PBF - Mistyczny Lotos

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 21 marca 2016, 18:11

Szatański plan, Vanko, ale przewidywalny. Musisz jeno zaczekać na deklaracje panów powyżej, aczkolwiek kości poszły już w ruch i wynik jest mnie znany.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 21 marca 2016, 22:24

Caralla ma długie nogi (oczywista oczywistość, inaczej Garro by jej ze sobą nie zabierał) - czy da radę sięgnąć kształtną pęciną po któryś z naszych plecaków czy też leżą one zbyt daleko?

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 21 marca 2016, 23:12

Tak, zdoła sięgnąć nogą po jeden z plecaków, ale z pewnością zauważy to strażnik.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 22 marca 2016, 12:24

Ładownia "Pięści Asgalun"

Figurka w dłoni czarownika ożyła nagle,natchniona tajemną mocą i Nehaher odczuł silne przyciąganie, jakie pojawiło się pomiędzy nią, a medalionem. Przełknął ślinę. Nie mógł wiedzieć, czy używa właściwego nośnika kontrmagicznego... Wszystko co robił było pewnego rodzaju eksperymentem, który mógł go kosztować życie...A jednak gniew, który nadal tlił się w jego sercu sprawił, że jego ręka nie drgnęła nawet gdy zbliżał posążek do przeklętego kamienia. Egzystencja bez własnej woli nie była wiele warta i po raz pierwszy zrozumiał, że w tej sytuacji wolałby raczej zginąć, niż pozostać niewolnikiem Menkary.

- Shadu Yu Dannu Elikunu Limqut. Ina Zumri Ya Lu Yu Tapparrasama!* - szepnął.

A później...

Sześcioro oczu magicznej figurki rozbłysło czerwienią. Czarownik poczuł, jak trzymany w drugiej ręce amulet poczyna gwałtownie drgać, niczym przerażone zwierzę. Nagle i zupełnie niespodziewanie posążek poruszył się! Dziwaczna hybryda ropuchy i byka otwarła swą paszczę, pożerając promień czerwonego światła, który wystrzelił z feralnego klejnotu. Trwało to jeno ułamek sekundy. Kamień wszakże przeszedł natychmiastową przemianę - oto utarcił barwę złowróżbnej czerwieni i przyjął odcień różu zmieszanego ze złotem.

Stygijczyk odetchnął głęboko, ujął w palce łańcuszek i zdjął przeklęty wisior...

[center]Obrazek[/center]
Zdejmuje wisior z siebie. MG, jeśli ma mnie to spalić, to daj mi znać.

* Fragment zaklęcia pochodzi z Zaczarowania Gór Mashu, z Necronomiconu Simona.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Zin-Carla
Reactions:
Posty: 162
Rejestracja: 06 maja 2015, 15:12
Kontakt:

Post autor: Zin-Carla » 22 marca 2016, 18:07

Ładownia "Pięści Asgalun"

Eyria otworzyła z wolna wciąż ciężkie jak z ołowiu powieki. Do jej uszy dochodziła jakieś stłumione pokrzykiwanie. Opierała równie ciężką głowę o drewnianą ścianę, blisko śmierdzącej niemiłosiernie plamy czegoś ... skupiła na niej wzrok ale szybko straciła ochotę roztrząsania cóż mogło by to być. Chciała dźwignąć ciało i rozetrzeć dziwnie ścierpniętą szczękę gdy wtem zorientowała się, że ma związane ręce.

- Co na wszystkie plugawe demony pustyni!- wybuchła w rozdrażnieniu. Rozejrzała się zamglonym wzrokiem i tylko przez chwilę pochwyciła pełne wyrzutu spojrzenie czarownika z załogi pirackiego statku, ale nie wiedziała o co może mu chodzić. Pewnie zachlał i ma kaca, co mu tak ryj szpetnie wykrzywia, pomyślała. Zaraz! Czy on.. Jej umysł z wolna wracał do pracy a wzrok ostrzył z coraz lepszą precyzją. Czy on nie jest również związany? Jak wszyscy...!?

- Pewnie zastanawiacie się, co to za naszyjniki ?

Jakie naszyjniki? pomyślała dziewczyna. I rozejrzała się po wszystkich. Ci, rzeczywiście nosili pulsujące złowrogą czerwienią kamienie, zawieszone na szyjach. Co to jakiś przegląd pstro ubzdżonych niewolnic na targu Zamory, że naszyjniki noszą. Myślał by k... urwała gdyż ujrzała jeden falujący także na jej oddychającej szybko piersi. Fakt związanych dłoni i dziwnych naszyjników, tlących się demonicznym ogniem nasunął jej myśl, że jej wcześniejsze słowa mogły okazać się prorocze.

Napięła mięśnie by rozerwać więzy i rzucić się z furią na ględzącego histerycznym głosem jakieś bzdury kapitana "Pięści Asgalun". Sznur jękną ale nie puścił i wtedy właśnie tuż przed nią spalił się jeden z ocalałych z jej złogi marynarzy, któremu kapitan darował z góry wątpliwą wolność. Ten ogień! Zadrżała. To nie był ogień z tego świata. Ogień, który ogrzewa wojowników w mroźną noc i daje im ochronę przed dzikimi bestiami. To był ogień demonów! Mogła nie wzywać ich imienia nadaremno! Smród spalonego ciała drażnił nozdrza i wszyscy siedzieli w ciszy, przepełnieni zgrozą widowiska. Eyria przyglądała się złowieszczemu amuletowi, lecz im dłużej go oglądała, tym bardziej nie dobrze jej się od tego robiło. Wewnętrzna intuicja ostrzegała przed plugawą mocą zaklętą w klejnocie. Czuła jakby miała na sobie jakiegoś obrzydliwego robala i zastanawiała się usilnie, jak się go pozbyć, lecz mroczne siły i ich działanie, ku chwale bogów północy, były jej obce. Niemniej jednak teraz... Westchnęła ciężko rozglądając się za wszelką inną formą ucieczki, z pominięciem punktu ściągania naszyjnika...

Jakiś tajemniczy, ledwo dostrzegalny rozbłysk przykuł jej wzrok. Zdawało jej się, że drobny posąg, trzymany w dłoni maga poruszy się i otworzył oczy. Wiele oczu. Z przerażenia wcisnęła się w ścianę. Nie dość, że jeden plugawiec ich spętał to teraz drugi siedzi zaraz tuż obok i właśnie...; i właśnie ściągnął swój wisior. Eyra niemal podskoczyła z wrażenia i z wyczekiwaniem w biła wzrok w Stygijczyka. Czyżby był w zmowie? A może zaraz stanie w płomieniach jak ten nieszczęśnik? A może... ? Wstrzymała oddech. Wszystkie plany ucieczki w jej głowie wstrzymały oddech również ... Czekała. Gotowa na wszystko co się teraz wydarzy.
Ostatnio zmieniony 24 marca 2016, 10:51 przez Zin-Carla, łącznie zmieniany 1 raz.
The oldest and strongest emotion of mankind is fear, and the oldest and strongest kind of fear is fear of the unknown

H.P. Lovecraft

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 22 marca 2016, 22:40

Pokład "Pięści Asgalun"

Obserwujący czarownika kątem oka Garro poczuł znienacka jak zasycha mu w gardle. Cokolwiek Stygijczyk właśnie uczynił, nie miało to niczego wspólnego z opatrznością Mitry - tego uzdrowiciel był całkowicie pewien. Posługując się czarną magią Nehaher zmienił barwę czarodziejskiego kamienia strażniczego w swoim wisiorze.

Zingarczyk obejrzał się ostrożnie w kierunku pilnujących więźniów strażników, ale obaj brodaci Shemici ograniczali swe obowiązki do sporadycznego obrzucania ofiar wzrokiem. Ich spojrzenia wędrowały najczęściej ku Caralli i podobnej do mężczyzny wojowniczce z północy, a wymowne gesty sprowadzane do łapania się za krocza jawnie dowodziły powodów takiego zainteresowania obiema niewiastami.

- Nikt nic nie spostrzegł - Garro przechylił głowę w kierunku dotykającego wisiora Stygijczyka - Zdjąłeś urok? Nie spopieli cię jak tamtego nieszczęśnika?
Jeśli Nehaher zaraz zginie, Garro do chwili dotarcia do lądu będzie się wyłącznie modlił - im bliżej brzegu, tym bardziej żarliwie!

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 23 marca 2016, 20:26

Sękata dłoń z trudem podniosła wieko niewielkiej szkatułki. W środku, na kawałku cienkiego jak papier złota leżała niewielka, szara kupka prochu. Młody mężczyzna o wyglądzie starca ostrożnie wyjął proszek, opanowując drżenie rąk. Wsypał całość do pozłacanego, bogatego kielicha i wymieszał z resztką wina, zamaczając w nim swój paskudny paluch zakończony pazurem przypominającym szpon.

- Moje zapasy się kończą - wychrypał w ściany pustej komnaty swojej wieży. Kątem oka dostrzegł, jak jego magiczny przyrząd zawibrował.

- A to co? Kazałem temu głupcowi zabić tylko jednego, ku przestrodze? Jak zginą moi wybrańcy... ekhu, ekhu! - zakasłał, po czym wypił zawartość kielicha.

Jego pomarszczona i poplamiona skóra wygładziła się. Włosy przybrały normalny, zdrowy kolor hebanowego drewna. Brązowe oczy znów zalśniły blaskiem pełnym życia. Przygarbiona postura zmieniła się w młodą i pełną wigoru.

Menkara wrócił do swego pierwotnego wyglądu i podszedł do swoich instrumentów magicznych, które zadrgały po raz trzeci. Z grymasem złości chwycił ze stołu niewielki posążek i wyszedł za zewnątrz swojej wieży, wołając przy tym sługi.

[center]***[/center]

Gdy ostatnia łyżka wygrywała marsz śniadania w drewnianej misce, Vanko był gotowy. Od pewnego czasu obserwował uważnie całe zgromadzone towarzystwo w klatce. Upatrzył już jednego, do którego miał najbliżej. Mężczyzna ów - z wyglądu pospolity argossańczyk o średniej budowie ciała i krótkich, brązowych włosach - nadawał się idealnie do próby. Zorian zorientował się, że jego kompan zaraz zrobi coś głupiego, i od niechcenia zasłonił tamtą dwójkę przed wzrokiem ciekawskich, wpatrując się za to na ruszającego się Nehahera, który manipulował dłoniami przy swojej szyi.

Czarownik zaś starał się opanować drżenie rąk. Figurka całkowicie pochłonęła energię jego naszyjnika, który stracił swoją barwę i wyglądał jak tania podróbka khitajskich rzemieślników. Czerwone oczy figurki wypełniły się blaskiem kamienia, po czym powoli ostygły, wracając do swojej starej barwy. Nehaher odetchnął z ulgą, gdyż kilka uderzeń serca później nic się nie wydarzyło. Figurka wróciła do swojej pierwotnej, zupełnie statycznej i pozbawionej życia pozy. Czarowonik ukradkiem przystawił jeszcze figurkę do naszyjnika na szyi Conana, ale nic się nie wydarzyło.

Zaraz gdy wrócił do swojej pozycji chcąc wykorzystać pozostały czas na medytację, Nehaher stracił przytomność, a z nosa zaczęła cieknąć mu krew ciurkiem. Bezwładnie opadł na siedzącego obok Garro, przygniatając go nieco.

W tym samym momencie w klatce wybuchła panika.

Jeden z mężczyzn na końcu klatki zapłonął ogniem piekielnym, tak jak kilkanaście minut wcześniej jego kompan. Krzyki konającego w męczarniach jak i smród palonego ciała niósł się po pokładzie niczym wiejskie plotki zazdrosnej i zawistnej kobiety. Ludzie w panice nacierali na kraty, by jak najdalej uciec od ognia; żelazo wytrzymało, lecz krzyk, panika i ścisk spowodowały, że co słabsze osoby straciły przytomność, w tym Caralla, deptana bezlitoście przez spanikowanych marynarzy.

Języki piekielnego ognia mimo że lizały zarówno pokład, jak i samego Vanko, nie czyniły im szkody.
Wszyscy w klatce otrzymują -1 do wszelkich testów za ścisk i duchotę. Caralla jest poważnie ranna; kilku innych marynarzy też. Strażnicy coś do was krzyczą, ale przez chaos nic nie słyszycie. Kraty są solidne, ale drewno, do którego są przymocowane, powoli pęka...
Spoiler!
Otrzymujesz 1 lekką ranę i wpadasz w magiczny trans. Będziesz nieprzytomny jeszcze przez kwadrans i nic nie będzie w stanie cię ocucić. Za to otrzymujesz wizję...:

Wiedza i władza, jakiej pragniesz, są na wyciagnięciu ręki...
Otworzyłeś oczy, gdy głos przemówił do ciebie. Masz wrażenie, że dobiega zewsząd. Widzisz wnętrze świątyni prastarej rasy, którą zniszczyliście i ograbiliście. Wężo-ludzie, praprzodkowie acherończyków. Rasa tak stara, że uchodziła za bóstwa w prymitywniejszych rejonach hyperborei.

Postać siedziała na ogromnym fotelu, postawionym na kilka metrów ponad poziomem podłogi. Patrzysz na zakapturzoną postać, która przed sobą trzyma kulę, wyświetlając w niej kolejne obrazy.

Spójrz, co dla ciebie pszyszyyykowałem - zasyczała już postać, wskazując ci roślinę, którą kojarzysz z poprzedniego snu. - To missssstyczny lotos, roślina, którą pożąda każdy czarownik... wzmacnia ona twoją moc do niewyobrażalnych rozmiarów! Wystarczy po nią sięgnąc... odważysz się, człowieczku? Czy dalej będziesz sługusem swojej słabości>
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

koszal
Reactions:
Posty: 2787
Rejestracja: 15 marca 2012, 13:35
Been thanked: 1 time

Post autor: koszal » 23 marca 2016, 21:09

Na dwoje babka wróżyła. -pomyślał Vanko patrząc porozumiewawczo na Zoriana, który najwyraźniej przejrzał jego koncept. Szarpnął naszyjnik i automatycznie skrzywił twarz, jakby agrosańczyk miał wybuchnąć. Coby się nie stało albo przecież by się ogniem zajął, albo by go ów niewdzięcznik zratowany mógł z rozentuzjazmowania kuksańcem solidnym zdzielić.
Przynać musiał Vanko, choć weteran był z niego w kwestii niewolnictwa, że w materii witalnej, strach przed wszystkim innym dodaje ruchliwości. O wiele prędzej niż się spodziewał jęli wrzeszczeć wszyscy, a cisnąć się byle dalej od zgorzelca pechowego, na drodze ku mądrości ofiarowanemu.
Cóż było czynić? Jął gardło zdzierać i pchać się jako inni. Przestrach udawał świdrując oczyma, miejąc na uwadze, by tych rozpoznać, co w onej chwili spokój i odwagę najwiekszą wykazali.
Albowiem bohaterowie tacy warci są uwagi. Lepiej z takowymi w chwili ucisku blisko się trzymać.. nooo.. do czasu oczywiście, jak zdarzy się lepsza okoliczność. Wówczas trzeba pozwolić im w chwale dokonać żywota, gdy odwaga nad rozumem zbytnią w nich przewagę weźmie, samemu się większą kierując rozwagą, albo li gdy i rozum odmówi współpracy, krew z głowy pchnąć ku nogom, dając im sprężystość.
Ostatnio zmieniony 24 marca 2016, 19:49 przez koszal, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 23 marca 2016, 22:45

Nie bacząc na własne bezpieczeństwo Garro zrobi wszystko, by uratować Carallę!
[offtopic]Keth. To ja bardzo proszę byś w opisie owego ratunku skontaktował się ze mną zanim go zamieścisz [/offtopic]
Ostatnio zmieniony 23 marca 2016, 23:10 przez Keth, łącznie zmieniany 1 raz.

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 25 marca 2016, 21:13

Krzyknięcie Conana było niczym rozkaz, którego niewykonanie wiązało się ze śmiercią. Przywróceni do porządku ludzie powoli wracali do siebie, schodząc z leżących i poobijanych ludzi. Garro przepchnął się do leżącej i oddychającej ciężko Caralli, która ledwo trzymała przytomność, wiedziona jedynie silną wolą przeżycia. Kolejne krótkie komendy Conana zaprowadziły spokój, nim Khannon wpadł do pomieszczenia.

W czasie, gdy Garro opatrywał swoją kochankę, a nieprzytomny Nehaher leżał na ziemi, Eyra dostrzegła coś w misce, w której wcześniej była kasza.
Spoiler!
W misce po jedzeniu znajdujesz zestaw do otwierania zamków. Ktoś musiał go tam podrzucić.
Wściekły kapitan Khannon klnął i groził na przemian, zapewniając i ciesząc się, że już wkrotce dobiją do brzegu i problematycznych więźniów przejmie Menkara.

- Jeszcze raz zdarzy się taka sytuacja, to postaram się, byście wszyscy zginęli w paskudny sposób! - zapewniał gorączkowo, chodząc wzdłuż klatki w tą i z powrotem. Kilku przybyłych na miejsce strażników łypało podjeżliwie wzrokiem na osadzonych, ale milczeli. Z twarzy znikły im szelmowskie uśmieszki. Sytuacja robiła się poważna i nikt nie chciał ryzykować zbędnego rozlewu krwi.
Wygląda na to, że sytuacja się uspokoiła. Caralla ma obite żebra i sporo siniaków/stłuczeń/otarć. Będize potrzebowała kilku dni spokoju i wypoczynku, ale z pewnością nie zagraża to jej życiu, jak się na początku wydawało. Conan próbuje też dojść do sprawcy zamieszania i dedukuje, czy mężczyzna sam spłonął czy ktoś mu dopomógł... Ostatnie akcje i PW i przechodzimy do kulminacyjnej sceny tego aktu!
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Zin-Carla
Reactions:
Posty: 162
Rejestracja: 06 maja 2015, 15:12
Kontakt:

Post autor: Zin-Carla » 25 marca 2016, 21:29

Pokład "Pięści Asgalun"

Rudowłosa dziewczyna lustrowała uważnie czarnoksiężnika. Nic się nie stało. Nie spłonął, nie zamienił się w plugawą bestię (gorszą niż już był, oczywiście), nie zamienił się w węża (Eyria uważała, że wszyscy Stygijczycy są tak naprawdę wężami, którzy przyjmują czasem ludzka postać. Ich język syczał i szeleścił nieprzyjemnie tak, że zawsze dostawała ciarek, a jej wytrenowany barbarzyński instyt kierował rękę w stronę miecza). Obserwowała równie uważnie gdy sługa mrocznych sił zaczął majstrować coś przy naszyjniku Conana. Z ulgą przyjęła myśl, że może nie jest taki zły, na jakiego wygląda i uda mu się swoją mroczną magią przeciwstawić magii tego drugiego i uwolnić ich. Oczywiście ciekawe co będzie chciał w zamian. Przeklęła w myślach. Przeklęte psy cywilizacji. Wszystko w ich oczach ma cenę i nie ma w nich naturalnej dobroci. Ich skażone wydumaną kulturą dusze pławią się w zepsuciu, otaczając się pustymi idolami...

Jej rozmyślania przerwał jednak ryk paniki i nagłe tornado ludzkich rąk, głów i nóg, okraszone zapachem spalenizny. Szczęśliwie siedziała w rogu celi i tam też pozostała zapierając się plecami do ściany, trzymając pięści i łokcie gotowe do obrony przed wirującym tłumem.

Władczy głos szybko uspokoił te śmierdzące szerszenia i dziewczyna po raz kolejny spojrzała z uznaniem na kapitana. Jego amulet nie zmienił jednak koloru. Czyżby więc czarnoksiężnikowi się nie udało? A może mu przerwano? Czyżby to on się właśnie spalił? Rozejrzała się do okola szukając wśród pirackich ryji tego jednego, Stygijskiego i wtedy właśnie dojrzała coś w misce po kaszy.

- Na Ymira! - wykrzyknęła cicho do siebie. - Jak? Co to tu robi?

Podeszła korzystając z zamieszania jakby nigdy nic do misy udając, że coś jej upadło i szybko schowała upaprane kaszą znalezisko w dłoni przed wzrokiem ciekawskich. Na wszystkie krainy Północy, nie umiała się tym posługiwać za krztę! Ale ktoś pewnie potrafił... Rozejrzała się jeszcze raz po wszystkich mordach ale żadna z nich nie wzbudzała w niej odpowiedniego przekonania. Żadna oprócz jednej.

Podeszła do kapitana nie istniejącej już Gwiazdy Argos:

- Kapitanie - Jej głos był silny i pewny, ale wyrażał szacunek do chmurnego Cymeryjczyka. Patrzyła mu znacząco prosto w oczy, mówiła szeptem by reszta nie słyszała. Nie wiedziała na ile może ufać tej bandzie bezmózgów. - Chyba, ktoś podrzucił nam to celowo podczas zamieszania. - Powiedziała do Conana.

Otworzyła dłoń ukazując pełen zestaw do otwierania zamków...

[center]Obrazek[/center]
Ostatnio zmieniony 29 marca 2016, 17:14 przez Zin-Carla, łącznie zmieniany 1 raz.
The oldest and strongest emotion of mankind is fear, and the oldest and strongest kind of fear is fear of the unknown

H.P. Lovecraft

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 26 marca 2016, 09:55

Pokład "Pięści Asgalun"

Lewe oko uzdrowiciela szybko zniknęło pod opuchlizną, będącą jaskrawym dowodem tego jak wściekle potrafili walczyć o życie ludzie uciekający przed żarłocznymi jęzorami ognia. Częściowo oślepiony, srodze poturbowany, Garro nie zwracał uwagi na własny ból. Jego uwagę zaprzątała niepodzielnie Caralla, znajdująca się w jeszcze gorszym stanie, co Zingarczyk. Smukła kobieta o lekkiej budowie ciała została w ścisku i tłoku dosłownie zdeptana, jej skórę znaczyły krwawiące podrapania, do których już niedługo miały dołączyć liczne siniaki. W dostrzegalnych pod plątaniną długich włosów zamglonych oczach zanikał błysk inteligencji, stępiony paroksyzmami przeraźliwego bólu promieniującego w całym stłuczonym okrutnie ciele.

Starając się nie dotykać towarzyszki zbyt natarczywie, uzdrowiciel przeprowadził ją w róg klatki i pomógł usiąść badając jednocześnie stan najważniejszych kości kobiety. Wszystko wskazywało na to, że dzięki opatrzności Mitry Caralla nie doznała żadnych złamań, ale niepomiernie zatroskany Garro nie mógł wykluczyć istnienia obrażeń wewnętrznych, o których w tej chwili nie miał jeszcze pojęcia.

- Nie ruszaj się bez potrzeby - powiedział uzdrowiciel wstając jednocześnie z kucek i odwracając głowę w kierunku zasępionych strażników - Nie wiem jakich bogów wyznajecie, wszelako okażcie choć odrobinę miłosierdzia, a i wam kiedyś zostanie ono okazane! Jestem medykiem, potrzebuję choćby miski czystej wody!
Koszalu, nie zdążyłem nic uzgodnić, MG popchnął akcję dalej!

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 30 marca 2016, 22:06

- Czystej wody i ręczników! - powtórzył jeden ze strażników, a drugi z poważną minął zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Przeszedł w te i wewte, rozłożył ręce i ze smutkiem w głosie oznajmił kamratowi ale na tyle głośno, że słyszał go i Garro.

- No niestety! Znalazłem tylko czysty jedwab i magiczne leczące amulety wprost z Luxoru*. Po czystych szmatkach i wodzie ani śladu!

Obaj ryknęli gromkim śmiechem, trzymając się za boki i kręcąc głową z niedowierzaniem.

- Źle trafiłeś, zingarski łapiduchu. Radź sobie tym, co masz pod ręką! A następnym razem lepiej się nie odzywaj, bo mój przyjaciel Raahel ma tylko dzisiaj dobre poczucie humoru - dodał niby przyjacielsko ten pierwszy, dotykając znacząco po głowni sejmitara zatkniętego za pas.

Kilka metrów dalej, w głębi klatki, gdy część osadzonych wymieniała uwagi odnośnie ostatnich wydarzeń, Conan wraz z czerwonowłosą kobietą przyglądali się zestawowi złodziejskiemu przemyconego w jedzeniu. Barbarzyńca kiwnął głową z radości ale zaraz się zasępił. Zebrał okolicznych ludzi do siebie i szeptem podjął rozmowę.

- Gdy tylko otworzymy klatkę, demony wiedzą czy nasze naszyjniki niezapłoną. Już wiemy, że ściąganie ich to marny pomysł, a podczas walki bardzo łatwo o ich uszkodzenie i natychmiastową, bestialską śmierć. Proponuję zaczekać, aż dobijemy do brzegu i tam usiec Menkarę gdy będzie okazja. Zaś zestaw zachowaj - tu Conan zwrócił się do Eyry. - I w odpowiednim momencie rozkujesz moje metalowe okowy. Gdy będę wolny, szybko policzę się ze zdrajcami - jego zęby błysnęły w złowieszczym uśmiechu a on sam podjął się pomocy przy opatrywaniu rannych, którzy jęczeli leżąc na podłodze.

Medyk bezustannie trwał nad swoją kochanką, zaciskając zęby ze złości na bezlitosnych strażników. Kątem oka dostrzegł też budzącego się Nehahera, któremu strużka krwi ciekła z nosa.

*Luxor - bogate, ogromne miasto Stygii; miasto pełne magii, świątyń, piramid i wszechobecnego przepychu. Jest tu też jeden z cudów ówczesnej Hyboreii: świątynia-piramida ku czci Seta.

[center]***[/center]
Było wczesne południe, gdy chmury zgromadziły się nad portem w Asgalun. Więźniowie zostali wyprowadzeni z klatki na pokład i w ciszy oczekiwali przybicia do brzegu. Ku ich zdzwinieniu - ich pełen ekwipunek został im zwrócony.

Lekki, letni deszcz powoli i leniwie opadał na statek. Mewy wrzeszczały w akompaniamencie ujadań psów i krzyków ludzi tłoczących się w porcie. Ot, normalny dzień dla pracowitych ludzi.

Na brzegu czekało kilku ludzi odzianych w bogate zbroje. Więźniowie zostali wyprowadzeni ze statku i postawieni przed oblicze zbrojnych, nie wbudzając jednak większego zainteresowania. W milczeniu cała grupa wraz z eskortą przemaszerowała w stronę jednego z bocznych placów w dzielnicy portowej. Tam na środku stał niewysoki mężyczna odziany w czarny płaszcz. Strużki wody spływały mu po kapturze i opadały na wilgotne kamienne płyty, wyścielające plac - który jak się okazało - służył do wieszania piratów, o czym świadczyły między innymi liczne szubienice z powieszonymi trupami w szczątkach pirackich ubiorów.

Po długiej chwili ciszy pełnej nieuchwytnego napięcia, postać przemówiła.

- Znów się spotykamy... - swe słowa skierowała w stronę Garro i Nehahera. Obita Caralla ledwo stała na nogach, wspierając się na swoim wybawicielu i kochanku. - Tym razem w uszczuplonym gronie, co? I tym razem to ja jestem górą! - chwila dumy przerywana była chrząknięciami. - Ach tak, Khannon. - jeden z uzbrojonych mężczyzn wyciągnął sakiewkę i rzucił kapitanowi "Pięści Asgalun". Ten chwycił sakiewkę w locie i rozsłupał ją, przeliczając.

Po chwili kiwnął głową i dając znać swoim ludziom, wrócił na statek. W tymczasie Menkara obszedł więźniów dookoła.

- No proszę, proszę! Slawny Conan bukanier! No, no! I mniej sławny Zorian wraz z Vanko! Jedne z większych pijackich duetów pośród najlepszych najemników na zachodzie. I wszyscy na moje skinienie!

Chwila satysfakcji Menkary trwała długo; mężczyzna upajał się swoją władzą przez każdą sekundę, dając temu upust. Lecz nikt się nieodezwał, gdyż każdy miał w pamięci co się stało z dwoma marynarzami i ich naszyjnikami.

- Podoba się wam mój prezent?! - zapytał Menkara, na wpół krzycząc z podniecenia. - Tak, tak! Zamówiłem go specjalnie na Tortudze, zanim ta przeklęta wyspa poszla w zapomnienie. I pewnie zastanawiacie się, dlaczego wciąż żyjecie... cóż. Otóż jest pewna kwestia... - stygijczyk ledwo opanowując podniecenie krążył przed szeregiem więźniów. Choć wszyscy - prócz Conana - mieli wolne ręce i dłonie, nikt nie odważył się wystąpić. Uzbrojeni najemnicy Menkary, gotowi w każdej chwili do ataku, też robili swoje. Eyra naliczyła ich dwudziestu jeden, w tym kilku chowających się za rogiem i uzbrojonych w naładowane kusze. Ciężko...

- Gdy ja zginę, zginiecie wszyscy - jakby odkrył myśli rudowłosej. - Wracając. Połowa z was... o! Ty, ty, ty... ty, ty i ty! - powiedział, wskazując palcami na Garro, Nehahera, Vanko, Eyre i dwóch roślejszych piratów - pójdziciecie w pewne miejsce, zaś reszta z was będzie moim dodatkowym zabezpieczeniem... otóż, gdy nie zrobicie co wam każę - puff! Wszyscy zginiecie! - powiedział, upajając się wciąż swoją władzą. - Wszyscy! Zginiecie! - powtórzył, ale zaraz się rozkaszlał. - To co? Chcecie usłyszeć, co wasz pan i władza, wielki Menkara wam rozkazuje?

Wprawny obserwator z pewnością zauważyłby, że w oku Menkary błysnęła iskra szaleństwa. Szaleństwa, które dopiero ma nadciągnąć i objawić się światu z niszczycielską siłą...
Coś robicie czy biernie czekacie na rozwój sytuacji?
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 31 marca 2016, 17:51

Pokład "Pięści Asgalun"

Czarownik podniósł się z ziemi, przetarł ręką twarz i przez chwilę przyglądał się zabarwionym na czerwono palcom. Dopiero później usiadł w kącie, opierając się o pręty klatki. Przez chwilę po prostu wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń, starając się dojść do siebie. Myśli i wrażenia wskakiwały powoli na swoje miejsca... A wraz z nimi powróciło wspomnienie wizji. Miał teraz szansę, być może jedną na dziesięć tysięcy... Nie mógł jej zatem zmarnować.

Rozejrzał się i dopiero wtedy ujrzał wbite w siebie spojrzenia jego towarzyszy. A także kobiety o rudych włosach. Zapewne wszyscy widzieli, co uczynił wcześniej... W takim wypadku musiał ich ostrzec, by nie zdradzili się nierozważnym słowem, lub, co bardziej prawdopodobne - myślą... Uśmiechnął się blado i wstał chwiejnie przytrzymując się krat.

- Cokolwiek by się nie działo - odezwał się ściszonym głosem - Nie zdradźcie Menkarze, że zdjąłem ten talizman. To nasza jedyna nadzieja. Nie myślcie o tym w jego obecności, on może być władny czytać myśli... I cokolwiek się będzie działo, zaufajcie mi, choć nie powinniście także myśleć o tym... Nie przy nim... Znajdę sposób, aby go zniszczyć, ale on nie może o tym wiedzieć... Rozumiecie?

Miał nadzieję, że pojęli, choć po tych barbarzyńcach trudno się było czegokolwiek spodziewać. Garro zaś wyglądał, jakby o wiele bardziej obchodził go stan jego niewiasty i jakby jedynie częściowo skupił się na wypowiedzi czarownika. Trudno. Nie chciał wprowadzać ich zbyt dokładnie w swój plan. Mogliby zacząć o nim myśleć, a to byłoby niebezpieczne. Wolał, by odczuwali emocje w naturalny sposób. Tak powinno być, jeśli miał przechytrzyć Menkarę...

Usiadł z powrotem na ziemi i skrawkiem odzienia starł krew z twarzy. Po czym skupił się na medytacji.
Powyższą wypowiedź kierowałem tak, by słyszeli mnie: Garro, Conan i Eyra (która najwyraźniej zauważyła moje machinacje z medalionem).
Łańcuszek od medalionu zostawiam na sobie, tak by wyglądało jakbym miał ten talizman ukryty pod koszulą.
Staram się odmedytować ile mogę.
[center]***[/center]
Dzielnica portowa w Asgalun

Obserwował uważnie całe zdarzenie, a przede wszystkim zachowanie Menkary. Z cichą satysfakcją zauważył błysk rosnącego obłędu w oczach adwersarza. Zdusił jednak wszelkie myśli na ten temat i przywołał na twarzy wyraz pewnej konsternacji, zmieszanej z pełnym lęku podziwem. Nie mógł się teraz zdradzić, zwłaszcza w tak głupi sposób. Poza tym zawsze lubił teatr... I choć szlachetne urodzenie nigdy nie pozwalało mu zajmować się nim profesjonalnie, to jednak posiadał pewien talent w tej dziedzinie...

- O tak, wszechmocny Menkaro! - odezwał się uniżenie, padając na kolana z wyrazem uniesienia na twarzy. - Wybacz, że nie dostrzegałem wcześniej twej potęgi i geniuszu. Dopiero teraz widzę, jak bardzo przewyższasz mnie pod każdym względem. Mam nadzieję, że wybaczysz mi moje uprzednie działania... Wszakże, nawet w najśmielszych snach nie przeczuwałem jak wielka jest twa mądrość i moc! Mój mistrz był jeno pyłem u twych stóp! Ja sam zaś nie jestem godzien wiązać ci rzemienia u sandałów! Zechciej przeto objawić mi swą wolę! Chętnie ją wykonam, mając nadzieję, że gdy powrócę dostrzeżesz mą użyteczność i uczynisz mnie jednym ze swych uczniów! Niczego więcej po prawdzie nie pragnę, jak studiować pod twym światłym przewodnictwem!
Pilnuję swoich myśli, cały czas zapełniając głowę banialukami o potędze i cudowności Menkary i tego, jak bardzo chciałbym u niego studiować.
Spoiler!
Używam Oszustwa wraz z atutem Manipulator (+1 Oszustwo) do tego zastanawiam się, czy w obecnej sytuacji mogę dostać jakiś plus z uwagi na mój aspekt (Cel postaci?). Bardzo mi bowiem zależy na otrzymaniu zadania od tego starego dziada i upatrują w tym własne możliwości.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 31 marca 2016, 21:23

Dzielnica portowa w Asgalun

Słuchający obłąkańczego wywodu Menkary Garro stanął tak, by obolała i wycieńczona Caralla zniknęła za jego plecami. Dziewczyna w niewielkim już stopniu przypominała piękną długowłosą ladacznicę z Tortugi, słaniała się na nogach ze zmęczenia. Widząc to uzdrowiciel czuł wzbierającą w sercu lodowatą wściekłość, jakiej wcześniej nie doświadczył nawet w obliczu przerażającego krakena.

Lecz chociaż w jego umyśle zrodził się pomysł skoczenia czarnoksiężnikowi do gardła, zdrowy rozsądek przeraźliwym wrzaskiem tego czynu odradzał. Menkara miał przy sobie dobrze uzbrojonych przybocznych, gotowych bez mrugnięcia okiem zasiec matkę z niemowlęciem przy piersi, a co dopiero niepokornego zingarańskiego medyceusza.

- Mitro, panie wszelkiego życia, racz wejrzeć na mnie łaskawie - zaczął szeptać niemal bezgłośnie Garro, nie spuszczając z Menkary wzroku.
Na razie bierna postawa...

ODPOWIEDZ