnął się drapieżnie. - Jaki moment na swą osobistą iluminację, znajdujesz lepszym, niż ten w którym doświadczasz misterium cierpienia? A czyż głód nie jest tylko jego kolejnym odcieniem?

Pastwił się, oczywiście, że się pastwił. Z drugiej strony jednak nie mógł pozostawić ich w takim momencie na pastwę ignorancji. Gdzieś tam miał także nadzieję, iż któryś nie wytrzyma i podda się bestii... A to byłoby szybkie, destruktywne i oczywiście, ekstatycznie bolesne... W tym stanie raczej nie miałby z nimi trudności, choć może któryś zdołałby go zranić...? Cóż, musiał przyznać, że hedonizm zawsze był jego słabością. I nawet teraz, w czasie tak istotnej misji nie mógł się powstrzymać, by nie wbić kilku kolejnych cierni...

Pytanie Clausa na temat Torreadorki zignorował zupełnie. Jej przerażenie z pewnością było słodkie, ale nie było jej tutaj, by mógł się nim nacieszyć. Cóż więc mogła go obchodzić? Nie podobało mu się jednak, że Dzikus najwyraźniej go ignoruje. Nie przywykł do tego. I nie zamierzał na to pozwalać.

- Nie sądzę, abyśmy musieli się gdziekolwiek spieszyć, panie Claus - uśmiechnął się zimno, stając nad Gangrelem i spoglądając na niego z góry. - Kto jak kto, lecz pan, zdawałoby się, powinien docenić wartość cierpienia. Zarówno jako wojownik jak i medyk. A jednak, wydaje się, iż nie poświęca pan mu drugiej myśli... Cóż, to ogromny błąd. Ból bowiem nie zniknie tylko dlatego, że zapominamy o nim, lecz pozostaje w nas dopóki nie przetransformuje nas w swój własny sposób. Czymże więc innym jest zabijanie i uzdrawianie, jeśli nie obdarowywaniem innych wspaniałą możliwością przemiany? Doprawdy, wydaje mi się, że powinien pan spędzić nieco czasu, na przemyśleniu tych spraw. Zwłaszcza teraz gdy może pan odczuć tak wyraźnie, o czym mówię...
MG: poproszę o testy Charyzmy na zrobienie odpowiedniego wrażenia.
Obecni: zajarany sytuacją Algol, cierpiący Morten, zbolały Claus i Isabel pod wpływem Rötschreck'u poza kaplicą.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

zmarly
Reactions:
Posty: 239
Rejestracja: 10 maja 2015, 20:56

Post autor: zmarly » 17 lutego 2019, 21:20

[center]Kaplica pod Sorte Kirke, Po Północy 14 maj 1996[/center]

Claus słuchając monologu Algola zaczynał się coraz bardziej zastanawiać, czy aby na pewno jest on zdrowy na psychice. A i tak robił to w przerwach na syczenie z bólu.

Jak by na to nie patrzeć, sytuacja prezentowała się dość kiepsko. Do Gangrela docierało, iż popełnił dość paskudny w skutkach błąd, choć nie chciał tego przyznać głośno. Ból, który tylko częściowo malał pod wpływem spożywanej krwi ciągle dawał o sobie znać, a jak się okazało, Brujah też nie był w najlepszej kondycji. A do tego ten cholerny staruch ze swym pierdoleniem!, myślał. Jego gadanina tylko potęgowała frustrację całej tej sytuacji.

Zraniony niczym zwierz w potrzasku i skazany na towarzystwo obcych mu przecież osób, odezwał się w końcu:

- O bólu wiem całkiem sporo, hrabio, lecz w żadnym wypadku nie uważam go za przyjemność. Jeśli uważa pan inaczej, to cóż, nie potrafię panu pomóc - to mówiąc, usta wykrzywił delikatny grymas złośliwego uśmiechu. - Poza tym co daje panu tę pewność, że nigdzie się nie spieszymy? Jeśli będziemy mieć pecha, to nasza mała Toreadorka może za chwilę wpaść na inną koterię bądź zostać zjedzona przez któregoś z mieszkańców Sorte Kirke. Skoro tak pan ceni piękno, to cz naprawdę nie szkoda tak po prostu pozostawić Isabel ślepemu losowi? Niech on już skończy, tylko przypomina mi o bólu cholerny dziad..., dodał w myślach sam do siebie, po czym odwrócił się i powiedział do Krzykacza:

- Morten, jeśli ci to pomoże to mam jeszcze 2 woreczki z krwią. Dasz sobie radę czy potrzebujesz? Oczywiście to nasze ostatnie zapasy jeśli nikt nie ma nic więcej.
Obecni: Dziwnie pobudzony Algol, gdzieś biegająca Isabel oraz cierpiący Morten i Claus
Ostatnio zmieniony 18 marca 2019, 22:35 przez zmarly, łącznie zmieniany 1 raz.
---

If history is to change, let it change! If the world is to be destroyed, so be it! If my fate is to be destroyed... I must simply laugh.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 25 lutego 2019, 18:31

[center]Kaplica pod Sorte Kirke, Po Północy 14 maj 1996[/center]
- Pozwoliłem sobie zauważyć, iż nie spieszymy się, ponieważ ze stanu ran waszych wnoszę, iż spędzimy nieco czasu w tym uroczym miejscu, nim zdołacie wstać - zauważył czarownik z niewinnym uśmiechem, wspierając się obiema rękami na lasce.

- Jeśli zaś idzie o Izabelę, to cóż, piękno jest tym cenniejsze, iż ulotne, czyż nie? Miałem tutaj co prawda nieco inne plany, lecz cóż... - westchnął. - Nie można mieć wszystkiego.

- W każdym razie, panie Claus, muszę powiedzieć, że znajduję pańskie podejście do cierpienia nieco rozczarowującym, nieprawdaż?

Westchnął głęboko, jakby dając upust prawdziwej boleści ducha.

- Prawdaż, prawdaż... - odpowiedział sobie zresztą sam po chwili, potrząsając głową z zadumie. - No nic, mam nadzieję, że obecne okoliczności otworzą panu oczy na inne możliwości przeżywania bólu. Dlaczego bowiem miałby on być czymś negatywnym? To taka przykra perspektywa... Trochę ponura nawet, rzekłbym... W każdym razie cieszę się, iż może pan teraz poświęcić nieco czasu na zrewidowanie swych poglądów - uśmiechnął się promiennie, jak gdyby zachwalał zalety rzadkiego gatunku wina. - Co oczywiście także dotyczy i pana, panie Morten.

- Gdybyście panowie potrzebowali przewodnika po tym ciernistym labiryncie, polecam się uniżenie - dodał jeszcze. - A co do naszej małej Izabeli... Kto wie, kto wie... Może i ona pozna rozkosze, o których tu rozmawiamy?

Po czym odwrócił się i skierował w głąb kaplicy, pragnąc przyjrzeć się bliżej architekturze ołtarza i znajdującym się na niej przedmiotom.
Korzystając z chwili przeszukuję ołtarz i jego okolice.
Obecni: radosny Algol, gdzieś biegająca Isabel oraz nadal cierpiący Morten i Claus
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

ODPOWIEDZ