Najbardziej sprawny z trójki ocalałych członków ekspedycji, Indianin szybko wysunął się do przodu, pierwszy opuścił autostradę zapuszczając się pomiędzy skaliste wzgórza po jej wschodniej stronie. Tray i Mad Dog podążyli jego śladem, dzieląc swą uwagę pomiędzy okoliczne pustkowia, swe obrażenia oraz osobę niesionego przez sędziego brodacza.
Słońce prażyło niemiłosiernie, skwarne powietrze wisiało w miejscu. W tyle za plecami mężczyzn w niebo wzbijały się leniwie smoliste kłęby dymu spowijające płonącą wciąż stację. Gdzieś w górze, w promieniach słońca, kołowały czarne punkciki będące w istocie padlinożernymi ptakami.
Ivaho szybko zszedł z resztek asfaltowej drogi obierając trasę poprzez bezdroża, pamiętny ostrzeżenia brodacza o możliwym spotkaniu z kanibalami. Zgięty wpół, rozglądający się bacznie wokół siebie, wytężał wszystkie zmysły próbując zlokalizować potencjalne niebezpieczeństwo.
Niesiony na podobieństwo worka z gamblami więzień stęknął znienacka głucho, poruszył się niemrawo alarmując niosącego go sędziego. Mad Dog przechylił się w bok zrzucając niewygodny bagaż. Uderzony wprawnie w kark kolbą broni, brodacz zwiotczał ponownie, odpłynął w mrok nieświadomości.
- Uważaj! - syknął nagle Tray, przypadając jednocześnie do spękanej suchej ziemi. Sędzia podążył wzrokiem za wyciągniętą dłonią handlarza i zesztywniał widząc znieruchomiałą sylwetkę Ivaho.
Znajdujący się kilkadziesiąt metrów dalej Indianin dosłownie rozpłaszczył się na ziemi, starając się zniknąć wszystkim z oczu.