PBF - Bournemouth after Midnight

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 21 stycznia 2016, 23:53

Bournemouth, Spearmint Rhino; 26/11/2014 około 06:20

Ochrona patrzyła na mężczyznę próbujacego wytrzeć zakrwawione rece.

-Spokojnie, nie bede stawial oporu... Chcialbym tylko umyc rece jesli można... - poprosił. Ochroniarze popatrzyli sie na siebie niezdecydowani, ale po chwili jeden skinal głową i rzucił ostrzegająco:

-Ok. Aler musimy cie przeszukać. I bez żadnych sztuczek, bo...

-Rozumiem, nie jestem głupcem. - mężczyzna uniósł ręce i pozwolił się przeszukać. Nie miał broni, więc ochrona dała mu spokój. Dmuchali na zimne.

Odeskortowany do najbliższej łazienki, wampir wszedł do środka zostawiając wpółotwarte drzwi. Ludzie Xaviera mieli go oku. Widzieli jak odkręcił kran i czekał aż lecąca woda przestanie być lodowato zimna, potem powoli umył ręce z krwi jakby ciesząc się długą chwilą, gdy przyjemnie ciepła woda opływała zimne, martwe dłonie.

Spokojnym krokiem podszedł du eleganckiej, srebrnej tacy z misternie ułożonymi, śnienżnobiałymi ręcznikami. Wytarł ręce i zadzwonił. Numer był zajęty i włączyła się poczta. Wampir przechadzając się powoli od umywalek do kabin zostawił wiadomość. Ochrona wciąż patrzyła się na wampira ponaglająco karcąc wzrokiem. Wampir zrobił przepraszającą minę i pokazał znacząco na zegarek, uchylil drzwi do kabiny znikając na moment obserwatorom. Słyszeli jak usiadł na muszli. Ochroniarze nie rozluźnili się. Jeden przesunął się nieznacznie, ale nie wzbudziło to uwago żadnego z nich. Dopiero kilkanaście sekund później wyszczekało radio po długiej chwili głosem operatora kamer:

-Na co czekacie? Za nim!

Skonfudowani mężczyźni spojrzeli po sobie. Jeden z nich pędem wpadł do środka i zajrzał do kabiny. Obcego już tam nie było.

-Uciekł! - wrzasnął.

-Przecież minął was w drzwiach debile. Jak mogliście nie zauważyć?! - skarcił głos operatora kamer: - Jest w salonie, przy trupie!

Ochroniarze niedowierzając rzucili sie korytarzem do salonu. Operator pokierował ich dalej:

-Wszedł do gabinetu i zniknął w martwym polu.

Wpadli tam chwilę później. W salonie nie było żywej duszy. Stanęli jak wryci. Któryś nie wytrzymał:

-Jaja sobie robisz?! Tu nikogo nie ma! Przecież nie zniknął!

Zaczęła się gorączkowa kłótnia, o to co się właśnie zdarzyło, lub co się nie wydarzyło, a potem następna o to, kto to wszystko jakoś wyjaśni szefowi...

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 23 stycznia 2016, 18:58

Bournemouth, Przed Schronieniem Koroviewa; 26/11/2014 około 06:25

Price słysząc wieści od Niny, tylko wsiadł bez słowa do auta i wyciągnął telefon. Gdy tylko skończył rozmawiać, szef ochrony klubu wziął z sejfu grupy plik pięćdziesięciofuntówek i pudełko sztonów z kasyna. Chwilę później rozmawiał już z najstarszym stopniem strażakiem, którego mógł znaleźć przed klubem. Rozmowa była początkowo gorączkowa, ale po chwili obaj mężczyźni odeszli kawałek. Żadna kamera nie mogła uchwycić, jak pudełko pełne sztonów przeszło z ręki do ręki i zniknęło pod odblaskową kurtką strażaka. Mężczyzna rzucił coś przez radio i machnął na swoich ludzi. Zaczęli się zbierać bez słowa. Nie mieli siły komentować niczego. Byli potwornie zmęczeni po swojej ostatniej zmianie, a nic nie wskazywało, żeby udało im się skończyć dziś o czasie.

Xavier wyciągnął smartfon. Na wyświetlaczu właśnie pojawiła się informacja, która początkowo nieco go zaskoczyła, ale szybko znalazł na nią logiczne wytłumaczenie. Przesunął palcami po ekranie i uśmiechnął się.

Potem smartfon zadzwonił. Xavier nie mógł ziignorować tego połączenia.
Ciąg dalszy wkrótce. Żeśmy pogadali z Lighstormem, ale nie udało nam się omówić bieżących spraw w BaM:o Tylko ploty ploty i ploty;) swędzą Cie uszy Suriel?;)

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 27 stycznia 2016, 15:25

Bournemouth; 26/11/2014 około 06:30

Thomas schodził wąskimi schodami tak szybko jak to było tylko możliwe. Wiedział, że jest tu już bezpieczny. Teraz jedynie Xavier mógłby tu za nim wejść. I ewentualnie nie dający znaku życia Achile, który też dysponował kartą dostępu. Wszedł w końcu do samotni Ventrue. Telefon zadzwonił z numeru jakiego nigdy nie widział. Po chwili wachania odebrał go, a słysząc szargający angielszczyzną akcent uśmiechnął się:

-Tak Kemes, chyba możesz mi pomóc...

Przeszedł przez pomieszczenie kierując się ku wyjściu z krypty. Szybko przesunął kartą Koroviewa po elektronicznym czytniku ale ku jego zgrozie malutka dioda led pozostawała czerwona.

Tremere zaklął cicho zdając sobie sprawę, że został uwięziony w krypcie. Domyślał się, że właściciel zablokował karty. Nie mógł się jednak poddać. Spojrzał na zamek. Nie wyglądało to różowo. Potrzebowałby sprzętu i całych godzin, żeby rozpruć taki zamek, a brakowało mu i jednego, i drugiego. Zaszedł już tak daleko, że nie mógł się poddać. Nie mogły go zatrzymać drzwi sejfu. Tremere zamknął oczy, przyłożył dłoń do zimnej stali wrót i skupił się.

Na jego czole wykwitł krwisty pot, ale w pewnym momencie, słuch wyczulony do nadludzkiego poziomu usłyszał charakterystyczne kliknięcie zamka. Nie odetchnął, był przecież martwy. Droga do wolności stała dla niego otworem. Wiedział, że z pewnością uruchomił alarm i Price jeśli wciąż żył to musiał domyślać się, że sforsowano zabezpieczenia. Zamknął za sobą wrota i popędził korytarzem ku wyjściu. Miał już bardzo niewiele czasu do świtu.

Wskoczył do stojącego przy krawężniku auta. Mężczyzna o śniadej cerze odwrócił się i przemówił angielszczyzną o koszmarnym akcencie:

-Witaj panie, bardzo się ciesze...

Tremere przerwał mu w mało wyrafinowany sposób:

-Jedź! Też się cieszę, ale teraz jedź pod ten adres. Szybko!

Kemes ruszył z piskiem opon biorąc sobie do serca polecenie swoego pana i nie zamierzał zbytnio przejmować się angielskimi przepisami dotyczącymi prędkości maksymalnej w terenie zabudowanym. Albo może w po prostu ich nie znał. Solomon wiele słyszał o wolnoamerykance na egipskich drogach i zważywszy na okoliczności w jakich jechał jednym autem z Kemesem niespecjalnie miał za złe, że ghul prowadzi na krawędzi ryzyka. Tremere miał ważniejsze sprawy na głowie niż przejmowanie niebezpieczną jazdą Kemesa. Wpisał w telefon krótką wiadomość tekstową. Potem zaczął wybierać numery jakie tylko pamiętał lub które znajdwywał w telefonie. Byli to Tremere jakich znał i jakich numery posiadał. Kainici, z których część była mu bardziej lub mniej przychylna. Najistotniejsze, że miał pewność, że ktoś listy uprzejmie powiadomi tych, z którymi Czarna Matka nie darzyła się jakąkolwiek sympatią. W końcu puścił wiadomość w eter...

***Elza przeszła na stronę Goratrixa. Ślę do każdego, bo nie dożyję zmierzchu. Tomas Steinbach***

Sprawdził jeszcze szybko na jakie numery dzowniła Elza ostatnio, ale ku swemu rozczarowaniu nie znalazł tam nikogo innego poza martwymi ponad wszelką pewność ochroniarzami. Potem wyłączył telefon. Kemes dojechał na miejsce. Langer poinstruował sługę, co ma zrović dalej i oddalił się. Zaczynał się już robić coraz bardziej śpiący...
Langerowi pomimo przeciwności udaje się zbiec z kryjówki Xaviera.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 07 lutego 2016, 15:37

Bournemouth, Przed Schronieniem Koroviewa; 26/11/2014 około 06:25

- Witaj Xavierze, Langer zostawił mi bardzo niepokojącą informacje o tym ze możesz być czyimś wpływem? - Głos Vallo w słuchawce był wyzbyty emocji. Ale Xavier podświadomie czuł, że primogen nie może pozwolić sobie na żadne ryzyko. Stawka jaka została rzucona na barki Price'a była wysoka.

- Zanim przystąpiłem do przesłuchania, musiałem zapolować. Pech chciał, że ofiary były pod wpływem Ecstazy, co trochę skomplikowało sytuację. Jednak dotrzymałem słowa i wykonałem zadanie. Podczas przesłuchania zostałem zaatakowany przez Elzę, straciłem mnóstwo krwi, którą po prostu wchłonęła. Udałem, że zemdlałem... Thomas bez słowa wyszedł z pokoju w obawie o swoje bezpieczeństwo. Zostawił mnie tam bezbronnego z Elzą. Gdy powiedziała mu, żeby przyprowadził żywicieli, sugestywnie spojrzał na moje ciało, dając jej do zrozumienia, że może dokończyć posiłek... Gdy wyszedł wstałem i przedstawiłem swoją propozycję. Wtedy powiedziała mi o celach Thomasa. Mam nagraną rozmowę... I tutaj pojawił się kolejny problem. Thomas włamał się do mojej domeny, gdzie moi ludzie wyraźnie kazali mu zostać w klubie do wyjaśnienia sprawy. Nie wiem czego tam naprawdę szukał, ale wiem że dostał się do mojego prywatnego schronienia. Mam nagrania video potwierdzające jego obecność i działania neutralizujące zabezpieczenia. Jeżeli on należy do Sabatu, to nie przeżyję następnych nocy. On wie o mnie bardzo dużo...

Xavier był sam zdenerwowany. Nie wiedział, co się działo z koterią. Achile zniknął bez śladu. Thomas grał w swoją niezrozumiałą grę, być może był wtyczką Sabatu. Jedynie zakołkowany Malkavian był w tym momencie przewidywalny. Ten brak stabilności, palącego się pod nogami gruntu powodował zrozumiały stres Ventrue. I jeszcze zadanie Vallo...

- To wszystko jest bardzo niepokojące. Szczególnie w kontekście najbliższych godzin. Jeszcze raz zapytam Xavierze, czy akcja za dnia jest wciaz bezpieczna? Czy powiedzialeś Thomasowi cokolwiek o tym?

- Wykonam zadanie jaki mi zleciłeś. Thomas o tym nic nie wie, tak jak nie wie o Justycjariuszu.

- Skup sie na zadaniu zatem. Moi ghule zajmia sie wytropieniem Steinbacha. Niezaleznie od tego czy to wszystko jest prawda czy klamstwem, musi zostac sprawdzone. Masz jakies bezpieczne schronienie?

- Tak, mam. Nie będę spał w Rhino.

Vallo pożegnał się i rozłączył. A Price ułożył się do snu w firmowym vanie. Dzień mógł być dziś bardzo krótki. Miał wiele do zrobienia, a niewykluczone, że nad jego głową mogło czaić się spore niebezpieczeństwo.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 07 lutego 2016, 16:26

Bournemouth, Lansdowne Rd; 26/11/2014 10:50

- ...vier... Xa... Xavier...

Szarpanie za rękaw powoli wyrywało Ventrue z głębokiego snu. Price powoli otworzył cięzkie jak stal powieki i przetarł piekące oczy. Głowa bolała go śmiertelnie, przywołując dalekie wspomnienie uczucia kaca. Zaczynał widzieć coraz ostrzej. W pierwszym momencie był całkowicie zdezorientowany i przez myśl przeszło mu nawet, że został schwytany przez zauszników Tomasa. Ale to była Nina.

- Co się... - steknął ciężko, ledwo rozpoznając swój ochrypły głos: - Która godzina?

- Kazałeś się obudzić. Dochodzi jedenasta rano...

- Pogoda?

- Pochmurno.

Price kiwnął głową zadowolony. Przetarł jeszcze raz oczy i rozprostował się powoli. Sięgnął po telefon i od razu zadzwonił do Jacksona. Wymienił kilka zdań z ghulem. Starannie wyselekcjonowani przez Roba, gotowi na wszystko ludzie, czekali w pogotowiu w umówionym miejscu, wedle zyczenia wampira. Kainita pochwalił swego sługę, rozłączył się i zaraz po tym wybrał numer jaki przekazał mu Vallo.

- Oczekiwałem tego telefonu. Pańscy ludzie są gotowi? - głos w słuchawce zapytał bez zbędnych grzeczności. Xavier już słyszał gdzieś ten akcent i głos, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie.

- Możemy zaczynać za kilka minut.

- Moi ludzie są na pozycjach. Zaczynajcie kiedy będziecie gotowi. Przed wejściem jest dwóch strażników. Wyeliminuje ich jak pana ludzie tylko wkroczą na teren posesji. Powodzenia.

Price już wiedział. To był głos młodego Rundstedta, tego samego, który stał za "porwaniem" Vallo, tego samego którego spotkał w Szwajcarii. Zawahał się. Czy powinien zacząć akcję? Kiwnął głową. niezależnie od tego co tu robił Rundstedt, to rozkaz padł z ust Vallo. Xavier miał do tego stuprocentową pewność. To nie mógł być żaden sobowtór, żadna iluzja. Nikt, poza samym strategoi nie wiedział o prezencie. Price upewniał się z kim rozmawia...

Dał znak swoim ludziom...

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 09 lutego 2016, 15:28

Bournemouth, Lansdowne Rd; 26/11/2014 10:55

Grupka dobrze zbudowanych mężczyzn przeskoczyła płot przedszkola i ruszyła pewnym krokiem w stronę wejścia. Równocześnie dwóch strażników upadło na ziemie, znacząc ścianę bydynku tuż za nimi krwistym rozbryzgiem. Weszli do środka.

Xavier obserwował wszystko na monitorze w vanie, walcząc z wszechogarniającą potrzebą snu. Był spokojny, ale stopniowo wraz z upływem sekund i minut stawał się coraz bardziej niespokojny. Myśli kainity krążyły wokół jednego.

Czemu tak długo... Powinni już stamtąd wyjść...

W końcu zaniepokojony zapiął poły grubego płaszcza, założył skórzane rękawiczki i naciągnął na głowę duży kaptur. Ootworzył uchylił drzwi na zewnątrz. Gdy snop światła wdarł się do wnętrza towarowej części vana, cofnął się w pierwotnym lęku. Na zewnątrz było na szczęście bardzo pochmurno i Xavier przezwycięzył strach. Powoli wysiadł z auta mrużąc oczy tak jak człowiek stojący w pełnym słońcu. Nie pamiętał kiedy ostatnio stał na ulicy za dnia, ale i tak fala wspomnień z czasów przed swoim epitafum zalała Xaviera.

Szli razem trzymając się za ręce. Wokół nich słychać było skrzeczące głośno mewy, walczące między sobą zaciekle o resztki "fish & chips". Dzieciaki pluskające się w morskiej wodzie. ALe dla Price'a nie liczyło się nic. Był tylko on i Vivien. Promienie letniego słońca padały im twarze i grzały przyjemnie. Spoglądał w jej oczy co chwilę i widział tylko miłość...

Strugi deszczu lały się na niego, gdy pakował zakupy na parkingu supermarketu do bagażnika Range Rovera. Zamknął klapę i odsunął szybko wózek. skoczył do drzwi kierowcy i dostrzegł Vivien śmiejącą się z niego we wnętrzu auta. Za chwilę śmiali się razem, przecież wyglądał jak zmokła kura...

Wracał z Londynu autostradą M3. Zachodzące słońce zachodziło refleksami na przedniej szybie auta. Poprawił okulary przeciwsłoneczne i przyśpieszył. Zadzwoniła Vivien. Czekała z kolacją...



Wizje zniknęły, gdy poczuł piekący ból na twarzy. Potrafił to wytrzymać, ale wiedział, że czas jaki może spędzić na zewnątrz jest bardzo ograniczony. Zrobił kilka kroków w stronę przedszkola, ale dostrzegł jak ludzie Jacksona wybiegają z wnętrza budynku, a chwilę później jęzory ognia zaczynają ogarniać wnętrze pułąpki jaką stało się przedszkole.

Cofnął się z powrotem. Po pierwsze widział, że ludzie Jacksona nie zawiedli, a po drugie wolał schować się w mroku auta. Dostrzegł jeszcze jak kilku uzbrojonych w broń maszynową mężczyzn w brązowych czapeczkach bejsbolowych i takich kurtkach przemyka przez ulicę na teren posesji.

Zadzwonił do Jacksona:

- Dobra robota Jacskon. Muszę teraz porozmawiać z twoimi ludźmi... Tak jak najszybciej...

***

Był zmęczony, a oczy kleiły mu się bardzo. Ale na szczęście miał już wszystko za sobą. Mężczyźni, którzy byli w przedszkolu wrócili do swoich zajęć, jakby nigdy nic. Price zadbał o to, żeby wydarzenia dzisiejszego poranka nie zaprzątały im pamięci. Teraz sam usiadł w fotelu i zamknął oczy. Nawet nie wiedział kiedy zasnął...

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 10 lutego 2016, 15:42

Bournemouth; Southcote Rd; 26/11/2014 18:55

Tomas nie spodziewał się, że otworzy oczy po raz kolejny. Ostatni dzień jaki przespał był pasmem niekończących się, niespokojnych snów w których groteskowo powykrzywiane twarze Elzy, Xaviera, Rundstedta, Marcusa, Achile, Michaela i innych pochylały się nad nim i krzyczały coś niezrozumiale. Już nie śnił, choć rzeczywistość nie rysowała się w różowych kolorach. Wstał z wanny w starym mieszkaniu swojego byłego ghula i zajrzał do salonu. W fotelu drzemał Kemes w kapciach świętej pamięci Marka i jego szlafroku. Obudził się nagle jakby zdjęty szóstym zmysłem. Nerwowo wstał i zaczął szybko mówić po arabsku, by dopiero po chwili zorientować się, że jego pan nic nie rozumie z gadaniny. Z trudem zmienił język na angielski:

- Dobrze, że pan już wstać. Ktoś węszy za panem. Ja wiem, bo czasem sam tak szukał dla poprzedni pan. Było tu dwa ghule wcześniej, ale ich spławić bez problemu.
No właśnie. jaki plany ma na dziś Tomas? Milos proponował wcześniej spotaknie w Winchester Pub w centrum. Niemniej jednak w świetle podejrzeń Steinbacha, ten Tremere jest wtyką (zaczyna być podejrzliwy jak Price;)) Oczywiście Solomon nie ma pojęcia o tym co zaszło za dnia, ani jak dokładnie przebiegło spotkanie romantyczne te-a-te Xaviera z Elzą. Wie, że Ventrue żyje, podobnie jak Matka. A tu na dodatek miła wieść, że jest poszukiwany przez kogoś...

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 10 lutego 2016, 22:55

Bournemouth; Southcote Rd; 26/11/2014 dzień.

Thomas siedział na płycie grobowca należącego do Shelley, machał nogami jak mały chłopak którego zostawiono. Rozglądał się w koło ale był tylko czerń. Nagle usłyszał jakby ktoś butem zaczął wystukiwać rytm. Zapaliło się światło oświetlając wpierw Marcusa w białym jak śnieg garniturze. Miał w rękach swe skrzypce. Kiedy zaczynał grać światło rozprzestrzeniało się coraz szerzej wkoło niego oświtlając kolejne sylwetki i salę do tańca.

Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=UhHYQTK ... doHeJBbNs0

Była tam ubrana w elegancką krwistą suknię Elza, Xavier, Rundstedt, Achile, Michael... Tomas miał wrażenie dziwnej doniosłości tej chwili kiedy wszyscy zebrali się na parkiecie na raz. Wszystkie postacie były ubrane w wieczorowe stroje, no może za wyjątkiem Xawiera który był nagi, pochylony na czworakach. Za ubranie służyły mu jedynie pasy lateksowej skóry, w ustach miał knebel z czerwonej kulki a na szyi obrożę z łańcuchem, którego koniec trzymała Elza. Vallo stał obok, oddychał ciężko jakby się bardzo zmęczył w tańcu dosłownie przed chwilą. Ubranie miał w nieładzie w rękach dzierżył kawałek urwanego łańcucha.

Przystojny Achile podszedł do Elzy i eleganckim ruchem zaprosił damę do tańca. Zwarli się na raz jak kochankowie, ciało do ciała, czoło do czoła, wirując przez chwilę w perfekcyjnym tańcu. Nagle Elza oderwał swe czoło odrzucając tym samym głowę w tył i parsknęła śmiechem z pokazując przepiękny śnieżnobiały uśmiech. Achile zawirował z nią jeszcze tylko chwilę i pozostawił ją na parkiecie Dziękując odsunął się w cień.

Obrazek

Teraz tańczyła z Rundstedtem jej czerwona suknia falowała w tańcu, podczas robienia krzyżyków i kolejnych figur. Ale Rundstedt też był dobrym tancerzem. Żadne z nich nie potrafiło w pełni objąć prowadzenia w tańcu nad drugim. Tango stawało się coraz bardziej energiczne, coraz bardziej wymyślne i gwałtowne w ruchach...

Ale, ale o co oni tak tańczą, o jaką nagrodę...
Zastanawiał się Tomas kiedy zbliżał się do niego Achile. Doktor był bardzo blady. Połowę czaszki miał wgniecioną do środka.

Zabiła mnie... to przez ciebie... zabiła mnie... - powtarzał Achile próbując uczepić się skrawka ubrania Thomasa.

Obok wyrósł Xawier szarpiąc ubraniem z innej strony. Przegryzł knebel rozglądając się dziko, z obawą. Zęby miał ostre, po ojcu kanibalu.

Zostawiłeś mnie... zdradziłeś mnie... wszystko się spaliło...

Nad głową coraz mocniej przyspieszając grę na skrzypcach, gibał się w jakiś szaleńczy sposób Marcus.

Zbliżał się również bezsilny Vallo.

Pomóż mi ... dam ci... dam ci dużo... wszystkiego... tylko pomóż... ja ci dam .. ja jestem Ventrue... Ventrue mogą dać...

Thomas spojrzał na Marcusa zapragnął zabić grajka i w jednej chwili przerwać to szaleństwo . Wyciągnął do niego rękę jakby chcąc skręcić mu kark mimo, iż był od niego dobre kilkanaście metrów. Wzrok Elzy i ciche warkniecie zatrzymały rękę Thomasa w pół ruchu. Spojrzał raz jeszcze na Czarną matkę wirującą w tańcu. W ustach miała różę, trzymała ją tak mocno że kolce kwiatu przeszywały na wylot jej usta. Barwiąc krwią twarz. Thomas łakomie przełknął ślinę.
W tańcu zbliżyli się Rudstedt i Matka.

Wybieraj!.. wybieraj kto ładniej... kto lepiej... - mówili na przemian, próbując się przepchnąć w tańcu.

Wszystkie twarze krzyczały, zmieniając się w groteskowy sposób jakby pod wpływem przeklętej dyscypliny Tzimisce. Zatkał uszy rękami. Mimo to słyszał ich powtarzające się oskarżenia.

Ale, ale o co oni tak tańczą, o jaką nagrodę lub... dla kogo.

Nagle w tle za nimi zobaczył skrytą w mroku postać. Widać było tylko sylwetkę o długich włosach. Kiedy ją wypatrzył, powoli teatralnie zaczęła mu klaskać. Przepchnął się między wianuszkiem krzyczących groteskowych twarzy ruszył biegiem w kierunku postaci ale w tym samym momencie się obudził.

[center]***[/center]
Wstał szybko. Nie miał czasu na toaletę ani na rozważania fragmentów koszmaru jaki jeszcze miał pod powiekami. Czuł, że noc jak zwykle będzie dla niego za krótka.

O, widzę, że się zaaklimatyzowałeś... - rzucił nie spoglądając na Kemesa wygodnie siedzącego w szlafroku i kapciach Roberta.

Przyciągnął krzesło i siadł w takim miejscu przy kuchennym stole by nie było szansy zobaczyć go przez okno. Miał znaleźć i zapalić świecę ale uznał, że ktoś obserwujący z zewnątrz zapewne mógłby dostrzec nowe źródło światła. Zdjął obrus i z wewnętrznej kieszonki wyciągnął niewielki kawałek kredy. Kreda ze zgrzytem zaczęła sunąc po drewnianym stole kreśląc powoli z dokładnością okrąg. W praktykach magicznych symbol ten miał oddzielić wszystko co zostanie w niego wpisane tak by nie wydostało się na zewnątrz. Chwilę z dużą koncentracją kreślił pochyłe znaki wpisując je w okrąg przy wyrysowanych chwilę wcześniej liniach.

Schował kredę i z za pazuchy wyjął zdobione metalowe pudełko w którym chował talię starych kart. Ostrożnie wyjął zniszczony komplet Tarota. Położył je na stole przed sobą i przez chwilę wpatrywał się w misterną ręczną robotę wierzchu pierwszej karty z góry. Ręce miał rozłożone płasko na stole. Chwilę koncentrował się wyłącznie na kartach, opróżniając umysł z niepotrzebnych myśli i obrazów. Potem ostrożnie przetasował całą talię rozkładając po jednej karcie w każdym rogu geometrycznej figury wpisanej w okrąg. Odłożył resztę tali i powoli sięgnął po pierwszą kartę bo odkryć jej treść, potem nieśpiesznie sięgnął po kolejną, i następną...

Przez chwilę nic nie mówił studiując w myślach przesłanie. Nadal wpatrując się w układ kart rzucił w stronę sługi.

- Zabrałeś mnie Kemesie niezupełnie tam gdzie chciałem. I to niezupełnie teraz się będzie mściło... - Blady strach wykwitł na twarzy Kemesa. - Spokojnie... może to wina twojego angielskiego nad którym nawiasem mówiąc będziemy musieli popracować, a może złożymy to tym razem na karb mojego zmęczenia. Nie istotne, stało się. Kiedy stąd wyjdę chcę byś odczekał pół godziny i znalazł miejsce do spania. Kiedy to zrobisz zadzwonisz do mnie i powiesz gdzie. Kupisz mi tez kilka rzeczy napiszę ci listę żebyś nie pomylił lub nie zapomniał. Sprowadź mi też dwa duże psy. Zrozumiałeś?
Wstał od stołu poprawiając nieco podniszczony garnitur. Upewnił się, że przez żadne okno nie widać jak otwiera drzwi wyjściowe. Zarzucił płaszcz i wyszedł w mrok.

Nie włączał światła schodząc cicho klatką schodową.
Spoiler!
Przy wyjściu z kawalerki uruchamiam niewidzialność i tak się będę przemieszczał niemal przez całą noc. Rodziny to nie powstrzyma ale przynajmniej odpadną ghule, które niezmiernie rzadko kiedy mają jakąś dyscyplinę powyżej jednego. Wychodzę tylnymi drzwiami a jak nie ma to piwnicą. A jak się nie da to oknem. Idę o zakład, że ci dwaj co pytali Kemesa nadal się tu kręcą. Dwie ulice dalej łapię taksówkę i jadę pod umówione z Milosem miejsce. Wysiadam dwie ulice wcześniej i dochodzę na spotkanie w Winchester Pub. Przez kilka minut obserwuję z ukrycia miejsce spotkania. Wsuwam kartę telefoniczną w telefon i sprawdzam smsy z obu kart, starej i nowej. Zostawiam kartę od Vallo w komórce.
Skoro zostałem sam, to nieśmiało przypomnę się o punkciki. Podejrzewam, że Xawier coś dostanie na odchodne a teraz każda kropeczka jak zostałem sam jest na wagę złota.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 13 lutego 2016, 21:59

Bournemouth; 26/11/2014 19:15

Langer odczekał na pierwszą osobę, która otworzy drzwi na klatkę schodową i cicho wyszedł z z bloku, nie niepokojony przez starszą panią, która minęła go kompletnie ignorując kainitę. Rozejrzał się wokół, starając się dostrzec czy ktoś obserwuje mieszkanie Marka. Widział na pierwszy rzut oka niczego niepokojącego. Żadnych podejrzanie kręcących się osób. Może ktoś siedział gdzieś w oknie, ale pozostawało to poza zdolnościami percepcyjnymi Tremere'a. W aucie zaparkowanym przy rogu ulicy siedział znudzony facet palący papierosa.

A jednak... - pomyślał, zastanwiając się czy to człowiek Xaviera czy kogoś innego.

Obszedł obserwatora niezauwazony i ruszył przed siebie.

Na oddalony o kilkaset metrów od mieszkania dworzec kolejowy doszedł kilka minut później i wsiadł w taksówkę. Nieco zaskoczony taksówkarz stwierdził nagle:

- Kurcze, zupenie nie zauważyłem jak podszedł pan do auta!

- Proszę na Traingle. - nie wdając się w zbędną konwersację, Tomas zamówił przejazd. Kilka minut później wysiadł narzeciw klubu Smokin'Aces i ruszył powolnym krokiem w stronę Winchester Pubu. Stanął w cieniu po drugiej stronie ulicy i spokojnie wyciągnął z kieszeni telefon. Wsadził do środka kartę SIM i włączył komórkę. Wysłane poprzedniej nocy SMSy przyniosły nadspodziewany efekt. Dziś wieczorem zanim włączył telefon otrzymał kilkanaście wiadomości z niemieckich numerów. Wampir nerwowo trzesącymi się palcami zaczął sprawdzać poszczególne SMSy, jedne bardziej inne mniej życzliwe. Ale z treści wiadomości dla Steinbacha liczyła się tylko jedna niezmiernie ważna informacja i jej implikacje.

***

Elza zniszczyła swojego stwórce. Książę ogłosił na nią Krwawe Łowy. Zniknęła gdzieś.

***

Na Elze ogłoszono krwawe łowy w Heidelbergu, za zdiabolizowanie Johana i przejście na stronę Goratrixa.

***

Trzymaj się Tomasie. Na twoją Matkę zapadł wyrok. Powodzenia.

***

Nasi uznali ją za zdrajce ostatniej nocy. Wydano tu na nią łowy.

***

Biedaku, naprawdę nic jeszcze nie wiesz? Piramida będzie ją ścigać do końca. Jest antribu. Trzymaj się od niej z daleka...

***

Nie mógł się skupić przez dłuższą chwilę, dzieląc wzrok pomiędzy ekran komórki, a wejście do pubu. Raz po razem przeiwijał wiadomości czytając je po raz kolejny, tak jakby miał znaleźć w nich jeszcze coś nowego. Dziwne przeczucie jakie go ogarnęło gdy zobaczył Czarną Matkę, nie były tylko głosem intuicji. Mroczna rewelacja jaką chciał rozgłosić nie była już dla jego pobratymców z Niemiec żadną nowością.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 15 lutego 2016, 20:31

Thomas obracał w rękach komórkę obserwując miejsce spotkania z Milosem. Nie uspokajało go to. Wzrok ciągle wracał do treści otrzymanych smsów. Zmienił szybko kartę na nową za pomocą której porozumiewał się z członkami koterii i Vallo.

Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć a przede wszystkim co czynić dalej. Z jednej strony oczywiste było co powinien teraz zrobić by klan go nie zniszczył. Powinien wspomóc magów tak by jak najszybciej zatuszować całą sprawę, klan, klan... Z drugiej strony Regent pewnie i tak uzna go za niegodnego za zetknięcie się w tak mało wysublimowany sposób z Tzimisce największym wrogiem klanu Tremere. Było też coś jeszcze, coś ukryte głęboko na dnie serca Tomasa. Dziwna pokusa by rzucić się za Nią w ogień, by przekroczyć Rubikon wraz ze swą kochanką. Serce mu to podpowiadało.

Rozmyślał rozglądając się po okolicy. Oczekiwał kogoś i miał wrażenie, że to spotkanie może zmienić cały jego myślotok. Milos był w Sabacie, widział...

Na chwilę myślami powrócił do snu. Wierzył w sny, w ich ukryte, nierzadko prorocze własności i przesłania. W głowie nadal mu brzęczało to tango. Skąd je znał? Zaczął przypominać sobie co nim wie.Stworzył je Astor Piazzola... Krótka myśl rozbłysła w umyśle Tremera odczytując w jednej chwili przynajmniej cześć sennej mary.
Astor była to przecież także nazwa dla "tajnej policji" Tremere. Każdy kto przynajmniej rok przeżył w piramidzie, wiedział że zajmują się oni wykonywaniem specjalnych poruczeń od samych Pontyfikowanych. Astorowie dbali także o czystość Piramidy eliminując skutecznie tych, którzy zbłądzili i zdradzili klan. Na których były ogłoszone krwawe łowy.
Milos, chcąc powrócić na łono Tremere musiał być przez Astora solidnie przesłuchany. A być może nawet miał swego anioła stróża, który się nim opiekował, czyli de facto nadzorował go. Do którego Milos mógł mieć numer telefonu.

Na to liczył Thomas. Miał cichą nadzieję, że uda mu dotrzeć do Astora i wspólnie opanować sytuację, która i tak już kompromitowała Tremere w całej Angli. Jedynym wyjściem było dotrzeć do Elzy przed wszystkimi, przed Justykariuszem, przed księciem, przed Vallo...

Był tylko jeden poważny problem, serce Tomas głośni krzyczało, że nie chce by cokolwiek stało się jego ukochanej Elzie...

Głośnie pstryk, pstryk przerywało ciszę kiedy czekając otwierał i zamykał zegarek jaki od niej dostał. Tak czy inaczej czuł, że zginie z ręki Elzy i jej Sabatu albo z ręki własnego klanu. Tomas był martwy...

https://www.youtu...0TwGWIu8gE
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 17 lutego 2016, 17:49

Winchester Pub, Poole Hill, Bournemouth; 26/11/2014 19:25

W kącie sali klubu siedział tremere, nawet nie siląc się na udawanie, że ma zamiar zjeść stojące na stole żeberka z frytkami. Był wpatrzony w pełny kufel jasnego lagera, spokojnie śledząc wzrokiem ulatniające się bąbelki gazu. W pewnym momenciec podniósł wzrok i rozjerzał się po sali. Choć Solomon zdawał się być kompletnie ignorowany przez wszystkich ludzi, to zdawało mu się że oczy Milosa przez bardzo krótką chwilę zatrzymały się na sylwetce wampira, by potem pozornie neutralnie omieść resztę sali. Tomas nie był pewien czy wampir dostrzegł go, czy był to tylko zwykły zbieg okoliczności, ale sam sprawdził jeszcze raz salę upewniajac się, że nie ma tu więcej nieumarłych

Nie ma się co dalej bawić w podchody. I tak nie ma tu żadnych kainitów oprócz niego

Langer przysiadł się. Milos spojrzał zdzwiony, jakby dopiero przed chwilą dostrzegł swojego gościa:

- O, dobry wieczór panie... - Milos zawachał się chwilę: - Langer. Nie było potrzeby się tak skradać tutaj. Zapewniam pana, że jesteśmy tu całkowicie anonimowi.

Solomon, jeszcze raz podejrzliwie rzucił okiem wokół, ale wyglądało, że jego wcześniejsze obserwacje i zapewnienia rozmówcy były prawdą.

- Przyznam się szczerze, że po ostaniej, dramatycznej nocy i nie mniej obfitującym w sensacyjne wydarzenia dniu nie miałem pewnosci, czy uda nam się spotkać. Widział pan nagłówki popołudniowego Daily Echo?

Langer kiwnął głową przecząco, choć domyślał się sądząc, po ilości uzbrojonych w długą broń policjantów i żołnierzy na ulicach jakich widział w drodze do centrum, że pandemonium zniszczenia przeciągnęło się na czas dnia za sprawą ghuli. Milos podsunął gazetę, która kłuła w oczy zdjęciami znanych dobrze Tomasowi spalonych budynków, ciał na ulicach i nagłówkami o atakach terrorystycznch na miasto.

- Między nami panie Langer, te ataki w dzień na przedszkole Montesiorri i opuszczony hotel na Boscombe, są raczej powiązane z nocnymi atakami na naszą społeczność. A sądząc po tym, że budynki ten nie były wskazany przez Francisa jako schrony, więc mniemam, że był to kontratak. - Tremere wskazał palcem na odpowiednią relację prasową.
Pozwoliłem sobie przekazać poprzez Milosa, krótki update, co do sytuacji w mieście. Tym samym Tomas ma już okruchy wiedzy z tego, co miało miejsce za dnia. Sytuacja zdaje się być unormowana. Oczywiście relacja prasowa, nijak ma się do tego co zdarzyło się naprawdę, ale zdaje się, że Milos wyciąga odpowiednie wnioski.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 23 lutego 2016, 22:10

- Dalej to nie rozwiązuje problemu z magią odszczepieńców Tremerów. - powiedział Tomas odkładając gazetę. - Jak rozumiem dla domu Tremere jest to nader istotna kwestia. A dla Pana w szczególności ze względu na pewną nie tak bardzo odległą przeszłość. Teraz wiele par oczu i uszu, z pewnością zupełnie nie potrzebnie, skieruje się w Pana stronę. Wyobrażam jakie sobie jakie to musi być irytujące dla Pana. Tu jest to o co pan prosił, co spodziewa się pan z tego odczytać?

Tremere zaczął w ciszy z nijaką miną studiować przyniesione przez spokrewnionego zdjęcia, wydymajac policzki i poruszając bezgłośnie ustami. Dopiero po chwili, nie odrywając wzroku od dokumentacji odezwał się:

-To bez wątpienia rytuał mający na celu odnalezienie kogoś. Jestem niemal zupełnie pewny, że skoro to dom primogena Ventrue, to poszukiwano świętej pamięci Vallo...

A więc nie ujawnił się jeszcze - przeszło przez myśl Langera

Milos z tajemniczym uśmiechem spojrzał dopiero teraz na Langera:

-W istocie ma pan zupełną rację, co do trudnej sytuacji jaka zaistniała dla Piramidy w mieście. Ale to dość zabawne, że wskazuje pan na moją przeszłość i pije do faktu, że mój stwórca przeszedł na stronę Sabatu. Chyba nie będzie pomyłką z mojej strony jeśli powiem, że jedziemy na tym samym wózku?


- Dlaczego tak Pan sądzi? Interesuje mnie inna kwestia. Dzisiaj w dzień miałem sen. Wierzę w sny ich prorocze własności. Czasami widuję w nich... rzeczy... Tym razem była to osoba. Ktoś kogo nazywają Astor. Mam wrażenie, że mógłby mi pan pomóc się z nim skontaktować. To niezwykle ważne.

-Proszę nie myśleć, że skoro pokutuje tutaj jako więzień za zdradę głupca, to sam nim jestem. Uważam, że dobrze pan rozumie co miałem na myśli, tym bardziej, że zdradzają pana ostatnie sny. Nie wiem po co Solomon Langer mógłby się interesować Astorem, ale wiem, kto inny byłby tym żywotnie zainteresowany.

Milos zrobił sugestywną pauze patrząc z podniesionymi brwiami na współbrata:

-Sprawdziłem kilka faktów zeszłej nocy. Wciąż jeszcze mam kilku przyjaciół tu i ówdzie w strukturach piramidy. Teraz już wiem, że niejaka Elza von Bock unicestwiła swojego stwórcę Johana, który niegdyś był rezydentem klanu w Bournemouth. Wiem też o krwawych łowach w Heidelbergu. Ale proszę się się nie obawiać. Nie mam zamiaru wyjawiać pana małego sekretu. Prosi pan o pomoc w kontakcie z sektą, z którą jak pan domyśla mogę mieć coś wspólnego. Rozumiem, że zrewanżuje się pan kiedyś. Niemniej jednak aby spełnić pana prośbę musimy być wobec siebie szczerzy. Jak sam pan widzi, nie ukrywam tego co wiem.

- Skoro pan nie ukrywa to i ja będę szczery. Straciłem zaufanie do Tremere kiedy się okazało, że stworzyciel może kazać zastrzelić własne dziecko, przeklętą kulą która mimo wyciągnięcia z ciała wytacza do cna krew. W takiej sytuacji się znaleźć to jak stanąć nad tym co stanowi fundament. Ktoś mógłby wtedy dojść do wniosku, że tylko paktując z diabłem i wrogiem może wydobyć prawdę na światło i cudem przeżyć. Niedługo przeżyć, bowiem klan mógłby niechybnie skażać za owe paktowanie kogoś na pewną śmierć. Ale kiedy tak czy inaczej jest się martwym, przywilej z czyjej ręki przyjdzie cios jest pewnym luksusem. Jeszcze wczoraj Elza była w moich ramionach zakołkowana i klnę się na wszystko, że gdybym wiedział o krwawych łowach albo nadal wierzył w prawość członków Tremere w mieście postąpiłbym inaczej. A tak... straciłem czas i ktoś ją uwolnił. Mleko się rozlało, za jakiś czas cały klan straci bowiem przejście na łono Sabatu kogoś takiego i to przy takim chaosie to wstyd dla całego klanu na całą Anglię. Ale jeszcze nie jest całkiem za późno Tremer nadal mają możliwość uprządkowania spraw przed innymi, że się tak wyrażę posprzątania po sobie by zmniejszyć wstyd. Tylko Astor, może to zrobić,. Tylko Astor może się z nią równać mocą. Trzeba się bardzo spieszyć. - spokojne oczy Langera wpatrywały się w Milosa uważnie obserwując reakcję.

A ty po której jesteś stronie? - Pytanie wciąż wracało do głowy Tomasa.

- Chryste panie, to ona jest w Bournemouth?! - Milos nawet nie próbował ukryć zaskoczenia: - Mniemam, że sekta już wzięła na celownik progeniture Elzy, ale zważając na obecność antribu w domenie zrobię co w mojej mocy aby doprowadzić do jak najszybszego zajęcia się tą sprawą. Skandal może odbić się klanowi większą czkawką niż się to może wydawać.

Tremere spojrzał w oczy Langera:

-Tak na marginesie, ghule szeryfa już pytały mnie czy wiem gdzie jest Langer. - Milos zawiesił na chwile głos i zaczął powoli zbierać swoje rzeczy ze stolika: - Zaprzeczyłem, chcąc się z panem spotkać. To o co pan mnie poprosił utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze uczyniłem i nie jest pan także antribu. A jeśli tak, to proszę mi wierzyć, przed Astorem nie ukryje pan żadnego sekretu.

-Ghule przekazały też wiadomość, że Francis chce zebrać Spokrewnionych dziś o północy w Elizjum. Coś się szykuje, ale nie wiem jeszcze co. Jak sie z panem skontaktowac?

- O to mój numer, i proszę o pana zwrotnie byśmy mogli bez przeszkód się komunikować. Oczekuję w nadziei kontaktu do albo od Astora. I jeszcze jedno. Posiadam wszystkie numery ostatnich telefonów jakie ze swojej komórki wykonywała Elza. Chyba nie muszę tłumaczyć jak wielkie daje to możliwości jeśli się pospieszymy z ich namierzeniem? - Powiedział powoli wstając od stołu.

Skinął głową odchodzącemu Milosowi i chwilę stał zamyślony.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 24 lutego 2016, 15:42

Winchester Pub, Poole Hill, Bournemouth; 26/11/2014 19:35

- Proszę trzymać je w bezpiecznym miejscu, lub oddać mne. Myślę, że przekazanie takiego dowodu Astorowi byłoby wyrazem dobrej woli i chęci współpracy z pana strony.

Langer stał jeszcze przez chwilę w milczeniu po tym jak Milos wyszedł z pubu, patrzył na leniwie sączących piwo ludzi, słyszał ściszone rozmowy śmiertelników o niczym, czuł woń płynu do mycia podłogi. Ale te bodźce docierały do niego niczym zza kotary oddzielajacej go od własnych myśli. Steinbach zastanwiał się co robić dalej.

Wyglądało, że Anton spuścił psy ze smyczy i węszyły one za Solomonem po całym mieście. Pytanie brzmiało, czy dlatego, że uznano Langera sabatnikiem, czy była to zemsta Price'a. Xavier maił środki i ludzi w służbach, żeby wytropić Tomasa, ale czy miał aż taką władzę, taką siłę, żeby zmusić Szeryfa do szukaniaTremere'a? Francis, może Vallo, może Katherine, oni mogliby stać za czymś takim, ale czemu?

Do tego jeszcze postawa Milosa, nie do końca jasna... Twierdził, że nie zdradził niczego o Tomasie, Po to by pozwolić Tremerom zatuszować najwięcej jak się tylko dało, czy po to bo sam był wtyką Sabatu i podejrzewał o to samo Steinbacha? Może kupił mu czas aby pozwolić działać Tomasowi - zdrajcy? A być może kłamał i przed pubem Winchester (znamiennej nazwie dla brytyjskich Tremere), czekał Anton ze świtą, gotów pochwycić Solomona w swe łapska. Ale czy przedłożyłby interes klanu nad wolę Księcia czy primogenów na zapyziałej domienie?

Zauważył, że nerwowo stuka palcami w blat stołu. Przestał i schował dłonie w kieszenie. Postał jeszcze chwilę zastanawiając się co dalej.
Co Steinbach chce robić dalej? Napewno upewnił się, że poszukują go ludzie Szeryfa. Około północy wampiry z domeny mają się spotkać z księciem? Niestety ani Milos, ani Steinbach nie wiedzą w jakim celu.

PS: Daj znać czy przekazujesz telefon z ostatnimi telefonami Milosowi.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 24 lutego 2016, 22:17

Winchester Pub, Poole Hill, Bournemouth; 26/11/2014 19:35

- Obawiam się, że numery telefonów muszą poczekać na Astora. - Powiedział spokojnie Tomas.

W przeciwnym razie nie będę ci do niczego potrzebny przyjacielu.

- Czy posiada pan przypadkiem numer do Antona?

[center]***[/center]

Tomas pożegnał Tremera i odprowadził go wzrokiem. Potem wyszedł do łazienki. Szum chłodnej wody a potem wilgoć na twarzy zadziałały nieco kojąco. Właściwie to wyszedł tu na wypadek gdyby tropem Milosa szedł ktoś jeszcze lub na wypadek gdyby Milos okazał się faktycznie kretem i po niezbyt przyjemnej rozmowie postanowił wysłać kilka "karków" do rozwiązania sprawy z Tomasem.

Przy lekko uchylonych drzwiach do ubikacji obserwował pomieszczenie przez chwilę. Przy uchu miał komórkę. Czekał na połączenie z Achille ale odpowiedziała mu tylko poczta głosowa. Szybko wykręcił drugi numer teflonu tym razem do Vallo.

- Mówi Tomas. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Miałem nadzieję, że zadzwoni pan z jakąś informacją co do dalszych poczynań koterii, jeśli takowa jeszcze istnieje...
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 01 marca 2016, 15:56

Winchester Pub, Poole Hill, Bournemouth; 26/11/2014 19:37

Komórka Vallo, podobnie jak numer Achile nie odpowiadała. Tomas zostawił krótką wiadomość na poczcie i wyciągnął z kieszeni serwetkę, na której Milos napisał przed wyjściem prawdopodobny numer Szeryfa. Wstukał cyfry w telefon i przez dłuższą chwilę zastanawiał się czy wcisnąć zieloną słuchawkę inicjującą połączenie. Zdawał sobie sprawę, że rozmowa z Antonem najprawdopodobniej zacieśni pętle obławy.
Sorry za laga, kompletnie umknął mi Twój ostatni post. Jak coś to dawaj rozmowę przez PW

ODPOWIEDZ