PBF - Bournemouth after Midnight

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 06 listopada 2014, 00:16

Preludium

Cwetan wcisnął do deski pedał gazu Mercedesa S Class ignorując znaki ograniczenia prędkości. Kilka kamer monitorujących prędkość już zdążyło błysnąć fleszami, ale co to obchodziło kierowcę. Nie miał wiele czasu...

Przed kilkunastoma minutami ostatecznie przekonał się, że Londyn nie był miłym miejscem... Nie dla Cwetana. Słowo gościnność nabierało w spowitych mgłą ulicach miejskiego molocha zupełnie nowego znaczenia. W istocie nieumarli nie należeli do istot przesadnie miłych i hołdujących zasadzie "gość w dom, Bóg w dom", ale Londyn przebijał wszystko z czym do tej pory Bułgar miał do czynienia jako kainita. Czas płynął nieubłaganie na zegarku, na który Cwetan spoglądał nerwowo. Nie zostało mu go wiele. Jeśli nie zdąży... To już będzie jego ostatnia noc...

***

Tradycja Piąta mówiła aby przedstawić się Księciu. Tak nauczono go w Mediolanie i do tej pory Cwetan, wiedziony dotychczasowym doświadczeniem sądził, że zwyczaj ten jest zwykłą formalnością. Ale nieumarły, który stał naprzeciw roztrzygał coś w myślach.

Nosferatu, gdyby nie potworny, zaschnięty czerep, mógłby od biedy uchodzić za samego angielskiego króla. Może Henryka Piątego. Strój, jaki przywdział stary kainita z pewnością pochodził z tamtej epoki, a odór rozkładu jaki rozsiewał wampir, w przekonaniu nerwowo przedtępującego z nogi na nogę Cwetana, sugerował, że Nosferatu umarł bardzo dawno temu.

Niezręczna cisza przedłużała się. Nosferatu świdrując rozmówcę oczyma koloru zgniłej gruszki w końcu kiwnął kościstym palcem na Cwetana. Szorstki, majestatyczny głos Księcia Londynu wydał wyrok

- Jesteś persona non grata, rzekłem. Nie ma w Londynie miejsca dla ciebie młodę szczenię. Moje Praxis. Masz godzinę na opuszczenie miasta. Potem rozpoczną się Krwawe Łowy w granicach mej domeny.

Zaskoczony wampir otworzył usta, ale nic nie odpowiedział. Godzina była prawie jak wyrok i próżne gadanie tylko trwoniło czas. Odwrócił się i niemal wybiegł z komnaty. Chwilę później z piskiem opon opuścił rezydencję w dzielnicy Chelsea.

***

Niebo na wschodzie już zaczynało jaśnieć, gdy Mercedes zatrzymał się przed drzwiami hotelu Marriott w Bournemouth. Kilka minut później nocny portier wręczył zaprogramowaną dla pokoju 110 kartę-klucz. Nieludzko zmęczony Cwetan, wywiesił na drzwiach wywieszkę "do not disturb", a gdy tylko zmalazł się w środku, zabarykadował wejście. Potem zamknął się w zaciemnionej łazience i zasnął momentalnie w wannie...
no i zaczęło się...

Witam graczy Wampira Maskarady. Powolli będziemy ruszali z tą sesją, ale słowo klucz to POWOLI;) wciąż zostało kilka małych spraw do domknięcia jeśli chodzi o Wasze postaci. Także jeszcze proszę o odrobinę cierpliwości (szczególnie Koszala, którego paluchy świerzbią do klikania w wampirycznym pbf;)).

W kwestii technicznej prosiłbym grających jeśli wiedzą, że nie będzie ich na forum i nie będą mogli przez jakiś czas aktywnie uczestniczyć w sesji o stosowną informację w dziale PBF - Absencja.

Mam nadzieję, że będziecie zaangażowani w tego PBFa, zarówno emocjonalnie jak i twórczo (ładne fabularne są zawsze ozdobą, a uznanie MG będzie mieć wymierne korzyści w postaci DUUUŻO PD;)) zwracam tylko uwagę na jeszcze jedną sprawę. To tylko zabawa i pamiętajcie aby jej niepotrEbnie nie psuć innym graczom.

Jak coś mi jeszcze wpadnie do głowy w kwestiach organizacyjnych to będę pisał:)
Ostatnio zmieniony 06 listopada 2014, 00:27 przez 8art, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 06 listopada 2014, 16:02

Wybór hotelu, choć całkowicie przypadkowy nie okazał się trafny. Cwetan przespał dzień, ale wieczorem jego pobyt w Marriocie już nie pozostał niezauważony. Zaniepokojony wampir siedział spokojnie w asyście dwóch rosłych ghouli w zupełnie pustym hotelowym barze, czekając na kogoś, kto jak się domyślał był Księciem w tej domenie.

W końcu przed hotelem zaparkował srebrny Mullsanne i wzrok kainity przykuł mężczyzna wysiadający z auta. Rzut okiem wystarczył Panajotowi, żeby nabrać pewności, że tajemnicza osoba była także nieumarłym.

- Michael Vallo, Ventrue VII pokolenia. Jak mi doniesiono, zatrzymał się pan w moim hotelu. - przedstawił się krótko kainita odziany w perfekcyjnie skrojony garnitur.

- Cwetan...

- ...Panajotow. - dokończył Vallo: - Wiem to już z Twojej karty meldunkowej.

- Pzyjechałem nad ranem i uchybiłem nieco tradycji...

- Ja nie jestem tu po to aby czynić tradycjom zadość. Proszę o tym rozmawiać z Księciem - Michael przerwał zaskoczonemu Cwetanowi: - Dodam, że raczej nie będzie zachwycony. A pan zatrzymał się w obiekcie będącym pod moją kuratelą, co też i mnie stawia w niezręcznej sytuacji. Ale myślę, że znajdziemy z tego jakieś wyjście satysfakcjonujące mnie, pana i Księcia.

Wątek techniczny

No i co Ty na to? Przemyślenia Cwetana mile widziane:)

czak
Reactions:
Posty: 72
Rejestracja: 21 października 2014, 20:01

Post autor: czak » 06 listopada 2014, 19:01

Bułgar siedział na barowym stołku. Rozchełstana koszula o szerokich rękawach praktycznie nie zakrywała torsu i odsłaniała delikatny złoty wisiorek zakończony krzyżem Św. Jerzego wysadzanym diamentami. Śniadą, pociągłą twarz pokrywały głębokie bruzdy zmarszczek świadczące o wielu ciężko przebytych latach. Długie, niemal kruczoczarne włosy, zwykle ułożone i związane, teraz rozpuszczone pokrywały plecy. Ciemne, czarne oczy lustrowały otoczenie.
Między zadziwiająco zwinnymi jak na wiek palcami Bułgara krążyła karta do gry, as kier. Zawsze tak było gdy Cwetan się denerwował. To go uspokajało.

- Cholerny Ventrue - myślał - i jak się przedstawił "VII pokolenie", żeby nie było wątpliwości z kim zacz. Ostatnia rzecz jaka mi teraz potrzebna to konflikt z nim, a ci jego pomagierzy.... - Cwetan obrzucił z pozoru obojętnym spojrzeniem postacie siedzących obok niego, barczystych ghuli. Karta przeskoczyła z ręki, nieliczni obserwatorzy oddali by wszystko, że teraz jest to dziewiątka trefl. Jednak karta krążyła zbyt szybko by można jej się było dokładnie przyjrzeć

- Rozumiem, że skoro jeszcze żyje, mało tego zaszczyciłeś mnie swoją obecnością i znając Twoje zamiłowanie do interesów zapewne zaraz usłyszę więcej o tym "wyjściu" które zapewne niezwykle mnie usatysfakcjonuje Panie Vallo - Bułgar spojrzał zimno na siedzącego przednim Ventrue. Lekko podrzucona karta upadła na blat. Walet pik.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 06 listopada 2014, 20:04

Panajatow kiwnął brwiami dając do zrozumienia, że zamienia się w słuch. Nie spodziewał się aby Ventrue mógł zostać zaskoczony trafną analizą. Już wystarczająco dawno został przemieniony aby wiedzieć, że stare wampiry, a do tych niewątpliwie musiał zaliczać się jego rozmówca, są wyjątkowo cwane, ale nie miał ochoty udawać idioty w nowym mieście. Istotnie, Vallo nie wydawał się jakoś poruszony, a po krótkiej, jakby starannie wyreżyserowanej pauzie, wyciągnął z klapy marynarki wizytówkę i podał bez słowa Cwetanowi.

- Spearmint Rhino, gentlemen club, Yelverton Rd... - przeczytał głośno Panajatov.

- Myślę, że uda mi sie jakoś przekonać Francisa, aby pozwolił panu pozostać w domenie na czas nieokreślony. Ale przysługa za przysługę. Chciałbym aby udał się pan dziś pod ten adres i wygrał dla mnie bardzo specyficzną rzecz w partii pokera z pewnym śmiertelnkiem.

Propozycja Vallo wydawała się jakby szyta na miarę Cwetana. Kainita niemal podskoczył z radości w myślach, ale na zewnątrz zachował pokerową twarz.

- A gdzie jest haczyk?

Michael westchnął w teatralnym geście:

- Nie ma panie Panajotow. Wygra pan, to załatwię pański pobyt w Bournemouth. Może pan zatrzymać wygraną, oczywiście, poza interesującym mnie przedmiotem. Przegra pan... - Vallo znów zrobił pauzę wpatrując się w barowe okno, po którego drugiej stronie lały się strugi deszczu: - Wie pan jaki piękny widok na kanał się rozciąga stąd za dnia? Francis zapewne pozwoli panu cieszyć się pięknym wschodem słońca. Piękna śmierć...

czak
Reactions:
Posty: 72
Rejestracja: 21 października 2014, 20:01

Post autor: czak » 06 listopada 2014, 21:14

Cwetan podniósł kartę z blatu i obrócił w ręce. As kier.
- Widok kanału za dnia musi być rzeczywiście piękny i inspirujący. Zapewne więcej na ten temat mógłby mi opowiedzieć książę Londynu ale jakoś nie miał ochoty zaszczycić mnie rozmową. Chętnie dla Pana zagram mister Vallo

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 07 listopada 2014, 16:30

- Cieszę się pańskim zdrowym rozsądkiem. - Vallo odwrócił się powoli odokna, z którego jak woerzyć rozpościerał się piękny za dnia widok na Poole Bay. Ku zdziwieniu Panajotowa zapalił cygaro i spokojnie kontynuował: - Proszę nie traktować gróźb Księcia osobiście. Ja naprawdę życzę panu jak najlepiej w zbliżającej się partii. Niech pan potraktuje, może jako czynnik motywacyjny. Młodzi biznesmeni uwielbiają takie sformułowania. Jakże trafne, nieprawdaż?

Cwetan tylko kiwnął głową, nie zamierzając komentować słów Vallo. Swoje wiedział, ale lubił gry o wysokie stawki

- Przejdźmy do szczegółów panie Vallo. Czas to pieniądz. Ulubione sformułowanie żydowskich kupców z Bułgarii.

- Święte słowa. Zatem do rzeczy. W Spearmint Rhino ma dziś partyjkę pokera Dave Wells. Istota chełpiąca się tym, że ma najwięcej nieruchomości na terenach Bournemouth i Poole. Przymuszony okolicznościami postawi dziś hipotekę na poły zrujnowanego domu na Meyrick Park. Chcę żeby pan ograł go, zmusił do wystawienia hipoteki i wygrał dla mnie ten dokument. Prawda, że proste, dla kogoś obdarzonego takim talentem jak pan? Przekaże panu powiedzmy dwadzieścia tysięcy funtów na wejście do gry. Proszę porozmawiać też z właścicilem tegoż przybytku. To dużo bardziej bezpieczne schronienie niż Marriott. Rozumie pan, wścibskie pokojówki, awarie.

Wątek techniczny

Łatwizna. Ograć śmiertelnika z kasy a potem obrobić z hipoteki. Czy Cwetan chce jakoś specjalnie się przygotować?
Ostatnio zmieniony 07 listopada 2014, 16:47 przez 8art, łącznie zmieniany 1 raz.

czak
Reactions:
Posty: 72
Rejestracja: 21 października 2014, 20:01

Post autor: czak » 07 listopada 2014, 20:59

Cwetan wrócił do swojego pokoju, choć ni tego nie zapowiadało, w dobrym humorze. Zadzwonił po obsługę hotelową i kazał sobie przynieść z samochodu walizkę z ciuchami. W między czasie wziął szybką kąpiel. Z walizki wybrał kilka rzeczy. To miał być wieczór pokera trzeba się odpowiednio prezentować. Po chwili zastanowienia wybrał białą koszulę o szerokich rękawach wykończonych staroświecką falbaną. Założył też jeden ze swoich staromodnych garniturów, na taką uroczystość jak poker koniecznie czarny. Strój uzupełniły łańcuszek z krzyżem Św. Jerzego oraz dwa złote sygnety. Jeden z krwisto czerwonym rubinem (na szczęście) drugi z turkusem (by strzec przed nieszczęściem).
Cwetan był gotowy do wyjścia starał się też sobie przypomnieć czy czasem nie słyszał gdzieś o Davie Wellsie

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 08 listopada 2014, 11:13

Kainita szybko przebiegł przez parking w kierunku auta. Z nieba lały się strugi deszczu, zdmuchiwane w każdą stronę przez porywisty wiatr, który wiał nie wiadomo w jakim kierunku. W końcu wskoczył do środka i wcisnął starter Mercedesa i ruszył autem. Włączył płytę cd z nagraniami Ibro Lolova i jego zespołu. Skoczna nuta wypełniła luksusowe wnętrze pojazdu. Ale wampir nie słuchał muzyki. Starał się przypomnieć czy gdzieś już nie zasłyszał wskazanego przez Vallo imienia. Dave Wells... Wells... Panajotow w końcu machnął ręką będąc pewny, że ten śmiertelnik jest mu równie dobrze znany co zataczający się przechodzień którego właśnie minął. Nigdy w życiu nie słyszał o tej istocie. Ważne było tylko, że Wells gra w pokera, a to bardzo Cwetanowi odpowiadało. Potrzebował porządnej partyjki o sensowną stawkę. Zaczynał już lubić to miasto.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 08 listopada 2014, 11:15

Tej nocy podwoje klubu były dość spokojne i nawet Xavier Price pozwolił sobie na relaksującą partię pokera z kilkoma bogatymi śmiertelnikami. Szło mu bardzo dobrze. Tak dobrze, że nawet zastanawiał się, czy nie pozwolić kilku śmiertelnikom wygrać. Przegrał celowo kilka partii, aby móc jeszcze trochę pograć. I wtedy do stolika Nina dopuściła jeszcze jednego gracza. Nowy pokerzysta wszedł z dwudziestoma tysiącami funtów oraz kluczykami do nowego Mercedesa. Nic specjalnego, ale wystarczająco aby zagrać przy stoliku Xaviera.

Karta sprzyjała nowemu pokerzyście, który przedstawił się jako pochodzący z Bułgarii Cwetan. Xavier szybko zorientował się, że obcy jest członkiem Rodziny. Zapalił cygaro tym sając dając dyskretny znak Ninie. Kamery cctv skupiły swe soczewki na nazbyt szczęśliwym graczu. Po kilku partiach Nina przekazała swemu Panu, że wszystko jest w porządku. Nieznajomy nawet nie próbował oszukiwać, był po prostu diablo dobry, a stawki rosły. Price uspokił się. Lubił dobre partie, a ta z pewnością taka się stawała odkąd do gry wszedł śniady mężczyzna. Piątka graczy rzucała sztonami, dobierała karty, a coraz bardziej interesująca partia przyciągała więcej i więcej gapiów. Presja rosła, ale wszyscy trzymali pokerowe twarze, nie pozwalając sobie na najmniejsze okazanie zdenerwowania lub niecierpliwości. Nie każdemu szło dobrze. W końcu Dave Wells rzucił na stół hipotekę należącej do jego firmy posiadłości. Dwóch graczy spasowało. Teraz grali o prawdziwą kasę.

Xavier uśmiechnął się w duchu. Miał na ręku dużego fulla. Bez wahania wyrównał pulę. Zjego chłodnej kalkulacji wynikało, że Wells blefuje. Teraz Bułgar myślał. Ile teraz dałby Xavier żeby wiedzieć co też przetaczało się w umyślę gracza. Domyślał się... Pewno kalkulował ryzyko, liczył, próbował wyczytać blefy z pokerowych min współgraczy. Cwetan przygładził włosy i potem spokojnym ruchem przesunął górę sztonów na środek stolika:

- Sprawdzam...

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 08 listopada 2014, 15:55

[center]Obrazek[/center]

Tej nocy Xavier postanowił się dobrze zabawić. To, co wydarzyło się kilka nocy wcześniej dalej nie dawało mu spokoju. Pustka jaką czuł, gdy wszystkie emocje odeszły była potwornie przerażająca, i nie wiadomo dlaczego gorsza, niż całe piekło wcześniej. Teraz Bestia kusiła jeszcze bardziej.

"Idź do kasyna, zrób to co robiłeś jak byłeś młody. Weź alkohol, najlepsze cygara i kupę żetonów" powiedział w myślach patrząc na niedokończoną partę szachów, obok której leżało zdjęcie. Nie był w stanie dokończyć gry, czuł się jak trup całkowicie odarty z emocji. Wszystko wydawało się takie jałowe. Na szczęście wspomnienia zawsze zostają, kojąc ból i trzymając Bestię w ryzach. Przetrwałem i to się liczy.

Przebrał się w ubranie, które lubił nosić wtedy, gdy jeszcze żył. Potrzebował nowych doznań, a stare nawyki wydawały się doskonale zabarwiać wewnętrze życie Xaviera. To powinna być noc pełna nowych wrażeń. Bez nich będę jak ci nędzni Brujah, którzy mają w sobie za dużo gniewu.

Xavier Price przyglądał się bardzo uważnie nowemu graczowi. Myśli krążyły wokół tego, co wie od swojego Ojca, który prowadził to kasyno dłużej niż on sam. Spokrewniony jakim był Cwetan z Bułgarii na pewno był nowym w mieście. Nikt z nowych nie próbowałby się ze mną kontaktować po mojej ostatniej wizycie u Księcia. On nic nie wie. Nawet nie wie kim jestem. Robert miał rację, bym uważał na ten Klan Spokrewnionych... no tak Bułgaria i też krzyż...

Xavier uśmiechnął się pociągając z cygara i przepijając mocną szkocką. "Niegrzecznie się nie przedstawić jako członek Rodziny w moim domu" pomyślał.
- Widzę Panowie że jest to jedna z szczęśliwych nocy. Spora stawka i ktoś będzie musiał zostawić porządny napiwek krupierowi. Tutaj Price spojrzał na krupiera dając mu odpowiedni sygnał. Tak więc popatrzmy, co mówią karty.
Ostatnio zmieniony 01 lutego 2015, 14:48 przez lightstorm, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 08 listopada 2014, 17:42

Wells wypuścił powietrze załamany, a źrenice Price'a mimowolnie rozszerzyły się w typowo ludzkim odruchu. Cwetan wyłożył karetę waletów.

Bułgar zakończył grę z imponującą wygraną. Xavier aż pozwolił sobie poluzować krawat. Dużo nie stracił, nie tyle co inni. Wiedział, że Wells nie odbije tego sobie szybko.

Krupier sprawdził wszytkoe karty bardzo dokładnie, dając po długiej chwili znak, że wszystko jest w absolutnie perfekcyjnym porządku. Tłum zaczął bić brawo i gratulować zwycięzcy. Cwetan rzucił krupierowi szton warty dziesięć tysięcy funtów.

Wątek techniczny

Price jest niemal pewny, że Cwetan jest wampirem. Może pora na jakieś małe te-a-te nieuamarłych i pierwszą interakcję graczy. Przypominam, że Vallo wspomniał enigmatycznie Cwetanowi o właścicielu klubu, a tak się zupełnie przypadkiem składa, że jest nim Xavier Price vel Lightstorm.

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 08 listopada 2014, 18:53

- Panie Cwetan, mój szef ochrony Clark Owen ma pewne obiekcje, co do Pana wygranej. Jako właściciel kasyna jestem zmuszony zawiesić wygraną, a zwycięzcę zapraszam ze mną. Mam nadzieję, że to tylko drobne nieporozumienie i Pan Cwetan wyjedzie z wygraną. Panie Wells przepraszam, to nie powinno potrwać długo, proszę zaczekać przy stole - zwrócił się do załamanego gracza.

Xavier poprawił krawat i powiedział coś na ucho do krupiera. Czeka na reakcję Cwetana.
Spoiler!
Krupierowi mówię, by zabawił zebranych i rozładował napięcie. Powiedz Ninie, żeby się też za to zabrała. Ten gracz, co przegrał w karty nieruchomość zostaje Dominowany w zdaniu "Panie Wells przepraszam, to nie powinno potrwać długo, proszę zaczekać przy stole."

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 09 listopada 2014, 01:19

[center]Obrazek[/center]

Xavier zaprowadził zwycięzcę do swojego biura. Nie było to zwykłe miejsce, bowiem spotykał się tutaj z tymi, których szanował i doceniał zasady które reprezentują. Oczy osób, które oglądały to pomieszczenie musiały najpierw na to zasłużyć. Jednak dla Xaviera ten niepozorny Kainita o imieniu Cwetan zasłużył na tę wizytę jedną wygraną.

Usiedli na bardzo wygodnej nowoczesnej kanapie otaczającej okrągły szklany stolik. Byli tutaj całkowicie sami, jakby odcięci od świata zewnętrznego. Ściany musiały być doskonale wygłuszone, bo nie dobiegała z zewnątrz żadna muzyka, czy nawet najmniejszy głos. W środku unosił się zapach delikatnych kobiecych perfum, który idealnie pasował do całego wystroju luksusowego biura. Xavier wyglądał nadzwyczaj żywotnie. W tym świetle nie przypominał nawet w połowie Spokrewnionego. Przypominał raczej doświadczonego Ghoula niż jednego z nieśmiertelnych.

- Jest Pan ogromnym szczęściarzem - pierwszy odezwał się Xavier. Gdyby był z nami mój Ojciec miałby Pan bardzo nikłe szanse na przeżycie. Zgaduję, że jest Pan nowy w mieście i nie wiedział, że jestem jednym z Rodziny. Niestety tak się składa, że przykładam bardzo dużą uwagę do tego, jak się traktuje prawa Camarilli. Gość powinien przedstawić się z imienia i klanu będąc w domu innego Spokrewnionego. Jak sam wiesz, to są bardzo stare zasady i w kompilacji z całą resztą praw, przestrzeganie ich sprawia, że jesteśmy jeszcze ludźmi.

Tutaj Xavier pozwolił sobie na moment ciszy. Zaciągnął się cygarem i popatrzył w stronę baru. Zmrużył oczy, po czym ruszył pewnym siebie krokiem do baru.
- A o ludziach mówiąc. Na pewno cała partia musiała Pana dość wymęczyć. Napije się Pan ze mną świeżej krwi? Jestem estetą pod tym kątem, tak więc powinien Pan docenić mój gust. Wybieram tylko bardzo dobrze natlenione tętnice z okolic szyi. Nie ma nic bardziej odżywczego, jednak nigdy nie smakuje tak jak za pierwszym razem.

W tym momencie Xavier przypomniał sobie swój pierwszy raz. Miała na imię Viven, wypił ją do zera pomimo, że była martwa. Od tego momentu nigdy już nie pił krwi świeżo martwych osób. To było jak tabu, a sam akt byłby potwornym upodleniem. Na jego twarzy nie pojawił się nawet najmniejszy wyraz emocji. Lata kontroli nad sobą pozwoliły mu przetrwać do dziś, nie miał zamiaru pokazywać swojemu gościowi wewnętrznego życia.

Będąc przy barze wybrał dwa dość spore przezroczyste kryształowe kielichy, drugą ręką natomiast sięgnął pod blat wyciągając zdobioną złotem karafkę z ciemno czerwonym płynem. Wrócił do stolika z jeszcze pewniejszym krokiem, jakby szkarłatny eliksir, który trzymał w prawej ręce miał mu zaraz dać niewyobrażalne moce. Po chwili świeża krew wypełniała naczynie, a jej zapach zabił całkowicie perfumy kobiet, które musiały tutaj wcześniej przebywać.

- Wracając, do tematu. Nie znam Pana klanu, ale moja wiedza przekazana mi przez Stwórcę, każe mi się domyślać, że jest Pan z klanu Ravnos. Jeżeli tak, to będę zmuszony anulować pańską wygraną. Ja jestem z klanu Ventrue i jak wszyscy wiedzą nie szanujemy tych, którzy nie znają czegoś takiego jak honor, czy zasady.

Tutaj Price zanurzył język w życiodajnej substancji i pozwolił swoim kubkom smakowym chłonąć ten niepowtarzalny smak. Gasząc pragnienie Ventrue kontynuował:

- Gdyby Pan od razu przyszedł do mnie sprawa skończyła by się zupełnie inaczej. A teraz, no cóż mamy problem. Przypomnę, że nie jestem taki jak mój Stwórca i nic Panu tutaj nie grozi. Czekam więc na pańską odpowiedź Panie Cwetan. Klan, bo imię już znam, a potem pańska propozycja rozwiązania tego drobnego nieporozumienia.

Xavier kończąc zdanie patrzył bardzo uważnie na swojego gościa, jakby czekał coś co mogłoby rozpętać wojnę. Zawsze lubił pozytywną rywalizację.
Spoiler!
Ghoul Clark Owen jest postawiony w gotowości i w razie niebezpieczeństwa będzie wiedział co należy zrobić.
Ostatnio zmieniony 09 listopada 2014, 01:25 przez lightstorm, łącznie zmieniany 1 raz.

czak
Reactions:
Posty: 72
Rejestracja: 21 października 2014, 20:01

Post autor: czak » 09 listopada 2014, 14:41

Panie Xavier - Cwetan uśmiechnął się kwaśno - Mówi Pan wiele o swoim ojcu i tradycji. Ja swojego ledwo poznałem. Gdybym go ponownie spotkał zapewne zabiłbym. Widzę, też że tak zwana 'tradycja" na którą powołuje się Pan niemal w każdym zdaniu jest dla Pana niczym mantra. Dla mnie to raczej spis głupich i przestarzałych zasad wymyślonych przez bandę staruchów wykopanych kiedyś z ziemi niczym dinozaury. Tak znam tradycję i tak wiem, że co jest w dobry tonie a co nie. Nie musi mi Pan o tym przypominać. Zapewniam, że gdybym wiedział że jest Pan właścicielem tego lokalu tradycji stałoby się zadość. - Cwetan wyłuskał sobie z pudełka cygaro powąchał - Havana, jeszcze czuje pot dziewczyny która je zwijała. Jej krew musiałaby być cudowna - zapalił
- A wracając do tematu nie potrafię zrozumieć dlaczego usiłuje mi Pan grozić i straszyć utratą wygranej. Nie rozumiem też dlaczego określa mnie Pan mianem pariasa. Chodzi o mój rodowód? Jest Pan rasistą?
Powinien się Pan bardziej zainteresować tym nie kim jestem a dlaczego tu jestem. Bo niech mi Pan wierzy, że grałem tu dzisiaj nie tylko dla własnej przyjemności.

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 09 listopada 2014, 16:05

Xavier do końca wysłuchał, tego co dopowiedzenia miał jego gość. Jego twarz po kolejnych zdaniach wypowiadanych przez Cwetana przestawała być przyjazną. Spokojnie dokończył resztę płynu z kielicha po czym pewnym siebie głosem odpowiedział:

- Jest Pan w moim domu, a tutaj panują pewne zasady, które zobowiązują. Z przykrością konstatuję, iż musi być Pan ograniczonym hipokrytą, mówiąc że wie co to dobre maniery. Ja nie jestem w stanie niestety dostrzec ich obecności w pańskim postępowaniu. To co Pan mówi jest dla mnie obrazą, uwłacza godności klanu Ventrue. Naprawdę nierozsądnie to z Pana strony... Lepiej byłoby zacząć od słowa przepraszam.

Xaviera twarz zmieniła się jeszcze bardziej, a w oczach pojawiło się coś nieludzkiego. Wyglądał dokładnie tak samo, gdy załatwiał swoje interesy z ludźmi ulicy. Nie było w nim nic, co przypominało miłego i gościnnego właściciela kasyna. Po chwili Ventrue kontynuował bardzo spokojnym i opanowanym głosem:

- Ja nie starałem się Pana straszyć, tylko przedstawiłem jakie zasady panują w tym miejscu. Nie oddam panu tej wygranej, ponieważ z uwagi na pańskie zachowanie po prostu nie mogę tak uczynić. Dalej nie usłyszałem do jakiego klanu Pan przynależy, a ja bardzo chciałbym to wiedzieć. Oczywiście wysłucham wszystkiego, co ma mi Pan do powiedzenia odnośnie tej niespodziewanej wizyty w moim kasynie. Mam nadzieję, że ma Pan naprawdę doby powód, by przyjść tutaj i obrażać mnie w ten sposób.
Spoiler!
W zdaniu: Dalej nie usłyszałem do jakiego klanu Pan przynależy, a ja bardzo chciałbym to wiedzieć używam Dominacji 2. Wydaję na to Punkt Krwi i Punkt Siły Woli.

ODPOWIEDZ